Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Choroby z autoimmunoagresji a ciało - umysł - dusza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Marzec 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Choroby z autoimmunoagresji a ciało - umysł - dusza - ebook

Choroba Hashimoto, Alergie i nietolerancje pokarmowe oraz Fibromialgia stają się we współczesnych czasach chorobami epidemicznymi. Jeśli dotyczy Cię któraś z nich, to szczególnie sięgnij po tę książkę!

Autorka przywołuje dziesiątki prac naukowych i opracowań, ale drąży temat znacznie głębiej, włączając nie tylko ciało, ale umysł i duszę. Z tej wielkiej syntezy wyłania się nie tylko obraz nas samych jako wielowymiarowych, ale także przyczyn tego, dlaczego chorujemy i co możemy zrobić, aby temu zapobiec dla siebie i na kolejne pokolenia. Ignorancja bowiem tych problemów już zbiera "żniwa" w postaci tzw. "złamanego mózgu", który ogarnia już biliony osób na świecie.

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63428-60-0
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Medycyna stała się w praktyce leczenia bezsilna,

widząc chory narząd, a nie człowieka,

będącego jednością i całością.

&

Duchowy aspekt doświadczeń ludzkich

zjednoczy się nie tylko w medycynie jutra,

ale także w zintegrowanych naukach technicznych, biologicznych i humanistycznych oraz ścisłych.

Prof. dr n. med. Julian Aleksandrowicz

&

Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie,

poczucie własnej słabości, niepewności i lęku,

tym większa tęsknota za czymś,

co go z powrotem scali,

da pewność i wiarę w siebie.

Prof. dr n. med. Antoni KępińskiKILKA SŁÓW O KSIĄŻCE

Książka powstała jako odzew na powtarzanie w środowiskach związanych z medycyną, dawno obalonej „prawdy”, że choroby w większości nie mają znanych przyczyn. Dotyczy to szczególnie chorób z autoimmunoagresji.

Już ponad 30 lat temu, pracując naukowo w medycynie, nie mogłam uwierzyć twierdzeniom, ze przyczyny chorób są nieznane. Czy to w ogóle jest możliwe? Kto głosi takie „prawdy”? Kto zatwierdza taką fikcję? Gdzie jest nauka? Od czego jest nauka? Czyżby nie od tego, aby dochodzić do prawdy, poszukiwać zrozumienia tego, co nieznane? Czy istotnie tego nie bada? A może istnieje ogromna luka w wiedzy powszechnej i zjawisko istniejące w całym społeczeństwie – fakt, że ludzie w większości nie czytają – odnosi się też do osób związanych z medycyną, szczególnie lekarzy? A przecież ich obowiązkiem jest uczyć się nieustannie!

A może wreszcie nauka nie używa wszystkich narzędzi badawczych do odkrycia tego co subtelne, ignorując np. badania fizyki kwantowej, podobnie jak intuicję, wglądy, prekognicję, a wreszcie emocje i myślenie, przyjmując „stadne myślenie” za swoje i powtarzając oklepane poglądy przez długie lata? Kto widział drzewa rosnące bez korzeni? Kto widział skutek bez przyczyny?

Czy indywidualna świadomość zatrzymała się ponad 300 lat temu, kiedy przyjęto za dogmat, że człowiek to tylko ciało fizyczne, bezduszna maszyna? Gdzie odnajdujemy się w tym obrazie my, jako jednostki (świadome podmioty), z naszym mózgiem, ale też strukturami przetwarzającymi dane elektryczne na biochemiczny metabolizm? Czy nikt nie myśli, a ten, który odważy się myśleć, jak np. Włodzimierz Sedlak – twórca bioelektroniki, zostaje „wykopany” z niej i nie znajduje w niej miejsca nawet wiele lat po śmierci, bo miał odwagę myśleć „inaczej”?

Wiele lat temu, przebywając w jednej z wiosek ekologicznych – Findhorn Foundation – w tamtejszej księgarni zauważyłam książkę dr Ursuli Anderson, (brytyjskiej lekarki o dwóch specjalizacjach: psychiatrii i pediatrii, długoletniej przedstawicielki przy WHO) – IMMUNOLOGY OF THE SOUL. THE PARADIGM FOR THE FUTURE. Będąc immunologiem, sięgnęłam po nią natychmiast. Wykształcona jednak w starym paradygmacie, a więc tylko fizyczności, nie zdawałam sobie sprawy, że dusza – moja dusza – w jakiś sposób może być związana z immunologią. Po pierwszym przeczytaniu tej książki już wiedziałam, że jest inaczej.

Ale stare nawyki, poglądy, uwarunkowania są wrośnięte w społeczną tkankę i muszą być z niej wyplenione oraz zastąpione innym paradygmatem, gdyż nie pasują do współczesności, do epoki rozwoju duchowego, zrozumienia istoty Życia i ratowania go przed zagładą czynioną ręką ludzką – w ignorancji ich skutków. Już wtedy byłam psychosyntetykiem - „uprawiałam” psychologię z duszą. Natomiast specjalizacja – immunologia była częścią mnie znacznie wcześniej. Musiałam ją zweryfikować na samej sobie, zrozumieć, po co mi ona była, uświadomić sobie, że nie jestem tylko ciałem, ale całą moją głębią, pokoleniową głębią, a przede wszystkim przekazaną mi pamięcią – skąd przychodzę, kim jestem i dokąd zmierzam?

Dr Ursulę Anderson poznałam osobiście w Oksfordzie, gdzie na World Forum w 2012 roku wygłaszała po mnie wykład o „edukacji dla przyszłości” (którą zajmowałam się od lat). Obydwie mówiłyśmy o sprawach podobnych – o traumie dzieci: ja – o swojej – jak wpłynęła na jakość mojego życia i moje badania z tym związane, a ona – o setkach, a może tysiącach innych dzieci, które z powodu swoich traum, zamiast otrzymywać wsparcie i uzdrowienie na poziomie ich duszy – immunizację duszy – są leczone środkami z poziomu fizyczności – nieskutecznie. Pogarsza to dramatycznie ich fizyczny i psychiczny stan, powodując zresztą społeczne zagrożenia w postaci kopiowania pokoleniowych wzorców. O tym pisałam w poprzedniej książce p.t. „Lustra na pokolenia”. A przecież ten problem powstał na innym poziomie, niż ten, na którym „leczone” są jego skutki – dlatego otrzymujemy takie efekty – brak efektów!

Istnieje na świecie wiele przypowieści, mówiących o tym, gdzie Bóg zakopał w człowieku sekret jego istnienia, istoty życia – miłości. Szukamy ciągle na zewnątrz, ponieważ trudno nam zrozumieć samemu, że on jest zakopany w każdym z nas – w naszej duszy.

Jako immunolog oraz wieloletni naukowiec „z pasji” mam „w genach” poczucie, że stale „wiem, że nic nie wiem”. W związku z tym potrzebuję nieustannie dokształcać się, aby „być na bieżąco”, kopać głębiej, docierając w końcu do istoty problemu – jego przyczyny, pierwszej przyczyny.

Tymczasem wielu absolwentów studiów medycznych kształcenie kończy na studiach, gdzie w podręcznikach znajduje dawno zdezaktualizowane informacje, nieadekwatne do nieustannego postępu wiedzy, natomiast kontynuuje szkolenie w firmach farmaceutycznych, które ukierunkowane są na sprzedaż leków. W czasach moich studiów i pracy zawodowej nie było możliwym, a wręcz nieetycznym, aby lekarz czy farmaceuta zajmował się reklamą leków, gdyż służyły one wyłącznie chorym na określone schorzenia i były „z przepisu lekarza”. Pozostałe produkty apteczne wspomagały proces leczenia, będąc dostępnymi bez recepty, i można o nich było zasięgnąć informacji u farmaceuty w aptece.

Teraz jest inaczej – całe społeczeństwo leczy się samo, a telewizja stała się źródłem informacji o lekach – do stosowania na co dzień, jak też ludzie robią w każdej, nawet dramatycznej sytuacji. A przecież sami nie wiedzą, czy to nie doprowadzi ich do tragicznych skutków na wielu poziomach własnego „ja”!

W przeciągu mojego życia z pewnym niepokojem, a następnie z przerażeniem obserwowałam, jak zawody medyczne same się deprecjonowały, a ich przedstawiciele stawali się sprzedawcami, a wręcz „naganiaczami” do zakupu leków, które przecież nie są zwykłymi produktami, jak np. żywność czy kosmetyki, a ponadto mają wiele objawów ubocznych i niepożądanych. Dotyczy to szczególnie sytuacji, gdy są przyjmowane „hurtowo”, od kilku różnych specjalistów. Ci specjaliści nie znają przecież wszystkich preparatów i nie są świadomi nie tylko tego, co przyjmuje pacjent od kogoś innego, ale również tego, jakie mogą zachodzić pomiędzy lekami interakcje. Ponadto ważnym elementem „leczenia” jest wiek pacjenta, i to zarówno dziecka, jak i starszej osoby. Każdy z leków ma tutaj swoje ograniczenia, szczególnie używany „w zespole”.

Z tymi samymi negatywnymi odczuciami obserwowałam przeklasyfikowanie np. środków przeciwbólowych, mających szczególnie wiele wspominanych wyżej ograniczeń, do tzw. preparatów OTC – ogólnodostępnych dla każdego człowieka bez recepty. Ludzie przyzwyczaili się „leczyć samych siebie” oraz rodzinę (w tym dzieci!!!). Serwują im środki, które dawniej były absolutnie zabronione w dawkach, w których obecnie są używane, które również nie były podawane dzieciom ze względu na ich niekorzystne działania na ich rozwój i wpływ na przemiany metaboliczne. Podobnie było z antybiotykami, które lekarze przepisywali przy każdej okazji na przeziębienie czy wirusowe infekcje!

Na skutki nie trzeba było długo czekać. Mamy obecnie kolejne generacje antybiotyków, które nie działają, ponieważ na przestrzeni lat mało kto zlecał badanie zwane antybiogramem. Mamy też „nieznane pokłady” antybiotyków w mięsie drobiu i innych zwierząt rzeźnych, które pobudzają nie tylko antybiotykooporność, ale także są przyczyną wielu alergii i to odzywających się już w kolejnych pokoleniach. A wszystko to miało miejsce w imię skutecznego „leczenia”, jak również pod sztandarem „nauki”, zresztą licznych jej dziedzin.

W przeszłości nauka, a szczególnie medycyna, nie była finansowana przez firmy farmaceutyczne. Każdy naukowiec „uprawiał” naukę, jako część swoich zainteresowań. To był jego zawód, za który dostawał pieniądze w ramach swojej pensji. Obecnie nie dość, że robi to na zlecenie, to dodatkowo otrzymywane wyniki mają być zgodne z oczekiwaniami, co zostaje wynagrodzone dodatkowymi profitami. Gdzie zostały zgubione moralne aspekty pracy, gdzie podziała się etyka osób, które za pieniądze są w stanie zrobić wszystko, nawet zaprzeć się siebie, swojej duszy?

Jest to zarówno tragiczne, jak i żenujące, ponieważ podstawową zasadą medycyny jest przysięga Hipokratesa – „primum non nocere”, a więc etyczne działanie względem człowieka, któremu trzeba pomóc i zrobić wszystko we własnej mocy, aby „nie szkodzić”. Podstawowym wymogiem więc jest nieustanna edukacja, trwająca przez całe życie zawodowe: jest ona etycznym wymogiem względem samego siebie. Dotyczy to szczególnie absolwenta, kończącego studia, który bierze na siebie ogromną odpowiedzialność za jakość życia, a nawet życie czy śmierć drugiego człowieka.

Moje wieloletnie dociekania, dotyczące problemów zdrowia/choroby i ich uwarunkowań leżących w różnych sferach życia, doprowadziły do sytuacji, w której moja wiedza i refleksja, a szczególnie praktyka znacznie oddaliły się od tego, co proponuje się nadal pacjentowi, uwikłanemu w przeróżne indywidualne życiowe sytuacje. Tymczasem właśnie pacjent - niepowtarzalna jednostka ze swoją historią - otrzymuje „pomoc” w postaci zbiorowego działania dla grupy „astmatyków, alergików, cukrzyków” itp., opartą na likwidowaniu objawów.

Warto, aby świat medycyny przyjął do wiadomości, że każdy choruje inaczej. Osobiste doświadczenie pacjenta, jego historia życia i przodków, sposób myślenia o sobie i świecie oraz emocjonalnego reagowania mają zasadniczy wpływ na to, jak długo choroba zasiedla się w jego ciele i czy w ogóle jest szansa na jej zlikwidowanie. Może też istnieć ryzyko przekazania jej kolejnemu pokoleniu i konieczność przemyślenia, jak temu zapobiec.

W medycynie przyjęło się bowiem za „leczenie” – usuwanie objawu danego problemu, nawet, gdy znika on jedynie na kilka godzin. W konsekwencji prowadzi to do przyjmowania leków „przewlekle” do końca życia. Warto by uświadomić sobie, czy to jest leczenie? – Czego? Jeśli objaw pojawia się za kilka godzin? Ponadto sama forma używanego czasownika „leczenie” urąga procesowi: jest to bowiem forma niedokonana, wiecznie trzymająca pacjenta w poczuciu „trwającego procesu”, ale nigdy nie osiągającego „ukończenia”.

Z punktu widzenia psychologicznego słowo „leczenie” (podobnie zresztą jak „pacjent” – osoba podległa, przyporządkowana, nieudolna, niesamodzielna), to umocowywanie osoby w chorobie, myśleniu o niej, złudnej nadziei na coś, co nie chce przyjść i nigdy nie przyjdzie, bo on – pacjent - ma w umyśle zakodowane, że jest „leczony” – ale efektu nie doczeka się nigdy. Jaki to daje wizerunek tego, co/kto leczy, całej medycyny jako przywracającej zdrowie, którego pacjent nigdy nie ogląda? Dlaczego tymczasem pojawiają się jak grzyby po deszczu nowe zawody, jak np. coachów zdrowia, których zadaniem jest uświadamianie klientom, że ich sposób myślenia ma zostać zmieniony na „sprawczy”, pozytywny, odpowiedzialny za swoje zdrowotne wybory? Co one pokazują medycynie – co dopełniają, a może coś odbierają? A może warto zainteresować się tą przestrzenią, włączyć ją do sfery „służby zdrowiu”, zamiast okopywać się na swoich, dawno już nieefektywnych pozycjach „leczenia” chorób?

Może warto także zwrócić uwagę na pedagogów, psychologów zdrowia, absolwentów wychowania fizycznego, rehabilitantów, socjologów, doradców zrównoważonego rozwoju w sferze ekologii, weterynarzy, rolników, biologów, technologie sprzyjające zdrowiu, chroniące przed smogiem, w tym elektromagnetycznym, uzdatnianie wody, powietrza, gleby, ochrony roślin i zwierząt przed masową chemizacją, aby nie szkodzić sobie i innym. Te wszystkie dziedziny rozwijają się równolegle i nie są oddzielone od medycyny, ponieważ nie są odizolowane od człowieka i warunków w jakich żyje, czym oddycha, czym się też odżywia. Warto więc pomyśleć o medycynie jako części wielkiego systemu ŻYCIA, wspierającej Życie jako całość i zrekonstruować ją, włączając specjalistów z różnych dziedzin w SŁUŻBĘ ZDROWIU, a nie chorobie.

Życie, podobnie jak i zdrowie, a szczególnie człowiek ma wiele wymiarów siebie. Człowiek to przecież trój-jednia – ciała, umysłu i duszy. Nie sposób o nich zapomnieć, żyjąc; nie powinno się też zapominać o tym, lecząc chorych.

Dotychczasowy paradygmat nauki, w tym także medycyny, zagubił tymczasem te wszystkie wymiary, nie dopuszczając ich do siebie już od kilku co najmniej pokoleń. Choć w starożytności uważano, że ciało i dusza stanowią jedność, współczesne czasy nadal nie zaakceptowały, że jesteśmy wielopoziomowi; że to, co stanowi o człowieku to także, a może szczególnie jego duchowy wymiar.

A przecież oddzielone od człowieka jego sfery duchowe znalazły się podobno w psychologii. Ona jednak ograniczyła duszę do zachowań, natomiast duchowy wymiar życia przekazała religii, tym razem oddzielając człowieka od duchowego wymiaru we własnym wnętrzu. Wiara stała się więc czymś poza człowiekiem, do czego on sięga „od święta”, lub odkłada to na bliżej nieokreślony czas w przyszłości; a tymczasem dusza w sferze psychologii zubożała do weryfikowalnego ludzkiego zachowania. Pozostała prawdziwa duchowa pustka, a duchowość nie znajduje swojej przestrzeni w codziennym życiu człowieka, nie łącząc go ani z innymi ludźmi, ani szczególnie z Kosmosem czy wreszcie Bogiem, którego jest przecież emanacją, lub dzieckiem.

Można by zadać pytanie – czy na przestrzeni tylu setek lat człowiek pozostał niezmienny, podobnie jak jego środowisko życia? Dlaczego, mimo tak wielkiego postępu technologicznego oraz tworzenia coraz to nowych leków i procedur medycznych, życie i zdrowie człowieka podupada, a ilość chorób rośnie w postępie geometrycznym? Czemu mimo odkrycia tylu leków na choroby nowotworowe czy psychiczne wzrasta liczba chorych, a nowe pokolenia żyją coraz krócej, borykając się z alergiami czy nowotworami już od najmłodszego wieku? Co człowiek robił i robi nadal, że zamiast poprawiać jakość życia, stale ją pogarsza? Dotyczy to zarówno sfery własnego zdrowia, podobnie jak życia w rodzinie, społeczności i świecie. Jak doprowadziliśmy do tego, że teraz borykamy się ze zmianami klimatu, terroryzmem, agresją i przemocą w domu, szkole i na ulicach?

Na te i kolejne pytania będę starała się odpowiedzieć w tej książce, przyglądając się sposobom „wyrażania się” chorób, szczególnie tych z autoimmunoagresji. To one mogą pokazać, gdzie kumulują się negatywne emocje (energia!) i jaki mają wpływ na funkcjonowanie człowieka w jego indywidualnym i zbiorowym życiu oraz jak są one „kalkowane” na kolejne pokolenia.

Wszystkie te odpowiedzi można znaleźć w przebogatej literaturze naukowej, pochodzącej z różnych dziedzin, szczególnie obcojęzycznej. Bycie „na bieżąco” pozwala na szerokie spojrzenie na życie, podobnie jak na refleksję nad kondycją człowieka i świata i kierunkiem, w którym zmierza człowiek i dokąd steruje światem. Wymaga to zarówno indywidualnej świadomości, odkopywania pamięci i zaangażowania własnej energii, jak i zbiorowego zrozumienia, co robimy sobie i na pokolenia?

Mimo, że my sami odejdziemy zanim zaistnieją wszelkie możliwe scenariusze katastrof i zagłady samego człowieka, warto zastanowić się jaki los zgotujemy następnym pokoleniom – pokoleniom naszych wnuków i prawnuków? A my i tak zdamy rachunek tam, skąd przyszliśmy – bo przecież wierzymy w nieśmiertelność duszy, o której mówią religie?

Ale ona, dusza jest nie tam, gdzieś daleko – i do tego przypominana o sobie od święta. Ona jest w nas, każdego dnia, w każdej chwili naszego życia i odpowiadamy za nią, za jej wzrastanie. Jeśli tego nie robimy, doświadczamy zresztą tego konsekwencji. O tym także będę pisać w dalszej części książki.

W międzyczasie warto ustanowić fundamentalny wymóg dla siebie – nieustannej, całożyciowej edukacji, a przede wszystkim samo-edukacji, polegającej na śledzeniu pojawiającej się literatury i wyciąganiu wniosków dla siebie i swojego podejścia do człowieka-podmiotu, zamiast „przedmiotu” do leczenia. Nasze życie jest tego warte, zarówno przy cząstkowym, jak i całkowitym bilansie życia. Musimy o tym myśleć już teraz.

Tego też życzę wszystkim, którzy sięgną po tę książkę, gdyż dzięki niej zaczną rozumieć nie tylko przyczyny chorób z autoimmunoagresji, ale przede wszystkim to, czego mają się z tego nauczyć dla siebie i na pokolenia i zacząć tym żyć już od zaraz.

Autorka
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: