Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cress. Saga Księżycowa. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Cress. Saga Księżycowa. Tom 3 - ebook

Saga Księżycowa to hit, który zachwycił czytelników na całym świecie! Baśniowo-futurystyczna opowieść, w której Kopciuszek spotyka Czerwonego Kapturka, a Roszpunka Kapitana Hana Solo!

Po raz pierwszy w Polsce – pełne wydanie w oryginalnej szacie graficznej.

W trzeciej części bestsellerowej Sagi Księżycowej, Cinder, Scarlet, Wilk i Kapitan Thorne łączą swoje siły, aby obalić rządy okrutnej królowej Levany. Chcą uratować świat i obsadzić na tronie Luny jego prawowitą księżniczkę. Ich nadzieją staje się Cress, lunarska skorupa, zamknięta od siedmiu lat w satelicie, niczym Roszpunka w swojej wieży. Czas w odosobnieniu sprawił, że Cress jest świetnym hakerem. Niestety, została zmuszona do pracy dla Królowej Levany i właśnie otrzymała rozkaz wyśledzenia Cinder i jej przystojnego wspólnika. Roszpunka z przyszłości nie czeka na ratunek, lecz sama go znajduje. Na bieżąco śledzi bowiem losy poszukiwanych uciekinierów: Cinder, Scarlet oraz Kapitana Thorne'a. Kiedy udaje się jej nawiązać kontakt i poprosić o pomoc w ucieczce, wszystko idzie zupełnie nie tak jak powinno. Upadek z gwiazd na Ziemię nie mógł być bardziej bolesny jak i dosłowny.

Bez wątpienia szykuje się w świecie bohaterów wojna między Ziemią a Księżycem. Jaką rolę w tym wszystkim odegra Cress?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66737-57-0
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

W ciągu szesnastu godzin jej satelita wykonywał jedno pełne okrążenie wokół Ziemi. Stanowił więzienie o zapierającym dech w piersiach widoku na rozległe, niebieskie oceany, kłębiące się chmury i wschody słońca rozpalające połowę świata.

Podczas pierwszych tygodni niewoli najbardziej lubiła układać poduszki na wbudowanym w ścianę biurku i rozwieszać prześcieradła na ekranach, moszcząc dla siebie wygodną alkowę. Udawała, że wcale nie znajduje się w satelicie, tylko w statku kapsułowym zmierzającym na niebieską planetę. Wyobrażała sobie, że niedługo wyląduje i wyjdzie na prawdziwą ziemię, poczuje prawdziwe promienie słońca, powącha prawdziwe powietrze.

Godzinami wpatrywała się w kontynenty, wyobrażając sobie, jak tam może być.

Zawsze jednak unikała widoku Księżyca. Czasem jej satelita przelatywał tak blisko, że Księżyc zasłaniał całe pole widzenia, a ona była w stanie dojrzeć na jego powierzchni wielkie, lśniące kopuły i połyskliwe miasta, w których mieszkali Księżycowi. Takie jak to, w którym ona też kiedyś mieszkała. Lata temu. Przed wygnaniem.

Jako dziecko Cress ukrywała się przed Księżycem na boleśnie długie godziny. Czasem uciekała do małej łazienki i zajmowała się misternym splataniem swoich włosów. Albo wpełzała pod biurko i śpiewała kołysanki, aż zasnęła. Albo wyobrażała sobie matkę i ojca. Wymyślała, jak opowiadają jej bajki i czytają powieści przygodowe, jak z miłością odgarniają jej włosy z czoła, aż wreszcie – wreszcie – Księżyc znikał za Ziemią i znowu była bezpieczna.

Nawet teraz Cress wpełzała na te godziny pod łóżko i ucinała sobie drzemkę, czytała, pisała w myślach piosenki albo pracowała nad skomplikowanym kodem. Nadal nie lubiła patrzeć na Księżycowe miasta. Miała paranoiczne wrażenie, że jeśli ona jest w stanie dojrzeć Księżycowych, to oni z pewnością mogą wyjrzeć poza swoje sztuczne niebo i dostrzec ją.

To był jej koszmar od ponad siedmiu lat.

Ale teraz srebrny horyzont Księżyca wysuwał się zza krawędzi okna, a Cress nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, ponieważ ściana niewid-ekranów ukazywała całkiem nowy koszmar. Kanały wiadomości nadawały okrutne słowa, zdjęcia i nagrania, które zamazywały się jej w oczach, kiedy przeglądała jedne wiadomości za drugimi. Nie była w stanie czytać wystarczająco szybko.

ZAATAKOWANO 14 MIAST NA CAŁYM ŚWIECIE

DWIE GODZINY RZEZI I 16 000 ZAMORDOWANYCH ZIEMIAN

NAJWIĘKSZA MASAKRA TRZECIEJ ERY

Net wypełniała groza. Na ulicach ciała ofiar z rozprutymi brzuchami i krwią ściekającą do rynsztoka. Zdziczałe hybrydy zwierząt i ludzi z juchą na brodach, pod paznokciami i na koszulach. Patrzyła na to wszystko z dłonią przyciśniętą do ust. Oddychanie stawało się coraz trudniejsze wraz z docierającą do niej prawdą.

To była jej wina.

Od miesięcy maskowała Księżycowe statki przed Ziemskimi radarami, wykonując wszystkie polecenia Mistrzyni Sybil i nie zadając pytań – niczym najlepszy sługa.

A teraz dokładnie wiedziała, jakie potwory znajdowały się na tych statkach. Dopiero teraz zrozumiała, co od dawna planowała Jej Wysokość. Ale było o wiele za późno.

16 000 ZAMORDOWANYCH ZIEMIAN

Ziemia została wzięta z zaskoczenia wyłącznie dlatego, że ona nie była w stanie odmówić rozkazom Mistrzyni. Wykonała swoją pracę i udawała, że nie widzi potencjalnych konsekwencji.

Odwróciła wzrok od zdjęć pełnych śmierci i jatki, skupiając się na następnej wiadomości, która sugerowała nadejście kolejnych potworności.

Cesarz Wschodniej Wspólnoty Kaito położył kres atakom, zgadzając się poślubić królową Księżyca Levanę.

Królowa Levana miała zostać nową cesarzową Wspólnoty.

Zszokowani Ziemscy dziennikarze próbowali zdecydować, jak podchodzić do tej dyplomatycznej, chociaż kontrowersyjnej ugody. Niektórzy z oburzeniem krzyczeli, że Wspólnota i reszta Ziemskiej Unii powinny przygotowywać się do wojny, a nie wesela, podczas gdy inni pospiesznie próbowali usprawiedliwić ten sojusz.

Cress przesunęła palcami po cienkim, przezroczystym ekranie, pogłaśniając głos mężczyzny rozprawiającego właśnie o możliwych korzyściach. Koniec z atakami oraz spekulacjami, kiedy mogą one nastąpić. Ziemia lepiej zrozumie Księżycową kulturę. Ziemia i Księżyc podzielą się swoimi technologicznymi nowinkami. Staną się sojusznikami.

Poza tym Levana chciała tylko rządzić Wschodnią Wspólnotą. Z pewnością zostawi w spokoju resztę Ziemskiej Unii.

Ale Cress wiedziała, że byliby głupi, wierząc w coś takiego. Królowa Levana zostanie cesarzową, potem zleci morderstwo cesarza Kaito, przejmie kontrolę nad krajem i wykorzysta go jako punkt startowy do zebrania armii, zanim najedzie resztę Unii. I nie zatrzyma się, póki cała planeta nie znajdzie się pod jej kontrolą. Ten drobny atak, te szesnaście tysięcy ofiar… To był dopiero początek.

Cress wyciszyła wiadomości, oparła łokcie o biurko i zanurzyła dłonie w jasnych włosach. Nagle zrobiło jej się zimno, mimo że w satelicie utrzymywała się stała temperatura. Jeden z ekranów za jej plecami odczytywał treść dziecięcym głosem. Nagrała go i zaprogramowała podczas czterech miesięcy nudy, która niemal doprowadziła ją do szaleństwa. Miała wtedy dziesięć lat. Głos był zbyt radosny jak na przekazywane informacje – blog medyczny z Republiki Amerykańskiej ogłosił wyniki autopsji przeprowadzonej na jednym z Księżycowych żołnierzy.

_Kości zostały wzmocnione bogatą w_ _wapń biotkanką, natomiast chrząstki głównych stawów zanurzono w_ _roztworze soli, by dodać im giętkości i_ _elastyczności. Implanty ortodontyczne zastąpiły kły i_ _siekacze zębami przypominającymi wilcze, a_ _wokół szczęki widzimy podobne wzmocnienia kostne pozwalające miażdżyć materiał, taki jak kości i_ _tkanki. Przyczyną nieokiełznanej agresji obiektu była wyraźna ingerencja w_ _centralny układ nerwowy i_ _szeroka gama dostosowań psychologicznych. Doktor Edelstein wysunął teorię, że zaawansowane techniki manipulacji falami bioelektrycznymi mózgu mogły także mieć znaczenie dla…_

– Wycisz.

Słodki głos dziesięciolatki umilkł, pozostawiając tylko szum dźwięków satelity, który już dawno temu został zepchnięty na pogranicze świadomości Cress. Warkot wentylatorów. Buczenie systemów podtrzymywania życia. Bulgotanie zbiornika odzyskiwania wody.

Cress zebrała gęste pasma włosów z karku i przerzuciła je sobie przez ramię. Jeśli nie była wystarczająco ostrożna, to kosmyki wkręcały się w kółka fotela. Ekrany przed nią zamigotały i obraz przesunął się, ukazując kolejne Ziemskie wiadomości. Informacje napływały także z Księżyca, głównie o „dzielnych żołnierzach” i „wywalczonym zwycięstwie”; oczywiście w całości brednie i propaganda. Cress przestała zwracać uwagę na wiadomości z Księżyca, kiedy miała dwanaście lat.

Bezmyślnie okręcała kucyk wokół lewego ramienia, owijając się nim od łokcia po nadgarstek i nie zauważając włosów plączących się jej na kolanach.

– Och, Cress – wymamrotała. – I co my z tym zrobimy?

– Wydaj jaśniejsze instrukcje, siostrzyczko – zapiszczało w odpowiedzi jej dziesięcioletnie ja.

Cress zamknęła oczy, by ochronić je przed blaskiem ekranu.

– Rozumiem, że cesarz Kai tylko próbuje powstrzymać wojnę, ale przecież musi wiedzieć, że Jej Wysokości to nie powstrzyma. Zabije go, gdy tylko dostanie, czego chce. I co wtedy stanie się z Ziemią? – Poczuła pulsujący ból w skroniach. – Byłam pewna, że Linh Cinder powiedziała mu to na balu, ale może się myliłam? Co jeśli on wciąż nie ma pojęcia, w jakim niebezpieczeństwie się znajduje?

Okręciła się na fotelu i przesunęła palcami po wyciszonych wiadomościach. Wbiła kod i wywołała ukryte okno, które sprawdzała ze sto razy dziennie. Okienko B-KOM ukazało się na wierzchu ekranu niczym czarna dziura, porzucone i ciche. Linh Cinder nie próbowała się z nią skontaktować. Być może czip został skonfiskowany lub zniszczony. Może Linh Cinder już dawno go nie miała.

Cress westchnęła, ukryła okno kilkoma pośpiesznymi uderzeniami opuszków palców i wywołała w jego miejsce tuzin innych okien. Wszystkie były połączone z pajęczą siecią powiadomień bezustannie monitorującą net w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o Księżycowym cyborgu, którego pojmano zaledwie tydzień wcześniej. O Linh Cinder.

Dziewczynie, która uciekła z więzienia w Nowym Pekinie. Dziewczynie, która stanowiła jedyną szansę Cress na przekazanie cesarzowi Kaito prawdy o intencjach królowej Levany względem sojuszniczego małżeństwa.

Główny kanał wiadomości nie pokazał nic nowego od jedenastu godzin. W całej tej histerii związanej z najazdem Księżyca, Ziemia jakoś zapomniała o swoim najbardziej poszukiwanym zbiegu.

– Siostrzyczko?

Cress z podwyższonym pulsem złapała za podłokietniki fotela.

– Tak, Mała Cress?

– Wykryto statek Mistrzyni. Przewidywany czas przybycia: dwadzieścia dwie sekundy.

Cress poderwała się z fotela już na słowo _mistrzyni_, które nawet po tych wszystkich latach wywoływało w niej mdlący niepokój.

Jej ruchy stanowiły dokładnie wyćwiczony taniec, który po tylu latach praktyki opanowała do perfekcji. We własnych wyobrażeniach stawała się baleriną z drugiej ery, tańczącą na skrytej w półmroku scenie, podczas gdy Mała Cress odliczała kolejne sekundy.

00:21. Cress przycisnęła kciukiem guzik aktywujący materac.

00:20. Odwróciła się z powrotem do ekranów, ukrywając wszystkie wiadomości o Linh Cinder pod warstwą Księżycowej propagandy.

00:19. Materac z plaśnięciem wylądował na podłodze, z poduszkami i kocami wyściełającymi go dokładnie tak, jak je zostawiła.

00:18. 17. 16. Palce zatańczyły po ekranach, ukrywając Ziemskie wiadomości i grupy.

00:15. Cress obróciła się i odnalazła dwa rogi koca.

00:14. Szybkim ruchem nadgarstków poderwała koc do góry, jakby łapała wiatr w żagiel.

00:13. 12. 11. Wygładziła koc i pociągnęła go w stronę drugiej części łóżka, gdy odwracała się do ekranów po przeciwnej stronie pokoju.

00:10. 9. Poukrywała wszystkie Ziemskie seriale, muzykę i literaturę z drugiej ery.

00:08. Obróciła się z powrotem w stronę łóżka i z gracją odgięła kawałek koca.

00:07. Dwie poduszki oparła symetrycznie o wezgłowie i wykonała teatralny gest ramieniem, żeby wydostać włosy, które zostały pod kocem.

00:06. Prześlizgnęła się po podłodze, w skłonach i obrotach, zbierając wszystkie porzucone skarpetki i wstążki do włosów, a potem wrzuciła je do zsypu odświeżającego.

00:04. 3. Następnie szybka kontrola biurka, w wyniku której zabrała z blatu jedyną miskę, jedyną łyżkę, jedyną szklankę oraz garść rysików i schowała je do kredensu.

00:02. Obróciła się po raz ostatni, by ocenić efekty.

00:01. Z zadowoleniem wypuściła powietrze i zakończyła pełnym gracji ukłonem.

– Mistrzyni przybyła – powiedziała Mała Cress. – Prosi o otwarcie zacisku dokującego.

Scena, cienie, muzyka – wszystko to opuściło myśli Cress, choć na ustach pozostał wyćwiczony uśmiech.

– Oczywiście – zaszczebiotała, ruszając w stronę rampy głównego wejścia. W jej satelicie znajdowały się dwie rampy, ale tylko jedna z nich była używana. Cress nie była nawet pewna, czy drugie wejście działa. Każde z szerokich, metalowych drzwi prowadziły do komory dokującej, a potem bezpośrednio w kosmos.

Chyba że był do nich doczepiony statek. Statek Mistrzyni.

Cress wpisała komendę. Schemat na ekranie pokazał, jak otwiera się zacisk, a Cress usłyszała trzask, z jakim zaczepił się o statek. Ściany wokół niej zadrżały.

Następne chwile pamiętała tak dobrze, że była w stanie odliczać uderzenia serca pomiędzy kolejnymi znajomymi dźwiękami. Wizg zwalniających silników małego kosmicznego statku. Brzęk komory przyczepiającej się i zamykającej szczelnie wokół statku kapsułowego. Syk próżni, gdy przestrzeń wypełnił tlen. Pisk informujący, że przejście pomiędzy obydwoma modułami było już bezpieczne. Otwieranie się statku. Echo kroków w korytarzu. Szum otwierającego się wejścia do satelity.

Był czas, kiedy Cress oczekiwała od swojej Mistrzyni ciepła i życzliwości. Kiedy myślała, że być może Sybil spojrzy na nią i powie: „Moja droga, słodka Crescent, zasłużyłaś sobie na zaufanie i szacunek Jej Wysokości. Możesz powrócić wraz ze mną na Księżyc i zostać przyjęta jako jedna z nas”.

Te czasy już dawno minęły, ale wyćwiczony uśmiech twardo tkwił na ustach Cress nawet w obliczu chłodu Mistrzyni Sybil.

– Dzień dobry, Mistrzyni.

Sybil pociągnęła nosem. Wyszywane rękawy jej białej kurtki falowały, gdy niosła sporą walizkę wypełnioną zwyczajowym ładunkiem: jedzeniem, świeżą wodą do kwater Cress oraz, oczywiście, apteczką.

– A więc ją odnalazłaś, co?

Cress drgnęła z zastygłym na twarzy uśmiechu.

– Znalazłam, Mistrzyni?

– Jeśli to _naprawdę_ dobry dzień, to musiałaś przecież wypełnić proste zadanie, które ci powierzyłam. Czy tak właśnie jest, Crescent? Odnalazłaś tego cyborga?

Cress spuściła wzrok i wbiła paznokcie we wnętrza dłoni.

– Nie, Mistrzyni. Nie odnalazłam jej.

– Rozumiem. Więc to wcale nie jest taki dobry dzień, nieprawdaż?

– Miałam na myśli… Twoje towarzystwo zawsze… – Zamilkła. Zmusiła palce do rozprostowania i odważyła się odwzajemnić gniewne spojrzenie Sybil. – Właśnie czytałam wiadomości, Mistrzyni. Myślałam, że być może odczuwamy satysfakcję z zaręczyn Jej Wysokości.

Sybil upuściła walizkę na idealnie zasłane łóżko.

– Będziemy odczuwać satysfakcję, kiedy Ziemia znajdzie się pod kontrolą Księżyca. Do tego czasu mamy do wykonania pracę, a ty nie powinnaś tracić czasu na czytanie wiadomości i plotek.

Sybil zbliżyła się do monitora, który zawierał ukryte okno z komunikatorem B-KOM i dowodami na to, że Cress zdradziła koronę Księżyca. Dziewczyna zesztywniała. Na szczęście Sybil sięgnęła dalej, do ekranu wyświetlającego wid Cesarza Kaito przemawiającego na tle flagi Wschodniej Wspólnoty. Ekran opustoszał pod jej dotykiem, odsłaniając metalową ścianę i plątaninę rurek systemu ogrzewania.

Cress powoli wypuściła powietrze.

– Mam chociaż nadzieję, że znalazłaś _cokolwiek._

Wyprostowała się.

– Linh Cinder widziano w Federacji Europejskiej, w małym miasteczku południowej Francji, około godziny 18:00 lokalnego cza…

– Doskonale o tym wiem. A potem podążyła do Paryża, gdzie zabiła taumaturga i kilku bezużytecznych szeregowców. Coś jeszcze, Crescent?

Cress przełknęła ślinę i zaczęła zwijać włosy wokół nadgarstków, tworząc wielokrotną ósemkę.

– O godzinie 17:48 w Rieux we Francji sprzedawca w sklepie z częściami do statków i pojazdów dokonał aktualizacji stanu magazynowego, usuwając z zapisów jeden akumulator kompatybilny ze statkiem typu Rampion 214, klasa 11.3, ale nie odnotował żadnej płatności. Pomyślałam, że być może Linh Cinder ukradła… Lub użyła uroku… – Zawahała się. Sybil lubiła utrzymywać, że ten cyborg był tylko skorupką, mimo że obie wiedziały, iż to nieprawda. Linh Cinder miała dar Księżycowych, w odróżnieniu od Cress, która naprawdę była skorupką. Może i informacja o darze była starannie ukrywana, ale zdecydowanie ujawniła się na dorocznym balu we Wspólnocie.

– Akumulator? – odezwała się Sybil, ignorując niezdecydowanie Cress.

– Przetwarza sprężony wodór w energię, by zasilić…

– Wiem, co to jest – przerwała jej Sybil. – Mówisz mi, że jedyne, co udało ci się stwierdzić, to to, że ona naprawia swój własny statek? Że przez to jeszcze trudniej będzie ją znaleźć, podczas gdy nie udało ci się to nawet wtedy, kiedy znajdowała się na Ziemi?

– Przykro mi, Mistrzyni. Próbuję. Po prostu…

– Nie interesują mnie twoje wymówki. Przez wszystkie te lata przekonywałam Jej Wysokość, by pozwoliła ci żyć, argumentując, że masz coś do zaoferowania, coś cenniejszego niż krew. Czy popełniłam błąd, chroniąc cię, Crescent?

Cress przygryzła wargę, powstrzymując się przed przypomnieniem, ile faktycznie zrobiła dla Jej Wysokości podczas swojego uwięzienia. Zaprojektowała niezliczone systemy szpiegowskie, żeby obserwować Ziemskich przywódców, włamywała się do połączeń dyplomatycznych rozmów i tłumiła sygnały satelitów, umożliwiając żołnierzom najechanie Ziemi bez ryzyka wykrycia, przez co teraz miała na rękach krew szesnastu tysięcy Ziemian. To nie miało znaczenia. Sybil obchodziły tylko jej porażki, a niepowodzenie w odnalezieniu Linh Cinder było aktualnie największą z nich.

– Przykro mi, Mistrzyni. Będę się bardziej starać.

Oczy Sybil zwęziły się.

– Będę bardzo niezadowolona, jeśli szybko nie znajdziesz mi tej dziewczyny.

Cress czuła się pod spojrzeniem Sybil jak ćma przyszpilona do podkładki.

– Rozumiem, Mistrzyni.

– Dobrze. – Sybil wyciągnęła rękę i pogłaskała ją po policzku. Gest kojarzył się trochę z matczyną aprobatą, jednak nie miał z nią nic wspólnego. Po chwili Mistrzyni odwróciła się i otworzyła zapięcie walizki.

– A teraz – odezwała się, wyciągając z apteczki strzykawkę z igłą – daj ramię.2

Wilk odepchnął się od skrzyni i pognał w jej stronę. Cinder oparła się instynktownej panice. Spięła wszystkie mięśnie, spodziewając się kolejnego uderzenia, mimo że mężczyzna nadal traktował ją całkiem łagodnie.

Zacisnęła powieki chwilę przed zderzeniem i _skupiła się._

Ból, który przeszył jej głowę, był jak dźgnięcie dłutem prosto w mózg. Zazgrzytała zębami, próbując znieczulić się na nadchodzące mdłości.

Zderzenie nie nastąpiło.

– Przestań. Ciągle. Zamykać. Oczy.

Z nadal zaciśniętymi szczękami Cinder zmusiła się do otwarcia jednego oka, a potem drugiego. Wilk stał przed nią z ręką zastygłą w połowie drogi do jej ucha. Ciało miał nieruchome jak głaz, co znaczyło, że się udało. Jego energia była rozgrzana i wyczuwalna, ale znajdowała się tuż poza zasięgiem, bo siła jej Księżycowego daru trzymała go w ryzach.

– Ale z zamkniętymi jest łatwiej – wysyczała w odpowiedzi. Nawet tych kilka słów obciążyło jej umysł, więc Wilk nieznacznie poruszył palcami. Walczył z narzuconymi przez nią więzami kontroli.

Nagle spojrzał na coś znajdującego z boku, a uderzenie wyprowadzone między łopatki posłało Cinder do przodu, przez co uderzyła głową w klatkę piersiową Wilka. Jego ciało wyswobodziło się akurat na czas, by pomóc jej odzyskać równowagę.

Thorne zachichotał za plecami dziewczyny.

– A ludziom jest łatwiej się do ciebie podkraść.

Cinder odwróciła się i odepchnęła go.

– To nie jest zabawa!

– Thorne ma rację – odezwał się Wilk. Słyszała wyczerpanie w jego głosie, choć nie wiedziała, co było jego powodem: powtarzające się konfrontacje czy raczej frustracja wynikająca z konieczności trenowania takiej amatorki. – Kiedy zamykasz oczy, to się narażasz. Musisz nauczyć się używać daru, w dalszym ciągu będąc świadomą otoczenia. Musisz pozostać aktywna.

– Aktywna?

Wilk rozciągnął szyję, przechylając ją na zmianę w lewą i prawą stronę, aż wydała kilka trzasków, po czym potrząsnął głową.

– Tak, aktywna. Być może będziemy musieli zmierzyć się z dziesiątkami szeregowców jednocześnie. Przy odrobinie szczęścia będziesz w stanie kontrolować dziewięciu albo dziecięciu… Choć na ten moment to bardzo optymistyczne założenie.

W odpowiedzi zmarszczyła nos.

– A to oznacza, że narażasz się na atak pozostałych wrogów. Powinnaś móc mnie kontrolować i pozostawać skupiona zarówno umysłowo, jak i fizycznie. – Zrobił krok do tyłu, przeczesując rozczochrane włosy. – Jeśli nawet Thorne jest w stanie się do ciebie podkraść, to mamy poważne kłopoty.

Thorne zapiął spinki mankietów.

– Nigdy nie lekceważ zdolności mistrza zbrodni.

Scarlet roześmiała się ze swojego miejsca na plastikowej skrzyni. Do tej pory siedziała cicho ze skrzyżowanymi nogami i jadła owsiankę.

– Mistrza zbrodni? Od tygodnia próbujemy wymyślić, jak dostać się na cesarski ślub i do tej pory twoim jedynym wkładem w plan było określenie, który z pałacowych dachów ma najwięcej miejsca, żeby twój cenny statek przypadkiem nie porysował się podczas lądowania.

Wzdłuż sufitu rozbłysło kilka świetlnych paneli.

– W pełni zgadzam się z priorytetami kapitana Thorne’a – oznajmiła Iko przez wbudowane głośniki statku. – To może być mój wielki debiut netowy, więc chciałabym wyglądać jak najlepiej, dziękuję bardzo.

– Dobrze powiedziane, ślicznotko. – Thorne mrugnął w stronę głośników, mimo że czujniki Iko nie były wystarczająco dokładne, by to wykryć. – Chciałbym też, żebyście zauważyli, że Iko używa słowa _kapitan_, kiedy się do mnie zwraca_._ Moglibyście się czegoś od niej nauczyć.

Scarlet znowu się zaśmiała, Wilk obojętnie uniósł brew, a temperatura w ładowni podniosła się o kilka stopni, kiedy Iko zaczerwieniła się od komplementu.

Za to Cinder zignorowała ich wszystkich. Wypiła szklankę letniej wody, obracając w głowie zarzuty Wilka. Wiedziała, że ma rację. Utrzymywanie nad nim kontroli nadwyrężało wszystkie jej zdolności, mimo że kontrolowanie Ziemian, takich jak Thorne czy Scarlet, zwykle było dla niej równie proste, jak wymiana przepalonego czujnika w androidzie.

W tej chwili powinna już umieć obie te rzeczy.

– Spróbujmy jeszcze raz – oznajmiła, poprawiając kucyk.

Wilk ponownie przeniósł na nią uwagę.

– Może powinnaś zrobić sobie przerwę.

– Nie będzie czasu na przerwę, kiedy będą mnie gonić szeregowcy królowej, prawda? – Poruszyła ramionami, próbując dodać sobie energii. Ból w jej głowie zelżał, ale tył koszulki był przesiąknięty potem, a każdy mięsień drżał z wysiłku po dwugodzinnej walce z Wilkiem.

Wilk potarł czoło.

– Miejmy nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała zmierzyć się z prawdziwymi żołnierzami królowej. Myślę, że mamy szanse przeciwko jej taumaturgom i szeregowcom, ale zaawansowani żołnierze to coś innego. To bardziej zwierzęta niż ludzie i niezbyt dobrze reagują na manipulacje mózgiem.

– A większość ludzi niby reaguje dobrze? – zapytała Scarlet, skrobiąc łyżką o miskę.

Wilk na chwilę skupił na niej uwagę, a jego spojrzenie złagodniało. Cinder widziała tę reakcję już ze sto razy, odkąd dołączyli do załogi Rampiona, a jednak nadal sprawiała, że czuła, jakby przeszkadzała w czymś bardzo osobistym.

– Mam na myśli, że są bardzo nieprzewidywalni, nawet pod kontrolą taumaturga. – Ponownie zwrócił się do Cinder. – Czy jakiegokolwiek innego Księżycowego. Zmiany genetyczne, jakim są poddawani podczas wojskowego treningu, wpływają na ich mózgi w równym stopniu, co na ciała. Są chaotyczni, dzicy… i niebezpieczni.

Thorne oparł się o skrzynię Scarlet.

– On zdaje sobie sprawę, że _sam_ jest byłym pięściarzem o przezwisku Wilk, prawda? – wyszeptał teatralnie.

Cinder przygryzła wnętrze policzka, tłumiąc śmiech.

– To kolejne powody, które przekonują mnie, że powinnam się jak najlepiej przygotować. Chciałabym uniknąć takiego ryzyka jak w Paryżu.

– Nie tylko ty. – Wilk ponownie zaczął balansować całym ciałem. Do niedawna Cinder myślała, że to oznacza gotowość do kolejnego starcia, ale ostatnio zaczęła podejrzewać, że po prostu tak miał. Zawsze w ruchu, zawsze niespokojny.

– To mi przypomniało – kontynuowała – że kiedy wylądujemy, chcę dostać jeszcze trochę tych strzałek usypiających. Im mniej szeregowców do walki czy prania mózgu, tym lepiej.

– Strzałki usypiające, zapisałam – przytaknęła Iko. – Pozwoliłam sobie też zaprogramować przydatny zegar odliczający czas, który nam pozostał. Aktualnie pozostało piętnaście dni i dziewięć godzin do cesarskiego ślubu. – Ekranet na ścianie obudził się do życia, wyświetlając wielki, elektroniczny zegar odliczający z dokładnością do dziesiątej części sekundy.

Wystarczyły trzy sekundy wpatrywania się w ten zegar, aby Cinder zalała fala niepokoju. Oderwała od niego wzrok, skupiając się na reszcie ekranetu i ich cudownym planie powstrzymania ślubu Kaia i królowej Levany. Lista potrzebnych rzeczy ciągnęła się po lewej stronie: broń, narzędzia, przebrania, a teraz także strzałki usypiające.

Pośrodku ekranu znajdował się plan pałacu w Nowym Pekinie.

Po prawej idiotycznie długa lista przygotowań. Żaden z punktów nie został jeszcze zrealizowany, chociaż planowali i knuli od wielu dni.

Na pierwszym miejscu listy znajdowało się przygotowanie Cinder do ponownego spotkania twarzą w twarz z królową Levaną i jej świtą. Wilk nie powiedział tego głośno, ale Cinder wiedziała, że nie rozwija swojego daru wystarczająco szybko. Zaczynała myśleć, że ten punkt może jej zająć lata, a oni mieli zaledwie dwa tygodnie.

Ogólny plan był taki, żeby w dniu ślubu dokonać dywersji, która pozwoli im wkraść się do pałacu podczas ceremonii i ogłosić światu, że Cinder jest zaginioną księżniczką Selene. A potem, kiedy już wszystkie wiadomości świata będę zwrócone na nią, Cinder zażąda, by Levana przekazała jej koronę, kończąc jednocześnie zarówno ślub, jak i całe jej rządy.

Wszystko to, co miało wydarzyć się po ślubie, w głowie Cinder było całkiem zamazane. Ciągle wyobrażała sobie reakcje Księżycowych, kiedy odkryją, że ich zaginiona księżniczka jest nie tylko cyborgiem, ale także kompletnie nic nie wie o ich świecie, kulturze, tradycjach i polityce. Jedynym, co sprawiało, że nie czuła się tym wszystkim przytłoczona, była świadomość, że niezależnie od wszystkiego z pewnością nie będzie gorszą władczynią niż Levana.

Miała nadzieję, że oni też to zobaczą.

Poczuła, jak wypita woda bulgocze jej w żołądku. Po raz tysięczny dała się zawładnąć fantazji, w której wpełza pod koce na swojej koi i ukrywa się tam do czasu, aż świat całkiem zapomni o Księżycowej księżniczce.

Zamiast tego odwróciła się od ekranów i napięła mięśnie.

– No dobra, jestem gotowa spróbować jeszcze raz – oznajmiła, przyjmując pozycję bojową, której nauczył ją Wilk.

Ale Wilk siedział już obok Scarlet i kończył jej owsiankę. Miał usta pełne jedzenia, więc wskazał wzrokiem ziemię i przełknął.

– Pompki.

Cinder opuściła ramiona.

– Co?

Wskazał na nią łyżką.

– Walka to nie jedyny sposób ćwiczeń. Możemy jednocześnie trenować twoje ciało i umysł. Po prostu bądź świadoma otoczenia. Skup się.

Wpatrywała się w niego gniewnie przez całe pięć sekund, po czym opadła na podłogę.

Doliczyła do jedenastu, kiedy usłyszała, jak Thorne odpycha się od skrzyni.

– Wiesz, kiedy byłem dzieckiem, wmawiano mi, że księżniczki noszą diademy i wyprawiają przyjęcia. A teraz spotkałem prawdziwą księżniczkę i muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany.

Nie wiedziała, czy to miała być obelga, ale ostatnio słowo _księżniczka_ natychmiast działało jej na nerwy.

Ostry wydech, tak jak uczył ją Wilk. Skupiła się, bez problemu wyczuwając energię Thorne’a, kiedy mijał ją w drodze do kokpitu.

Robiła właśnie czternastą pompkę, kiedy sprawiła, że jego stopy zastygły w miejscu.

– Co…

Cinder odepchnęła się i zamachnęła jedną nogą z półokręgu. Trafiła kostką w łydki Thorne’a. Mężczyzna krzyknął i upadł, lądując na tyłku z głośnym jęknięciem.

Rozpromieniona Cinder spojrzała na Wilka w poszukiwaniu aprobaty, ale oboje ze Scarlet byli całkowicie pochłonięci śmiechem. Widziała nawet ostre końce kłów Wilka, które zwykle ostrożnie ukrywał.

Cinder wstała i podała Thorne’owi rękę. Nawet on się uśmiechał, choć jednocześnie się krzywił i rozmasowywał sobie biodro.

– Możesz pomóc mi wybrać diadem, jak już uratujemy świat.3

Satelita zadrżał, kiedy statek kapsułowy Sybil odłączył się od zacisku, a Cress ponownie została sama w galaktyce. Niezależnie od tego, jak bardzo brakowało jej towarzystwa, odlot Sybil zawsze wywoływał ulgę, tym razem nawet większą niż zazwyczaj. Zwykle Mistrzyni przylatywała raz na trzy czy cztery tygodnie – na tyle często, by móc pobrać kolejną próbkę krwi – ale od czasu ataku wilczych hybryd była tu już trzeci raz. Cress nigdy nie widziała jej takiej niespokojnej. Królowa Levana musiała być coraz bardziej zdesperowana, by odnaleźć tę cyborgiczną dziewczynę.

– Statek Mistrzyni odłączył się – powiedziała Mała Cress. – Zagramy w coś?

Gdyby Cress nie była tak zdenerwowana kolejną wizytą, to pewnie by się uśmiechnęła, jak to zwykle miała w zwyczaju, kiedy Mała Cress zadawała to pytanie. Przypominało jej, że wcale nie była _zupełnie_ samotna.

Lata temu nauczyła się, że słowo _satelita_ pochodziło z łaciny i oznaczało towarzysza, sługę albo pochlebcę. Wszystkie trzy znaczenia wydawały się jej ironiczne, wziąwszy pod uwagę samotność, jakiej doświadczała, przynajmniej do czasu, gdy zaprogramowała Małą Cress. Wtedy zrozumiała.

Jej satelita dotrzymywał jej towarzystwa. Jej satelita wykonywał za nią zadania. Jej satelita nigdy w nią nie wątpił ani się z nią nie spierał, ani też nie miał własnych irytujących przemyśleń.

– Może później – odezwała się Cress. – Najpierw sprawdźmy pliki.

– Jasne, siostrzyczko.

Oczekiwana odpowiedź. Zaprogramowana.

Cress często zastanawiała się, czy tak właśnie wyglądałoby jej życie, gdyby była prawdziwą Księżycową i miała kontrolę nad innymi istotami ludzkimi. Fantazjowała, że zaprogramowałaby Mistrzynię Sybil tak samo łatwo, jak głos swojej satelity. Rozmyślała, jak wszystko by się zmieniło, gdyby choć raz to Mistrzyni musiała słuchać _jej_ rozkazów zamiast odwrotnie.

– Włącz wszystkie ekrany.

Cress stanęła przed swoją panoramą niewid-ekranów: dużych i małych, umieszczonych na biurku albo wprawionych w ściany satelity i ustawionych tak, by można było na nie patrzeć z dowolnego miejsca w okrągłym pomieszczeniu.

– Wyczyść wiadomości.

Ekrany opustoszały, więc mogła spojrzeć przez nie na pozbawione ozdób ściany.

– Wyświetl zawartość folderów: Linh Cinder, Rampion 214 klasy 11.3, Cesarz Kaito ze Wschodniej Wspólnoty. I… – Zamilkła na chwilę, ciesząc się nadchodzącą falą ekscytacji. – Carswell Thorne.

Cztery ekrany wypełniły się informacjami, które nazbierała. Usiadła, by jeszcze raz przejrzeć dokumenty, które właściwie znała już na pamięć.

O poranku 29 sierpnia Linh Cinder i Carswell Thorne uciekli z więzienia w Nowym Pekinie. Cztery godziny później Sybil wydała jej rozkaz – _znajdź ich._ Rozkaz ten, co Cress odkryła później, pochodził od samej królowej Levany.

Zebranie informacji o Linh Cinder zajęło jej najwyżej trzy minuty. Ale prawie wszystko, co znalazła, było fałszywe. Fałszywa Ziemska tożsamość napisana dla Księżycowej dziewczyny. Cress nie wiedziała nawet, jak długo Linh Cinder przebywała na Ziemi. Pojawiła się nagle pięć lat temu, kiedy miała (podobno) jedenaście lat. Jej biografia uwzględniała rodzinę oraz szkolne zapisy sprzed „wypadku autolotem”, który zabił jej „rodziców” i doprowadził do cyborgicznej operacji. Ale to też nie było prawdą. Wystarczyło prześledzić pochodzenie Linh Cinder zaledwie dwa pokolenia wstecz, by natrafić na ślepy zaułek. Te zapisy powstały tylko dla zmyłki.

Cress spojrzała na folder, który nadal pobierał informacje o cesarzu Kaito. Jego pliki były nieporównywalnie większe niż innych, bo każda chwila jego życia została zapisana i zachowana – od fanowskich grup netowych do oficjalnych dokumentów rządowych. Cały czas pojawiały się nowe informacje, a od chwili ogłoszenia zaręczyn z Księżycową królową nastąpiła istna eksplozja komunikatów. Nic przydatnego. Cress zamknęła to okno.

Folder Carswella Thorne’a wymagał nieco więcej wysiłku. Cress spędziła czterdzieści cztery minuty na włamywaniu się do rządowych akt w bazie danych Republiki Amerykańskiej i do pięciu innych agencji, które miały z nim styczność. Zbierała zapisy procesów i artykuły, historię wojskową i szkolne raporty, licencje i oświadczenia podatkowe, przy okazji tworząc oś czasu, która zaczynała się aktem urodzenia i ciągnęła przez zaszczyty oraz nagrody zdobyte w okresie dorastania, aż docierała do przyjęcia do wojska Republiki Amerykańskiej w wieku siedemnastu lat. Oś znikała na jakiś czas po jego dziewiętnastych urodzinach, kiedy to usunął sobie czip, ukradł statek kosmiczny i zdezerterował z wojska. To był dzień jego zdrady.

Pojawiała się ponownie osiemnaście miesięcy później, kiedy został odnaleziony i aresztowany we Wschodniej Wspólnocie.

Dodatek do oficjalnych raportów stanowiła spora ilość zachwytów i plotek z wielu fanowskich grup powstałych wraz z jego nowo uzyskanym statusem celebryty. Oczywiście nie miał ich tyle, co cesarz Kaito, ale wydawało się, że wiele Ziemskich dziewcząt wyjątkowo mocno pociągała idea tego przystojnego rozpustnika uciekającego przed prawem. Cress niezbyt się tym przejmowała. Wiedziała, że wszyscy niewłaściwie go oceniają.

Na wierzchu jego pliku znajdował się trójwymiarowy hologram z chwili ukończenia szkolenia wojskowego. Cress wolała go od znanego i rozpowszechnianego więziennego zdjęcia, na którym mrugał do kamery. Na hologramie miał na sobie świeżo odprasowany mundur z lśniącymi srebrnymi guzikami i uśmiechał się pewnie, unosząc zawadiacko jeden kącik ust.

Na widok tego uśmiechu Cress wręcz omdlewała.

Za. Każdym. Razem.

– Witaj ponownie, panie Thorne – wyszeptała do hologramu. A potem z tęsknym westchnieniem zwróciła się ku ostatniemu folderowi.

Rampion 214 klasy 11.3. Wojskowy statek ładunkowy, który ukradł Thorne. Cress wiedziała o tym statku wszystko, od szczegółowych planów po harmonogram napraw (optymalny oraz prawdziwy).

_Wszystko._

Łącznie z jego lokalizacją.

Kliknęła ikonę na górnym pasku folderu i zastąpiła hologram Carswella Thorne’a jedną z galaktycznych siatek pozycjonowania. W polu widzenia pojawiła się Ziemia z postrzępionymi brzegami kontynentów wyglądającymi dla niej równie znajomo, co kod Małej Cress. W końcu pół życia spędziła, oglądając tę planetę z odległości 26 071 kilometrów.

Planetę okrążały tysiące małych, migoczących kropek oznaczających wszystkie statki i satelity rozmieszczone od tego punktu aż do Marsa. Cress wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że gdyby w tej chwili wyjrzała przez wychodzące na Ziemię okno, to zobaczyłaby niczego niepodejrzewający statek patrolowy Wspólnoty mijający właśnie jej nieoznakowanego satelitę. Był czas, kiedy kusiło ją, żeby go wezwać, ale jaki to miałoby sens?

Żaden Ziemianin nigdy nie zaufałby Księżycowej, więc nie było mowy o jakimkolwiek ratunku.

Dlatego i tym razem Cress zignorowała statek, nucąc pod nosem i usuwając z hologramu kolejne oznaczenia, aż został na nim tylko identyfikator Rampiona. Pojedyncza żółta kropka, niepasująca do reszty hologramu, którą mogła odnieść do widocznej poniżej planety.

Unosiła się 12 414 kilometrów nad Oceanem Atlantyckim.

Wywołała identyfikator własnego orbitującego satelity. Gdyby przyczepić sznurek od niego do centrum Ziemi, to przeciąłby ją idealnie na wybrzeżu prowincji Japonii.

Daleko od siebie. Jak zawsze. W końcu pole orbity było całkiem spore.

Odnalezienie koordynatów Rampiona stanowiło jedno z najtrudniejszych wyzwań w całej hakerskiej karierze Cress. Nawet jako takie zajęło jej zaledwie trzy godziny i pięćdziesiąt jeden minut, z adrenaliną i pulsem śpiewającymi w żyłach.

Musiała znaleźć ich pierwsza.

_Musiała znaleźć ich pierwsza._

Bo musiała ich chronić.

W końcu okazało się to kwestią matematyki oraz dedukcji. Wykorzystała sieć satelity, by odbić sygnał od wszystkich orbitujących wokół Ziemi statków. Odrzuciła te z wykrywalnym sprzętem namierzającym, bo wiedziała, że w Rampionie został zdemontowany. Odrzuciła te za duże i za małe.

Pozostały głównie statki Księżycowych, a wszystkie one były już oczywiście pod jej obserwacją. Od lat tłumiła ich sygnał i oszukiwała fale radiowe. Wielu Ziemian wierzyło, że statki Księżycowych były niewidzialne dzięki mentalnym sztuczkom ich właścicieli. Gdyby tylko wiedzieli, że wszystkie problemy powodowała zwykła, bezużyteczna skorupka.

W końcu okazało się, że tylko trzy okrążające Ziemię statki pasują do kryteriów, a dwa z nich (bez wątpienia nielegalne i pirackie) natychmiast wylądowały na Ziemi, gdy tylko zorientowały się, że za chwilę wpadną w sam środek wielkiego przeszukiwania kosmosu. Cress z ciekawości przejrzała potem akta Ziemskiej policji w tej okolicy i dowiedziała się, że obydwa statki zostały odkryte przy wlatywaniu w Ziemską atmosferę. Głupi przestępcy.

To pozostawiało tylko jeden. Rampiona. A na nim Linh Cinder i Carswella Thorne’a.

W ciągu dwunastu minut od określenia ich lokalizacji Cress stłumiła wszystkie sygnały, które miały szansę ich odnaleźć. Zrobiła to dokładnie w ten sam sposób, co zwykle. I jakby za sprawą magii Rampion 214 klasy 11.3 rozpłynął się w kosmosie.

A potem wykończona umysłowym wysiłkiem opadła na niepościelone łóżko i z oszołomieniem wpatrywała się w sufit. Udało jej się. Sprawiła, że stali się niewidzialni.

Z jednego z ekranów wydobyło się piknięcie, odrywając uwagę Cress od latającej kropki oznaczającej Rampiona. Dziewczyna odwróciła się i wzdrygnęła, kiedy kosmyk włosów wkręcił się w kółko fotela. Wyrwała go jedną ręką, a drugą stuknęła ekran, wybudzając go z uśpienia. Muśnięciem palców powiększyła okno.

TEORIE KONSPIRACYJNE TRZECIEJ ERY

– Jeszcze jedna? – wymamrotała.

Miłośnicy teorii szpiegowskich przechodzili sami siebie, odkąd dziewczyna-cyborg zniknęła. Niektórzy mówili, że Linh Cinder pracowała dla rządu Wspólnoty albo królowej Levany, albo że spiskowała z sekretnym stowarzyszeniem, które poprzysięgło obalić jakiś rząd, albo że była zaginioną księżniczką Księżycowych, albo że wiedziała, gdzie znajduje się księżniczka, albo też że była powiązana z epidemią litumozy, albo że uwiodła cesarza Kaito i była teraz w ciąży z Księżycowo-Ziemsko-cyborgicznym _czymś._

Wokół Carswella Thorne’a krążyło prawie tyle samo plotek. Pojawiały się teorie na temat _prawdziwego_ powodu, dla którego znalazł się w więzieniu, a wśród nich przewijało się knucie zamachu na poprzedniego cesarza. Niektórzy twierdzili, że współpracował z Linh Cinder na wiele lat przed jej aresztowaniem albo że był powiązany z podziemiem, które dawno temu zinfiltrowało system więzienny, przygotowując się do dnia, kiedy ich człowiek będzie potrzebował pomocy. Najnowsza teoria sugerowała, że Carswell Thorne był tak naprawdę ukrywającym się Księżycowym taumaturgiem, który miał pomóc Linh Cinder uciec, by Księżyc miał powód do rozpoczęcia wojny.

Ogólnie nikt niczego nie wiedział.

Z wyjątkiem Cress, która znała prawdę na temat zbrodni Carswella Thorne’a, jego procesu i ucieczki – a przynajmniej tych elementów ucieczki, które była w stanie ustalić na podstawie nagrań z kamer bezpieczeństwa w więzieniu i zeznań strażników na służbie.

Właściwie Cress była przekonana, że wiedziała o Carswellu Thornie więcej niż ktokolwiek inny. W jej życiu rzadko zdarzało się cokolwiek nowego, więc stał się dla niej punktem zaczepienia i fascynacją. Z początku mierził ją z tą całą chciwością i bezmyślnością. Opuściwszy wojsko, pozostawił pół tuzina kadetów i dwóch dowodzących oficerów bez możliwości opuszczenia pewnej karaibskiej wyspy. Ukradł kolekcję rzeźb bogini z drugiej ery prywatnemu kolekcjonerowi we Wschodniej Wspólnocie i komplet wenezuelskich śniących lalek wypożyczonych do muzeum w Australii, prawdopodobnie po to, żeby już nikt więcej ich nie zobaczył. Istniały też dodatkowe doniesienia o nieudanym rabunku na młodej wdowie ze Wspólnoty, która miała sporą kolekcję antycznej biżuterii.

Cress nie przerywała poszukiwań, zahipnotyzowana jego biegiem w stronę samozniszczenia. Jakby oglądała uderzenie asteroidy. Nie była w stanie odwrócić wzroku.

Ale wtedy w wynikach jej wyszukiwania zaczęły pojawiać się dziwne anomalie.

Lat osiem. Miasto Los Angeles przez cztery dni pozostawało w stanie paniki po tym, jak z zoo uciekł rzadki sumatrzański tygrys. Nagranie z kamery ukazywało młodego Carswella Thorne’a, który otworzył klatkę podczas wycieczki klasowej. Później powiedział władzom, że tygrys wyglądał na smutnego, gdy był zamknięty, i że wcale nie żałuje, że go wypuścił. Na szczęście nikt nie ucierpiał, z tygrysem włącznie.

Lat jedenaście. Jego rodzice złożyli doniesienie na policji, twierdząc, że zostali okradzeni – w nocy zaginął diamentowy naszyjnik spoczywający w kuferku na biżuterię jego matki. Znaleziono go na aukcji internetowej, gdzie chwilę wcześniej został sprzedany za 40 000 uni klientowi z Brazylii. Sprzedającym był oczywiście sam Carswell, który jeszcze nie zdążył wysłać naszyjnika i musiał zwrócić zapłatę oraz udzielić oficjalnych przeprosin. Przeprosiny te upubliczniono, by przestrzec innych nastolatków przed takim samym pomysłem. Twierdził, że chciał tylko zebrać pieniądze dla lokalnej instytucji charytatywnej oferującej osobom starszym pomoc androidów.

Lat trzynaście. Carswell Thorne został na tydzień zawieszony w prawach ucznia po bójce z trzema chłopakami ze swojej klasy, którą według raportu szkolnego androida medycznego wyraźnie przegrał. Jego zeznania mówiły, że jeden z chłopców ukradł ekraport dziewczynie o imieniu Kate Fallow. Carswell jedynie próbował go odzyskać.

Uwagę Cress przyciągały coraz nowsze sytuacje tego typu. Kradzież, przemoc, włamania, zawieszenia, upomnienia policji. A jednak Carswell Thorne zawsze miał jakieś wyjaśnienie, jeśli tylko dano mu na to szansę. _Dobre_ wyjaśnienie. Ściskające serce, przyspieszające puls, zachwycające.

To, jak Cress postrzegała Thorne’a, zaczęło się zmieniać niczym słońce wschodzące nad Ziemskim horyzontem. Ostatecznie okazało się, że Carswell Thorne nie był pozbawionym serca draniem. Gdyby ktokolwiek wysilił się, by lepiej go poznać, to zobaczyłby, jaki jest współczujący i rycerski.

Był dokładnie takim bohaterem, o jakim Cress marzyła przez całe życie.

Kiedy to odkryła, myśli o Carswellu Thornie zaczęły wypełniać każdą chwilę jej dnia. Śniła o połączeniu dusz i pełnych pasji pocałunkach, o śmiałych eskapadach. Wystarczy, by chociaż raz ją spotkał i z pewnością poczuje to samo. Będzie jak w jednym z tych epickich romansów, w których uczucia wybuchają pełne namiętności i płoną całą wieczność, nie słabnąc nawet na chwilę. To taka miłość, której nie pokona czas, odległość ani śmierć.

Cress wiedziała o bohaterach przynajmniej tyle, że nie byli w stanie oprzeć się damie w opałach.

A ona zdecydowanie była w opałach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: