Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dla niej wszystko - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
10 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dla niej wszystko - ebook

 

 

Nigdy nie zapomnę tego, jak wyglądała, tak bardzo pewna siebie. Obserwowałem ją z daleka. Wtedy jeszcze nie była na mnie gotowa. Nie zbliżałem się do niej ani jej nie niepokoiłem, ale przez cały czas miałem ją na oku.

Mallory Sullivan jest gotowa na to, aby rozpocząć nowe życie. Po ukończeniu ze świetnym wynikiem studiów udało jej się trafić na najbardziej pożądany staż w Stanach Zjednoczonych. Dzięki ciężkiej pracy i determinacji osiągnęła to, o czym w czasach, kiedy wychowywała się w rodzinie zastępczej, mogła tylko pomarzyć.

Od samego początku wiedziałem, że ta dziewczyna stanie się moim osiągnięciem, dlatego w dniu, w którym pozwoliłem jej odejść, wyznaczyłem dla niej ścieżkę. Ścieżkę wiodącą do mnie.

Mallory nie spodziewała się, że ukoronowaniem tych marzeń stanie się Oz. Czasami jednak to przeznaczenie wybiera, w kim się zakochujesz. Kto sprawia, że tracisz nad sobą kontrolę. Kto obejmuje w posiadanie twoją duszę.

A potem dociera do ciebie, że to wcale nie było przeznaczenie…

Od chwili, kiedy ją ujrzałem, pragnąłem troszczyć się o nią i ją chronić. Tak to wszystko zorganizowałem, abym w idealnym momencie mógł ją posiąść, mógł zapewnić jej życie, na jakie zasługuje.

Oto nadszedł ten czas.

 

Alexa Riley to pseudonim literacki dwóch zadziornych przyjaciółek, które piszą wspólnie opowieści ze szczyptą erotyki. Każda ma męża i dwoje dzieci, obie kochają futbol, pączki i dręczonych obsesją bohaterów literackich. Specjalizują się w historiach miłosnych, słodkich i jednocześnie pikantnych, których przeczytanie nie zajmuje całego roku.

Autorka od wielu miesięcy jest #1 w rankingu najpopularniejszych autorów Amazonu w kategorii literatury erotycznej. Jej książki nie raz trafiały na #1 miejsce listy najlepiej sprzedających się tytułów na Amazonie. Sama autorka nie wychodzi spoza pierwszej setki topowych autorów Amazonu ogółem.

Dla niej wszystko to jej pierwsza „pełnowymiarowa” powieść; pierwsza część dylogii. Kolejny tytuł serii – już jesienią!

 

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-228-1
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP Miles

Obserwuję ją od samego początku.

To zabawne, ale niewiele pamiętam z czasów przed nią. W sumie to swoje życie mogę podzielić na dwie części. Przed nią i później. Pamiętam życie z rodzicami, pamiętam też okres studiów, ale przed nią wszystko jest szare. Do dnia, w którym ją ujrzałem, w moim życiu nie było kolorów. Kiedy zaś moje spojrzenie spoczęło na niej po raz pierwszy, poczułem się jak Dorotka, która trafiła do krainy Oz i otworzyła drzwi. Świat zacząłem odbierać w technikolorze, a ona stała się moją osobistą Gladiolą, Dobrą Czarownicą z Południa.

Miałem wtedy dwadzieścia dwa lata. Ona była siedemnastolatką biorącą udział w konkursie matematycznym na etapie stanowym.

Uniwersytet Yale poprosił mnie o reprezentowanie uczelni w charakterze jurora, a mnie kusiło, żeby odmówić. Stan Connecticut jest niewielki, ale może się poszczycić jedną z najlepszych uczelni Ivy League w kraju. Taką, w której niemal nie sposób się wyróżnić. Jako student ostatniego roku statystyki znajdowałem się wśród jednego procenta najlepszych.

Jedynym powodem, dla którego przyjąłem zaproszenie, była chęć odegrania swojej roli. Wiele osób oczekiwało, że pójdę w ślady ojca, i chciałem, aby dalej w to wierzyli, mój ostateczny cel wyglądał jednak inaczej. Kroczyłem ścieżką zemsty, w czym odgrywanie swojej roli miało mi bardzo pomóc. Wymienianie uścisków dłoni z tymi samymi ludźmi, z którymi wymieniał je kiedyś ojciec, nawet jeśli w ustach miałem potem gorzki posmak.

Wyrażenie zgody na wejście w skład jury okazało się punktem zwrotnym mojego życia. Tamtego dnia gorycz zniknęła. Zamiast niej pojawiła się słodycz. Pragnąłem jej. Potrzebowałem.

Nigdy nie zapomnę, jak wtedy wyglądała, tak bardzo pewna siebie. Przyglądałem jej się z daleka, jak lwicy na sawannie. Nie podszedłem do niej ani jej nie zaczepiłem, jednak nawet na chwilę nie spuściłem jej z oczu.

Później się dowiedziałem, że jej udział w tym konkursie sponsorowało liceum, do którego uczęszczała. Nie miała rodziców i wychowywała się w dużej rodzinie zastępczej, więc to szkoła opłaciła podróż. Była bystra i chciano jej pomóc w osiągnięciu sukcesu. A ona go osiągnęła.

W trakcie konkursu tak wiele mogłem wyczytać z jej oczu. Znała wszystkie odpowiedzi i ani razu się nie zawahała. Ufała swojej intuicji, a ta jej nie zawiodła. Drzemał w niej niezwykły potencjał, który tylko czekał na uwolnienie. Miałem ochotę siedzieć i słuchać jej bez końca.

Zajęła pierwsze miejsce w swojej kategorii. Przepełniała mnie dziwna duma.

Kiedy po zakończeniu konkursu opuściła salę w hotelu, pozwoliłem jej odejść. Było to najtrudniejsze, co przyszło mi w życiu zrobić. Wiedziałem jednak, że jeśli udam się za nią zbyt wcześnie, albo zbyt szybko, ona ucieknie. Nie tylko była dla mnie za młoda, lecz także coś mi mówiło, że to ten typ kobiety, który zdarza się raz na dziesięć tysięcy żyć.

Nie mogłem się spieszyć.

Może i nienawidzę swojego ojca, ale potrafię się uczyć na jego błędach. Jest inteligentny, ale jednocześnie niedbały, co rzuca się w oczy. Ja z kolei wiem, że jeśli czegoś się pragnie, trzeba nad tym intensywnie pracować i planować wszystko w najdrobniejszych szczegółach.

Od samego początku wiedziałem, że ona będzie moim największym osiągnięciem, więc w dniu, w którym pozwoliłem jej odejść, wyznaczyłem dla niej ścieżkę.

Ścieżkę wiodącą do mnie.

Nikt nie wie, że to ja stoję za kurtyną i pociągam za sznurki. Tak to wszystko poukładałem, żeby ona w idealnym momencie stała się moja.

Ten czas właśnie nadszedł.Rozdział pierwszy Mallory

– Jezu, co za paskudztwo.

Paige krzywi się z odrazą, ale nie przerywa treningu na bieżni. To pierwszy sprzęt, który po przeprowadzce ustawiła w salonie. Przy każdym jej kroku podskakuje długi kucyk. Ćwiczy już trzydzieści minut, a w ogóle się nie spociła.

Kiedy mieszkałyśmy razem w akademiku, chodziła na uczelnianą siłownię, czego nie znosiła. Podejrzewam, że przez zaczepki facetów. Jeśli wygląda to tak jak zawsze, kiedy gdzieś razem wychodzimy, na pewno zawsze któryś chciał z nią pogadać. Ale tylko zgaduję, bo nigdy nie wybrałam się z nią na siłownię ani też nigdy nie korzystam z bieżni. Nie biegam, chyba że jestem spóźniona, co się niemal nigdy nie zdarza.

– No co? Jest słodki – protestuję, przytulając do policzka różowy, puszysty kocyk. – I taki miękki.

Kręci głową, a ja przerzucam koc przez oparcie skórzanej sofy.

– Tu nie ma żadnych kolorów. Królują szarość, czerń i biel. Przyda się coś żywszego. – Rozkładam koc, żeby jej zaprezentować, jak świetnie tu pasuje. Wiem, że na pewno go nie polubi, ale jestem też pewna, że pozwoli mi go zatrzymać.

Paige nie zawraca sobie głowy modą ani designem. Lubi rzeczy proste, czyste i odłożone na swoje miejsce. Kiedy przydzielono nam w Yale wspólny pokój, właśnie ta jej cecha bardzo mi się spodobała. Niełatwo jest dzielić z obcą osobą niewielką przestrzeń, więc wszystko staje się prostsze, kiedy ten ktoś dba o porządek. Nauczyłam się to cenić po latach spędzonych w rodzinie zastępczej, kiedy dzieliłam pokój z trzema albo i czterema dziewczynami.

– Zostaw ten głupi różowy koc. Co potem? Wazony z plastikowymi kwiatami i poduszki dekoracyjne? – Tym razem jej słowom towarzyszy uśmiech.

– Na pewno nie plastikowe kwiaty. Są tandetne. – Odwracam się i otwieram kolejny karton, który czeka na rozpakowanie. Wprowadziłyśmy się tutaj przed kilkoma dniami, ale jedyne, czym się od tamtego czasu zajmowałam, to czytanie wszystkich dostępnych materiałów na temat finansów Osbourne Corp. i raportów inwestycyjnych. – Ale poduszki nie byłyby złe. I może jeszcze kilka obrazków na ścianach – sugeruję, na co Paige wybucha śmiechem. Chcę, aby panowała tutaj domowa atmosfera. Zaczynam nową przygodę i to mieszkanie jest jej pierwszym etapem.

Paige i ja przyjaźnimy się od pierwszego roku studiów. Poza zajęciami byłyśmy niemal nierozłączne. Choć bardzo się różnimy, dziwnie do siebie pasujemy. W sumie to chyba dlatego tak dobrze się dogadujemy. Wzajemnie się równoważymy. Ona jest głośna, bezpośrednia i zawsze dwa kroki przed resztą. Jest filigranowa, ale miałam okazję widzieć, jak rozprawia się z prawie stukilowym facetem, który zaczął się do mnie przystawiać w barze.

Na ogół traktuję ją jak starszą siostrę. To najbliższa mi osoba na całym świecie i jedyna, którą mogę uważać za rodzinę.

– Rób, na co tylko masz ochotę, Mal. Tylko nie pomaluj ścian na różowo. – Wciska „stop” i zeskakuje z bieżni. – Błagam!

– No coś ty.

Z lodówki w kuchni wyjmuje butelkę wody. Mieszkanie tworzy w większości duża, otwarta przestrzeń. Salon jest połączony z kuchnią i jadalnią, do tego dwie sypialnie w głębi korytarza, każda z własną łazienką.

Ja o czymś takim mogłabym tylko pomarzyć. To mieszkanie Paige. Kupiła je, kiedy się dowiedziała, że otrzymałam propozycję stażu w Osbourne Corporation, i uparła się, że przyjedziemy tu razem.

Sama nie poradziłabym sobie w Nowym Jorku. Po pierwsze, nie miałam odpowiednich funduszy, a po drugie, cholernie się bałam. Dotąd nigdy niczego nie zawaliłam i nie byłam gotowa na pierwszy raz. Nie jestem przesadnie pewna siebie, a jedynie pełna determinacji. Osbourne Corp. to nie byle co. Oferują rocznie trzy posady dla stażystów, a mnie udało się otrzymać jedną z nich. Pomocne mogło się okazać to, że w czasie studiów zarząd firmy przyznał mi wysokie stypendium i znał moje wyniki. Stypendium wystarczało na wszystko: akademik, jedzenie, podręczniki. Studia ukończyłam jako jedna z najlepszych na roku i pierwsza na mojej specjalizacji. Wykształcenie zdobyłam dzięki Osbourne Corp., a ten staż stanie się dla mnie okazją zaprezentowania, czego się dzięki nim nauczyłam.

Pragnęłam się sprawdzić, ale perspektywa przeprowadzki do Nowego Jorku przepełniała mnie lękiem. Na szczęście Paige zaoferowała mi pokój w swoim mieszkaniu, dzięki czemu pomogła rozpocząć nowy rozdział życia.

Początkowo byłam rozczarowana tym, że zaraz po ukończeniu studiów nie zgłosiły się do mnie różne firmy, ale na rynku pracy nie jest lekko. Mimo wszystko zdziwiłam się, że jedyną propozycją okazał się staż w Osbourne.

– Wyglądasz, jakbyś się nad czymś intensywnie zastanawiała – rzuca Paige.

Pociąga jeszcze jeden spory łyk wody, po czym odstawia butelkę na stół.

– To pewnie nerwy przed poniedziałkiem.

– Mówisz poważnie? – Staje przede mną, wyjmuje mi z rąk karton i stawia z powrotem na podłodze. Wiem, co się zbliża, i na mojej twarzy pojawia się uśmiech. – Kto zapierdzielał przez całe liceum i dostał się do cholernego Yale?

– Ja.

– Kto skończył studia z najlepszym wynikiem?

– Ja.

– Kto poprawił tego zasranego dupka profesora Sittena, kiedy próbował ci wmówić, że twoja odpowiedź jest błędna, a potem dopiekł mu tak, że ten aż się popłakał?

– Nie popłakał się.

– Och, w duchu ronił rzewne łzy. Uwierz mi. Wiem, jaką facet robi minę, kiedy płacze w duchu.

Wybucham śmiechem, bo to była akurat prawda.

– No kto? – nie ustępuje Paige.

– Ja.

– I komu przypadł jeden z najlepszych stażów w kraju?

– Mnie.

– No właśnie, tobie. Będziesz rządzić w ich dziale księgowości. Te cyferki będą cię słuchać jak posłuszne psiaki – oświadcza z przekonaniem.

– Kocham cię. – Mocno ją przytulam.

Wiem, że jestem bystra i poradzę sobie ze wszystkim, do czego się zabiorę. Łatwo mieć motywację, kiedy od zawsze trzeba polegać wyłącznie na sobie. Tak właśnie było ze mną, zanim w moim życiu pojawiła się Paige. Nawet teraz czasem trzeba mnie lekko popchnąć we właściwym kierunku, a ona ma wystarczająco dużo pewności siebie, aby to robić.

– Mnie nie da się nie kochać. – Na jej twarzy maluje się zadowolenie.

– No chyba że wtedy, kiedy mężczyźni płaczą przez ciebie w duchu – dodaję.

Wzrusza ramionami, podnosi karton, stawia go na ławie i zrywa taśmę.

– Powinnyśmy były to wszystko spalić, zamiast ciągnąć ze sobą. Już chyba czuję zapach zupy ramen. Śmierdziało nią całe nasze piętro akademika.

Wymachuje rękami nad kartonem, jakby próbowała odegnać nieprzyjemną woń.

Siadam na sofie i przyglądam się, jak Paige opróżnia karton. Znajdują się w nim głównie zdjęcia oprawione w ramki. Uwielbiam robić zdjęcia, zatrzymując w kadrze wspomnienia. Paige tego nie znosiła, jednak przez cztery lata na tyle ją wytresowałam, że teraz uśmiecha się, kiedy jej każę. Przed studiami tak naprawdę nie miałam wielu powodów do radości, niewiele chwil chciałam uwiecznić, więc na początku trochę ześwirowałam.

– Które są moje? – pyta, przeglądając zdjęcia.

– Och, a więc jakieś jednak chcesz? – Uśmiecham się i przewracam oczami.

Bierze do ręki zdjęcie z pierwszego roku studiów. Wyciągnęłam ją na mecz futbolu, twierdząc, że musimy zdobywać tyle studenckich doświadczeń, ile się tylko da. Pragnęłam chłonąć wszystko niczym gąbka. W związku z tym na drugim roku w kwestii życia studenckiego byłam już znacznie bardziej zblazowana.

– Boże, ja cię muszę naprawdę kochać. Nie mogę uwierzyć, że poszłam tam z tobą.

Pokazuje mi zdjęcie, a ja wybucham śmiechem. Zrobiłam je w chwili, kiedy wylewała chłopakowi na głowę wodę sodową. Przez pół meczu nawijał o tym, jak mu się podoba jakaś cizia z pierwszego roku, i Paige w końcu nie wytrzymała.

– To jest moje. – Odbiera mi ramkę.

– Och, mam kopie – przypominam jej.

Tamtego dnia zrozumiałam, że Paige nie jest taką sobie zwykłą studentką. Chłopak, którego oblała wodą, próbował doprowadzić do jej wydalenia, ale ostatecznie to on znalazł się w tarapatach.

Tato Paige miał pieniądze i władzę, ale nie był to temat, który często poruszałyśmy. Ona niewiele o tym mówiła, a ja nie naciskałam. Ja także nie o wszystkim miałam ochotę rozmawiać.

– Mam dosyć – oznajmia.

Rozsiada się na drugiej sofie i kładzie nogi na ławie. Lekko się wzdrygam. Sama ta ława jest warta pewnie więcej, niż dałabym radę zarobić w dwa miesiące, nie wspominając o pozostałym wyposażeniu mieszkania. Kiedy się wprowadziłyśmy, większość już tu była. Paige zachowywała się tak, jakby to nie było nic nadzwyczajnego.

– Wypakowałaś dosłownie jedną ramkę.

– Musisz mnie nakarmić, inaczej rozpocznę strajk.

– W sumie ja też zdążyłam zgłodnieć. Jesteś stąd, co powinnyśmy zamówić? – Wyjmuję z kieszeni telefon.

– Zapomnij. Wychodzimy. Jest piątek i to nasz pierwszy wieczór w mieście.

– Czeka nas mnóstwo rozpakowywania, no i muszę się jeszcze pouczyć. – Podnoszę z ławy jeden z podręczników, żeby jej przypomnieć.

Z Osbourne przysłano mi cały stos książek i folderów, które przeczytałam co najmniej trzy razy, ale zamierzam to zrobić ponownie. Nie chcę usłyszeć pytania i nie umieć udzielić na nie natychmiast odpowiedzi.

– Nie ma mowy. Mamy na to cały weekend. To postanowione. Kolacja, a potem kilka drinków. W sobotę i niedzielę możemy się zająć rozpakowywaniem, a potem ty skupisz się na tym swoim myśleniu. I analizowaniu. Dziś wieczorem trochę sobie wypijemy i pokręcimy tyłeczkami.

Wyrywa mi książkę z dłoni, rzuca na ławę, po czym zrywa się z sofy, bierze mnie za rękę i pociąga za sobą.

– Nie rozpakowałyśmy ubrań ani kosmetyków! – protestuję.

Jednocześnie już zastanawiam się, w co się ubiorę. To przecież Nowy Jork. Mogę tu poznać jakiegoś szejka albo kogoś w tym rodzaju, no nie? Tak naprawdę jedyne, co mam, to dżinsy i bluzki. I kilka ciuchów biznesowych, kupionych specjalnie z myślą o stażu.

– Część możemy wypakować teraz. I się wyszykować.

– Nie jestem pewna, czy mam coś, co będzie pasowało do twoich planów – burczę, idąc za Paige w stronę naszych sypialni.

Po drodze potykam się o kartony poustawiane w korytarzu.

– Coś prostego i seksownego. Włóż czarne, obcisłe spodnie, a do tego moje czarne kozaczki. I jakiś fikuśny top.

– Tak będzie dobrze tam, dokąd się wybieramy?

Do tej pory Nowy Jork odwiedziłam dwa razy i za każdym byłam zagubiona. To miasto jest dla mnie zbyt przytłaczające. Nawet po czterech latach w Yale czuję się czasem wyobcowana, jakbym znalazła się gdzieś przez przypadek.

– Mal, nie zabieram cię w żadne szalone miejsce. Zjemy po steku gdzieś niedaleko, a potem wybierzemy się na kilka drinków. Babski wieczór.

Wiem, że te dwa ostatnie słowa dodała dlatego, żeby mnie namówić na wyjście.

– Mogę cię uczesać? – pytam.

Lubię bawić się jej długimi, kasztanowymi lokami.

– A zjesz to, co zamówię? – odparowuje.

Paige ma w zwyczaju sama regulować rachunek, ale lubi także jadać w naprawdę drogich lokalach. W końcu przestałam się z nią wykłócać o to, która z nas płaci, ale staram się nie zamawiać niczego kosztownego. Wygląda jednak na to, że dzisiejszego wieczoru to nie przejdzie.

– Umowa stoi.

– Tylko bez lakieru – dodaje szybko.

– Bez przystawek.

– No dobrze, niech będzie lakier – kapituluje.

Wchodzi do swojego pokoju, a ja wybucham śmiechem. Może uda mi się ją namówić na odrobinę tuszu do rzęs.

– Bez makijażu! – woła, na co ja śmieję się jeszcze głośniej.Rozdział drugi Mallory

– Jameson. Czysty! – przekrzykuję muzykę w klubie.

Po kolacji ja i Paige udałyśmy się taksówką na Upper East Side, bliżej naszego mieszkania. Twierdziła, że wypijemy po prostu po dwa drinki i na tym koniec, co mnie cieszyło, gdyż nie chciałam, aby ten wieczór skończył się zbyt późno. Następnego dnia musiałam wcześnie wstać i zabrać się do nauki. Zostały mi tylko dwa dni do rozpoczęcia nowej pracy. Powinnam była przewidzieć, jak to się skończy, kiedy zatrzymałyśmy się przed klubem, do którego czekała spora kolejka. Paige spojrzała na mnie, unosząc brwi, po czym wyskoczyła z taksówki i od razu podeszła do bramkarza.

Nie zdążyłam nawet usłyszeć, co mu powiedziała, uniósł jednak aksamitny sznur i wpuścił nas do klubu. Nie dowiedziałam się, jak tego dokonała, bo kiedy znalazłyśmy się po drugiej stronie drzwi, ze wszystkich stron zaatakowała nas głośna, dudniąca muzyka.

Seven Eight Nine to bardziej klub niż bar. Dość elegancki lokal, jednak pośrodku znajduje się parkiet, a DJ nadaje tak, jakby był sylwester. Poza parkietem jest ciemnawo, a w kątach stoją wielkie, obite pluszem kanapy. Opieram się o bar, czekam na drinka i obserwuję, jak Paige rozmawia z jakimś facetem.

Wyczuwa chyba moje spojrzenie, gdyż podnosi wzrok i puszcza do mnie oko.

Grają tu całkiem dobrą muzykę, a że jestem już po jednym drinku, to miejsce coraz bardziej zaczyna mi się podobać. Ostatecznie włożyłam czarne rurki, kozaczki Paige na wysokim obcasie i czarną bokserkę z jedwabiu. Czerwiec w Nowym Jorku cechuje zabójcza wilgotność powietrza. Wokół baru nieźle daje klimatyzacja, zamykam więc oczy, ciesząc się chwilą wytchnienia.

Dzięki krótkim włosom czuję przyjemny powiew na ramionach. Nagle włoski na karku stają mi dęba, jakby ktoś mnie obserwował.

Otwieram oczy i w tym momencie barmanka przesuwa w moją stronę drinka. Kładę na blacie pieniądze, wtedy wyłania się dłoń trzymająca czarną kartę American Express, a barmanka przyjmuje ją bez mrugnięcia okiem.

Odwracam się lekko i dostrzegam mężczyznę z ciemnymi włosami i krótkim, ciemnym zarostem. Ma na sobie garnitur i skrywa się nieco w cieniu, uśmiecha się jednak do mnie, odsłaniając białe, proste zęby. Uśmiech ma sympatyczny, więc odpowiadam tym samym.

– Nie zapytałeś – mówię, kiedy barmanka zwraca mu kartę.

– Co byś powiedziała? – pyta.

Odsuwam się nieco i z rozmysłem lustruję go wzrokiem. Jest ciemno, ale to, co widzę, całkiem mi się podoba.

Wychowując się w systemie opieki zastępczej, nigdy nie miałam niczego ładnego. Ale ponieważ byłam naprawdę bystra i doskonale się uczyłam, prawie zawsze otaczały mnie dzieci z rodzin dobrze sytuowanych. Dorastałam na obrzeżach Manchesteru w stanie Connecticut, a okoliczni mieszkańcy reprezentowali niższą klasę średnią. Moja rodzina zastępcza nie należała do zamożnych, ale opiekujący się nami ludzie byli mili i dbali o to, abyśmy wszyscy zdobyli porządne wykształcenie. Przebywałam w pobliżu ludzi bogatych, widziałam więc, czym są ładne rzeczy. Może sama takich nie mam, ale doskonale zdaję sobie sprawę, co można kupić za pieniądze.

Mierzę wzrokiem nowo poznanego mężczyznę i widzę, że jego buty są warte więcej niż miesięczny czynsz za nasze mieszkanie w Lenox Hill. Następnie garnitur, z całą pewnością szyty na miarę. Rozpina marynarkę i rozchyla lekko poły, jakby pozwalał mi na dokładniejsze oględziny. Koszulę ma śnieżnobiałą, a krawat w kolorze ciemnego fioletu z drobnymi białymi kwiatkami. Kiedy podnosi rękę, aby go wygładzić, zauważam, że spinki do mankietów są w tym samym odcieniu. Do tego zegarek, za który na pewno niemało zapłacił.

Kiedy unoszę wzrok, okazuje się, że nie stoi już w cieniu i że ma ciemnoniebieskie oczy. Płoną blaskiem jak szafiry. Kiedy widzi, że mu się przyglądam, jego uśmiech staje się jeszcze szerszy, a wokół oczu pojawiają się niewielkie zmarszczki.

– No i? – pyta.

Pochyla się lekko w moją stronę w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Z pewnością bym odmówiła. – Przełykam whisky i pozwalam, aby ciepły aromat rozchodził się po języku.

Posyłam mu spojrzenie znad krawędzi szklanki, a on śmieje się cicho. Wygląda na takiego, który często się uśmiecha. A to jest bardzo seksowne. Ciemne, pofalowane włosy ma obcięte krótko, wydają się jednak wystarczająco długie, żeby przeczesać je palcami. Założę się, że gdyby je zapuścił, miałby na głowie fantastyczne loki. To niesprawiedliwe, że facet jest taki ładny.

– Dobrze więc, że nie zapytałem – stwierdza, a kiedy nieznacznie się do mnie przysuwa, wyraźnie czuję jego zapach.

Pachnie jak ciepły bursztyn i miód, a ja odruchowo robię krok w jego stronę.

Wyjmuje mi z ręki szklankę, ale nasze palce się nie stykają. Jak urzeczona, nie protestuję, kiedy to robi.

Obserwuję, jak obraca szklankę, przykłada usta tam, gdzie jeszcze przed chwilą spoczywały moje, i pociąga łyk whisky. Moje spojrzenie ześlizguje się na jego szyję i wydatne jabłko Adama. Przełyka, odsuwa lekko usta i zlizuje z krawędzi szklanki pozostałą kroplę.

Ten gest jest tak niesamowicie erotyczny i seksowny, że aż mi miękną kolana.

– Pomyślałem, że skoro za nią zapłaciłem, przynajmniej powinienem spróbować.

Odwraca szklankę tak, że to samo miejsce znajduje się na wprost mnie, i wkłada mi ją delikatnie w dłoń. Tym razem jego palce muskają moje. Milczę, gdy tak stoimy połączeni niewidzialnym uściskiem, a opuszki jego palców wędrują w stronę mojego nadgarstka. I znowu się przy tym uśmiecha.

Uśmiech tego mężczyzny mógłby rozświetlić całą ulicę.

Unoszę szklankę do ust i smakuję miejsce, którego przed chwilą dotykały jego wargi. Sama nie wiem, dlaczego to robię, ale nie mogę się powstrzymać. Nigdy dotąd się tak nie zachowywałam, nigdy aż tak nie kokietowałam mężczyzny, którego przecież nie znam.

Dopijam whisky, czując przy tym pieczenie w gardle. Odrywa dłoń od mojego nadgarstka i bierze ode mnie szklankę. Odstawia ją na bar i posyła mi uśmiech.

– Powiedz, jak masz na imię.

Chce ode mnie coś, co nie wiem, czy chcę mu dać. Jeśli mu powiem, nie będziemy już nieznajomymi i czar może prysnąć. Jest nieziemsko przystojny i na pewno zamożny, ale to nie ten typ mężczyzny, z którym chciałabym się związać.

Na podobnych do niego napatrzyłam się w Yale. Zaprosiłby mnie na randkę i nawijał o swoim koncie bankowym, gdy tymczasem ja próbowałabym poruszyć temat ostatniego twierdzenia Fermata. Jest zbyt czarujący jak na mój gust, poza tym to nie w takim miejscu chciałabym poznać mężczyznę mojego życia.

– Może lepiej nie, dobrze? – pytam i odwracam się w stronę baru, żeby zamówić kolejnego drinka. Rozglądam się za barmanką, a przez ramię rzucam: – Udawajmy, że to Emerald City, a ty jesteś czarnoksiężnikiem kryjącym się za kurtyną.

Niespodziewanie jego dłoń prześlizguje się na moje biodro, a ja nieruchomieję. Odwracam głowę i patrzę mu w oczy. Dostrzegam w nich coś na kształt desperacji, jakby błagał, abym mu coś dała. Cokolwiek. Uśmiech zniknął mu z twarzy, a jego miejsce zajął bezbronny strach.

– Proszę.

Widzę, jak jego usta się poruszają, ale przez głośną muzykę nie słyszę tego, co mówi. Robię krok w jego stronę i szepczę mu do ucha:

– Mallory.

Kiedy się odsuwam, odczuwam nagłą nieśmiałość, jakbym tym wyznaniem za mocno się przed nim odsłoniła. To tylko imię. Czemu w tej chwili wydaje mi się czymś tak intymnym?

Spoglądam na koniec baru i widzę, że Paige nadal tam stoi, rozmawiając z tym samym facetem, co przed chwilą. Chyba wyczuwa, że na nią patrzę, bo również zerka w moją stronę. Jej spojrzenie przesuwa się na stojącego obok mnie mężczyznę, po czym wraca do mnie. Moja przyjaciółka unosi brwi. Ledwo zauważalnie wzruszam ramionami i czuję, jak na policzki wypełza mi rumieniec. Nie robię niczego złego. Nie rozumiem, skąd to zakłopotanie.

Kiwa głową i stuka palcem w zegarek. To nasz sygnał mówiący, że zaraz się zwijamy. A potem odwraca się z powrotem do swojego towarzysza.

– Wychodzisz?

Uśmiecham się.

– Na to wygląda.

– Daj mi swój numer.

Kolejne żądanie. Bezpośredni facet, nie ma co. Widać, że zawsze dostaje to, na co ma ochotę. Rozglądam się z wahaniem i szukam w myślach dobrej wymówki.

– Czy jeśli poproszę o to twoją koleżankę, da mi go?

Uśmiecham się z zadowoleniem, zerkając na Paige.

– Nie ma mowy.

Paige zawsze trzyma facetów z dala ode mnie. Twierdzi, że muszę poczekać na tego właściwego i nie marnować czasu na nieudaczników. Miała rację, kiedy utrzymywała, że większość chłopaków z uczelni to snoby, i możliwe, że ten facet też taki jest. A ja… W kwestii mężczyzn nigdy nie dałam sobie szansy na to, aby popełnić błąd, więc teraz, w wieku dwudziestu dwóch lat, jestem zupełnie niedoświadczona.

Mój rozmówca sięga do kieszeni i wyjmuje telefon. Stoi i czeka, a ja w końcu się poddaję.

Wzdycham, po czym dyktuję swój numer. To niemożliwe, żeby w ogóle go usłyszał w hałasie panującym w klubie. My się przecież zupełnie nie znamy. Czemu miałby chcieć do mnie dzwonić? Nie mam zamiaru wylądować u niego w domu, a przecież właśnie tego faceci oczekują od lasek spotkanych w takich miejscach.

Chowa telefon i w tej chwili podchodzi do nas Paige. Patrzy to na niego, to na mnie.

– Gotowa?

– Aha. Idź, a ja cię zaraz dogonię – mówię i odprowadzam wzrokiem jej oddalające się plecy.

Kiedy po chwili spoglądam w szafirowe oczy, znowu jestem zgubiona. Mam wrażenie, jakbym się znalazła w oku cyklonu. Tyle że nie wiem, czy ten mężczyzna jest wiatrem siejącym spustoszenie czy też spokojnym środkiem, w którym nic mi nie grozi.

Wyciąga rękę i knykciami przesuwa wzdłuż mojej brody, jakby sprawdzał miękkość skóry.

– Chciałem czegoś więcej. – Ledwie go słyszę.

Nie wiem, co ma na myśli, i nie mam pewności, jak zareagować. Stoję jak wrośnięta w ziemię. Powinnam kazać mu przestać albo po prostu odejść, ale jest w nim coś, co mnie hipnotyzuje, i nie potrafię się temu czemuś oprzeć.

– Ona czeka.

Odwracam się i widzę, że Paige stoi oparta o ścianę. Przygląda nam się i wiem, że powinnam już iść.

Mężczyzna opuszcza rękę i robi krok do tyłu, uśmiechając się do mnie tak, jak na początku. Uśmiech jednak nie dociera do jego oczu. Jest w nich coś, czego nie umiem rozszyfrować, choć bardzo tego pragnę. Pragnę dowiedzieć się wszystkiego o tym nieznajomym.

Biorę głęboki oddech i odsuwam się od niego o kilka kroków. Czar pryska. Czuję się znowu sobą. Odwracam się i widzę, że mi się przygląda. Tym razem jego oczy także się uśmiechają.

Kiedy już jesteśmy na ulicy, wibruje mój telefon. Wyjmuję go z kieszeni spodni, aby się przekonać, czy to on. Paige zagania mnie do taksówki i podaje kierowcy adres. Odczytuję wiadomość.

Smakowałaś bardziej słodko, niż to sobie wyobrażałem.

Przepełniona ekscytacją odpisuję:

Jak mam mówić na mężczyznę za kurtyną?

Uśmiecham się w oczekiwaniu na odpowiedź.

OZRozdział trzeci Mallory

W niedzielny wieczór biorę do ręki telefon, aby sprawdzić, czy nie mam żadnej nowej wiadomości. I po raz kolejny doznaję rozczarowania. To gorsze niż czekanie na ogłoszenie wyników egzaminu na studiach.

– Odpuść, Mal – odzywa się Paige, nie podnosząc nawet głowy znad laptopa.

Przez weekend w końcu wszystko rozpakowałyśmy i dzisiejszego wieczoru postanowiłyśmy poleniuchować. Zamówiłyśmy chińszczyznę, bo żadnej z nas nie chciało się gotować, jako że to by oznaczało konieczność wybrania się do sklepu. Można by pomyśleć, że po czterech latach mieszkania w akademiku posiadanie własnej kuchni okaże się ekscytujące, ale zamawianie jedzenia na wynos jest takie proste.

– No co? Sprawdzałam e-maile – protestuję szybko.

– Jasne. A ja nie przeglądam teraz wcale Tumblr.

Przewracam oczami, bo przecież ma rację. Rzeczywiście sprawdzałam esemesy. Od piątkowego wieczoru nic nie napisał. Powinnam wrócić do czytania o Osbourne Corp., ale zamiast tego ciągle zaglądam do telefonu, żeby się przekonać, czy przyszło coś nowego, a potem po raz setny odczytać wiadomość, którą dostałam w piątek:

OZ

Odkładam telefon, biorę do ręki podręcznik i przeglądam fragmenty zaznaczone wcześniej. Przeczytałam je już tyle razy, że mogę recytować z pamięci. Wytrzymuję jakieś dziesięć minut.

– Ale czy to nie ja powinnam mu teraz odpisać?

Ponownie biorę telefon i pokazuję Paige, że to on napisał do mnie jako ostatni. Może powinnam mu coś odpowiedzieć. Nie jestem dobra w tym całym randkowaniu, nie mam przecież żadnego doświadczenia.

Paige odstawia laptop na kanapę i nachyla się ku mnie, aby zerknąć na wyświetlacz telefonu. Przygląda mu się przez długą chwilę, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała.

– Jeśli chcesz do niego napisać, to po prostu napisz – orzeka w końcu, po czym wraca do komputera. – Tych książek i tak już nie będziesz czytać. Wyglądają, jakby lada chwila miały się rozpaść – przekomarza się ze mną.

– Naprawdę? – pytam.

Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Paige nie umawia się z facetami. A przynajmniej nie robiła tego w czasie studiów. Kilka razy, kiedy zostałam zaproszona na randkę, zastanawiałam się, czy pójść, zawsze jednak w końcu odmawiałam. Nie chciałam, aby cokolwiek mnie rozpraszało. Najważniejsze były studia, a na umawianie się miałam całą resztę życia. Teraz natomiast wystarczyło, że pierwszy facet okazał mi zainteresowanie, a ja już do niego wzdycham. A przecież Oz zdecydowanie nie jest kimś, za kim powinnam się uganiać. Miałam okazję widzieć w akcji facetów jego pokroju. Wydaje im się, że za pieniądze mogą kupić wszystko, i przebierają w dziewczynach jak ja w książkach podczas wyprzedaży. Nie chcę go osądzać, bo przecież wcale go nie znam, ale dziewczyna musi mieć trochę oleju w głowie. Kiedy zamachał swoją kartą kredytową, uznał pewnie, że dzięki temu się na niego rzucę. Na mnie nie zrobiło to wrażenia. Jak w muzeum – można przyglądać się tym wszystkim ładnym, drogim rzeczom, ale w żadnym razie nie wolno ich dotykać.

– A czemu by nie? Nie uganiaj się za nim ani nic z tych rzeczy. Niech on odwala całą robotę, ale jeśli masz ochotę wysłać mu esemes, zrób to. Uroczy był.

Przyglądam jej się zaskoczona.

– Podmienili cię czy co? Użyłaś słowa „uroczy” i zachęcasz mnie, żebym się odezwała do faceta.

– W porządku. Jak sobie chcesz. Nie pisz do niego – rzuca wkurzona.

– Paige, ja się tylko droczę.

– Wiem. Przepraszam. Po prostu sporo mam ostatnio na głowie.

Siedzi lekko przygarbiona, a kasztanowe włosy opadają jej na twarz. Odgarnia je i związuje w kucyk.

– Chcesz o tym pogadać?

– Nie bardzo. Przeglądam e-maile i rozważam dostępne możliwości.

Odpuszczam. Porozmawia ze mną, kiedy będzie gotowa. To nie jest osoba, z której da się coś wyciągnąć na siłę.

– No dobrze – mówię, próbując zmienić temat na coś lżejszego, a ona natychmiast mruży oczy. – Co to był za byczek, z którym rozmawiałaś w piątek przy barze? Wzięłaś od niego numer?

– Nie. Zdziwiłabym się, gdyby w ogóle umiał się posługiwać telefonem – warczy.

– A co to za agresja?

– Powiedzmy, że mamy wspólną przeszłość, o której naprawdę nie chcę mówić. – Zamyka laptop, kładzie go na ławie, po czym przykrywa się różowym kocem i włącza telewizor wiszący nad kominkiem.

Od piątkowego wieczoru jest przygaszona i możliwe, że właśnie tamten gość ma z tym coś wspólnego. Strasznie bym chciała wiedzieć, co ich kiedyś łączyło. Paige wydaje się jeszcze bardziej wkurzona na facetów niż zazwyczaj.

Wyciągam się wygodnie na sofie, biorę do ręki telefon i zastanawiam się, co zrobić. I właśnie wtedy komórka zaczyna wibrować.

Oz: Myślałem o Tobie przez cały weekend.

Serce fika mi koziołka. Zerkam na Paige, a ta szybko odwraca wzrok. Odpisuję:

Ja: Jestem pewna, że masz lepsze rzeczy do roboty niż myślenie o mnie.

Oz: I tu się mylisz, słodka Mallory.

Ja: Cóż za czaruś.

Ciekawe, czy takimi tekstami mami każdą kobietę. Przez chwilę chcę nawet prosić Paige o przeczytanie tych wiadomości, zmieniam jednak zdanie.

Oz: Wygląda na to, że Ty to we mnie wyzwalasz.

Ja: Co tak naprawdę robiłeś w weekend?

Oz: Poza myśleniem o Tobie? Pracowałem. Ja zawsze pracuję.

Ja: Jakoś udało Ci się wyskoczyć do klubu w piątkowy wieczór.

Oz: Całe szczęście, w przeciwnym razie bym Cię nie zobaczył, nie posmakował.

Jego słowa przyprawiają mnie o gęsią skórę. Przygryzam wargę, bo nie mam pojęcia, co napisać.

Ja: Co teraz robisz?

Oz: Siedzę w swoim gabinecie. W końcu się złamałem. Sądziłem, że do mnie napiszesz. Próbowałem się powstrzymywać, ale nie dałem rady.

Ja: Sorki, byłam zajęta. Rozpakowywaniem i w ogóle.

Oz: Przeprowadzka?

Ja: Aha! Nowy Jork to dla mnie zupełna nowość. Trochę mnie przeraża, ale także ekscytuje.

Oz: Musisz pozwolić się zabrać na wycieczkę.

Przyjacielska propozycja? A może sugeruje randkę… Zerkam na Paige, ale ta chyba zasnęła. Przypominają mi się jej słowa: „Nie uganiaj się za nim”.

Ja: To zaproszenie na randkę?

Wysyłam wiadomość i od razu żałuję. Może powinnam była dodać mrugnięcie okiem albo coś innego, aby pokazać, że się droczę. Wrr.

Oz: Nazywaj to, jak chcesz, o ile tylko się zgodzisz.

Ja: Zastanowię się.

Czy powinnam się spotkać z mężczyzną, z którym zaledwie pięć minut rozmawiałam w klubie? No ale czy nie na tym właśnie polega randkowanie? Nie zgadzam się przecież na to, aby pójść do jego mieszkania ani nic z tych rzeczy. Moglibyśmy się spotkać na mieście. Porozmawiać. Może nawet udałoby mi się sprawdzić, jak bardzo jest szczery. Wydaje się słodki. Może nawet zbyt słodki, jakby prowadził jakąś grę…

Oz: No dobrze. Potraktuj to jako zaproszenie na kolację.

Ja: Kiedy?

Oz: Teraz.

Wow, to ci dopiero tempo. Najpierw ja chciałam, żeby do mnie napisał, a chwilę później on chce coś zrobić już, natychmiast. Mówię sobie, że to tylko taka gra. Szuka łatwej laski. Postanawiam, że będę szczera i bezpośrednia. Jestem pewna, że tego właśnie oczekiwałaby ode mnie Paige, gdybym jej pokazała wiadomości.

Ja: Nie zamierzam się z Tobą przespać.

Oz: Słodka Mallory, spanie to ostatnie, co mam ochotę z Tobą robić.

Zaciskam dłoń na telefonie. Niestety miałam rację. Rozczarowanie, jakie czuję, jest zbyt silne jak na tak krótką znajomość. Zresztą „znam” to zbyt dużo powiedziane. Jak to możliwe, że zajmuje tak wiele moich myśli? Myśli, które powinny się w tej chwili skupiać na czymś zupełnie innym? Jutro czeka mnie jeden z najważniejszych dni w życiu. O tym właśnie powinnam myśleć. A nie flirtować przez telefon z kimś, kto chce mi się dobrać do majtek. Nie podoba mi się jego tupet.

Ja: Pewny siebie? Nie lubię takich.

Oz: To nie pewność siebie. To prawda.

Biorę głęboki oddech i chwilę się zastanawiam nad odpowiedzią.

Ja: Wybacz, Oz, ale nie sądzę, aby to się udało. Nie jestem tego typu dziewczyną. Seksowny z Ciebie facet. Jestem pewna, że jeśli tylko chcesz, możesz teraz wybrać inny numer i się umówić.

Klikam „wyślij”. A więc to by było wszystko. Nie mogę się jednak powstrzymać przed zerkaniem na telefon, czekaniem na nadejście wiadomości. Mijają kolejne minuty i… nic.

Sfrustrowana, wyciszam dźwięk w telefonie, wstaję z kanapy, zabieram z ławy książki i foldery i idę do swojego pokoju. Rzucam wszystko na łóżko, po czym wracam do salonu z poduszką i wsuwam ją pod głowę Paige. Otulam ją dokładniej kocem i wyłączam telewizor.

Idę do sypialni, rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Następnie, starając się powstrzymać od zerkania na telefon, suszę włosy i przygotowuję strój na jutro.

Martwię się, że okaże się nieodpowiedni. Do szaleństwa doprowadza mnie myśl, że może mi się nie udać. Mogę się uczyć dniami i nocami, ale czy na pewno pasuję do tego miasta? Nowy Jork to olśniewająca metropolia, gdzie wszyscy wyglądają jak spod igły. Wszystkie ubrania do pracy kupiłam w Macy’s, maksymalnie wykorzystując limit na karcie kredytowej. Mimo to teraz nie jestem już pewna, czy okażą się wystarczające. Na widok metek z cenami lekko się wzdrygam. Wielka szkoda, że Paige i ja nie nosimy tego samego rozmiaru. Mogłabym wtedy pożyczyć coś od niej. Ale ona jest taka filigranowa. Na szczęście choć buty mogę jej podbierać.

Decyduję się na szarą ołówkową spódnicę i bluzkę w odcieniu jasnego różu, a potem udaję się do pokoju przyjaciółki, aby przekopać się przez jej buty. Wybieram jasnobrązowe czółenka na niezbyt wysokim obcasie, gdyż nie wiem, ile czasu spędzę jutro na nogach. Kiedy już wszystko czeka przygotowane, moszczę się na łóżku z laptopem na kolanach. Chcę jeszcze trochę poczytać o Osbourne Corp. Wiem już o nich naprawdę dużo, przecież ufundowali mi stypendium, chcę jednak zerknąć na najaktualniejsze dane, żeby mnie jutro ktoś na czymś nie zagiął.

Wślizguję się pod kołdrę i biorę do ręki telefon. W końcu robię to, na co mam ochotę od godziny. Odblokowuję wyświetlacz i widzę, że mam trzy esemesy i cztery nieodebrane połączenia. Wszystkie od Oza. Jasny gwint.

Oz: A więc myślisz, że jestem seksowny?

Przewracam oczami, gdy czytam pierwszą wiadomość.

Oz: Chcę Ciebie, gdyż wiem, że nie jesteś tego rodzaju dziewczyną. Może się zdziwisz, ale ja nie jestem tego rodzaju facetem. Już Ci mówiłem. Cały swój czas poświęcam pracy. Daj mi szansę.

Oz: Mallory, odpisz, proszę.

Zadzwonił krótko po wysłaniu esemesów. Nie wiem, co teraz zrobić. Sprawia wrażenie silnego i zdecydowanego. Z jednej strony coś takiego mi się podoba, z drugiej – napawa strachem. Oz najpewniej zmiażdży mnie i moje serce.

Telefon zaczyna mi wibrować w dłoni, a ja aż podskakuję. Na wyświetlaczu miga imię Oza i zastanawiam się, czy odebrać. Po krótkim wahaniu się poddaję.

– Halo?

– Mallory. – Wypowiada moje imię w taki sposób, jakby poczuł ulgę.

– Oz. – Wygląda na to, że mogę mówić wyłącznie monosylabami. Nie mam pewności, co jeszcze dodać.

– Nie rób mi tego.

– Czego? – pytam, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

– Nie pozwoliłaś mi wyjaśnić, co miałem na myśli. – W jego głosie słychać nutkę desperacji.

– Przepraszam, to tylko…

– Obiecaj mi, że nigdy więcej tego nie zrobisz – przerywa mi. – Że dasz mi szansę.

Śmieję się.

– Nie powiedziałam, że ci ją daję.

– Odebrałaś telefon.

Tu mnie ma. Odebrałam. Mogłam go po prostu zignorować, a potem zablokować jego numer.

– Chodzi ci po prostu o seks? – pytam prosto z mostu.

– Nie, Mallory, chodzi o znacznie więcej.

Czy to możliwe, że mówi prawdę?

– Obiecaj mi – powtarza, a ja ustępuję.

– Obiecuję – mówię.

Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że obiecałam mu znacznie więcej.

Słyszę, jak oddycha z ulgą.

– Leżysz w łóżku?

Moje serce znowu fika koziołka. Może powinnam je przebadać.

– Tak. – Rumienię się i podciągam wyżej kołdrę.

– Moja słodka Mallory.

Powinnam stanowczo oświadczyć, że nie należę do niego, ale w sumie podoba mi się wydźwięk jego słów. Co z kolei napawa mnie lękiem, bo prawdopodobnie powinno stanowić sygnał do ucieczki.

Chcąc przerwać panującą między nami ciszę, postanawiam poruszyć temat, w którym nie drzemią żadne podteksty seksualne.

– Jutro zaczynam nową pracę. Pierwszy dzień w Osbourne Corp. Słyszałeś o tej firmie?

– Tak, coś mi się obiło o uszy.

Spodziewam się, że powie coś więcej, on jednak milczy. Zazwyczaj, kiedy wspominam komuś o Osbourne, ten ktoś może mówić o niej bez końca.

– Pozwolę ci teraz zasnąć – odzywa się wreszcie. To dziwne. Choć się nie znamy, czuję z nim dziwną zażyłość. – Jutro do ciebie napiszę.

– Dobranoc, Oz.

– Słodkich snów, mała.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: