Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Crew - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
14,90

Crew - ebook


W księgarniach ukazała się kolejna książka autorstwa Patryka Nowodworskiego pod tytułem „Crew”. Jest to kryminał na pograniczu fantasy, ponieważ występują w nim fantastyczne stwory, a konkretnie wampiry. Jest to zatem kolejna opowieść o wampirach, tak popularna w ostatnich latach. W książce mamy do czynienia ze światem realnym, w którym okazuje się, w cieniu występują wampiry. Obecność wampirów jest ukrywana przed społeczeństwem, ale władze zdają sobie sprawę z ich istnienia, bo powołały specjalną, tajną sekcję w policji do zwalczania wampirów. W powieści uwydatniony został wątek miłosny, tak iż można powiedzieć, że to trochę romans. Powieść zaczyna się całkiem niewinnie, ot w zwykłej knajpie o nazwie „Crew” siedzi mężczyzna w średnim wieku o imieniu Krzysztof. Jest znudzony i zmęczony życiem. W barze poznaje piękną blondynkę, która ewidentnie go podrywa. Krzysztof ulega jej wdziękowi i oboje lądują w łóżku. Spędzają upojną noc, a następnego ranka Krzysztof dowiaduje się, że jego kochanka jest wampirem i że on został przemieniony w tego rodzaju monstrum. Pozostał mu tylko jeszcze jeden krok do pełnej przemiany – musi zabić swoją żonę. Krzysztof w zasadzie nie ma wyboru , ale nie wszystko pójdzie łatwo, bowiem na tropie wampirów jest już inspektor Tomasz ze specjalnej sekcji w policji. Tomasz to postać także nadprzyrodzona, bo w połowie wampir, który walczy ze złem w czystej postaci.

Patryk Nowodworski to młody pisarz, który ma już za sobą pierwsze wydane powieści: „Kochankę” - komediowy romans z elementami erotyki, horror ”Pleban” oraz kryminał „Bystry detektyw”

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-117-0
Rozmiar pliku: 879 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Czym jest „Miłość”?

Wielkie uczucie, którym obdarzamy innych ludzi?

Czy jest tylko chemicznym zawirowaniem hormonów w naszym mózgu, czy może też Boskim piętnem, pozostawionym w nas po stworzeniu, tudzież wygnaniu, które w tak diametralny sposób zmieniło nas – rodzaj ludzki?

Banicja, która spowodowała otwarcie się przed nami szeregu innych odczuć, lęków i strachów, jakie zaczęły kiełkować w naszych sercach na żyznej glebie ‘zimnej egzystencji’.

Jak mocny miał na nas wpływ, ten smakowity z pozoru owoc?

Czy był taki sam, jak z seksem, gdy, zwłaszcza na początku, jest fajnie, przyjemnie i intymnie? Kiedy ludzie przenikają siebie nawzajem, wymieniając się płynami ustrojowymi, czerpiąc z tego stricte fizyczną przyjemność?

I gdy pozostaje to tylko w obrębie dwóch osób, jest tak… właściwie.

Lecz kiedy zaczyna dotyczyć on także innych członków rasy ludzkiej, wtedy otwiera się przed nami paskudna przestrzeń.

Przestrzeń pełna chorób wenerycznych, spadku czy zatarcia się moralności.

Niestety, jak to jednak często bywa, tak i w tym przypadku człowiek niejednokrotnie nie potrafi w gąszczu rozmaitych uczuć rozpoznać tej ‘prawdziwej’ miłości.

Nawet, gdy z kimś stworzy tzw. – najmniejszą komórkę społeczną – to po jakimś czasie orientuje się, że jednak to nie to, że się pomylił, że wady, które dostrzegał na początku, okazały się zbyt duże by dalej trwać w tym związku.

Następstwem tej pomyłki jest zdrada. Lecz najczęściej jednak dotyczy ona fizycznego aspektu jego nieudanego związku. Dalej wszystko toczy się już tendencyjnie. Romans, pozamałżeński seks, rozczarowanie i rozwód. Czasem przyplącze się jakaś kiła, lub jeszcze coś gorszego.

Czy nie można było wyjaśnić wszystkiego wcześniej?

Wytłumaczyć sobie swoje zarzuty, uwidocznić oczekiwania?

Skoro jednak już nastąpiła pomyłka w uczuciach, dlaczego nie próbujemy jej wyjaśnić, tylko dopuszczamy się zdrady z przygodnie poznanymi osobami, lub co gorsza, z ludźmi z bliskiego otoczenia?

Koleżanka lub kolega z pracy, wydaje nam się dużo bardziej atrakcyjna/y niż mąż czy żona. Nie, nie mam tu na myśli jedynie ich fizyczności, lecz także i osobowość.

Nasze nieporozumienia, które doświadczamy w domu, przenosimy na grunt zawodowy, szukając w nim ucieczki od problemów osobistych. Tam spotykamy samotne osoby, które oszukują nas pod pozorem pomocy koleżeńskiej. Na początku, wysłuchują naszych narzekań, ze spokojem kłonią się przed naszymi problemami, służąc dobrą radą. Oczywiście twierdząc przy tym, iż oni nie rozumieją zachowania tej drugiej, z reguły złej osoby. Zaczynamy im wierzyć, bratać się. W pewnym momencie gdzieś w zaciszu biurowego gabinetu, puszczają hamulce moralności i oddajemy się, jak często to bywa, bardziej wyuzdanemu seksowi niżeli robiliśmy to z życiowym partnerem.

Później zaczyna nam się wydawać, że właśnie odnaleźliśmy tę zagubioną ‘miłość’.

Doszukujemy się w tym wydarzeniu, w tej osobie, kolejnego partnera.

I najczęściej w tym momencie następuje bolesne rozczarowanie.

Koleżanka z pracy mówi nam:

– Nie sądziłeś, chyba, że skoro rozchyliłam przed tobą mokre wargi, to jest to równoważne z tym, że chcę z tobą spędzić resztę życia?

Jak się wtedy czujemy?

Co najmniej, jakby ktoś dał nam w pysk.

Do żony nie mamy już powrotu, bo i niby, kurwa, do czego?

Przecież zamiast z nią porozmawiać, wyjaśnić, a przynajmniej postarać się rozwiązać problemy, postanowiliśmy uciec!Amelia

Ciemna sala w zacisznej kafejce. Kilkoro klientów siedzących przy stolikach, zajętych rozmowami. Pomieszczenie było kwadratowe, duże i z wielkim barem, za którym stał jeden barman. Po sali chodził kelner i roznosił zamówione drinki. Niestety, z tytułu, że jest to tylko kafejka, liczba podawanych w niej napojów była ograniczona. Można by powiedzieć, że nawet bardzo. Napić się w niej dało tylko kawy, herbaty lub whisky. Dlaczego był to jedyny alkohol dostępny w tym miejscu, tego nie wiedział nikt, przynajmniej nikt z obecnych w niej klientów. Wystrój tej kafejki był dość oryginalny, jak na dwudziesty pierwszy wiek. Nie było w niej żadnych lampek, żarówek oraz innych świecidełek. Całe pomieszczenie oświetlały świeczki umieszczone w świecznikach zawieszonych na ścianach. Żeby nie doszło do przypadkowego zapalenia się tapet, którymi owe ściany zostały kiedyś wyłożone, świeczki umieszczono w szklanych lampionach, w taki jednak sposób, by dym, który powstawał w wyniku spalania się knotu oraz wosku, nie brudził ich. Jednakowoż liczba świeczników nie wystarczała do prawidłowego oświetlenia sali, dlatego niezależnie od pory dnia, panował w niej taki sam półmrok. Stąd zapewne było to ulubione miejsce spotkań zakochanych w sobie młodych, lecz również i starszych ludzi.

Na podłodze znajdowała się filcowa wykładzina. Brązowa, która z brązowymi obiciami ‘dębowych’ krzeseł, dobrze współgrała kolorystycznie. Stoliki, przy których one stały, również wykonane były z drewna dębowego, jak i ogromna lada barowa. Na suficie ułożono śliczną mozaikę kasetonową. Nie jakieś tam, tandetne, styropianowe płytki, lecz eleganckie drewniane płyty, z ręcznie namalowanymi na nich górskimi pejzażami. Pomiędzy nimi, wisiały wysokie na dziesięć centymetrów i szerokie na sześć, wyrzeźbione sosnowe belki. Okna przysłaniały zielone i grube zasłony.

Dlaczego nie wpuszczano do środka ani odrobiny światła dziennego?

Któżby to wiedział? Może nie chciano w ten sposób psuć panującego wewnątrz klimatu? Lecz właśnie dzięki nim – kotarom – można było, o każdej porze dnia i nocy, wpaść do niej i poczuć tę intymną, niemal mistyczną atmosferę. Tylko jej nazwa, zupełnie do niej nie pasowała.

„Crew”, bo tak się ona nazywała, kompletnie nie przyciągała klientów.

Siedziałem przy barze, powoli sącząc pięćdziesiątkę szkockiej, topiąc przy tym swoje sercowe kłopoty. W prawej dłoni trzymałem żarzącego się papierosa marki Camel. Dym cienką stróżką piął się do góry zataczając na pewnej wysokości gęste kółka.

Przyłożyłem beżowy ustnik do ust, po czym głęboko się zaciągnąłem, czując jak łagodny smak tytoniu lekko drapie mnie w gardło.

Cóż się takiego złego wydarzyło, że siedzę samotnie w takim miejscu jak to?

Ciężko by opowiadać. Zresztą nawet sam do końca nie wiem, gdzie to moje dotychczasowe życie zaczęło się pierdolić. Kto pierwszy wszedł na ścieżkę zła. Czy byłem to ja, czy moja żona? Obawiam się jednak, iż w tej chwili nie miało to już żadnego znaczenia.

W tym momencie jedyną kobietą w mym życiu była butelka szkockiej, która stała do połowy pełna, tuż obok mnie. Kolejny mach, po którym następuje łyk bursztynowego alkoholu. Nagle usłyszałem za sobą czyjś głos.

– Dlaczego taki przystojny mężczyzna siedzi sam? – Tak! Zdecydowanie głos ten należał do kobiety.

– Bo takim właśnie jest – odparłem, nawet nie odwracając głowy do tyłu.

– Może zatem taka samotna kobieta jak ja, potowarzyszy panu w tej samotności? – Spytała i bez pytania o pozwolenie usiadła obok mnie.

– Jeżeli usiądzie koło mnie, to obydwoje przestaniemy być samotni – odparłem, zaciągając się dymem.

– Pod warunkiem, że siedzenie obok siebie w kafejce, można nazwać byciem „nie singlem”.

– Fakt. Jedno nie przeczy drugiemu. Cóż złego w tym, że dwoje samotnych ludzi, siedzi razem przy barze, popijając alkohol, w którym przynajmniej jeden z nich próbuje utopić wszystkie swoje smutki – odpowiedziałem, gapiąc się w drewniany regał zastawiony tym samym alkoholem, którego miałem niewątpliwą przyjemność kosztować. – Nie wiem jak pani, ale ja mam czasem wrażenie, że od dłuższego czasu, staram się w nim ‘pogrzebać‘ trzydzieści siedem lat życia.

– Ja topię znacznie więcej.

To suche stwierdzenie zmusiło mnie, do spojrzenia w jej stronę.

Dla mnie była dość młodą osobą. Dłuższe kręcone blond włosy, uczesane trochę na styl przedwojenny, zawijające się lekko poniżej uszu. Jasna karnacja, z bardzo delikatnym makijażem. Cerę miała cudownie wręcz czystą, bez żadnych, powtórzę, żadnych wągrów. Usta wymalowane czerwoną szminką, o barwie trochę wpadającej w odcień „kurewski”. Oczęta o piwnych tęczówkach, lekko tylko wyeksponowane czarną konturówką. Źrenice miała nieco odstające od większości z ludzi, gdyż jej były owalne. Przypominały jajko postawione na jednym z końców. Nigdy wcześniej takich nie widziałem, a widziałem ich dość sporo, ponieważ byłem fotografem.

Komu robiłem zdjęcia?

– Nie jest pani przecież starsza ode mnie – rzekłem.

– Skąd ta pewność?

– Proszę mi wierzyć, znam się na tym. Od dwudziestu laty zajmuję się fotografią, widziałem w swoim życiu bardzo dużo twarzy, co pozwoliło mi nauczyć się rozpoznawać wiek ich właścicieli.

– To na ile lat mnie pan wycenił? – Zapytała i uśmiechnęła się do mnie.

Jezu, jakie miała piękne zęby. Białe, równiutkie, jakby ktoś je poukładał do sznurka. Różowiutkie dziąsła, wszystko we właściwych proporcjach.

– Dlaczego pan zaniemówił? – Spytała mnie, ponieważ nie odpowiadałem jej na poprzednie pytanie.

– Na dwadzieścia pięć – odpowiedziałem, gdy już doszedłem do siebie.

– A na co pan tak patrzył?

– Przepraszam, ale jak przed chwilą pani powiedziałem, jestem fotografem i gdy się pani do mnie uśmiechnęła, urzekły mnie pani zęby. Ja przepraszam za swą bezpośredniość, ale tak ślicznych, to jeszcze w życiu nie widziałem.

– Wielu rzeczy pan jeszcze nie widział – odparła. – Świat jest ogromny, ten urywek, skrawek, który człowiek poznaje na przestrzeni swojego życia, jest raptem ułamkiem, ułamka procenta. Aczkolwiek miło mi jest. Lubię jak ktoś docenia mnie, nawet, jeżeli dotyczy to jedynie mojej fizyczności. Choć kto wie, może jeszcze pan bliżej zaznajomi się z nimi? – Kiedy wypowiedziała te słowa, podszedł do nas barman i zaproponował:

– Nie chcę was stąd wyganiać, ale skoro państwo się już, jako tako zaprzyjaźnili, to może zajmiecie jakiś stolik. Tam w końcu sali, jest taki jeden – powiedziawszy to, wskazał nam go dłonią.

– Nie wiem. Wszystko zależy od tego pana, czy będzie dalej zainteresowany spędzić ze mną trochę czasu? – Spojrzała na mnie w taki sposób, jakby musiała specjalnie czekać na moją oficjalną zgodę.

– Z przyjemnością – odparłem szybko, bojąc się, że jak tylko się zawaham, to ona rozmyje się w powietrzu, niczym papierosowy dym.

– Cała przyjemność będzie po mojej stronie – powiedziała i ponownie się do mnie uśmiechnęła. Nie wiem, ale coś mnie urzekło w jej uśmiechu. Może czystość jej zębów, może ich biel, a może ten, który pojawił się na jej kłach, delikatny odblask, padającego na jej twarz światła świec? Nie wiedziałem tego. Kiedy jednak musnęła swoimi palcami moją dłoń, przeszedł mnie trudny do opisania – dreszcz. Mówi się, że między dwoma ludźmi nie przechodzą prądy, że to mit.

W takim razie, jak nazwać to, co ja teraz poczułem?

– Chodźmy.

Jak każdy dżentelmen, puściłem ją przodem, lecz nie było to podyktowane, tylko i wyłącznie moim dobrym wychowaniem. Prawdę mówiąc, odezwał się we mnie instynkt łowcy. Mimo mojego parszywego samopoczucia, smutku i beznadziejności, nie przestałem być samcem. Zresztą, właściwie przez tę moją samczą naturę, rozpadało się moje małżeństwo.

Czym więc byłby ten jeszcze jeden, całkowicie już przypadkowy romans? Zmieniłby coś?

A muszę przyznać, że figurę miała konkretną. Obcisła sukienka, idealnie opasywała jej pupę oraz biodra, uwidaczniając ponętne kształty. Gładko ogolona skóra na nogach, aż wołała o pocałunki – Co ty robisz? Opanuj się. – mówiłem do siebie w myślach. Więc żeby się zbytnio nie podniecać, idąc za nią, wlepiłem oczy w podłogę. Pewnie dlatego nie zauważyłem, że dziewczyna przystanęła i odwróciła się w moją stronę.

Wszedłem wprost na nią.

Nie wiem na ile specjalnie, a na ile w geście ochrony zgięła ręce w łokciach, ale w momencie, w którym na nią wpadałem, oparła na moich piersiach swe dłonie.

Miałem na sobie jedwabną koszulę, więc bardzo ‘mocno’ poczułem ten dotyk.

Jednocześnie, na szyi z lewej strony poczułem delikatne muśnięcie jej ust. Było ono tak zwiewne, że po sekundzie, nie wiedziałem, czy zdarzyło się naprawdę, czy była to już tylko moja imaginacja?

– Przepraszam, zapatrzyłem się w wykładzinę – walnąłem byle co, by tylko nie pomyślała sobie czegoś złego.

– Też tak myślę, bo chyba nie rozproszył cię mój chód?

– Masz na myśli? – Chciałem by doprecyzowała pytanie.

– Patrzyłeś się może na moje biodra? – Sprecyzowała pytanie, przysuwając swoje usta na bardzo bliską odległość od mojego ucha. Wtedy zorientowałem się, że na szyi rzeczywiście poczułem muśnięcie jej czerwonych warg. Szept dziewczyny oraz jej niesamowity zapach, spowodował, że w spodniach mi zawrzało.

– Tylko przez chwilę – odparłem, będąc całkowicie zmieszany jej zachowaniem.

– Takie niewinne zerknięcie? – Spytała pochylając delikatnie w moją stronę głowę tak, że na karku poczułem ciepło wydychanego przez nią powietrza.

– Krótkie na pewno, ale czy niewinne?

– Więc nie zaprzeczasz? Miałeś nieczyste myśli? – Wypowiadając te słowa, wargami muskała mi skórę na szyi.

– O Boże – pomyślałem.

Już miałem coś odpowiedzieć, może coś zrobić, kiedy podszedł do nas kelner i spytał:

– Co państwo zamawiają do picia?

Momentalnie się ode mnie odsunęła, rzucając mi jednak pożądające spojrzenie. W odpowiedzi odsunąłem krzesło od stolika, zapraszając ją w ten sposób, by na nim usiadła. Kobieta skorzystała z mej uprzejmości. Następnie i ja zająłem miejsce.

– Czego się napijesz? – Spytałem swą nowo poznaną towarzyszkę.

– Poproszę "Krwawą Mary".

– Dobrze – odparł barman.

– Ale gęstą, bardzo gęstą – szybko zaraz dodała.

– Oczywiście. A dla pana?

– Ja dokończę, butelkę, którą zamówiłem po przyjściu – powiedziałem, po czym rzeczoną flaszkę postawiłem na stole.

– Za chwilę przyniosę panu nową szklankę i popielniczkę – poinformował mnie barman i odszedł.

– Czego pragniesz? – Spytała mnie znienacka piękna dziewczyna.

– Twego pocałunku – odpowiedziałem bez żadnego namysłu. – E, przepraszam, nie chciałem. Nie jestem taki, no wiesz… – zacząłem się głupio tłumaczyć ze swojej ‘spontanicznej’ reakcji, na zadane mi chwilę temu pytanie.

Dziewczyna przechyliła się nad blatem w moją stronę, a następnie przytuliła swoje usta do moich. Wtedy serce zaczęło bić mi jak oszalałe, przyspieszając jeszcze, kiedy je rozchyliła, pozwalając mi tym samym przekroczyć moim językiem, pewną – intymną – granicę.

Próbowałem jej tak samo, jak dziecko pierwszy raz w życiu smakuje czekoladę. Na początku bardzo powoli, łagodnie, jakbym bał się posunąć dalej. Lecz wraz z impulsem zwrotnym, kiedy kubeczki smakowe poczują słodycz, stałem się bardziej łapczywy. I tu nastąpiło coś zupełnie nieoczekiwanego.

Pocałunki dziewczyny, a konkretnie jej ślina smakowała jakoś dziwnie. Niby normalnie, a jednak inaczej, słodko, acz trochę mdło. Nie tak, żeby mi się chciało wymiotować, ale?

Na szczęście po chwili to uczucie minęło, pozostawiając po sobie jedynie samą słodycz. Mogę powiedzieć, że wręcz klarowną słodycz, która zachęcała mnie do posunięcia się o krok dalej. Kobieta pierwsza przerwała pocałunek, ale nie znaczy to, że się odsunęła. Najpierw delikatnie pocałowała mnie w policzek, by po chwili musnąć ustami mnie po szyi. Następnie, językiem liznęła mnie, a ząbkami słabiutko ścisnęła mi skórę.

– Eh, przestańmy, przyjdzie jeszcze na wszystko czas – powiedziała i usiadła z powrotem na swoje miejsce.

– Cóż miałaś na myśli, mówiąc kelnerowi żeby przyniósł ci gęstą Krwawą Mary?

– Z dużą ilością soku.

– Aha. Chociaż w karcie drinków jest tylko Whisky. A Krwawa Mary, o ile mnie pamięć nie myli, nią nie jest.

– Faktycznie, masz rację, ale widzisz ja jestem tutaj tzw. stałą klientką.

– Często w ten sposób poznajesz nowych…

– Nie jestem kurwą, jeżeli o to chciałeś mnie zapytać. Jesteś pierwszym w ten sposób poznanym. Ale wracając do mojego pytania, czego pragniesz?

– Absolutnie nie chciałem niczego takiego swym pytaniem insynuować – powiedziałem, widząc że dziewczyna trochę się na mnie żachnęła. – Co do twojego pytania, to masz na myśli tak ogólnie?

– Pocałunek już dostałeś, więc może teraz bardziej się wysilisz. Rozwiniesz intelektualnie swoją wypowiedź.

– Wiesz, jakoś ciężko mi się w tej sytuacji skupić.

– Aż takie wrażenie na tobie wywarłam?

– Nie chcę nic mówić, by cię…

– Nie spłoszyć? Nie martw się, nie ucieknę, nie spłoszysz mnie, ani nie przerazisz. Lecz wiem, co chcesz powiedzieć, ja również je poczułam. Czasem tak jest. Spotykasz kogoś pierwszy raz i od razu wiesz, że to jest to, albo, chociaż, że jest jakaś, jak wy to lubicie nazywać, chemia.

– Też poczułaś te prądy? Myślałem, że jestem jakimś popaprańcem, mając nadzieję, że taki staruch jak ja też ci się spodoba.

– Przecież ty nie jesteś aż tak stary, a ja znów nie jestem aż tak młoda. Poza tym, w znajomości liczy się chyba coś więcej, niż tylko powierzchowna uroda?

– Po ostatnich wydarzeniach, sam już nie wiem, co się tak naprawdę liczy.

– Co masz na myśli?

– Nie wiem, od czego miałbym nawet zacząć? Gdzie rozpocząć swą opowieść, byś ją dobrze zrozumiała?

– Nie jestem głupia.

– Nie o to mi chodziło. Tylko to długa opowieść i …

– Przede wszystkim ustalmy coś na samym początku – powiedziała i nachyliła się. Pocałowała mnie szeroko otwartymi ustami, a następnie dokończyła – na imię mi Amelia. Mam również sporo czasu, więc długość twojej opowieści kompletnie mnie nie przeraża.

– Ja mam na imię Krzysztof – wyszeptałem jej do ucha, delikatnie ocierając się swoim nieogolonym policzkiem o jej brodę. Nie rozumiem tego. Obca kobieta, w skali całego życia, poznana dosłownie przed momentem, przytula się do mnie, zamykając przy tym oczy. Wzdycha tak, jakby znała mnie od kilkunastu lat. Chwyta mnie dłonią za głowę, wplatając mi palce we włosy. Otwiera szeroko usta, chucha mi na kark. Językiem zwilża swe wargi, a następnie muska nimi me policzki, dochodząc powoli do moich ust. Dotyka je, lecz nie wulgarnie, a pieszczotliwie, jakbym był jej kochankiem, a może nawet mężem.

– To co?

– Kiedyś pragnąłem szczęścia. Szczęścia rodzinnego.

– I z tego powodu się ożeniłeś? – Spytała, podnosząc drinka do ust. Nim się napiła, zauważyłem, że mimo naszych pocałunków, jej usta dalej były tak samo czerwone.

– Trwała ta szminka – odpowiedziałem, gdy postawiła szklankę na stole.

– Nie używam czegoś takiego – odparła. – Taki mam naturalny kolor ust – stwierdziła i uśmiechnęła się tajemniczo.

– Jesteś wyjątkowa – powiedziałem – oraz coraz bardziej intrygująca.

– Bardziej wyjątkowa i tajemnicza, niż ci się wydaje – wyszeptała i spojrzała mi w oczy. Tym razem jej źrenice były jeszcze bardziej tajemnicze, mocniej spłaszczone.

– Nie – spojrzałem w resztkę karmelowego alkoholu, który plątał się gdzieś na dnie literatki. – Ożeniłem się, bo musiałem.

– Ustawione przez rodziców?

– Nie. Seks bez zabezpieczeń.

– Jak ją poznałeś?

– Zwyczajnie. W szkole – powiedziałem i zapaliłem. – Nie przeszkadza ci, że palę?

– Nie. Lubię zapach tytoniu.

– A nie masz później wrażenia, że całujesz się z popielniczką?

– Nie. Ja całuje się z mężczyzną, a nie z rzeczą.

– Chodzi mi o smak. Taka metafora.

– Aha. Nie drażni mnie to. Gdzie jest napisane, że to musi przeszkadzać. Bo jeżeli np. nie lubię smaku mięsa, to swojego mężczyznę będę mogła pocałować dopiero jak umyje zęby? A jeśli nie odpowiada mi pocałunek po wyszczotkowaniu ząbków, bo jest zimny? To nie są koncerty życzeń, ludzi przyjmujesz takich, jakimi oni są.

– Ciekawe masz podejście, nigdy nie patrzyłem na to od tej strony.

– Wróćmy do tematu. W szkole i?

– To było w liceum – zacząłem snuć swą opowieść. – W pierwszej klasie. Przyszedłem spóźniony na pierwsze zajęcia. Wszystkie miejsca już były pozajmowane. Został ostatni wolny stolik, gdzieś na samym końcu klasy. Usiadłem przy nim i rozłożyłem zeszyty.

– A gdzie żona?

– Zaraz przyjdzie, nie przerywaj mi – odparłem i zaciągnąłem się. – Kiedy rozłożyłem już zeszyty, wtedy właśnie do klasy weszła ona. Była piękna. Miała czarne długie włosy, a także szczupłą budowę ciała, ale bez obaw, kształty były zachowane. Bardzo ładna z twarzy. Jasnym dla wszystkich chłopaków w klasie, było to, że ona usiądzie obok mnie w ławce. Kiedy szła w moją stronę, każdy jej ruch widziałem jakby w zwolnionym tempie. Podeszła do mojej ławki i patrząc na mnie z góry, dłonią odsunęła krzesło. Usiała i przedstawiła się:

„– Cześć, na imię mi Ania, a ty?”

„– Krzysztof – odparłem.”

– Pierwsza wyciągnęła rękę?

– No widzisz, pewnie dlatego mnie zauroczyła. Spodobała mi się ta jej bezpośredniość. To, że nie przejmuję się konwenansami, że niby to facet powinien być łowcą.

– Wyznawała więc tę samą zasadę, którą ja się kieruję – powiedziała Amelia. – Też czasem przejmuję inicjatywę, ale nie dlatego, że mężczyzna, którym jestem zainteresowana sam by tego nie zrobił, lecz dlatego, że mam ochotę nieco przyspieszyć bieg wydarzeń – dodała i zaczęła palcami stopy głaskać moją łydkę.

– Ciekawe – powiedziałem, wypijając kolejną porcję whisky. – Problem tylko w tym, jak daleko można się posunąć? Gdzie jest granica tej inicjatywy?

– Ty mi powiedz – wyszeptała Amelia, po czym położyła swoją stopę między moimi nogami, opierając piętę na siedzisku mojego krzesła.

– Właściwie, co ja mam ci w tej chwili powiedzieć? Naciśnij… – momentalnie poczułem jej palce na zwieńczeniu mych lędźwi. – Puść – Amelia odpuściła.

– Poczułeś się zakłopotany?

– Trochę.

– Nie mam na myśli mojej stopy.

– Myślisz o Ani?

– Tak.

– Kiedy ona mi się tylko przedstawiła.

– Czyżby? – spytała i spojrzała na mnie. Ponownie nacisnęła stopą, tę moją sztywną jeszcze część ciała.

– Jeżeli się nad tym mocniej zastanowię, to masz rację, to nie było wszystko. Jeszcze tego samego dnia zaproponowała mi spotkanie.

– Ale jakie spotkanie? Partyjne, koleżeńskie czy społeczne?

– Głupio mi jest o tym mówić. Jakoś źle się czuję, obnażając się przed nieznajomą.

– Chyba nie masz na myśli mnie? Pocałunki oddawałeś, a teraz mówisz, że się źle czujesz?

– Pocałunek, a zwierzanie się ze swoich słabości, to dwie zasadniczo różne sprawy. Mam przyznać ci się do tego, że jestem nieśmiałym, zakompleksionym chłopcem?

– Chłopcem?

Spojrzałem na Amelię i zamilkłem. O czym jej przed chwilą opowiadałem?

Chłopcem? Jakim chłopcem?

Jestem prawie czterdziestoletnim facetem, którego żona nakryła na seksie z modelką i bez rozmów, jakichkolwiek tłumaczeń, wypierdoliła go z domu.

Jestem żenującym mężczyzną, który cztery doby z rzędu przepłakał pod drzwiami domu, notabene własnego lokum, przepraszając i prosząc o wybaczenie.

Tłumaczyłem się jak każdy facet, że to był tylko zwykły seks, że ona nic dla mnie nie znaczyła. Wyjaśniałem jej, że praktycznie to ona mnie zgwałciła.

Podeszła do mnie i zaatakowała mnie swym kroczem. Niestety, Ania mi nie uwierzyła, bo i kto normalny by w takie brednie uwierzył. Jedynie, o co mnie zapytała podczas tych moich przeprosin, to dlaczego aż tak łapczywie lizałem tej chudej szkapie krocze, skoro niby mnie gwałciła? Nie potrafiłem znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi. Po upływie tych czterech dób, w końcu zdałem sobie sprawę, że moje przeprosiny i tak nie mają sensu.

Doszedłem do wniosku, że bardziej zeszmacić się już nie da.

Wziąłem walizki i wyprowadziłem się do hotelu. W tym samym momencie zacząłem pić.

I nie mam tu na myśli płynów, tylko alkohol. Co dziennie wypijałem pół litra.

Dlaczego?

No przecież nie dlatego, że dopuściłem się zdrady, ponieważ chcąc być uczciwym, musiałbym przyznać się do wielu zdrad. W zasadzie każdą modelkę, której robiłem sesję fotograficzną, każdą z nich na zakończenie zdjęć przelatywałem. Więc jakbym miał tak policzyć, to zdradziłem swoją małżonkę około stu pięćdziesięciu razy. Tak, byłem złym człowiekiem. Rżnąłem te panienki, bo chciały, bo ja chciałem. Pieprzyłem je, bo mi dawały bez najmniejszych problemów, oporów czy wyrzutów. Więc po co piłem?

Ponieważ nie umiałem zerwać ze swoim życiem. Te modelki, to nie była tylko praca i przyjemność, były przede wszystkim moją ucieczką od żony. Męczyło mnie to, że zamiast próbować rozwiązać swoje problemy, postawić się mojej połowicy, wolałem uciec. To była przyczyna. Teraz siedzę w tej kafejce i rozmawiam z Amelią.

– Masz rację – zacząłem. – Ania zrobiła pierwszy ruch, i to praktycznie jeszcze na pierwszej wspólnej lekcji. Dostałem od niej liścik, na którym napisała:

„Podobasz mi się. Masz dziewczynę?”

– I co odpisałeś?

– Kłamstwo, że nie mam.

– A miałeś?

– Oczywiście, że tak. Ale jak tylko zobaczyłem Anię, to przestała mi się podobać.

– Czyli kierowałeś się tylko i wyłącznie jej wyglądem?

– Byłem w pierwszej klasie liceum, prawiczkiem, to o czym miałem myśleć? Przecież nie o założeniu rodziny.

– No, to fakt. Myślałeś o jednym… – zaczęła mówić, po czym przerwała na chwilę, by napić się drinka. Nim jednak przyłożyła krawędź szkła do ust, przeciągnęła swoim językiem po niej od samego denka, aż po jej brzeg.

– Tak. O tym też myślałem. Więc jak na mojej pierwszej randce Ania zrobiła mi to, co ty przed momentem ze szklanką, to zawładnęła moją duszą.

– Hm. Ciekawe? Młodzieniec napalony, chętny na seks i zauroczony…

– Właśnie. Jeszcze tego samego roku, zaszła w ciążę.

– Uuu. Co na to wasi rodzice?

– Nie szczędzili nam słów zachwytu.

– Poważnie?

– Niestety nie. Bardzo negatywnie podeszli do tej sytuacji. Zakazali nam się spotykać. Pilnowali nas jakbyśmy byli dziećmi. Tylko na lekcjach mogliśmy chwilę porozmawiać, ponieważ w czasie przerw, zawsze nam towarzyszyli, a mówiąc konkretnie, zabierali ją jak najdalej ode mnie. Ania została również zmuszona do aborcji…. – tutaj przystanąłem na chwilę ze swoją opowieścią, by nalać sobie kolejną porcję szkockiej. Amelia podniosła dłoń i pogłaskała mnie po szyi. Przechyliłem szklankę i wypiłem całą zawartość. Kiedy odstawiłem pusty pojemnik na stole, spojrzałem na butelkę. Była już prawie pusta, a ja jeszcze nie czułem wystarczająco przymglonej świadomości.

– Chyba domówię butelkę? – Powiedziałem, zapalając papierosa.

– Później będziesz o tym myślał. Jak to została zmuszona do aborcji?

– Rodzice ją na niej wymusili. Rozumiesz, zastraszyli ją, po prostu, kurwa, zastraszyli.

– Aborcja, takie marnotrawstwo – powiedziała Amelia. – Musiało to wywrzeć na tobie swoje piętno.

– Poczułem się napiętnowany. Chociaż większy żal miałem do Ani, niż do nich. Oni mieli, prawo mieć obawy o dalsze losy swojej córki. Jej przyszłość stała pod znakiem zapytania. Natomiast Ania, nie. Ona nie powinna mieć obaw. Nie powinna dopuścić do tej sytuacji, powinna się im przeciwstawić.

– Uważasz, że pękła?

– Twierdzę, że zabiła moje dziecko. Nawet nie wiem, czy był to chłopiec, czy dziewczynka? Jak miałem przejść nad tym do porządku dziennego? Dlatego do końca liceum, nie odzywaliśmy się do siebie. A nawet od trzeciej klasy, chodziliśmy do dwóch różnych klas. Dopiero przed egzaminem maturalnym, pojednaliśmy się.

– Wybaczyliście sobie?

– Patrząc na nasze późniejsze życie, teraz z perspektywy czasu i miejsca, sądzę, że żadne z nas nigdy do końca nie wybaczyło drugiemu.

– Ale ślub wzięliście?

– Tak, ale cóż z tego? Na początku było znośnie, żyło nam się dobrze – jak na młode małżeństwo, lecz kiedy zacząłem ją zdradzać z fotografowanymi modelkami, nasze dobre stosunki zaczęły się nieco pogarszać, aż w końcu Ania przyłapała mnie na zdradzie.

– Zdziwiłeś się?

– To nie było zdziwienie, to był szok – odparłem. – Szok, który notabene był zwieńczeniem psujących się panujących między nami stosunków, czy też bardziej relacji małżeńskich. Zdrada, która wyszła na jaw, była jedynie czubkiem góry lodowej, złych uczynków, których dopuściłem się wcześniej.

– To nie była twoja pierwsza zdrada?

– Nie – odpowiedziałem, po czym nalałem sobie resztkę whisky. – Nie była to pierwsza.

– Dlaczego zdradzałeś?

– Dobre pytanie – stwierdziłem, przykładając szklankę do ust. – Nie wiem – dodałem po przełknięciu całej zawartości literatki. – Nie mogłem się powstrzymać?

– Czyżby?

– Jeżeli przez cały dzień fotografujesz nagie ciało modelki, nie omijając żadnego skrawka jej ciała, kiedy w wizjerze aparatu widzisz jej wilgotne z podniecenia wargi, a nosem czujesz unoszący się w powietrzu zapach jej wnętrza, to uwierz mi, że ciężko jest się powstrzymać.

– Ale to mi pachnie brakiem profesjonalizmu.

– Wiem, ale nie powstrzymywało mnie to.

– Nie czułeś się z tym źle?

– Na początku, to i owszem, jednak im więcej modelek, tym więcej swobody, więcej luzu. Kiedy żadna ze zdrad, nigdy nie opuściła ścian mego studia, poczułem się bezkarny. Zatapiałem się w rozpuście, wykorzystując naiwność dziewczyn.

– Cóż cię tak pociągało?

– Różnorodność.

– Tzn.?

– Każda z tych kobiet, była inna. To tak, jakbyś pojechała w góry i zdobywała po kolei dostępne szczyty. Niby wszystkie podobne, a jednak każdy inny. Tak samo jak te dziewczęta, które różniły się smakiem i zapachem, temperamentem i umiejętnościami. Z jednymi było normalnie, a z innymi cudownie, niektóre kipiały wyuzdaniem, inne przeciętnością, czy nawet beznadziejnością.

– A Ania?

– A ona? Ania była zwykła, przeciętna do bólu.

– Poza seksem też?

– Z pewnego punktu widzenia. W małżeństwie pewne cechy przyćmiewane są przez nieudane pożycie. Nie zauważasz tego, jeżeli w łóżku, delikatnie rzecz ujmując wieje nudą. To, że masz gorący obiad, jak wracasz z pracy, że jest porządek w domu i w ogródku, to wszystko przykrywa „płaszcz” monotonnego seksu. Pewnie, dlatego uciekałem do „parzenia” się z modelkami, bo brakowało mi ekstrawagancji.

– Dlaczego więc płaczesz za żoną?

– Ponieważ podniosłem „płaszcz” i ujrzałem pod nim znacznie więcej, niż do tej pory udało mi się dostrzec?

– Doceniłeś jej starania?

– Nie. Bardziej wydaje mi się, że byłem zbyt leniwy, by go podnieść wcześniej, by o nim z nią porozmawiać. Po nakryciu mnie na spółkowaniu, nie było już o czym rozmawiać, nie rozumiała mnie, prawdę mówiąc nie starała się nawet zrozumieć. Ania nie chciała spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie, czy aby na pewno część winy nie leży po jej stronie.

– Jest gdzieś napisane, że żona ma spełniać wymogi męża?

– Nie, oczywiście, że nie, ale jeżeli mamy stanowić szczęśliwą parę, to mogłaby pochylić się nad moimi potrzebami.

– Z tego, co mówisz, można wywnioskować, że te twoje zdrady były swego rodzaju zemstą?

– Może nie zemstą, ale szukaniem rozwiązań. Wiem, że źle postąpiłem i absolutnie nie zamierzam się usprawiedliwiać, aczkolwiek staram się jednocześnie nie brać na siebie całej winy. Cholera, muszę wyskoczyć do ubikacji, która jest godzina?

– Dwudziesta druga – odpowiedziała Amelia. – Musisz już iść?

– W hotelu nie lubią, jak klienci zbyt późno wracają – powiedziałem, lekko już się zacinając.

– A w którym hotelu nocujesz?

– Tutaj, w tym na starym.

– Aha. Jak chcesz to pójdę z tobą. Dokończysz swą opowieść.

– Śpię w pokoju jednoosobowym, wiec mam tylko jedno łóżko.

– Nie zamierzałam spać osobno – odpowiedziała i spojrzała mi głęboko w oczy. Wtedy dotarło do mnie, że dzisiejszy wieczór zakończy się seksem, nie wiedziałem tylko, jakim?

– Dobrze, w takim razie chodźmy.

Wyszliśmy. Z kafejki do hotelu był krótki odcinek drogi. Idąc blisko siebie, czułem jej ciepło. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że idziemy do mnie po to by się pokochać, a nie rozmawiać. Dziesięć minut później staliśmy przed drzwiami mojego pokoju.

– To tu – powiedziałem i włożyłem klucz do zamka. Nim jednak go przekręciłem spojrzałem na Amelię i powiedziałem – nie musisz wchodzić, jeśli nie chcesz.

– Nigdy i nigdzie nie chciałam wejść bardziej, niż teraz, tu do ciebie – odpowiedziała i pocałowała mnie.

Szybko więc weszliśmy do środka i zatrzasnęliśmy za sobą drzwi.

– Napijesz się czegoś? – Spytałem, gdy tylko na chwilę oderwałem swoje usta od niej.

– Napiję się, ale później – odparła i spojrzała na mnie. W oczach jej, dostrzegłem jakąś bliżej nieokreśloną żądzę.

– Mogę ci nalać teraz. I tak muszę skorzystać z toalety.

– Nie! Idź wysikaj się i wracaj jak najszybciej.

– Musiałbym się umyć, jestem trochę spocony, i….

– Nie rób tego, chcę czuć twój zapach. No dalej, idź już – pchnęła mnie w stronę łazienki. – Ja położę się na łóżku.

– Ok – odpowiedziałem i poszedłem. Kiedy wyszedłem z łazienki, Amelia leżała całkowicie naga. Stanąłem nad nią. Miała cudowną, acz prawie całkowicie białą skórę. Jedynie jej włosy łonowe odznaczały się swą ciemną barwą. Wargi różowiutkie, otoczone krótkimi czarnymi włoskami, uśmiechnięte z góry na dół, odsłaniały wejście do jaskini.

– Cóż za ciało – wyszeptałem.

– Chodź – odparła szeptem. – Pora, byś się z nim zapoznał nieco bliżej.

Ubranie zdarła ze mnie jednym ruchem ręki. Następnie rzuciła mną na materac i weszła na mnie. Wszystkie następne wydarzenia biegły w iście zastraszającym tempie. Obracała mną, tak, jakbym nie ważył osiemdziesiąt kilogramów, a zaledwie kilka. Nie wiem, skąd w jej wydawałoby się wątłych ramionach tyle siły, ale tak było. Kończyliśmy tej nocy wiele razy. Pod koniec przygody, moje łono, brzuch oraz tors mokre było od płynów ustrojowych.

Wtedy położyliśmy się obok siebie i zasnęliśmy. Ostatnie, co pamiętam to to, że Amelia musnęła mnie zębami w szyję.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: