Demon zagłady - ebook
Demon zagłady - ebook
Ogień rozprzestrzeniał się w szaleńczym tempie. Pochłaniał białe domki w spokojnej okolicy. Miasteczko płonęło, a wraz z nim pokój między mieszkańcami. Sąsiedzi, którzy dotychczas spędzali wspólnie czas, dzielili troski i codzienność, teraz rzucili się sobie do gardeł. Krzyk i wrzask był zapowiedzią znacznie gorszych czynów. Wkrótce ulicami popłynęła krew zamordowanych… Co mogło wywołać taką agresję? Czyżby wszystkich opętał demon zagłady?
Emma Popik – (ur. 1949) polska pisarka i dziennikarka, autorka opowiadań science-fiction oraz baśni dla dzieci. Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Debiutowała pod pseudonimem Emma Popiss opowiadaniem „Mistrz” w magazynie „Fantastyka”. Wydała zbiory opowiadań: „Tylko Ziemia” (1986), „Raport” (1988) oraz „Bramy strachu”(1995). W 1994 roku opublikowała tom wierszy „Wrzące powietrze”, a w 1999 esej fantastyczno-paranaukowy „Genetyka bogów”. W ostatnich latach opublikowała powieści, m.in. „Złota ćma”, „Tysiąc dni”, „Zbrodnia w wyższych sferach” i „Salwator”. Popik jest także autorką wielu artykułów na temat UFO, publikowanych w prasie amerykańskiej, fińskiej, brytyjskiej i chińskiej. Jej opowiadanie „Nadejście Fortynbrasa” oraz baśń dla dzieci „Wejście do baśni” zostały przetłumaczone na język japoński.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-26-59978-7 |
Rozmiar pliku: | 330 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szedł coraz szybciej, z rękami wbitymi w kieszenie spodni. Pochylił głowę, aby się nie obejrzeć. Mimo to na drodze przed sobą widział odblaski tańczących płomieni. Pożar szalał jednakże już dość daleko poza jego plecami. Płonęło miasteczko, zbudowane z białych domków, stojących wśród ogródków, zamykanych na furtkę. Mieszkali w nim mili, zwyczajni ludzie, którzy w ciepłe popołudnia jak to, rozmawiali o codziennych sprawach, opierając rękę na klamce przed powrotem do domu na kolację. Teraz jednak skakali sobie do gardeł i mordowali się szybko i okrutnie. Kiedy upadali, pokrwawione dłonie rozmazywały krew na białych ścianach. Z rynku dobiegały jeszcze dzikie wrzaski. Kłócili się i szarpali, wyrywali sobie z rąk przedmioty, wykrzykiwali wyzwiska i stare urazy.
Co spowodowało to straszne zamieszanie? Jaka była pierwsza przyczyna awantury? O co poszło? I kto był demonem zagłady? Czyżby ten człowiek, który oddalał się od płonących ulic i wrzeszczącego rynku? Nie oglądając się i nie czując w sobie żadnej winy?
Rozmawiali przyciszonymi głosami na zapleczu restauracji, gdzie zawsze ubijali interesy. Dzisiejszego wieczoru inny temat pochylał ku sobie ich głowy. Musieli ustalić wspólne stanowisko w sprawie potraktowania przybysza. I zanim podadzą ludziom oficjalne przyczyny wydarzenia, uzgodnią je między sobą i będą się potem trzymać przyjętej wersji.
- Chciałem go zatrzymać – powiedział sklepikarz. – Przecież widzieliście, pierwszy zareagowałem i podjąłem zdecydowane działania.
- To przecież ja zorganizowałem mu godne powitanie. – Właściciel komunikacji miejskiej przebił ofertę. – Pierwszy zorientowałem się, z kim mamy do czynienia.
Nawet nie chciało im się żachnąć na tak bezczelne kłamstwo. Rozumieli, że się bronił od oskarżenia o poważną zbrodnię. Zresztą, jak każdy z nich. Tylko restaurator milczał, powalony żałobą. Stracił najwięcej. Właściwie wszystko, co było napędem do gromadzenia majątku. Dla niego złote pieniądze były dotychczas najważniejsze. Po co ma teraz je gromadzić?
Każdy z nich chciał własną winę zrzucić na przeciwnika. Zresztą nie przyznawali się do żadnej winy, po prostu trzeba było się dogadać, jak zawsze.
Mimo wspólnego interesu, grali jednak przeciwko sobie. Żaden z nich zresztą nie wiedział, w jaki sposób przybysz wdarł się do samego serca wydarzeń. Każdy sądził, że taką informację posiada przeciwnik. Ostrożnie usiłowali tę wiedzę wzajemnie z siebie wydobyć.
Najważniejsze było ustalenie, w jakim celu w ogóle wszedł do miasteczka. Czy po prostu podróżował od jednej miejscowości do drugiej?
- To absurd – zaprzeczył właściciel komunikacji miejskiej. – W jakim celu miałby tak łazić? Taka osoba nie chodzi sobie po prostu.
- Właśnie! – podchwycił sklepikarz. – A jak się tu dostał? Białą szosą, pieszo w tym morderczym słońcu?
- Na pewno wylądował wprost na skrzyżowaniu! - z radością wyraził przypuszczenie właściciel komunikacji miejskiej. – I odprawił szosolot z powrotem skinieniem ręki? Ha, ha!
- Nie znamy celu przybycia A przecież musiał istnieć. – Odezwał się nareszcie restaurator. – Czy ktoś go wysłał?
Zamyślili się głęboko. Jeżeli uda im się odpowiedzieć na te pytania, zrzucą z siebie ciężar. Udowodnią wszystkim, że wydarzenia były z góry zaplanowane i musiały się potoczyć dokładnie w taki sposób, jaki przebiegły. I oni tymczasem, którzy przecież najwięcej stracili, będą domagać się współczucia od wszystkich i ba! może nawet rekompensaty.
Nie potrafili przede wszystkim znaleźć żadnej odpowiedzi na najważniejsze pytanie: po co przybył tu, na Dziki Zachód techniki?
Trzej wspólnicy zbrodni na zapleczu restauracji bali się, że zostanie im wymierzona sprawiedliwość. Przez zamknięte okno dobiegał swąd spalenizny.
- Przybył do nas anioł zagłady – powiedział restaurator. – Tylko on znał sposób przybycia i cel.
- Gdzie jest teraz? – zapytał sklepikarz.
- I jak się wydostał z płonących ulic? – dodał właściciel komunikacji miejskiej.
Na żadne z tych pytań nie było odpowiedzi. Nie zauważyli również jego przyjścia. Nie powitali, zlekceważyli osobę. Więc się mścił. Tak utrzymywali.