Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ciebie szukam - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
4 września 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ciebie szukam - ebook

Nigdy nie przestawaj walczyć o siebie.

 

Marta całe życie poświęciła rodzinie. Gdy po wielu latach odchodzi od męża, dla którego liczy się tylko alkohol, musi poukładać je na nowo i sama zadbać o przyszłość nastoletniej córki. Kolejne randki tylko utwierdzają kobietę w przekonaniu, że na świecie nie ma już mężczyzn zainteresowanych prawdziwym uczuciem. Na dodatek w rodzinne strony wraca siostra, z którą Marta nie rozmawiała od wielu lat. Czy nudne życie w prowincjonalnym miasteczku może się odmienić?

Kiedy Marta poznaje młodszego od niej Mikołaja, szybko dostrzega, że nigdy nie czuła się tak bezpiecznie. Wydaje się, że znalazła wymarzonego partnera, ale on nagle znika bez śladu, a jego miejsce chciałby zająć ktoś inny… Jednak o tajemniczym Rosjaninie z burzliwą przeszłością trudno zapomnieć. Jak Marta upora się z tęsknotą? I co zrobi, kiedy jej najbliżsi znajdą się w niebezpieczeństwie?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66381-60-5
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

– Boże, jak ja nienawidzę tego miasta! Nienawidzę ojca, bo mi przynosi wstyd, i ciebie! Ciebie też nienawidzę, bo jesteś taka typowa, taka szara, że aż mam mdłości! Żal mi ciebie, twojego nudnego życia i mnie! Przez ciebie i przez niego!

Tymi słowami przywitała matkę Felicja, wchodząc do mieszkania mieszczącego się na piętrze kamienicy, której parter zajmował sklep z biżuterią i porcelaną. Cisnęła plecak na podłogę i podeszła do stojącej przy kuchni matki. Marta, słysząc dobiegające ze schodów odgłosy wracającej do domu córki, wiedziała, że coś musiało się wydarzyć w szkole. Ta na pozór rozwrzeszczana i zbuntowana siedemnastolatka była w rzeczywistości leniwa i niezbyt energiczna. Zapatrzona w telefon komórkowy, nie wyściubiała nosa ze swojego pokoju, chyba że wydarzyło się coś, co naprawdę wytrąciło ją z równowagi.

– Dzień dobry, Felu. Chyba masz gorszy dzień? – zaczęła ostrożnie Marta, w głębi duszy nienawidząc siebie za lęk, który przepełniał ją na samą myśl o konfrontacji z córką. Kaśka, jej przyjaciółka i właścicielka pobliskiej knajpy o uroczej nazwie „Podcienia”, nie mogła zrozumieć tej postawy. Marta nie była w stanie krzyknąć na córkę ani wymierzyć jej kary w obawie, że Felicja, już od dobrych kilku lat przechodząca burzliwie okres młodzieńczego buntu, zrobi jakieś głupstwo.

– Miałam okropny dzień! On przyszedł najebany pod moją szkołę!

– Pijany. Proszę cię, nie używaj wulgarnych słów w moim towarzystwie. – Marta westchnęła i zanim zwróciła się twarzą do córki, nabrała głęboko powietrza i mocno zaciskając powieki, wyobraziła sobie latające nad łąkami za miastem motyle. Kochała je za swobodę i bezgraniczną wolność…

– Bo?

– Bo cię o to proszę. Bo jest to oznaką szacunku wobec starszej od siebie osoby i twojej matki.

Felicja oddychała gwałtownie. Jej nozdrza falowały niczym chrapy konia, co nawet rozbawiłoby Martę, gdyby nie świadomość konsekwencji wiążących się z nagłym wybuchem śmiechu.

– Dla ciebie ważne jest to, że przeklęłam, nie to, że moja reputacja, i tak nadwątlona faktem posiadania ojca alkoholika, została nadszarpnięta? Co z ciebie za matka? – Felicja wydawała się przepełniona nienawiścią do Marty. Jej pełne łez oczy mówiły jednak zupełnie coś innego. W sercu dziewczyny krył się przede wszystkim żal.

Marta wróciła pamięcią do przeszłości. Antoni, jej były mąż, już w szkole został miłością jej życia. Starszy od niej o kilka lat, uzdolniony malarz, stanowił wzór mężczyzny, jakiego pragnęła od zawsze. Znali się ze szkoły. Zawsze był pogrążony w zadumie, ubrudzony farbą, z ciągnącym się za nim woalem mieszających się zapachów terpentyny, kleju kostnego i rozpuszczalnika. Był obiektem jej westchnień od zawsze. Nie tylko ona zakochała się w jego nieco nieobecnym spojrzeniu i leniwych ruchach. Jej koleżanki również wodziły za Antonim tęsknym wzrokiem, ale to ją wybrał.

Pewnego dnia, kiedy spóźniła się na pierwszą lekcję, mokra od deszczu, z rajstopami marszczącymi się na łydkach, bo tuż przed szkołą wpadła w kałużę, natknęła się w szatni na Antoniego. Siedział zamyślony, wpatrując się w powykrzywianą, uschniętą gałąź brzozy za oknem. W dłoni trzymał blok i kreślił. Jego palce były czarne od węgla, a twarz zdradzała uczucie bezbrzeżnej euforii. Marta zapomniała wtedy o mokrych włosach i ciągnących się rajstopach. Z otwartymi ustami wpatrywała się w Antoniego i podziwiała malujące się na jego twarzy uczucia. Tak bardzo pragnęła wtedy, by to ona wywołała kiedyś ten zachwyt.

– Idziemy na kawę? – Przerwał jej zadumę i wsunął blok do torby. Oczywiście się zgodziła. Poszła z nim wtedy na kawę, a przez kolejnych kilka lat towarzyszyła mu na co dzień, także podczas licznych konkursów malarskich i wernisaży. Antoni był zdolny, miał bardzo wysublimowany zmysł widzenia natury i ciała. Oprócz tego potrafił zjednywać sobie ludzi, o czym przekonała się również Marta. Oszołomił ją swoją wizją świata, który w jego oczach wyglądał zupełnie inaczej niż dla niej. Dlatego kiedy zaszła w ciążę, przeniosła się na studia zaoczne i podjęła pracę w sklepie z porcelaną i srebrem, który na kazimierzowskim rynku prowadziła od lat jej rodzina. To nie było spełnienie marzeń dziewczyny. Miała zupełnie inne plany. Przede wszystkim chciała opuścić to miasto, zasmakować życia w stolicy albo przynajmniej na dobry początek przenieść się do Lublina. Podjęła studia pedagogiczne i właśnie wtedy się dowiedziała, że jest w ciąży. Dla Antoniego i jego rodziny nadrzędną wartością był talent chłopaka, dlatego to w jego wykształcenie postanowiono inwestować. Rodzice – zarówno jej, jak i jego – opłacili huczne wesele i pomagali Marcie w opiece nad małą Felicją, podczas gdy Antoni rozwijał się artystycznie. Coraz częściej zapominał o młodej żonie z przyklejoną do piersi córeczką i oczami podkrążonymi od nieprzespanych nocy. Jego wzrok uciekał za to w kierunku innych kobiet. Dobrze rokujący malarz z lubością zaczął oddawać się uciechom oferowanym przez skore do romansów studentki, wracające do domu na weekendy. Poza tym oprócz znajomego zapachu terpentyny i olejów Marta wyczuwała jeszcze jeden. Antoni zaczął pić alkohol.

Felicja miała jedenaście lat, kiedy zmarła matka Marty, Janina. Zaraz za nią z tego świata odszedł jej mąż, Józef. Z kolei relacje z rodzicami Antoniego, Antoniną i Krzysztofem, znacznie się osłabiły. Po jedenastu latach w końcu dotarło do nich, że niezwykły talent syna, który mógł mu zapewnić rozgłos i uznanie, ugrzązł w bagnie jego nałogów i zupełnego nieprzystosowania do życia. Marta złożyła pozew o rozwód i wyrzuciła pijanego męża za drzwi. Od tamtego dnia, na pozór najgorszego w jej życiu, poczuła się wolna i szczęśliwa. W spadku po rodzicach otrzymała starą kamienicę położoną przy Rynku w Kazimierzu Dolnym. Za zaoszczędzone pieniądze wyremontowała położone na piętrze mieszkanie, resztę zaś zainwestowała w pamiątki, które zaczęła sprzedawać w rodzinnym sklepie na parterze. I jakoś tak jej spojrzenie na miasto, malowniczą okolicę i wyjątkowy klimat tego miejsca całkowicie się zmieniło. Marta pokochała targi, które odbywały się we wtorki i piątki, galerie sztuki znajdujące się niemal za każdym rogiem, a także jesienne rozleniwienie oraz nostalgiczny zapach gnijących liści grabów, który towarzyszył jej od zawsze. Kobieta zaczęła świadomie przeżywać swoje życie. Nagle dotarło do niej, że dawno skończyła liceum, studia przemknęły niezauważenie, a jej córka, siedemnastoletnia licealistka, za chwilę będzie dorosła.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Oburzona Felicja uderzyła dłonią w blat.

– Tak, słucham cię. Jesteś oburzona, bo pijany ojciec pojawił się pod twoim liceum. A czego chciał tym razem? – Marta przetarła szafkę wilgotną szmatką i złożywszy ją, odwiesiła na uchwycie piekarnika. Przestała już reagować tak nerwowo na obecność Antoniego w ich życiu. Cóż, musiała się z nią pogodzić. Były mąż nie miał żadnej szansy na wyprowadzenie się z Kazimierza. Jego rodzice wciąż mieszkali przy Krakowskiej, w starej, ukrytej w cieniu kościoła kamienicy. A on zajmował u nich swój stary pokój.

– Pytał, czy nie poszłabym z nim na kawę. – Głos córki złagodniał. Marta odetchnęła z ulgą. Pierwsza złość opadła. Teraz powinno pójść łatwiej, pomyślała z nadzieją.

– Ach tak.

– Tym razem nie nabrałam się na jego zaczepki. Wystarczyło, że w ubiegłym semestrze poszłam z nim na kawę. Publicznie wyjął butelkę wódki i pociągnął z niej. Przy wszystkich, w kawiarni u Bogusławy. Boże, nikt mnie tak nie upokorzył w życiu jak on.

– Fela, to nieszczęśliwy człowiek. Nie traktuj ojca jak człowieka świadomie popełniającego błędy. On żyje w swoim świecie. Wciąż uważa, że ma dziewiętnaście lat, a jego urok osobisty jest w stanie zamydlić wszystkim oczy.

– Tobie zamydlił.

– Udało mu się.

– Że też nie nabrała się na niego ciocia Agata. Przecież jesteście bliźniaczkami.

– Ona miała inne spojrzenie na życie.

– Widać lepsze, bo wywiodło ją z tego przeklętego miasta i zaprowadziło…

– No właśnie, dokąd ją to zaprowadziło? Pokłóciła się ze mną, nakrzyczała na mamę i wyjechała.

– Do Warszawy. Ot, dokąd ją wywiało. I żyje sobie w dostatku, z dala od tego artystycznego bajzlu uzależnionego od liczby turystów. Jezu, jak ja nienawidzę mojego życia! – Dziewczyna poderwała się gwałtownie i zerwała wiszącą na uchwycie piekarnika szmatkę. Zmięła ją w rękach tak samo zapalczywie, jak przekleństwa, które cisnęły jej się na usta, i wrzuciła do zlewu.

– Ty też nie masz prawa narzekać na swoje życie, Felicja. – Marta sięgnęła po szmatkę i zaczęła ją składać. – Masz właściwie wszystko.

– Co takiego mam? Tkwię w tym miejscu! Muszę pomagać ci w sklepie, bo twoja pracownica zaciążyła. Tak! Nie zauważyłaś? Została ci tylko ta stara, jak jej…? Monika! – Córka prychnęła. Marta, już odrobinę podenerwowana, wsunęła szmatkę na miejsce.

– Masz perspektywy. Możesz skończyć szkołę i wyjechać, jeśli nie odpowiada ci Kazimierz. Ja nie będę cię trzymała. Jedź i zdobywaj świat! On tylko na ciebie czeka!

– I wyjadę! Żebyś wiedziała! Z tobą nawet rozmawiać normalnie nie można, wiesz? Jesteś taka zgorzkniała i przesiąknięta tym miastem! – wrzasnęła Fela i wybiegła z kuchni.

Po chwili drzwi do jej pokoju trzasnęły, a w mieszkaniu nad sklepem z upominkami i porcelaną zapanowała upragniona cisza. Marta odetchnęła z ulgą. Cóż, rzeczywiście była zgorzkniała i przesiąknięta miastem, panującym tu klimatem zawieszenia i nostalgii. Kochała Kazimierz całym sercem, bo nigdy nie było jej dane zadomowić się w innym mieście. Tak samo, jak nigdy nie kochała innego mężczyzny poza Antonim. Wzięła kąpiel, a potem na chwilę stanęła przy oknie w sypialni. Zgaszone światło zapewniało jej dyskrecję i intymność, dlatego bezkarnie przyglądała się kilku przemierzającym Rynek postaciom. Oswajała się z myślą, że następnego dnia będzie musiała się odezwać do byłego męża.

Nazajutrz rano obudziła się rześka i promienna. Zanim jednak podniosła się z łóżka, odczekała, aż dobiegające z kuchni dźwięki głośno przestawianych talerzy i brzęk ciskanych do zlewu naczyń ucichną. Na szczęście awantura, którą poprzedniego dnia zrobiła jej córka, nie pociągnęła za sobą przykrych konsekwencji w postaci ostentacyjnej odmowy pójścia do szkoły. To było dla Marty pocieszeniem. Felicja bowiem potrafiła ni stąd, ni zowąd oznajmić, że zamierza nadchodzący dzień spędzić w łóżku. Na szczęście takie sytuacje zdarzały się ostatnio rzadziej. Marta kochała swoje dziecko najbardziej na świecie, ale momentami z wielkim trudem przychodziło jej przyznanie przed samą sobą, że uczucie to ma w sobie sprawczą moc powstrzymania się przed zrobieniem córce krzywdy. Felicja potrafiła bardzo uprzykrzyć swojej mamie życie. Upokarzała ją swoimi uwagami, wiecznie krytykowała jej sposób życia, poświęcanie się córce, domowi i sklepowi. Najgorsze jednak było naigrawanie się z doskwierającej Marcie samotności. Odkąd bowiem opuścił ją Antoni, w jej życiu nie pojawił się nikt inny. Przyczyną tego nie był jednak brak kandydatów, tylko decyzja Marty. Cóż, zawsze brakowało tego czegoś, co popchnęłoby ją w objęcia jakiegoś mężczyzny. A właśnie „to coś” poczuła, kiedy po raz pierwszy ujrzała Antoniego. Wtedy i nigdy później. Każdy z pozostałych adoratorów okazywał się porażką. Pierwszy był Benek. Prowadził niewielki sklepik z pamiątkami po przeciwnej stronie Rynku. Właściwie Marta polubiła mężczyznę. Był czarujący i słuchał jej bez względu na to, co miała do powiedzenia. Potrafił dyskutować z zapałem zarówno na temat kosów, obsiadających jesienią płoty porośnięte winobluszczem, jak i politycznego stuporu, w którym tkwili niezmiennie Polacy. Marta spotkała się z Benkiem kilkakrotnie. Zjadła z nim kolację w knajpce Kaśki, potem byli na lodach. Kiedy jednak pewnego dnia weszła do sklepu spożywczego „Na rogu” i zupełnie przez przypadek usłyszała rozmowę Benedykta ze sprzedawczynią, zrozumiała, jak bardzo myliła się co do niego i jego intencji. Nieświadomy jej obecności adorator, pochylony nad ladą, wybierał makaron i skrupulatnie szacował wartość sklepu z upominkami i porcelaną, a zachęcony przez spostrzegawczą sprzedawczynię, zaczął się nawet zastanawiać nad wartością całej kamienicy, której właścicielką była Marta. Zrobiło jej się przykro. Poczuła się oszukana, dlatego bez słowa opuściła sklep i przestała reagować na umizgi Benka. Potem pojawił się Józef, rolnik mieszkający pod Kazimierzem, ale ten za każdym razem zwracał się do Felicji innym imieniem. Był jeszcze Paweł, trochę młodszy, który nie potrafił się zdecydować, czy chce spotykać się z Martą, czy z jej sąsiadką, Jadwigą. A na końcu tego uczuciowego peletonu znajdował się Mikołaj. Przystojny, bardzo szczodry i niezwykle otwarty mężczyzna był właścicielem znajdującej się przy Rynku Pijalni Czekolady, dwóch hoteli i dwóch galerii sztuki. Pojawiał się w życiu Marty co jakiś czas i czarował ją swoim urokiem osobistym. To on podczas rzęsistego deszczu zabrał ją na wyprawę statkiem po Wiśle i osłaniał swoją wełnianą marynarką przed kroplami wody. To on zabrał ją na romantyczną kolację na Górę Trzech Krzyży, skąd rozpościerała się panorama Kazimierza Dolnego, i cytował Dostojewskiego w oryginale. Kobieta słuchała go ze wzrokiem utkwionym w zamglonym horyzoncie, a w jej wyobraźni obrazy nabierały wyrazistych kolorów. Coś jednak przeszkadzało jej w odczuciu tego samego, co poruszyło jej serce podczas pierwszego spotkania z Antonim. Mikołaj był czarujący, ale nie potrafił wzbudzić w Marcie tej krystalicznie czystej potrzeby podarowania mu siebie. Coś ją powstrzymywało i w ciągu kilku długich miesięcy nie zdołała rozgryźć co. A Mikołaj był cierpliwy. Pojawiał się raz na tydzień, czasem rzadziej, i wyrywał ją z jej szarego świata.

W kuchni zapanowała cisza. Po chwili trzaśnięcie drzwiami obwieściło, że córka wyszła do szkoły. Marta podniosła się z łóżka, otuliła różowym, welurowym szlafrokiem, a następnie dorzuciła do kaflowego pieca suchego drewna, po czym wyszła do kuchni. Był kwiecień, widok za oknem napawał ją nadzieją, a rześki zapach wiosennego powietrza pobudzał. Marta pomyślała, że kocha takie ciche, samotne poranki.

Wsłuchując się w świergoczące za oknem wróble i pracę ekspresu do kawy, pomyślała o Mikołaju. Nie, zdecydowanie nie był kandydatem na jej partnera.

Sięgnęła po telefon i wybrała numer domowy rodziców Antoniego. Odebrała teściowa.

– Dzień dobry, mamo.

– Dzień dobry, Marto. Jak miło, że dzwonisz. Czy wpadniesz na herbatę?

– Dziękuję za zaproszenie, ale nie dam rady. Mam dużo zajęć. Jak zdrowie twoje i męża?

– Ach, wszystko jest dobrze. Ja nie mogę narzekać, choć Krzysztof ostatnio utyskuje na ból nóg. Chyba będziemy musieli przejść się do jego lekarza. Te tabletki, które mu przepisali, nie pomagają. Czekam tylko na Antoniego, bo wziął się ostatnio do pracy. Mówi, że ma jakiś duży projekt.

– O, to dobrze. Mam nadzieję, że coś z tego będzie.

– Ja też. Ja też mam taką nadzieję… – Starsza pani westchnęła przeciągle i zadumała się. Ostatnio ilekroć zaczynała rozmyślać nad zmarnowanym losem swojego jedynaka, do głosu dochodziła niechęć wobec niego i wobec siebie samej. Za bardzo zaufali talentowi Antoniego, wierząc, że to nim będzie się zawsze kierował, a wszelkie złe skłonności i słabości zdoła przezwyciężyć dzięki pragnieniu osiągnięcia sukcesu. Antonina kochała swoją synową, kochała Felicję, ale było jej wstyd przed nimi. Przyczyniła się do tego, że zmarnowane zostało również ich życie i nie potrafiła żadną miarą im tego zrekompensować.

– Czy mogę mówić z Antonim? – Marta przerwała ciszę.

– Tak. A coś się stało?

– Nic nowego, znowu pojawił się pod szkołą Felki pijany. A ona się go wstydzi.

– Już go proszę. Martusiu?

– Tak, mamo?

Starsza kobieta poczuła przypływ czułości i żalu i zapragnęła nagle przeprosić synową, ale ten gest mógł znaczyć, że bierze na siebie winę za zachowanie syna, a tego nie chciała.

– Zadzwoń jeszcze kiedyś. Może wpadniecie na ciasto?

– Dziękuję, mamo. Może kiedyś się wybierzemy.

Jakiś dźwięk przykuł uwagę Marty. Podniosła się od stołu i podeszła do okna. Pod Pijalnię Czekolady z hukiem podjechał czarny mustang Mikołaja. A więc towarzysz jej wykwintnych kolacji znowu był w mieście, pomyślała i przeczesała palcami gęste, skręcone mocno włosy.

– Halo? – usłyszała w słuchawce głos byłego męża.

Przyjemne ciepło rozlało się po jej sercu. Nagle oczami wyobraźni ujrzała Antoniego. Stał znowu w szatni ich liceum i wpatrywał się w nią tym swoim nieobecnym, rozmarzonym wzrokiem. Odwróciła się od okna i usiadła ponownie przy stole w kuchni.

– Dzień dobry, Antoni.

– Witaj. Jak się miewasz? – zaczął dość niezręcznie.

– Dziękuję, wszystko w porządku.

– A nie potrzebujesz czegoś?

– To znaczy?

– Czy mogę coś dla ciebie zrobić?

– Antoni, ty nigdy niczego dla mnie nie zrobiłeś. Dlaczego teraz nagle miałoby się to zmienić?

– Pytam, bo…

– Nie, dziękuję. Niczego mi nie potrzeba. Doskonale sobie radzę. Dzwonię w innej sprawie.

– Wiesz, dostałem duże zlecenie… – W jego głosie zabrzmiał entuzjazm.

– Mam nadzieję, że uda ci się je zrealizować. Może w końcu osiągniesz to, o czym marzyłeś.

– Na to jest już za późno. Zmarnowałem zbyt wiele możliwości, a przede wszystkim czasu. A tego nie uda mi się odzyskać. Ale mogę spróbować zrobić coś, co pozwoli zapamiętać mnie jako artystę.

Marta osłupiała. Nie spodziewała się po byłym mężu tak głębokiej refleksji. Wieloletnia choroba alkoholowa, słabość do kobiet i życie w wyimaginowanym świecie pozbawiły go umiejętności trzeźwej oceny sytuacji. A tu nagle taka zmiana.

– Cóż, dobrze, że sobie to uświadomiłeś. Życzę ci, żeby twoje zlecenie przyniosło ci radość.

– Dlaczego dzwonisz?

– Ach… – Poczuła zawstydzenie. – Chciałam cię prosić, żebyś nie przychodził pod szkołę Felicji w tym stanie. Ona się wstydzi.

– Nie byłem pijany. Chciałem z nią po prostu pójść na kawę. Nie piję już od tygodnia Dostałem zaliczkę i wszystkie pieniądze oddałem mamie. Ja chcę spróbować od nowa.

– Felicja powiedziała, że byłeś pijany… – Rumieniec zawstydzenia oblał jej twarz. Nie pomyślała nawet, że córka mogłaby skłamać, najzwyczajniej nie chcąc widywać się z ojcem.

– Nie… Nie byłem pijany. Myślę, że ona po prostu nie chce mnie widzieć. Dlatego powiedziała ci, że ją nachodzę.

– Porozmawiam z nią.

– Marta, daj spokój. Zasłużyłem sobie na to. Ale ja się zmienię. Będę próbował. Czy sądzisz…

– Nie, Antoni. Pamiętaj, żebyś nie przychodził pijany pod jej szkołę. Najlepiej wcale tam nie chodź, to nie jest normalne, żeby tak się zachowywać wobec siedemnastolatki. Dzieci w tym wieku potrzebują swobody i traktowania ich jak dorosłych. Pamiętaj o tym, proszę. Trzymam kciuki za twoją pracę. Do widzenia.

Rozłączyła się. Serce waliło jej jak młotem. Wciąż odczuwała to coś, co przyciągało ją do byłego męża i dlatego gorzkie słowa nie przychodziły jej bez trudu.

Znowu wstała i podeszła do okna. Samochód Mikołaja wciąż stał pod Pijalnią Czekolady, właściciela jednak nie ujrzała. Pospiesznie wzięła kąpiel, rozczesała długie, niemiłosiernie plączące się loki i związała je na czubku głowy w ciasny kok. Ubrała luźną lnianą tunikę i z kubkiem wciąż ciepłej kawy zeszła wąską klatką schodową na dół, do sklepu.

To było jej życie. Jej mały świat, zamknięty w starej kamienicy mieszczącej się przy rynku w Kazimierzu Dolnym. Otwierając drzwi oddzielające część mieszkalną kamienicy od sklepu zajmującego cały parter, poczuła znajomy przypływ energii. Na jej twarzy zagościł uśmiech. Marta kochała swoje życie. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma, powtarzała nieżyjąca już mama. I tą samą dewizą postanowiła kierować się jej córka. Pokochała zamieszkiwaną kamienicę, sklep z upominkami i porcelaną, który przejęła po rodzicach, i codzienność, z którą przyszło jej się zmagać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: