Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czekoladowe rendez-vous - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Czekoladowe rendez-vous - ebook

Czasami miłość przychodzi nieoczekiwanie, w momencie gdy się jej najmniej spodziewamy. Majka i Robert są tego doskonałym przykładem. Ich przypadkowe spotkanie udowodniło, że historia lubi się powtarzać…
A wszystko wzięło swój początek od przelotnego kontaktu wzrokowego na Targach Czekolady…

„Czekoladowe rendez-vous” to opowieść dla tych, którzy zwątpili, że w życiu istnieją happy endy, bale i zgubione pantofelki.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-423-1
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Dziękuję mężowi za to, że cały czas był obok mnie, oraz za to, że wytrzymywał ze mną, gdy „sen z jawą mylił się mi” lub, jak kto woli, mieszała mi się rzeczywistość z historią z książki. Dziękuję za nieodganianie mnie od komputera, gdy swędziały mnie palce, czyli gdy nachodziła mnie wena.

Dziękuję wszystkim znajomym, którzy dopingowali mnie do pisania. Dzięki niektórym narodziło się kilka postaci, a część z nich powstała na wyraźną prośbę moich rozmówców.

Indywidualne podziękowania skieruję do osoby, która zainspirowała mnie do wprowadzenia do książki postaci Lenny’ego. To dzięki Tobie powstało tak wiele opowiadań. Gdyby nie jedno tajemnicze zdanie, Lenny prawdopodobnie nigdy by się nie urodził.

Nie mogę nie wspomnieć jeszcze jednej osoby, dzięki której w ogóle wyciągnęłam swoje notatki z szuflady. Bez Ciebie ta książka w ogóle by nie powstała. Szkoda, że nie przeczytasz tych słów osobiście…

Dziękuję mojej pani Pazurkowej za rozmowy o wszystkim i o niczym oraz za troskę o moje dłonie i paznokcie, mocno nadwyrężane przy stukaniu w klawiaturę.

Wybrałam się na targi czekolady, by zapomnieć o kolejnym nieudanym związku, a przy okazji poszukać nowych inspiracji do opowiadań.

Przy jednym ze stoisk stał błękitnooki mężczyzna i wyczyniał cuda z tym prozaicznym, jak by się laikowi zdawało, tworzywem, jakim jest czekolada. Potrafił z niej wyczarować dosłownie wszystko. Od zwykłego serca przez bolid F1 po dowolną budowlę na świecie.

Wmurowało mnie w ziemię przy tym stoisku… To znaczy prawie mnie wmurowało, gdyż, zapewne przez przypadek, zostałam popchnięta przez jakiegoś zagadanego faceta. Niestety nie zdążyłam zapamiętać nic charakterystycznego ze stoiska, przy którym to się stało, poza tymi hipnotyzującymi błękitnymi oczami.

Obeszłam później kilka razy całą salę, ale już go nie znalazłam.

I nawet nie jestem pewna, czy tych oczu sobie nie wyobraziłam…Rozdział 1 Pierwsze spotkanie

Minął jakiś czas od tamtych targów. Tamtego dnia wstąpiłam do pierwszej z brzegu kafejki w nader prozaicznym celu skorzystania z toalety i za barem znowu zobaczyłam te błękitne oczy… Zamarłam z wrażenia w bezruchu i prawie zapomniałam, po co tam weszłam, ale natura szybko upomniała się o swoje prawa. Gdy tylko byłam w stanie się odezwać, poprosiłam o kawę i ciastko, a czekając na realizację zamówienia, udałam się do toalety.

Ku mojemu zdziwieniu tacę z zamówieniem przyniósł mój błękitnooki nieznajomy. Grzecznie zapytał, czy może się przysiąść. Przytaknęłam.

– Czy my się już gdzieś, kiedyś spotkaliśmy? – zaczął rozmowę.

– Owszem – odrzekłam. – Jakiś czas temu na targach czekolady. O ile nie ma pan sobowtóra…

– Nie jestem pan, tylko Robert – powiedział.

– Miło mi, Majka.

– Mnie również jest miło. Możesz mi powiedzieć, dlaczego wtedy na targach nie podeszłaś do stoiska?

– Chciałam, ale zanim się zdecydowałam, ktoś mnie popchnął, wywróciłam się i poszłam do łazienki trochę się ogarnąć, a później nie mogłam już go znaleźć. Jedyne, co zapamiętałam, to twoje oczy. Gdzie się schowałeś?

– Poszedłem na halę cię szukać.

– Szkoda, że los nam spłatał figla i nie dopuścił już wtedy do naszego spotkania.

– Wielka szkoda! Długo szukałaś właściwej alejki?

– Zrezygnowałam po godzinnym spacerze. Nogi mnie rozbolały – dodałam.

– Żałuję, że tak szybko uciekłaś. Ja po dwóch rundkach między stoiskami wróciłem do siebie i szykowałem dla ciebie niespodziankę.

– W takim razie też żałuję, że poddałam się tak szybko. Ale, skoro i tak się spotkaliśmy, mam nadzieję, że z tą niespodzianką to nic straconego.

– Jeżeli się ze mną umówisz, oczywiście nie. A co do stoiska masz rację. Pod tym względem organizatorzy się nie spisali.

– Hmm… Masz oryginalny sposób na podryw. Ale dobrze. Umówię się z tobą. Gdzie i kiedy?

– A może być teraz i tutaj?

– Szybki jesteś! Jestem za… Akurat nigdzie się nie spieszę.

– To poczekaj chwilkę, zaraz wracam – powiedział i zostawił mnie samą przy stoliku. Po kilku minutach pojawił się z figurką z czekolady w ręce. Słonik trzymał w trąbie różę.

– Dziękuję, Robercie. Czy mam rozumieć, że tę różę dostałabym również na targach?

– Proszę bardzo. Niestety na targach jej nie miałem, ale tutaj od tamtego czasu zawsze trzymałem pod ręką jakiś kwiat. Miałem nadzieję, jak widać słusznie, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

– Cóż… Zadziałał czysty przypadek, ale mniejsza z tym. Słonik jest cudowny, aż żal go zjeść.

– Cieszę się, że ci się podoba. Czy podać coś jeszcze? Kawę, ciasto czy cokolwiek? Oczywiście na koszt firmy.

– Chętnie. Ale co powie twój szef?

– Jakoś się z nim dogadam. Ja jestem szefem.

– W takim razie poproszę cappuccino i jabłecznik z lodami.

– Już się robi!

– Ale czy ja nie przeszkadzam ci teraz w pracy?

– Nie. Sama widzisz, że chwilowo nie ma dużego ruchu.

– Jakby co, nie zawracaj sobie mną głowy.

– Skoro nalegasz, zgoda. Nie zignoruję klientów pod warunkiem, że nie znikniesz, gdy ja będę ich obsługiwał.

– Umowa stoi. – Nie zdążyłam wypowiedzieć tych słów do końca, a do kawiarni weszła jakaś para. – Oho! O wilku mowa. Idź do klientów, a ja się zajmę ciastem.

– Dobrze. Tylko pamiętaj, co obiecałaś…

– Pamiętam, pamiętam!

W końcu udało mi się zagonić Roberta do pracy, ale nie przewidziałam wprawy zawodowca i dość szybko wróciliśmy do naszej rozmowy.

– Słuchaj, Majko, niedługo zamykam, może poszłabyś ze mną na spacer lub gdziekolwiek… – wypalił z grubej rury.

– Cóż, kawa i ciacho raczej odpadają, ale spacer brzmi nieźle. Tylko wybierz kierunek.

– Tu niedaleko jest ładne miejsce. Lubię tam czasami pójść, posiedzieć i pomyśleć o różnych sprawach. Z chęcią cię tam zabiorę.

– Świetnie. Za ile zamykasz?

– Jakieś pół godziny. Chyba że nie będzie klientów, to nawet wcześniej.

– OK. Pozwolisz, że zajmę się przez chwilę sobą… Toaleta wolna?

– Zdaje się, że nie… Ale zapraszam na zaplecze.

– Dziękuję, z chęcią skorzystam.

Tak mniej więcej przebiegło nasze pierwsze spotkanie. Poszliśmy na spacer i przegadaliśmy pół nocy, ale to, o czym rozmawialiśmy, pozostanie naszą słodką tajemnicą…Rozdział 2 Wyprawa na snookera

Od czasu tamtego przypadkowego spotkania widywaliśmy się dość często. Przeważnie to ja wpadałam do Roberta do pracy na kawę, gdzie dorobiłam się własnego miejsca przy stoliku z widokiem na bar i, co ważniejsze, na barmana. A jak tylko czas nam pozwalał, gdzieś wychodziliśmy.

Tak było i w tym przypadku. Jak zwykle w piątek po południu przyszłam do Roberta nastawiona na tradycyjny już mały spacer. Zostałam jednak zaskoczona pytaniem, czy lubię snookera.

– Oczywiście! – odpowiedziałam. – Od paru lat oglądam wszystkie transmisje w telewizji i od dawna marzę, by jakiś turniej lub chociaż pojedynczy mecz obejrzeć na żywo. Niestety do tej pory nie miałam okazji.

– To teraz, Majeczko, twoje marzenia mogą się spełnić. Nie myśl, że to próba przekupstwa ani coś w tym stylu, ale ja z kolei marzę, byś została moją dziewczyną. Wiem, że to trochę za szybko, ale myślę o tym od targów.

– Rozumiem. Nie potraktuję tego jak łapówkę, skoro sobie tego życzysz, ale samym pytaniem nieco mnie zaskoczyłeś.

– Dlaczego?

– Skłamałabym, mówiąc, że i ja o tym nie myślałam, ale nie spodziewałam się, że rzeczywistość będzie piękniejsza od marzeń.

– A odpowiesz mi na pytanie?

– Odpowiem, tylko przynieś mi herbatę.

– Proszę bardzo. Czy podać coś jeszcze? – odpowiedział z chochlikiem w oczach.

– Nie, dziękuję, wystarczy herbata. Szybciej pójdziesz, szybciej uzyskasz odpowiedź.

Chyba nikt na świecie nie został obsłużony w takim tempie jak ja wtedy. Lecz mimo tego, że nic poza herbatą nie zamawiałam, na tacy obok filiżanki leżała mała, srebrna obrączka. Domyślałam się, jakie jest jej znaczenie.

– A to? Co to jest? – zapytałam.

– Przyniosłem na wszelki wypadek. Źle zrobiłem?

– Hmm… Nie. Tylko nie wiem, czy będzie pasować.

– Nie miej mi tego za złe, ale kiedyś, gdy robiłaś przy mnie ciasto i zdjęłaś pierścionki, pozwoliłem sobie jeden na chwilę zabrać i wyskoczyłem do jubilera.

– Skoro nie muszę się bać ani o to, że zgubię, ani o to, że jak go włożę, to nie będę mogła zdjąć, to… zgadzam się.

– Nawet nie wiesz, Majeczko, jak bardzo się cieszę. Podaj mi, proszę, swą dłoń.

– Którą? – zapytałam przekornie.

– Którą chcesz.

– A który pierścionek wziąłeś na wzór?

– O ten. – Robert wskazał na pierścionek, który nosiłam na środkowym palcu prawej ręki.

– Dokonajmy więc zamiany. Tylko co ja zrobię ze starym?

– A nie mogą być dwa obok siebie?

– Nie bardzo… Przełożę go na drugą rękę.

Szybko poszła mi ta przeprowadzka biżuterii i po chwili srebrna obrączka wylądowała na moim palcu.

– Co dalej? Dla siebie też masz taką obrączkę? – przewrotnie zapytałam Roberta.

– Oczywiście! – Podał mi drugą do pary. – Proszę, możesz mi ją założyć.

– To jaki jest następny punkt dnia?

– Mam kilka pomysłów. Co powiesz na małą lampkę wina?

– Jestem za. A później co?

– A później pójdziemy w końcu na snookera.

Wypiliśmy mały toast i spacerkiem, gdyż turniej dobywał się w hali kilka przecznic dalej, poszliśmy na mecz. Jednak nie był to normalny, czyli rankingowy, turniej, tylko była to seria krótkich meczów pokazowych. Dochód z biletów był przeznaczony na cele charytatywne, konkretnie na sprzęt do wczesnego wykrycia raka. Było cudownie! Światowa czołówka dała popis swych umiejętności, a podczas jednej z przerw ogłoszono konkurs dla publiczności. Polegał on na tym, że widz siedzący na wylosowanym przez organizatorów miejscu na trybunach miał możliwość rozegrania partii snookera z wybranym przez siebie zawodnikiem. Oczywiście szanse osoby, która nigdy nie trzymała kija w ręce, były minimalne, dlatego by je wyrównać, profesjonalista miał mieć na oczach okulary, jakie zakłada się kierowcom, by pokazać, co widzi się po pijanemu. Zapowiadało się ciekawie.

Nie mogłam uwierzyć, kiedy odczytano mój numer fotela i zaproszono mnie na arenę. Tak mi się nogi zaczęły trząść, że chwilę potrwało, zanim udało mi się wstać. Ale z odpowiedzią na pytanie, z którym zawodnikiem chciałabym rozegrać swój mecz, nie miałam problemu. Odkąd pojawiło się u mnie, nie mam pojęcia skąd, zainteresowanie snookerem, kibicowałam głównie dwóm zawodnikom. Na pierwszym miejscu stawiałam Davida Joke’a. I to jego wybrałam na swojego kata. Nasz mecz miał się rozegrać już po zakończeniu części oficjalnej, dwudziestominutowa przerwa techniczna byłaby zbyt krótka. Do tego czasu z nerwów spociłam się jak mysz. Na szczęście wpuszczono mnie na zaplecze i udostępniono mi łazienkę. Problem był tylko z ubraniem na zmianę, ale tu niezawodny okazał się Robert. Szybko wyskoczył do kawiarni i przyniósł kostium, który wisiał od jakiegoś czasu w jego szafie na zapleczu. Czyżby szykował się do przyjęcia kogoś do pomocy? Zdziwiłam się, że spodnium idealnie na mnie pasował, do tego doskonale zgrał się z obowiązującym dress code’em na turniejach. Postanowiłam wyjaśnić to później.

W czasie mojego meczu nie obyło się bez wielu zabawnych sytuacji, zwłaszcza że David w zniekształcających obraz okularach i pstrokatej bandance na głowie wyglądał komicznie. Swoimi żartami udowadniał, że jego nazwisko doskonale do niego pasuje. Największą niespodzianką wieczoru było jednak to, że udało mi się wygrać mecz. Do dziś nie wiem, na ile miałam szczęście, na ile zadziałał przypadek, a na ile dostałam fory. Na koniec rozgrywki zostałam zapytana, na której piłeczce chciałabym dostać autograf. Wybrałam białą.

– Biała ma zawsze najwięcej do roboty w czasie meczu i musi być najmocniejsza ze wszystkich. Dlatego właśnie chciałabym dostać białą, będzie mi przypominać, że z każdej sytuacji jest wyjście – wyjaśniłam.

Zaskoczyłam wszystkich swoją motywacją, bo spodziewali się, że wybiorę bilę czarną, jako że za nią otrzymuje się najwięcej punktów. W nagrodę dostałam cały komplet kul wraz z dwoma kijami i całym oprzyrządowaniem dodatkowym, a na czerwonej bili autografy wszystkich zawodników turnieju i na moją prośbę również sędziów. Dodatkowy powód do uśmiechu od ucha do ucha podarował mi David, zdejmując z głowy bandankę i dając mi ją w prezencie. Szepnął mi też, że jakbym chciała obejrzeć jeszcze jakiś turniej, to mam się z nim skontaktować.

To był niezapomniany wieczór, który nie skończył się na snookerze.

Odnieśliśmy upominki do mnie, a po chwili zostałam porwana do kina pod gwiazdami. Z racji tego, że wypita kilka godzin wcześniej lampka wina była naprawdę mała, pojechaliśmy samochodem, w którym to na koniec wieczoru usnęłam zmęczona wrażeniami dnia.

Obudziłam się dopiero rano, w ubraniu, okryta kocem. Obok łóżka stała taca ze śniadaniem i bukiecikiem frezji, a na stole leżały pamiątki z wyprawy na snookera. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że wczorajszy wieczór zdarzył się naprawdę.

Na moim palcu miałam małą, srebrną obrączkę…

Aha. Jeszcze jedno. Tamten spodnium był przygotowany dla mnie, na wypadek gdybym miała czas i ochotę pomóc od czasu do czasu Robertowi w kawiarni.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: