Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Literatura klasyczna - ebook
Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Literatura klasyczna - ebook
Mała Dorotka w magiczny sposób przenosi się do zielonej, pełnej kwiatów i słońca krainy. Mimo uroku tego miejsca, jedyne czego pragnie dziewczynka, to powrót do domu. W spełnieniu jej marzenia pomóc może Oz - wielki czarnoksiężnik, który rządzi całą krainą. Ubrana w Srebrne Trzewiki, Dorotka udaje się na spotkanie z czarodziejem. Po drodze spotyka Stracha na Wróble, Blaszanego Drwala i Tchórzliwego Lwa, którzy dołączają do wyprawy w nadziei, że wielki Oz wysłucha również ich marzeń.
Seria "Literatura Klasyczna" to zbiór najpiękniejszych dzieł światowej literatury dla dzieci i młodzieży. Piękne, nowoczesne wydanie sprawia, że czytelnicy w każdym wieku z przyjemnością sięgną po lekturę, a piękne ilustracje umilą czytanie i pomogą wyobraźni przenieść się do świata fascynujących historii.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8073-504-0 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy Dorotka stawała w progu i rozglądała się wokół, wszędzie widziała tylko wielką szarą prerię. Nudnego, płaskiego pejzażu nie ożywiało choćby jedno drzewo czy budynek. Jak okiem sięgnąć, równina zdawała się dotykać skraju nieba. Słoneczny żar zmienił zaoraną ziemię w szarą, miejscami popękaną skorupę. Nawet trawa nie była zielona, bo słońce tak spaliło jej długie źdźbła, że zmieniły barwę i stały się szare jak wszystko wokół. Dom kiedyś pomalowano – ale słońce złuszczyło farbę i deszcze całkiem ją spłukały. Był więc teraz równie smutny i szary jak jego otoczenie.
Kiedy ciocia Em przyjechała, aby w nim zamieszkać, była młodą, ładną kobietą. Słońce i wiatr jednak odmieniły i ją. Odebrały blask jej oczom, które stały się matowoszare. Odebrały czerwień policzkom i ustom, nadając im szarą barwę. Ciocia była teraz chuda i wymizerowana i nigdy się nie uśmiechała. Kiedy Dorotka, która straciła rodziców, zjawiła się na farmie, ciocia Em była tak zaskoczona jej śmiechem, że zawsze gdy dobiegał jej uszu radosny głosik dziecka, z okrzykiem przyciskała dłoń do serca. Do tej pory, spoglądając na dziewczynkę, dziwiła się, że potrafi ona znaleźć sobie powody do wesołości.
Wujek Henryk nie śmiał się nigdy. Pracował ciężko od rana do nocy i nie wiedział, czym jest radość. On także był szary – od długiej brody po robocze buty; wyglądał surowo, poważnie i rzadko się odzywał.
Tylko Toto rozśmieszał Dorotkę, i to dzięki niemu nie zrobiła się szara jak całe otoczenie. Toto nie był szary: był małym czarnym pieskiem, o długiej jedwabistej sierści i czarnych oczkach błyszczących figlarnie po obu stronach śmiesznego, malutkiego noska. Bawił się całymi dniami, a Dorotka bawiła się razem z nim i kochała go nad życie.
Dzisiaj jednak nie mogli dokazywać. Wujek Henryk przysiadł na progu i niespokojnie spoglądał w niebo, które przybrało barwę jeszcze bardziej szarą niż zwykle. Dorotka stanęła w drzwiach z Totem na rękach i także popatrzyła w górę. Ciocia Em zmywała naczynia.
Z daleka, z północy, dobiegło ciche zawodzenie wiatru, a wujek i Dorotka spostrzegli, jak wysokie trawy zaczynają falować przed nadchodzącą burzą. Wtem usłyszeli ostry gwizd wichru z południa, a kiedy spojrzeli w tamtą stronę, też zobaczyli falujące łany.
Nagle wujek Henryk wstał.
– Nadchodzi cyklon, Em! – zawołał do żony. – Pójdę zająć się bydłem. I pobiegł do obórek, gdzie trzymali krowy i konie.
Ciocia Em porzuciła swe zajęcie i podeszła do drzwi. Wystarczyło krótkie spojrzenie – i już wiedziała, że niebezpieczeństwo jest bardzo blisko.
– Szybko, Dorotko! – krzyknęła. – Biegnijcie do piwnicy!
Toto wyrwał się Dorotce i schował pod łóżkiem, a ona zaczęła go stamtąd wyciągać. Ciocia Em, okropnie przestraszona, otworzyła klapę w podłodze i zeszła po drabinie do ciemnej jamy. Dziewczynce w końcu udało się złapać pieska i ruszyła za nią. Nie doszła nawet do środka izby, bo wiatr zawył przeszywająco, a dom zatrząsł się tak strasznie, że straciła równowagę i usiadła na podłodze.
Wtedy stało się coś dziwnego.
Dom obrócił się dwa czy trzy razy wokół osi i powoli uniósł w powietrze. Dorotka miała wrażenie, że leci balonem.
Wiatry z północy i południa spotkały się dokładnie w miejscu, gdzie stał dom, i powstało tam oko cyklonu. Powietrze w środku trąby powietrznej jest zazwyczaj nieruchome, ale wielkie ciśnienie wiatrów napierających na dom ze wszystkich stron zaczęło unosić go coraz wyżej i wyżej, aż znalazł się na samym wierzchołku cyklonu, który poniósł go wiele mil w dal jak piórko.
Mimo że wokół zrobiło się bardzo ciemno i wiatr wył przeraźliwie, Dorotka stwierdziła, że jej podróż właściwie nie jest nieprzyjemna. Po kilku początkowych zawirowaniach i dość niemiłej chwili, kiedy dom nagle się przekrzywił, czuła się tak, jakby ktoś delikatnie ją kołysał niby dziecko w kołysce.
Pieskowi wcale się to nie spodobało: biegał po wszystkich kątach pokoju, głośno szczekając. Tymczasem Dorotka siedziała sobie spokojnie na podłodze i czekała, co będzie dalej.
W pewnym momencie Toto za bardzo zbliżył się do otworu w podłodze i wpadł do środka. Dziewczynka pomyślała, że na pewno już po nim, ale wkrótce zobaczyła wystające z dziury jedno ucho. Otóż silny nacisk powietrza utrzymywał pieska w górze, tak że nie mógł upaść na ziemię. Dorotka podczołgała się do otworu, chwyciła Tota za ucho i wciągnęła z powrotem do izby, po czym zamknęła klapę, by znów nie zdarzył się jakiś przykry wypadek.
Mijały godziny i dziewczynka powoli opanowywała strach. Czuła się jednak samotnie, a wiatr wokół wył tak głośno, że prawie zupełnie ją ogłuszył. Początkowo zastanawiała się, czy rozbije się na kawałki, kiedy dom spadnie na ziemię, ale ponieważ godziny mijały i nic strasznego się nie działo – przestała się martwić i postanowiła czekać spokojnie na to, co przyniesie los. W końcu po rozkołysanej podłodze podczołgała się do łóżka i ułożyła się w nim. Toto poszedł w ślady swojej pani i przytulił się do jej boku.
Wkrótce, mimo kołysania domu i zawodzenia wichru, Dorotka zamknęła oczy i zapadła w sen.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------