Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

„Czekiszczak” Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,00

„Czekiszczak” Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka - ebook

Biografia Kiszczaka to historia PRL w pigułce, ze zbrodniami, skrytobójczymi mordami, torturami, walkami bratobójczymi, pałowaniem, aresztami, więzieniami i innymi bezeceństwami, w tle, z udziałem bohatera niniejszej książki.

Generał Czesław Kiszczak to typowe dziecię enkawudowsko-ubeckie, wyrosłe na piersi czołowych zbrodniarzy z sowieckich służb specjalnych, których przysłano do powojennej Polski, by wespół z rodzimą bezpieką cywilną i wojskową oraz pepeerowskimi komunistami współtworzyli świat pełen iluzji ideologicznych i zakłamania bolszewickiego. „Cyngiel”, „najgroźniejszy egzekutor generała Jaruzelskiego”, jak określili go generałowie wojska ludowego, z którymi rozpocząłem rozmowy na początku lat 90. minionego wieku. Przyznaję, że uczyniłem to za wcześnie, Czesław Kiszczak jeszcze wówczas wiele znaczył, wielu z nich obawiało się, co może przynieść jutro, gdy za dużo powiedzą. Porozumienie okrągłostołowe – po obaleniu socjalizmu – gwarantowało mu przez dziesiątki lat bezkarność. Ścigany przez sądy, permanentnie wymykał im się z rąk, symulując chorobę, starczą niepoczytalność, unikając w ten sposób kary i odpowiedzialności W końcu Sąd Apelacyjny w Warszawie skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu, w związku z wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce przez związek przestępczy o charakterze zbrojnym. To wyrok historyczny, a werdykt symboliczny.

Lech Kowalski

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8116-182-4
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

„Kim ty jesteś teraz?” To pytanie zadała Kiszczakowi żona w swojej książce o małżonku pt. Twórca zmian. Mniejsza o odpowiedź, bo ta została wykreowana na potrzeby chwili i z prawdą niewiele ma wspólnego. Przywołuję ją dlatego, że pisząc tę biografię, próbowałem dla odmiany odpowiedzieć na pytanie: Kim był Czesław Kiszczak przez cały okres trwania ­PRL-u? Czym zasłużył na dożywotnie ściganie przez sądy, którym permanentnie wymykał się z rąk, symulując chorobę, starczą niepoczytalność, unikając w ten sposób kary i odpowiedzialności?

Nie był w tym osamotniony: zaświadczenia lekarskie o problemach psychologicznych, a jeszcze częściej kardiologicznych, to dla oskarżonych o zbrodnie komunistyczne niemal gwarancja bezkarności. Jego pobratymcy z ubecji wojskowej i cywilnej, jak również z milicji, prokuratury i sądownictwa, postępowali w identyczny sposób. Sądy III RP to kupowały i umywały ręce. W końcu jednak sprawiedliwości stało się zadość — przynajmniej częściowo — i Kiszczak „za udział w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, który przygotowywał stan wojenny”, został skazany prawomocnym wyrokiem sądowym na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Mimo że po raz kolejny zastosował stary manewr i na okres rozprawy skrył się w szpitalu MSW. W czerwcu 2015 r. sąd nie dał się już na to nabrać i pod nieobecność pozwanego orzekł prawomocny wyrok1.

Nietrudno było zauważyć, że stan zdrowia Kiszczaka już od lat był uzależniony od wyników kolejnych procesów sądowych. Gdy generał został skazany, zdrowie gwałtownie się pogarszało, kiedy uniewinniony, następowała tak widoczna poprawa, że nawet zapraszał przedstawicieli prasy na kieliszek czegoś mocniejszego. Generałowi, w dodatku trzygwiazdkowemu (nawet peerelowskiemu), nie przystoi takie zachowanie.

Pracując nad biografią gen. armii Wojciecha Jaruzelskiego (Generał ze skazą, wyd. 1, Warszawa 2001 i Jaruzelski. Generał ze skazą, wyd. 2, Poznań 2012), wielokrotnie zastanawiałem się, jak to się stało, że gen. Czesław Kiszczak, postać silna i wyrazista, tak spolegliwie podporządkował się zniewieściałemu gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu, bez szemrania wypełniając jego polecenia, w tym te najpodlejsze, a nawet uwłaczające godności. A takich nie brakowało, zwłaszcza w dekadzie lat 80. ubiegłego wieku. W kolejnych rozdziałach szerzej o nich opowiem. Najbardziej lapidarnie tę współzależność ujął były wiceszef MSW gen. Juliusz Hibner w rozmowie z autorem, stwierdzając: „To był najgroźniejszy egzekutor generała Jaruzelskiego”. W światku przestępczym o takich mówi się: cyngiel, pistolet, a nawet żołnierz, bo chodzi o specjalistów od mokrej roboty. Dopóki Jaruzelski sobie tego nie życzył, Kiszczak nie aspirował też do rangi polityka. Nie miał zresztą do tego kwalifikacji — dwa falstarty w jednym roku do stanowiska premiera i prezydenta tylko to potwierdzają. Był wręcz modelowym „siłownikiem” — siłą przed prawem torował sobie drogę w karierze na szczyty komunistycznego establishmentu. Dlatego podejrzewam, że gdyby obaj znaleźli się na bezludnej wyspie, gdzie przetrwanie zależałoby jedynie od wrodzonych umiejętności i od kaprysów natury, to Czesław byłby Robinsonem Crusoe, a Wojciech jedynie Piętaszkiem. W realiach ­PRL-u, gdzie w grę wchodziły decyzje Kremla, Kiszczak ustępował pokornie pola Jaruzelskiemu. Choć zwłaszcza w latach 80. były takie momenty, że gdyby tylko chciał, mógłby go wysadzić z siodła. I to z dziecinną łatwością. A jednak tego nie zrobił.

Kiszczakowi brakowało przede wszystkim wschodniego kombatanctwa. Gdyby nadciągnął do Polski w szeregach — powiedzmy — absolwentów Aleksandryjskiej Szkoły NKWD w 1944 r., miałby szansę w przyszłości na podjęcie równorzędnej walki o władzę z Wojciechem Jaruzelskim, TW „Wolskim” — informatorem sowieckiej Informacji Wojskowej. Wspomniany TW legitymował się takim „kombatanctwem”: były oficer stalinowskich formacji zbrojnych utworzonych w Związku Sowieckim pod dowództwem gen.-lejtnanta Zygmunta Berlinga. I to procentowało przez cały okres służby w strukturach partyjno-mundurowych ­PRL-u. Kiszczak miał tego świadomość.

Młody Czesław, tuż po zawierusze wojennej, wrócił do Polski z Zachodu — najgorszego wówczas kierunku do zrobienia kariery w komunistycznej Polsce, z mocno naciąganym życiorysem komunistycznym, naiwnym i wydumanym. Stąd już na starcie nie miał większych szans na rywalizację z przyszłym pupilem Moskwy. Niemniej trafili na siebie, co dla Polski okazało się brzemienne w skutkach.

Podczas gromadzenia materiału do biografii Jaruzelskiego, już po kwerendach archiwalnych, od razu spostrzegłem, że mam do czynienia z prymusem, który zawsze chce być najlepszy, a jednocześnie z osobą urokliwie niebezpieczną. Kadra zawodowa podśmiewała się z niego po kątach, co nie przeszkodziło mu w zniewoleniu własnego narodu. Natomiast podczas zbierania materiałów do biografii Kiszczaka pierwsze wrażenie było inne. Miałem przed sobą osobnika na wskroś męskiego, zdecydowanego, twardego, korzystającego z uciech życia, doceniającego smak dobrego alkoholu, niełatwego w codziennym współżyciu, zwłaszcza w rodzinie. Kiedy jednak zakończyłem zmagania archiwalne, zdałem sobie sprawę, że Kiszczak to osobnik o kilku przynajmniej twarzach, przywdziewający kompletnie różne maski, zależnie od okoliczności. Człowiek wręcz nieobliczalny przy podejmowaniu decyzji, co można było prześledzić, gdy zacierał ślady mordu dokonanego na Grzegorzu Przemyku przez podleg­łych mu siepaczy.

Niewątpliwie służba w organach sowieckiej Informacji Wojskowej pokiereszowała mu osobowość i psychikę. Był zbyt młody, kiedy tam trafił. Wśród wielu sadystów z NKWD i „Smiersza” nie miał szans na postrzeganie świata inaczej niż oni. Według prof. Andrzeja Paczkowskiego ppłk Józef Światło (vel Izaak Fleischfarb) — modelowy wręcz ubek i komunistyczny sadysta — miał trzy twarze, maski, które zmieniał. Czesław Kiszczak miał ich znacznie więcej. To naprawdę niebezpieczny i bezwzględny osobnik, przewrotny, oschły, zepsuty do szpiku kości. Niektórych przeraża po dziś dzień. Jednemu z moich licznych generalskich rozmówców jeszcze w latach 90. na dźwięk jego nazwiska drżały ręce. Wciąż mam go przed oczami i nigdy nie zapomnę tamtej rozmowy. Piliśmy kawę u niego w domu, zagryzając pysznym makowcem, gdy nagle padło nazwisko „Kiszczak” i starszemu panu zaczęły gwałtownie drżeć ręce i cały bezwiednie obsypał się okruchami. Patrzyłem z niedowierzaniem, ale przecież nie był wyjątkiem. Poznałem bardzo wielu ludzi, którzy nigdy nie pozbyli się traumy i strachu przed Kiszczakiem, więc to rozumiem. Mógłbym opisać dziesiątki życiorysów złamanych decyzjami byłego szefa MSW, ale większość moich rozmówców nie życzyła sobie, bym powoływał się na nich w książce. Musiałem obiecać, że ta biografia w żaden sposób nie naprowadzi Kiszczaka i jego świty na ich trop. Choć to rozumiem, żałuję ogromnie, gdyż biografia poparta ich wypowiedziami zyskałaby na wymowie. Szkopuł w tym, że większość moich rozmówców nadal mieszka w enklawach resortowych, czyli osiedlach wojskowo-esbecko-milicyjnych, gdzie kalających własne (czytaj: resortowe) gniazdo traktuje się niczym trędowatych. Agresywny ostracyzm to coś, co dotyka wszystkich wyłamujących się ze zmowy milczenia. Ale w końcu przecież przyjdzie czas, że świadkowie wydarzeń zaczną się dzielić wiedzą z przeszłości. To jest nieuniknione i głęboko w to wierzę. Problem w tym, że jak dotąd o Kiszczaku nie chcą mówić nigdzie. Nawet w jego rodzinnych Roczynach, w Beskidach, mieszkańcy też nie chcą, by kojarzono ich miejscowość z osobą Kiszczaka. Biograf w wypadku budzącego tak niedobre uczucia bohatera stoi przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Aż chciałoby się zakrzyknąć: „Znikąd pomocy!”.

Wojciech i Czesław, gdy tylko się wzajemnie odnaleźli, szybko przypadli sobie do gustu. Obaj należeli do gatunku trafnie ochrzczonego jako „homo sovieticus”. Wyszkoleni i zaakceptowani przez Sowietów, otrzymali glejt do sprawowania władzy nad innymi w imieniu Kremla. Żaden z nich z pewnością nie byłby komunistą, gdyby po wojnie odrodziła się Polska przedwrześniowa. Daleko im było do zawodowych rewolucjonistów i etatowych bolszewików gotowych iść za swe przekonania do więzienia, funkcjonować poza nawiasem społeczeństwa. Wiem to, bo dobrze tę parę poznałem. Rzucili się w objęcia sowieckich okupantów, bo to ustawiało ich w życiu już za młodu, dawało komfort władzy, stabilizację i widoki na przyszłość. Przejawiali wręcz zwierzęcy instynkt w maniakalnym i bezwzględnym parciu do celu. Od początku — jak mawiał Bonaparte — trzymali z silniejszymi batalionami. Nie znam przypadku, by któryś z nich ujął się za słabszym, gdyby to miało zaważyć na jego karierze i dalszym losie.

Kiszczak nie był odosobnionym przypadkiem. Pragnę pokazać w tej biografii, jak zmierzał na bolszewicki szczyt, jak taranował przeciwników, często anonimowych „wrogów ludu”, jak eliminował tych wszystkich, którzy stanęli mu na drodze i nie podzielali jego przekonań. Czy miewał przebłyski szaleństwa, zwątpienia, w tej drodze na skróty w demontowaniu Polski przedwojennej i instalowaniu jednego z najbardziej zbrodniczych systemów na świecie? Po odpowiedź odsyłam do niniejszej biografii. I choć zszedł ze sceny dziejowej wraz z PRL-em, przeszedł do historii. Wart jest biografii. Sęk w tym, by w pamięci potomnych nie ostał się na warunkach określonych przez siebie. A próbował tego dokonać, w czym dzielnie wspierała go małżonka Maria Teresa Korzonkiewicz-Kiszczak, autorka biograficznych, rodzinnych opowieści. Podobnie czynił Wojciech Jaruzelski, któremu oprócz biografii poświęciłem dokument telewizyjny Towarzysz generał.

Kiedy zbliżał się okres rozliczeń epoki peerelowskiej, Czesław rzutem na taśmę uprzedził Wojciecha i w 1991 r. opublikował wspomnienia pt. Generał Kiszczak mówi… prawie wszystko…, które są niczym innym, jak próbą tłumaczenia się z przestępczej przeszłości, spisaną przez dwóch krakowskich dziennikarzy, Witolda Beresia i Jerzego Skoczylasa. W archiwum IPN można znaleźć maszynopisy tego wywiadu, który powstawał z czynnym udziałem rzeszy pomocników. Część odpowiedzi Kiszczaka zamieszczonych w tej książce wydaje się być nawet nie jego autorstwa. Nie są skrojone na miarę jego intelektu, wyraźnie go przerastają. Były szef MSW — potem chwilowy premier i kandydat na prezydenta — pozostaje bowiem absolwentem szkoły podstawowej. Nie ma prawa przypisywać sobie wykształcenia średniego, choć próbował to robić. Nie jest też porywającym mówcą. W archiwum IPN natrafiłem również na konspekt książki pod tytułem: To, co można powiedzieć. Kiedy porównywałem wypowiedzi Kiszczaka z książki Generał Kiszczak mówi… ze wspomnianym konspektem, świetnie się bawiłem. Trudno się domyślić, co tu było prawdą albo która „prawda” miała wcześniej ujrzeć światło dzienne.

Niecały rok później, kiedy tow. Wojciech Jaruzelski przestał być prezydentem, podążył śladem Czesława i w tym samym wydawnictwie —Polska Oficyna Wydawnicza BGW — wydał książkę pt. Stan wojenny. Dlaczego… Pozycję zafałszowaną do granic przyzwoitości, która przebiła książkę Kiszczaka. W ten sposób obaj próbowali zakrzyczeć i zagłuszyć minioną przeszłość i — o dziwo — to im się udało. Czynili to głównie ze strachu, że wkrótce przyjdzie im odpowiedzieć za swoje czyny. Postanowili więc odwlekać ten moment w nieskończoność, zaciemnić obraz bestialstw ze swoim udziałem i przeczekać. I to również im wyszło, chociaż nie do końca. W 1992 r. głos zabrał gen. dyw. Władysław Pożoga, pierwszy zastępca gen. Kiszczaka w MSW, który udzielił wywiadu Henrykowi Piecuchowi. Zaowocowało to książką pt. Wojciech Jaruzelski tego nigdy nie powie. W tym samym roku brednie Kiszczaka obalił też prof. Jan Widacki, późniejszy wiceminister spraw wewnętrznych, który z kolei udzielił wywiadu Wojciechowi Wróblewskiemu. Powstała książka Czego nie powiedział generał Kiszczak. Pierwszy czekista ­PRL-u nie próbował się nawet odnieść do sądów Widackiego, które pogrążały go na wieki. Ale na tym nie koniec. W 1993 r. Henryk Piecuch przeprowadził kolejny wywiad, tym razem z szefem ochrony dyktatora, płk. Arturem Gotówką. Tytuł książki brzmiał Byłem gorylem Jaruzelskiego. Z rozmowy traktującej głównie o służbach specjalnych, kulisach wprowadzenia stanu wojennego itp. można było wywnioskować, że w drodze na szczyty władzy w ­PRL-u nic nie było równie ważne jak stopień służalczości wobec Związku Radzieckiego. Dotyczyło to Jaruzelskiego, Kiszczaka i Pożogi. Pragnę również zwrócić uwagę na wywiad Witolda Beresia oraz Krzysztofa Burnetki, jaki przeprowadzili z Krzysztofem Kozłowskim. Tytuł tej książki to Gliniarz z „Tygodnika”. Rozmowy z byłym ministrem spraw wewnętrznych Krzysztofem Kozłowskim. Rozmówca był pierwszym niekomunistycznym szefem MSW. Z bliska oglądał ostateczny upadek Kiszczaka w podległym mu resorcie: porzuconego, samotnego i rozgoryczonego.

Z pewnością tych prac i wywiadów wspomnieniowych o Kiszczaku i Jaruzelskim ukazałoby się dużo więcej, gdyby nie fakt, iż ten drugi, póki żył, nadal twardą ręką trzymał generalską świtę, sam decydując o tym, komu przysługuje prawo zabrania głosu na konkretny temat. Pamiętam pewne zdarzenie. Miało miejsce w domu gen. Tadeusza Tuczapskiego, którego przez rok nagrywałem do przygotowywanej książki pt. Kulisy resortu obrony narodowej. Maszynopis był już na ukończeniu, gdy nagle zadzwonił telefon. Szybko się zorientowałem, że dzwonił Jaruzelski gdyż gospodarz ciągle powtarzał do słuchawki: „Tak, Wojciechu, zrozumiałem”, „Dobrze, Wojciechu, rozważę to”, „Tak jest, oczywiście, Wojciechu” i tak dalej… Co było niesamowite — przez całą rozmowę stał w pozycji zasadniczej, po żołniersku wyprostowany, prawa ręka spoczywała na szwach spodni, podczas gdy lewą trzymał przy uchu słuchawkę. Żałosny to był widok. Okazało się, że Jaruzelski dowiedział się, iż nasza rozmowa zostanie wydana w formie książki. I to był początek jej końca. Po tym telefonie mój rozmówca rzucił się do ponownej autoryzacji tekstu, który w miarę moich kolejnych wizyt coraz bardziej tracił na wartości, w końcu był tak miałki, że nie zgodziłem się na publikację. Generał Tuczapski miał do mnie o to ogromne pretensje, interweniował nawet w moim macierzystym Wojskowym Instytucie Historycznym, próbując poprzez moich przełożonych wywrzeć na mnie presję. Bez skutku. Obecnie maszynopis zalega w piwnicy i pewnie nie trafi już do druku.

To nie był zresztą odosobniony przypadek. Pamiętam, że byłem już bliski nakłonienia gen. Floriana Siwickiego na przeprowadzenie wywiadu rzeki, gdy nagle mój rozmówca stwierdził, że nie umie opowiadać. Wywołało to mój gromki śmiech. Ale po chwili podał prawdziwy powód odmowy, dodając: „To by się nie spodobało gen. Jaruzelskiemu”. Tak właśnie zacierał ślady przeszłości ten, który w oczach wielu uchodzi za wzór oficerskich cnót i uosobienie honoru.

Śladem Wojciecha i Czesława w zacieraniu przeszłości i zastraszaniu z czasem poszli inni, udoskonalając metody, fundując autorom książek liczne procesy sądowe. To dlatego dziś ze świecą szukać chętnych do napisania biografii pozostałych decydentów z czasów ­PRL-u. Ale warto ten szlak przecierać, do czego gorąco zachęcam

Do końca Czesław Kiszczak odżegnywał się od swych korzeni bezpieczniackich, próbując uchodzić jedynie za specjalistę od kontrwywiadu i wywiadu. By dowiedzieć się, że król był nagi, wystarczy jednak sięgnąć po książkę Sławomira Cenckiewicza pt. Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943–1991 (wprowadzenie do syntezy), wydaną w 2009 r. I okazuje się, iż wywiad wojskowy pod kierownictwem Kiszczaka w roli szefa Zarządu II Sztabu Generalnego był jedynie kosztowną zabawą w szpiegomanię, za pieniądze z budżetu państwa. Cenckiewicz trafnie podsumował osiągnięcia tej służby, tytułując jeden z podrozdziałów „Nieudacznicy Kiszczaka”. Jak mawiał klasyk wywiadu: „Jaki szef, tacy szpiedzy”.

Od blisko 30 lat przeprowadzam kwerendy w archiwach, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim spustoszeniem akt, jakie zastałem przy dokumentowaniu służby Czesława Kiszczaka w szeregach sowieckiej Informacji Wojskowej. Z pewnością pracowały nad tym kolejne pokolenia ubecko-esbeckie podległe generałowi, próbując zacierać związki szefa z tą enkawudowską służbą. Tyle że dość nieudolnie. Stąd to tsunami archiwalne okazało się wycinkowe. (Gdyby to robili podwładni niemieckiego generała, śladu by nie było po jego zbrodniach). A tak zdołałem zrekonstruować przebieg służby generała w sowieckiej bezpiece wojskowej. Co jest o tyle ważne, że wiele tamtejszych rozwiązań operacyjno-bezpieczniackich odnajdywałem później w działaniach służbowych Kiszczaka w szeregach WSW, Zarządu II Sztabu Generalnego i MSW. Te związki musiały być bardzo silne, gdyż Kiszczak po wielekroć uporczywie powracał do korzeni. To było widoczne zwłaszcza przy współorganizowaniu Okrągłego Stołu, a komiczne, gdy próbował naśladować wchłonięcie Informacji Wojskowej w szeregi Wewnętrznej Służby Wojskowej w 1957 r. i powtórzyć taki sam manewr z transformacją Służby Bezpieczeństwa u schyłku ­PRL-u.

Jestem też prawdopodobnie jedynym, który tak dokładnie przestudiował wszystkie autobiograficzne pozycje żony generała, że poczynił do nich uwagi, prowadził notatki, porównał z materiałem archiwalnym, z innymi pozycjami książkowymi z literatury przedmiotu — i na koniec… załamał się. Nie przypuszczałem początkowo, że w tym wszystkim generałowej chodziło głównie o zakrzyczenie przeszłości zawodowej męża. Bo do tego tak naprawdę te pozycje książkowe się sprowadzają. Czy się dziwię? Absolutnie nie, takie prawo żony: bronić męża. Te książki to: Saga rodu. Powieści autobiograficzne tom I: Żona generała Kiszczaka mówi, tom II: Niebezpieczna gra, tom III: Magia mojego życia, i ostatnio wydany Twórca zmian (Warszawa 2013). Ilekroć autorka odwołuje się w nich do opisu życia u boku męża, wszystko wydaje się w porządku. Te fragmenty były bardzo pomocne przy pisaniu niniejszej biografii, poznałem atmosferę rodzinnych i towarzyskich spotkań, wizyt, rewizyt, których żadną miarą nie wydobędzie się z dokumentów archiwalnych. Gorzej, kiedy autorka podejmuje się bezkrytycznej interpretacji działań służbowych męża, które absolutnie nie wyglądały tak jak w jej opisach. Taka postawa w konfrontacji z materiałem archiwalnym ociera się o śmieszność. A już całkiem fatalnie wypada, gdy generał, który początkowo był przeciwny pisarstwu małżonki, próbuje z czasem dorzucać do nich jedynie słuszne spostrzeżenia na temat swych dokonań służbowych. Prawdziwa rodzinna tuba propagandowa2.

Na koniec pragnę podziękować tym wszystkim, którzy pomogli mi przy pisaniu tej biografii. Mam na myśli pracowników Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej z Warszawy. Wyrazy szczególnego podziękowania kieruję również do dr. hab. Sławomira Cenckiewicza, który obdarował mnie setkami dokumentów archiwalnych związanych z osobą bohatera niniejszej biografii i zachęcił do jej napisania.

Kilka słów zatem o dodatkowej literaturze przedmiotu, która uwzględnia poczynania bohatera mojej książki w powojennych dziejach ­PRL-u. Można byłoby podzielić ją z grubsza na dwa bloki tematyczne: pierwszy, obejmujący lata 1945-1988, i drugi, sprowadzający się jedynie do roku 1989. W tym pierwszym Kiszczak jest prezentowany fragmentarycznie, głównie przyczynkarsko, a przy tym często negatywnie. Lista pozycji książkowych jest tu niezwykle długa, wymienię więc pięć, moim zdaniem, najważniejszych. Są to: Ryszard Terlecki, Polska w niewoli 1945–1989. Historia sowieckiej niewoli, Kraków 2015; Armia Czerwona/Radziecka w Polsce w latach 1944–1993, red. Krzysztof Filip i Mirosław Golon, Borne Sulinowo–Bydgoszcz–Gdańsk 2014; Patryk Pleskot, Tarcza partii i narodu. Kontrwywiad Polski Ludowej w latach 1945–1956. Zarys struktury i wybór źródeł, Warszawa 2010; Aparat Bezpieczeństwa wobec żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza i funkcjonariuszy Straży Granicznej, red. Paweł Skubisz, Warszawa 2013; Janusz Tomaszewski, Sowietyzacja Wojska Polskiego w latach 1943–1956, Wrocław 2012.

Wyodrębniłem też wspomniany drugi blok w tej doraźnie skonstruowanej periodyzacji dziejów ­PRL-u, oczywiście z udziałem Kiszczaka. To ostatni rok władzy komunistów, rok 1989. Jest go tu momentami aż nadto. Oto kilka pozycji traktujących o tych wydarzeniach w tle z bohaterem niniejszej biografii: Peter Raina, Droga do „Okrągłego Stołu”. Zakulisowe rozmowy przygotowawcze, Warszawa 1999; Paulina Codogni, Okrągły stół, czyli Polski Rubikon, Warszawa 2008; Krzysztof Dubiński, Magdalenka. Transakcja epoki: notatki z poufnych spotkań Kiszczak–Wałęsa, Warszawa 1990; Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretariatu KC. Ostatni rok władzy 1988–1989, oprac. Stanisław Perzkowski, Londyn 1994; Okrągły Stół. Dokumenty i materiały, red. Włodzimierz Borodziej, Andrzej Garlicki, t. 1-5, Warszawa 2004.

I ostatnia już uwaga. Tytuł tej książki to akronim od skrótu Czeka, (Czieriezwyczajka) pochodzącego od Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, zajmującej się m.in. ściganiem i likwidacją tzw. kontrrewolucjonistów i sabotażystów, których Kiszczak zwykł nazywać „przeciwnikami”, mając na myśli współobywateli, którzy nie podzielali jego poglądów politycznych i nie chcieli komunizmu w Polsce. W Związku Sowieckim funkcjonariuszy tych służb nazywano czekistami, co częściowo przyjęło się także w Polsce. Czekiści wychowali liczne zastępy funkcjonariuszy NKWD, „Smiersza” oraz GRU i KGB, a oni z kolei byli pierwszymi nauczycielami Kiszczaka. Funkcjonowanie tych zbrodniczych tworów niemal żywcem przeniesiono do Polski, kiedy to miejsce pokonanych Niemców zajęli Sowieci i przystąpili do „oswobadzania Polaków spod kapitalistycznego jarzma”. Pierwsze człony od imienia i nazwiska Czesława Kiszczaka nawiązują do wspomnianej służby: czekista, czekiści — w końcu wyszło „Czekiszczak”. I stąd pomysł na tytuł książki. Podejrzewam, że bohaterowi biografii raczej nie przypadłby do gustu. Ale to już wyłącznie jego problem.

Warszawa, 15 października 2015

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------

1 Generał Zbigniew Pudysz (były dyrektor Biura Śledczego MSW) przedłożył zaświadczenie lekarskie, z którego wynikało, że jest niemal rośliną mającą problemy z podstawowymi funkcjami życiowymi. Co nie przeszkadzało mu jednocześnie brylować w programach TVN. To on był głównym mataczącym i zacierającym ślady w sprawie śmierci krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa. Z kolei komunistyczny prokurator wojskowy Marian Ryba, który bezprawnie pozbawił wolności 17 osób i prześladował żołnierzy podziemia antykomunistycznego po wojnie, gdy doszło do procesu, od razu zapadł na zdrowiu, a wcześniej aktywnie udzielał się w „Klubie Czerwonych Generałów LWP”. Major UB Łukasz Kuźmicz, jeden z najokrutniejszych ubeków na Rzeszow­szczyźnie, torturował żołnierzy podziemia niepodległościowego, bił taboretem, raził prądem, polewał wrzątkiem. Na sumieniu ma ponad 200 zbrodni komunistycznych. Nie dopuścił do procesu, przedkładając opinię kardiologa, iż jego udział w posiedzenia sądu jest wykluczony. Generał Marek Ochocki, były komendant KW MO w Legnicy, to pacyfikator protestów robotniczych w Lubinie, gdzie były ofiary śmiertelne. Według biegłego psychologa i kardiologa jego udział w procesie jest również wykluczony. Generał Edward Kłosowski, były zastępca Komendanta Głównego MO w Warszawie, który wydał decyzję o zatrzymaniu i internowaniu działaczy „Solidarności”, też nie stanie przed sądem z powodu złego stanu zdrowia, podobnie jak dziesiątki i setki innych zbrodniarzy komunistycznych. W. Wybranowski, Zbrodnie bez kary, „Do Rzeczy” 13-19.04.2015, s. 30-31.

2 Na marginesie autobiografii żony generała pragnę jedynie dodać, iż wydawane są one przez autorkę osobiście. Bez jakichkolwiek recenzji wydawniczych. Dystrybucja również odbywa się na koszt własny. M.T. Korzonkiewicz-Kiszczak, Twórca zmian. Wywiad z gen. broni w st. spocz. Czesławem Kiszczakiem, Warszawa 2013, s. 5.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: