Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziecko, czy muszę Ci to jeszcze raz powtarzać? - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dziecko, czy muszę Ci to jeszcze raz powtarzać? - ebook

Prosisz dziecko, by wyłączyło telewizję, odrobiło lekcje, spakowało się do szkoły lub poszło spać. Wiesz, że słyszy, co mówisz, lecz ignoruje to. Prosisz ponownie i… nadal brak reakcji. Próbowałeś już wszystkiego, lecz żadna z tych metod nie działa. Znasz to, prawda?

Ekspertka ds. wychowania, Amy McCready, organizatorka kursów Positive Parenting Solutions (Pozytywne metody wychowywania dzieci), przedstawia metodę, która eliminuje wielokrotne powtarzanie tego samego lub krzyczenie na dzieci. Proponuje rozwiązania pełne miłości i jednocześnie niezwykle skuteczne, jeżeli chodzi o skłanianie dzieci do pożądanych zachowań.

Dwadzieścia trzy narzędzia przedstawione w tej książce są łatwe do zastosowania i bardzo efektywne. Każdy rozdział zawiera wiedzę popartą teorią z dziedziny psychologii, przykłady i metody eliminowania niepożądanych zachowań, jak również sposoby nauczania dzieci pozytywnych zasad postępowania. Porady te mają zastosowanie w stosunku do dzieci w wieku od dwóch do dwunastu lat.

Przeczytaj Dziecko, czy muszę ci to jeszcze raz powtarzać? i odkryj na nowo uroki bycia rodzicem.

***

Zawsze mówiłam, że gdyby rodzice dobrze wykonywali to, co do nich należy, to w końcu nie mieliby już nic do roboty. W książce przedstawione są narzędzia, których wszyscy potrzebujemy, by przejść na „rodzicielskie bezrobocie”. A co najlepsze, dzięki nim już nigdy nie będziesz musiał się złościć.

dr Wendy L. Walsh, ekspertka w dziedzinie zachowań ludzkich, występuje w CNN Headline News, matka dwojga dzieci

Znakomita książka: Amy McCready pokazuje, jak uniknąć frustracji podczas skłaniania dzieci do wykonywania nudnych, lecz niezbędnych czynności. Uczy, jak bez nieustannego powtarzania, łajania lub karania zainspirować je do dokonywania pozytywnych wyborów. Wskazując jasno kierunek działania, przekazując praktyczne wskazówki i proste metody postępowania, autorka mówi, jak położyć kres sytuacjom pełnym nerwów, irytacji, walki. Ta książka jest wybawieniem dla rodziców, którzy chcą ze swoich dzieci wydobyć to, co jest w nich najlepsze.

dr Christine Carter, autorka Raising Happiness: 10 Simple Steps for More Joyful Kids and Happier Parents

Jeśli kiedykolwiek, krzycząc na dzieci, zadałeś sobie pytanie: „Jak mogłem dać się wytrącić z równowagi?”, to ta książka jest dla ciebie. Amy McCready pokazuje w niej, jak utrzymać kontrolę, nie tracąc jednocześnie kontaktu z dzieckiem.

Lisa Earle McLeod, autorka książki The Triangle of Truth, która znalazła się na liście 5 bestsellerów biznesowych „Washington Post”

 

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Spis treści

Dedykacja

Wstęp

1. Coś nie działa

2. Dzieci to także ludzie

3. Czy sprawiasz ,że twoje dziecko zachowuje się gorzej?

4. Wydobywanie z dzieci tego, co w nich najlepsze

5. Walka o władzę ( i kilka rozwiązań tego problemu)

6. Wykorzystuj to, co możesz kontrolować, by panować nad tym, co jest poza twoim zasięgiem

7. Pozytywne skutki złego zachowania

8. Cztery mylne cele negatywnych zachowań

9. Rywalizacja wśród rodzeństwa

10. Wszyscy razem

11. Zabierz narzędzia do domu

Podziękowania

O autorce

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8087-680-4
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

WSTĘP

a długo przedtem, zanim powstała ta książka, czułam się jak najgorsza matka w historii. Pod koniec kolejnego trudnego dnia, poświęconego wychowywaniu moich dwóch chłopców, nastąpiło pewne szczególnie pamiętne wydarzenie.

Bolało mnie gardło. „Świetnie – pomyślałam. – Nie dość, że dostałam kataru, to jeszcze muszę wymyślić sposób, jak przekonać synów, by położyli się spać bez wysłuchania przedtem osiemnastu historyjek i bez wstawania przy tym czterdzieści pięć razy, aby napić się wody”. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że ja, która w swojej karierze zawodowej przeszkoliłam efektywnie wiele osób, nie mogę skłonić własnych dzieci, by robiły to, co im mówię, i by nie uważały mnie przy tym za potwora.

I nagle, kiedy znowu podniosłam głos, by krzyknąć na synka, bo wziął do ręki zabawkę, a przecież miał już spać, przyszła mi do głowy myśl, która sprawiła, że zamilkłam. Gardło nie bolało mnie z powodu wirusa, lecz dlatego, że za dużo krzyczałam.

Dopiero teraz poczułam się naprawdę źle. Czy to rzeczywiście mogło mi się przydarzyć? Zawsze nienawidziłam, gdy ktoś krzyczał na dzieci. I oto, co się dzieje – wydzieram się na nie na okrągło! Dlaczego jest mi tak trudno wychowywać dwóch typowych przedszkolaków? Co się stanie, gdy będą starsi i pojawią się sprawy trudniejsze niż problemy związane z myciem lub zachowaniem się przy stole? Chciałabym być kimś, kto towarzyszy synom, gdy rosną, kto nawiązuje z nimi relacje pełne szacunku i potrafi się z nimi porozumieć, a nie osobą, z którą są tylko dlatego, że ich urodziła. W głębi serca wiedziałam jednak, na jakiej drodze się znajduję. Czułam, że poniosłam porażkę, jeśli chodzi o najważniejsze zadanie mojego życia, i chciałam to zmienić.

Tego wieczoru zadałam sobie trudne pytanie: „Skoro kocham moje dzieci nad życie, to dlaczego krzyczę na nie, choć czuję, że nie jest to właściwa droga?”. Moje wysiłki, by „wymusić posłuszeństwo”, przypominały rzucanie grochem o ścianę. Metody, takie jak stawianie do kąta czy liczenie do trzech, przestały być skuteczne. Wydawało się, że nie ma innego sposobu, tylko muszę podnieść głos – przynajmniej wtedy dzieci wiedziały, że mówię poważnie. Wpadłam więc w błędne koło proszenia, przypominania, proszenia, przypominania, krzyku.

Zdałam sobie sprawę, że stałam się takim rodzicem – takim, którym, jak sobie obiecujemy, nigdy się nie staniemy.

Może wiesz, o czym mówię. Może jesteś mamą, która przekupuje swojego trzylatka cukierkami i zabawkami, by spokojnie zrobić zakupy w sklepie spożywczym. Może jesteś tatą, którego pięcioletnia córeczka głośno na całą restaurację domaga się usadzania na kolanach kolejnych członków rodziny zebranych dookoła stołu. Może sprzątasz za dzieci każdej soboty rano ich pokoje, gdyż nie potrafisz skłonić ośmio- lub dziesięciolatków, by robiły to same.

Takich rodziców można zauważyć wszędzie dookoła. Zanim sami staniemy się rodzicami, irytują nas oni – nie potrafią zapanować nad własnymi dziećmi. „Gdy sami będziemy rodzicami – przyrzekamy – lepiej sobie poradzimy”. To na pewno nie jest takie trudne.

I wreszcie rok lub dwa po tym, jak na świecie pojawiło się nasze szczęście, stajemy się takimi rodzicami. Krzyczymy, grozimy, napominamy, prosimy i w końcu poddajemy się, jeśli chodzi o próby kontrolowania naszych pociech. Gdy jest dobrze, obchodzimy się z nimi jak z jajkiem, licząc na niewiele więcej niż na łut szczęścia, by były grzeczne. Kiedy jest źle, zamieniamy się w potwory i zastanawiamy się, czy nie oddać okropnego dwulatka do żłobka.

Bez właściwych narzędzi rodzicielstwo przestaje być przyjemnością. I jest to smutniejsze niż fakt, że nasz siedmiolatek jako jedyne, naprawdę jedyne dziecko na całym świecie nie ma figurki kosmicznego dinozaura, bohatera najnowszej kreskówki (lub czegokolwiek innego).

Problem polega na tym, że zawsze wiedzieliśmy, jacy nie chcemy być jako rodzice, lecz nie mamy zielonego pojęcia, jak stać się takimi rodzicami, jakimi chcielibyśmy być. W końcu zaczynamy stosować taktykę takich rodziców, gdyż, no cóż, musi ona chyba działać, skoro tak wiele osób ją stosuje! Przecież od czasu do czasu musimy iść do sklepu bez względu na to, ile nerwów by nas to nie kosztowało. Jednak w rzeczywistości metody takich rodziców działają jedynie na krótką metę i w niczyim przypadku nie funkcjonują lepiej niż w twoim.

Znasz już pierwszą część mojej historii. Teraz chciałabym opowiedzieć, jak przewróciłam swoje metody wychowawcze do góry nogami i jak w ciągu zaledwie kilku tygodni zaowocowało to pozytywnymi zmianami w moim domu.

Po tym wieczorze, gdy postanowiłam zrezygnować z krzyku, zdałam sobie sprawę, że musi istnieć lepszy sposób. Zainspirowana, do czego się przyznaję, postacią George’a z serialu Seinfeld1, poczułam, że jeśli wszystko, co do tej pory robiłam, było złe, to przeciwieństwo tego musi być dobre. Zapisałam się na zajęcia poświęcone wychowaniu, które koncentrowały się na zasadach pozytywnej dyscypliny, opracowanych przez dwudziestowiecznego lekarza i psychologa Alfreda Adlera.

Mój świat zmienił się całkowicie. Gdy zaczęłam wdrażać zasady Adlera w mojej rodzinie, sytuacja zaczęła się szybko poprawiać. W im większym stopniu wykorzystywałam jego teorię, tym przyjemniejsze stawało się życie rodzinne. Wszyscy byliśmy szczęśliwsi, poprawiły się też moje relacje z mężem.

Kontynuowałam naukę i zdałam sobie sprawę, że chociaż zasady, jakich nas uczono, brzmiały bardzo dobrze, wielu rodziców mówiło: „To interesujące, lecz co mam robić?”. Istniała potrzeba, by przełożyć teorię na narzędzie, które krok po kroku pokazywałoby rodzicom na całym świecie, jak ją wykorzystywać w praktyce we własnych rodzinach.

Chciałam pomóc innym osiągnąć spokój, którym cieszyłam się wraz z własną rodziną. Wykorzystałam doświadczenie w tworzeniu programów szkoleniowych dla firm z listy Fortune 500, by opracować własny program nauczania, który nazwałam Positive Parenting Solutions (Pozytywne Metody Wychowywania Dzieci) . Niniejsza książka powstała właśnie na bazie tego kursu, który zmienił życie tysięcy rodzin na całym świecie.

Napisałam ją, abyś umiał sobie radzić z frustrującymi zachowaniami dzieci i by zamieniły się one w pozytywne zasady postępowania, które zakorzenią się w nich na całe życie. Chcę pomóc ci w odzyskaniu poczucia kontroli nad własną rodziną, byś mógł nauczyć dzieci tych zachowań, które przyczynią się do odniesienia przez nie sukcesu w przyszłości.

Każdy rozdział zawiera wiedzę popartą teorią psychologii, przykłady i metody eliminowania niepożądanych zachowań, jak również sposoby nauczania dzieci pozytywnych zasad postępowania. Fundamentem tej książki są dwadzieścia trzy narzędzia, które krok po kroku pokazują, jak stosować w praktyce opisane tu zasady. Już nie będziesz musiał posługiwać się metodą prób i błędów. Wkrótce dowiesz się, jak radzić sobie ze wszystkim, co dzieciom może przyjść do głowy.

Nauczysz się, jak eliminować takie irytujące zachowania, jak marudzenie, dyskutowanie, niesłuchanie i przerywanie. Dowiesz się także, jak ustrzegać się prób pokazywania, kto jest ważniejszy i napadów złości lub jak je kontrolować. Sprawisz, że dzieci będą pamiętały o myciu zębów, zabieraniu drugiego śniadania i odrabianiu lekcji bez przypominania, krzyczenia lub wykłócania się. Odkryjesz metody poprawiania atmosfery, od tworzenia pozytywnych relacji między rodzeństwem po zacieśnianie rodzinnych więzi.

Jeśli uważasz, że stałeś się takim rodzicem, jakim nigdy nie chciałeś być, przeczytaj tę książkę. Wykorzystaj przedstawione w niej narzędzia. Pewnego dnia zdasz sobie sprawę, że minęło już trochę czasu od momentu, kiedy ostatni raz krzyczałeś na dzieci, starałeś się je przekupić lub wierciłeś im dziurę w brzuchu, by coś zrobiły. Wkrótce nawet nie będziesz mógł sobie przypomnieć, kiedy podniosłeś na nie głos lub napominałeś je, kiedy traktowałeś je inaczej niż z pełnym szacunkiem. Uśmiechniesz się, gdy zdasz sobie sprawę, że w zamian za to one także cię szanują.

Najlepsze ze wszystkiego będzie jednak to, że zmieni się twój świat, tak jak stało się to w przypadku tysięcy rodziców. Rodzicielski stres zastąpi rodzicielski spokój. Będziesz czerpać przyjemność z kontaktów z dziećmi, dziwiąc się, jak samodzielne stają się na twoich oczach. Będziesz zaskoczony tym, że robią to, o co je prosisz, bez konieczności przewracania oczami lub napominania, że same rozwiązują problemy powstałe między rodzeństwem i że wykonują obowiązki domowe bez przypominania. Oczywiście, nadal pozostaną dziećmi i od czasu do czasu zdarzy im się zachować niewłaściwie. Lecz ty będziesz miał do dyspozycji narzędzia, dzięki którym poradzisz sobie w takich przypadkach i pomożesz im osiągnąć sukces, zarówno teraz, jak i w przyszłości.

Sugeruję, byś czytał tę książkę od początku do końca i wypróbowywał po kolei wszystkie opisane w niej narzędzia. Świat wypięknieje już w ciągu kilku dni od momentu zastosowania pierwszego z nich; postępy zauważysz w miarę korzystania z kolejnych. Potem powróć do tej książki i przeczytaj ją powoli jeszcze raz, po jednym rozdziale, by przypomnieć sobie to, czego się nauczyłeś. Pamiętaj, że do zmiany wieloletnich nawyków (na przykład takich, jak podnoszenie głosu, które i tak nie są zbyt skuteczne) potrzebny jest czas. Być może pojawi się u ciebie nawyk, by zaglądać do książki co kilka tygodni, w miarę jak twoje dzieci będą rosły i w miarę, jak będą się pojawiały u nich nowe zachowania, zarówno pozytywne, jak i negatywne.

Na zakończenie wstępu chcę dodać jeszcze jedno. Gdy twoje dzieci będą dorosłe, jak chcesz, by pamiętały swoje dzieciństwo? Czy jako okres wypełniony krzykiem, napominaniem i groźbami? Czy też jako czas, w którym mama i tata uczyli je w spokojny sposób właściwych zachowań, jako okres przebywania w rodzinie, która kochała bycie razem?

Przyłącz się do mnie i daj swoim pociechom najlepsze dzieciństwo, jakie tylko mogą sobie wymarzyć. Razem ze mną pomóż im przygotować się do osiągania sukcesów w dorosłym życiu. Podobnie jak ja, pokochaj najtrudniejszą pracę, jaką kiedykolwiek wykonywałeś – pracę wspaniałego rodzica.

------------------------------------------------------------------------

1 Seinfeld – amerykański serial komediowy emitowany w latach 1989-1998, w Polsce wyświetlany przez Canal Plus pod tytułem Kroniki Seinfelda – przyp. red.1. Coś nie działa

1

COŚ NIE DZIAŁA

salonie panuje taka cisza, że słychać tykanie zegara. Tiktak, tiktak, tiktak... Ten dźwięk mógłby uspokajać, gdyby nie jeden szczegół: czekasz. W umyśle liczysz kolejne upływające sekundy. Powiedziałeś właśnie ośmioletniej córce, by odrobiła lekcje (lub wyłączyła telewizor, przygotowała się do szkoły, czy też poszła spać) , lecz ona nie reaguje. Mija pięć sekund długich jak lata. Wiesz, że córka słyszała, co powiedziałeś. Musisz po raz setny tego dnia postanowić, co zrobić z tym fantem.

Już zmęczony potencjalną kłótnią, bez przekonania powtarzasz polecenie. „To i tak nic nie da” – słyszysz wewnętrzny głos, gdy ponownie zwracasz się do córki, tym razem już nieco głośniej. I rzeczywiście, to nic nie daje. Dziewczynka nadal ubiera lalki rozrzucone po całej podłodze. Tiktak, tiktak, tiktak.

Dorzucasz więc groźbę: „Nie spotkasz się w weekend z koleżankami, jeśli nie zrobisz tego, co mówię”. Już gdy wypowiadasz te słowa, żałujesz, że padły. W odpowiedzi słyszysz: „Jeszcze chwilkę”.

I w końcu ciszę w domu przerywa twój krzyk: „Dziecko, ile razy mam ci jeszcze powtarzać?!”. Córka przerywa to, co robiła i szybko wykonuje polecenie. W pokoju ponownie zapada cisza, lecz nie towarzyszy jej poczucie zadowolenia.

No dobrze, udało się. Osiągnąłeś to, czego chciałeś. Czy jednak naprawdę? Co się stanie, gdy kolejny raz twoje dziecko będzie się źle zachowywać, niegrzecznie odpowiadać, odwlekać zrobienie tego, o co je prosisz lub cię ignorować? Cykl napominania-powtarzania-groźby-krzyku rozpocznie się ponownie. Będziesz czuł się zły i sfrustrowany, że musisz uciekać się do takich środków.

Próbowałeś już wszystkiego. Stawiania w kącie, krzyku, napominania, zakazywania, liczenia do trzech. Nic jednak nie działa. Jak większość rodziców masz dość. Jesteś zmęczony proszeniem w nieskończoność swoich dzieci, by wykonywały te same proste czynności. Nie chce ci się już słuchać własnego podniesionego głosu. Zadajesz sobie (a czasem i przypadkowo spotkanym osobom!) pytanie: „Dlaczego tak ciężko skłonić dzieci, by robiły to, o co się je prosi?”.

Może nie zawsze zdajesz sobie z tego sprawę, lecz dzisiejsi rodzice są mądrzejsi i mają do dyspozycji lepsze narzędzia niż kiedykolwiek wcześniej. Z chęcią dyskutujemy o zaletach tłuszczu omega-3, rozmawiamy z pediatrami i nauczycielami wychowania przedszkolnego, a nawet podgrzewamy ściereczki, by delikatne pupki naszych pociech nie doznały szoku termicznego. Nie ma problemu, którego nie moglibyśmy rozwiązać przy pomocy Internetu – od naturalnych sposobów łagodzenia oparzeń słonecznych, po metody przemycania szpinaku do pizzy. Jesteśmy ekspertami od szybkich i pomysłowych rozwiązań. Schody zaczynają się wtedy, gdy chcemy skłonić dziesięciolatka, by opróżnił zmywarkę.

Mógłbyś pomyśleć, że rozwiązane są również wszelkie kwestie dotyczące wychowania. Jednak gdy zwrócisz uwagę na to, jaki jest poziom frustracji przeciętnego rodzica, bez względu na to, czy spowodowany jest on nieustannymi kłótniami między rodzeństwem, czy uporem przedszkolaka, który rano nie chce się ubrać, dojdziesz do wniosku, że większość rodziców potrzebuje pomocy i to szybko.

Jak jest w twoim przypadku? Biorąc pod uwagę, że czytasz tę książkę, zakładam, iż stosunki między tobą a twoimi dziećmi mogłyby być lepsze. Może codziennie doświadczasz marudzenia, napadów złości lub staczasz boje, by twoje dziecko odrobiło pracę domową. Chociaż kochasz swoje dzieci nad życie, są całe tygodnie, w których nie odczuwasz radości z bycia rodzicem. Czasem czujesz się tak, jakbyś tracił zmysły. Co gorsza, dajesz z siebie wszystko, by w domu panował porządek i by twoje dzieci wyrosły na odpowiedzialnych, pełnych szacunku ludzi. Jednak jak dotychczas ciężka praca nie przynosi pożądanych efektów. Dzieci są niegrzeczne, mimo twoich usilnych starań.

Pomyślna wiadomość jest taka, że zdarza się to nie tylko tobie. Prawdopodobnie poczujesz ulgę, gdy dowiesz się, że większość rodziców ma podobne problemy. Jeszcze lepsze jest to, że można temu zaradzić. Istnieje wiele powodów nieposłuszeństwa dzieci – począwszy od zmian społecznych, po fundamentalne luki w metodach, jakie wykorzystujesz. Na szczęście, posługując się sposobami opisanymi w tej książce, możesz znaleźć rozwiązanie swoich problemów, a twoje życie rodzinne szybko i w znaczącym stopniu się poprawi.

Będziesz mógł efektywniej zastosować opisane tu techniki, jeśli najpierw zrozumiesz ich podstawy. Zacznę więc od wyjaśnienia różnicy między dwoma podstawowymi terminami związanymi z wychowaniem, co będzie wstępem do przedstawienia związanych z nimi technik.

Kara versus dyscyplina

Rodzice instynktownie wyczuwają, że dyscyplina jest niezbędnym elementem procesu wychowywania dzieci. Jednak wielu z nich, a także część ekspertów myli dyscyplinę z karaniemi używa tych słów zamiennie, mówiąc o eliminowaniu niepożądanych zachowań. W rzeczywistości ich znaczenie się różni. Ogólne przedstawienie tych terminów pomoże ci zrozumieć różne metody oraz to, dlaczego jedne działają, a inne nie.

Gdy czteroletnia Emilka rzuca podczas obiadu fasolką w dwuletniego Bartka, to twoją pierwszą reakcją będzie zastosowanie kary. Rozumujesz, że jeśli takiemu zachowaniu będzie towarzyszyła przykrość, to Emilka dojdzie do wniosku, iż zrobiła coś złego. Kara może na przykład polegać na zmuszeniu jej do odejścia od stołu lub zjedzenia całej fasoli z własnego talerza oraz z talerza Bartka czy też na ostrej reprymendzie. Karanie jest czymś, co mamy w siebie wpisane od dzieciństwa; jest ono obecne w bajkach, a także w szkole. Zły uczynek wymaga sprawiedliwego ukarania. Sprawca musi ponieść konsekwencje niewłaściwego postępowania, musi za nie jakoś zapłacić – dostając klapsa w pupę lub wysłuchując nieprzyjemnych uwag. Oczywiście, nie chcesz zrobić dziecku krzywdy. Jednak, świadomie lub nie, chcesz, by kojarzyło ono złe zachowanie z nieprzyjemnymi konsekwencjami i nie powtarzało go. Ale problem z karaniem polega na tym, że dziecko zaczyna stosować samoobronę. Zamiast uczyć się, że nie należy postępować niewłaściwie, koncentruje cały wysiłek na sposobach uniknięcia kary. Metoda ta uczy także kłamstwa – jakie dziecko bowiem przyzna się do czegoś, jeśli wie, że zostanie za to ukarane?

Dyscyplina jest o wiele bardziej pozytywnym, a także efektywnym sposobem reagowania na niewłaściwe zachowanie. Słowo to wywodzi się z łacińskiego discipulus, co oznacza ucznia, kogoś, kto pobiera nauki i chce się zmieniać. Kara jest jedynie negatywną reakcją na negatywne zachowanie. A my chcemy, aby zachowanie to stało się okazją do nauki, a także do tego, by dziecko poczuło się odpowiedzialne za to, co robi. Za każdym razem, gdy dziecko jest niegrzeczne, wykorzystaj to, by uczyć je ważnych życiowych umiejętności, dzięki którym będzie mogło rozwijać swój potencjał, a w przyszłości stać się cennym i odpowiedzialnym członkiem społeczeństwa. Dyscyplinując dzieci przy pomocy ponoszenia przez nie konsekwencji własnego zachowania, powodujesz, że nie będą one go powtarzać – nie dlatego, że groziła im kara, lecz dlatego, że mogły się czegoś dzięki temu nauczyć.

Pamiętaj, że kiedy reagujesz na niewłaściwe zachowania, wykorzystując metody przedstawione w tej książce, wpajasz dzieciom trwałe i pozytywne wzorce, dzięki którym staną się w przyszłości wartościowymi osobami dorosłymi. Do ciebie należy, by przy użyciu właściwych technik zachęcić je do zdobywania umiejętności wspierających odpowiedzialne postępowanie. Zdyscyplinowane dziecko to takie, które potrafi wyciągać wnioski – w tym systemie kary nie mają zastosowania. Chociaż dzieciom proces dyscyplinowania może się nie podobać, to umożliwia im on zachowanie szacunku dla samych siebie: nie stosuje się w nim kar fizycznych, poniżania lub wpędzania w poczucie winy. Zamiast tego, o czym opowiem szczegółowo później, wykorzystujesz konsekwencje danych zachowań jako pozytywne bodźce do nauki; nawet wówczas, gdy ziarna fasolki rozsypane są po całym pokoju.

Teraz, gdy poznałeś już nieco założenia, zastanowimy się, jaki rodzaj dyscypliny nie działa. Poznamy też niektóre z powodów, dla których dzieci są niegrzeczne, nawet gdy ze wszystkich sił starasz się temu zapobiegać.

Zmieniające się czasy wymagają zmiany w dzieciach

W dzisiejszych czasach rodzice najczęściej narzekają: „Dzieci nie słuchają tego, co się do nich mówi!”. Mamy i ojcowie mówią mi, że gdy byli mali, wiedzieli, że należy słuchać starszych, gdyż w przeciwnym razie rodzic mógłby „groźnie spojrzeć”. Dlaczego więc obecnie nie istnieje odpowiednik groźnego spojrzenia? Dlaczego w efekcie naszych wysiłków dziecko co najwyżej zacznie przewracać oczami, lecz nie zrobi tego, o co się je prosi?

Przyczyną nie jest to, że dzieci są dzisiaj inne. Pod względem biologicznym i emocjonalnym są takie same jak poprzednie pokolenia, mają takie samo DNA. Jednak dojrzewają w nowych czasach i w innym środowisku, które wywiera na nie odmienny wpływ. Zmiany te, z których wiele nastąpiło w ciągu kilku ostatnich dekad, w dużym stopniu wpływają na to, jak efektywni jesteśmy jako rodzice.

Przyjrzyj się współczesnym dzieciom. W erze gwałtownego rozwoju środków komunikowania się nawet dzieci w początkowych klasach szkoły podstawowej są ze sobą w ciągłym kontakcie dzięki telefonom komórkowym i komputerom. Nieustannie dowiadują się, co inni robią, noszą, kupują lub co posiadają. Dzieci i rodzice mają bardzo napięte rozkłady zajęć; niewiele czasu pozostaje na to, by rodzina była razem lub by dzieci były dziećmi. Dodatkowo wywierana jest na nie od najmłodszych lat silna presja na osiąganie sukcesów w nauce, sporcie lub sztuce. Krótko mówiąc, bycie dzieckiem dzisiaj jest o wiele trudniejsze niż kiedyś. Dlatego o wiele trudniej jest też być rodzicem.

Przepraszam, mamo i tato, lecz panuje demokracja

Tak jak gdyby mało było nowych technologii i presji, by popsuć twój plan wychowania wspaniałych dzieci, jest jeszcze jeden czynnik, o którym nieczęsto się mówi, a mianowicie zmiany społeczne, jakie nastąpiły w ciągu kilku ostatnich pokoleń. Rodziny naśladują świat zewnętrzny i stają się demokratyczne – jest tyle zdań, ile osób siedzących dookoła stołu.

Podstawowa zmiana dotycząca zakresu sprawowania kontroli i relacji odbyła się najpierw na zewnątrz. Przedstawiciele instytucji rządowych, firm i organizacji zdali sobie sprawę, że atmosfera wzajemnego szacunku jest dla wszystkich lepsza niż autorytarny model stosowany w przeszłości. Na przykład trudno w naszym społeczeństwie wyobrazić sobie środowisko pracy, w którym szef mówi pracownikowi: „Raport ma do końca dnia znaleźć się na moim biurku lub zostaniesz zwolniony”. Jest nie do pomyślenia, by dzieci spędzały długie godziny w szkole, ucząc się czytania, pisania, matematyki lub historii pod groźbą kar cielesnych lub długiego stania w kącie. Zabawne byłoby też, gdyby ojciec żądał od matki, by obiad stał gotowy na stole, gdy wejdzie do domu o godzinie szóstej po południu. Takie scenariusze są dzisiaj niemożliwe. Dlaczego? Dlatego, że normy społeczne i nasze wzajemne relacje bardzo się zmieniły. Autorytarne podejście do zarządzania pracownikami, nauczania lub komunikowania się ze współmałżonką nie jest mile widziane we współczesnym społeczeństwie.

Miejsca pracy, szkoły i społeczeństwo zmieniły się; poszły w kierunku demokracji. W pracy ceni się inicjatywę zatrudnionych, oczekuje się jej i jest ona brana pod uwagę w procesie oceny. Menedżer, który nieustannie krzyczy na podwładnych, wzywany jest na rozmowę do działu zarządzania zasobami ludzkimi, a czasem nawet pokazuje się mu, gdzie są drzwi. Nauczyciele traktują podopiecznych z szacunkiem, kary cielesne są zakazane, a proces nauki polega na realizowaniu projektów i współpracy. Nauczyciel, który uderzyłby lub słownie obraził dziecko, znalazłby się na dywaniku u dyrektora w mgnieniu oka. Dyktatorskie „Zrób to, gdyż ja tak każę” nie ma już racji bytu ani w wychowaniu, ani w zarządzaniu.

Właśnie tego typu zmiany społeczne wpływają na obecny system wychowawczy. To one są przyczyną, że „groźne spojrzenie” lub stwierdzenia typu „Zrób to, gdyż ja tak każę” nie oddziałują na dzisiejsze dzieci. Trzeba jednak powiedzieć, że ta zmiana we wzajemnych relacjach jest dobrą rzeczą. Wszyscy czerpiemy korzyści z bardziej demokratycznego, przepojonego szacunkiem dla drugiej osoby środowiska. To właśnie ono pomoże nam obudzić w naszych dzieciach odpowiedzialność, życzliwość i będzie je wspierać w osiąganiu sukcesów. Nie możemy zmienić świata, by łatwiej nam było wychowywać dzieci, lecz jeśli nam naprawdę na nich zależy, to nie powinniśmy chcieć tego robić.

Przyjrzyjmy się bliżej domowemu życiu. Dwa pokolenia wstecz typowa rodzina składała się z ojca, który pracował poza domem, i matki opiekującej się dziećmi. Mąż zapewniał środki do życia i często określał zasady, do których matka i dzieci musiały się stosować. Mąż i żona nie byli równorzędnymi partnerami, zarówno w małżeństwie, jak i w kwestii wychowywania. Słowo ojca było ostateczne. Wielu z nas pamięta strach, który dopadał nas po słowach: „Czekaj, niech no tylko ojciec wróci do domu”.

Dzisiaj relacje w większości rodzin wyglądają inaczej. Często obydwoje rodzice pracują poza domem. Większość mężów i żon postrzega małżeństwo jako partnerstwo, do którego wnoszą podobny wkład (finansowy i inne) i w którym mają równe prawo do podejmowania decyzji. W rezultacie zarówno mamy, jak i ojcowie mogą wieść owocne, przynoszące satysfakcję życie rodzinne oraz zawodowe i modelować pozytywne postawy u swoich dzieci.

Jednak w takiej rzeczywistości rodzice często spierają się na oczach dzieci zamiast za zamkniętymi drzwiami. Te zaś, widząc to, szybko dochodzą do wniosku, że także mogą wyrażać inne zdanie (i robią to zazwyczaj nie w tak dyplomatyczny sposób, w jaki czynią to rodzice!). Dlaczego w końcu dzieci miałyby słuchać rodziców, skoro ci nie słuchają się nawzajem? Bez względu na to, w jak odpowiedzialny sposób mama i tata podchodzą do wzajemnej różnicy zdań, dzieci i tak mogą dostrzec, że ona istnieje.

Jako obserwatorzy, nawet bardziej wyczuleni na sygnały płynące z otoczenia niż dorośli, dzieci rozumieją, że mama po prostu nie słucha się taty i vice versa. Zdają sobie sprawę, że ich nauczyciele i trenerzy mówią do nich i do siebie nawzajem z szacunkiem. Intuicyjnie rozumieją, że w społeczeństwie panują demokratyczne zasady. Dlatego też, gdy domagamy się posłuszeństwa przy pomocy „Zrób to, gdyż ja tak każę” lub „Nie dyskutuj ze mną, młody człowieku”, dzieci instynktownie czują, że coś jest nie tak z tego typu sposobem myślenia. Całkiem naturalnie zadają pytanie: „Dlaczego miałbym robić to, co ona mówi?” lub „Kto dał ci prawo do rozkazywania mi?”.

Tego typu zachowanie doprowadza rodziców do wściekłości. Wracają myślami do własnego dzieciństwa i z dumą bądź też nie przypominają sobie, że nigdy by się tak nie zachowali w stosunku do własnych rodziców. Nieustannie słyszę stwierdzenia w rodzaju: „Nigdy bym się nie ośmieliła odpowiedzieć rodzicom w taki sposób, jak robią to moje dzieci. Co się z nimi dzieje?”.

Czy jest więc z nimi coś nie w porządku? Co ma zrobić rodzic, gdy metody, które prawdopodobnie zna z własnego doświadczenia, takie jak „groźne spojrzenie” lub stwierdzenie „Zrób to, gdyż ja tak każę”, już nie działają?

W dzisiejszych czasach metody wprowadzania dyscypliny w rodzinie czeka poważna zmiana. Chociaż wychowanie autorytarne sprawdzało się, gdy dorastały poprzednie pokolenia, dzisiaj już nie przynosi ono oczekiwanych efektów.

Fakt, iż stare metody postępowania już nie działają, nie oznacza, że dzieci dzisiaj są „złe” lub „pozbawione szacunku”. Widzą one po prostu dookoła siebie inny świat. Jako członkowie demokratycznego społeczeństwa z natury czują potrzebę sprzeciwiania się, gdy zaczyna się od nich zbyt wiele wymagać. Kiedy mama mówi: „Masz to natychmiast zrobić”, syn instynktownie odpowiada „nie”. I uświadom sobie, że na dobre czy na złe, nauczył się tego od ciebie. Od ciebie i pewnie od każdego dorosłego, z którym ma regularny kontakt.

Spójrzmy na fakty: społeczeństwo nie staje się mniej demokratyczne. Dyskutuje się o wszystkim: o kwestiach związanych ze środowiskiem, o szczepionkach, o metodach dowożenia dzieci do szkoły. Indywidualizm stawiamy na piedestale, panuje wszechobecny głód wiedzy. Jest to środowisko, które przygotowuje dzieci i ich świat do osiągania sukcesów. Jednak to od nas zależy, czy pomożemy dzieciom wykorzystać w pełni ich potencjał, czy nauczymy je żyć odpowiedzialnie w naszym demokratycznym społeczeństwie jako pełnowartościowi, okazujący szacunek innym dorośli.

By efektywnie eliminować niepożądane zachowania oraz budować harmonijne, oparte na współpracy relacje z dziećmi, musimy nauczyć się myśleć i postępować w bardziej demokratyczny i egalitarny sposób. Nie wpadaj w panikę. Nawet przez chwilę nie myśl, że rodzi to niebezpieczeństwo poddania się lub utraty rodzicielskiego autorytetu. Demokracja w rodzinie nie oznacza, że trzeba głosować nad podjęciem każdej decyzji. Rodzice są nadal rodzicami, przewodnikami i głowami rodzin.

Zasady i narzędzia Pozytywnych Metod Wychowywania Dzieci przedstawione w tej książce pomogą twojej rodzinie stać się bardziej demokratyczną. Poznasz metody wprowadzania dyscypliny opartej na szacunku, która jest o wiele bardziej efektywna niż rozkazywanie. Dowiesz się, jak sprawić, by dzieci słuchały ciebie i robiły to, czego od nich oczekujesz bez napominania, przypominania, krzyczenia lub rozkazywania. Towarzyszyć temu będzie budowanie lepszych relacji z dziećmi, które na twoich oczach staną się bardziej efektywne, samodzielne i obowiązkowe.

W jakich zatem obszarach twoje metody wychowawcze zawodzą?

Sprawdzone strategie, które nie są niczym innym niż...

Społeczeństwo posiada mnóstwo metod na radzenie sobie ze złym zachowaniem dzieci. Nie ma ucieczki od telewizyjnych programów o nianiach, rad mającego dobre intencje sąsiada lub szczerych do bólu komentarzy koleżanki z pracy, które wygłasza zawsze po tym, gdy słyszy, jak rozmawiasz ze swoją siedmioletnią pociechą przez telefon. Próbowałeś zapewne stawiania do kąta, liczenia do trzech, różnych form kary lub przekupywania dzieci. Być może stosujesz tego typu metody nieustannie, dokładnie w sposób, którego cię nauczono. Może nawet masz wrażenie, że spełniają one swoją funkcję, gdy są stosowane przez innych rodziców. Przez pewien czas przynosiły one efekty także w przypadku twoich dzieci – to możliwe. Na czym więc polega problem?

Nie martw się, głowa do góry. Nie chodzi o ciebie, lecz o twoje dzieci. To one są powodem, dla którego najbardziej popularne metody wychowawcze się nie sprawdzają. Mogę zagwarantować, że i inni rodzice, którzy je wykorzystują, mają takie same problemy, jak i ty, bez względu na to, czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie. Każda z tych metod obarczona jest błędem; uczą one dzieci czegoś, czego uczyć się nie powinny, jak również odwracają uwagę od tego, co pomogłoby im podejmować lepsze decyzje w przyszłości. W poprzedniej części wyjaśniłam, dlaczego kary nie przynoszą zakładanych wyników, zaś kwestię nagród poruszę w rozdziale czwartym. Przyjrzyjmy się teraz po kolei dwóm innym często stosowanym metodom.

Stawianie do kąta. Dlaczego to rozwiązanie już nie działa?

Ciężko jest dzisiaj znaleźć rodziców, którzy od czasu do czasu nie stawialiby dzieci do kąta. Dla wielu jest to podstawowa metoda utrzymywania dyscypliny w domu. Promuje się ją w każdym serialu o nianiach, jak również w książkach, czasopismach i innych mediach. Jednym z powodów jej popularności jest to, że stanowi alternatywę dla kar cielesnych, od kiedy rodzice dowiedzieli się, że mają one negatywny wpływ zarówno na sferę emocjonalną, jak i fizyczną dziecka.

Jednak wszechobecność stawiania do kąta jako metody wychowywania nie oznacza automatycznie, że jest ona efektywna, jeśli chodzi o eliminowanie niepożądanych zachowań w długim okresie.

Ma ona dwie poważne wady, które mogą wyjaśnić, dlaczego większość rodziców nie osiąga sukcesu w wyniku jej stosowania:

1. Stawianie do kąta zachęca do walki o dominację.

2. Stawianie do kąta nie uczy ważnych w życiu rzeczy.

Co metoda ta ma wspólnego z walką o dominację? Czyż nie ma ona właśnie na celu uniknięcia tej walki poprzez odseparowanie dziecka? Problem pojawia się, gdy uparte lub pełne życia dziecko ma przesiedzieć określony czas na krześle lub przestać w kącie, siedzieć w swoim pokoju – czyli być tam, gdzie zostało to podane w wyroku. Od tego momentu rodzic pilnuje, by dziecko pozostało w danym miejscu, a ono stara się z niego uciec. Każda próba ucieczki to dolewanie oliwy do ognia, a sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Kilkuminutowa kara zamienia się w pięćdziesięciominutową mękę, podczas której rodzic i dziecko walczą ze sobą, zapominając, o co tak naprawdę poszło. Oczywiste przy tym jest, że większość z nas nie ma tyle czasu, by w ten sposób użerać się z dzieckiem. Bez względu na to, kto tę walkę „wygra”, przegrane są obie strony. W najlepszym razie stawianie do kąta staje się bezużyteczną przepychanką, w najgorszym-zakłóca funkcjonowanie rodziny.

Drugi problem w przypadku tej metody polega na tym, że stawianie do kąta jest jedynie karą, a nie metodą nauki. Oznacza to, że nie koryguje zachowań w długim okresie. Nawet najbardziej uległe dzieci, które cierpliwie stoją w kącie cały wyznaczony czas, niczego się dzięki temu nie uczą. Czy znasz jakiegokolwiek czterolatka lub dziesięciolatka, który podczas odbywania kary zastanawiałby się nad tym, co zrobił i planował skorygowanie swojego zachowania w przyszłości? To właśnie dlatego niektórzy rodzice stosują tę metodę prawie codziennie: nie rozwiązuje ona leżącego u podstaw niepożądanych zachowań problemu. Dziecko może w końcu nauczyć się, jak przesiedzieć spokojnie cały czas kary (lub też jak zmęczyć mamę, by darowała mu wcześniej), lecz nie dowiaduje się niczego, co pozwoliłoby mu zachowywać się kolejnym razem odpowiedzialniej. Bardziej efektywna metoda oznacza, że dzięki niej dziecko poznaje konsekwencje swojego postępowania i uczy się, jak postępować rozważniej w przyszłości. Kwestię konsekwencji i stosowania ich do korygowania niepożądanych zachowań omówię w rozdziale siódmym.

Być może lepiej zrozumiesz, na czym polegają wady stawiania do kąta, jeśli spojrzysz na tę metodę oczami dziecka. Ośmioletni Adaś z zadowoleniem bawi się kolejką i klockami. Właśnie zakończył budowę wspaniałej wieży w kolorach czerwonym, zielonym i niebieskim, wysokiej na dwanaście klocków. W jej dolnej części znajduje się otwór, przez który może przejechać pociąg. Tor ma kształt ósemki, są dwa wzgórza i tunel. Adaś nie może się doczekać, by pociąg zrobił kolejne okrążenie. Gdy zza drzwi zaczął dochodzić niezbyt zachęcający zapach klopsów i zielonej fasolki, do pokoju weszła mama.

– Adasiu, zostaw swoje zabawki i chodź na obiad – zawołała.

– Ale mamo, właśnie skończyłem budowę wieży!— zaczął pochlipywać chłopiec.

– Czas na obiad. Twoje zabawki mogą poczekać, a ty masz przyjść do stołu i zjeść. No już.

– Nie jestem głodny. Chcę się bawić. Chociaż jeszcze pięć minut, proszę.

– Powiedziałam nie – krzyknęła mama.

Adaś jednak nadal się upierał. Obiad stygł i mama miała już dość.

– Do kąta – zawołała. – Masz tam siedzieć dziesięć minut. Adaś powlókł się na miejsce kary i klapnął na krzesło. W tej samej sekundzie, w której mama się odwróciła, siedział już przy swojej kolejce. Byłoby wspaniale, gdyby tylko zdołał zobaczyć, jak pociąg przejeżdża przez tunel!

Niestety, mama dostrzegła go kątem oka.

– Co tu robisz? Przecież powiedziałam ci, że masz siedzieć w kącie! – krzyknęła.

Adaś wrócił więc na krzesło.

Czterdzieści trzy minuty później Adaś odsiedział w końcu pełen wymiar kary. Udało mu się przeprowadzić pociąg przez tunel, lecz dopiero po sześciu próbach. Po tym wszystkim ani on, ani jego mama nie mieli ochoty na zimne klopsy i fasolkę. Wspaniała wieża została zniszczona, a Adaś nauczył się jedynie tego, że najbardziej efektywnym sposobem ucieczki z kąta jest spowodowanie zamieszania, do czego posłużył mu zwędzony kawałek klopsa, który rzucił psu.

Biedny Adaś. Pragnął tylko pobawić się jeszcze kilka minut kolejką. Biedna mama. Chciała tylko, by Adaś nauczył się, że należy jeść, gdy obiad jest na stole. Jeśli więc postawienie Adasia do kąta nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, to co należałoby zrobić? Przedstawię propozycje alternatywnych rozwiązań tego typu problemów w rozdziale drugim i pozostałych częściach książki.

Dlaczego liczenie do trzech nie ma sensu?

Kolejną popularną metodą wychowawczą jest liczenie do trzech. Zgodnie z teorią ma ono dać dziecku czas na zastosowanie się do polecenia. Sposób ten może za pierwszym razem zadziałać, lecz już za drugim okaże się, że musisz liczyć do pięciu, a potem do dziesięciu, stu (jestem szczera) i tak dalej, gdy dziecko nauczy się „wyłączać”.

Główna jego wada polega na tym, że zamiast uczyć dziecko zastanawiania się nad tym, co robi, uczy je ignorowania ciebie, zanim w końcu zrobi to, czego żądasz (jeśli masz szczęście). Wygląda to mniej więcej tak:

– Kasiu – mówi mama. – Przestań biegać po sklepie. Chodź tu. Trzyipółletnia Kasia ignoruje słowa mamy.

Mama zaczyna liczyć:

– Jeden – po czym następuje długa przerwa. Kasia nadal ignoruje słowa mamy.

– Dwa – liczy mama. Długa przerwa. Kasia ignoruje słowa mamy.

– Dwa i pół – liczy mama. Jeszcze dłuższa przerwa.

Kasia zaczyna powoli wracać do mamy. Zyskała kilka minut na zabawę, co wystarczyło, by ściągnąć czerwoną skakankę z wystawy „Letnie przyjemności”.

– Trz... – zaczyna mama. Kolejna długa przerwa.

Kasia podbiega do mamy, która dała jej dość czasu na powrót. Ściskają się (w końcu Kasia wróciła, zanim mama skończyła mówić „trzy”) i mama upomina córeczkę, by znowu nie odbiegała.

Choć oczywiste jest, że powinieneś dać dziecku czas, by zrobiło to, o co je prosisz, technika liczenia do trzech uczy je, że natychmiastowa reakcja nigdy nie jest potrzebna. Ma ono nagrodę w postaci możliwości ignorowania cię tak długo, jak tylko jest to możliwe.

Stawianie do kąta i liczenie do trzech to dwie metody, które nie działają z podstawowych przyczyn. Jeśli wykorzystywałeś je i nie przynosiło to efektów, nie musisz się martwić. Zapomnij o nich i po prostu czytaj tę książkę dalej. Nawet jeśli masz wrażenie, że funkcjonują prawidłowo, nie polecam ich stosowania. Żadna z nich nie przygotuje dziecka do dorosłego życia.

Choć niektóre metody działają lepiej niż inne, na zachowanie dzieci wpływają jeszcze inne czynniki, a mianowicie ty. Zanim zaczniesz oczekiwać pozytywnych zmian w twoich dzieciach, musisz dokonać analizy ich potrzeb, swojego stylu wychowywania oraz wzajemnych relacji – i poczynić samodzielnie pewne zmiany.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: