Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dream - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dream - ebook

W historii autorstwa Marcina Legawca unoszą się opary alkoholu i halucynogennych narkotyków. W takiej atmosferze bardzo łatwo sprawy wymykają się spod kontroli i można popełnić błąd. Błąd, który może przekreślić całą przyszłość, sprowadzając ją do więziennej celi. W końcu za zabicie człowieka nie wyjeżdża się na wczasy. Kuba i Tomek, bohaterowie książki „Dream” Marcina Legawca są podejrzani o zabicie młodej dziewczyny. Nie pamiętają jak do tego doszło, gdyż byli pod wpływem alkoholu i narkotyków. I kiedy sytuacja wydaje się być bez wyjścia, okazuje się, że ich udział w morderstwie może być halucynacją. Jednak, aby nie spędzić życia za więziennym murem, trzeba będzie to jakoś udowodnić.

„Dream” to trochę czarny kryminał, trochę powieść psychodeliczna z odrobiną dantejskiej wędrówki przez piekło. Ale przede wszystkim jest to refleksja nad tym, do czego jesteśmy zdolni my sami, i do jakiego stopnia mogą wykorzystać nas inni.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-219-1
Rozmiar pliku: 808 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Ktoś mądry kiedyś powiedział: Aby zrozumieć szczęście, pierw trzeba być nieszczęśliwym. Codziennie zastanawiałem się nad tym zdaniem. Najczęściej tuż po przebudzeniu, gdyż nie wiem dlaczego te dwa uczucia dobrały się w parę… Paradoks przypominający życie dzieci syjamskich.

Nie może być tak, że nieszczęście jest brakiem szczęścia? Takim bezbolesnym impulsem zmuszającym do odkrycia prawdziwej radości. Nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem. W obecnej chwili zastanawia mnie tylko jedno… Dlaczego zawsze rano nad tym rozmyślam. Mam takie dziwne wrażenie, jakbym zadawał sobie to pytanie setki, tysiące razy, tylko, po co? Czemu ma to służyć? Dlaczego nie mogę rozpoczynać dnia tak jak inni ludzie, od porannej kawy, która w sposób banalny, a zarazem magiczny, pobudza moje zmęczone ciało do życia, do walki w tym okrutnym i bezlitosnym świecie.

Dziś zacznę wszystko od nowa. Postaram się kontrolować swoje życie i nie zadręczać swojej duszy rzeczami, na które i tak nie znam odpowiedzi. Pora wstać z tego łóżka. Najwyższy czas podnieść się po wczorajszym dniu, który minął w mgnieniu oka.

Lekko zaspanymi oczami zmierzyłem moje małe mieszkanie wzdłuż i wszerz. Pierwsze wrażenie było takie, jak zawsze, pasowałoby tu posprzątać. Leniwie, wręcz ślamazarnie podniosłem się z wyra. Rozejrzałem się po pokoju, łączącym się z niewielką kuchnią. Widok zasypanego brudnymi naczyniami zlewu przeraziłby niejednego człowieka. Nie kwapiłem się do tego, aby coś z tym zrobić. Pierwsze, o czym marzyłem, to porządne śniadanie, które z pewnością pomogłoby mi w zwalczeniu potwornego kaca.

Powolnym krokiem ruszyłem w stronę lodówki. Pod nogami walały się ubrania. Nie było by to nic dziwnego w mieszkaniu kawalera, gdyby nie fakt, że wszystkie śmierdziały alkoholem i papierosami. Zastanowiło mnie to. Dlaczego wszystkie ubrania wywaliłem z szafy, albo inaczej, dlaczego każdy ciuch śmierdział tak samo? Wyglądało to tak, jakby przez pokój przeleciało tornado niszczące wszystko na swojej drodze. Kij, obiecałem sobie, że nie będę się zadręczał pytaniami, na które nie znam odpowiedzi. Leżą, to leżą, grunt byle by w lodówce było coś do jedzenia. Jak myślisz, zawiodłem się na swojej domowej spiżarni, czy nie? No, niestety, w lodówce znajdowało się tylko światło, na które dziś wyjątkowo nie miałem ochoty. Nie pozostało mi nic innego jak usiąść na krześle w mojej mini kuchni i zastanowić się nad dzisiejszym posiłkiem. Podparłem głowę rękami i myślałem, co by mi pomogło. Chwile skupienia i zastanowienia sprawiły, że wpadłem na genialny pomysł: barszcz czerwony z uszkami. To był mój magiczny eliksir. Po takim posiłku mogłem ponownie wrócić do świata żywych.

Szybko podniosłem się z siedzenia i ruszyłem w stronę łazienki, która do złudzenia przypominała VIP room w ośrodku dla psychicznie chorych. Białe ściany z zardzewiała wanną i dziwnie zabrudzona kabiną prysznicową robiły piorunujące wrażenie. Eh, człowiek wie, jak się w życiu ustawić. Acha, zapomniałem o najważniejszym, czyli moim lustrze. Tak, to było ulubione miejsce w mej „rezydencji”. Często tam przebywałem ze względu na swoje długie włosy, jak na chłopaka oczywiście. Nie wyobrażaj sobie, że mam kudły po pas, do tego czarne i kręcone. Nie, nie… Lekko dłuższe włosy, takie z grzywką trochę zachodzącą na oczy. Dziś były wyjątkowo zaniedbane. Do tego stopnia, że lekko ograniczały moją widoczność. Prawą ręką ogarnąłem czuprynę, po czym na swojej twarzy, dokładnie na prawym policzku, ujrzałem cienką, a zarazem długą rysę. Była jeszcze świeża. Zastanowiło mnie to, bo nie przypominam sobie, jakim cudem znalazła się na moim licu. Po chwili poczułem także pieczenie na plecach. Szybko, jak na obecnym stan odwróciłem się, po czym w lustrze zauważyłem obszerne rany. Wyglądały, jakby ktoś mnie podrapał. Jakaś dziewczyna z długimi, twardymi paznokciami. Wszystko ładnie i pięknie, tylko skąd te ślady wzięły się na moim ciele? Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Ze wszystkich sił próbowałem sobie przypomnieć, co się stało dzień wcześniej. Moje myśli wraz z wyobraźnią działały na najwyższych obrotach. Czułem się jak maszyna skanująca wspomnienia. Kiedy myślałem, że wszystkie próby poszły na marne, w ostatnim momencie wpadłem na genialny pomysł. Wybiegłem z łazienki niczym sprinter na olimpiadzie w poszukiwaniu komórki. W tamtym momencie brałem udział w kilku konkurencjach. Bieg na czas, skok przez płotki oraz pływanie w starych, cuchnących ubraniach. Z rozpaczą szukałem zasranego telefonu, który mógł być ostatnia deską ratunku. Wierzyłem, a może inaczej, miałem nadzieję, że coś w nim będzie. Nie wiem, cokolwiek, zdjęcie, film, smsy albo jakiś numer telefonu. Opcji było wiele. Każda z nich przybliżyłaby mnie choć trochę do odpowiedzi na to nurtujące pytanie… skąd mam te rany na ciele?

Wraz z zanurzeniem się w cudowne, błękitne jezioro śmierdzących skarpet, usłyszałem głośne stąpanie po klatce schodowej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po chwili gwałtownego marszu rozbiegł się dźwięk w mieszkaniu. Ktoś pukał i raczej nie był to przedstawiciel handlowy, gdyż oni nie witają się słowami – otwieraj to, kretynie!

Serdeczne przywitanie skutecznie odciągnęło mnie od surfowania po bezkresnych falach Morza Śródziemnego. Podniosłem się z podłogi i szybkim, a zarazem nerwowym krokiem, podszedłem do drzwi. Z ciekawości spojrzałem w wizjer, no może i ze strachu też. Tuż za nim stał Tomek, mój dobry i jedyny przyjaciel. Trochę się uspokoiłem, po czym otworzyłem drzwi.

- Stary, coś ty narobił!? – nerwowo wykrzyczał. Zmierzyłem go od góry do dołu i sądząc po wyglądzie doszedłem do wniosku, że wczoraj byłem z nim. Każdy włos w inną stronę, a jego twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów. Największe wrażenie zrobiły na mnie buty. W życiu nie widziałem tak równomiernie obrzyganych adidasów. Jego zachowanie lekko mnie zaintrygowało. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak się zachowywał.

- Cześć, czego się tak drzesz, o co chodzi? – Próbowałem opanować sytuację.

- A jak mam się nie drzeć? Chłopie, chory jesteś? Odbiło ci, czy co? Jak mogłeś to zrobić?

Jego zachowanie lekko mnie poirytowało. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak się zachowywał.

- Weź mi lepiej powiedz co się dzieje, nadal nie wiem, o czym do mnie mówisz.

- Masz. Zobacz sobie – szepnął przerażonym głosem. Przyjaciel wyciągnął z kieszeni komórkę, której tak intensywnie szukałem.

- O! Właśnie jej szukałem. Zastanawiałem się gdzie ją położyłem. – Chwyciłem mocno za telefon, po czym obejrzałem, czy jest cały.

- Ty lepiej obejrzyj, jaki film nagrałem. Chciałem ci go pokazać wcześniej, ale nie mogłem cię znaleźć. Gdzie ty w ogóle uciekłeś? – W krótkiej chwili zostałem zbombardowany zbyt dużą ilością informacji i pytań. Czułem się tak, jakbym zamiast głowy miał betoniarkę. Czułem jakby w środku coś się kręciło, ale tak powoli, a zarazem boleśnie.

- Nie wiem, gdzie byłem. Dopiero teraz się dowiedziałem, że byłem z tobą.

- Nie zgrywaj się. Jak możesz nie pamiętać, że wczoraj się widzieliśmy. Byliśmy razem w klubie. W sumie teraz to nieważne, oglądaj film. – Posłuchałem rady Tomka i z ciekawością wszedłem w menu. Czym prędzej wszedłem w folder z filmami, w którym były dwa nagrania. Poczułem dreszczyk emocji, gdyż miałem nadzieję, że dowiem się skąd te ślady na moim ciele. Na początku włączyłem to dłuższe nagranie. Na ekranie zobaczyłem siebie wraz z nieznajomą dziewczyną. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i oczywiście piliśmy. Po kilku sekundach zaciętej „konwersacji”, kobieta szepnęła mi coś do ucha i złapała za rękę. Poszedłem wraz z nią do klubowej toalety. W tym momencie film się urwał.

- No i co z tym filmem nie tak, bo nie rozumiem? – Zapytałem dociekliwie, chociaż w głowie układałem dalszy scenariusz. Byłem prawie na sto procent pewny, że to dzięki tej dziewczynie mam te wszystkie ślady. To nie wszystko… Przypuszczałem, po co tam poszliśmy.

- Nie domyślasz się, co było dalej?! – zakrzyczał zbulwersowany, a zarazem załamany. Wyglądał bardzo dziwnie. Patrząc na niego miałem wrażenie, że odczuwa kilka rzeczy naraz. Przypominał niesamowicie zdenerwowanego, a zarazem zrozpaczonego. – To otwórz sobie kolejny film, może teraz sobie coś przypomnisz. - W tym momencie nie byłem tak pewny zakończenia, jakie wymyśliłem sobie wcześniej. Lekko sparaliżowanymi palcami, na których notabene dostrzegłem małe ilości zaschniętej krwi, włączyłem drugi film. Czułem się jak w kinie na dobrym horrorze. Wiesz, ta cisza przed burzą. Ten moment, w jakim wyczekuje się na chorego umysłowo mężczyznę, albo, co gorsze, małą dziewczynkę z misiem w ręku, duszącą wszystkich po kolei. Tak, to nagranie tak się zaczynało i magicznie, a zarazem wstrząsająco, wciągało. Widziałem jak ktoś ruszył w stronę ubikacji, do której ja wcześniej poszedłem z tą nieznajomą. Domniemywam, że to Tomek udał się w moim kierunku. Ale po co to nagrywał? Chciał nas przyłapać na miłosnych igraszkach, a później zrobić z tego pamiątkę rodzinną? Po kilku krokach znalazł się w toalecie, która od kilku dobrych tygodni, albo i nawet miesięcy, nie gościła żadnej sprzątaczki. W środku widniały dwa zlewy oraz trzy kabiny, w których znajdowały się sedesy. Nie wiem czy dobrze ci opisuję to, co widzę w telefonie, dlatego powiem wprost, były trzy kible zamykane od środka. Takie jak w szkole, że ktoś wyższy, stojąc na desce klozetowej, mógł zobaczyć, co druga osoba robiła obok. Wszedł tam i na chwilę stanął w miejscu. Po chwili, w tle, można było usłyszeć dziwny odgłos wydobywający się z gardła kobiety. Ciężko było go dokładnie sprecyzować, ale jakby dobrze się wsłuchać, można wywnioskować, że było to po prostu jęczenie. W tym momencie lekko się zaczerwieniłem. Myślałem, że Tomek zaraz otworzy drzwi, a za nimi ja będę z tą kobietą w intymnej sytuacji. Niedługo musiałem czekać na rozwój sytuacji. Zauważyłem, że do końca filmu zostało niecałe piętnaście sekund. Byliśmy prawie przy finiszu, a ja nadal nie wiedziałem, co się wydarzy. Na chwilę uniosłem głowę do góry odciągając swój wzrok od ekranu komórki. Spojrzałem na kolegę, który załamany chodził w kółko po pokoju. Jego krok był tak chaotyczny, jak to nagranie. W pewnym momencie usłyszałem, jak w filmie Tomek krzyczy – Mam was! – i szybko spuściłem głowę. W tle ujrzałem dziewczynę, tę samą, z którą wcześniej poszedłem w to miejsce. Leżała na ziemi, cała zakrwawiona, pobita, wręcz zmasakrowana. Przyjaciel przybliżył się do niej. Zaczął pytać, co się stało. Kto jej to zrobił. Ona, ostatkiem sił wyszeptała słowa – Żałuję, że go poznałam. Film się skończył, a ja bez zastanowienia rzuciłem pytaniem w stronę kolegi.

- Co tam się stało? - Tomek stanął w miejscu. Podszedł do mnie na odległość jednego kroku i z wielką złością wykrzyczał.

- Chłopie, to ty! To ty ją tak pobiłeś! Ona nie żyje!ROZDZIAŁ I WEKKEND JAK WEKKEND

Piątek, czyli dzień, na który czeka wielu. W moim przypadku było tak samo. Uwielbiam ten moment tygodnia. Jest to chwila, w której można chociaż na chwilę zapomnieć o problemach. Wiedziałem, że dziś zabawię się tak, jak nigdy. Coś w środku mi podpowiadało, że tę datę zapamiętam na bardzo długo.

Umówiłem się z Tomkiem, notabene moim najlepszym przyjacielem, na rundkę po klubach. Cieszyłem się na myśl o wspólnym spędzeniu tej chwili z nim. Był moim jedynym znajomym, z którym nie widywałem się codziennie. Wiadomo, każdy ma swoje obowiązki.

Aby być punktualnie, szybko wziąłem się za przygotowania. Założyłem ten sam zestaw, co zawsze, czyli czarna koszula z długim rękawem, czarne dżinsy oraz lakierki. W takim ubraniu czułem się najpewniej.

Przed wyjściem uczesałem włosy i umyłem zęby, aby nie odstraszać nowo poznanych „dam”. Sprawdzałem też, w jakim stanie jest mieszkanie. Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się wieczór. Przyglądając się zakamarkom pokoju, zauważyłem na stole telefon. Ja głupi… Zapomniałbym o najważniejszej rzeczy. Dobrze, że w ostatniej chwili kapnąłem się i naprawiłem swój błąd. Szybko podbiegłem do stołu i pewnym ruchem ręki zgarnąłem komórkę. Już nie obracałem się za siebie, po prostu wyszedłem z domu. Nie miałem czasu na ponowne napawanie się widokiem mojej „rezydencji”.

Cieszyła mnie lokalizacja mojego mieszkania. Tuż obok mojej kamienicy znajdował się zajazd tramwajowy, z którego można było dojechać na rynek. A, zapomniałbym… Nie mogę powiedzieć ci, co to za miasto, co to za ulica. Wiesz, nie lubię niezapowiedzianych wizyt, chyba, że jesteś atrakcyjną kobietą. No dobra, przestaję pleść głupoty. Trzeba pomyśleć o niedalekiej przyszłości i zdążyć na ciuchcię. Na szczęście wszystko było dobrze zaplanowane, o dziwo, i nie musiałem długo czekać na przystanku.

Tramwaj wlekł się niemiłosiernie, wiadomo, weekend. Lubiłem ten środek transportu, zawsze coś się działo. Na przykład teraz, kiedy stoję tuż przy kasowniku, zauważyłem jak pewien mężczyzna, z pewnością robiący zakupy w ekskluzywnej drogerii, śpiewa piosenkę „Ta ostatnia niedziela”. Aby publiczność zwróciła na niego większa uwagę, dołączył basy, waląc butelką po winie o metalową rurkę. Zastanawiasz się, dlaczego robi zakupy w drogiej drogerii? No wiesz, ten zapach, tak specyficzny, że mało kto posiada taką barwną woń. Teraz wiem, dlaczego gdzieś tam, na Bliskim Wschodzie, wszyscy chodzą opatuleni nawet jak jest pięćdziesiąt stopni ciepła. Odpowiedziałem sobie wreszcie na pytanie, po co im te zakrycia na twarz, które skutecznie zasłaniają całą buzię, pozostawiając tylko odkryte oczy. Zawsze się z tego śmiałem, teraz sam chciałbym być takim Arabem. Myślę, że nie tylko ja marzyłem o takim rozwiązaniu tej patowej sytuacji. Przyglądając się innym uczestnikom tego jakże prestiżowego spektaklu, wywnioskowałem, że oni też mają problem z perfumami dolce jabol.

Z utęsknieniem przyglądałem się coraz to kolejnym przystankom. Czekałem na ten swój, na którym wysiadam. Dzięki Bogu ta chwila nadeszła bardzo szybko. Maszyna stanęła, powoli zaczęły otwierać się drzwi, aż tu nagle wszyscy ruszyli w stronę wyjścia. Wyglądało to tak, jakby zaraz miało coś eksplodować. W sumie jeszcze dwa, trzy przystanki i kilka bomb mogłoby zostać rozładowanych na posadzce. Ale zapomnijmy już o tym. Ruszam przed siebie, aby zdążyć na wcześniej wyznaczoną godzinę. Umówiliśmy się na dwudziestą drugą, tuż obok takiego starego lokalu. Z daleka wypatrzyłem Tomka, który niecierpliwie spoglądał na komórkę. Przyśpieszyłem kroku, aby nadrobić stracony czas i w końcu dotarłem do punktu startowego dzisiejszej imprezy.

- Cześć stary. Sorry, że tak długo, ale tramwaj się niemiłosiernie wlókł – usprawiedliwiłem się lekko zdyszanym głosem.

- Siema. Nie ma sprawy. Nie jest zimno, więc nic mi się nie stało.

- I jak rozpoczynamy dzisiejszy wieczór? – Zapytałem podekscytowany – Wiesz, mam zamiar się trochę zabawić.

- Nie bój się… - odrzekł spokojnym głosem. Sprawiał wrażenie, jakby miał już wcześniej obmyślony plan. – Mam opcje na dzisiejszy wieczór. Nie będziesz zawiedziony. – Na jego twarzy ujrzałem szyderczy uśmiech. Znałem to… Zawsze tak wyglądał, kiedy po głowie chodziło mu coś głupiego albo mądrego. Bałem się, że tym razem może być to pierwsze.

- Skoro tak mówisz, to ok. Liczę na ciebie – I ruszyłem za kumplem. Droga minęła raz dwa, w końcu daleko nie było. Zatrzymaliśmy się naprzeciwko dziwnie wyglądającego budynku. Tuż nad drzwiami wisiał napis „Pod złotym kuflem”.

- Chłopie… mieliśmy iść dobrze się zabawić… - rzekłem lekko rozczarowany.

- Nie bój się, wszystko jest obmyślane. – Podszedłem bliżej drzwi i spojrzałem przez okno. W środku było biało od dymu papierosowego.

- Jak to jest twój genialny plan, to ja dziękuję.

- Kuba, spokojnie. Na początku wpadniemy tutaj. Wypijemy po trzy, cztery piwka i pójdziemy dalej.

- A dlaczego akurat tak?

- Wiesz, tutaj piwo kosztuję pięć złotych, a w klubach po dyszce. I do tego jeszcze wstęp. Nie maco się rozrzucać. – Popatrzyłem na niego przenikliwym spojrzeniem.

- No, w sumie masz rację. Ale jak wypijemy tych kilka piw, zmieniamy od razu lokal. Okej?

- Nie ma sprawy, przecież nie chcę całego wieczoru spędzić tutaj. Uchlać się mogę w domu i to za osiem złotych.

- Osiem złotych?

- No wiesz, dwa wina i faza jest – Zaśmiałem się pod nosem. Tomek nie wybrzydzał w trunkach, byleby zrobiło szum w głowie. Takiego go poznałem, nic się nie zmienił. Nie wchodziłem z nim w dalszą dyskusję. Weszliśmy do tego tajemniczego miejsca na całe pół godziny. To był dzik. Kiedy poczuł smak piwa, tracił panowanie nad rozsądnym piciem. Jego wielka ochota na alkohol dzisiejszego dnia była niesamowita. Wiedziałem, że to się nie skończy trzeźwo. Od razu po wyjściu z lokalu zaproponowałem kebabu. Przy takim tempie picia i tego, co nas jeszcze miało czekać, trzeba było wzmocnić swój organizm, albo dostarczyć mu jakiegokolwiek pokarmu, który później się zwróci.

- Dobra Kubuś, teraz idziemy do ekskluzywnego miejsca – jego głos lekko się załamywał. No dobra, nie będę cię kłamał, owijał w bawełnę...Trochę seplenił i mamrotał, bo miał lekko w czubie.

- No dobra, prowadź, tylko szybko, bo nam wszystkie miejsca zajmą, a ja nie będę stał kilka godzin. – Spostrzegłem, że ja też mówię lekko skomplikowanym szyfrem, którego trzeźwy mógłby nie rozgryźć, albo długo by się nad tym zastanawiał. Jednym słowem: zaczynamy imprezę.

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: