Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dumna księżniczka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dumna księżniczka - ebook

Piękna Ilona udaje się do kraju swojego dzieciństwa - Dabrozki. Tam w tym pięknym i tajemniczym kraju jest świadkiem spotkania w lesie. Jest to narada, na czele której stoi pewien bardzo charyzmatyczny młodzieniec przedstawiający plany dotyczące ich kraju. Gdy Ilona zostaje zauważona proszą ją, aby czym prędzej się oddaliła. Ilona jest jednak bardzo zdecydowana i nie bardzo chce odjeżdżać. Ostrzegają przed niebezpieczeństwem, które może ją spotkać jeżeli przekaże to, co usłyszała. Okazuje się, że przez rządy jej ojca kraj został podzielony na dwa stany, na czele jednego stoi Jego Wysokość, zaś drugiego książę Aladar Saros. Ponadto rządy jej ojca są tak okrutne, że kraj stoi na skraju konfliktu zbrojnego. Po śmierci brata Ilony to ona zostanie królową Dabrozki. Czy uda jej się rozwiązać piętrzące się konflikty? Czy dojdzie do pojednania z księciem Aladarem? Kim okaże się tajemniczy mężczyzna z lasu, który skradł jej pocałunek?

 

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-11-77109-9
Rozmiar pliku: 379 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

ROK 1872

Jadąca galopem Ilona zerknęła przez ramię. Drzewa rosły coraz rzadziej, aż krajobraz zmienił się w otwarty szeroki step z jaskrawozieloną trawa usianą obficie kwiatami. Niezwykle piękny widok rozciągał się po niezmierzony horyzont, gdzie zalesione zbocza wznosiły się coraz wyżej, by spotkać się z ośnieżonymi szczytami gór.

Uświadomiła sobie, że teraz, na otwartej przestrzeni, znalazła się w polu widzenia tych, którzy za nią podążają. Okropne było to przymusowe towarzystwo dwóch starszych wojskowych i dwóch stajennych, którzy nie odstępowali jej od stopni pałacu. Z niechęcią patrzyła na swoją eskortę jadącąw ponurym milczeniu. Wiedziała, że długo nie wytrzyma towarzystwa tego pompatycznego orszaku. Wolałaby odbyć tę przejażdżkę sama.

Miała zaledwie dziesięć lat, gdy opuściła Dabrozkę, ale nigdy nie zapomniała podniecających galopad przez trawiaste stepy ani nieporównywalnej z niczym wspaniałości ognistych rumaków jej kraju.

Hodowane na terenach podobnych do wielkiej puszty Hortobagy, najbardziej znanej i największej na Węgrzech, konie dabrozkańskie wychowywane były w warunkach niczym nie skrępowanej wolności i dorównywały światowej sławy źrebakom węgierskim. Miały też więcej węgierskiej krwi niż wszystkie konie z krajów bałkańskich.

Podobnie było z ludźmi. Mieszkańcy Dabrozki byli spadkobiercami tradycji madziarskich, rzymskich, węgierskich i greckich, z którymi łączyły ich więzy krwi oraz wielowiekowa historia. Ilona najchętniej wspominała swe greckie i węgierskie dziedzictwo. Ono najbardziej odpowiadało jej poglądom, charakterowi i osobowości.

Właśnie ta węgierska część duszy kazała jej teraz uciec, by mogła cieszyć się wiatrem smagającym policzki oraz czarownym pięknem otoczenia.

Prowadziła konia między drzewami, mając po lewej rzekę, która niczym srebrna wstążka przecinała dolinę. Wiedziona impulsem ściągnęła wodze i ruszyła spadzistym brzegiem w dół. Jechała zbyt szybko. Zdawała sobie sprawę, że to niebezpieczne, miała jednak zaufanie do umiejętności szlachetnego zwierzęcia i wiedziała, że jej nie zrzuci. Dojechała do brzegu i obejrzała się. Nie dostrzegła towarzyszących jej opiekunów.

O tej porze roku poziom wody był niski i wkrótce rzeka miała się zmienić w wąski strumień. Przejrzysta woda toczyła się migotliwym srebrem przez kamieniste koryto.

Ilona lekko dotknęła konia biczem, wprowadzając go w nurt rzeki. Stwierdziła, że właściwie oceniła głębokość, gdyż woda nie sięgała nawet strzemion. Wyjechała na drugi brzeg i zagłębiła się w sosnowy las pewna, że nikt jej nie widzi. Pochyliła się i poklepała koński kark.

— Udało się — powiedziała miękkim głosem. — Teraz możemy cieszyć się swobodą.

Po raz pierwszy nie czuła strachu, choć nie mogła pozbyć się myśli, że ojciec nie byłby z niej zadowolony. Zrugałby ją, gdyby dowiedział się, że pilnujący jej mężczyźni nie dopełnili swoich obowiązków. Wiedziała jednak, że jeśli tylko uda się im doprowadzić ją z powrotem do pałacu, nie będą stwarzali dodatkowych kłopotów.

W ciepłym słońcu sosny wydzielały cudowny aromat. Ilona jechała niespiesznie, rozglądając się w poszukiwaniu dzikich zwierząt, które tak ją fascynowały w dzieciństwie. Mieli przecież na swoich terenach kozice, niedźwiedzie, wilki, rysie, jelenie i dziki. Na zawsze zapadły jej w pamięć maleńkie niedźwiadki, które dostała pod opiekę jako mała dziewczynka. Potem oswoili je Cyganie i zabrali ze sobą w objazdy jarmarków. Dowiedziała się wtedy, że nie można oswoić ani wytresować starego niedźwiedzia, ale jeśli odpowiednio wcześnie zabierze się od matki małe, są one posłuszne i rzadko bywają agresywne.

Nie dostrzegła żadnego śladu niedźwiedzia, jedynie ptaki pierzchały z krzykiem protestując przed wtargnięciem na ich teren.

Zdawało się, że prześwitujące przez gałęzie promienie słońca torują drogę niezapomnianej dla dziewczyny magii. Wszystko, co ją tu otaczało, było częścią legend i cudownych opowieści z dzieciństwa. Wspominała wierzenia w żyjące w głębiach sosnowego boru smoki, w chochliki kryjące się pod wzgórzami oraz w tajemnicze zwiewne istoty przypominające greckie bożki, mieszkające na pokrytych śniegiem szczytach.

Jechała nucąc cicho motyw z wiejskiej piosnki, gdy nieoczekiwanie dobiegły ją ludzkie głosy. Nasłuchując instynktownie ściągnęła cugle. Wydało jej się dziwne, że o tej porze dnia w pustym zazwyczaj lesie słychać tylu ludzi. Zapewne to drwale. Usiłowała przypomnieć sobie, czy o tej porze roku ścina się drzewa i spławia rzeką wielkie bale, lecz po chwili zrozumiała, że rzeka jest zbyt płytka, a głosów w lesie zbyt dużo.

Zaciekawiona ruszyła w ich stronę. Na miękkim mchu i piasku między drzewami koń poruszał się prawie bezgłośnie. Po chwili wyłoniła się przed nią duża przecinka i zobaczyła grupę kilkudziesięciu mężczyzn.

Przyglądała im się z zainteresowaniem. Ubrani byli w białe luźne spodnie, a przez ramiona mieli przewieszone wyszywane opończe. Głowy osłaniali czarnymi, pilśniowymi kapeluszami, z których każdy zwieńczony był wielkim piórem, nadającym im tak charakterystyczny dla Dabrozkan dziarski wygląd.

Rozejrzała się szukając kobiet, lecz byli tam tylko mężczyźni. Nie wyglądali na zabiedzonych wieśniaków, których mogła się spodziewać w lesie. Ten zaskakujący widok zajął ją tak bardzo, że nie zauważyła, kiedy koń ruszył, stawiając ją niespodziewanie przed zgromadzonymi mężczyznami.

Pochłonięci rozmową, gestykulowali wzburzeni. Z tego, co mogła pojąć, wywnioskowała, że zdecydowanie wypowiadali się przeciw czemuś lub komuś.

Słuchała uświadamiając sobie, jak bardzo lata oddalenia utrudniają jej zrozumienie języka wieśniaków, który przed opuszczeniem ojczyzny był dla niej taki prosty. Z matką rozmawiały zawsze po węgiersku lub francusku. Natomiast język jej kraju rodzinnego stanowił zlepek wielu odmian fleksyjnych oraz wielu różnych sposobów wymowy. Prości ludzie mówili językiem powstałym z połączenia języków ich krajów rodzinnych. Poza węgierskimi słyszała teraz wiele słów rumuńskich i rosyjskich. Dwa słowa rozumiała jednak bezbłędnie. Były to: „walka” i „niesprawiedliwość”.

Wreszcie, przemawiający z namiętną żarliwością i niekłamaną szczerością, mężczyzna, którego wypowiedź brzmiała niemal jak oracja, spostrzegł Ilonę.

Gdy spojrzał na nią, słowa zamarły mu na ustach, a twarz zastygła w niedorzecznym grymasie. Większość mężczyzn zwrócona była do niej plecami. Teraz wszyscy się odwrócili i wlepili w nią oczy. Niespodziewana cisza robiła znacznie większe wrażenie, aniżeli gwar, który panował przed chwilą.

Mówca wskazał na Ilonę i krzyknął:

— Kto to jest? Czego ona chce? Zostaliśmy zdradzeni!

Siedzący na ziemi ze skrzyżowanymi nogami mężczyźni odpowiedzieli pomrukiem i zaczęli się podnosić. Chociaż nie ruszyli w jej stronę, poczuła dreszcz strachu. Wyczuła niebezpieczeństwo, w powietrzu zawisło coś niezrozumiałego i groźnego.

Z końca grupy podniósł się mężczyzna, który spokojnie zareagował na jej obecność. Gdy ruszył w jej stronę, spostrzegła, że jest bardzo wysoki, lepiej ubrany niż pozostali i ma świetną prezencję. Jego szlachetne, niemal klasyczne rysy wskazywały na greckich przodków. Ze zdziwieniem zauważyła, że przy bardzo ciemnych włosach ma jasnoniebieskie oczy. Zdarzali się wśród Dabrozkan Węgrzy o takiej właśnie urodzie, ale nigdy nie spotkała mężczyzny tak przystojnego i atrakcyjnego.

— Czego pani sobie życzy? — zapytał.

Usłyszała naturalną modulację głosu i kulturalny język wyższych sfer, będący prawie czystym węgierskim.

— Jak pan widzi — odpowiedziała — jestem na przejażdżce.

— Rzeczywiście — przytaknął i wydało jej się, że dostrzega na jego ustach lekki uśmiech. — To nierozsądnie z pani strony zapuszczać się w tę część lasu.

— Dlaczego? — spytała zdumiona.

Od ojca wiedziała, że może poruszać się po całej Dabrozce, gdzie zechce, i żadna ziemia, bez względu na to, do kogo należy, nie może być niedostępna dla króla lub jego rodziny.

— Czy pani jest sama? — odpowiedział pytaniem.

— Uważam, że nie mam potrzeby tłumaczyć się panu — odparowała.

Uznała jego zachowanie za impertynencję. Mógł nie wiedzieć, kim ona jest, ale w jego głosie posłyszała nutę, która ją uraziła. Ponadto pytanie zadane było władczym tonem, do którego z pewnością nie miał prawa.

Mężczyzna popatrzył na nogi konia i spostrzegł, że są mokre.

— Przejechała pani przez rzekę! — stwierdził, a zabrzmiało to jak oskarżenie. — Proponuję, młoda damo, by wróciła pani tam, skąd przybyła.

— Wrócę, gdy sama uznam za stosowne i ani chwili wcześniej! — Nie wiedziała, dlaczego nagle stała się tak wojownicza. Zazwyczaj była uległa i posłusznie wykonywała wszystkie polecenia. Teraz jednak w nagłym buncie uniosła dumnie brodę. — Nie mam pojęcia — dodała — co tu się dzieje. Być może bierzecie udział w jakiejś tajnej, wywrotowej działalności, której się wstydzicie.

Mówiła wyraźnie, więc stojący najbliżej musieli zrozumieć jej słowa. W grupie zapanowało nagłe poruszenie i mężczyźni zaczęli rozmawiać podniesionymi głosami.

Niebieskooki mężczyzna ujął w ręce wodze jej konia i skierował w kierunku lasu, z którego przyjechała.

— Proszę puścić cugle! — zażądała.

— Niech pani nie będzie głuptasem! — odpowiedział pogardliwie. — Jeżeli wie pani, co dla niej dobre, proszę odjechać stąd i zapomnieć o wszystkim, co tu pani widziała bądź słyszała.

— A dlaczego miałabym to zrobić?

— Ponieważ, jak już powiedziałem, inne wyjście mogłoby się okazać dla pani niebezpieczne.

— Niebezpieczne? Dla kogo niebezpieczne?

Nie odpowiedział na to pytanie, tylko dalej prowadził konia między drzewami. Ściągnęła ostro wodze i koń zatrzymał się.

— Nie podoba mi się pańskie zachowanie! — powiedziała. — Ani pan, ani nikt inny nie będzie mi rozkazywał!

Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.

— Proszę posłuchać uważnie — odezwał się wreszcie i coś w tonie jego głosu sprawiło, że słowa zamarły jej na ustach. — Nie wiem, kim pani jest i dlaczego pani się tu pojawiła — zaczął. — Pewnie przybyła pani do naszego kraju w odwiedziny. Proszę jednak, dla pani własnego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa innych, by jak najszybciej pani stąd odjechała. Proszę zapomnieć o tym, co tu pani widziała!

— A co tu widziałam? — zapytała Ilona. — Mężczyzn zebranych w głębi lasu i mówiących o niesprawiedliwości.

— A więc słyszała to pani?

— Tak — potwierdziła Ilona. — Jeśli jednak przedstawi mi pan racjonalne powody, dla których miałabym to zrobić, gotowa jestem o tym zapomnieć.

— Uważam, że jeden już przedstawiłem — odpowiedział — ale jeśli chce pani wielkiej krzywdy, być może nieświadomie, jeśli chce pani zniszczyć ważnych dla Dabrozki ludzi, proszę rozpowiadać o tym, co tu pani widziała i słyszała.

W głosie mężczyzny zabrzmiała nuta obcej mu do tej pory szczerości. Miała wrażenie, że mówi prawdę, a sprawy, o których mówi, są naprawdę ważne. Poddała się.

— Dobrze — powiedziała cicho. — Ma pan moje słowo, że nikomu nie powiem o tym, iż tu byłam.

Wydało jej się, że w jego oczach dostrzegła ulgę. Uznała jednak, że czuje się zbyt pewny w decydowaniu o jej poczynaniach i nie mogła tego tak zostawić.

— Nie widzę jednak powodu — dodała — aby był pan w stosunku do mnie tak nieznośnie władczy i wydawał mi polecenia.

Po raz pierwszy uśmiechnął się i jego twarz stała się jeszcze bardziej pociągająca.

— A jaki powinienem być według pani? — spytał z zaciekawieniem. — Uniżony i pojednawczy?

Najwyraźniej kpił sobie z niej. W oczach Ilony zapaliły się iskry gniewu.

Nieoczekiwanie, nim zrozumiała jego zamiary, wziął ją w ramiona i uniósł z siodła. Nie zdołała się obronić, gdyż nie wiedziała, co chce zrobić. Zaskoczona skamieniała w bezruchu, gdy jego usta dotknęły jej warg, a ramiona zamknęły się w uścisku. Po chwili równie lekko posadził ją z powrotem w siodle. Instynktownie wyciągnęła ręce do cugli, aby odzyskać równowagę.

— Jest pani zbyt ładna, żeby zajmować się polityką — stwierdził. — Proszę wracać do domu, piękna damo, i flirtować ze swymi adoratorami!

Wpatrywała się w niego niezdolna wydobyć z siebie głosu, niezdolna nawet zebrać myśli i zrozumieć, co właściwie zaszło.

Mężczyzna strzelił konia w zad i zwierzę pognało przed siebie. Ilona niebawem ujrzała rzekę. Dopiero gdy wkroczyła w jej nurt, pojęła, co się właściwie stało.

— Jak on śmiał? Jak śmiał mnie pocałować?

Nie do wiary! Wprost nie do wyobrażenia! Co za zniewaga! A do tego, myślała gorączkowo, nawet się temu nie sprzeciwiła. Powinna była krzyczeć, uderzyć go biczem, a przynajmniej walczyć z nim z całych sił, tak jak zrobiłaby to każda godna szacunku dziewczyna. Ona jednak niczego nie uczyniła! Pozwoliła, by wziął ją w ramiona i pocałował w usta.

Nigdy jeszcze nikt jej nie pocałował. W istocie nikt nawet nie próbował i dziewczyna nie miała pojęcia, że wargi mężczyzny mogą być tak zaborcze, tak mocne, bezwzględne i pożądające.

Dotychczas wyobrażała sobie pocałunek jako coś bardzo miękkiego i delikatnego. Tymczasem pocałunek nieznajomego naruszył jej cześć w sposób, którego nawet nie potrafiła sobie wytłumaczyć. Zupełnie jakby wziął ją we władanie, a ona całkowicie mu się podporządkowała.

Policzki zapłonęły jej na tę myśl. Jechała nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się dokoła, i oprzytomniała dopiero, gdy na drugim brzegu rzeki zobaczyła czekającą na nią eskortę. Oficerowie i masztalerze mieli wygląd ludzi w najwyższym stopniu zdegustowanych. Co by było, gdyby wiedzieli o wszystkich wydarzeniach!

— Bogu dzięki, Wasza Wysokość jest bezpieczna! — wykrzyknął pułkownik Ceáky. — Nie powinna była pani przekraczać rzeki!

— A to dlaczego? — spytała.

— Domyślamy się, księżniczko, że straciła pani panowanie nad koniem — pułkownik powoli, z trudem dobierał słowa — ale stało się bardzo niedobrze, iż wkroczyła pani na terytorium Sárosów.

— Jednak nic złego się nie stało — zauważył drugi oficer.

— Tak, to prawda — zgodził się pułkownik. — Jednak zmuszeni jesteśmy prosić panią, księżniczko, by następnym razem była pani bardziej ostrożna.

Ilona zawróciła konia w stronę otwartego stepu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że mówiąc o poniesieniu przez konia, pułkownik szukał usprawiedliwienia dla ich własnej niekompetencji i tego, iż pozwolili jej się oddalić. Tyle że jej to nie interesowało. Zaciekawił ją natomiast poważny wyraz jego twarzy, gdy mówił, że nie powinna była wkraczać na teren Sárosów.

— Pułkowniku — odezwała się. — Jak pan wie, od dziesiątego roku życia nie mieszkałam w Dabrozce. Nie pamiętam, aby były tu jakieś ograniczenia w przekraczaniu rzeki. Mogłam oczywiście o tym zapomnieć.

Widziała, jak pułkownik spogląda na majora, niepewny, co ma jej powiedzieć. Dostrzegła też obawę w jego oczach. Uznała ją jednak za zrozumiałą, gdyż wiedziała, że boi się jej ojca. Kto zresztą się nie bał?! Już po jednym dniu pobytu w domu widziała, jak wszyscy w pałacu niemal czołgają się przed nim, obserwując go lękliwie.

Dlaczego nie zostałam w Paryżu? — pomyślała uświadamiając sobie jednocześnie, że właściwie nie miała wyboru.

— Chciałabym poznać prawdę — zwróciła się do oficera. — Co mi pan sugeruje mówiąc, że nie powinnam wkraczać na terytorium Sárosów? Cokolwiek mi pan odpowie — dodała po chwili, uśmiechając się lekko — nie powtórzę tego królowi.

Była niemal pewna, że jej słowa wywołały w nim uczucie ulgi.

— Chociaż Wasza Wysokość może nie zdawać sobie z tego sprawy — zaczął — Dabrozka podzielona jest na dwa obszary. Radáków i Sárosów.

— Ale przecież mój ojciec jest władcą całej Dabrozki, tak jak mój dziadek, a przedtem jego ojciec!

— Teoretycznie tak — odparł pułkownik — ale w ciągu ostatnich pięciu, sześciu lat sytuacja zmieniła się dramatycznie.

— W jaki sposób? — spytała Ilona.

Zaintrygowana, mimo że znajdowali się już na płaskim stepie, nie poganiała konia do galopu, tak jak czyniła to zazwyczaj. Masztalerze jechali w pewnej odległości za nimi i wiedziała, że jeśli ona i oficerowie odpowiednio ściszą głos, ich rozmowa nie będzie podsłuchana.

— Proszę mówić! — ponagliła.

— Książęta Sáros zawsze byli największymi i najpotężniejszymi właścicielami ziemskimi w Dabrozce — zaczął pułkownik — a w czasach pani dziadka książę Ladislas, głowa rodziny, był pierwszym po królu, najważniejszym człowiekiem w kraju.

— Można powiedzieć, że prawie dzielili władzę — wtrącił major Kassa.

— Tak, to prawda. Ci dwaj ludzie z największym talentem sprawowali rządy w kraju — potwierdził pułkownik. — Wszystko zmieniło się — podjął po chwili — gdy tron odziedziczył pani ojciec, książę Jozef Radák.

Ilona nie musiała pytać, dlaczego. Wybuchowy charakter ojca, jego apodyktyczność oraz okrucieństwo wypędziły z Dabrozki jej matkę. Ona sama nienawidziła go od pierwszej chwili, gdy zdolna była do świadomego myślenia.

— Co się teraz dzieje? — spytała.

— Dabrozka składa się z dwóch oddzielnych stanów — wyjaśnił pułkownik. — Ludzie żyją albo na terenie Radáków, albo na ziemi Sárosów.

— Między tymi dwoma obszarami panuje niemal stan wojny — wtrącił major Kassa.

— Stan wojny?! — wykrzyknęła Ilona. Opuszczała Francję z nadzieją, iż nigdy więcej nie będzie musiała myśleć o wojnie, a okazało się, że spotyka się z nią w Dabrozce.

— Dabrozkanie znajdują się w bardzo trudnej sytuacji — kontynuował pułkownik. — Niektórzy obywatele uznają wrogość władców za pretekst do wyrównywania dawnych porachunków, odnawiania wendety i pomszczenia zadawnionych urazów.

— Czy mam rozumieć — przerwała Ilona — że Sárosowie walczą przeciwko nam?

— Książę Aladár Sáros — podjął ostrożnie po chwili milczenia pułkownik — nie uznaje i odrzuca wiele z nowych praw, które zostały wprowadzone przez Jego Wysokość. Nie chce im się podporządkować i broni swoich ludzi, gdy zostają aresztowani.

— Czy broni ich stosując siłę? — spytała Ilona.

— Dwie noce temu — odparł pułkownik — włamano się do więzienia w Vitózi i uwolniono więźniów!

— Czy strzegący go żołnierze zostali... zabici?

— Nie, nikt nie zginął. Wszyscy zostali związani i wrzuceni do jeziora! Nie jest tak głębokie, by się potopili, ale było to poniżenie, którego długo nie zapomną.

Głos mężczyzny brzmiał ponuro, Ilona jednak nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

— To wcale nie jest zabawne, Wasza Wysokość — rzekł z dezaprobatą major Kassa.

— Proszę mi wybaczyć — zwróciła się Ilona do oficerów — ale nie dalej jak wczoraj, patrząc na pałacową gwardię, myślałam, jak pompatycznie wyglądają w nowych mundurach, które wybrał im papa. Zabawny musiał być dla obywateli Vitózi widok tych ludzi związanych, siedzących w jeziorze i oburzających się na tę zniewagę!

— Ja tylko staram się uprzedzić Waszą Wysokość — rzekł pułkownik Ceáky z wyrzutem w głosie — aby nie próbowała pani wchodzić na teren Sárosów. Może pani zostać znieważona, a co gorsza, i nie byłoby to wcale zaskoczeniem, porwana! Stanowiłoby to z pewnością sposób — dodał po chwili z emfazą — na skłonienie Jego Wysokości do uchylenia niektórych z nowych praw.

— Jakie są te nowe prawa, że stały się przyczynę takich kłopotów? — spytała Ilona.

— Wasza Wysokość — rzekł najwyraźniej zakłopotany oficer — sądzę, że z tym pytaniem powinna się pani zwrócić do króla.

— Pan doskonale wie, że nie chcę tego robić — odparła Ilona. — Równie mocno jak pan, panie pułkowniku, boję się mojego ojca.

— Bać się? — wybuchnął oficer. — Mam dla Jego Królewskiej Mości ogromny szacunek i podporządkowuję się jego rozkazom.

— Ale boi się go pan — nie ustępowała Ilona. — Proszę to potwierdzić i być uczciwym wobec samego siebie! Papa jest strasznym człowiekiem. Dlatego właśnie, mimo że bardzo trudne, życie przez wszystkie te lata poza Dabrozką stanowiło dla mnie taką ulgę. — Westchnęła lekko i rozejrzała się. — Tęskniłam jednak za jej niepowtarzalną urodą i naszymi cudownymi końmi!

Pochyliła się, by poklepać kark wierzchowca. Po chwili wyprostowała się.

— Proszę mi powiedzieć prawdę, pułkowniku — powiedziała — a potem będziemy galopować razem po tej wspaniałej ziemi.

Oficer popatrzył na nią, a ona pomyślała, że jego oczy złagodniały, jakby nie mógł odrzucić malującej się w jej spojrzeniu zachęty.

— Dobrze więc — skinął głową. — Powiem pani, księżniczko. Najbardziej gniewają ludzi dwa prawa. Na mocy pierwszego każdy człowiek musi połowę zbiorów oddać państwu!

— Innymi słowy mówiąc... jemu! — odezwała się Ilona ściszonym głosem.

— Po drugie — kontynuował pułkownik, jakby nie usłyszał tego co powiedziała — pod karą śmierci wypędził wszystkich Cyganów.

— Ależ to śmieszne! — krzyknęła. — Cyganie zawsze żyli z nami w pokoju. Pamiętam opowieści mamy o ich okrutnym traktowaniu w Rumunii i strasznych torturach, jakim byli poddawani. Węgry pod panowaniem Marii Teresy a potem Józefa II także mają długą historię kar i udręki — dodała po chwili zamyślenia.

— To prawda, księżniczko — mruknął major Kassa.

— Przecież u nas zawsze traktowało się ich jako część naszego życia — zauważyła Ilona.

— Król powiedział, że mają opuścić kraj — rzucił pułkownik Ceáky.

— Gdzie oni pójdą? — zdziwiła się Ilona. — Jest tylko Rosja, ale Rosjanie nie lubią nas tak bardzo, że mało prawdopodobne, by przyjęli naszych Cyganów.

— Wszystkie te argumenty zostały królowi przedstawione przez księcia Aladára, i to bardzo przekonująco.

— Nie musi mi pan mówić, że ich nie wysłuchał — mruknęła Ilona.

— Jest wiele innych nowych praw, które stały się ostatnio powodem zdecydowanego sprzeciwu — podjął pułkownik. — Wzmacnia się armię, ale sytuacja, pozwolę sobie na szczerość, nie należy do dobrych.

— Wcale mnie to nie dziwi!

Ilona uśmiechnęła się do oficerów.

— Dziękuję wam, panowie, że mi o tym powiedzieliście. Możecie być spokojni, nie zawiodę waszego zaufania. — Rozejrzała się wokoło. — Teraz pojadę galopem najszybciej jak potrafię i postaram się zapomnieć o wszystkim poza tym, że to najpiękniejsze miejsce na ziemi!

Trąciła biczem konia i zwierzę wyskoczyło do przodu, jakby równie ochoczo pragnęło galopować przez trawiasty step. Kopyta dudniły głucho na miękkiej ziemi, a Ilona myślała, że to najcudowniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doznała. Mimo woli przyglądała się pracującym w polu wieśniakom, ludziom krzątającym się przy swych zajęciach w małych wioskach i w otaczających pałac lasach.

Czy to tylko jej wyobraźnia, czy naprawdę wyglądają na posępnych i zawziętych? A może myliła się w swoich wspomnieniach, które przedstawiały uśmiechniętych i dobrze nastrojonych ludzi?

Drewniane domy z gankami ozdobionymi kwiatami, karczmy i przydrożne zajazdy z malowanymi szyldami i ogródkami obsadzonymi winoroślą, gdzie przychodzili ludzie pić miejscowe wino, były dokładnie takie, jakimi je zapamiętała. Akacje pokrywały kiście kwiatów i wszystko wyglądało nie tylko pięknie, ale i szczęśliwie.

Nie zmieniły się wielkie stada krów z wypolerowanymi rogami, ozdobionymi barwnymi wstążkami, ani stada wełnistych owiec i czarno-białych źrebaków.

Ubrane w jasne spódnice kobiety, z warkoczami sięgającymi kolan, były bardzo urodziwe, natomiast mężczyźni zachowywali się z charakterystyczną malowniczą rubasznością. Pomyślała, że pasuje ona do ich kaftanów w stylu huzarskim, niedbale przewieszonych przez ramię, do czerwonych kamizel obficie zdobionych guzikami i okrągłych pilśniowych kapeluszy z buńczucznie osadzonymi piórami.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: