Ciało ograbione - ebook
Ciało ograbione - ebook
Antjie Krog: afrykańska, zbuntowana, elektryzująca
Przekrojowy wybór najlepszych wierszy Antjie Krog, w przekładzie z afrikaans prof. Jerzego Kocha. To poezja emocjonalna i emancypacyjna, niepohamowana i wyzywająca. Krog pisze wiersze przepełnione wściekłością białej kobiety wyrywającej się z patriarchalnego systemu oraz Afrykanerki stającej się Południowoafrykanką. Emocjonalne napięcie – na pograniczu eksplozji – przesyca zarówno wiersze zaangażowane politycznie, jak i erotyki Krog. Zamiast dystansu — identyfikacja, etyka jest przedkładana nad estetykę, a konserwatyzm zastępowany rewolucyjnym zaangażowaniem.
Twórczość Antjie Krog cieszy się ogromnym uznaniem, świadczą o tym liczne nagrody, w tym pięć doktoratów honorowych. Za najnowszy tom Mede-wete, poetka otrzymała niedawno nagrodę im. J.B.M. Hertzoga przyznawaną przez Południowoafrykańską Akademię Nauki i Sztuki. To najbardziej prestiżowe wyróżnienie w dziedzinie literatury afrikaans już po raz drugi trafiło w ręce Antjie Krog.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05986-9 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
naprawdę nie wiem jak to powiedzieć
twoja krótko przystrzyżona zahartowana broda może jest
zbyt bliska, dla języka zbyt najeżona na mnie, żwirowo zbyt siwa
naprawdę nie wiem jak mówić o twoim starzejącym się ciele
nie używając słów „strata” lub „fatalnie”. nie wiem.
nie wiem dlaczego słowo „zmarszczki” brzmi tak banalnie
nie wiem jak starzenie się powinno zabrzmieć w języku
tęczówki twoich osławionych błękitnych oczu
uległy tymczasem zieleni
teraz bardziej jąkliwe i intymne – dwa trwałe
chłodne cienie, które całe życie mnie kochają
palcem wskazującym obrysowuję twoje brwi
skąd krzaczki wybuchają błyskawicami
twarz, którą kocham; oblicze erozji
kiedy cię przytulam, spostrzegam, że twoje włosy to puszek
skóra głowy zaskakuje mnie swoją fakturą – podobnie
długie wyżłobienia biegnące od uszu do karku
usta, które tak wspaniale potrafiły ranić, poruszają się teraz
aromatycznie u moich skroni, łaskawe niczym chleb
ręce pozwalają moim piersiom jak pucharom ciemnego wina
wypełnić twoje dłonie; myślę, że staram się powiedzieć
że twój tęgi brzuch wydaje mi się sexy
że twoja erekcja pod równą krągłością
sprawia, że wilgotnieją mi usta; myślę że
staram się powiedzieć, że po raz pierwszy
mogę się oddać twoim udom z powodu ich miękkiej
bieli, że wolę jedwabistą wiotkość twoich pośladków
od młodzieńczej pożądliwości litej i napastliwej
jak dawniej, nie chodzi ci w seksie już
o ciebie, ale o mnie, nie chcesz już
rozmnażać się ze mnie, tylko sam
spokojnie dajesz mi się poznać – w
w przepychu tego doświadczenia się rozciągam. jest
zupełnie tak jakbyś był głębiej we mnie, ja ciszej, jakbyśmy
dochodzili w pełniejszej całości. jak przeciwstawić się
łatwej wymówce, która starzenie się potrafi pochwycić
tylko w metaforę śmierci? jak i czym
zdobywa się leksykon starości?nieokiełznanie i ziemsko
nieokiełznanie i ziemsko rozcieleśniłam się niegdyś rojąc o miłości – żerując na wszystkim aż po pachwiny tak fantazjowałam psalmodycznie zajadając się jakże łapczywa to miłość siorbiąca do kości do każdej łuski aż do umoru dudniąca tak myślałam że będzie nieokiełznanie i ziemsko – absolutnie znienacka bezgranicznie kochać będę przytłaczająco z krtanią rozdygotaną w oddaniu z zaskoczenia gromką pieśnią pustosząc tak piersią w pierś pogłębiając tak by kochać by wiecznie być kochaną i okwieconą wielką rozległością lecz teraz coś cienko nadżarło ocalenie coś w czym odpust za miłowanie i dźwięk ostatni siwo zamienia wybaczenie na mściwość z ułamka którym jestem pochodzi łupina skostniała dźgająca moje serce lodową ostrogą ty mój naprawdę niezbywalny kochany kipimy oboje w objęciach ramionach przeperforowani ranami ziemia nie jest prostamama się spóźni
to że do was wracam
zmęczona bez pamięci
że drzwi do kuchni są otwarte a ja
wsuwam się z torbami pośpiesznymi prezentami
w korytarzu przekradam się obok smutnych snów
mojej rodziny okien pokrytych
ich opuszczonym językiem w ostrym
świetle łazienki myję zęby
kładę pigułkę na język: Czw.
to że przechodzę obok mojej śpiącej córki
jej pościel gładka naciągnięta pod brodę
na toaletce majaczą jedwabniki oprawne w złoto
to że mogę przejść obok synów zaciśniętych
na poduszkach jak pięści marszczących czoła
niespokojne półtony odbijają się po pokoju
to że nocną koszulę wysupłuję z szuflady
w mroczną szparę za twoimi plecami się wsuwam
to że ciepło mnie opływa
nie czyni ze mnie ani poetki ani człowieka
w pułapce oddechu
polegnę w kobieciefoliogram płastugi
światło na biurku
rozpływa się w mroku
na papierze wyczekuję mych gości
czworo moich dzieci
dorsalnie i analnie zawisło w kruchej równowadze
płetewki w gardle stale się ruszają
oczy niezwykle łagodne
w płytkiej słonawej wodzie metaforami Mama
ugniata glinę
zbliżcie się tu pochylcie nad słownikami i pustymi stronicami
jakże miła mi ta drobna szkółka
ławica czterech zwrotnych ryb moich
zanęcona czymże mam was nakarmić?
kochane dziecko ta wąska krawędź
niech zstąpi ku dnu
w stronę nurtu tak właśnie
wykręca się ale Mama cię trzyma Mama
jest tutaj
oczko najniższe zdumiewająco błękitne po Tacie
migruje ostrożnie w złożonej wiązce
nerwów i mięśni
ku górze w pobliże drugiego
zawadiackie usta wydymają się prawie nienormalnie
z czasem jęzorek znajdzie swoje miejsce
pigment górnej krawędzi ciemnieje
niezauważenie leżycie wśród piasku i kamieni
fragmentem dna i nigdy
już drapieżne czy w ucieczce
przyciskam usta do każdej wykrzywionej twarzy Mama wie
przeżyjecie odpływwindows 2000
ziemia zawisła nieprzygotowana
i kiedy wiatr się zrywa
na Kloofstraat moje dziecko przystanęło z tornistrem
dziecko ty moje! przyzywam go
tam gdzie moje serce bije najtłoczniej
jak zwykle jestem gdzie indziej
obmyślam go aż po migdałki
migdałki które unoszą naręcza wyłuskanego światła
śledzę jego szept w matrycy mojej krwi
dziecko speszone zamyślone na ulicy
chude długonogie nieporadne jak składana drabina
ortodontycznie ślini się na wietrze
to ja
tu mama
jego oczy właśnie mnie opuszczają
wiatr zawodzi nad górą
wiatr odziera z niego całą dziecięcość
ziemia zaległa nieprzygotowana
gęstnieję wokół niego
omijam całą winę wszystkie sny i wszystkie nadzieje
zagęszczam się wokół niego
bo go kocham
odlotowo
tak obłędnie drugą stroną mojego sercadepresja 1
zupełnie jakbyś się w swoich oczach
zapadał coraz bardziej jakby twoje czoło robiło się coraz
mroczniejsze policzki bardziej
zastygłe usta odleglejsze
od wszystkiego co kiedykolwiek było ze
mnie twoje ciało takie przezroczyste że moja
dłoń mogłaby przejść przez ciebie na wylot kiedy
próbuję udaremnić twoje zanikanie kręcisz się
wśród nas ale zerwałeś
kontakt po twoich dłoniach
widzę jak zawzięcie niekiedy jeszcze się
utrzymujesz paznokcie u twoich palców
nikną jest zupełnie tak jakbym
biegła wzdłuż brzegu i rzucała ratunkowe
koła i liny i gałęzie i wychodziła z siebie
krzycząc że musisz wytrwać utrzymać się że ja
popłynę po ciebie że oddam siebie
za ciebie że samego Pana Boga wyszarpnę
z nieba że wszystko
wszystko oddam by cię bezpiecznie
sprowadzić do twoich oczu
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------