Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dotyk - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dotyk - ebook

Lara Blair, wybitny chirurg, właścicielka firmy specjalizującej się w tworzeniu sprzętu umożliwiającego przeprowadzanie nowatorskich operacji, szuka rozwiązania skomplikowanego problemu medycznego. Poznaje Andrew Jonesa, niegdyś genialnego chirurga, który obecnie z tajemniczych przyczyn nie operuje pacjentów. Mikroskopijne rzeźby, precyzyjnie wykonane przez doktora przy użyciu sprzętu chirurgicznego, świadczą jednak o tym, że nadal jest on obdarzony dającym życie Dotykiem. Lara usiłuje namówić doktora Jonesa na współpracę. Poznaje jego sekret. Sama również nosi w sobie tajemnicę…

Piękna i ciepła opowieść o miłości, która potrafi przezwyciężać nawet największe przeszkody.

Informacja o autorze 

Randall Wallace jest scenarzystą, reżyserem, producentem i twórcą piosenek. Za scenariusz do filmu Braveheart – Waleczne Serce otrzymał nominację do Oscara. Inne jego filmy to m.in. Pearl Harbor, Byliśmy żołnierzami, Człowiek w żelaznej masce i Niezwyciężony Secretariat.

Nagrody i wyróżnienia:

2012 – finał Christy Award

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7516-996-6
Rozmiar pliku: 817 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Kiedy Michał Anioł skończył malować freski w Kaplicy Sykstyńskiej, ani papież, który go wynajął, ani sławni rzymscy artyści nie zwrócili szczególnej uwagi na scenę na środku sufitu: oto Bóg, którego Michał Anioł miał czelność przedstawić jako przypominającego istotę ludzką, wyciąga rękę do pierwszego człowieka, Adama, leniwie rozpierającego się w przepięknej, ale i bezładnej doskonałości w oczekiwaniu na Dotyk dający Życie.

Ludzie bogaci, wytworni, dobrze urodzeni i wykształceni oglądali Kaplicę wielokrotnie w trakcie prywatnych pokazów i oceniali wykonane w niej prace jako warte pochwały. Twierdzili, że Michał Anioł dokonał prawdziwej sztuki, wypełniając trudne krągłości sufitu, i sprostał wyzwaniu, jakim było malowanie na wilgotnym tynku. Krytykowali za to indywidualne postacie na freskach, choć żadna ze scen nie przykuła ich szczególnej uwagi.

Stało się to, kiedy Kaplica została otwarta dla zwykłych ludzi. Oniemiali, przyglądali się oni dwóm opuszkom palców, jednemu Boskiemu, a drugiemu ludzkiemu, między którymi miało za chwilę przeskoczyć Życie. Dopiero wówczas ktoś z Watykanu czy naukowych środowisk Rzymu zauważył, że Dotyk jest czymś wyjątkowym.

Faith Thomas i Andrew Jones byli takimi właśnie zwykłymi ludźmi, jednymi z wielu, którzy od wieków stawali w Kaplicy Sykstyńskiej bez ruchu, z otwartymi ustami, przepełnieni niedowierzaniem i zachwytem. Nikt jednak nie zaliczyłby Faith i Jonesa, jak nazywała go dziewczyna, do osób typowych. Każde z nich miało około dwudziestu pięciu lat. Faith, o niebieskich oczach i ciemnokasztanowych włosach, oraz wysoki Jones, mający rudoblond czuprynę i zielone oczy, stanowili atrakcyjną parę. Wyróżniali się spośród tysięcy młodych Amerykanów podróżujących tego lata z plecakami po Europie i przyciągali równie wiele spojrzeń jak posągi muzeów, które zwiedzali.

Pozostawali jednak zwykłymi ludźmi. Oboje pochodzili z Appalachów – ona z pól węglowych Pensylwanii, a on z okolic Pasma Błękitnego w Wirginii. Poznali się w szkole medycznej. Teraz leżeli na plecach na posadzce Kaplicy, oparci o swoje plecaki, każde ze zniszczoną kopią Europy za $85 na dzień, i wlepiali wzrok w sufit. Faith denerwowała się, że straż watykańska każe im wstać, bowiem leżenie na środku posadzki Kaplicy nie było dozwolone podczas godzin zwiedzania ani jakichkolwiek innych. Ale Jones szepnął coś jednemu z wchodzących strażników i potem wydawali się oni nie zwracać uwagi na leżącą parę. Być może dlatego, że Faith i Jones należeli do ostatniej grupy, którą wpuszczono tego dnia do Kaplicy przed jej zamknięciem.

Inni turyści już obejrzeli sufit. Ich oczy zdążyła zasnuć dziwna mgła – był to efekt próby uchwycenia i pojęcia wielkości dzieła sztuki, którego zarówno temat, jak i technika wykonania sytuowały się poza wszelkim zrozumieniem. „Boski Dotyk” wprowadzał konieczność zadumy; każdy, kto podniósł wzrok w jego kierunku, wiedział, że dostępuje wielkiego zaszczytu. Faith Thomas i Andrew Jones czuli radość wynikającą ze szczególnego uprzywilejowania. Wprawdzie leżenie na posadzce, po której przechodziły tysiące, a nawet miliony stóp, mogło wydawać się niehigieniczne, ale świętość tego miejsca czyniła podłogę nieskazitelną.

– Czy to dar życia? – zastanawiał się na głos Jones, a jego wzrok, jednocześnie ze wzrokiem Faith, spoczął na opuszkach palców, które zaraz miały się dotknąć, a następnie na postaci Ewy, kobiety stworzonej dla Adama, obejmowanej przez Boga drugą ręką. – A może dar miłości?

– I to, i to – odpowiedziała szeptem Faith. – Pokazuje, że życie i miłość są tym samym. – Nie odrywając ani na chwilę wzroku od fresku, dodała: – Masz takie same ręce.

– Jak Adam? Czy jak Michał Anioł? – Jones uśmiechnął się szeroko. Faith nie musiała się odwracać, doskonale znała ten jego zadziorny uśmiech.

– Jak ten Wielki Gość z białymi włosami. Twój dotyk przywraca mnie do życia – szepnęła.

Jakby kopiując malowidło, Jones wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny, a ona chciała podać mu swoją. Ale opuszki ich palców nie spotkały się jak na fresku, ponieważ Jones schwycił całą dłoń Faith, po czym wyciągnął coś z kieszeni i wsunął to szybko na jej serdeczny palec.

Pierścionek zaręczynowy.

Faith obróciła się na bok, spojrzała na swoją dłoń, a potem na Jonesa. Pocałowali się, a turyści znajdujący się w Kaplicy zaczęli bić im brawo. Strażnicy mrugali porozumiewawczo do Jonesa.

Nawet malowidło nad nimi wydawało się błyszczeć większą jasnością.



To, że Faith będzie pamiętać tę chwilę w Kaplicy Sykstyńskiej przez resztę swojego życia, nie ulegało wątpliwości. Nawet jeśli będzie żyła jeszcze sto lat, nawet jeśli skończy, śliniąc się i nie pamiętając swojego imienia, ślad tego, co właśnie się wydarzyło, na zawsze pozostanie w jej sercu. Właśnie to powiedziała Jonesowi, kiedy opuszczali bramy Watykanu, trzymając się za ręce.

Andrew uśmiechnął się delikatnie, a jego oczy błyszczały od emocji. I choć dziesięć minut wcześniej, gdy wsuwał jej na palec pierścionek, Faith myślała, że nie jest w stanie kochać nikogo bardziej, to w tej chwili z całą pewnością kochała go już mocniej. – Wszystko sobie zaplanowałeś! – stwierdziła. – Od jak dawna wiedziałeś, że to zrobisz?

– Odkąd zapytałem cię, czy pojedziesz ze mną na wakacje do Europy.

– Ale… mogłam się nie zgodzić… Mogłam… mogłam być zbyt zajęta, żeby…

– Nie, nie mogłaś – przerwał jej. – Nie pozwoliłbym ci na to.

Ścisnęła mocniej jego dłoń i oparła głowę o jego ramię. Szli zatłoczonymi ulicami miasta, wypełnionymi słonecznym światłem. Ich hotel znajdował się jakieś trzy kilometry dalej, ale chcieli się przespacerować, a po drodze znaleźć jakąś przytulną restauracyjkę, w której mogliby zjeść kolację przy świecach i muzyce. Faith uwielbiała sposób, w jaki Włosi śpiewali – tak naturalny jak oddychanie.

Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl. – Czy to wszystko było umówione? Ze strażnikiem?

– W pewnym sensie. To znajomy Luki – odpowiedział Jones z uśmiechem.

Luca był ich przyjacielem, Włochem. Poznali go jeszcze w Wirginii, do której przyleciał z Rzymu, żeby wygłosić wykład pod tytułem Sztuka i głos Boga. Po prelekcji zabrali go na kolację. Cała trójka szybko się zaprzyjaźniła. Teraz Luca czekał na nich w restauracji, żeby zrobić Faith kolejną niespodziankę – miała to być kolacja z okazji zaręczyn. Obiecał przyprowadzić swoich przyjaciół. Wprawdzie Faith i Jones nie znali żadnego z nich, ale Luca obiecał im, że natychmiast poczują się jak w rodzinie. Tak właśnie działa miłość: tworzy rodzinę z zupełnie obcych sobie ludzi.



Cztery miesiące później, w samym środku jesieni, Faith i Jones jechali samochodem przez góry w Wirginii. Na desce rozdzielczej ich starego jeepa znajdowała się przyklejona taśmą pocztówka z „Boskim Dotykiem”. Auto prowadziła Faith – która po całych dniach zajęć w klinice – uwielbiała kołysanie i podskakiwanie na drogach przecinających Pasmo Błękitne. Rozsiadała się wygodnie za kierownicą i podśpiewywała pod nosem. Radość, jaką sprawiało jej prowadzenie samochodu, spowodowała, że Andrew wyrzekł się kierowania, chociaż też lubił siadać za kółkiem. Przyglądał się jadącej Faith, uśmiechał się do siebie, kręcił głową i myślał, jakim jest szczęściarzem.

Opuścili teren uniwersytetu późnym popołudniem. Jechali drogą 29, prowadzącą na wschód, do hrabstwa Nelson – najbiedniejszego regionu Wirginii. Trasa ta była jedną z najpiękniejszych w całym stanie. Droga wiła się pośród pól uprawnych, pomiędzy domami, kościołami i sklepikami pełnymi staroci, wzniesionymi na ziemi, którą Thomas Jefferson pokonywał dwieście lat wcześniej w drodze z Charlottesville do Lynchburga, kiedy jeździł do swojego domu letniego w Lesie Topoli. Jones uwielbiał historię, dlatego za każdym razem, gdy przemierzali tę trasę, myślał o Jeffersonie, tym niezłomnym budowniczym, który zaprojektował nie tylko swoją posiadłość Monticello, uniwersytet, zegary i srebrne filiżanki, lecz także – w pewnym sensie – Stany Zjednoczone. Faith uśmiechała się cierpliwie, kiedy Jones po raz kolejny mówił coś na ten temat. Nie było to dla niej szczególnie interesujące, stanowiło jedynie pewną ciekawostkę. Dziewczynę o wiele bardziej intrygowało to, co działo się TERAZ w mijanych przez nich domach, w których nawet w październiku i maju migotały lampki bożonarodzeniowe. Jakimi problemami żyły te rodziny? Czy ktoś tam chorował? Dlaczego nie zdejmują światełek? Gdyby to uczynili, to ponowne zakładanie ich na święta stałoby się naprawdę czymś wyjątkowym. Faith i Andrew bardzo się od siebie różnili i to czyniło ich życie znacznie ciekawszym.

Kiedy słońce skryło się za górami, a szara mgła wieczoru zaczęła opadać na lasy i jezdnię, skręcili na zachód. Andrew rozmawiał przez komórkę. Nie lubił tego robić podczas jazdy jeepem – ich wspólne chwile poza szpitalem należały do rzadkości, a poza tym w samochodzie było dość głośno. Ale wcześniej zadzwonił do niego Luca i coś przerwało im rozmowę. Dlatego Andrew oddzwonił, chociaż z reguły wyłączał telefon, kiedy podróżował z Faith po górach.

– Tak, już wróciliśmy! – wołał, usiłując przekrzyczeć hałas, który czyniły zimowe opony sunące po czarnej nawierzchni. – Faith? Ma się świetnie! Puszy się przed wszystkimi kobietami w Charlottesville. Chwali się, jak mnie zdobyła!

Faith dała mu kuksańca w ramię, a potem wyciągnęła rękę i złapała jego dłoń. Ścisnął ją i powiedział głośno do telefonu: – Luca! Już za tobą tęsknimy… Oczywiście, jesteś zaproszony na ślub. Zadzwonię do ciebie, jak tylko ustalimy datę… Pewnie, ucałuję ją od ciebie… Ona cię też pozdrawia! – rozłączył się i uśmiechnął do dziewczyny. – Luca mówi, że powinienem zapytać cię o projekt, który z nim omawiałaś. Ten dotyczący wpływu muzyki na efekty leczenia neurologicznego.

– Badania dowodzą, że puszczanie muzyki klasycznej dzieciom powoduje podwyższanie ich IQ. Zaczęłam się zastanawiać: jeśli muzyka ma wpływ na mózg…

– Śpiączka pourazowa. Muzyka może przyśpieszyć leczenie.

– Bingo, duży chłopczyku! Och, wiedziałam, że oprócz tej ładnej buźki masz jeszcze inne atuty.

– Jak to się dzieje? Stymuluje? Uspokaja? Czy po prostu ludzie zdrowieją w kontakcie z pięknem? – Andrew przeniósł wzrok z pocztówki z freskiem Michała Anioła na Faith. Właśnie włączyła światła samochodowe. Ich poświata odbijała się miękko na jej skórze.

– To miłość. Sztuka jest wyrazem oddania, namacalnym dowodem tego, że komuś bardzo zależało, by stworzyć piękno i podzielić się nim. Być może my, lekarze, osiągnęlibyśmy o wiele więcej dzięki zwykłemu dotykaniu naszych pacjentów, okazywaniu im troski, niż poprzez naukę.

– Miłość leczy?

– Miłość leczy.

– Faith to właściwe imię dla ciebie.

Uśmiechnęła się do niego. Potem spojrzała na drogę i nagle na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Szarpnęła kierownicą i otworzyła usta, jakby chciała krzyknąć. Ale nie było na to czasu.

W jednej chwili dla Andrew Jonesa zmieniło się wszystko – jego nadzieje, myśli i to, w co w życiu wierzył.

W tej jednej chwili, kiedy Faith odeszła.

Faith w języku angielskim znaczy ‘wiara’.2

Kiedy Luca przyleciał z Rzymu do Wirginii, żeby wygłosić wykład na temat sztuki i jej oddziaływania na wiarę, Faith i Andrew byli jeszcze studentami. Faith powiedziała wówczas, że studiuje sztukę, aby oglądać nagich mężczyzn, Andrew – że lubi przypatrywać się sposobom użycia koloru. W rzeczywistości jednak on chciał oglądać obrazy przedstawiające nagie kobiety, a ona pragnęła badać wzajemne odziaływania pomiędzy tym, w co ludzie wierzą, a tym, co jest dla nich piękne. Wybrali się więc na wykłady młodego włoskiego geniusza, o którym oboje słyszeli, że potrafi mówić bez notatek, zna odpowiedź na każde pytanie i lubi godzinami rozmawiać o sztuce, życiu i pięknie.

Nie rozczarowali się ani trochę. Lucę Manziego cechowały nieprzeciętny intelekt oraz niespożyta energia. Chłopak miał też wielkie serce.

Luca był niski, miał typowe dla Włocha ciemne włosy, oczy o odcieniu głębokiego brązu, ładną twarz i – bez względu na porę dnia – lekki zarost. Faith i Andrew przyszli na jego wykład w rotundzie i usiedli na krzesłach ustawionych na końcu sali. Słuchali go jak urzeczeni. Luca przechadzał się pomiędzy pięćdziesięcioma studentami i przedstawiał im historię sztuki od pierwszych malowideł skalnych do współczesnych filmów – ruchomych obrazów z dźwiękiem. Wszystko to widział, dlatego teraz z łatwością o tym opowiadał.

Kiedy wykład się skończył, Faith i Andrew podeszli do Luki i zapytali, czy nie zjadłby z nimi kolacji. Przyjął zaproszenie. Uśmiechnął się, a jego oczy pojaśniały. Jeszcze nie jadł i chętnie spróbuje amerykańskich potraw. Pomimo obiekcji Andrew, Faith nalegała, żeby zabrać Lucę do włoskiej knajpy. Po drodze para zaczęła się kłócić.

– Pewnie chciałby spróbować tego, co my tutaj nazywamy kuchnią włoską – przekonywała Faith.

– Ale kuchnia włoska z Wirginii to nie kuchnia włoska z Włoch! – odparł Jones.

Luca roześmiał się głośno. – Typowa kłótnia kochanków! Och, chciałbym was teraz namalować!

– A malujesz? – zapytała Faith.

– Nie potrafię nawet dobrze rysować – odpowiedział Luca, a jego twarz rozświetlił uśmiech. – Uczę sztuki, kocham sztukę, dzielę się sztuką, ale nie potrafię jej tworzyć. Mimo wszystko dobrze mi z tym. Świata też nie stworzyłem, a przecież kocham życie, zwłaszcza kiedy jestem z dwojgiem młodych ludzi, którzy kochają się tak bardzo jak wy, kłócą się, jakby się nie kochali, i nie obchodzi ich nic poza tym, co myśli to drugie.

Faith i Andrew uśmiechnęli się tak świetliście jak Luca. – Więc co chciałbyś zjeść? – zapytał Andrew.

– Lubię chińszczyznę – odparł Luca. – I steki. Za pizzą nie przepadam.

Cała trójka zaczęła się głośno śmiać.

Znaleźli restaurację, w której podawano steki. W trakcie tej kolacji przeprowadzili jedną z najciekawszych rozmów w życiu. Luca opowiedział Faith i Andrew o swojej pięknej dziewczynie. Wydała im się bardzo interesująca. Kiedy Luca o niej mówił, jego oczy jaśniały. Jej matka była marszandem, a ojciec producentem filmowym w Rzymie. Kiedy Faith zapytała, czy się pobiorą, Luca pokręcił smutno głową i powiedział, że kocha tę dziewczynę bardziej niż kogokolwiek, ale jest ona zbyt młoda.

– W takim razie w twoim życiu rozgrywa się niezły dramat – odezwał się Andrew. Luca po raz kolejny głośno się roześmiał.

– Tak jest, dramat! Nie ma co! – wykrzykiwał, machając rękami. – Kocham dramaty! Jak wszyscy Włosi! Nie możemy bez nich żyć!

– To dlatego tak kochasz sztukę? – zapytał Andrew. – Bo jest dramatyczna?

– Życie jest dramatyczne! Już samo to, że tu jesteśmy, jest dramatyczne! Zostaliśmy powołani do życia, a „żyć” oznacza: „być w obecności Boga”!

Natura wiary zawsze budziła ciekawość Faith. Dziewczyna nigdy nie próbowała jednak przekonywać kogokolwiek do tego, w co sama wierzyła. Andrew uważał, że usiłowała jedynie pogłębić własną wiarę i pragnęła dowiedzieć się, co jest w sercach innych ludzi. Jak powtarzała, słowo „wierzyć” ma większą moc niż „wiedzieć”. Kiedy więc Luca, który właśnie wygłosił wspaniały wykład na temat wzajemnego odziaływania na siebie sztuki i wiary, tak odważnie zadeklarował, że bycie żywym oznacza bycie w obecności Pana, rozpromieniła się i spytała: – A co myślisz o Bogu? Jesteś katolikiem, tak? Jaką drogą dotrzeć do wiary? Poprzez moralność? Łaskę? Rytuały? Jak to widzisz?

Luca znów się roześmiał. – Widzę to na wiele różnych sposobów, w każdym momencie dnia. Wierzę, a potem wątpię. Śmieję się i płaczę – wypił łyk wina, potrząsnął głową i zamyślił się głęboko. – Ale to nie ma znaczenia. Nie muszę rozumieć. Nikt nie musi. Są tylko dwie rzeczy, o których każdy musi wiedzieć: że Bóg jest i że nas kocha. To wszystko.

Kiedy Andrew Jones usłyszał te słowa, poczuł zachwyt – ale nie taki zmuszający człowieka do płaczu, lecz taki, który przepełnia go radością. Poczuł się szczęśliwy, zakochany, spełniony w tym wszystkim, w co wierzył i o czym marzył. Spojrzał na Faith. Zobaczył uśmiech na jej twarzy, z której biła miłość do niego i do całego świata. Odwrócił się do Luki i zobaczył również jego szeroki uśmiech.

– Myślę – powiedziała Faith, wstając – że to wyjaśnia wszystko. W związku z tym skorzystam z okazji i udam się w pewne miejsce. – Pocałowała Jonesa w usta, a Lucę w czoło – tuż u nasady jego gęstych, błyszczących włosów. Obaj mężczyźni obserwowali, jak się oddala.

Po chwili Luca spojrzał na Andrew. – Jesteś błogosławionym człowiekiem – powiedział Włoch i uniósł kieliszek wina w toaście.

– Tak, tak. Jestem – odparł cicho Jones i znowu się uśmiechnął. – Luca, kobiety cię kochają. Rozkwitają, kiedy jesteś w pobliżu, a Faith już przejrzała listę swoich koleżanek, żeby cię z którąś umówić. Dlaczego jeszcze się nie ożeniłeś?

Luca przejechał dłonią po twarzy, a następnie pokręcił głową i ciężko westchnął. – Wiele razy – powiedział, wyrzucając ręce w powietrze – naprawdę wiele razy byłem zakochany. Ale albo dziewczyna jest dla mnie za młoda, albo za stara, albo za bogata, albo mieszka za daleko, albo ją lub mnie zupełnie pochłania praca. Katastrofa!

Dla Jonesa zabrzmiało to jak: „kaaatastrofa!”. Walczył ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć, ale w końcu przegrał. Luca odwzajemnił uśmiech. Potem jednak zaczął intensywnie wpatrywać się w Andrew, tak jakby patrzył na nowy obraz młodego artysty. – Jak to zrobiłeś? – zapytał. – Jak waszej dwójce się to udało?

Jones zamyślił się na moment. – Właściwie to nic takiego nie zrobiłem – stwierdził. – No, nie starałem się, naprawdę. Nie musiałem się starać – to znaczy na początku. Ona też się nie starała. Wiesz, jak to jest: kiedy kogoś poznajesz i wydaje ci się atrakcyjny, myślisz, że chciałbyś z kimś takim być. Starasz się więc być miły i masz nadzieję, że magia zadziała. Ale wkrótce starasz się coraz bardziej, a magii jest coraz mniej.

Andrew spojrzał na Faith wychodzącą właśnie z toalety. Dziewczyna zatrzymała się, żeby porozmawiać z kelnerką. Prawdopodobnie skomplementowała jej kolczyki, bo obydwie zaczęły oglądać nawzajem swoją biżuterię, śmiać się i rozpływać w „ochach” i „achach”. Taka była Faith – wszystkich kochała i wszyscy kochali ją. – Czasami w nocy przyglądam się gwiazdom. Pewnie każdy tak robi i wszyscy podobnie się wtedy czujemy. Pewnej nocy na początku naszej znajomości Faith spojrzała w niebo i powiedziała, że wygląda ono tak, jakby Bóg stworzył wszechświat i z podekscytowania rozrzucił wszędzie iskierki radości.

– Wow! – odezwał się Luca.

– Właśnie: wow! Ja nie umiałbym tego tak sformułować. Faith dokładnie wyraziła mój zachwyt i radość, jaką czułem. Już wtedy wiedziałem, że to ta jedna jedyna, której od zawsze pragnąłem.

Faith podeszła do stolika. – O czym rozmawiacie? – spytała. Jej oczy lśniły szczęściem.

– O niczym – odpowiedział Andrew.

– O wszystkim – dodał Luca.

Bóg jest i nas kocha. To wszystko. Andrew myślał o tych słowach kilka razy przed śmiercią Faith i prawie każdego dnia po niej. Słowa te złościły go lub smuciły. Ale nie mógł się od nich uwolnić – nie dlatego, że w nie wierzył, lecz dlatego, że wierzyła w nie Faith.

Andrew Jones musiał uwierzyć w te słowa, chociaż nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno i szybko. I że będą one dla niego znaczyły dosłownie wszystko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: