Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Diabelska gra - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
3 sierpnia 2016
Ebook
25,00 zł
Audiobook
39,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Diabelska gra - ebook

Jest piękna, zdolna i… niezwykle niebezpieczna!

Seria morderstw dla zabawy to tylko początek jej przerażającego eksperymentu.

 

Gwałciciel, który wyszedł z więzienia za dobre sprawowanie, ginie podczas wieczornego spaceru z psem. Pierwszy cios był precyzyjny i śmiertelny, następne zostały zadane w furii. Policja szybko wpada na trop sprawcy. Gdy wydaje się, że zagadka jest rozwikłana, dochodzi do kolejnych morderstw, których motywem jest zemsta.

 

Pozornie sprawy się nie łączą. Jednak już w trakcie pierwszych przesłuchań świadków policjantka Kim Stone trafia w punkt. Odkrywa, iż – mimo że sprawców jest kilku – za wszystkimi morderstwami stoi bezwzględna psychopatka realizująca swój plan.

Kim nie wie jeszcze, że teraz sama stała się częścią jej diabelskiej gry.

 

Rozpoczyna się zaciekły pojedynek dwóch kobiet, które nie cofną się przed niczym.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-148-2
Rozmiar pliku: 992 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

W Diabelskiej grze chciałam przedstawić charakter prawdziwego socjopaty. Podczas prac nad książką planowałam obdarzyć czarny charakter jakąś cechą, słabością, traumą, która dałaby mu szansę na ostateczne odkupienie. Postanowiłam jednak trzymać się faktów: choć to niepokojące i trudne do zaakceptowania, są wśród nas osobnicy pozbawieni sumienia. Na nasze szczęście są również z nami tacy ludzie jak Kim Stone, którzy stają psychopatom na drodze i z nimi walczą.

Podczas prac nad Diabelską grą bezcenne okazały się dwie książki: The Sociopath Next Door Marthy Stout i Without Conscience dr. Roberta D. Hare’a.

Jak zawsze, chciałabym podziękować zespołowi Book-outure za jego niesłabnący entuzjazm dla dzielnej pani detektyw i jej przygód. Wasze wsparcie, zapał i wiara pozwoliły mi zamienić marzenia w cudowną rzeczywistość. Keshini, Oliver, Claire i Kim – „dziękuję” to o wiele za mało.

Ja i znakomici autorzy Bookouture mamy szczęście, że należymy do tej utalentowanej, wspierającej się rodziny.

Serdecznie dziękuję mamie, która jeździ z egzemplarzem mojej książki przyczepionym do wózka, i tacie, który chodzi obok niej. Ich entuzjazm i wsparcie są niesamowite.

Jestem wdzięczna wszystkim wspaniałym blogerom i recenzentom, którzy nie tylko przeczytali i ocenili moje książki, lecz także pokochali Kim Stone i kibicowali jej działaniom. Ich miłość do książek i entuzjastyczne wsparcie są dla mnie inspiracją.

Na podziękowania zasłużyły również cudowne członkinie mojego lokalnego klubu książki: Pauline Hollis, Merl Roberts, Dee Weston, Jo Thomson, Sylvia Cadby i Lynette Wells.

Żadne słowa nie wyrażą tego, jak wdzięczna jestem mojej partnerce, Julie. Każda książka jest świadectwem jej niesłabnącej wiary. Była moim światłem w mroczne dni i nie pozwalała mi się poddać. Jest całym moim światem.ROZDZIAŁ 1

BLACK COUNTRY
– MARZEC 2015 ROKU

Jeszcze trzy minuty.

To miał być szeroko zakrojony atak o poranku. Praca nad sprawą trwała od wielu miesięcy. Teraz Kim Stone i jej zespół byli gotowi. Pracownicy opieki społecznej stojący po przeciwnej stronie ulicy czekali na znak, aby wejść do środka. Dwie małe dziewczynki nie spędzą tu kolejnej nocy.

Jeszcze dwie minuty.

Wcisnęła przycisk radia.

– Wszyscy na stanowiskach?

– Czekamy na rozkaz, szefowo – odpowiedział Hawkins. Jego ekipa, czekająca dwie ulice dalej, miała zabezpieczyć tyły budynku.

– Gotowe! – zawołał Hammond ze stojącego za nią samochodu. On miał zadbać o to, żeby weszli do środka bez problemu – i z hukiem.

Jeszcze minuta.

Kim trzymała dłoń nad klamką. Poczuła, jak napinają jej się mięśnie, a niebezpieczeństwo podnosi poziom adrenaliny. Jej organizm podejmował decyzję: walczyć czy uciekać. Tak jakby kiedykolwiek zamierzała uciec.

Spojrzała na Bryanta, swojego partnera, który trzymał w ręku najważniejszą rzecz: nakaz.

– Bryant, gotowy?

Mężczyzna skinął głową.

Stone spojrzała na zegarek. Wskazywał pełną godzinę.

– Teraz, teraz, teraz! – krzyknęła przez radio.

Osiem par butów zadudniło po chodniku i zatrzymało się przed frontowymi drzwiami. Kim dotarła na miejsce pierwsza. Odsunęła się na bok, żeby Hammond mógł uderzyć w drzwi taranem. Tania drewniana rama nie miała szans w starciu z trzema tonami energii kinetycznej.

Tak jak ustalili podczas odprawy, Bryant z jednym funkcjonariuszem pobiegli schodami na górę, do głównej sypialni, aby wręczyć nakaz.

– Brown, Griff, zajmijcie się salonem i kuchnią. Wywróćcie je na lewą stronę, jeśli będzie trzeba. Dawson, Rudge, Hammond, ze mną.

Dom wypełnił dźwięk trzaskających drzwiczek i szuflad.

Podłoga na piętrze zatrzeszczała i jakaś kobieta zaczęła histerycznie zawodzić. Detektyw zignorowała ją i dała dwóm pracownikom opieki społecznej sygnał, żeby weszli do budynku.

Stanęła przed drzwiami do piwnicy. Były zamknięte na kłódkę.

– Hammond, nożyce! – krzyknęła.

Oficer błyskawicznie znalazł się obok niej i wprawnym ruchem przeciął metalowe pręty.

Dawson przeszedł obok Kim i przesunął ręką po ścianie w poszukiwaniu włącznika.

Światło z korytarza padło na kamienne schody. Dawson ruszył w dół i zapalił latarkę, oświetlając drogę Kim. W powietrzu czuć było zapach starego dymu i wilgoci.

Hammond podszedł do stojącego w rogu reflektora i włączył go. Promień światła padł na kwadratową matę gimnastyczną leżącą pośrodku pomieszczenia. Tuż za nią stał statyw.

W przeciwległym rogu piwnicy stała szafa. Stone znalazła w niej wiele ubrań, w tym mundurek szkolny i kostiumy kąpielowe. Na dnie szafy leżały zabawki: dmuchane kółko do pływania, piłka plażowa, lalki.

Policjantka walczyła z mdłościami.

– Rudge, zrób zdjęcia – poleciła.

Hammond ostukał po kolei wszystkie ściany w poszukiwaniu skrytek.

We wnęce w najdalszym kącie stało biurko z komputerem, nad którym wisiały trzy półki. Najwyższa była wypełniona czasopismami. Na ich cienkich grzbietach nie było żadnych napisów, ale Kim wiedziała, co zawierają. Na środkowej znajdowały się aparaty cyfrowe, kamery i środki do ich czyszczenia. Na najniższej półce Kim naliczyła siedemnaście płyt DVD.

Dawson zdjął pierwszą z brzegu, zatytułowaną „Daisy idzie pływać”, i włożył ją do komputera. Urządzenie szybko się uruchomiło.

Na ekranie pojawiła się ośmioletnia Daisy. Miała na sobie żółty kostium kąpielowy, a jej wąską talię otaczało kółko do pływania. Obejmowała się szczupłymi rączkami, ale nie udało jej się powstrzymać drżenia.

Gardło Kim ścisnęło się od emocji. Chciała odwrócić wzrok, ale nie była w stanie. Próbowała wmówić sobie, że może zapobiec temu, co stanie się za chwilę – ale to oczywiście nie była prawda. Było już po wszystkim.

– Co… co teraz, tatusiu? – spytała Daisy drżącym głosem.

Wszyscy w piwnicy zamarli. Czterech zaprawionych w boju policjantów sparaliżował głos małej dziewczynki.

– Pobawimy się, skarbie – stwierdził mężczyzna, wchodząc w kadr.

Kim przełknęła ślinę i udało jej się otrząsnąć.

– Wyłącz to – wyszeptała. Wszyscy wiedzieli, co stanie się dalej.

– Bydlak – stwierdził Dawson. Drżącymi rękami wyjął płytę.

Hammond wbijał wzrok w kąt. Rudge powoli czyścił obiektyw aparatu.

Kim wzięła się w garść.

– Chłopaki, skurwiel zapłaci za to, co zrobił. Obiecuję wam.

Dawson wyjął papiery. Musiał zinwentaryzować wszystkie dowody. Czekała go długa noc.

Stone usłyszała z góry hałas i histeryczne kobiece krzyki.

– Szefowo, możesz tu przyjść? – zawołał Griff.

Kim rozejrzała się po raz ostatni.

– Rozwalcie to miejsce w drzazgi, chłopaki.

Spotkała się z oficerem u szczytu schodów do piwnicy.

– Co jest?

– Żona domaga się wyjaśnień.

Kim podeszła do frontowych drzwi, w których stała szczupła czterdziestokilkuletnia kobieta, szczelnie otulając się szlafrokiem. Pracownicy opieki społecznej umieścili jej dwie drżące córeczki w samochodzie służbowym.

Wendy Dunn wyczuła zbliżającą się Kim i odwróciła się do niej. Miała bezbarwną twarz i zaczerwienione oczy.

– Gdzie zabierają moje dzieci?

Policjantka opanowała ochotę, żeby ją uderzyć.

– Daleko od twojego chorego, zboczonego męża.

Kobieta zacisnęła materiał szlafroka przy szyi i pokręciła głową.

– Nie wiedziałam, przysięgam, nic nie wiedziałam. Oddajcie mi moje dzieci. Nie wiedziałam.

Kim przekrzywiła głowę.

– Czyżby? Żony zwykle nie wierzą, dopóki nie zobaczą dowodów. Pani nic jeszcze nie widziała, prawda, pani Dunn?

Kobieta rozejrzała się wokół rozbieganym wzrokiem, kierując go wszędzie, byle nie na Kim.

– Przysięgam, nie wiedziałam.

Stone pochyliła się do przodu. Wciąż miała przed oczami Daisy.

– Jesteś kłamliwą suką. Wiedziałaś. Jesteś ich matką, a pozwoliłaś zrobić im krzywdę, po której nigdy się nie otrząsną. Mam nadzieję, że nie zaznasz chwili spokoju przez resztę swojego zasranego życia.

Bryant stanął obok niej.

– Szefowo…

Detektyw spuściła wzrok z drżącej kobiety i odwróciła się od niej.

Spojrzała przez ramię Bryantowi – prosto w oczy człowieka odpowiedzialnego za to, że życie dwóch małych dziewczynek zostało wypaczone na zawsze. Otoczenie i wszyscy obecni zniknęli jej z oczu – przez kilka sekund nie istniało nic poza nimi dwojgiem.

Wbiła wzrok w mężczyznę i zauważyła luźną, zwiotczałą skórę spływającą z jego policzków jak roztopiony wosk. Oddychał szybko i ciężko. Musiał ważyć dobrze ponad sto kilogramów i każdy ruch kosztował go mnóstwo wysiłku.

– Nie możecie… kurwa… tu przyłazić… i tak se robić… co wam się podoba.

Kim podeszła do mężczyzny, chociaż wszystko w nim ją odpychało.

– Możemy. Mam nakaz.

Grubas pokręcił głową.

– Spierdalać… z mojego domu… zanim zadzwonię… po prawnika.

Kim wyjęła kajdanki z tylnej kieszeni.

– Leonardzie Dunn, aresztuję cię pod zarzutem wykorzystywania seksualnego dziecka w wieku poniżej trzynastu lat i podejmowania czynności seksualnych z udziałem dziecka w wieku poniżej trzynastu lat.

Wbiła w niego wzrok. Zobaczyła w jego oczach jedynie panikę.

Otworzyła kajdanki, a Bryant złapał Dunna za ramiona.

– Nie musisz nic mówić, ale jeżeli podczas przesłuchania zataisz fakty, na które będziesz później próbował powołać się w sądzie, będzie to działać na twoją niekorzyść. Wszystko, co powiesz, może zostać wykorzystane jako dowód.

Zacisnęła kajdanki, uważając, żeby nie dotknąć bladego, kosmatego cielska. Szybko cofnęła ręce i zerknęła na partnera.

– Bryant, zabierz mi z oczu tego brudnego, chorego bydlaka, zanim zrobię coś, czego oboje będziemy żałować.ROZDZIAŁ 2

Kim poczuła najpierw zapach wody po goleniu, a chwilę później spryskanego nią osobnika.

– Spadaj, Bryant, nie ma mnie w domu.

Policjant zgiął się wpół, przechodząc pod uchyloną bramą garażową.

Kobieta wyciszyła iPoda. Srebrzyste dźwięki „Zimy” Vivaldiego umilkły.

Chwyciła ścierkę, wytarła ręce i wyprostowała się, żeby spojrzeć partnerowi w oczy. Instynktownie przesunęła ręką po krótkich, czarnych włosach. Bryant wiedział, że robi to, kiedy szykuje się do walki. Kim oparła niespokojną rękę na biodrze.

– Czego chcesz?

Policjant ostrożnie ominął części motocyklowe rozsypane po całej podłodze.

– Jezu, a czym toto chce zostać, kiedy dorośnie?

Stone podążyła wzrokiem za spojrzeniem Bryanta. Dla niego wyglądało to jak miniaturowe złomowisko, dla niej był to zapomniany skarb. Kompletowanie części do tego motocykla zajęło jej prawie rok. Nie mogła się doczekać, kiedy go odbuduje.

– To BSA Goldstar z 1954 roku.

Mężczyzna uniósł prawą powiekę.

– Trzymam cię za słowo.

Detektyw spojrzała mu w oczy wyczekująco. Oboje wiedzieli, że to nie motocykl jest celem jego wizyty.

– Nie było cię wczoraj – stwierdził, podnosząc z podłogi kolektor wylotowy.

– Błyskotliwa dedukcja, Sherlocku. Może powinieneś zostać detektywem?

Uśmiechnął się, ale szybko spoważniał.

– Świętowaliśmy, Szefowo.

Kim zmrużyła oczy. Tutaj, w jej domu, ona nie była detektywem inspektorem, a on detektywem sierżantem. Byli tylko Kim i Bryant, jej partner i najbliższa jej osoba – prawie przyjaciel.

– Tak, rozumiem. Gdzie byłaś? – mówił teraz łagodniej, bez pretensji, których się spodziewała.

Kobieta zabrała mu kolektor i odłożyła na stół roboczy.

– Nie miałam czego świętować.

– Przecież go dorwaliśmy.

Teraz mówił do niej jako przyjaciel.

– Ale jej nie.

Sięgnęła po kombinerki. Jakiś idiota przymocował kolektor do obudowy śrubą, która była o ćwierć cala za szeroka.

– Było za mało dowodów, żeby ją skazać. Twierdzi, że o niczym nie wiedziała, a prokuratura nie mogła nic na nią znaleźć.

– Prokuratora powinna wyjąć głowę z dupy i bardziej się postarać.

Zacisnęła kombinerki wokół śruby i zaczęła delikatnie nią obracać.

– Zrobiliśmy, co w naszej mocy, Kim.

– To za mało, Bryant. Ta kobieta jest ich matką. Urodziła te dwie dziewczynki, a potem pozwoliła, żeby ich własny ojciec wykorzystał je w najgorszy możliwy sposób. Te dzieci nigdy nie będą miały normalnego życia.

– To jego wina.

Wbiła w niego wzrok.

– On jest chorym bydlakiem, a co ona ma na swoje usprawiedliwienie?

Bryant wzruszył ramionami.

– Twierdzi, że o niczym nie wiedziała, że nic na to nie wskazywało.

Stone odwróciła od niego wzrok.

– Zawsze jest coś, co na to wskazuje.

Delikatnie poruszyła kombinerkami, aby wykręcić śrubę, nie uszkadzając kolektora.

– Nie możemy nic z niej wyciągnąć. Trzyma się swojej wersji.

– Chcesz mi wmówić, że nigdy się nie zastanawiała, dlaczego drzwi do piwnicy są zamknięte? I że absolutnie nigdy nie zdarzyło się, że wcześniej wróciła do domu i poczuła, że coś jest nie tak?

– Nie możemy jej nic udowodnić. Wszyscy zrobiliśmy, co w naszej mocy.

– To było za mało, Bryant. O wiele za mało. Jest ich matką. Powinna je chronić.

Nacisnęła mocniej i poruszyła kombinerkami w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara.

Mocowanie zagłębiło się w kolektorze.

Kobieta rzuciła kombinerkami o ścianę.

– Cholera, cztery miesiące polowałam na ten cholerny wydech.

Bryant pokręcił głową.

– Nie pierwszy raz docisnęłaś śrubę, co, Kim?

Mimo wściekłości, uśmiechnęła się.

– I na pewno nie ostatni. – Pokręciła głową. – Podaj mi te kombinerki, co?

– Mówi się „proszę”. Czy rodzice nie nauczyli cię dobrych manier, młoda damo?

Jego szefowa nie odpowiedziała. Nauczyła się mnóstwa rzeczy od wszystkich siedmiu par rodziców zastępczych. Większość z nich wcale nie była dobra.

– Ale muszę przyznać, że ekipa była wdzięczna za opłacenie imprezy z góry.

Skinęła głową i westchnęła. Jej zespół zasłużył na świętowanie. Ciężko pracowali, zbierając dowody. Leonard Dunn miał spędzić w więzieniu bardzo długi czas.

– Jeśli zamierzasz zostać, to zrób coś pożytecznego i nalej kawy… proszę.

Bryant pokręcił głową i poszedł do drzwi prowadzących do kuchni.

– Zaparzyłaś świeżą?

Stone nie zadała sobie trudu, żeby odpowiedzieć. Jeżeli tylko była w domu, to zawsze miała świeżo zaparzoną kawę.

Kiedy mężczyzna krzątał się po kuchni, Kim znów zadziwił fakt, że nie miał jej za złe szybkiej kariery. Miał czterdzieści sześć lat i w ogóle nie przeszkadzało mu przyjmowanie rozkazów od kobiety o dwanaście lat od siebie młodszej.

Policjant podał jej kubek i oparł się o stół roboczy.

– Widziałem, że znowu gotowałaś.

– Próbowałeś?

Mężczyzna wybuchnął śmiechem.

– Nie, dziękuję. Chcę jeszcze pożyć i nie jem niczego, czego nie potrafię nazwać. A te wypieki wyglądają jak afgańskie miny.

– To biszkopty.

Bryant pokręcił głową.

– Dlaczego się do tego zmuszasz?

– Bo jestem w tym kiepska.

– Jasne, rozumiem. Znowu coś cię rozproszyło? Zobaczyłaś miejsce na lakierze, które trzeba było wypolerować albo śrubę, która…

– Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty w sobotni poranek?

Pokręcił głową.

– Nie. Kobiety mojego życia poszły zrobić sobie manicure, więc naprawdę nie mam nic lepszego do roboty, niż cię gnębić.

– W porządku, ale czy mogę zadać ci osobiste pytanie?

– Jestem szczęśliwie żonaty, a ty jesteś moją szefową, więc odpowiedź brzmi: nie.

Kim jęknęła.

– Dobrze wiedzieć. Ale chciałam zapytać o coś ważniejszego. Dlaczego nie potrafisz zebrać się na odwagę i powiedzieć małżonce, że nie chcesz pachnieć jak szatnia boysbandu?

Bryant pokręcił głową i wbił wzrok w ziemię.

– Nie mogę. Nie odezwałem się do niej od trzech tygodni.

Zaniepokojona Kim odwróciła się do niego.

– Dlaczego?

Mężczyzna podniósł głowę i wyszczerzył zęby w rozbrajającym uśmiechu.

– Nie lubię jej przerywać.

Teraz Kim pokręciła głową i spojrzała na zegarek.

– Dobra, dopij kawę i spływaj.

Policjant opróżnił kubek.

– Uwielbiam twoją subtelność, Stone – stwierdził, kierując się do bramy garażowej. Przed wyjściem odwrócił się jeszcze. Po jego minie było widać, że chce spytać, czy wszystko w porządku.

Kim mruknęła w odpowiedzi.

Kiedy policjant odjechał spod jej domu, westchnęła ciężko. Musiała to odpuścić. Świadomość, że Wendy Dunn pozwoliła, aby molestowano jej dzieci, wywoływała u niej szczękościsk, a myśl o tym, że dziewczynki miały znów trafić pod opiekę matki, która miała je chronić, przyprawiała ją o mdłości.

Kobieta rzuciła brudną szmatę na stół roboczy i zamknęła bramę garażową. Czas odwiedzić rodzinę.ROZDZIAŁ 3

Kim położyła białe róże na nagrobku, na którym wyryte było imię jej brata bliźniaka. Koniec najwyższego płatka prawie dotykał dat, które wyznaczały długość jego życia. Sześć krótkich lat.

W kwiaciarni było mnóstwo żonkili, kupowanych zwykle na Dzień Matki. Kim nienawidziła żonkili, Dnia Matki, a przede wszystkim – własnej matki. Jakie kwiaty miałaby kupić tej podłej, morderczej suce?

Wstała i spojrzała w dół, na świeżo skoszoną trawę. Nie potrafiła nie wyobrażać sobie przy tym jego wątłego, wychudłego ciałka, które wyrwano jej z rąk dwadzieścia osiem lat wcześniej.

Rozpaczliwie pragnęła przypomnieć sobie jego słodką, ufną buzię, pełną niewinnej radości i dziecięcego śmiechu. Nie potrafiła. Mimo upływu lat wciąż przepełniał ją gniew, a myśl o tym, że krótkie życie jej braciszka było pełne smutku i lęku, prześladowała ją każdego dnia.

Kobieta rozluźniła prawą pięść i pogłaskała zimny marmur, jakby gładziła krótkie czarne włosy Mikeya, tak podobne do jej własnych. Bardzo chciała mu powiedzieć, jak strasznie żałuje, że nie potrafiła go ochronić i utrzymać go przy życiu.

– Mikey, kocham cię i codziennie za tobą tęsknię. – Pocałowała palce i dotknęła nimi nagrobka. – Śpij spokojnie, aniołku.

Ostatni raz spojrzała na grób i odwróciła się od niego.

Przed bramą cmentarza czekało na nią kawasaki ninja. Zwykle pozwalał jej szybko dotrzeć z miejsca na miejsce. Dziś miał być dla niej wybawieniem.

Założyła kask i ruszyła. Dzisiaj potrzebowała ucieczki.

Przejechała przez Old Hill i Cradley Heath, miasteczka w Black Country. Niegdyś w soboty były one pełne ludzi – spacerowicze chodzili po sklepach, odwiedzali targ, a później wpadali na pogawędki do kawiarni. Teraz jednak markowe sklepy przeniosły się poza miasta, do galerii handlowych, a wraz z nimi zniknął weekendowy gwar.

Region Black Country miał trzeci najwyższy wskaźnik przestępczości w Wielkiej Brytanii i nigdy do końca nie odrobił strat po upadku górnictwa i metalurgii, które kwitły tam w czasach wiktoriańskich. Zburzone huty i odlewnie ustąpiły miejsca centrom handlowym i ponurym osiedlom mieszkaniowym.

Kim nie zamierzała jednak zwiedzać Black Country. Chciała jeździć na motorze do utraty tchu.

Wyjechała z Stourbridge w kierunku Stourton, skąd trzydziestokilometrowy odcinek drogi prowadził do malowniczego miasteczka Bridgnorth. Nie interesowały jej nabrzeżne sklepy i kawiarnie. Chciała się tylko przejechać.

Przy czarno-białym znaku przyspieszyła. Poczuła wyczekiwany przypływ adrenaliny, kiedy silnik obudził się do życia. Pochyliła się, przytulając się do baku.

Kiedy wyzwoliła moc motoru, musiała wysilić każdy mięsień, żeby ją opanować. Wyczuwała niecierpliwość i pobudzenie maszyny, która była gotowa eksplodować. Czasami miała ochotę jej na to pozwolić.

Chodźcie tu i spróbujcie mnie złapać, pomyślała, muskając prawym kolanem asfalt przy nagle wykonanym ostrym zakręcie. No dalej, dranie, czekam.

Od czasu do czasu lubiła przekomarzać się ze swoimi demonami. Kusić los, którego uniknęła, kiedy nie umarła razem z bratem.

Wiedziała, że pewnego dnia ją dopadną. To była tylko kwestia czasu.ROZDZIAŁ 4

Doktor Alexandra Thorne po raz trzeci okrążyła gabinet, jak zwykle przed spotkaniem z ważnym klientem. O ile się nie myliła, jej pierwsza tego dnia pacjentka nie osiągnęła niczego niezwykłego podczas dwudziestu czterech lat swego istnienia. Ruth Willis nie uratowała nikomu życia, nie odkryła cudownego leku, nie była nawet szczególnie produktywnym członkiem społeczeństwa. Jej istnienie było przydatne jedynie dla Alex – ale sama pacjentka żyła w błogiej nieświadomości tego faktu.

Alex nadal przyglądała się otoczeniu krytycznym okiem. Usiadła na fotelu zarezerwowanym zwykle dla pacjentów – nie bez powodu. Garbowana włoska skóra delikatnie pieściła jej plecy, zapewniając kojący komfort i ciepło.

Fotel był odwrócony od otwieranego pionowo okna, które mogło rozpraszać pacjenta, i ustawiony w taki sposób, że siedzący patrzył na dyplomy zdobiące ścianę za biurkiem – reprodukcją mebla z okresu regencji.

Na blacie biurka stało zdjęcie, lekko odwrócone – tak, żeby pacjent mógł dostrzec przystojnego, dobrze zbudowanego mężczyznę i dwóch małych chłopców uśmiechających się do obiektywu. Kojąca fotografia pięknej rodziny.

Podczas tej konkretnej sesji najważniejszy był jednak nóż do listów z rzeźbioną drewnianą rękojeścią i długim, cienkim ostrzem, leżący z przodu biurka, dokładnie na linii wzroku.

Rozległ się dźwięk dzwonka. Alex przeszył dreszcz oczekiwania. Idealnie. Ruth przyszła dokładnie o czasie.

Kobieta poświęciła jeszcze chwilę, aby przejrzeć się w lustrze od stóp do głów. Miała niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, ale dzięki wysokim obcasom wydawała się wyższa. Dobrze skrojone, granatowe spodnie z szerokim paskiem skrywały jej długie, szczupłe nogi. Wrażenia dyskretnej elegancji dopełniała prosta jedwabna koszula. Ciemnokasztanowe włosy Alex były podkręcone na końcach i ułożone w gładkiego, schludnego boba. Sięgnęła do szuflady po okulary i założyła je, aby uzupełnić zestaw. Nie potrzebowała okularów z powodów zdrowotnych, a jedynie wizerunkowych.

– Dzień dobry, Ruth – powiedziała, otwierając drzwi.

Kobieta weszła do środka. Wyglądała jak uosobienie ponurej pogody panującej na zewnątrz. Miała pozbawioną życia twarz i opuszczone ramiona.

– Jak się miewasz?

– Nie najlepiej – stwierdziła Ruth, zajmując miejsce.

Alex stanęła przy ekspresie do kawy.

– Znowu go widziałaś?

Ruth pokręciła głową, ale Thorne wiedziała, że kłamie.

– Wróciłaś tam?

Pacjentka odwróciła od niej zmieszany wzrok, nieświadoma, że zachowała się dokładnie tak, jak chciała tego Alex.

Ruth miała dziewiętnaście lat i była obiecującą studentką prawa, kiedy została brutalnie zgwałcona, pobita i porzucona na pastwę losu dwieście metrów od domu.

Odciski palców na skórzanym plecaku, który napastnik zerwał jej z pleców wykazały, że gwałtu dokonał 38-letni Allan Harris, od kilkunastu lat notowany za drobne kradzieże. Ruth stawiła mu czoła podczas trudnego procesu, po którym sprawca został skazany na dwanaście lat więzienia.

Dziewczyna robiła, co mogła, żeby się pozbierać, ale ta tragedia całkowicie zmieniła jej osobowość. Stała się wycofana, przerwała studia, straciła kontakt ze znajomymi. Mimo terapii nigdy nie udało jej się powrócić do w miarę normalnego życia. Starała się stwarzać pozory – ale nawet ta fasada legła w gruzach trzy miesiące wcześniej kiedy, mijając pub przy Thorns Road, zobaczyła, jak ze środka wychodzi jej oprawca, z psem u nogi.

Po kilku telefonach udało się potwierdzić, że Allan Harris został zwolniony za dobre sprawowanie po odsiedzeniu mniej niż połowy wyroku. Ta informacja doprowadziła Ruth do próby samobójczej, a ta z kolei – do sądowego nakazu terapii. W ten sposób poznała Alex.

W trakcie ostatniej sesji Ruth przyznała się, że co wieczór czeka schowana w cieniu przed pubem, aby zobaczyć swojego gwałciciela.

– Może sobie przypominasz, że w czasie naszego ostatniego spotkania odradzałam ci chodzenie tam. – To stwierdzenie nie było całkiem niezgodne z prawdą. Alex faktycznie jej to odradzała, ale nie tak przekonująco, jak mogła.

– Wiem, ale musiałam się o tym przekonać.

– O czym, Ruth? – Doktor Thorne postarała się, aby w jej głosie zabrzmiała troska. – Co chciałaś sprawdzić?

Pacjentka zacisnęła dłonie na poręczach fotela.

– Chcę wiedzieć, dlaczego zrobił to, co zrobił. Chcę spojrzeć mu w twarz i sprawdzić, czy czuje się winny, że zrujnował mi życie. Że mnie zniszczył.

Alex współczująco pokiwała głową, ale trzeba było ruszać dalej. Miała wiele do zrobienia i niedużo czasu.

– Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy w czasie ostatniej sesji?

Na ściągniętej twarzy dziewczyny pojawił się lęk. Pokiwała głową.

– Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale to integralna część procesu leczenia. Ufasz mi?

Dziewczyna bez wahania skinęła głową. Lekarka się uśmiechnęła.

– To dobrze. Będę tu z tobą. Przeprowadź mnie przez wszystko od początku. Opowiedz mi, co stało się tamtej nocy.

Ruth zrobiła kilka głębokich wdechów i wbiła oczy w kąt nad biurkiem. Idealnie.

– Był piątek, siedemnasty lutego. Byłam na dwóch wykładach i miałam masę nauki. Kilkoro przyjaciół wybierało się na drinka do Stourbridge, żeby coś uczcić. Poszliśmy do małego pubu w centrum miasta. Kiedy stamtąd wyszliśmy, pożegnałam się i ruszyłam do domu. Nie chciałam mieć kaca. Uciekł mi autobus. Chciałam wezwać taksówkę, ale był szczyt wieczornego piątkowego ruchu i musiałabym czekać dwadzieścia minut, a do Lye miałam tylko dwa kilometry, więc ruszyłam piechotą.

Ruth zamilkła i drżącymi rękami podniosła do ust filiżankę kawy i wypiła łyk. Alex zastanawiała się, ile razy w kolejnych latach dziewczyna wyrzucała sobie, że nie zaczekała na taksówkę. Dała pacjentce znak, żeby mówiła dalej.

– Odeszłam z postoju taksówek przy dworcu autobusowym i włączyłam iPoda. Było bardzo zimno, więc szłam szybko i w ciągu mniej więcej kwadransa dotarłam na Lye High Street. Weszłam do supermarketu i kupiłam kanapkę, bo nic nie jadłam od lunchu.

Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać i patrząc przed siebie pustym wzrokiem opowiadała o tym, co stało się dalej.

– Szłam i próbowałam otworzyć to głupie plastikowe opakowanie. Nie słyszałam nic, żadnego dźwięku. Najpierw myślałam, że samochód uderzył mnie w plecy, ale potem uświadomiłam sobie, że ktoś ciągnie mnie do tyłu za plecak. Zanim dotarło do mnie, co się dzieje, ogromna dłoń zakryła mi usta. Był za mną, więc nie mogłam go uderzyć. Rzucałam się, ale nie udało mi się go dosięgnąć. Czułam się, jakby wlókł mnie kilometrami, ale tak naprawdę było to tylko około pięćdziesięciu metrów, w ciemny kąt na cmentarzu przy High Street.

Alex zauważyła, że głos Ruth stał się odległy i spokojny, jakby opowiadała o rzeczach, które zdarzyły się komu innemu.

– Zatkał mi usta jakąś szmatą i rzucił mnie na ziemię. Uderzyłam głową o krawędź nagrobka i krew zaczęła mi płynąć po policzku. On w tym czasie próbował rozpiąć mi spodnie, ale ja myślałam tylko o tej krwi. Było jej mnóstwo. Opuścił mi spodnie do kostek, nastąpił mi na łydkę i stanął na niej całym ciężarem. Próbowałam zignorować ból, odepchnąć się i usiąść, ale kopnął mnie w skroń. Później usłyszałam zgrzyt jego rozporka i szelest jego spodni.

Ruth odetchnęła głęboko.

– Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zamierza mnie zgwałcić. Próbowałam krzyczeć, ale knebel tłumił dźwięk.

Zerwał ze mnie plecak i kolanem rozchylił mi nogi. Położył się na mnie i wbił mi się w odbyt. Bolało tak strasznie, że nie mogłam oddychać, a szmata, którą miałam w ustach, tłumiła moje krzyki. Kilka razy traciłam przytomność i za każdym razem, kiedy ją odzyskiwałam, modliłam się o śmierć.

Po policzkach Ruth popłynęły łzy.

– Mów dalej.

– Wydawało mi się, że to trwa wiele godzin. Wreszcie skończył, szybko wstał i zapiął spodnie, a potem schylił się i wyszeptał mi do ucha: „Mam nadzieję, że było ci dobrze, złotko”. Znów kopnął mnie w głowę i odszedł. Straciłam przytomność i odzyskałam ją dopiero, kiedy wnosili mnie do karetki.

Alex wyciągnęła rękę do Ruth i ścisnęła jej dłoń. Była lodowato zimna i drżąca. Thorne nie słuchała zbyt uważnie. Musiała działać dalej.

– Ile czasu spędziłaś w szpitalu?

– Prawie dwa tygodnie. Obrażenia głowy szybko się zagoiły – podobno to normalne, że rany głowy bardzo krwawią. Chodziło o tę drugą rzecz.

Ruth nie czuła się swobodnie, opowiadając o pozostałych obrażeniach, ale Alex musiała sprawić, aby jej pacjentka ponownie poczuła ból i upokorzenie.

– Przypomnij mi, ile miałaś szwów?

Dziewczyna się skrzywiła.

– Jedenaście.

Thorne przyglądała się, jak kobieta zaciska szczęki, przypominając sobie, co przeżyła w swoim prywatnym piekle.

– Ruth, nie potrafię nawet wyobrazić sobie, przez co przeszłaś i przykro mi, że zmuszam cię, abyś przeżyła to ponownie, ale to niezbędne dla osiągnięcia długotrwałego efektu terapeutycznego.

Pacjentka skinęła głową i wbiła w Alex ufny wzrok.

– Powiedz własnymi słowami, co ci odebrał ten potwór?

Kobieta namyślała się przez chwilę.

– Światło.

– Mów dalej.

– Nie ma już światła. Mam wrażenie, że przed tamtą nocą wszystko widziałam w jasnych barwach. Cały świat był jasny, nawet w pochmurne, burzowe dni, a teraz czuję się, jakby oczy przesłonił mi jakiś filtr, przez który wszystko stało się ciemniejsze. Letnie dni są teraz mniej pogodne, żarty – mniej śmieszne, we wszystkich działaniach widzę drugie dno. Sposób, w jaki patrzę na świat i na wszystkich ludzi, nawet tych, których kocham, zmienił się na zawsze.

– Co doprowadziło cię do próby samobójczej?

Ruth założyła nogę na nogę, później ją zdjęła.

– Na początku, kiedy go zobaczyłam, byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko wyszedł, że wymiar sprawiedliwości tak bardzo mnie zawiódł, ale później pojawiło się coś więcej – stwierdziła, jakby w końcu uświadomiła sobie coś, o czym przedtem nie wiedziała. – Świadomość, że nigdy nie uwolnię się od szalejącego we mnie gniewu. Żyję nienawiścią, i to mnie wykańcza. Zdałam sobie sprawę, że on zawsze będzie miał nade mną władzę i że nic nie mogę z tym zrobić. To skończy się dopiero, kiedy jedno z nas umrze.

– Ale dlaczego miałabyś to być ty, a nie on?

Dziewczyna namyślała się przez chwilę.

– Bo tylko nad taką opcją mam kontrolę.

Alex przyglądała się pacjentce kilka sekund, później zamknęła notatnik i odłożyła go na biurko.

– Może wcale tak nie jest – stwierdziła z namysłem, jakby coś właśnie przyszło jej do głowy, chociaż do tego właśnie zmierzała od chwili rozpoczęcia terapii. – Czy zgodziłabyś się przeprowadzić ze mną pewien eksperyment?

Ruth wyglądała niepewnie.

– Ufasz mi?

– Oczywiście.

– Chciałabym wypróbować coś, co moim zdaniem, może pomóc. Myślę, że razem jesteśmy w stanie przywrócić ci trochę światła.

– Naprawdę? – Dziewczyna brzmiała żałośnie. Najwyraźniej miała nadzieję na jakiś cholerny cud.

– Jak najbardziej. – Lekarka pochyliła się naprzód, opierając łokcie na kolanach. – Zanim zaczniemy, musisz zrozumieć, że to wizualizacja i działanie symboliczne.

Ruth skinęła głową.

– W porządku, patrz przed siebie. Wybierzemy się razem w podróż. Wyobraź sobie, że stoisz przed pubem, w którym on pije, ale nie jesteś ofiarą. Czujesz się silna, pewna siebie, sprawiedliwa. Nie boisz się chwili, kiedy wyjdzie z lokalu, czekasz na nią. Nie kulisz się w cieniu, nie czujesz lęku.

Ruth wyprostowała się i lekko wysunęła szczękę.

– Wychodzi z pubu, a ty idziesz kilka metrów za nim. Nie wyglądasz groźnie, jesteś samotną kobietą idącą za dorosłym mężczyzną, i się nie boisz. Zaciskasz dłoń na nożu, który masz w kieszeni płaszcza. Jesteś pewna siebie i masz kontrolę nad sytuacją.

Alex zauważyła, że wzrok Ruth padł na nóż do listów i na nim pozostał. Doskonale.

– Na końcu drogi skręca w zaułek. Czekasz na idealny moment, kiedy nikogo nie ma w pobliżu, i przyspieszasz. Kiedy jesteś tuż za nim, mówisz: „przepraszam”. Odwraca się zaskoczony, a ty pytasz go o godzinę.

Pacjentka zaczęła szybciej oddychać na myśl o spotkaniu twarzą w twarz ze swoim oprawcą, nawet w wyobraźni – ale przełknęła ślinę i skinęła głową.

– Kiedy unosi rękę, żeby spojrzeć na zegarek, wbijasz nóż w jego brzuch, najmocniej jak potrafisz. Znów dotykasz jego ciała, ale tym razem na twoich warunkach. Patrzy w szoku, a ty się odsuwasz. Wbija wzrok w twoją twarz i coś zaczyna mu świtać. W końcu cię rozpoznaje. Przypomina sobie tamtą noc, padając na ziemię. Krew przesiąka mu przez koszulę i tworzy kałużę wokół niego. Odsuwasz się dalej i patrzysz, jak wypływa z niego czerwona ciecz. Przyglądasz się tej kałuży i czujesz, że już nad tobą nie panuje. Sięgasz po nóż. Odzyskujesz kontrolę nad swoim losem i swoje światło.

Twarz Ruth się rozluźniła. Thorne kusiło, żeby zaproponować jej papierosa.

Odezwała się ponownie dopiero po kilku minutach.

– Wszystko w porządku?

Ruth skinęła głową i oderwała wzrok od noża do listów.

– Czujesz się lepiej?

– To dziwne, ale tak.

– To symboliczne działanie, które pozwala zwizualizować, jak odzyskujesz kontrolę nad swoim życiem.

– Czuję się dobrze. Prawie, jakbym się oczyściła – przyznała Ruth z cierpkim uśmiechem. – Dziękuję.

Lekarka poklepała dłoń Ruth.

– Myślę, że na dziś wystarczy. Za tydzień o tej samej porze?

Ruth skinęła głową, jeszcze raz jej podziękowała i wyszła.

Alex zamknęła za nią drzwi i wybuchnęła głośnym, swobodnym śmiechem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: