Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dalsze losy Amy - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
22 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dalsze losy Amy - ebook

Heartland to znany na całym świecie cykl hippiczny o schronisku dla koni w Wirginii. Amy, nastoletnia bohaterka cyklu, z oddaniem opiekuje się skrzywdzonymi zwierzętami. Na podstawie cyklu powstał serial.

Od czasu zerwania z Tregiem i pójścia na studia Amy stała się niezależna i pewna siebie. Kiedy jednak wraca do domu na przerwę świąteczną, odkrywa, że wiele się zmieniło. Ciężarna klacz będzie potrzebowała pomocy jej i Trega. Czy jednak dawni przyjaciele potrafią jeszcze pracować razem? Amy nawet nie podejrzewała, że powrót do domu na święta okaże się tak skomplikowany...

Wkrótce Amy odbiera pilną prośbę, by pomóc innej klaczy z problemami. To jednak nie jest zwykły koń – należy do Alfreda Escobary, syna właściciela słynnej stadniny i kapitana drużyny polo. Amy z pewnością nie spodziewała się spędzić wakacje w luksusowej posiadłości Escobarów! Będzie musiała użyć wszelkich umiejętności, aby sprostać wygórowanym oczekiwaniom tej wymagającej rodziny...

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5541-2
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ze szczególnymi podziękowaniami dla Gill Harvey

Rozdział 1

Czy ten autobus musi się tak wlec?

Amy Fleming zerknęła przez okno, potem na zegarek i znowu przez okno. Wcale nie jechali wolniej niż pozostałe pojazdy. Za oknem migały stojące przy autostradzie bezlistne, zimowe drzewa. Las, pola uprawne, znowu las... typowy krajobraz Wirginii. Dziewczyna westchnęła, osunęła się na oparcie fotela i zamknęła oczy. To nie autobus się wlókł, tylko czas. Do jej przystanku zostało jeszcze pół godziny.

Nie mogła uwierzyć, że od czasu, kiedy wyjechała z Heartlandu, minęło już pięć miesięcy. Spędziła tam parę tygodni na początku lipca. Była wtedy podekscytowana perspektywą letniego stażu w Kentucky i prawie nie miała czasu, żeby w trakcie krótkiego pobytu poznać swoją nowo narodzoną siostrzenicę, Holly. Z Tregiem w ogóle się nie widziała – właśnie wtedy wybrał się z przyjaciółmi na wycieczkę do Minnesoty. A to znaczy, że... – Amy policzyła w myślach – ...minęło już dziewięć miesięcy, odkąd widzieli się ostatni raz. Dziewięć miesięcy, odkąd się rozstali. To jakby cała wieczność.

Serce dziewczyny podskoczyło, gdy zauważyła, że skręcili w znajomą drogę. Wjeżdżali na przedmieścia jej rodzinnego miasta. Chłonęła wzrokiem rozwieszone nad ulicą świąteczne iluminacje, a później, kiedy zbliżyli się do centrum, ludzi na chodnikach, którzy wracali z zakupów, obładowani torbami pełnymi prezentów. Jeszcze tylko chwila...

Gdy autobus wjechał na dworzec, Amy zerwała się z fotela i wyjęła plecak ze schowka nad głową. Była pierwsza przy drzwiach i kiedy tylko się otworzyły, zbiegła po schodkach, wypatrując twarzy, którą tak dobrze znała.

– Dziadku! – zawołała na widok czupryny siwych włosów Jacka Bartletta, wyraźnie widocznego wśród rozproszonych krewnych i przyjaciół, którzy oczekiwali swoich bliskich.

Jack rozpromienił się. Pospieszył jej naprzeciw i wziął ją w ramiona, tuląc w niedźwiedzim uścisku.

– Amy, jak dobrze cię widzieć. Tęskniliśmy za tobą, moja droga.

Wnuczka odwzajemniła uścisk, śmiejąc się. Następnie odstąpili od siebie na krok, a Jack uśmiechnął się szeroko.

– Widzę, że studenckie życie ci służy – zauważył. – Chociaż obawiam się, że Nancy zaraz będzie chciała cię podtuczyć! No dobrze, a gdzie twoja walizka?

Amy poszperała w stercie toreb, które kierowca wyciągał z bagażnika, aż znalazła swoją poobijaną walizkę. Odciągnęła ją na bok i przystanęła, by odgarnąć z oczu proste, brązowe włosy, zakładając niesforne kosmyki za uszy. Zapuszczała włosy przez całe lato, więc teraz sięgały sporo poniżej ramion. Złapała się na tym, że rozmyśla, czy spodobają się Tregowi. Upomniała samą siebie, że teraz łączy ich tylko przyjaźń, nic więcej, nie ma więc powodu, żeby komentował jej fryzurę.

Jack złapał walizkę i zanim zdążyła go powstrzymać, pomaszerował w stronę swojego pick-upa.

– Ależ dziadku, oddaj mi to! – zaprotestowała Amy, próbując wysupłać z jego dłoni swój bagaż. – Nie powinieneś tak dźwigać...

– Niby dlaczego? – obruszył się Jack i jednym zamaszystym ruchem wrzucił walizkę na tył samochodu. – Jest znacznie lżejsza niż Holly, zaręczam cię. Wsiadaj, Lou nie może się ciebie doczekać.

Wspinając się do szoferki, Amy czuła, jak wzbiera w niej poczucie szczęścia. Miała wrażenie, że dziadka rozpiera energia; od lat nie widziała w nim tyle werwy. Ewidentnie cieszył się, że został pradziadkiem.

– Holly wyrasta na nie lada urwisa – powiedział Jack, uruchamiając silnik. – Wszędzie pcha swoje paluszki. Strach pomyśleć, co będzie, kiedy zacznie raczkować.

Amy usadowiła się wygodnie i słuchała opowieści dziadka o psotach jej dziewięciomiesięcznej siostrzenicy.

– Potrafi już przewracać się z boku na bok, więc trzeba jej pilnować. Nauczyła się też przesuwać na tyłku i robi to z niesamowitą prędkością. Rajdowiec, tak na nią mówi Scott. – Jack roześmiał się i zmienił bieg, wjeżdżając na autostradę. – Będziesz w szoku, kiedy ją zobaczysz. Ależ urosła!

Amy nietrudno było w to uwierzyć. Miała wrażenie, że od jej powrotu minęło znacznie więcej niż pięć miesięcy. Studia weterynaryjne to był inny świat. Cały czas coś się działo. Uwielbiała to: nowe znajomości, życie towarzyskie, zdobywanie wiedzy i co najlepsze, praca z tyloma różnymi zwierzętami. Po zakończeniu semestru zapisała się na dodatkowe zajęcia, więc teraz do świąt został już tylko tydzień. Jej pierwszą miłością nadal były konie, dlatego cieszyła się na samą myśl, że przez te trzy tygodnie, które spędzi w Heartlandzie, będzie mogła poświęcić się tylko im.

Plotkując z Jackiem w drodze do domu, Amy zaczęła odczuwać motyle w brzuchu. To oczywiste, że Holly się zmieniła – pięć miesięcy to mnóstwo czasu w życiu tak małego dziecka. Ale co z całą resztą? Kiedy dziadek wjechał na długi podjazd, Amy patrzyła uważnie przez okno, wypatrując, czy coś się zmieniło. Dostrzegła parę koni pasących się na jednym z padoków – kasztanowego wałacha i siwą klacz. Rozpoznała je od razu; Maciek i Swoboda, stali mieszkańcy Heartlandu, spędzający tu szczęśliwą emeryturę po uratowaniu ich na aukcji.

W oddali, za kolejnym padokiem, Amy zobaczyła dwóch jeźdźców – jednego na długonogim, kasztanowym wałachu, a drugiego na jej własnym kucu, Figarze.

– To Treg na Redzie! – zawołała, patrząc na dziadka. – Ben też tu jest?

Ten piękny kasztanek należał do Bena Stillmana, który dawniej pracował w Heartlandzie jako stajenny. Ben i Red tworzyli razem utalentowaną parę. Po tym, jak opuścili to miejsce, przyjęła ich renomowana szkoła skoków przez przeszkody. Startowali w zawodach w całym kraju i radzili sobie naprawdę dobrze. Ben pozostał w kontakcie z Heartlandem i zawsze powtarzał, jak wiele mu dał pobyt tutaj. Amy tym bardziej była dumna, śledząc ich postępy.

– Nie – odpowiedział dziadek. – Pojechał do Europy spędzić święta z rodziną Tary, dlatego zostawił Reda u nas.

– Więc będziemy mogli na nim pojeździć! Fantastycznie, nie mogę się doczekać. – Amy przyglądała się obu koniom kłusującym ścieżką. Red był ustawiony na wędzidle, z szyją pięknie wygiętą w łuk, ale Figaro jak zwykle stawiał opór, szarpiąc głową.

– Kto jedzie na moim koniu? – zapytała.

– Heather – odparł dziadek. – Nie poznałaś jej jeszcze, prawda?

Amy pokręciła głową. Ona i Treg rozmawiali swego czasu o tym, żeby zatrudnić kogoś do jeżdżenia na Figarze, ponieważ zarówno on, jak i Joni, też pracująca na stałe w Heartlandzie, byli dla niego za ciężcy. Chociaż Amy cieszyła się, że Treg znalazł odpowiednią osobę, czuła się trochę dziwnie, patrząc, jak ktoś inny jedzie na jej kucu.

– Wkrótce ją poznasz – powiedział dziadek. – To wspaniale, że Treg znalazł kogoś, kto jest taki pomocny.

Figaro właśnie zaczął brykać na boki, następnie rzucił się z obnażonymi zębami na szyję Reda. Amy westchnęła. Jej płowy kuc zawsze się stawiał nowym jeźdźcom. Uparty i charakterny, nigdy nie ustępował ani na centymetr. Wydawało się jednak, że Heather przyjmuje te wybryki ze spokojem. Siedziała pewnie w siodle, kiedy zwolnili do stępa, trzymając lekko wodze, podczas gdy Figaro potrząsał głową i próbował zarzucić zadem.

– Mój kuc nic się nie zmienił, prawda? – zauważyła.

– Myślę, że żadne z nas nie zmieniło się za bardzo – stwierdził dziadek, skręcając na główny dziedziniec. – Oprócz Holly, oczywiście.

Przy tylnych drzwiach domu stała Lou. Wyglądała na zrelaksowaną, chociaż nieco potarganą przez wiatr. Na rękach trzymała troskliwie opatuloną małą osóbkę. Holly miała na sobie jednoczęściowe ubranko w zwierzęcy wzór. Bezpieczna w ramionach matki, pulchnym paluszkiem wskazywała na półciężarówkę Jacka.

– Och! Widzę ją! – zawołała Amy na widok dziecka. Wyskoczyła z samochodu, kiedy tylko się zatrzymał.

Jack miał rację. Lou wyglądała zupełnie tak samo, ale Holly... Amy nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej mała siostrzenica była dwa razy większa niż w lipcu! Wtedy, taka malutka, ledwo potrafiła sama unieść głowę. Teraz spoglądała na świat śmiałym spojrzeniem błękitnych oczu – w każdym razie do chwili, kiedy podeszła ciocia. Gdy Amy pocałowała siostrę w policzek, speszona Holly schowała twarz w ramię mamy.

– No proszę! Ależ urosłaś! – zaśmiała się Amy. – I zupełnie zapomniałaś, kim jestem, prawda?

– Nie martw się – powiedziała Lou. – Ta nieśmiałość długo nie potrwa. Masz, weź ją na ręce.

Amy sięgnęła po pękate zawiniątko, ale Holly wydała z siebie krzyk protestu i przywarła do matki.

– No już dobrze, dobrze. Jeszcze jest na to za wcześnie – powiedziała Lou, uśmiechając się przepraszająco. – Poważnie, ciesz się, póki możesz. Kiedy się z tobą oswoi, nie da ci spokoju. Wejdźmy do środka, bo zmarzniemy.

Wszyscy stłoczyli się w kuchni – Amy rozkoszowała się znajomą serdeczną atmosferą. Lou albo Nancy, przyjaciółka dziadka, musiały właśnie piec, gdyż w powietrzu unosił się zapach muffinek i korzenny aromat ciepłych babeczek z bakaliowym nadzieniem.

Amy zaczęła odwijać z szyi długi szal.

– Nie mogę uwierzyć, że nie było mnie tak długo – westchnęła.

– Ani ja – przyznała Lou i spojrzała na siostrę z wyrzutem. – Niewielka robótka przy zwierzętach, akurat!

Kiedy Amy zadzwoniła, że nie przyjedzie do domu zaraz po zakończeniu semestru, Lou była zdziwiona i trochę rozżalona.

– Wiem, przepraszam. Po prostu chciałam mieć to z głowy, zanim wrócę. Teraz, kiedy już jestem, będę mogła skoncentrować się na świętach. No i koniach.

– Nie przejmuj się. Rozumiem, naprawdę. Z większością rzeczy na święta czekałam na ciebie, więc teraz, skoro już jesteś, możemy brać się do roboty.

Lou usadowiła Holly w jaskrawoczerwono-żółtej huśtawce dla niemowląt zwisającej z framugi drzwi do biura, następnie sięgnęła po dzbanek z kawą i postawiła go na stole.

– Świeżo zaparzona – powiedziała. – A tam masz bakaliowe babeczki – dorzuciła i skinęła głową w stronę blachy do pieczenia, obok dzbanka.

– Jesteś aniołem. – Amy serdecznie uścisnęła siostrę, po czym usiadła przy kuchennym stole blisko Holly i uśmiechnęła się do niej. Malutka obserwowała ją badawczym spojrzeniem swych niebieskich oczu.

Tymczasem Jack objadał się babeczkami i Amy przyłączyła się do niego.

– Wyśmienite! – orzekła między jednym kęsem a drugim. – Jaka szkoda, że nie robią takich wszędzie. – Bakaliowe babeczki były świąteczną tradycją w ich rodzinie od czasów, kiedy zamieszkali w Anglii.

– Lou zrobiła ich tyle, że można by nimi nakarmić całą armię. To się dobrze składa, bo wygląda na to, że niedługo nas zasypie – zauważył Jack, zerkając na szare, ciężkie od chmur niebo. – Zanosi się na nie lada śnieżycę.

Lou parsknęła i pokręciła głową.

– Powtarzasz to od tygodni, dziadku. Po prostu nie możesz się doczekać, żeby zrobić użytek z tego żwiru do posypywania, którego tyle nakupiłeś.

Jack zrobił urażoną minę.

– Był po okazyjnej cenie – oświadczył. – Czasem trzeba pójść na całość.

– I kupić dwie tony żwiru? – droczyła się z nim Lou. – Proszę cię, dziadku... Nie zużyjemy takiego zapasu nawet przez dziesięć zim.

– Idę na górę rozpakować się – wtrąciła Amy, uśmiechając się od ucha do ucha i odstawiając kubek po kawie. – Możecie się kłócić beze mnie. Masz rację, dziadku, nie zmieniliście się ani trochę!

Amy wciągnęła walizkę po schodach i powędrowała do swojej sypialni. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się. Na stoliku ktoś – pewnie Lou albo Nancy – umieścił gałązki ostrokrzewu w małym flakonie, który owinął srebrną lametą. Teraz pokój wyglądał świątecznie. Amy rzuciła walizkę na łóżko i padła obok. Leżąc na plecach, wpatrywała się w sufit. Całe trzy tygodnie w domu... i to w święta. Prowadzenie schroniska dla koni wymaga ciężkiej pracy, ale to nic w porównaniu ze zwariowanym tempem życia na studiach. Amy miała zamiar w końcu porządnie się wyspać. Na zakończenie semestru wszystkie akademiki świętowały jeden po drugim, więc imprezy odbywały się praktycznie codziennie. Za każdym razem schodziło się tyle osób, że zabawie nie było końca. Amy nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz poszła spać przed drugą w nocy.

Usiadła na łóżku i otworzyła walizkę.

– Same brudne ciuchy – mruknęła, wyciągając ich całe naręcza i upychając do kosza na pranie. W Heartlandzie przynajmniej była pralka. Koniec z siedzeniem w pralni samoobsługowej i faszerowaniem automatów monetami! Uśmiechnęła się na wspomnienie przygody, jaką miał jej kolega z grupy, Will Savage. Jego małoletnia siostra przysłała mu szalik kibica ich miejscowej drużyny baseballowej. Chłopak upaprał go czekoladowym deserem, więc wrzucił go do prania razem z resztą ubrań. Były tam jego białe koszule, białe bokserki, jego biały fartuch z laboratorium... Will nie pomyślał, jakiego koloru jest szalik. Był jaskrawoczerwony.

Amy wciąż miała przed oczami jego minę, kiedy zobaczył, że jego bielizna nabrała koloru delikatnego różu. Biedny Will. Jeszcze teraz, na samo wspomnienie dziewczyna pokręciła głową, następnie włożyła do komody tych kilka czystych ubrań, które jej zostały, i ustawiła stos podręczników na biurku w rogu pokoju. Ona i Will omal nie zostali parą na wiosnę, kiedy byli razem na stażu na ranczu bydła w Arizonie. To było niesamowite doświadczenie, a praca z mustangiem, którego leczyli z traumy, zbliżyła ich do siebie. Ona czuła jednak, że wciąż jest zbyt blisko z Tregiem, by między nią a Willem do czegoś doszło. Zostali więc przyjaciółmi i Amy była szczęśliwa, że tak wyszło. W tym semestrze Will znalazł sobie dziewczynę. Nazywała się Sharona Michaels i Amy uważała, że bardzo do siebie pasują.

Po wypakowaniu rzeczy Amy podeszła do okna w sypialni. Wychodziło na dziedziniec. Kiedy wyjrzała na zewnątrz, za pick-upem dziadka dostrzegła małego, czerwonego hatchbacka i drobną blondynkę, która właśnie otwierała drzwi od strony kierowcy. Amy rozpoznała Heather – dziewczynę, którą wcześniej widziała na Figarze. Zaciekawiona, wyciągnęła szyję. Wsiadając do samochodu, Heather uniosła rękę i pomachała. Amy podążyła wzrokiem za jej gestem i zobaczyła Trega stojącego w rogu dziedzińca z uzdą przerzuconą przez ramię.

Treg... Amy przyjrzała się mu. Włosy miał ścięte krócej niż zwykle, ale poza tym wyglądał tak samo. Wysoki i szczupły, jak zawsze przybrał swobodną pozę. Chociaż była zima, miał opaleniznę od ciągłego przebywania na zewnątrz. Tyle zmieniło się w życiu Amy od czasu, kiedy poszła na studia, ale miała wrażenie, że Treg na zawsze pozostanie taki sam.

Gdy czerwony hatchback odjechał, znikając w oddali, chłopak odwrócił się i spojrzał w stronę domu. Amy szybko cofnęła się o krok, mając nadzieję, że jej nie spostrzegł. Czuła motyle w brzuchu na samą myśl o ponownym spotkaniu z nim. Oczywiście podczas jej nieobecności rozmawiali ze sobą regularnie przez telefon. Nawet będąc z dala od domu, Amy chciała być na bieżąco z tym, co działo się w schronisku. Jednak od czasu, kiedy zerwali ze sobą, ich rozmowy dotyczyły niemal wyłącznie koni. Nie mówili, co czuje każde z nich, nie poruszali też tematów osobistych. Czasem wychodziło to niezręcznie, zwłaszcza kiedy Amy miała głowę pełną wykładów, zajęć i najnowszych uczelnianych plotek i trudno jej było przestawić się z powrotem, na pół godziny dwa razy w tygodniu, na sprawy Heartlandu. Teraz jednak mieli znowu współpracować tak blisko, jak przez ostatnie kilka lat – z tą różnicą, że już nie byli parą. Jak się to przełoży na ich relacje zawodowe?

Przyjaciółki Amy ze studiów często wspominały, jak to jest znowu spotkać swojego chłopaka z liceum. Niektóre mówiły, że ich dawne sympatie stały się dla nich zupełnie obcymi osobami, chociaż nie widziały ich zaledwie kilka miesięcy, jak gdyby ta krótka rozłąka sprawiła, że zmienili się nie do poznania. Amy miała nadzieję, że z nią i Tregiem tak nie będzie – nie tylko z tego powodu, że musieli ze sobą współpracować, ale również dlatego, że nie chciała stracić tej przyjaźni. Uznała, że powinni się rozstać, gdyż czuła, że odkąd wyjechała na studia, ich ścieżki życiowe się rozeszły, ale to nie znaczyło, że przestała go cenić. Miała nadzieję, że także on nadal ją ceni, mimo tego, jak bardzo poszła do przodu ze swoim życiem.

Z wnętrza stajni dobiegło rżenie i nagle Amy poczuła przemożną chęć rozejrzenia się po obejściu i przywitania się z końmi. Wiedziała, że przy okazji wpadnie na Trega, ale chciała mieć to już za sobą; przecież ich spotkanie musiało nastąpić prędzej czy później. Szybko zrzuciła z siebie czyste dżinsy i odszukała w komodzie stare robocze spodnie. Złapała z toaletki gumkę do związania włosów i zbiegła po schodach.

– Idę się rozejrzeć – rzuciła do dziadka i Lou, którzy nadal siedzieli w kuchni, dyskutując o cenach obroku. Narzuciła kurtkę i wyszła na zewnątrz.

Powietrze zrobiło się mroźne; Amy poczuła to przy pierwszym oddechu. Być może dziadek miał rację z tym śniegiem! Ku jej zaskoczeniu budynek z przodu był pusty – w żadnym z boksów nie było koni. Wtedy jednak przypomniała sobie, co mówił jej Treg – że zamierzają wykorzystać przerwę świąteczną, kiedy jest spokojniej, do położenia na nowo tynków. Wcisnęła dłonie w kieszenie, chroniąc je przed chłodem, i pomaszerowała ścieżką wiodącą do stajni.

Pchnęła wielkie drzwi budynku i weszła do środka. Trega nie było nigdzie widać. Od progu przywitał ją znajomy zapach koni i słomy, a także dźwięk przeżuwanego siana. Uśmiechnęła się na widok świątecznych łańcuchów, którymi udekorowano niektóre drzwiczki boksów. Łańcuchy oczywiście wisiały tak, by konie nie mogły ich dosięgnąć. Red znajdował się w jednym z pierwszych boksów. Amy przystanęła więc, by się z nim przywitać.

– Cześć, chłopaku – powiedziała, wychylając się do środka przez dolne skrzydło drzwi. – Nie zapomniałeś mnie jeszcze, prawda?

Rosły kasztanek był do niej odwrócony tyłem, ale kiedy usłyszał jej głos, obrócił głowę i nadstawił uszu. Amy wyciągnęła rękę, żeby podszedł i się przywitał. Kiedy Ben i jego piękny rumak wynieśli się z Heartlandu, brakowało jej obu. Wiedziała jednak, że ich talent do skoków wymagał fachowej opieki i że Heartland, nastawiony na rekonwalescencję, nie mógł im tego zapewnić.

Szczęknęły drzwi do stajni i Amy odruchowo odwróciła się, wciąż obejmując ramieniem szyję Reda. Na progu stanęła postać i Amy od razu rozpoznała sylwetkę Trega. Z trudem przełknęła ślinę, próbując zdusić motyle, które znowu zakotłowały się w jej brzuchu.

– Cześć – powiedziała.

Treg odstawił wiadro z wodą, które niósł. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem bez słowa. Amy rozpoznała na jego twarzy tę samą nerwowość, którą ona też odczuwała.

– Cześć – rzucił. – Witaj w domu. Miałaś dobrą podróż?

Amy skinęła głową i zrobiła krok do przodu. Nagle się zatrzymała. W przeszłości podbiegłaby do niego, żeby go uścisnąć, ale teraz stała tam, czując się trochę niezręcznie, nie wiedząc, co robić – uścisnąć mu dłoń czy coś w tym rodzaju? Nie rób z siebie idiotki, skarciła się w myślach. Treg przejął inicjatywę. Podszedł, dotknął jej ramienia i pocałował w policzek. Było w tym geście coś dziwacznie oficjalnego i Amy poczuła, że spina się w sobie.

Red szturchnął ją lekko pyskiem, jakby chciał przypomnieć o swoim istnieniu.

– Widziałam cię wcześniej, jak na nim jechałeś – powiedziała.

Treg przytaknął skinieniem głowy.

– Ben nie chciał, żeby Red wyszedł z formy, kiedy go nie będzie. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem. – Pewnie przyszłaś się rozejrzeć. Zobaczyć, kto jest.

– Tak, pomyślałam, że nadrobię zaległości – przyznała, starając się, by jej głos brzmiał swobodnie. Czuła się jak gość, który przyjechał do Heartlandu zobaczyć, czy znajdzie tu pomoc dla swojego konia. Jakaś jej część chciała przypomnieć Tregowi, że to jest jej dom, a on tu tylko pracuje, ale powiedziała sobie, że odpowiada za tę niezręczną sytuację w równej mierze co on. Gdyby okazało się, że nie radzi sobie z emocjami, które w niej budzi kolega, musiałaby polegać na ich silnych więzach zawodowych, zanim ich wzajemne relacje ułożą się na nowo.

Treg podniósł wiadro i ruszył dalej; Amy podążyła za nim.

– Stajnia wygląda na pełną – zauważyła, kiedy mijali kolejne boksy.

Chłopak przytaknął.

– Prawie sami stali rezydenci – dodał. – Nawet jeśli nie nadciągnie arktyczna zima, którą Jack prognozuje od kilku tygodni, mają tu cieplej niż w padokach.

Zatrzymał się przed boksem starszawej gniadej klaczy i wsunął się do środka.

– Szalom wywróciła swoje wiadro z wodą. Robi się niezdarna na starość.

Amy uśmiechnęła się lekko i pogłaskała Szalom po chrapach. Stara klacz została ocalona z przepełnionej, przegrzanej ciężarówki do przewozu bydła, razem z czterema innymi końmi. Niektóre z nich nie miały tyle szczęścia co ona i zdechły z szoku i pragnienia. Dla Amy to było jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń w jej życiu, ale dzięki wsparciu i zrozumieniu Trega poradziła sobie. On wydawał się zawsze wiedzieć, kiedy ją ukoić, a kiedy pozwolić, żeby dała upust emocjom. Był bardzo cierpliwy, gdy wyrzucała z siebie całe złość i żal, które wezbrały w niej z powodu tego, jak potraktowano te konie.

Treg wysunął się z boksu i kiedy mijał Amy, cały się napiął. Nie do wiary, pomyślała. Zachowujemy się, jakbyśmy dopiero co się poznali. Nawet sposób, w jaki rozmawiali o koniach, był wymuszony; przypominał grzecznościowe gadki szmatki na przyjęciu. Przez telefon lepiej im szło. Dlaczego więc twarzą w twarz było to takie trudne?

– Apollo Tary też tu jest – poinformował ją chłopak, kiedy ruszyli dalej. – Ona i Ben uznali, że najsensowniej będzie zostawić oba konie w jednym miejscu na czas ich pobytu w Europie.

– Z przyjemnością pojeżdżę na którymś z nich, jeśli będziesz mnie potrzebował – zaoferowała.

Jeśli będziesz mnie potrzebował... To ostatnie zdanie wyrwało się jej i dziewczyna wiedziała, że mówiło wszystko. Prawda była taka, że wcześniej Amy i Treg podejmowali wszystkie decyzje razem. Teraz zachowała się tak, jakby świadomie ustępowała miejsca Tregowi i pozwalała, żeby przejął wodze – jak gdyby fakt, że nie są już parą, oznaczał, że nie mogą dalej pracować jak równy z równym.

Podeszli do boksu Apolla, urodziwego siwka i zawodowego skoczka. Amy przywitała się z nim, ale myślami była gdzie indziej. Słyszała w głowie głosy jej przyjaciółek ze studiów, opowiadających o swoich byłych chłopakach. To takie dziwaczne, jak szybko stali się obcy... Jakby życie tutaj to była zupełnie inna bajka... Całkiem inna osoba...

Wtedy dziewczyna myślała, że to zwyczajnie niemożliwe, by Treg stał się jej obcy. Teraz jednak doskonale rozumiała, co miały na myśli.Rozdział 2

Wysokie w tonie rżenie wyrwało Amy z rozmyślań. Spojrzała w głąb stajni.

– A to kto? – zapytała.

– Jedyny gość, jakiego obecnie mamy na terapii – odparł Treg. – Ma na imię Flamenco.

– Co jej dolega? – zapytała, gdy podeszli do boksu. Amy zobaczyła w środku śliczną, jasnokasztanową klacz, która wpatrywała się w dziewczynę, wyciągając szyję. Nogi i barki trzymała napięte, gotowa w każdej chwili odskoczyć, ale jednocześnie strzygła uszami, jakby zaciekawiona, kto przyszedł do niej w odwiedziny. Amy z wrażenia zaparło dech w piersiach. Klacz była piękna.

– W zasadzie nic jej nie dolega – powiedział Treg. – Terapia to w jej przypadku nie jest właściwe słowo, jak sądzę. Problem polega na tym, że ma już sześć lat. Była dosiadana w zeszłym roku, ale jej właściciele uznali, że jest zbyt narowista, dlatego chcą, żeby jeszcze raz nauczyć ją chodzić pod siodłem.

Dziewczyna obserwowała długą, falującą grzywę klaczy i jej szeroką głowę o wklęsłym profilu.

– Wygląda, jakby miała w sobie coś z konia andaluzyjskiego – zauważyła.

– Więcej niż coś – odparł Treg. – Podobno to andaluzyjka czystej krwi.

Amy powoli wysunęła przed siebie dłoń, żeby klacz mogła ją powąchać, zanim pozwoli się pogłaskać po gładkiej szyi miedzianego koloru. Flamenco przewróciła oczami, szarpnęła się do przodu i skubnęła Amy zębami w ramię.

– Au! – wykrzyknęła dziewczyna, odskakując do tyłu. – Dość charakterna, nie sądzisz?

Treg po raz pierwszy szczerze się uśmiechnął.

– Oj, tak. Charakterna to mało powiedziane.

Amy poznała po tych wielkich, powabnych oczach i strzygących uszach, że klacz nie jest z natury złośliwa. Po prostu była impulsywna i rozpierała ją energia.

– Zawsze była trzymana w boksie? – zapytała.

– Większość czasu, z tego, co mówili właściciele – odrzekł Treg. – Zamierzam wypuścić ją na padok, ale przyjechała ledwie wczoraj, więc dam jej dzień albo dwa, żeby się oswoiła z nowym miejscem.

Amy skinęła głową. Sześć lat to dość późno na przyzwyczajanie konia do chodzenia pod siodłem. Niełatwo ją będzie teraz nauczyć, żeby słuchała się jeźdźca. Trudno było winić Flamenco, że chciała pozostać dzika trochę dłużej.

– Jacy są jej właściciele? – zapytała.

– Są jej oddani. To młode małżeństwo, Julia i Rick Breakspearowie. Flamenco to bardziej koń Julii, ale oboje bardzo się angażują. Możesz ich poznać, jeśli chcesz. Przyjeżdżają jutro zobaczyć, jak sobie radzi ich pupilka.

– Jutro! – zdumiała się Amy. – Chyba nie oczekują jakiejkolwiek poprawy tak szybko?

– Nie, nie – odparł pospiesznie Treg. – Wiedzą, że to może potrwać. Powiedzieli, że zostawią ją u nas tak długo, jak będzie trzeba. Nie oczekują cudów. Chcą utrzymać z nią kontakt, tylko tyle.

– To dobry znak.

– Ano. Widać, że chcą dla niej jak najlepiej. Po prostu nie bardzo wiedzą, jak się do tego zabrać.

Oprócz Reda, Szalom, Apolla i Flamenco w stajni Amy zastała jeszcze Jake’a, starego mieszkańca Heartlandu. Przywitała go czule, a on zarżał na jej widok.

– Ostatnio sztywnieją mu stawy – zauważył Treg. – Jego artretyzm tak mu doskwiera, że nie miałem serca wypuszczać go na zewnątrz. Po przymrozkach ziemia w padokach zrobiła się bardzo twarda. To dlatego Szalom też jest w stajni. Nie chcemy nadwerężać jej trzeszczek.

Poklepując starego wałacha, dziewczyna wpadła na pewien pomysł.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: