Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Drogowskaz ku miłości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 sierpnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Drogowskaz ku miłości - ebook

Hrabia Irvin Hawkeshead uchodzi za wzór elegancji. Dużym zaufaniem darzy go także premier i obdaża go nową misję. Hrabia ma się udać do Francji, aby ocenić nastroje antyniemiecki. Doszły bowiem do premiera słuchy, że książę de Gramont namawia cesarza do wystąpienia przeciwko Niemcom, co byłoby dość nierozsądne. Hrabia oczywiście godzi się na misję, choć właśnie rozpoczął burzliwy romans z lady Marleną. Przed wyjazdem dowiaduje się jednak, że ta wcale nie darzy go aż tak gorącym uczuciem, a jest raczej łowczynią posagów. Również babka hrabiego zaczyna martwić się o jego stan cywilny. Uważa, że już czas najwyższy na ożenek. Daje mu jeszcze trochę czasu, ale potem sama znajdzie mu kandydatkę. W drodze do Paryża hrabia jest świadkiem wypadku. Piękna kobieta prosi o pomoc. Nie ucierpiała w wypadku, ale osoby które z nią podróżowały owszem. Okazuje się, że piękna Baptista ucieka przed swoim surowym ojcem, który chce ją umieścić w zakonie tortur. Czy hrabia pomoże Baptiście? Czy uda mu się uchronić dziewczynę przed okrutnym ojcem?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-11-77115-0
Rozmiar pliku: 357 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od Autorki

W 1870 roku książę de Gramont zaczął prowadzić bardzo agresywną politykę wobec Niemiec, zażądał nawet od ambasadora francuskiego w Berlinie, by jego działania doprowadziły do konfliktu. Przebywający u wód w Ems Wilhelm I przyjął ambasadora bardzo serdecznie, ale Bismarck nakłaniał go do wojny, natomiast cesarza Napoleona III — książę de Gramont i cesarzowa Eugenia.

Prasa francuska podsycała w społeczeństwie bojowe nastroje. Dwudziestego ósmego lipca cesarz przybył do sztabu Armii Reńskiej w Meinz. Z powodu kamieni w nerkach z trudem utrzymywał się w siodle.

Drugiego września, osłabiony chorobą, został otoczony wraz z armią pod Sedanem. Dwa dni później motłoch wtargnął do pałacu Tuilleries, a Prusy zaczęły maszerować na Paryż. Ktoś nabazgrał na ścianie pałacu: „Pokoje do wynajęcia”.

Klejnoty koronne zostały ukryte w arsenale morskim w Breście. W 1887 roku wystawiono je na licytację. Monarchia przestała istnieć.Rozdział 1

ROK 1868

Hrabia Hawkeshead właśnie przepłynął kanał La Manche na swym jachcie. Siedział teraz w powozie ponury ze zmarszczonymi brwiami. Prawdę powiedziawszy, bardzo się zaniepokoił, gdy premier Benjamin Disraeli wezwał go do swego gabinetu do Izby Gmin. Stosunki między nimi były na ogół dobre, mimo pewnych różnic w poglądach, natomiast różnili się bardzo wyglądem.

Benjamin Disraeli był mężczyzną w typie orientalnym, o kruczoczarnych włosach i dużym nosie. Na jego palcach błyszczały pierścienie.

Hawkeshead miał prawie metr dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, szerokie ramiona i wąskie biodra. Uważano go za wzór elegancji. Premier wyczuwał w nim stanowczość i silny charakter. Zawsze podziwiał pewnych siebie mężczyzn, tak samo jak lubił kobiety delikatne i uległe.

— Posłałem po pana, milordzie, ponieważ chciałbym, żeby wyświadczył mi pan pewną przysługę — Disraeli spojrzał na górującego nad nim młodego mężczyznę i na jego wąskich ustach pojawił się uśmiech.

— Z radością zrobię wszystko co w mojej mocy, panie premierze.

— W takim razie mam nadzieję, że nie poczyta pan tego za uciążliwy obowiązek, jeśli poproszę pana o natychmiastowy wyjazd do Paryża.

— Do Paryża? — W głosie hrabiego zabrzmiało zdziwienie.

— Może usiądziemy i wyjaśnię, o co chodzi — zaproponował Disraeli.

Gość posłuchał, ale nie patrzył z życzliwością na premiera siedzącego naprzeciw. Nie miał ochoty na wyjazd z Londynu i to akurat teraz, gdy przygotowywał kilka świetnych koni na wyścigi. Ponadto ostatnio był zajęty pewną atrakcyjną kobietą.

— Przedłożono mi bardzo niepokojące raporty dotyczące francuskiego stanowiska wobec rosnącej siły niemieckiej armii.

Hrabia spojrzał zaskoczony.

— Czyżby sugerował pan, że Francuzi myślą o wojnie? — powiedział po chwili. — Wydawało mi się, że wystarczyła im ostatnia nauczka.

— Ja też miałem taką nadzieję. Cóż, mogę sobie pozwolić na szczerość. Obydwaj jesteśmy świadomi chwiejnego charakteru cesarza, który często działa pod wpływem impulsu, nie licząc się z kosztami.

Hawkeshead skinął głową. Kiedy książę Ludwik Napoleon przebywał na wygnaniu w Anglii, nie robił wrażenia człowieka, który mógłby zostać władcą Francji.

— Cesarzowa, jak powszechnie wiadomo, jest próżna, lekkomyślna i ma wręcz chorobliwą ambicję — ciągnął dalej Disraeli. — To bardzo niebezpieczne połączenie.

— Ma pan rację — zgodził się hrabia. — Nie mogę jednak uwierzyć, że Francuzi okażą się na tyle naiwni, by nie zdawać sobie sprawy, z jakim twardym przeciwnikiem mają do czynienia. Niemcy zawsze potrafili to udowodnić.

— Właśnie to chciałbym sprawdzić. A ponieważ wiem, że cesarz traktował pańskiego ojca jak swego przyjaciela i że zna pan wielu ludzi będących teraz przy władzy, chciałbym, żeby spróbował pan, jeśli to będzie możliwe, wybadać ich ogólne nastawienie wobec Niemiec. Muszę wiedzieć, czy Francja może dążyć do wojny?

— To wydaje się wprost niemożliwe! — wykrzyknął hrabia. — Co więcej, jeśli chodzi o wojnę, to raczej Niemcy zrobią pierwszy krok.

— Nie byłbym tego taki pewien — odparł z zadumą premier. — Wyjawię panu teraz tajemnicę państwową, milordzie. Dowiedzieliśmy się z poufnych źródeł, że książę de Gramont, który nienawidzi Niemców, robi wszystko, by nakłonić cesarza do popełnienia tego nieostrożnego czynu, który jak wiemy, mogłby doprowadzić do klęski narodu francuskiego.

— Nie jest chyba aż takim głupcem!

— Książę pozostaje w bardzo przyjacielskich, wręcz intymnych stosunkach z cesarzową.

Hawkeshead bardzo dobrze zrozumiał aluzję premiera. Cesarzowa Eugenia odczuwała potrzebę zwycięstwa, zawsze chciała zostać założycielką dynastii, podziwianą i oklaskiwaną przez koronowane głowy Europy. Przez tych wszystkich, którzy traktowali ją z wyższością, ponieważ nie pochodziła z rodu królewskiego.

— Rozumiem, panie premierze — powiedział. — Wyjadę do Paryża tak szybko, jak to będzie możliwe.

— Dziękuję, milordzie — odparł Disraeli. — Jestem panu niezmiernie wdzięczny. Nie pochlebiam panu, mówiąc, że tylko jemu mógłbym powierzyć tak delikatną misję. Mam do pana zaufanie i jestem przekonany, że nikt inny nie potrafiłby zdobyć odpowiednich informacji.

Hrabia dobrze wiedział, że premier zawsze uciekał się do pochlebstw, gdy chciał coś osiągnąć. Nie szczędził wtedy gładkich słówek. Tym razem jednak hrabia czuł, że Disraeli mówi szczerze, i pochlebiało mu to. Jednocześnie jednak wyjazd z Londynu właśnie w tej chwili był mu bardzo nie na rękę, zaczynał się maj, pełnia sezonu jeździeckiego, a jego przyjaciele co noc organizowali bale i przyjęcia i liczyli na jego towarzystwo. Ponadto właśnie zaczął namiętny romans z lady Marleną Stanleigh, żoną niezwykle ambitnego polityka, którego bardziej interesowali wyborcy i własny głos rozlegający się w Izbie Gmin niż własna żona.

Lady Marlena uważana była przez towarzyską śmietankę nie tylko za wyjątkową piękność, ale również za osóbkę wesołą i potrafiącą się bawić. Dzięki jej dowcipowi i wyrafinowanemu sposobowi bycia każdy mężczyzna, którego obdarzyła swymi względami, mógł uważać się za szczęściarza.

Od kilku miesięcy świetnie zdawała sobie sprawę, że hrabia bynajmniej nie unika jej towarzystwa, i postanowiła go zdobyć. Jednocześnie była na tyle sprytna, by się z tym przed nikim nie zdradzić. Spotkania ich były coraz częstsze, niejednokrotnie siedział przy niej — zapewne nieprzypadkowo — na proszonym obiedzie lub kolacji.

Uważał ją za kobietę zabawną. Podobało mu się, gdy mówiła rzeczy odważne, nieco skandalizujące, na tyle dwuznaczne, że czasami zastanawiał się, czy rzeczywiście zdaje sobie sprawę, co mówi. Kiedy wreszcie skapitulowała, a może tak naprawdę to on się poddał, okazała się najbardziej namiętną kobietą, jaką do tej pory znał. Była osobą bardzo sprytną, toteż nie zachowywała się wobec niego zaborczo, by go nie zniechęcić. Wręcz przeciwnie, często gdy się tego najmniej spodziewał, stawała się niedostępna, czym doprowadzała go do szaleństwa. Zaczęła go intrygować, a tego często brakowało mu w podobnych związkach.

— Bardzo będę za tobą tęsknić, mój piękny Irvinie — powiedziała w noc poprzedzającą jego wyjazd do Paryża.

Właśnie skończyli kolację przy świecach w jej spowitym ciężkimi zapachami buduarze i przenieśli się do sypialni. Leżeli na łożu z baldachimem, przykrytym jedwabną pościelą i poduszkami ozdobionymi koronką.

— Ja również będę za tobą tęsknił, Marleno — odparł. — Przyrzekam ci, że nie zostanę dłużej niż to konieczne.

— To właśnie chciałam usłyszeć — odrzekła. — Po twoim powrocie, kochanie, musimy porozmawiać o naszej przyszłości.

Mówiła bardzo cicho, ale hrabia wyraźnie usłyszał jej słowa. Chociaż leżała w jego ramionach uległa i spokojna, w jego głowie odezwał się alarmowy dzwonek. Pocałował ją w czoło i wstał z łóżka.

— Och! — zaprotestowała. — Nie opuszczaj mnie jeszcze.

— Mam do załatwienia parę spraw — odpowiedział. — Chciałbym również trochę pospać przed podróżą.

— Zostań ze mną.

— Musisz poczekać do mojego powrotu.

Zaczął się szybko ubierać. Jego lokaj zawsze się denerwował, że hrabia potrafi się bez niego obejść. Nawet włożenie skomplikowanego stroju wieczorowgo nie sprawiało mu trudności.

— Gdzie masz zamiar zatrzymać się w Paryżu? — spytała rozdrażniona kochanka.

— U wicehrabiego de Dijon. To mój stary przyjaciel. Zawsze chętnie gości mnie w swym domu przy Polach Elizejskich.

— Napiszę do ciebie — powiedziała. — Pamiętaj, mój najdroższy Irvinie, mój wspaniały, że oszaleję, jeśli nie dostanę od ciebie żadnej wiadomości. Przesyłaj swoje listy, adresując je do mojej pokojówki, tak jak zawsze.

Kolejny dzwonek zaalarmował jego umysł. Listy zawsze stanowiły niebezpieczeństwo. Te krótkie bileciki, które wcześniej przesyłał ukradkowo na ręce jej pokojówki, nie zawierały niczego obciążającego, tylko terminy ich spotkań lub zaproszenia na obiad.

Podszedł do łóżka i spojrzał na kochankę. Jej włosy opadały falami na ramiona, a skóra przezroczysta jak perła na tle jedwabnej pościeli była bardzo pociągająca i prowokująca.

— Będę cały czas myśleć o tobie — powiedziała wyciągając ku niemu ręce.

Całując jej dłonie poczuł, jak zaciska palce na jego rękach.

— Musimy być razem, na zawsze — wyszeptała.

— Żegnaj, Marleno.

Gdy miał już przekręcić klucz w zamku, doszedł do jego uszu jakiś słaby dźwięk. Gdyby nie stał w pobliżu drzwi, na pewno uszłoby to jego uwagi. Teraz jednak wyraźnie słyszał, jak ktoś powoli i cicho wspina się po schodach. Potem zaskrzypiała podłoga i znów rozległ się wyraźny odgłos kroków.

Szybko, jak człowiek nawykły do niebezpieczeństw, ruszył w kierunku okna.

— Co się stało? — spytała lady Marlena.

Hrabia nie odpowiedział. Odsunął zasłony i wyszedł przez okno na malutki, otoczony żelazną balustradą balkonik. Wiedział, że apartament kochanki przylega do sąsiedniego budynku. W odległości ponad jednego metra znajdował się tam niemal identyczny balkon, któremu przyjrzał się teraz z namysłem. Zobaczył jednocześnie, mimo że wcześniej zasunął zasłony, że lady Marlena wstała z łóżka, na którym leżała całkiem naga, i idzie w kierunku drzwi. Usłyszał jeszcze klucz przekręcany w zamku. Nie namyślając się ani chwili dłużej, wspiął się na balustradę, skoczył i wylądował na sąsiednim balkonie.

Okno zostawiono otwarte na tyle szeroko, że mógł się przez nie przedostać do pokoju. Znalazł się w pomieszczeniu identycznym jak sypialnia jego kochanki. Zorientował się, że ktoś leży w łóżku. Rozsunął zasłony, by wejść. Jego sylwetka ukazała się w świetle księżyca.

— Kim pan jest? Czego pan chce?!— krzyknął kobiecy głos, który wydawał się należeć do niemłodej osoby.

— Proszę mi wybaczyć — odparł hrabia. — Pomyliłem się.

Mówiąc to podszedł do drzwi, otworzył je i bez pośpiechu wyszedł na klatkę schodową. Po kilku sekundach znalazł się na ulicy i udał w kierunku Berkeley Square do domu.

Miał wyjątkowe szczęście, że nie został wplątany w sytuację, która mogła mieć dla niego katastrofalne konsekwencje. Nawet przez chwilę nie przypuszczał, że lady Marlena może oczekiwać od niego czegoś więcej niż krótkiego i namiętnego romansu. Obydwoje akceptowali zasady takiej gry i liczył na to, że gdy przygaśnie płomień namiętności, rozejdą się bez żadnych nieporozumień.

Teraz przypomniał sobie, iż mówiono o Stanleighu, że wcale nie interesuje się żoną, ale ma już dość jej licznych kochanków. Hrabia nie dowierzał tym plotkom. Dobrze zdawał sobie sprawę, że piękna córka księcia Dorseta była świetnym nabytkiem dla kogoś, kto chciał robić karierę polityczną. Co więcej, chociaż stale nie mieli pieniędzy, to lady Marlena decydowała w sprawach wydatków, i w tej sytuacji nie było szansy, by Stanleigh przestał odgrywać grzecznego męża.

Teraz hrabia przypomniał sobie, że w ciągu ostatniego miesiąca dwukrotnie widział go w Izbie Gmin w towarzystwie panny Sary Vanderhof. Ostatnim razem siedzieli na tarasie tak sobą zajęci, że nie zauważyli nawet, jak ich mijał. O tej amerykańskiej dziedziczce często pisano w gazetach w związku z szeroką działalnością charytatywną jej ojca. Piękna i obwieszona klejnotami, czego w Anglii nie uważano za dowód dobrego gustu, panna Vanderhof miała wyjątkową pozycję w towarzystwie.

Teraz dopiero doszło do świadomości hrabiego, że Leonard Stanleigh potrzebował pieniędzy. Jeśliby udało mu się poślubić osobę tak bogatą jak Sara Vanderhof, mógłby sobie pozwolić na wiele rzeczy, które pozostawały obecnie poza zasięgiem jego możliwości finansowych. Szkopuł w tym, że był już żonaty. Rozwód musiałby orzec parlament, co byłoby źle widziane i kosztowałoby krocie.

Wszystko stałoby się łatwiejsze, gdyby obecna lady Stanleigh zgodziła się z nim współdziałać, i kiedy hrabia odkrył, co knuli, poczuł się jak człowiek, który o mały włos uległby katastrofie.

— A mnie nawet nie przyszło do głowy podejrzewać, że Marlena zmierza do małżeństwa — zakpił sam z siebie.

Kiedy zaczął rozpamiętywać pewne fakty, uświadomił sobie, jakie były plany kochanki. Poprosiła go, na przykład, by pokazał jej unikatową kolekcję rodowych klejnotów, noszonych przez każdą hrabinę Hawkeshead. Z satysfakcją przyglądał się, jak zachwycała się wielkimi diademami zdobionymi diamentami, szafirami i rubinami. Teraz zdał sobie sprawę, że jej oczy w tym momencie wyrażały nie tylko podziw, ale również chciwość i pożądanie. Nie zdziwiło go też, że uznała jego domy i rozległe posiadłości za godną oprawę swej urody.

Hawk znajdujące się w Sussex to przecież jeden z najwspanialszych w kraju przykładów architektury georgiańskiej, a Hawkeshead House na Berkeley Square był rodową siedzibą od stu trzydziestu lat. Znajdujące się w nim obrazy i drogocenności nie miały sobie równych w całym Londynie.

— Jak mogłem być tak naiwny? — zapytywał siebie.

Nadal czuł się wstrząśnięty tym, że o włos uniknął nieszczęścia. Jakkolwiek uważał Marlenę za bardzo pociągającą, nie zamierzał uczynić jej swoją żoną ani matką swych dzieci.

Niebiosa wiedzą, jak często jego krewni mówili mu o małżeństwie i niemal na kolanach błagali, by wreszcie pomyślał o dziedzicu i zapewnił ciągłość rodu.

Jego babka powiedziała mu ostatnio kilka sensownych rzeczy na ten temat, ale wtedy nie wziął ich sobie do serca.

— Zaczynasz się starzeć, Irvinie — stwierdziła ostro, głosem brzmiącym młodo jak na jej lata.

— Zdaję sobie z tego sprawę babciu — odpowiedział z uśmiechem. — Mam chyba jeszcze przed sobą kilka lat.

— Teraz jest pora na żeniaczkę, dobrze o tym wiesz. Nie możesz spędzać czasu tylko na nieustannych zabawach. Poza tym chciałabym się przed śmiercią doczekać wnuka.

— Czyli mogę jeszcze poczekać jakieś dwadzieścia lat.

— Dobrze wiesz, że to niemożliwe — odparła. — Niedługo skończysz trzydzieści trzy lata. Twój ojciec ożenił się, kiedy był dziesięć lat młodszy niż ty teraz.

— Ale często też mówiłaś, że dziadek, jeśli sobie dobrze przypominam, był mniej więcej w moim wieku.

— Miał trzydzieści dwa lata. Oświadczył mi, że czekał na mnie całe życie.

— No właśnie! — wykrzyknął. — A więc pójdę w jego ślady i również poczekam na kogoś, kto okaże się tak uroczy i mądry, jak ty byłaś w osiemnastym roku życia.

— Nie pochlebiaj mi tak — odparła. — Wiesz równie dobrze jak ja, że potrzebna jest ci żona. Tak się składa, że mam kogoś na widoku.

Hrabia uśmiechnął się szeroko.

— Domyślam się, że całe przemówienie miało prowadzić właśnie do tego. Szczerze mówiąc, nie jestem zainteresowany.

— Nawet nie wiesz, kto to taki. Zobaczysz, że to osoba godna tego, by znaleźć się w naszym drzewie genealogicznym i świetnie będzie wyglądała na honorowym miejscu przy stole.

— Jeśli tylko o to by chodziło, babciu, zaakceptowałbym twój wybór z przyjemnością — odparł. — Niestety, wiem, że każda kobieta, którą poślubię, znudzi mnie już po miesiącu, nie wytrzymam codziennych wspólnych śniadań, obiadów, podwieczorków i kolacji.

— Nonsens — odparowała babka szorstko. — Prowadzisz bardzo ożywione życie towarzyskie i nie będziesz musiał spędzać z nią więcej niż kilka godzin dziennie.

— Czy taka jest twoja wizja małżeństwa, babciu? — spytał zaskoczony.

Ujrzawszy błysk w jej oczach, zrozumiał, że sobie z niego żartuje.

— Odmawiam — powiedział stanowczo. — Kategorycznie protestuję przeciwko jakimkolwiek presjom dotyczącym małżeństwa z jakąś nieciekawą, niedoświadczoną dziewczyną, która będzie „świetnie wyglądać na honorowym miejscu przy stole”, ale na pewno znudzi mnie straszliwie w łóżku.

Jedynie z babką mógł rozmawiać na takie tematy — poczucie humoru nie opuszczało jej, pamiętała jeszcze czasy króla Jerzego i była o wiele bardziej otwarta i szczera niż niektóre damy dworu królowej Wiktorii.

— No dobrze, Irvinie — powiedziała śmiejąc się. — Daję ci pół roku na znalezienie żony, która by odpowiadała twoim wymaganiom. Po tym czasie przedstawię ci moją protegowaną i sprawię, że poprowadzisz ją do ołtarza.

Hrabia roześmiał się. Udawało mu się uniknąć małżeńskich sideł, gdyż po prostu omijał z daleka młode dziewczęta. Jedyne przyjęcia, na które przyjmował zaproszenia, były organizowane przez członków towarzystwa skupionego wokół księcia i księżnej Walii w Marlborough House. Te zabawy, jak również inne, na których honorowym gościem bywał Jego Królewska Mość, nie były odpowiednie dla młodych dziewcząt, lecz dla pociągających pięknych mężatek, podziwianych przez księcia i podobnych do niego dżentelmenów.

— A teraz, kiedy zagroziłaś mi i sprawiłaś, że zacząłem się obawiać o moją przyszłość, pozwolisz, że się z tobą pożegnam — powiedział.

— Pamiętaj, Irvinie, masz jeszcze pół roku — powtórzyła babka. — Będziemy więc mogli zacząć planować ślub przed końcem lata.

— Teraz doprawdy przeraziłaś mnie śmiertelnie — odparł całując ją w rękę.

Roześmiała się. Jej wzrok spoczął na jego twarzy. Wiedział, że kocha go bardziej niż swe własne dzieci, z którymi miała dużo problemów.

Pożegnał się z babką nie mając zamiaru przejmować się tym, co mówiła. Lecz teraz kiedy przeżył szok, uświadomiwszy sobie zamiary, jakie wobec niego miała lady Marlena, stwierdził, że babka miała rację. Małżeństwo mogłoby go uchronić od wyrachowanych kobiet, które pożądały go nie dla niego samego, ale dla jego pozycji i bogactwa. Zdumiał się, że jego kochanka mogła nawet rozważać sprawę rozwodu, który skazałby ją na wykluczenie z życia towarzyskiego. Jemu by wybaczono. Mężczyznę, który występował przeciwko normom, traktowano zupełnie inaczej niż kobietę. Wiedział jednak, że nawet jeśli nie będzie przyjmowana na dworze jako córka Dorseta, po upływie pewnego czasu znów znalazłaby się w łaskach księcia Walii jako hrabina Hawkeshead.

— Wszystko sobie zaplanowała — powiedział do siebie. — Po kilku latach, które spędziłaby na wydawaniu moich pieniędzy w Paryżu, Rzymie czy Wenecji, zostałaby przyjęta we wszystkich domach z otwartymi ramionami.

Istniało wiele sposobów, którymi mogłaby wkupić się ponownie w łaski. Pomogłyby huczne przyjęcia w Hawk i liczne zabawy na Berkeley Square.

Odetchnął teraz z ulgą, że dzięki sprawności fizycznej bez trudu przeskoczył na sąsiedni balkon. Zastanawiał się, czy Stanleigh po wejściu do sypialni żony spojrzał na dół, by sprawdzić, czy jego ciało nie leży na chodniku. Całe to wydarzenie wprawiło go w bardzo zły humor. Nie lubił, gdy próbowano robić z niego głupca. Zawsze szczycił się swym doświadczeniem, dzięki któremu potrafił ocenić charakter kobiety. Jednak nie udało mu się to w przypadku lady Marleny. I nie mógł sobie darować, że nie okazał się wystarczająco bystry, by wyczuć, do czego zmierza ta kobieta, na długo przedtem, zanim o mało co nie dał się usidlić jak jakiś żółtodziób.

— Do licha! Nie jest warta, by o niej myśleć — powiedział sobie.

Jego kiepski humor potęgowała tylko zła pogoda. Jako dobry żeglarz nigdy nie chorował na morzu, ale obawiał się o konie, które bały się podróży morskiej.

Hotel w Calais był mniej wygodny niż te, w których zatrzymywał się w swoim kraju. Na szczęście jedzenie okazało się dobre. Po obfitym śniadaniu hrabia kontynuował podróż na jednym z koni, podczas gdy foryś usadowił się na koźle. Zawsze chętnie podróżował w zaprzężonym w cztery konie powozie, oprócz którego zabierał ze sobą wierzchowca.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: