Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czarny Rycerz - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
22 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Czarny Rycerz - ebook

Podróż w czasie to świetna zabawa! Cykl TAJEMNICZY TUNEL

Dubios, niebezpieczny przeciwnik Lily i Magnusa, kradnie błękitny kryształ i znika w XIII-wiecznych Niemczech. Tam podaje się za zaginionego cesarza Fryderyka II, by zdobyć władzę i bogactwo. Dzieci muszą go odnaleźć i odebrać mu kryształ. Lily i Magnus poznają córkę Czarnego Rycerza, a ona przekonuje swojego ojca, aby w pojedynku pokonał Dubiosa... Czy uda się odzyskać bezcenny kryształ?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5897-0
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W pułapce

Magnus usłyszał cichy świst, a potem poczuł, że coś chwyta go za kostkę. Po chwili wisiał już w powietrzu głową w dół.

– Ej! Co to ma znaczyć? – wykrzyknął na poły zdziwiony, na poły rozgniewany.

Lilly o mały włos nie poszłaby w jego ślady. Chciwe pętle wyciągały się również w stronę jej stóp, ale dosłownie w ostatnim momencie udało jej się uskoczyć. Potoczyła się po trawie i usiadła zdumiona pomiędzy stokrotkami i mleczem.

– To chyba nie dzieje się naprawdę – wysapała i odgarniając długie rude włosy z twarzy, zsunęła na kark kapelusz kowbojski, który nosiła zawsze i wszędzie. – Jak w kinie. Albertowi chyba kompletnie odbiło. Wspominał ci może, że ogród jest naszpikowany pułapkami? – spytała Magnusa.

– Myślisz, że gdyby tak było, to dyndałbym tu jak ostatnia oferma? – odparł poirytowany. Powoli okręcił się na linie wokół własnej osi. – Jeżeli kiedykolwiek stąd zejdę, to mu pokażę. Poprzebijam mu opony... Każę mu zjeść laptopa... Ja...

– Musisz się zdecydować, w jakiej kolejności będziesz go torturował – roześmiała się Lilly.

Opanowała już pierwsze zaskoczenie i teraz bawił ją atak wściekłości Magnusa. Zazwyczaj był raczej powściągliwy i niezdolny do tego, żeby komuś grozić. A już na pewno nie Albertowi. Chyba że zwisał akurat głową w dół z drzewa.

– Albert właśnie się zbliża. Z Merlinem.

Albert miał dziesięć lat, tyle samo, co Lilly i Magnus. Byli najlepszymi przyjaciółmi i tworzyli zgrany zespół, który specjalizował się w potajemnych podróżach do przeszłości. To znaczy – w przeszłość przenosili się tylko Lilly i Magnus. Albert od czasu wypadku poruszał się na wózku inwalidzkim, a ten, niestety, był za szeroki, żeby zmieścić się w tajemniczym tunelu. Mimo to bez Alberta Lilly i Magnus nie mogliby podróżować. Po pierwsze, to on odkrył wejście do tunelu w piwnicy willi, w której mieszkał razem z tatą. A po drugie, kiedy dwoje podróżników przebywało w przeszłości, dostarczał im wszystkich potrzebnych informacji na temat czasów i miejsca, w których się znajdowali. Ostatecznie w przeszłości żyło się zupełnie inaczej niż dzisiaj i człowiek mógł wpaść w ciężkie tarapaty przez nieznajomość zwyczajów, zachowania czy przez dziwny wygląd.

Podobne kłopoty można było mieć i wtedy, kiedy witało się przyjaciół wstrętnymi pułapkami. Gdy Albert był oddalony zaledwie o kilka metrów, Magnus wyrzucił tak gwałtowną kanonadę przekleństw, że aż głowa mu spurpurowiała.

– Oszalałeś? Kto urządza tak niebezpieczne zasadzki? Mogłem sobie skręcić kark i nie tylko! Na bramie do ogrodu powinna wisieć przynajmniej tabliczka ostrzegawcza. I w ogóle nie powinno się... Co? Merlin...? Merlin, przestań natychmiast!

Magnus jak dziki zaczął wymachiwać rękami w kierunku stóp. Oswojona kawka Alberta usiadła na jednym z sandałów chłopca, z całych sił machając skrzydłami. Magnus obracał się coraz szybciej i szybciej, a ptak skrzeczał zadowolony z szaleńczej jazdy na karuzeli.

– Stop! Zatrzymaj się! Jest mi niedobrze! – skarżył się chłopiec. Jego twarz zmieniła kolor z wściekłego pomidora na niezdrową, zielonkawą cytrynę.

Lilly pobiegła mu z pomocą. Jedną ręką zgoniła Merlina, a drugą zatrzymała wirującego chłopca. Albert wyjął zza pleców zdalnego pilota z trzema guzikami i przycisnął jeden z nich. Pętla z biednym Magnusem natychmiast opuściła się łagodnie na trawę.

– Człowieku, jeżeli chcesz, żeby moja stopa jeszcze kiedykolwiek stanęła w tym piekielnym ogrodzie, to musisz mieć diabelnie mocny argument na istnienie tych pułapek – wysapał. Jako największy pechowiec z całej trójki Magnus był przyzwyczajony do wielu rzeczy, ale takiego podstępu nie spodziewał się po przyjacielu.

– Naprawdę bardzo mi przykro – przeprosił Albert. Sprawiał wrażenie szczerze zmartwionego. – Dziś rano zapomniałem wyłączyć system przeciwko nieproszonym gościom. Oczywiście nie jest nastawiony na was, tylko na...

– ...Dubiosa! – wypaliła Lilly. Skrzywiła się na samą myśl o nieuczciwym przeciwniku. Hermann Dubios był bezwzględnym rzezimieszkiem z XIX wieku, który zakradł się za dziećmi powracającymi z jednej z wcześniejszych wypraw. W ten sposób dowiedział się nie tylko o istnieniu tajemniczego tunelu, ale dostał się nim do teraźniejszości. To jeszcze nie wszystko. Podczas tamtej wyprawy skradł skarb trojański i groźnie zranił Magnusa w nogę. Najniebezpieczniejszy okazał się jednak wtedy, kiedy Lilly i Magnus wybrali się z Kolumbem do Ameryki, a Dubios próbował przejąć kontrolę nad tunelem. Gdyby mu się to udało, dzieci nie mogłyby powrócić do teraźniejszości i musiałyby spędzić resztę życia przed ponad pięciuset laty. Jeżeli istniał więc naprawdę ważny powód, by założyć system przeciw nieproszonym gościom, to taki, aby trzymać Dubiosa z daleka od tunelu.

Magnus też to rozumiał.

– Hm, wobec tego powodzenia! – wymamrotał ze skwaszonym uśmiechem. – System właśnie zdał egzamin.

– I to świetnie! – przyznała mu rację Lilly. – Jeżeli uda ci się włączać go tylko na noc albo kiedy nikogo nie ma w domu, to zapewni perfekcyjną ochronę.

Pomogła Magnusowi się podnieść i razem ruszyli w kierunku wejścia do dużej, żółtej willi, gdzie zamierzali ustalić plan kolejnej przygody. Bez ukrytych pułapek i – taką mieli nadzieję – bez łotrzyków.

Zapomnieli jednak o tacie Alberta. Ledwie zamknęli za sobą drzwi i Albert zawołał: „To Lilly i Magnus!”, zjawił się wysoki, szczupły mężczyzna w okularach, z rozczochraną czupryną i w białym kitlu.

– Och, jak to miło, że przyszliście – rzucił i nie zatrzymując się, pobiegł dalej korytarzem. Koniuszek języka wystawał mu z ust. Najwyraźniej biegał już od jakiegoś czasu – i z całą pewnością trwało to dłużej, niż był do tego przyzwyczajony. Dzieci popatrzyły za nim zdumione i zaraz przeniosły wzrok na dziwne urządzenie napędzane śmigłem, które leciało za tatą Alberta na wysokości jego głowy. Urządzenie przypominało odwróconą, latającą doniczkę z przymocowanym do niej pistoletem na wodę i obiektywem.

– To część systemu przeciwko nieproszonym gościom – wyjaśnił Albert. – Tata uważa, że koniecznie potrzebujemy ochrony z powietrza. W pistolecie na wodę znajduje się bombowa substancja smrodliwa. Kogo trafi, ten może się przebierać, jak zechce, i tak zostanie rozpoznany po zapachu.

– Brzmi wyrafinowanie – stwierdziła Lilly. Ze współczuciem popatrzyła na tatę Alberta, który daremnie próbował w labiryncie pokoi zgubić śmierdzącego prześladowcę. – Chyba jeszcze nie działa jak należy? – dodała.

Albert wzruszył ramionami. Jego tata był z zawodu wynalazcą i to normalne, że wymyślane przez niego rzeczy nie od razu działały prawidłowo. Najczęściej jednak eksplodowały albo pustoszyły laboratorium na drugim piętrze. To, że goniły swojego konstruktora po całej willi, było właściwie nowością.

– Profesorze, dlaczego ta rzecz pana atakuje? – spytał Magnus, kiedy tata Alberta mijał ich po raz trzeci.

– Widocznie zapomniałem... właściwie ustawić... odnajdywanie celu – wykrztusił. – Teraz... goni pierwszą... osobę..., którą namierzyła, a to... jak na ironię... jestem... ja.

Jasne: biedny wynalazca był u kresu swoich sił. Jeżeli zaraz ktoś mu nie pomoże, to zgarnie całą porcję śmierdzącej substancji. Ale jak zatrzymać latającą doniczkę, która na dodatek jest uzbrojona?

Gdy nasza trójka zastanawiała się jeszcze, co robić, do akcji wkroczył zdecydowanie Merlin. Jak dotąd siedział spokojnie na ramieniu Alberta i podejrzliwie obserwował całe zdarzenie. W ogóle mu się nie podobało, że to dziwne coś lata po jego terenie i bawi się z tatą Alberta. To byli jego ludzie i jeśli ktoś miał się z nimi bawić, to tylko sam Merlin.

Zazdrosny przeszedł do ataku. Podleciał od tyłu do doniczki i ostrym dziobem wymierzył jej mocny cios. Dokładnie w oś wirnika. Urządzenie opadło dobre pół metra w dół, zahaczyło o duży wazon, który stał na podłodze, przekrzywiło się i zboczyło z toru. Wystrzeliło prosto w stronę Merlina. Ptak nie zdążył uchylić się na czas, zaczepił czarnym skrzydłem o śmigło i zaczął wirować w powietrzu. Bezwładny kłębek złożony z piór, pistoletu na wodę i doniczki runął, skrzecząc i piszcząc, w dół. Dzieci i tata Alberta natychmiast ruszyli na pomoc. Profesor wyłączył urządzenie, a Magnus ostrożnie podniósł Merlina. Poza utratą kilku piór z ogona i przymusowej karuzeli kawka nie poniosła żadnego uszczerbku.

– Widzisz, teraz już wiesz, jak to jest, kiedy używa się takich zwariowanych urządzeń jako karuzeli – powiedział Magnus, delikatnie głaszcząc ptaka po łebku.

Po tym ekscytującym przyjęciu Lilly, Magnus, Albert i jego tata spędzili resztę dnia na sprzątaniu willi i rozkładaniu na nowo pułapek w ogrodzie. Smrodliwy bombowiec rozleciał się na kawałki. Profesor zaniósł je do laboratorium i obiecał, że przerobi aparat gruntownie, zanim odważy się uruchomić go po raz drugi. I żadna doniczka nie będzie latała po okolicy bez zgody Merlina.

Kawka wolała mimo wszystko wybrać się z dziećmi do ogrodu. Był gorący, letni dzień, jakby stworzony do wakacyjnego odpoczynku. Lilly i Magnus lizali lody, Merlin skubał wafle, a Albert pokazywał im, gdzie są schowane poszczególne pułapki.

– Są praktycznie pod wszystkimi drzewami. Na łące wykopaliśmy jeszcze gdzieniegdzie wilcze doły i wypełniliśmy je do wysokości kolan świeżym obornikiem. – Uśmiechnął się szeroko. – Muchy z całego sąsiedztwa nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie ktoś w nie wpadnie.

Lilly zmarszczyła nos. Wizja kąpieli w dole wypełnionym obornikiem popsuła jej apetyt na loda, podetknęła go więc Merlinowi, który chciwie rzucił się na smakołyk. Albert podjechał do kępki pokrzyw.

– To też jest nie najgorsze – powiedział. – W środku jest ukryta mała katapulta z bombami wodnymi. Zamiast wody wypełniliśmy je ekstraklejącym miodem.

Magnus podrapał się po głowie.

– Powoli zaczynam wierzyć, że z tą pętlą na drzewie nie najgorzej trafiłem – myślał na głos Magnus. – Wytłumacz mi jednak, jak pułapki wyczuwają, że ktoś zakradł się do ogrodu? Muszą przecież jakoś rozpoznać, kiedy przystąpić do ataku.

– Właśnie! Reagują na chód – odparł Albert. – Jeśli ziemia zaczyna drżeć w rytm kroków, przystępują do ataku. Dla mnie na wózku inwalidzkim nie ma niebezpieczeństwa, bo jadę po trawie. Dlatego też nie zauważyłem, że dziś rano nie wyłączyłem systemu.

– Naprawdę sądzisz, że Dubios się tu pojawi? – spytała Lilly. Nerwowo skubała rondo kapelusza kowbojskiego.

– Z całą pewnością! – Albert gwałtownie pokiwał głową. Nieświadomie potarł lewą rękę, w którą Dubios zdzielił go tekturową tubą podczas ich ostatniego spotkania. Ślady po uderzeniu już prawie zeszły, jednak przyglądając się dokładniej, można było zauważyć lekką opuchliznę. – Koniecznie chce się dostać do tunelu, a przez niego do skarbów przeszłości. Ale teraz jesteśmy przygotowani i nie pójdzie mu tak łatwo jak ostatnio. Nie ominie naszych pułapek!

W nocy Lilly spała niespokojnie. We śnie prześladowały ją śmiejące się szyderczo doniczki wypełnione śmierdzącym miodem, które urządziły polowanie na nią, Magnusa i Alberta. W pewnym momencie doniczki zaczęły nawet głośno dzwonić. Lilly gwałtownie rzucała się w łóżku. Od tego zniknęły wprawdzie dwie doniczki, ale dzwoniło nadal. Usiadła i zatkała uszy palcami. Po chwili przestała przytykać dłonie do uszu. Podziałało – dzwonienie ustało. Zamiast tego do drzwi pokoju ktoś zapukał.

– Co się dzieje? – zawołała Lilly.

Drzwi otwarły się i weszła mama z dość naburmuszoną i zaspaną miną. W dłoni trzymała telefon bezprzewodowy.

– Do ciebie – powiedziała. – Albert. Twierdzi, że to megaważne. – Podała dziewczynce słuchawkę telefoniczną i burknęła: – Wyjaśnij mu przy okazji różnicę między dniem i nocą. Wydaje mi się, że on ma z tym pewne problemy.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: