Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chroń ją - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Chroń ją - ebook

Dzięki matce, zasłużonej i wielokrotnie odznaczanej komendant policji, Noah Marshall wiedzie niczym niezmącone, wygodne życie. Wszystko zmienia się w chwili, w której zostaje ujawniona skrywana od lat tajemnica. Jackie obwinia się o zniszczenie życia niewinnej rodziny. Pogrążony w żalu syn musi poradzić sobie z tym szokującym sekretem.
Gracie Richards nie urodziła się w przyczepie kempingowej, ale po czternastu latach walki o przetrwanie w Hollow, nie zna już innego życia. Tutaj przynajmniej nikt nie przypomina jej o ojcu – skorumpowanym gliniarzu, zabitym podczas nieudanej transakcji narkotykowej. Na ubogim osiedlu jest jedną z wielu toczących bój o codzienną egzystencję.    Wszystko jednak zmienia się pewnego dnia, gdy na jej progu staje chłopak, zupełnie nie pasujący do otaczającej ją rzeczywistości.
Pomimo dzielących ich różnic, Noah i Gracie szukają odpowiedzi na te same pytania. Razem odkrywają prawdę o mrocznej i pokręconej przeszłości. Przerasta ich jednak wybuch skandalu, sięgającego głębiej, niż oboje mogliby przypuszczać.
Zawiła, ekscytująca i pociągająca, napisana przez utalentowaną, specjalizującą się w romansach z dreszczykiem K. A. Tucker.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8075-499-7
Rozmiar pliku: 881 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

STARSZA POSTERUNKOWA POLICJI W AUSTIN

JACKIE MARSHALL

Czerwiec 1997

– W każdej musi być z pół kilo. – Abe trąca końcówką długopisu torebkę strunową z marihuaną. Cały blat kuchennego stołu jest zawalony tymi torebkami oraz plikami banknotów. Mogę się założyć, że gdzieś w mieszkaniu jest tego znacznie więcej.

Zerkam na faceta, którego właśnie złapaliśmy, skutego kajdankami, leżącego na brzuchu na podłodze, pilnowanego przez innego policjanta i czekającego na transport. To szczupły dziewiętnastolatek o ostrym temperamencie.

– Nie wiem jak ty, ale ja nie uderzyłabym swojej dziewczyny, mając w domu tyle narkotyków. – Sąsiedzi usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła i groźby karalne, więc wezwali służby. Musieliśmy wyważyć drzwi. Chłopak strasznie nas zwyzywał, po czym napluł Abe’owi w twarz. W ten właśnie sposób znaleźliśmy zakrwawioną dziewczynę i to.

Sanitariusze opatrują w tej chwili ranę na jej policzku, a my czekamy na brygadę antynarkotykową.

Abe ociera mahoniową twarz.

– A tak w ogóle, ile to według ciebie jest warte?

– Zależy, jak jest czyste. Dziesięć tysiaków? Może dwadzieścia? – Gwiżdże pod nosem.

– Pracuję w niewłaściwej branży.

– Ja też. Zalegam z opłatą za hipotekę za zeszły miesiąc. – Blair mówił, że nie stać nas na ten dom. Powinnam była go posłuchać, ale przecież nie planowałam zachodzić w ciążę. Nie żebym żałowała urodzenia Noaha, ale spodziewałam się jedynie, że dorobię się kilku stopni więcej, zanim zatonę po uszy w pieluchach i kaszkach.

– Nie przejmuj się, niedługo zaczniesz zarabiać sporą kasę, sierżancie Marshall – rzuca Abe z uśmieszkiem, od którego pokazują się jego dołeczki. Nazywa mnie tak od miesięcy, odkąd zdałam egzamin i wpisano mnie na listę kandydatów do awansu.

– Tylko kiedy już dostaniesz swoje krokiewki na pagonach, nie zapominaj o nas, prostych gliniarzach.

– Bardzo śmieszne. – Przewracam oczami.

– Tak? Jesteś cholernie ambitną babką, Jackie, i stawiam na ciebie, a nie na resztę tych pajaców, także tych tutaj obecnych. – Wzdycha. – Chociaż mnie nie czeka podobny los.

– Będzie mi ciebie brakowało jako partnera, Abe. – Po siedmiu latach nie ma nikogo innego w policji w Austin, komu ufałabym bardziej niż Abe’owi Wilkesowi.

Parska śmiechem.

– Spoko, będziesz mnie widywać wystarczająco często. Do diaska, Noah będzie bywał u mnie w domu częściej niż u ciebie.

– Dina dobrze sobie radzi, ale co z waszym dzieckiem? Nie chcę, by Noah był dla niej kłopotem.

Moje obawy zbywa machnięciem ręką.

– Dina ukradnie ci tego dzieciaka, gdy się odwrócisz. Nalega, by został.

Nie jestem pewna, które z nich zaproponowało opiekę nad Noahem, gdy będziemy z Blairem pracować. Nigdy nie widziałam, by dorosły facet miał takiego bzika na punkcie dziecka, jak Abe na punkcie mojego. Nawet Blair nie poświęca mu aż tyle uwagi, a przecież Noah to jego syn.

– Twoja piękna żona jest dla mnie zbawieniem. Żałuję, że nie zrobiłeś jej dziecka i nie ożeniłeś się z nią wiele lat wcześniej. Oszczędzilibyście mi sporo kasy wydanej na żłobki i przedszkola.

Abe usiłuje się nie roześmiać. W obecnej sytuacji byłoby to niestosowne.

– Chyba i tak działamy dość szybko, co?

Ciąża po trzech miesiącach znajomości i ślub w ratuszu tydzień po odkryciu tego faktu? Też bym tak powiedziała.

– Twoja mama już to przetrawiła? – Taka pobożna kobieta, jak matka Abe’a nie była zachwycona, gdy dowiedziała się, że jej dwudziestoośmioletni syn machnął dzieciaka dziesięć lat młodszej dziewczynie. I to w dodatku białej. Poznałam Carmel Wilkes. Nie wierzę, że ma problem z Diną. Bardziej przejmuje się tym, co powiedzą inni na temat związku Abe’a, i problemami, które mogą z tego wynikać. Choć miasto Austin jest mocno postępowe, wciąż odczuwa się w nim rasizm.

Abe wzrusza ramionami.

– Powoli się przekonuje.

– Założę się, że pomaga w tym urocza Gracie.

Kiedy tylko ktoś wypowiada imię jego córeczki, Abe śmieje się od ucha do ucha. Ma zamiar coś powiedzieć, zapewne kolejną anegdotę o jej uroku, ale w tym momencie odzywa się radio.

– Dotarły posiłki. – Klepię się po brzuchu. – Fajnie, bo padam z głodu. Wpakujmy szumowiny za kratki i jedźmy coś zjeść.

– Hej… – szepcze Abe. – Zastanawiam się, jak uczciwi są ci z antynarkotykowego.

– Dość uczciwi, ale dlaczego pytasz?

Spojrzenie czekoladowych oczu przesuwa się po stosach gotówki.

– Łatwo byłoby sprawić, by jeden pliczek się zawieruszył, co?

Nie stawia się takich pytań, zwłaszcza gdy jesteś policjantem w mundurze i stoisz przed kupą zielska.

– Założę się, że cholernie łatwo.ROZDZIAŁ 1

NOAH

Kwiecień 2017

Austin, Teksas

– Halo?

Odpowiada mi płynący ciemnym korytarzem ciąg kodów z policyjnego skanera.

Serce mi pęka.

Ona nadal nie śpi.

Zdejmuję zakurzone buty sportowe i przechodzę na drugą stronę domu.

– Cześć, mamo – rzucam tak swobodnie, jak to tylko możliwe i widzę, że siedzi zgarbiona przy stole. Papieros dymi się na krawędzi talerza z kolacją, a niedokończona butelka z tanim alkoholem stoi w zasięgu ręki tuż obok kabury z bronią.

Nie wiem, dlaczego miałem dziś nadzieję na coś innego. Od tygodni wracam do domu, by zastać tę samą scenę.

– Gdzieżeś był cały wieczór? – Kiedy pije, teksański akcent jest wyraźniej słyszalny.

Otwieram lodówkę.

– Jest środa.

Przechyla głowę zamiast ją unieść i zerka na piłkę do kosza, którą mam pod pachą.

– No tak. Nie nadążam za tobą.

Mógłbym wytknąć, że nie ma za bardzo za czym nadążać. Mam swoje przyzwyczajenia. Jeśli nie pracuję, to jestem u kumpli, na siłowni, na boisku albo na basenie. Odkąd siedem lat temu przeniosłem się do Teksasu, by tu studiować, co środę chodzę grać w kosza w to samo miejsce.

Zamiast tego odkręcam karton soku pomarańczowego i piję. Chciałbym dostać ochrzan, że nie korzystam ze szklanki. Robiła tak dawniej, zanim nastały czasy, gdy zaraz po przyjściu do domu kieruje się prosto do barku. Przypominała mi również, aby nie kozłować piłki w salonie i wrzucać przepocone ciuchy od razu do pralki, by w moim pokoju nie śmierdziało jak w szkolnej szatni.

W tej chwili sama nawet nie zdejmuje swojego munduru.

Chcąc dowieść swoich racji, odbijam piłkę o podłogę kilkukrotnie, opierając ją zaraz na biodrze, a głuchy huk nadal wybrzmiewa w powietrzu.

Czekam.

Z nadzieją.

I nic. Ani jednej nagany. Siedzi z na wpół przymkniętymi oczami, zmierzwionymi jasnymi włosami, umysłem zajętym czymś innym niż dębowy blat, w który wbiła wzrok. Nie przejmuje się już podstawowymi manierami. Od kilku tygodni siedzi jedynie przy kuchennym stole, słuchając trzeszczącego radia wypluwającego wieści o rabunkach, przemocy domowej i przeróżnych innych rzeczach zajmujących nocą policjantów w Austin. Jej policjantów, skoro jest komendantem, jedyną kobietą na tym stanowisku w jednym z największych miast w Stanach. To wielki wyczyn. Stanowisko to piastuje od dwóch lat.

I aż do niedawna zdawało się, że dobrze sobie radzi.

Kaszląc, od nieznośnego smrodu fajek, otwieram okno nad zlewem. Do środka wpada chłodne, wiosenne powietrze. Nie sądziłem, że to powiem, ale brak mi zapachu cytrynowego płynu do podłóg i wybielacza.

– Nie zapomnij go zamknąć, zanim pójdziesz spać. Nie chcemy przecież, by nas okradziono – mamrocze.

– Nikt nas nie okradnie.

Mieszkamy w Clarksville, starej, najbardziej przyjaznej dzielnicy w całym mieście, która uważana jest za najczystszą i najbardziej bezpieczną. Nie dziwi mnie ostrożność mamy, przecież od trzydziestu lat jest gliną. Widziała naprawdę wiele. Zapewne wie o naszych sąsiadach takie rzeczy, z powodu których odwróciłbym się od nich, gdybym minął ich na ulicy. Mimo to nawet najgorsze części Austin są niczym w porównaniu z typowymi miejskimi slumsami.

Krzywię się, spoglądając na brudny zlew. Komora ze stali nierdzewnej pełna jest czarnych plam.

– Paliłaś tu coś?

– Tylko… śmieci.

Wyjmuję kawałek papieru z dziurkami z jednej strony. Wygląda jak kartka z notatnika kołowego. Widzę datę: szesnastego kwietnia dwa tysiące trzeciego roku, ale pismo nie jest mamy.

– Największy błąd mojego życia – bełkocze, paląc papierosa. – Powinnam była wiedzieć, że Betsy nie była jedyna…

– Kim jest Betsy?

– Już nikim – mamrocze jeszcze jakieś niezrozumiałe słowa.

Nalewam wodę do wysokiej szklanki i stawiam przed nią, próbując odwrócić jej uwagę, by odsunąć od niej butelkę whisky.

I tak po nią sięga, jej ruchy są powolne i niezdarne.

– Oddaj mi ją teraz, Noah, słyszysz?

Przesuwam ją na drugi koniec stołu, zakręcam naprawdę mocno, choć wiem, że i tak ją otworzy. Jak na kobietę o jej sylwetce – metr sześćdziesiąt dwa i niecałe sześćdziesiąt kilo wagi ma same mięśnie. A przynajmniej miała. Kondycja jej niewielkiego ciała pogarsza się pod wpływem codziennych „płynnych” kolacji.

– Masz dość na dziś.

– Co ty możesz wiedzieć? Nie ma na świecie wystarczająco dużo whisky, bym miała dosyć. – Bawi się srebrnymi gwiazdkami przy kołnierzyku munduru, jakby była gotowa je wyrwać.

Jest to zatem kolejna z tych nocy. Kogo ja chcę oszukać? Coraz częściej nieskładnie biadoli, że nie zasługuje, aby być komendantem. Tęsknię za dniami, gdy narzekała jedynie na głupie prawo i niedofinansowane wydziały.

Wzdycham.

– Chodź, pomogę ci wejść na górę.

– Nie – warczy i z uporem marszczy czoło.

Jest wpół do dwunastej. Normalnie zasypia o dziewiątej, więc dla niej to niesłychanie późno. Mimo to jeśli wypije trochę wody i położy się spać, to może rano wstanie do pracy jedynie z niewielkim kacem.

Próbuję wcisnąć swoją mierzącą prawie metr dziewięćdziesiąt sylwetkę na krzesło naprzeciw niej.

– Mamo?

– Nic mi nie jest… – mamrocze i marszczy brwi z irytacją, gdy próbuje wyciągnąć papierosa z paczki.

Chciałbym móc się na nią złościć. Zamiast tego czuję smutek i frustrację. Jestem pewien, że matka potrzebuje pomocy, ale nie mam pojęcia, do kogo się po nią zwrócić. Byłem w wieku jedenastu lat, gdy zaczęła pić. Wciąż miała męża, który sobie z nią radził, ale tata w końcu umył od niej ręce. Ponownie się ożenił, założył nową rodzinę i wiedzie spokojny żywot w Seattle. Nie potrafił być mężem policjantki, zwłaszcza nie tak ambitnej jak moja matka.

Obdarłaby mnie ze skóry, gdybym poszedł z jej problemem alkoholowym do któregoś z jej kolegów. Istnieje zbyt wielu ludzi, którzy szukają powodów, by pozbyć się kobiety zajmującej stanowisko komendanta. A mogłoby się im to przysłużyć.

Mógłbym poprosić o pomoc wuja Silasa. Jest prokuratorem okręgowym. Nie chciałby, by wyborcy dowiedzieli się, że jego siostra, zajmująca tak wysokie stanowisko w policji, jest pijaczką.

Może gdybyśmy ją wsparli, mama znów przestałaby pić. Wiele lat temu już jej się to udało. Rzuciła alkohol z dnia na dzień. Jest twarda. Da radę to powtórzyć, jeśli tylko zechce.

Ściszam policyjny skaner.

– Mamo?

Otwiera oczy. Chwilę zajmuje jej skupienie na mnie wzroku, ale w końcu się udaje.

– Jak było na boisku?

– Dokopali nam.

– Z kim grałeś?

– Z Jensonem, Craigiem. Stała ekipa.

– Z Jensonem i Craigiem… – mamrocze, wodzi spojrzeniem po moich smukłych, umięśnionych od podnoszenia sztangi i pływania ramionach. I się uśmiecha. Jest pijana, ale za maską niechlujstwa widzę nostalgię. – Stałeś się silny i niezależny, Noah. I bystry. Bardzo bystry. Wiesz, że bardzo cię kocham, prawda?

Podsuwam jej szklankę z wodą.

– Napij się, mamo, proszę.

Spełnia prośbę, wypijając połowę płynu, ale zaraz sięga po szklankę whisky i wychyla całą zawartość.

– Na którą masz jutro do pracy?

Jeśli uda mi się ją złapać przy porannej kawie, gdy będzie trzeźwa, choć skacowana, może uda mi się porozmawiać z nią poważnie.

Może zdołam do niej dotrzeć.

– Wyrosłeś na dobrego, uczciwego człowieka – mamrocze, nie odpowiadając mi – poradzisz sobie.

– Masz, wypij jeszcze trochę wody. – Nalewam aż trzy szklanki i ustawiam przed nią. – Pij, proszę.

Niechętnie sięga po pierwszą.

– Idę pod prysznic.

Mogę się założyć, że do czasu, aż wyjdę z łazienki, bez alkoholu pójdzie na górę i zaśnie w mundurze.

Pochylam się, by podnieść butelkę spod krzesła.

– On też był dobrym, uczciwym człowiekiem – mamrocze.

– Znajdziesz sobie kogoś. Wciąż jesteś młoda.

Często to robi, gdy jest pijana: mówi o tacie, o tym, że do rozwodu doszło z jej winy. Zaraz zacznie narzekać, jak okropną jest matką, ponieważ mnie porzuciła, oddała tacie, by lata temu zabrał mnie do Seattle. Wierzyła, że chłopcu potrzebny jest ojciec.

– Nie, nie twój tata… Abe.

Zamieram.

Od lat nie słyszałem tego imienia.

Zaciekawiony pytam:

– Abraham Wilkes? Ten Abe?

– Mhm. – Kiwa głową i ponownie uśmiecha się z nostalgią. – Pamiętasz go, prawda?

– Oczywiście. – Był wysokim, ciemnoskórym mężczyzną z szerokim uśmiechem. Nauczył mnie kozłować. Przez kilka lat był partnerem mamy w policji, jeszcze dłużej był jej przyjacielem.

Został zabity przez dilera narkotykowego, by po śmierci zostać uznanym za sprzedajnego psa. Miałem jedenaście lat, gdy zginął. Nie rozumiałem, co to oznaczało. Wiedziałem jedynie, że Abraham Wilkes zrobił coś złego. Wszystko to było w ogólnokrajowej telewizji i poszerzyło zauważalny podział rasowy w społeczeństwie. Mama zaczęła pić. Jestem pewien, że przyczyniło się to również do rozpadu naszej rodziny.

– Był dobrym człowiekiem – milknie, do oczu napływają jej łzy. – Był dobrym, uczciwym człowiekiem.

Wracam do stołu.

– Myślałem, że kradł i sprzedawał narkotyki.

Gasi papierosa i parska śmiechem. To smutny, pusty dźwięk.

– Wszyscy tak myślą, bo mają tak myśleć, ale ty… – Wskazuje na mnie palcem. Jej zazwyczaj zadbane paznokcie są mocno obgryzione. – Musisz znać prawdę i wiedzieć, że był dobrym człowiekiem, a my jesteśmy bardzo złymi ludźmi.

– Kto jest zły? – Mam ochotę wyciągnąć krzesło i usiąść naprzeciw niej, by posłuchać, cokolwiek chce mi powiedzieć, ale nie sądzę, by robiła to świadomie. I nie chcę jej przerywać, bo może zmienić zdanie.

Upuszcza paczkę papierosów, rozrzucając kilka na blacie, aż znajduje tego, którego chce zapalić.

– Wiesz, że zniszczył Dinę. Wygonił ją razem z tą jej piękną córeczką z miasta. Była mała, gdy Abe zginął. Gracie. Zawsze się cieszył, kiedy wypowiadałam jej imię. – Mama uśmiecha się na to wspomnienie. – Miała zielone oczy po mamie i pełne usta oraz sprężyste loki po tacie. A jej skóra miała cudowną barwę. Była jak karmel i…

– Mamo! – rzucam z nadzieją, że ponownie się skupi. Niejasno pamiętam córkę Abe’a, uroczą dziewczynkę z wielkimi oczami i burzą loków, ale w tej chwili nie chcę o niej słuchać. – O czym ty mówisz? Ktoś coś zrobił?

– Nie zaczęło się od razu albo… może i tak, ale sprawił, że wydawało się dobre.

– Kto? Abe?

Kręci powoli głową.

– Nie zasługuję na to, by być komendantem, ale dałam się skusić. Marchewka zawsze lepsza niż kij. Abe… miał kij. Nie dało się go kupić. Znalazł się w złym miejscu, w niewłaściwym czasie. Przeze mnie.

– Nie mówisz z sensem.

Zaciska usta, wpatrując się w jakiś punkt ponad moją głową.

– Dopuściłam do tego… więc równie dobrze mogłam pociągnąć za spust. – Dopiero odpaliła papierosa, ale już wciska go w kupkę popiołu. – Sprzedałam duszę, po czymś takim nie ma powrotu.

– Co…

– Oczywiście powinnam była wiedzieć, że będzie się czaił jak szczwany lis w zaroślach, aby to przeciwko mnie wykorzystać.

– Kto…?

– Pamiętaj, że chciałam dobrze. Przyrzekał, że nie wiedział, ile miała lat. Przyrzekał, że więcej tego nie zrobi. – Prycha. – Musisz wiedzieć, że Abe był dobrym człowiekiem. – Mama patrzy mi w oczy, łza płynie po jej policzku. – Chciałam to naprawić, ale nie mogłam się z nią spotkać. Po tym czasie nie potrafiłam stawić czoła temu, co jej zrobiłam. Jestem tchórzem. Nie komendantem, a tchórzem.

Włoski stają mi dęba na karku.

– O kim mówisz, mamo?

Kręci głową.

– Musi nienawidzić ojca. Nie zna go z dobrej strony, ale ty musisz zadbać, by go poznała. Powiedz Gracie, że był dobry. Zrobisz to, prawda?

Brak mi słów, gdy próbuję rozszyfrować jej przemieszane myśli.

– Mamo… co próbujesz mi powiedzieć? – Wydaje mi się, że to jakieś ważne wyznanie, ale jakie?

Otwiera usta, ale nic z nich nie wychodzi. Wpatruje się we mnie, a jej niebieskie oczy – tak samo chabrowe jak moje – zasnuwają się milionem cieni. Czekam, aż mi wyjaśni.

W końcu odpala zapalniczkę, pozwalając niewielkiemu płomieniowi palić się przez chwilę, nim zgasi go kciukiem.

– Idź do łóżka i nie wywołuj wilka z lasu, bo się na ciebie rzuci. – Śmieje się. – Zawsze tak mówił, ilekroć na niego naciskałam, ilekroć powtarzałam, że coś kombinują.

Jakbym mógł zasnąć po czymś takim.

– Mamo…

– Pamiętasz Hala Fulchera?

– Twojego prawnika?

– Złóż mu wizytę. Nie czekaj za długo. Nie marnuj czasu.

Co? Dlaczego?

– Idź pod ten prysznic. – Wypija wodę ze szklanki, po czym sięga po drugą. Najwyraźniej nie dostanę dziś żadnych konkretnych odpowiedzi. Będziemy musieli wrócić do tej rozmowy rano, choć jeszcze nie wiem, jak ją rozpocznę.

Przysuwam się, by pocałować ją w czoło, na co mama unosi dłoń i w czułym geście kładzie ją na moim zarośniętym policzku.

– Bardzo cię kocham. Nie zapominaj o tym.

– Też cię kocham. A jeśli nie będzie cię w łóżku, gdy wyjdę z łazienki, przerzucę cię przez ramię. – Wie, że to nie jest pusta groźba, bo już to wcześniej robiłem.

Odpowiada cichym śmiechem, po czym daje głośniej policyjne radio. Powieki zaczynają jej opadać. Zaśnie za pięć minut przy tym stole.

Głos dyspozytora nie tłumi jej ciężkiego westchnienia.

– Poradzisz sobie.

* * *

Zdejmuję ubranie i rzucam je na kupkę w łazience. Później się nim zajmę jak i zarostem na policzkach. Albo i nie. Jutro wieczorem wybieramy się na Rainey Street na drinka, a dziewczyna Jensona ma przyprowadzić koleżankę Danę, którą bajerowałem już w zeszłym tygodniu. Zapomniałem się wtedy ogolić, a jej się podobało.

Stoję przez chwilę pod strumieniem ciepłej wody, ciesząc się, że obmywa mi skórę. Mam nadzieję, że spłucze niepokój, który we mnie tkwi. Mama dziwnie się dziś zachowywała. Niemal… szalenie. Wspomnienie Abe’a zaniepokoiło mnie. Nie poradziła sobie z jego śmiercią. Po tym, jak zginął, naprawdę dużo piła.

I co, u diabła, miała na myśli, mówiąc o marchewkach, kijach i sprzedanej duszy?

Szorując głowę, oddycham głęboko zapachem szamponu. Dramatyczne pieprzenie pijaczki. Nie potrafię sobie wyobrazić, czemu niby jest winna. Jest przecież wysoko odznaczonym komendantem. Jest szanowaną obywatelką. A kiedy nie pije, jest bystra i zabawna.

Taka właśnie jest mama.

W domu słychać huk wystrzału.ROZDZIAŁ 2

NOAH

Wuj Silas kuleje.

Miałem pięć lat, gdy zorientowałem się, że nie chodzi tak, jak wszyscy inni, i zapytałem go o ten zabawny sposób poruszania. Posadził mnie na kolanie i zapytał, czy wiem kim, są ninja. Roześmiałem się i pokazałem mu figurkę Raphaela – wojowniczego żółwia ninja. Opowiedział mi, jak niegdyś walczył z takim prawdziwym wojownikiem. Stwierdził, że wygrał, ale w ostatniej chwili ninja zranił go sztyletem w nogę. Na dowód podwinął nogawkę i pokazał mi trzynastocentymetrową bliznę.

Kiedy go odwiedzałem, prosiłem, by jeszcze raz opowiedział mi tę historię. Za każdym razem dodawał szczegóły. Opowiadał tak przekonująco, że mu wierzyłem. Chłonąłem każdy detal z głupim uśmieszkiem na twarzy.

Szybko stałem się starszy. Byłem za duży, aby siadać na kolanach i zbyt rozgarnięty, by dawać sobie wciskać kity. Nadal jednak przemądrzałym tonem zadawałem pytania. Patrzyłem powątpiewająco tak, jak tylko niemały już chłopak potrafi patrzeć. Wuj trzymał się jednak mocno swojej historyjki o sztylecie ninja, puszczając przy tym do mnie oko.

Miałem dziewięć lat, gdy mama w końcu wyznała prawdę – dwunastoletni Silas spadł z drzewa, próbując ją uratować, i paskudnie złamał nogę. Dziadek nie pozwolił, by lekarze poskładali ją operacyjnie, więc jego syn skończył, lekko kulejąc.

Nawet jeśli podejrzewałem wtedy, że historyjka z ninją nie była prawdziwa, pamiętam, że czułem wielkie rozczarowanie. Przypuszczam, że niewielka iskra tego, co niemożliwe, wciąż płonęła pogrzebana gdzieś głęboko.

W tej chwili przyglądam się, jak kulejący mężczyzna podchodzi do ganku, na którym siedzę. Jego twarz skrywa noc. Przesuwają się po niej niezliczone światła rozbłyskujące w naszej ślepej uliczce. Pragnę, by opowiedział mi zupełnie inną historię. Taką, w której moja matka wciąż żyje.

Silas ma pięćdziesiąt siedem lat i nie jest stary, mimo to wchodzi po schodach jak staruszek, jego ruchy są powolne i skostniałe, plecy zgarbione. Trzyma się mocno metalowej poręczy. Przypuszczam, że dopadło go to samo surrealistyczne odrętwienie co mnie. Kiedy dociera na górę, jest wyraźnie zdyszany.

– Miałem wyciszoną komórkę, a Judy musiała odłączyć telefon stacjonarny, gdy dziś odkurzała.

– W porządku. – Próbowałem się do niego dodzwonić trzykrotnie, aż policja wysłała do jego domu radiowóz.

Zatrzymuje się blisko drzwi.

– Być może nie zostaniesz wpuszczony – ostrzegam pustym głosem. Jest prokuratorem okręgowym w Travis County, ale jest również bratem denatki. Jak wygląda postępowanie w takich sytuacjach?

– Nie chcę wchodzić. – Bawi się mimowolnie kluczami w kieszeni zapinanego swetra. Pod spodem ma jedynie białą koszulkę z kołnierzem w serek. Taką, którą wyjmujesz o pierwszej w nocy z kosza na brudy, gdy budzi cię policja, mówiąc, że twoja młodsza siostra palnęła sobie w łeb.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem Silasa tak rozczochranego, ale nie jestem kimś, kto mógłby to skomentować. Jeszcze godzinę temu miałem na sobie jedynie przesiąknięty krwią ręcznik zawiązany krzywo wokół bioder. Na moich włosach wciąż znajdują się resztki szamponu.

Bierze głęboki wdech i mówi cicho:

– Daj mi chwilę. – Wchodzi do środka, pozostawiając mnie wpatrzonego w cały ten chaos. W domu musi znajdować się każdy wolny dziś funkcjonariusz, nasza ślepa uliczka pełna jest radiowozów. Sąsiedzi stoją na gankach w różnych dziwacznych strojach, obserwując w milczeniu całe zdarzenie. Całe szczęście, że mieszkamy w spokojnej okolicy, więc sprawa obejmuje jedynie mieszkańców sześciu domów. Policyjna blokada na wjeździe trzyma postronnych gapiów na dystans. Najwyraźniej gromadzi się przy niej tłum.

Silas wychodzi dwie minuty później. A może dwadzieścia minut. Ma ściągniętą, bladą twarz. Siada na huśtawce obok mnie, przyglądając się przez chwilę zaschniętej krwi na moich rękach. Wiedziałem, że nie powinienem jej dotykać, nawet gdy moje palce instynktownie powędrowały na jej nadgarstek i szyję, aby bezskutecznie poszukać pulsu.

– Co się, u diabła, stało, Noah?

Mogę jedynie pokręcić głową. Policja kazała mi wyjść, do nikogo nie dzwonić i z nikim nie rozmawiać, ale nikt nie wyrzuci stąd Silasa. Zgaduję więc, że wuj się nie liczy.

– Noah… – naciska.

– Okno w kuchni było otwarte. Ktoś mógł się wdrapać.

– Być może. – Wiem, że Silas mówi tak, by mnie uspokoić.

Tak szybko zbiegłem z góry, że nikt nie zdążyłby wyjść przez okno i zasunąć za sobą rolety, bym tego nie zauważył. W dodatku dlaczego nie skorzystać z drzwi? Były jednak zamknięte, a alarm uruchomiony.

– Pomóż mi z tym.

Poradzisz sobie.

To były jej ostatnie słowa. Jezu… To były jej ostatnie słowa, a ja ją zostawiłem.

Silas kładzie dłoń na moim kolanie, odwracając moje myśli od wyrzutów sumienia.

Przekazuję mu to, co powiedziałem dyspozytorowi numeru alarmowego i policjantom: że byłem na górze nie dłużej niż dwadzieścia minut, że brałem prysznic, kiedy usłyszałem wystrzał, a gdy zbiegłem na dół, zastałem ją z twarzą w kałuży krwi na blacie, z bronią w ręce.

– A wcześniej?

Wcześniej…

– Piła.

– Tylko dzisiaj?

Waham się, po czym kręcę głową.

Wzdycha.

– Od jak dawna?

– Od kilku tygodni. – Ściszam głos. – Wygadywała dziś szalone rzeczy, wuju.

– Tak? – Opiera się i przysuwa do mnie. – Na przykład jakie?

– Że nie zasługuje na swoje stanowisko i że nie zapracowała na nie.

Silas milczy, zastanawiając się przez chwilę.

– Zbyt wiele padalców powiedziało jej, że kobieta nie może być komendantem. Może w końcu ją to przerosło?

– Nie wydaje mi się. – Ściszam głos do szeptu. – Mówiła dziś o Abie. Brzmiało to, jakby został wrobiony. I jakby ona była w to wmieszana.

– Tak powiedziała? Użyła dokładnie tych słów?

– Nie dokładnie tych, ale…

– Nie miała nic wspólnego z tamtym bałaganem. – Kręci zdecydowanie głową. – Nic.

– Wydaje jej się, że jest inaczej. Wydawało jej się – poprawiam się cicho.

– Możesz mi wierzyć, Noah, tamto śledztwo było najdokładniejszym, jakie w życiu widziałem. Nie było w nim niejasności. Tamten facet zawinił. – Patrzy mi w oczy. – Powiedziała, dlaczego uznała, że było inaczej?

– Nie podała szczegółów, ale sposób, w jaki o tym mówiła, dał do zrozumienia, że maczała w tym palce.

– Dobry Boże, Jackie – mamrocze. Ponownie spogląda na gapiów i policjantów. Rozpoznaję kilku z nich, większość jest jednak obca. – Powiedziałeś o tym śledczym?

– Jeszcze nie.

– Może przekonam ich, by poczekali do jutra na twoje zeznanie.

– Mówili, że muszą mieć je jeszcze dziś. Przynajmniej wstępne.

Silas się zgadza.

– Nie dziwię się. Była komendantem. – Bębni palcami o udo. – Muszą się spieszyć.

– Jestem pewien, że zajmą się tym w pierwszej kolejności. – Ciało mamy wciąż znajduje się wewnątrz.

– Mówiła ci o czymś jeszcze?

– Nie… – Próbuję przypomnieć sobie naszą rozmowę, ale pamiętam ją jak przez mgłę. – Coś o tym, że miało być dobrze. I o szczwanym lisie, który chciał coś przeciw niej wykorzystać. Myślisz, że była szantażowana?

– Nigdy o czymś takim nie mówiła. Chyba powinna, nie sądzisz?

Wzruszam ramionami, ponieważ kto wie, co mogła zrobić moja matka, biorąc pod uwagę to, co właśnie zrobiła.

Silas milczy, po czym mówi:

– Dobrze, więc tak… – Przysuwa się, wyczuwam, że ma plan. Taki właśnie jest, przedstawisz mu problem, a on po kilku chwilach podaje rozwiązanie. – Śledczy nie muszą wiedzieć o wszystkim, co mówiła – mamrocze tak cicho, że tylko ja jestem w stanie go usłyszeć. – Pozostanie to tylko między wami. Twoja mama była świetną policjantką i wspaniałym komendantem, nie dawajmy innym sprzecznych sygnałów. I tak stanie się to w mieście gorzką pigułką do przełknięcia.

– To co mam im niby powiedzieć? Nie mogę kłamać, wuju.

– Pytała cię, jak minął ci dzień?

– Tak.

– To o tym im powiedz. Wróciłeś do domu, pogadaliście i poszedłeś na górę. Wypiła kilka szklanek whisky, ale nie sądziłeś, że ma to jakieś znaczenie. Przecież to prawda, tak?

– Tak. – Gdybym sądził, że może się zastrzelić, nie zostawiłbym jej.

– W takim razie powiedz o tym. Cokolwiek mama mówiła o Abie… Była pijana. Mamrotała jakieś bzdury. Jestem pewien, że nie o to jej chodziło. Nie byłoby w porządku to ujawniać. Nie, kiedy nie może się już bronić.

Nie przemawia w tej chwili jedynie jako mój wuj. Prokurator okręgowy nakazuje, bym zatrzymał szalone słowa matki tylko dla siebie. Właściwe czy nie tego mi trzeba. Kiwam głową, a w przepastnej pustce w moim wnętrzu rozpala się iskra ulgi.

Milkniemy z Silasem, przyglądając się wchodzącym i wychodzącym ludziom, którzy ledwo poświęcają nam uwagę.

– …nie wiem. Kiedy będzie dobrze? – Boyd wychodzi z domu, ściskając gruszkę osobistego radia w dłoni. Znam go od małego, choć nigdy się nie przyjaźniliśmy. Dwadzieścia jeden lat znajomości daje prawo do nazywania naszej relacji koleżeńską. Kiedyś zadzwonił do mnie, pytając, czy mama napisze mu list polecający, by mógł aplikować do policji. Był dziś jednym z pierwszych, którzy odpowiedzieli na wezwanie.

Deski na ganku skrzypią pod ciężarem kolejnej osoby stojącej bezpośrednio za nim. To mężczyzna w zwykłym ubraniu. Musi być policjantem, bo inaczej nikt by go nie wpuścił do środka.

– Może w środę, po meczu?

– Cholera, sezon rozpoczyna się w przyszłym tygodniu? Muszę sprawdzić, czy dam radę…

– Pan policjant prowadzi śledztwo w sprawie śmierci swojej komendant? Czy może układa kalendarz życia towarzyskiego? Powiedz Towle’owi, że prokurator okręgowy Silas Reid chce jak najszybciej zabrać stąd swojego siostrzeńca – silnym, dobitnym głosem przerywa mu wuj.

Boyd patrzy na mnie z ponurą miną. Żaden gliniarz nie chciałby podpaść prokuratorowi, a Boyd nie jest kretynem.

– Tak jest. Poczekamy na…

Ignoruję jego wymówki i spoglądam na drugiego z mężczyzn, który mierzy mnie wzrokiem ciemnych oczu. Jego twarz pozostaje bez wyrazu, a mimo to jest groźna. Być może powodem są głęboko osadzone oczy i wysunięte czoło, najbardziej wysunięte, jakie w życiu widziałem. To wszystko sprawia, że wygląda na okrutnego sukinsyna.

– Noah?

Z zamyślenia wyrywa mnie głos Silasa. Boyd stoi przede mną z notatnikiem i długopisem, patrząc ze współczuciem.

– Pan policjant spisze twoje wstępne zeznanie, a jutro omówimy resztę. – Silas uśmiecha się do mnie kojąco. – Gotowy?

Czy jestem gotowy opowiadać o półprawdach?

– Tak, wuju.

Przecież mama nie mogła mieć nic wspólnego ze śmiercią Abe’a. Nikt nie musi wiedzieć, że powiedziała coś zgoła odmiennego.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: