Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dlaczego chrześcijanie potrzebują Żydów? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 stycznia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dlaczego chrześcijanie potrzebują Żydów? - ebook

Chrześcijaństwo nie tylko wyrosło z pnia judaizmu –  ono odnawia swoje w nim zakorzenienie. Pielęgnowanie tych korzeni oraz świadomość ich głębokości potrzebne są każdemu chrześcijaninowi, umocni wiarę i poczucie przynależności do ludu Bożego. Jan Grosfeld, profesor nauk społecznych, zajmując się żydowskimi wpływami na kształt cywilizacji europejskiej, wskazuje na ścisły związek chrześcijaństwa z tradycją judaistyczną. Na tytułowe pytanie: „Dlaczego chrześcijanie potrzebują Żydów?” autor odpowiada nie tylko z wnikliwością wytrawnego badacza, ale również z troską Europejczyka, myślącego o bezpieczeństwie i trwałości fundamentów naszej cywilizacji.

Książka Jana Grosfelda ukazuje się w serii „Wyobraźnia Dialogu”, która jest odpowiedzią na widoczną w naszym stuleciu potrzebę rozwoju sztuki myślenia dialogicznego. Dialog wyrasta z przekonania, że każda religia i kultura jest inspiracją do zastanowienia się nad tajemnicą świata, w szczególności nad różnorodnością dróg i doświadczeń człowieka.        

Kategoria: Inne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8065-055-8
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Gdy za­sta­na­wia­łem się nad ty­tułem tej książ­ki, myśl moja, skie­ro­wa­na ku wza­jem­nym re­la­cjom chrze­ści­jan i Żydów, za­trzyma­ła się na sło­wach św. Paw­ła z li­stu do wspól­no­ty chrze­ści­jań­skiej w Rzymie: „pa­mię­taj, że nie ty pod­trzymu­jesz ko­rzeń, ale ko­rzeń cie­bie” (Rz 11,18). Kon­tekst do­tyczy wła­śnie re­la­cji chrze­ści­jań­sko-żydow­skich, z tym, że cho­dzi tu już o chrze­ści­jan wy­wo­dzą­cych się z po­gan (to zna­czy dzi­ka ga­łąz­ka oliw­na wsz­cze­pio­na w szla­chet­ną, czyli w lud żydow­ski). Dla­cze­go św. Pa­weł przy­po­mi­na Rzymia­nom ten, zda­wa­ło­by się, oczywi­sty fakt ? Dla­te­go, że ci po­ga­nie, któ­rzy przy­ję­li chrzest, nie tyl­ko szyb­ko za­po­mnie­li, skąd Je­zus Chrystus i chrze­ści­jań­stwo się wy­wo­dzą, ale w więk­szo­ści naj­praw­do­po­dob­niej nie byli tego w ogó­le świa­do­mi. Stan men­tal­ny dzi­siej­szych chrze­ści­jan, tak­że ka­to­li­ków, jest po­dob­ny, i to po­mi­mo Szo­ah, czyli ka­ta­stro­fy, któ­rą zgo­to­wał Żydom Hi­tler po­środ­ku schrystia­ni­zo­wa­nej i jak­że roz­wi­nię­tej cywi­li­za­cji eu­ro­pej­skiej, po­mi­mo ewo­lu­cji, jaka do­ko­na­ła się w tre­ściach na­ucza­nia Ko­ścio­ła oraz istot­nych zmian w re­la­cjach chrze­ści­jań­sko-żydow­skich.

Rzecz jest nie­zmier­nej wagi, gdyż cyto­wa­ne zda­nie ozna­cza, że nie tyl­ko Bóg nie od­rzucił Żydów, że nie tyl­ko nie­gdyś sta­no­wi­li ko­rzeń chrze­ści­jań­stwa, ale za­wsze, i dziś tak­że, są oni i mają być źró­dłem nie­zbęd­nym dla życia Ko­ścio­ła i chrze­ści­jan. In­nymi sło­wy, dla żywot­no­ści wia­ry chrze­ści­jań­skiej w każ­dym po­ko­le­niu nie­zbęd­ni są żywi Żydzi wy­zna­ją­cy Boga Je­dyne­go. I wte­dy po­ja­wił mi się wła­ści­wy ty­tuł: Dla­cze­go chrze­ści­ja­nie po­trze­bu­ją Żydów?

Ta myśl jest obec­na wprost i po­śred­nio we wszyst­kich tek­stach za­war­tych w ni­niej­szej książ­ce. Wy­da­wa­ło­by się, że pięć­dzie­siąt lat po So­bo­rze Wa­tykań­skim II i de­kla­ra­cji No­stra aeta­te oraz in­nych do­kumen­tach so­bo­ro­wych, po tak licz­nych wy­po­wie­dziach Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go świad­czą­cych o po­waż­nym prze­ło­mie w poj­mo­wa­niu roli Żydów w hi­sto­rii zba­wie­nia i sto­sun­ku chrze­ści­jan do nich oraz do juda­izmu, prze­łom na­stą­pił, je­śli nie w po­wszech­nej świa­do­mo­ści ka­to­li­ków i pro­te­stan­tów, to przy­najm­niej w tej, któ­ra ce­chu­je du­cho­wień­stwo, jako z isto­ty swej teo­re­tycz­nie le­piej orien­tują­ce się w na­uce Ko­ścio­ła. Nie twier­dzę, że tak nie jest w tym drugim przy­pad­ku, jed­nak­że chciał­bym przy­wo­łać tu dwa zda­rze­nia, któ­rych byłem uczest­ni­kiem.

Zna­na miej­sco­wo­ści nad­mor­ska, lato 1998 roku. W roz­mo­wie kil­ku osób uczest­ni­czy pe­wien ksiądz za­kon­nik, któ­ry na­gle stwier­dza: „Hi­tler jed­ną rzecz zro­bił do­brą: wy­koń­czył tych Żydów”.

Kra­ków 2014, kon­fe­ren­cja na te­mat ekume­ni­zmu. Po moim re­fe­ra­cie za­tytuło­wa­nym Sto­sunek do Żydów i juda­izmu jako wa­runek dro­gi do jed­no­ści chrze­ści­jan pod­cho­dzi do mnie ksiądz, któ­ry prze­bywał kil­ka lat na mi­sji w jed­nym z kra­jów arab­skich, i mówi przy­jaź­nie: „Ale prze­cież gdyby Je­zus był Ara­bem, to też byśmy Go ko­cha­li”.

Obie opi­nie, poza tym, że szo­kują­ce, po­ka­zują cał­ko­wi­ty brak zna­jo­mo­ści i ro­zu­mie­nia isto­ty chrze­ści­jań­stwa, a co za tym idzie – ma­gi­ste­rium wła­sne­go Ko­ścio­ła. W cen­trum owe­go pod­sta­wo­we­go de­fek­tu jest sens ta­jem­ni­cy wcie­le­nia, ja­kie­go do­ko­nał Bóg w Je­zusie Chrystusie: Bóg stał się czło­wie­kiem, ale nie ja­kim­kol­wiek, lecz Żydem. Dla­cze­go? Ze wzglę­du na we­wnętrz­ną har­mo­nię Bo­że­go pla­nu do­tyczą­ce­go hi­sto­rii zba­wie­nia. Sko­ro naj­pierw ob­ja­wił się pew­ne­mu wy­bra­ne­mu przez sie­bie lu­do­wi, to jest ja­sne, że i na­stęp­ne Ob­ja­wie­nie mu­sia­ło do­ko­nać się w ra­mach tej sa­mej hi­sto­rii, tego sa­me­go do­świad­cze­nia, któ­re przy­go­to­wa­ło ten lud żydow­ski do jesz­cze bliż­szej re­la­cji z Bo­giem. To temu lu­do­wi zo­stał za­po­wie­dzia­ny Me­sjasz, to ich men­tal­ność była dłu­go for­mo­wa­na ku świa­do­mo­ści życia zupeł­nie in­nej, niż u wszyst­kich po­zo­sta­łych na­ro­dów świa­ta. Pod­czas tej dłu­giej piel­grzym­ki Bóg oka­zuje się za­wsze wier­ny swe­mu lu­do­wi, mimo iż ten bywał czę­sto nie­wier­ny. Dla­te­go Żydzi mo­gli­by po­wie­dzieć nie tyl­ko „Je­ste­śmy świad­ka­mi”, ale też „Je­ste­śmy nie­za­do­wo­le­ni z sie­bie, a za­do­wo­le­ni z Boga Je­dyne­go”. Jest to po­sta­wa, któ­rą nie­wąt­pli­wie mogą po­dzie­lać chrze­ści­ja­nie.

Zda­nie to przy­szło mi kie­dyś na myśl w kon­tek­ście mo­je­go wła­sne­go życia i obec­no­ści w nim Boga.

Sko­ro Bóg jest wier­ny, to z pew­no­ścią wy­peł­ni i te obiet­ni­ce, któ­rych re­ali­za­cji jesz­cze ocze­kuje­my. Do­tyczą one przede wszyst­kim życia wiecz­ne­go, ale też jego kosz­to­wa­nia w życiu ziem­skim, po­tem przyj­ścia Chrystusa dla mnie in­dywi­du­al­nie w chwi­li śmier­ci oraz po­wtór­ne­go Jego przyj­ścia na koń­cu cza­sów. Ist­nie­je aneg­do­ta traf­nie opi­sują­ca żydow­sko-chrze­ści­jań­ską wspól­no­tę eg­zysten­cji ziem­skiej:

Roz­ma­wia ra­bin z księ­dzem o Me­sja­szu i o tym, kim On jest. Wresz­cie ra­bin mówi: „Pro­szę księ­dza, nie mu­si­my się spie­rać. My ocze­kuje­my na pierw­sze Jego przyj­ście, wy na drugie. Kie­dy przyj­dzie, oka­że się, czy bę­dzie to po raz pierw­szy, czy drugi. Tym­cza­sem mo­że­my Go ocze­ki­wać ra­zem”.

Czym jest to ocze­ki­wa­nie? Nie jest ono bier­nym spo­glą­da­niem w nie­bo czy na zie­mię. Za­rów­no Żydzi, jak i chrze­ści­ja­nie mają wy­raź­ną mi­sję. Jest ona mi­sją świa­dec­twa i życia, albo ra­czej świad­cze­nia życiem. Nieść ra­tunek drugie­mu czło­wie­ko­wi, nie po­prze­sta­wać na za­do­wo­le­niu z do­świad­cza­nia obec­no­ści Boga we wła­snym życiu, da­wać na­dzie­ję in­nym, że Bóg jest do­bry, że życie ma sens i śmierć bio­lo­gicz­na nie jest jego kre­sem to­tal­nym. Dla­te­go tak wiel­ką po­pular­ność zyskał frag­ment z Tal­mu­du, któ­ry mówi: „Kto­kol­wiek ra­tuje jed­no życie, to jak­by oca­lił cały świat, a kto­kol­wiek uni­ce­stwia jed­no życie, nisz­czy cały świat”. Świa­do­mość tak wiel­kiej war­to­ści życia czło­wie­ka ob­ja­wił ludz­ko­ści Bóg po­przez Żydów, a na­stęp­nie przez Je­zusa Chrystusa-Żyda i Jego uczniów. Tę mi­sję mają oni po dziś.

Sło­wo Chrystus jest grec­kim od­po­wied­ni­kiem he­braj­skie­go sło­wa Me­sjasz.

San­he­dryn 4,5 (Misz­na); Trak­tat San­he­dryn 37a (Tal­mud Je­ro­zo­lim­ski).W po­szuki­wa­niu dróg do świa­ta

Prze­cho­wuje­my zaś ten skarb w na­czyniach gli­nia­nych (2 Kor 4,7)

Wśród za­sad­ni­czych przy­czyn, dla któ­rych zo­stał zwo­ła­ny So­bór Wa­tykań­ski II, znaj­du­je­my jed­ną, któ­ra wy­da­je się szcze­gól­nie waż­na. Ukryta jest ona w pod­tytule tego tek­stu, za­czerp­nię­tym z 2 Li­stu św. Paw­ła do Ko­ryn­tian. Mam na myśli pe­wien spe­cyficz­ny, jak­że wy­jąt­ko­wy rys an­tro­po­lo­gicz­ny chrze­ści­jań­stwa, wy­wo­dzą­cy się z tra­dycji żydow­skiej – kruchość. Zna­cze­nie krucho­ści jako ce­chy wła­ści­wej czło­wie­ko­wi, któ­rej za­ak­cep­to­wa­nie po­do­ba się Bogu, znaj­du­je­my w wie­lu miej­scach Bi­blii: na przy­kład w wy­da­rze­niu ofia­ro­wa­nia Iza­aka (tak zwa­na Ake­da), w hi­sto­rii Ja­kuba i Da­wi­da, w Księ­dze Iza­ja­sza, zwłasz­cza w za­war­tych w niej pie­śniach o Słudze Pań­skim, w spo­so­bie wy­bo­ru ba­ran­ka do spo­życia pod­czas wie­cze­rzy se­de­ro­wej (pas­chal­nej), czy w naj­waż­niej­szym świę­cie juda­izmu Jom Kip­pur. Wy­peł­nie­nie, kul­mi­na­cję owej krucho­ści do­strze­ga­my w życiu i śmier­ci Je­zusa Chrystusa, któ­re­go wcie­le­nie w Żyda nie mo­gło do­ko­nać się poza ak­cep­ta­cją ludz­kiej toż­sa­mo­ści i zgo­dy na śmierć stąd płyną­cej. Pod tym wzglę­dem chrze­ści­jań­stwo, któ­re nie tyl­ko wy­wo­dzi się z juda­izmu, ale któ­re wciąż na nowo musi od­na­wiać swo­je w nim za­ko­rze­nia­nie, róż­ni się do in­nych re­li­gii. Pod­sta­wo­we pyta­nia do­tyczą­ce eg­zysten­cji ludz­kiej: Skąd się wzią­łem ? Kim je­stem? Do­kąd zmie­rzam? wy­mu­sza­ją po­szuki­wa­nie od­po­wie­dzi, któ­ra uzna­je czło­wie­ka za isto­tę stwo­rzo­ną, nie­zdol­ną do za­pew­nie­nia so­bie życia, któ­re­go źró­dłem może być je­dynie pod­miot od nie­go nie­skoń­cze­nie więk­szy, ten, któ­ry jest au­to­rem życia: Bóg. Po­szuki­wa­nie to, któ­re do­ko­nuje się przede wszyst­kim w do­świad­cze­niu hi­sto­rycz­nym i w re­la­cjach mię­dzyludz­kich, może pro­wa­dzić albo do uzna­nia wła­snej obiek­tyw­nej krucho­ści, czyli sła­bo­ści i ogra­ni­czo­ne­go cha­rak­te­ru moż­li­wo­ści czło­wie­ka, albo do za­prze­cze­nia fak­tycz­nej toż­sa­mo­ści ludz­kiej i uzna­nia się za ko­goś in­ne­go, za boga, któ­rym czło­wiek prze­cież nie jest. Tora, pro­ro­cy Izra­ela i jego tra­dycja nie­ustan­nie przy­po­mi­na­ją tę praw­dę Izra­eli­tom, któ­rzy – jak wszyscy lu­dzie – mają skłon­ność do ido­la­trii, tak­że wo­bec sa­me­go czło­wie­ka.

Ma­so­wa in­kul­tura­cja chrze­ści­jań­stwa po­cho­dzą­ce­go z Bli­skie­go Wscho­du w nie­gdyś cał­ko­wi­cie re­li­gij­nej po­gań­skiej Eu­ro­pie spo­wo­do­wa­ła siłą rze­czy zmie­sza­nie jego form i tre­ści z pa­nują­cą wśród po­gan na­tural­ną men­tal­no­ścią re­li­gij­ną, któ­ra z isto­tą orę­dzia Je­zusa Chrystusa nie mia­ła nic wspól­ne­go; wię­cej, w naj­istot­niej­szych kwe­stiach była z nim sprzecz­na. W pro­ce­sie in­kul­tura­cji chrze­ści­jań­stwo wy­wo­dzą­ce się z juda­izmu wie­lo­krot­nie ule­ga­ło po­waż­ne­mu znie­kształ­ce­niu w ma­so­wym wy­mia­rze spo­łecz­nym. Pró­by od­po­wie­dzi na pyta­nie o to, jak w po­wszech­nie schrystia­ni­zo­wa­nej Eu­ro­pie do­szło do tak skraj­ne­go po­de­pta­nia god­no­ści ludz­kiej, jak na­zi­stow­ski ra­sizm i za­gła­da Żydów, nie mogą po­mi­jać tej przy­czyny. Czy odej­ście od isto­ty chrze­ści­jań­stwa i od Boga mo­gło za­owo­co­wać Jego cał­ko­wi­tym za­prze­cze­niem w Za­gła­dzie tych, któ­rzy nie­śli orę­dzie Boga Je­dyne­go przez ty­siąc­le­cia? Za­gła­da Żydów nie była je­dynie wy­ra­zem nie­na­wi­ści ra­so­wej, ale – we­dle wie­lu teo­lo­gicz­nych in­ter­pre­ta­cji – za­ma­chem na sa­me­go Boga, któ­ry wy­brał so­bie Izra­eli­tów, a na­stęp­nie wy­bra­nie to roz­sze­rzył na chrze­ści­jan. W Za­gła­dzie wy­znaw­ców mia­ło się do­ko­nać rów­nież Jego uni­ce­stwie­nie, tak nie­zno­śna była bo­wiem kon­cep­cja czło­wie­ka i wspól­no­ty wła­ści­wa lu­do­wi żydow­skie­mu. Nie­zgo­da na fakt, iż czło­wiek jest tyl­ko bytem stwo­rzo­nym, któ­re­go na­tura wy­ma­ga oso­bi­stej i wspól­no­to­wej wię­zi z Bo­giem, sta­no­wi­ła za­pew­ne je­den z czyn­ni­ków, któ­re do­pro­wa­dzi­ły do pró­by osta­tecz­ne­go usunię­cia Żydów jako no­śni­ka wro­giej kon­cep­cji życia. Ci Żydzi, któ­rzy oca­le­li z tej Ka­ta­stro­fy, wy­szli w więk­szo­ści z tra­gicz­ną trau­mą, a ochrzczo­na Eu­ro­pa mu­sia­ła za­dać so­bie pod­sta­wo­we pyta­nie: Unde ma­lum ? Jak to moż­li­we, że tak strasz­li­wy los spo­tkał Żydów w schrystia­ni­zo­wa­nej Eu­ro­pie, in­nymi sło­wy – z rąk jak­by młod­sze­go bra­ta (Jan Pa­weł II) a na­wet z rąk dzie­ci (Be­ne­dykt XVI użył w sto­sun­ku do Żydów okre­śle­nia „nasi oj­co­wie”).

Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że chrze­ści­jań­stwo zro­dzo­ne w ło­nie juda­izmu nie jest jak inne re­li­gie, nie jest też żad­ną ide­olo­gią, nie jest fi­lo­zo­fią ani mo­ral­no­ścią, czy na­wet dok­tryną. Jest po­tęż­ną obec­no­ścią Sło­wa Boga w hi­sto­rii ludz­kiej, a tre­ścią tego Sło­wa jest Do­bra No­wi­na, jaką jest sam Je­zus Chrystus, bę­dą­cy speł­nie­niem mi­ło­ści Boga do czło­wie­ka. Z tą spe­cyfi­ką „jude­ochrze­ści­jań­stwa” wią­że się bar­dzo wy­raź­nie okre­ślo­ny, nie­obec­ny w in­nych re­li­giach, a za­tem i w daw­nej Eu­ro­pie po­gań­skiej, sto­sunek do hi­sto­rii i jej kon­kret­nych prze­ja­wów. Cho­dzi tu o pyta­nie: jak pa­trzeć, jak in­ter­pre­to­wać fak­ty i pro­ce­sy hi­sto­rycz­ne ? Nie mam tutaj na myśli wy­god­nej, za­wsze nio­są­cej zło­wro­gie skut­ki ak­cep­ta­cji zła, któ­re się do­ko­na­ło, ani tego, któ­re jest za­wsze obec­ne, lecz orę­dzie Je­zusa, któ­ry wie­lo­krot­nie kon­te­stuje spo­sób myśle­nia swych uczniów, choć oni prze­cież byli re­li­gij­ni i uwie­rzyli w Nie­go na wzór, do któ­re­go byli przy­zwycza­je­ni.

Bar­dzo trud­ne, a ra­czej nie­moż­li­we, jest prze­ni­ka­nie za­mysłów Boga. Jed­nak­że pew­ne kie­run­ki Jego dzia­ła­nia w hi­sto­rii moż­na do­strzec, zgłę­bia­jąc post fac­tum kon­kret­ne wy­da­rze­nia. Wów­czas na­wet naj­strasz­niej­sze ka­ta­stro­fy, a mó­wiąc bar­dziej ogól­nie: zło, sta­ją się nie tyle zro­zu­mia­łe, co przy­czynia­ją się do zmia­ny kie­run­ku wów­czas, gdy lu­dzie ode­szli od mą­dro­ści i za­mysłu Boga. Po­sta­wę tę do­brze wy­ra­ża Hiob sło­wa­mi: „Do­bro przy­ję­li­śmy z ręki Boga, cze­mu zła przy­jąć nie mo­że­my?” (Hi 2,10), a po­tem Je­zus Chrystus, gdy wy­po­wia­da zda­nie zdu­mie­wa­ją­ce i po ludz­ku prze­ra­ża­ją­ce: „Nie sprze­ci­wiaj­cie się złu” (Mt 5,38nn). Sło­wa te wy­da­ją się tym bar­dziej skan­da­licz­ne, że na­le­żą do Je­zuso­wych „Ośmiu Bło­go­sła­wieństw”. W owym frag­men­cie Ewan­ge­lii Ma­te­usza war­to czytać po­zo­sta­łe, bar­dzo kon­kret­ne prze­ja­wy tej ogól­nej po­sta­wy-za­sa­dy, któ­re są rów­nie bul­wer­sują­ce. Nic dziw­ne­go, że za­zwyczaj pró­bu­je się je ła­go­dzić i uśmie­rza­ją­co wy­ja­śniać – tak­że w Ko­ście­le – po­nie­waż nie miesz­czą się w fi­lo­zo­fii grec­kiej i pra­wie rzym­skim, w któ­re jude­ochrze­ści­jań­stwo zo­sta­ło in­kul­turo­wa­ne.

Ośmie­lił­bym się po­sta­wić tezę, że trud­no­ści z uo­bec­nia­niem krucho­ści, owej dif­fe­ren­tia spe­ci­fi­ca chrze­ści­jań­stwa, tak licz­ne po­sta­wy z nią sprzecz­ne, wię­cej, czę­sto spo­tyka­ne jej nie­zro­zumie­nie i sprze­ciw wo­bec niej oka­zywa­ny we­wnątrz Ko­ścio­ła, przy­czyni­ły się do istot­ne­go za­fał­szo­wa­nia isto­ty orę­dzia Je­zusa Chrystusa i jego re­ali­za­cji w hi­sto­rii. Do­tyczy to przede wszyst­kim spo­łecz­ne­go wy­mia­ru chrze­ści­jań­stwa, skłon­no­ści do me­cha­nicz­ne­go, jurydycz­ne­go rzuto­wa­nia tak zwa­nych cnót chrze­ści­jań­skich na po­ziom ma­so­wy. Skłon­ność ta wy­ni­ka z roz­po­wszech­nio­ne­go mo­ra­li­zmu, prze­ko­na­nia o zdol­no­ści czło­wie­ka do wy­peł­nia­nia przy­ka­zań wła­snymi si­ła­mi, w grun­cie rze­czy z po­strze­ga­nia chrze­ści­jań­stwa jako pra­wa, któ­re­go wy­peł­nia­nie wa­run­kuje przy­chyl­ność Boga. Tym­cza­sem ce­cha ta była i jest wła­ści­wa re­li­gij­no­ści po­gań­skiej, na­le­ży do re­li­gij­no­ści w spo­sób na­tural­ny cha­rak­te­rystycz­nej dla czło­wie­ka. Za­sa­dza się ona na stra­chu przed hi­sto­rią, przed re­la­cja­mi mię­dzyludz­ki­mi, przed Bo­giem, krót­ko mó­wiąc – przed życiem i śmier­cią. Stąd ro­dzą się wszel­kie po­sta­wy obro­ny, nie­na­wi­ści, roz­ła­my, stąd wal­ka o wła­sne „ja”, któ­ra, prze­nie­sio­na na grunt spo­łecz­ny, nisz­czy do­bro i po­kój, czy, jak mó­wią Żydzi, opóź­nia na­dej­ście Me­sja­sza.

Po­tęż­ny roz­ziew mię­dzy jak­że licz­nymi do­wo­da­mi świę­to­ści po­je­dyn­czych człon­ków Ko­ścio­ła a so­cjo­lo­gicz­nym ob­ra­zem po­staw spo­łecz­nych świa­ta zwa­ne­go chri­stia­ni­tas nie mógł nie skut­ko­wać kon­flik­ta­mi po­li­tycz­nymi sen­su lar­go, któ­re po­przez woj­ny re­li­gij­ne, wal­kę o tak zwa­ną praw­dę – naj­czę­ściej poj­mo­wa­ną we­dług ludz­kich wy­obra­żeń, choć ukrywa­ną pod chrze­ści­jań­ską fa­sa­dą – zna­la­zły swą kul­mi­na­cję w ide­olo­gii na­zi­stow­skiej i jej kon­kret­nych za­sto­so­wa­niach pod­czas II woj­ny świa­to­wej. Uwa­żam, że to naj­tra­gicz­niej­sze do­świad­cze­nie w hi­sto­rii Eu­ro­py, a w jego ra­mach Za­gła­da Żydów, było w znacz­nej mie­rze re­zul­ta­tem upo­wszech­nie­nia się opi­sa­ne­go wy­żej typu re­li­gij­no­ści, któ­ra nie ak­cep­tuje sła­bo­ści czło­wie­ka i zła przez nie­go czynio­ne­go. Na­zi­stow­skie po­glą­dy ra­si­stow­skie, an­ty­żydow­skie, któ­re zna­la­zły tak skraj­ny i prze­ra­ża­ją­cy wy­raz w lu­do­bój­stwie na ska­lę prze­mysło­wą, nie były i nie są ja­kimś wy­brykiem sza­leń­ców, lecz mogą sta­no­wić sta­cję koń­co­wą pew­ne­go iti­ne­ra­rium myślo­we­go, któ­re w ca­ło­ści za­sa­dza się na wo­lun­ta­rystycz­nej kon­cep­cji czło­wie­ka i życia. Ten an­tro­po­lo­gicz­ny sprze­ciw wo­bec jude­ochrze­ści­jań­skie­go ko­rze­nia Eu­ro­py, któ­ry mówi naj­głęb­szą praw­dę o czło­wie­ku, był, jest i bę­dzie nie­ustan­nie obec­nym za­gro­że­niem ludz­kiej eg­zysten­cji. Dla­te­go też war­to go wy­do­bywać na wierzch, uwydat­niać, wa­lo­ryzo­wać, de­men­tując za­ra­zem fałsz i zło płyną­ce z prze­ciw­nych kon­cep­cji an­tro­po­lo­gicz­nych.

Wśród trzech fi­la­rów cywi­li­za­cji eu­ro­pej­skiej – Aten, Rzymu, Je­ro­zo­li­my – ta ostat­nia oka­zywa­ła się naj­czę­ściej na po­zycjach prze­gra­nych wo­bec do­mi­na­cji pra­wa rzym­skie­go i fi­lo­zo­fii grec­kiej, wzmac­nia­nych przez re­li­gij­ność na­tural­ną. Tym­cza­sem spe­cyficz­nym rysem jude­ochrze­ści­jań­skie­go ko­rze­nia Eu­ro­py (i Ame­ryki), róż­nią­cym ją od in­nych źró­deł re­li­gij­nych i eg­zysten­cjal­nych na świe­cie, jest przy­wo­ła­na na po­cząt­ku isto­to­wa kruchość oso­by ludz­kiej. Mam tu na myśli kruchość za­rów­no w re­la­cji do Boga, jak i – co sta­no­wi lo­gicz­ny i nie­od­łącz­ny wnio­sek – w sto­sun­ku do in­nych lu­dzi oraz – co bar­dzo waż­ne – wo­bec sie­bie sa­me­go. Wy­miar ten za­wsze z wiel­kim trudem prze­bi­jał się po­przez cią­że­nie po­zo­sta­łych źró­deł re­flek­sji nad jed­nost­ką i spo­łe­czeń­stwem, hi­sto­rią i po­li­tyką, nad sa­mym życiem. Nie cho­dzi tutaj o la­men­to­wa­nie nad tą sy­tua­cją, lecz o kla­row­ność myśli i ro­ze­zna­nia. Być może trud­no­ści te i swo­ista sła­bość spo­łecz­na jude­ochrze­ści­jań­stwa są od­zwier­cie­dle­niem sy­tua­cji sa­me­go Je­zusa Chrystusa i Żydów, z któ­rych się wy­wo­dzi.

So­bór Wa­tykań­ski II był nie­wąt­pli­wie w znacz­nej mie­rze kon­se­kwen­cją II woj­ny świa­to­wej, któ­ra uzmysło­wi­ła tak­że Ko­ścio­ło­wi ko­niecz­ność pod­ję­cia głę­bo­kiej re­flek­sji nad obec­no­ścią zła i spo­so­ba­mi uo­bec­nia­nia do­bre­go Boga, któ­ry po­słał Syna, by włą­czyć po­gan do swe­go przy­mie­rza i ra­to­wać wszyst­kich lu­dzi. Mimo wszyst­kich trud­no­ści i nie­po­wo­dzeń, kryzysów i se­kula­ryza­cji – a za­pew­ne tak­że dzię­ki nim – cały okres po­so­bo­ro­wy mo­że­my okre­ślić jako po­szuki­wa­nie ta­kich spo­so­bów świad­cze­nia o mi­ło­ści Boga w świe­cie, by mi­sja Je­zusa Chrystusa nie ko­ja­rzyła się – jak to bywa – z przy­mu­sem i stra­chem, lecz z praw­dzi­wą wol­no­ścią, nie z pra­wem, któ­re są­dzi i za­bi­ja, lecz z ak­cep­ta­cją i mi­ło­ścią do każ­de­go, tak­że do nie­przyja­ciół, oraz z go­to­wo­ścią od­da­wa­nia za nich wła­sne­go życia. Jed­no­cze­śnie na­ucza­nie Ko­ścio­ła – w pod­sta­wo­wych ele­men­tach nie­zmien­ne – nie­ustan­nie po­trze­bo­wa­ło i nadal po­trze­bu­je świad­ków, iż „jarz­mo Chrystusa jest słod­kie, a Jego brze­mię lek­kie” (Mt 11,30). Bóg oka­zuje się do­bry tak­że i przez to, że sam od­po­wia­da na to za­po­trze­bo­wa­nie, ro­dząc ta­kich świad­ków w ło­nie Ko­ścio­ła. Ten skarb, o któ­rym pi­sze św. Pa­weł, „prze­cho­wuje­my w na­czyniach, aby z Boga była owa prze­ogrom­na moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7). Je­ste­śmy za­tem na­czynia­mi, któ­re są zro­bio­ne z gli­ny, a więc ła­two się tłuką, czyli słab­ną, wąt­pią, zdra­dza­ją, grze­szą. Nie je­ste­śmy ze sta­li, do cze­go zmie­rza­li Hi­tler i Sta­lin, nie mamy za­sług, o któ­re za­wsze upo­mi­na się na­sze rosz­cze­nio­we „ja”. Świa­dek Chrystusa jest świa­do­my swej mar­no­ści, lecz świa­do­mość ta go nie przy­tła­cza, nie wpę­dza w de­pre­sję, wprost prze­ciw­nie – cie­szy się on, po­nie­waż wi­dzi wspa­nia­łe rze­czy, któ­re czyni Bóg w jego wła­snym życiu. Ta­kich świad­ków po­trze­bu­je świat i lu­dzie szuka­ją­cy sen­su ist­nie­nia oraz bu­so­li orien­tują­cej na życio­daj­ną dro­gę. Idąc tą dro­gą, będą kie­dyś mo­gli roz­po­znać się w sło­wach apo­sto­ła po­gan: „Ze­wsząd zno­si­my cier­pie­nia, lecz nie pod­da­je­my się zwąt­pie­niu; żyje­my w nie­do­stat­ku, lecz nie roz­pa­cza­my; zno­si­my prze­śla­do­wa­nia, lecz nie czuje­my się osa­mot­nie­ni; oba­la­ją nas na zie­mię, lecz nie gi­nie­my. No­si­my nie­ustan­nie w cie­le ko­na­nie Je­zusa, aby życie Je­zusa ob­ja­wi­ło się w na­szym cie­le” (2 Kor 4,8-11).

So­bór Wa­tykań­ski II sta­no­wił ka­mień mi­lo­wy na dro­dze udo­stęp­nia­nia świa­tu tego skar­bu, ja­kim jest ra­cha­mim (hebr.), czyli ra­tują­ca od śmier­ci, tak­że eg­zysten­cjal­nej, mi­ło­sier­na mi­łość Boga do grzesz­ne­go czło­wie­ka. Nie bez po­wo­du po­trzeb­ny oka­zał się kult Bo­że­go mi­ło­sier­dzia wo­bec tak roz­po­wszech­nio­nych fał­szywych prze­ko­nań o Bogu, Ko­ście­le i sen­sie chrze­ści­jań­stwa. De­cyzja Jana Paw­ła II o ka­no­ni­za­cji sio­stry Fau­styny nie była ge­stem płyną­cym z ja­kiejś za­ścian­ko­wej po­boż­no­ści, lecz wy­ni­ka­ła z głę­bo­kie­go prze­ko­na­nia pa­pie­ża o ogrom­nej po­trze­bie uwydat­nie­nia tej wła­śnie po­sta­wy Stwór­cy, jaką po­sta­no­wił zre­ali­zo­wać w Je­zusie Chrystusie, a któ­ra przez stule­cia zo­sta­ła w Eu­ro­pie i w świe­cie przy­ćmio­na przez chmu­ry fi­lo­zo­fii, pra­wa i, owszem, teo­lo­gii. Jed­nak­że trze­ba być za­ra­zem świa­do­mym, że czło­wiek po­tra­fi być tak da­le­ce prze­wrot­ny, iż ów po­tęż­ny ak­cent po­ło­żo­ny na mi­ło­sier­dzie wy­ko­rzystuje czę­sto w tym celu, by re­ali­zo­wać swo­je wła­sne pla­ny, po­glą­dy i spo­so­by życia, któ­re Bogu po­do­bać się nie mogą, a któ­re na nie­go sa­me­go spro­wa­dza­ją roz­pacz i nie­szczę­ście.

J. Gros­feld, Od lęku do na­dziei. Chrze­ści­ja­nie, Żydzi, świat, WAM, Kra­ków 2011, s. 57–72.

W owym cza­sie był to je­dynie moż­li­wy spo­sób ze­tknię­cia wiel­kich mas lud­no­ści z Do­brą No­wi­ną o Je­zusie Chrystusie. Nie ule­ga przy tym wąt­pli­wo­ści, że chrze­ści­jań­stwo „za­czyni­ło” kul­turę eu­ro­pej­ską w wiel­kim stop­niu, prze­kra­cza­ją­cym znacz­nie na­sze dzi­siej­sze wy­obra­że­nia o tym wpływie. Zob. m.in. J. Życiń­ski, Eu­ro­pej­ska wspól­no­ta du­cha, Wy­daw­nic­two Fun­da­cji ATK, War­sza­wa 1998, s. 16–17; H. Juros, Ko­ściół, kul­tura, Eu­ro­pa, To­wa­rzystwo Na­uko­we KUL, Wy­daw­nic­two ATK, Lu­blin–War­sza­wa 1997; P. Ma­zur­kie­wicz, Eu­ro­pe­iza­cja Eu­ro­py. Toż­sa­mość kul­turo­wa Eu­ro­py w kon­tek­ście pro­ce­sów in­te­gra­cji, Wy­daw­nic­two Fun­da­cji ATK, War­sza­wa 2001.

Be­ne­dykt XVI, Świa­tło świa­ta, roz­mo­wę prze­pro­wa­dził P. Se­ewald, Znak, Kra­ków 2011.

Świad­czą o tym expli­ci­te nie­któ­re do­kumen­ty Va­ti­ca­num II, jak: Kon­stytucja do­gma­tycz­na o Ko­ście­le Lu­men gen­tium, Kon­stytucja dusz­pa­ster­ska o Ko­ście­le w świe­cie współ­cze­snym Gau­dium et spes, De­kla­ra­cja o wol­no­ści re­li­gij­nej Di­gni­ta­tis hu­ma­nae, De­kla­ra­cja o sto­sun­ku Ko­ścio­ła do re­li­gii nie­chrze­ści­jań­skich No­stra aeta­te, zaś im­pli­ci­te wszyst­kie po­zo­sta­łe do­kumen­ty.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: