Czarna biel. Wspomnienia - ebook
Czarna biel. Wspomnienia - ebook
Czarna biel to pełna emocji i dramatyzmu literatura faktu. Bohaterka dzieli się z Czytelnikiem opowieścią o swoim życiu od odzyskania przez Polskę niepodległości po czasy współczesne. Szczególne miejsce w jej wspomnieniach zajmuje okres drugiej wojny światowej i Powstania Warszawskiego.
Irena Federowicz podczas Powstania, pracując w Szpitalu Wolskim, była uczestniczką jednego z najtragiczniejszych wydarzeń tamtych dni, jakim była rzeź na Woli. Te dramatyczne chwile odcisnęły swoje piętno na jej przyszłości. Po wojnie skończyła studia medyczne i zamieszkała na Górnym Śląsku.
Przedstawione wspomnienia to osobiste spojrzenie Ireny Federowicz na naszą przeszłość i teraźniejszość oraz okazja do refleksji nad losem ludzi żyjących w warunkach okupacji, Powstania i czasów powojennych.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65684-47-9 |
Rozmiar pliku: | 5,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zanim powstał zamysł napisania tych wspomnień, Bohaterka musiała uporać się z traumatycznymi przeżyciami, o których sama myśl ją raniła, i tym samym powstrzymywała się przed mówieniem o nich. Czas leczył rany i zacierał złe wrażenia, sprzyjając ich przypomnieniu.
Dokonało się to dzięki wspólnemu czytaniu mojej książki, wzbogacanemu licznymi komentarzami, które wzbudziło w Pani Irenie myśl, aby przelać na papier powstańcze przeżycia na pamiątkę dla swojego wnuka.
Bohaterka zaczęła więc wydobywać z pamięci scenę po scenie, przekraczając Rubikon oddzielający tragiczną przeszłość od zabliźnionej teraźniejszości.
Kiedy zostały już przywołane tamte obrazy sprzed siedemdziesięciu dwóch lat, w klimacie narastającej życzliwości i zaufania ludzi różnych pokoleń, spisałem zdarzenia z jej życia na tle historii najbliższej rodziny, obejmujące prawie sto lat burzliwych dziejów Polski i Europy.
Dostrzegłem w nich ponadczasowość ludzkich zachowań i relacji w nietypowych sytuacjach, co może pobudzić do refleksji kolejne pokolenia. Barwność wspomnień osoby o niebanalnym charakterze, z zacnego rodu, mierzącej się z wieloma przeciwnościami losu, balansującej na granicy życia i śmierci, sprawiły, że postanowiłem przekonać ją do ich upublicznienia.
Jak wyraziła się inicjatorka wspomnień: „Postanowiłam je utrwalić, gdyż dla obecnego pokolenia pewne rzeczy nie są już tak bliskie. Dzisiejszy świat tak bardzo odszedł od ówczesnych zachowań, relacji międzyludzkich, pojmowania świata, że trudno to sobie dzisiaj wyobrazić”.
Dodam, że zależało mi na przedstawieniu emocji towarzyszących przeżyciom, bo trudno znaleźć je w historycznych opracowaniach pisanych z naukowym dystansem. Nie są to upolitycznione wspomnienia komentujące światowe wstrząsy czy też przekrojowe analizy, a „zwykły”, osobisty opis otoczenia z tak zwanego własnego podwórka.
Irena Federowicz z domu Hubal-Dobrzańska łączy swoim życiorysem dwa stulecia, niczym most stojący na filarach historii jej rodziców i własnych wspomnień, uratowanych dla potomności.
Jest to niezwykła opowieść osoby, która przez swoje dziewięćdziesięciopięcioletnie życie kroczy pełna pogody, pokonując osobiste przeszkody na tle tej historii Polski, którą większość z nas zna już tylko z kronik.
Tworzy przy tym obrazy ze słów, które warto nie tylko poznać i zapamiętać, ale też zachować.
Zanim zaznajomimy się bliżej z samą Bohaterką i jej losami, najpierw poznamy matkę pani Ireny – Jadwigę z domu Rupniewską oraz ojca – Stanisława Dobrzańskiego (bezpośrednio spokrewnionego ze znanym szerzej Henrykiem Dobrzańskim „Hubalem”). Dopiero ich historia stworzyła następne, wśród nich tę, którą spisałem.
Marian A. Nocoń1. Sięganie do korzeni
– Moja Matka pochodziła z rodziny ziemiańskiej spod Sandomierza – zaczęła rozmówczyni. – Wyszła za mąż za mojego Ojca, który skończył ówczesną Akademię Wojskową1 w Wiedniu na Wydziale Saperskim2. Przez osiem lat służył w wojsku austriackim jako zawodowy oficer. Zanim jednak do tego doszło, pewnego razu przyjechał do brata na urlop, a tamten zasugerował mu, ażeby skończył z wojskiem i się ożenił.
1 Terezjańska Akademia Wojskowa – austriacka akademia wojskowa, utworzona przez cesarzową Marię Teresę 14 grudnia 1751 r. w Wiener Neustadt, działająca do czasów współczesnych.
2 Jako jeden z dziesięciu Polaków na roku.
– Tu jest tyle młodych panien do wzięcia – roztoczył przed bratem pociągającą perspektywę ustatkowania się, proponując na gorąco: – My cię powozimy po sąsiednich dworach i może ci się któraś spodoba.
Ku radości brata Stanisław na to przystał, żadna kandydatka na żonę mu się jednak nie spodobała. Zirytowany stryj, pałający nadzieją na jego zakotwiczenie się tutaj, nie wytrzymał:
– Czego ty w końcu chcesz?
Na moment powstała niezręczna sytuacja, z której wypadało jakoś wybrnąć. Tym bardziej że, to nakłanianie do żeniaczki uświadomiło mojemu Ojcu własną gotowość do założenia rodziny. To zdecydowało, że zaczął krążyć po pokoju tak, jak lubił to robić od najmłodszych lat, gdyż pomagało mu to się koncentrować. Coś analizował. W końcu padła odpowiedź:
– Tę chcę. – Brat gospodarza spoglądał na jedną z zawieszonych na ścianie fotografii.
Zdjęcia przedstawiały babkę mojego kuzyna, kuzynkę i kuzynkę tamtej kuzynki.
Stryj, ożeniony z jedną z tych trzech kobiet, popatrzył na wskazaną fotografię i stwierdził całkiem poważnie:
– Wiesz co, akurat ta jeszcze jest wolna.
Po czym zastanowił się przez chwilę i dodał:
– Jej babka urządza zawsze na imieniny wielki bal i na tym balu bywa też owa panna. – Stryj zaczął szybko opracowywać w głowie plan, dostrzegając w tym matrymonialną szansę. – Znajdziesz się tam i ją poznasz.
Plan w pełni się powiódł i mój przyszły Ojciec ożenił się z moją przyszłą Matką. Wystąpił z wojska i zaczął pracować jako powiatowy inżynier infrastruktury, zajmujący się drogami i mostami. Zamieszkali razem w Lesku3.
3 Lesko jest położone w obecnym województwie podkarpackim.
Minęło kilka lat. Na świat przyszło moje rodzeństwo – trzej bracia i siostra. Ponieważ brat mojej Matki posiadał majątek na granicy z ukraińską Besarabią4, moja Matka często wyjeżdżała tam z nimi na wakacje. Nie wiedząc, że jedzie tam ostatni raz, niedługo potem została zaskoczona wybuchem wojny. Sytuacja od razu się skomplikowała i to nie tylko z tego powodu, że zerwane zostały połączenia kolejowe z monarchią austro-węgierską, ale również dlatego, że będąc poddaną Jego Cesarskiej Mości5, stała się automatycznie obywatelką wrogiego państwa, z którym Rosja toczyła akurat wojnę, co formalnie uniemożliwiało ich powrót z terytorium Imperium Rosyjskiego6. Te formalizmy stały się poważną barierą, aby móc wrócić z gromadką dzieci do osamotnionego w Lesku męża. Aby jednak to pragnienie mogło się ziścić, musiała najpierw pojechać do Odessy. Tam mogła dopiero wyrobić stosowne papiery, uzasadniając swoją nietypową sytuację tym, że żaden szpieg nie brałby ze sobą trójki małych dzieci. Urzędnicy pokiwali głowami, każąc czekać, ale Matka okazała się stanowcza i zażądała od miejscowych władz wydania stosownego zezwolenia od ręki. W końcu dostała zezwolenie na wyjazd do Wiednia. Towarzysząca jej niania pomogła spakować się i otrzymawszy specjalny wagon dla siebie, dzieci i niani, wraz z własnoręcznie przygotowanym ogromnym zapasem prowiantu, moja Matka ruszyła w drogę powrotną. Jak się okazało, co do zaopatrzenia miała rację, bo jedzenia ledwo starczyło na całą podróż. Jechali przez kilka tygodni, nierzadko wystając całymi dniami na bocznicach. Ich wagon był wielokrotnie przetaczany, gdyż front rosyjsko-austriacki zmieniał się często i nie tak łatwo było go przejechać. W końcu zaistniały sprzyjające okoliczności i niedraśnięci wojennym pazurem dojechali szczęśliwie do Wiednia. Na peronie Matka pozostawiła dzieci po opieką niani i poszła szukać punktu urzędu repatriacyjnego, ażeby otrzymać jakieś tymczasowe lokum. Tymczasem panie z wiedeńskich wyższych sfer, pomagające komitetowi opiekuńczemu nad przesiedleńcami, zainteresowały się stojącymi na dworcu samotną służącą z gromadką dzieci i sporym bagażem.
4 Besarabia, Bessarabija, kraina historyczna na pograniczu Mołdawii i Ukrainy, między rzekami Dniestr i Prut oraz wybrzeżem Morza Czarnego. Od czerwca 1990 r. w niepodległej Mołdawii, gdzie jej niewielka południowa część należy do niepodległej Ukrainy (1991).
5 Franciszka Józefa I, cesarza Austrii, króla Węgier, króla Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, Galicji, Lodomerii i Ilyrii, króla Jerozolimy itd.
6 Oba państwa stały po przeciwnych stronach w pierwszej wojnie światowej.
– Co się stało? – zapytała jedna z nich.
Po wyjaśnieniach niani zaczekały na moją Matkę i wówczas jedna z Austriaczek zaproponowała ugoszczenie ich we własnym domu. Choć pomoc i gościnność bogatej wiedenki była duża, Matka codziennie chodziła do urzędu, prosząc o zezwolenie na powrót do Krakowa7, gdzie miała rodzinę. Austriacy jednak wciąż robili jej jakieś trudności. Brak wieści o mężu wywoływał u niej coraz większy niepokój, przechodząc powoli w irytację na urzędniczą niemoc. W końcu czara się przelała i wziąwszy ze sobą potomstwo oraz nianię, Matka poszła mocno zdenerwowana do urzędu, by oznajmić, że ma troje dzieci, żadnych pieniędzy i nie ruszy się z miejsca, póki nie dostanie zezwolenia na wyjazd. Jej determinacja musiała być duża, gdyż jeszcze tego samego dnia uzyskała upragnioną zgodę. Nie chodziło jej jednak przy tym tylko o pieniądze na podróż, ale o losy rodziny, rodzinne tereny znalazły się bowiem w bardzo niepewnej sytuacji frontowej. Ówczesna Galicja i okolice samego Krakowa były zagrożone zdobyciem przez wojska carskie.
7 Kraków wchodził wówczas w skład Austro-Węgier.
Zdołała dojechać do rodziny w mieście-twierdzy, wciąż jednak nie mogła się niczego dowiedzieć o losach męża. Wiadomo było jedynie, że Lesko, w którym Matka zostawiła nie tylko męża, ale też cały majątek, srebra oraz biżuterię z prezentów ślubnych, przechodziło między Austriakami a Rosjanami z rąk do rąk. Oprócz bogactwa dzieci nie miała przy sobie nawet środków na dalszą podróż do tego miasta. Zdana na życzliwość rodziny, musiała cierpliwie czekać na dalszy bieg wydarzeń. Przez kolejne miesiące i lata wojna wciąż się toczyła, a Matka uzyskała jedynie wiadomość, że Ojca nie było w Lesku. Słuch po nim zaginął. Bezradność i wymuszone bierne czekanie wypalały ją.
Wreszcie coś drgnęło i wojna zaczęła się zbliżać ku końcowi8. Zmieniał się świat, Europa i kraj, a nadzieja mojej Matki na ponowne spotkanie się z mężem i Ojcem jej dzieci wciąż trwała niezłomnie. Wtedy do Krakowa dotarła ważna wiadomość o śmierci samotnej ciotki Zyty. Mojej matce i kuzynowi Jędrkowi Bronikowskiemu zapisała w spadku spory majątek ziemski. W tej sytuacji Matka zdecydowała się wpierw pojechać do Januszkowic koło Staszowa (dawne kieleckie), gdzie mieszkała nieboszczka. Jej dwór został niestety spalony, a ocalała jedynie chałupa zwana czworakami. Nie można było wybrzydzać, bo przynajmniej mieli się gdzie podziać, choć Matka nadal pozostawała bez pieniędzy i bez środków do życia. W jednej części zamieszkała więc ona z dziećmi, a w drugiej ów wuj. Tam też doczekali zakończenia pierwszej wojny światowej.
8 Zakończenie pierwszej wojny światowej ogłoszono 11 listopada 1918 r.
Niedługo potem powołano samodzielne państwo polskie i Ojciec wrócił. Jak się okazało, jako poddany oficer cesarza Austrii i króla Węgier Franciszka Józefa został skierowany na górski front austriacko-włoski. Był to najcięższy odcinek frontu9, z którego doświadczenia odcisnęły się ogromnym piętnem na jego psychice. Do tego stopnia, że gdy zaproponowali mu dobre stanowisko (miał w końcu wyższe wykształcenie wojskowe) w szeregach potrzebującej takich specjalistów nowo tworzonej polskiej armii, odmówił. Wyjaśnił, że nie chce mieć już nic więcej wspólnego z wojskiem. Jak się potem miało okazać, stres wojenny wypalił w nim życiową zaradność. Z tego powodu klepaliśmy później niesamowitą biedę, a cały dom i prawie wszystkie sprawy miała na głowie Matka.
9 Prawdopodobnie chodziło o linię wyznaczoną przez pasmo Dolomitów, na której dochodziło do krwawych potyczek pomiędzy obu armiami, wysadzeń tuneli drążonych przez żołnierzy w skale, ostrzału artyleryjskiego, walk partyzanckich, w dwuletniej wojnie pozycyjnej.