Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czekałam na ciebie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Czekałam na ciebie - ebook

Paulina jest dwudziestoośmioletnią zatwardziałą singielką z żelaznymi zasadami. Pracuje w redakcji czasopisma dla kobiet, gdzie pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Otoczona kochającymi i wspierającymi ją rodzicami oraz wieloletnią przyjaciółką Malwiną, z którą łączą ją siostrzane relacje, wiedzie szczęśliwe życie. Pewnego dnia Paulina dowiaduje się, że będzie miała nowego szefa. Jakież jest jej zaskoczenie, gdy w drzwiach biura pojawia się przystojny gość, w którym kobieta rozpoznaje swoją skrytą młodzieńczą miłość.
Pełen namiętności, zaskakujących sytuacji oraz sercowych wzlotów i upadków powieściowy cykl znanej blogerki książkowej.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-843-1
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

– Właściwie do szczęścia brakuje mi tylko sukienki, którą mi obiecałaś – oznajmiłam i zamieszałam kawę z symboliczną kropelką śmietanki.

– Co? – Malwina spojrzała na mnie nieprzytomnie.

– Kiecki od ciebie. Wystrzałowej. No chyba pamiętasz, od miesiąca ci o niej bębnię – przypomniałam niespokojnie.

– Nic nie kojarzę. Pewnie ci się tylko wydawało, że mi o tym mówiłaś – stwierdziła Malwina stanowczo.

– Malwa, jak Boga kocham, ty sobie jaj nie rób – zdenerwowałam się. – Cały czas ci mówię, że Wesołowski odchodzi na emeryturę i że będzie ekstraprzyjęcie pożegnalne, i że poznamy nowego naczelnego na tym przyjęciu. Muszę przecież jakoś wyglądać! No błagam cię! Musisz kojarzyć!

– Pewnie, że kojarzę – prychnęła rozbawiona. – Tylko się z tobą droczę! No co tak wybałuszasz na mnie te swoje zielone oczęta? Pożartować nie można?

Złapałam się za serce.

– Ty mnie chcesz wykończyć, zawału prawie dostałam.

– Oj tam, oj tam – zbyła mnie, wciąż uśmiechnięta. Już dawno nie widziałam, żeby się tak uśmiechała, tak dawno, że byłam gotowa wybaczyć jej ten dowcip. Przez moment naprawdę się wystraszyłam. Bankiet był tuż-tuż, na pewno nie zdążyłabym sobie niczego uszyć.

Naczelny był wyjątkowym człowiekiem, żałowałam, że odchodzi na emeryturę. Ostatnimi laty był moim mentorem, nauczycielem, podporą zawodową, wszystko, co wiedziałam o tym, jak być prawdziwym dziennikarzem, zawdzięczałam właśnie jemu. O prowadzeniu gazety też – w końcu od roku byłam jego zastępczynią, jego, jak sam mawiał, prawą ręką.

Kiedy zwołał zebranie, żeby poinformować nas o odejściu pani Kamili, nie spodziewałam się, że od razu wyznaczy kogoś na jej stanowisko. Stanowiliśmy bardzo młody zespół. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby Wesołowski szukał kandydata na miejsce Kamili poza naszą redakcją, ale nie. „Przemyślałem wszystko bardzo starannie i uznałem, że od poniedziałku stanowisko zastępcy redaktora naczelnego obejmie Paulina Jabłońska”, rąbnął bez owijania w bawełnę. Jak dziś pamiętam, że zrobiło mi się miękko w kolanach i przez moment swoich kochanych redakcyjnych kolegów widziałam jak przez mgłę. „Ale że ja? Ja się chyba nie nadaję”, wymamrotałam bezradnie. Szok, jakiego doznałam, paraliżował moje szare komórki.

– Paulino, gdybyś się nie nadawała, nie zaproponowałbym ci tego stanowiska – zapewnił mnie Wesołowski tonem lekkiej nagany. Współpracownicy też patrzyli na mnie, jakbym oświadczyła, że rzucam dziennikarstwo i od dzisiaj będę primabaleriną. Wszyscy wiedzieli, że mam swoje ambicje, dzieliliśmy się marzeniami i planami na przyszłość przy niejednym piwie, po pracy. I w przeciwieństwie do większości moich koleżanek i kolegów nie miałam rodziny i wiążących się z tym obowiązków. Nic nie stało na przeszkodzie, bym realizowała te swoje ambicje, a stanowisko zastępcy redaktora naczelnego doskonale się w to wpisywało. Przecież już na pierwszym roku polonistyki marzyłam, żeby kiedyś móc zasiąść w redakcji jakiejś gazety i pisać dla ludzi i o ludziach… Może nawet zostać redaktorką naczelną kobiecego pisma. Miałam właśnie okazję zrobić spory krok w tym kierunku. Dlaczego zatem się wahałam? Popatrzyłam po współpracownikach, uśmiechali się życzliwie, nikt mi nie zazdrościł.

– Zgadzam się i bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że od następnego tygodnia dostanę tak w kość, że zapragnę więcej – odpowiedziałam z uśmiechem. Wszyscy rzucili się z gratulacjami, były szczere, dlatego dodawały mi odwagi, bo już wtedy wiedziałam, że będę miała w pracy wsparcie przyjaciół.

– Zawsze jest jeszcze okres próbny, więc gdy stwierdzisz, że nie dajesz rady, że to cię przerasta, po prostu mi o tym powiedz – dodał naczelny, ale słychać było, że nie wierzy w taki obrót spraw. I również pod tym względem miał rację. Cudowny, mądry człowiek. I stworzył wspaniały zespół, świetnych fachowców, którzy dzięki niemu stali się przyjaciółmi. Wesołowski zawsze nam powtarzał: „Kochani, pamiętajcie, że wszyscy gramy do jednej bramki” i pod jego przewodnictwem wprowadziliśmy tę zasadę w życie. Wszyscy w redakcji czuli się jak w domu. A teraz mieliśmy dostać nowego gospodarza.Rozdział 2

Niedzielę spędziłam u rodziców. Dodatkowym bonusem tych wizyt był niedzielny obiad, bo uwielbiam kuchnię mojej mamy. I teraz z lubością wąchałam aromat rosołu rozchodzący się po całym domu. Kojarzył mi się z najlepszymi chwilami dzieciństwa. Tak pachniały rodzicielska miłość i poczucie bezpieczeństwa.

Po obiedzie usiadłyśmy z mamą na tarasie w blasku czerwcowego słońca nad filiżanką aromatycznej kawy i talerzem ciasta drożdżowego z truskawkami i grubą kruszonką. Mama jest mistrzynią wypieków. W ogóle mistrzynią kuchni pod każdym względem i w każdej kategorii. Zapewne dlatego, że zawsze wkłada serce w to, co robi. Od najmłodszych lat mi powtarzała: „Pamiętaj, córciu, cokolwiek robisz, rób z sercem, wtedy masz gwarancję, że na pewno się uda”.

Wystawiłam twarz pod pieszczotę słonecznych promieni i pomyślałam o Malwinie. Niby się uśmiechała, ale żaden makijaż nie mógł ukryć zaczerwienionych od płaczu powiek, ciemnych cieni pod oczami, jakie malowały bezsenne noce, ani zapadniętych policzków. Nie, z Malwą wcale nie było dobrze.

Na ostatnim roku studiów Malwina zakochała się w Łukaszu, z wzajemnością, jak obie sądziłyśmy. Kibicowałam im bardzo. Łukasz wydawał się całkowitym spełnieniem marzeń Malwiny. Znałam ją od lat, od czasu, gdy mama plotła mi dwa cienkie warkoczyki. Miliony razy opisywałyśmy sobie nawzajem naszych „książąt z bajki” i sama miałam wrażenie, że Łukasz po prostu wyszedł z opowieści Malwiny. Zakochali się, zamieszkali razem, planowali ślub, a po trzech latach Łukasz zakomunikował mojej przyjaciółce, że odchodzi. Tak po prostu. Bez wyjaśnień, bez tłumaczenia, spakował walizkę i zamknął za sobą drzwi.

Malwina się załamała. Przestała wychodzić z domu, przestała jeść, tylko płakać nie przestawała. Pocieszałam ją, jak mogłam, niestety niewiele to dawało. Pewnego dnia, kiedy przyniosłam jej zakupy, bo w lodówce miała już tylko światło, nakryłam ją na przeglądaniu zdjęć Łukasza, które miała w telefonie.

– Popatrz, Paula... – Podniosła na mnie zapuchnięte od płaczu oczy, twarz miała zaczerwienioną, a włosy nie widziały grzebienia i szamponu co najmniej od kilku dni. – Nawet się nie pokłóciliśmy, ani wtedy, ani wcześniej. Nie mieliśmy żadnych problemów. I ja się starałam, kochałam go, dbałam o niego, a on wziął i sobie poszedł! Dlaczego? Do innej? Od pewnego czasu chodził zamyślony, smutny, lecz kiedy pytałam, co się dzieje, odpowiadał, że to zmęczenie, że w pracy ma ostatnio ciężki okres. On na pewno kogoś ma – zaszlochała.

– Malwa, nie możesz tak siedzieć, zadręczać się i snuć coraz bardziej zwariowanych teorii. Musisz z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. – Przytuliłam ją, dyskretnie wyjmując z jej dłoni telefon.

– Jak, kurwa, porozmawiać?! Przecież ja nawet nie wiem, dokąd on się wyniósł! Telefonów ode mnie nie odbiera! Życie jest do dupy! Faceci to świnie. Łukasz to świnia!

– Jakieś wyjaśnienie jest na pewno, ale nie znajdziesz go, siedząc na dywanie i rycząc. Marsz do łazienki. Wyglądasz jak kloszard, śmierdzisz jak cap i jeśli chcesz, żebym cię przytulała i głaskała po głowie, musisz się wykąpać.

Serce mi pękało, gdy widziałam ją w takim stanie. Malwa była dla mnie jak siostra, przez tyle lat nasza przyjaźń ani trochę nie osłabła, nawet się nie zachwiała. Trwałyśmy przy sobie bez względu na okoliczności i teraz też nie zamierzałam opuścić swojej najlepszej kumpeli. Musiałam jakoś jej pomóc.

Po wczorajszym spotkaniu na kawie pojechałyśmy do pracowni Malwy. Kiecka na bankiet była przepiękna. A ja wyglądałam w niej jak milion dolarów. Malwina w stu procentach zasłużyła sobie na sukces w branży modowej, nie bez powodu pisały o niej rozmaite pisma, a jej projekty cieszyły się nieustającym powodzeniem. Jednak wizyta w pracowni nie tylko pokazała mi, po raz kolejny zresztą, ogrom talentu mojej najlepszej przyjaciółki, ale też uświadomiła, że ostatnimi czasy Malwina w ogóle nie pracowała. Może się i uśmiechała, może nie trzeba jej już było gonić do łazienki i pilnować, by się uczesała, ale wcale nie było z nią dobrze. W najmniejszym stopniu nie doszła do siebie po tym, co Łukasz jej zrobił. Coraz mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie mogę biernie czekać, aż moja przyjaciółka się pozbiera, i że bezwzględnie i natychmiast muszę jej jakoś pomóc.

– O czym tak intensywnie myślisz, Paulinko? – spytała mama.

– O życiu, mamuś.

– Coś cię trapi?

– Nie. Po prostu tak sobie myślę o różnych rzeczach.

– Masz jakiś kontakt z Przemkiem? – spytała, patrząc na mnie uważnie.

– Nie. Ten rozdział w moim życiu jest już dawno zamknięty. – Zdziwiłam się, że mama wspomniała o Przemku, tak bardzo, że na moment przestałam myśleć o Malwie. Właściwie to zapomniałam o Przemku, ale mama, jak widać, nie. Zawsze chciała mnie widzieć szczęśliwą u boku odpowiedniego mężczyzny. I już dawno zorientowałam się, że w oczach mamy tym mężczyzną był właśnie Przemek. Moi rodzice bardzo go polubili. Szczególnie tata, który miał z Przemkiem wspólną pasję – wędkarstwo. Godzinami omawiali sposoby nabijania robaka na haczyk. Niestety Przemkowi i mnie szybko zaczęło brakować tematów.

Spotykałam się z nim jakieś pół roku. Poznaliśmy się przez Kaśkę, moją koleżankę z pracy. Przemek był najlepszym przyjacielem jej chłopaka, Darka. Na początku rzeczywiście mnie oczarował. Inteligentny, kulturalny, przystojny, pełen tak zwanego osobistego uroku. Prawdziwy czaruś. I co tu kryć, zrobił na mnie wrażenie. Z czasem jednak coraz częściej zdarzało mi się myśleć, że cały swój czar i urok zużył na początku znajomości. Ja z założenia do relacji z mężczyzną podchodziłam poważnie, Przemek miał raczej w planie odhaczenie mnie na liście swoich zdobyczy. Chwilami myślałam, że trwa przy mnie z uporu, bo nie mógł dopiąć swego. Byłam nim coraz bardziej zmęczona. Nasze rozmowy rwały się, utykały na nieporozumieniach, kończyły się niezręcznym milczeniem. Coraz częściej odwoływałam nasze spotkania, bo już nawet pocałunki Przemka nie przyspieszały bicia mojego serca. Zauroczenie minęło bezpowrotnie. Przemek mnie drażnił, nie chciałam być z kimś, kim zachłysnęłam się tylko na moment. Na dodatek Przemek nie był ze mną do końca szczery. Lubił imprezować, lubił kobiety. Czasem stawiał mnie w sytuacjach dość żenujących i szczerze powiedziawszy, dzisiaj dziwiłam się sobie, że zmarnowałam na takiego faceta aż pół roku. Niemniej każde doświadczenie jest na swój sposób cenne i każde nas czegoś uczy – przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia. I tak, bogatsza o doświadczenie, zostałam ponownie singielką. Rozstaliśmy się z Przemkiem za obopólną zgodą, bez wzajemnych pretensji.

– Dawno go nie widziałam, ale z tego, co ostatnio mówiła Kaśka, Przemek niebawem zostanie tatusiem. Sama widzisz, jak szybko się po mnie pocieszył – odpowiedziałam mamie. – Nie masz czego żałować – dodałam, widząc, jak spochmurniała. – Nie pasowaliśmy do siebie. Na początku był czarujący i bardzo się starał, ale im dalej, tym było gorzej. Mamo, mnie się w ogóle nie spieszy, żeby się z kimś wiązać. Mam pracę, którą kocham, i teraz na niej muszę się skupić. Wiesz, że zmienia się władza w naszym piśmie i nie mam teraz głowy do związków. Jest mi dobrze tak, jak jest.

– Jeśli to prawda, córeczko, to mogę się tylko cieszyć. Ale nie chciałabym, żebyś była samotna. Człowiek nie nadaje się do życia w pojedynkę. Marzę o tym, żeby zobaczyć cię szczęśliwą u boku kochającego mężczyzny i chciałabym doczekać wnuków – przyznała, spoglądając mi w oczy. Widziałam, że niepokoi ją ta moja niezmienna samotność.

Nie jestem wybredna i wymagająca. Już kiedy byłam małą dziewczynką, wiedziałam, że moja wielka miłość ma mnie porwać, oczarować, zwalić z nóg, pozbawić tchu, zawrócić w głowie. Ma mną wstrząsnąć jak porażenie prądem i przesłonić cały świat. Jeśli moje marzenia są zbyt wygórowane, wolę być sama niż z kimś, kogo nie kocham i kto nie kocha mnie.

– Mamuś, lepiej w pojedynkę niż w niedobranym stadle – stwierdziłam. – Albo tak jak Malwa teraz – dodałam, wiedząc, że to zamknie temat. Mama bardzo przejmowała się sytuacją Malwiny, i stanowczo wolałam, żeby myślała o tym, jak jej pomóc, niż o tym, jak mnie namówić na wnuki. Lubię dzieci, ale jeszcze chyba nie dojrzałam do macierzyństwa. Zresztą, jak mogłam myśleć o byciu mamą, gdy nie spotkałam jeszcze faceta, w którym widziałabym potencjalnego tatę? Jednak na ten temat też nie chciałam rozmawiać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: