Dzielenie łupów. Wojna o imperium Aleksandra Wielkiego - ebook
Dzielenie łupów. Wojna o imperium Aleksandra Wielkiego - ebook
„Błyskotliwa narracja Robina Waterfielda w pełni oddaje wszystkie aspekty tego niezwykłego półwiecza” - Paul Cartledge, autor Aleksandra Wielkiego oraz Spartan.
Porywająca, dramatyczna opowieść. - Tom Holland, autor Perskiego ognia.
W niespełna dziesięć lat Aleksander Wielki zbudował jedno z największych imperiów w dziejach świata. Po niespodziewanej śmierci wielkiego zdobywcy w 323 roku p.n.e. nastało pół wieku zdrad, zmiennych sojuszy, rzezi i morderstw, gdy jego spadkobiercy, diadochowie, rozdzielali między siebie ogromne zdobycze Macedończyka; reperkusje tych burzliwych wydarzeń odczuwalne są do dziś w państwach bałkańskich i nie tylko tam. W tej ze swadą pisanej opowieści genialnie splatają się ze sobą polityka, wojna i kultura.
Oparta na wynikach najnowszych badań i gruntownie udokumentowana […], umiejętnie rozmieszczone przerywniki podsumowujące hellenistyczne osiągnięcia w dziedzinie życia społecznego, literatury, sztuki, gospodarki, filozofii, religii. - Peter Green, „Wall Street Journal”
Znakomite wprowadzenie [...]. Oddaje dramatyzm okresu po śmierci Aleksandra z pasją powieściopisarza. - „Military Times”
Jeśli w ogóle możliwe jest zrozumienie wczesnej epoki hellenistycznej dzięki jednej książce, to prawdopodobnie dzięki tej właśnie. - Janice Gabbert, „Choice”
Nieliczne okresy dziejów były bogatsze w wydarzenia niż epoka diadochów [...]. Robin Waterfield przywraca do życia barwne osobowości tych burzliwych czasów, prezentując również nowe trendy w filozofii i sztuce, które zapowiadały epokę hellenistyczną i potęgę Rzymu. - Lawrence Tritle, autor A New History of the Peloponnesian War.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8062-661-4 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka ta opowiada o jednej z wielkich zapomnianych wojen w dziejach. Minęło mniej więcej czterdzieści lat od śmierci Aleksandra Wielkiego, nim jego spadkobiercy (gr. diadochoi, czyli następcy) uporali się z rozdzieleniem między siebie jego rozległego imperium. Owe lata, 323–281 p.n.e., obfitowały w przygody, intrygi, namiętności, morderstwa, małżeństwa dynastyczne, zdrady, zrywane sojusze i krwawe bitwy. A podczas gdy mężczyźni walczyli w polu, kobiety w pałacach, pawilonach i więziennych celach knuły intrygi; był to pierwszy okres zachodniej historii, w którym uprzywilejowane kobiety, zwłaszcza z królewskich rodów, zaczęły odgrywać doniosłą rolę polityczną – i tak już będzie przez całe dzieje rzymskich, bizantyńskich i europejskich imperiów.
Okres, którym się zajmuję, ma naturalny punkt początkowy – zgon Aleksandra w czerwcu 323 roku – i równie naturalny koniec. Rok 281 przyniósł gwałtowną śmierć ostatnich dwóch bezpośrednich następców Aleksandra, ludzi, którzy znali go i uczestniczyli w jego wyprawie. Następne pokolenie – epigoni, jak nazwał ich w zaginionym dziele Nimfis, historyk z II wieku p.n.e. – mogli być równie ambitni jak ich ojcowie, ale świat uległ zmianie. Nierealistyczne już było dążenie do przejęcia całego imperium Aleksandra; ich głównym celem było raczej utrzymanie swych rdzennych terytoriów – Macedonii w wypadku Antygonidów, Azji w wypadku Seleukidów i Wielkiego Egiptu w wypadku Ptolemeuszy. Oczywiście oni sami oraz ich potomkowie regularnie usiłowali uszczknąć coś z ziem sąsiada, ale żaden z nich nie aspirował już realistycznie do rządów nad całym znanym światem. Epoka diadochów, czterdzieści lat niemal nieprzerwanych wojen o panowanie nad światem, nieodwołalnie należała do przeszłości.
W swoim czasie imiona diadochów były powszechnie znane, gdyż to w ich rękach spoczywały losy świata. Jeśli na przestrzeni wieków ich sława przygasła, jest to wynikiem przypadku historycznego (utraty niemal wszystkich źródeł dla tego okresu) i naszej nieprzemijającej fascynacji osobą Aleksandra Wielkiego, w którego cieniu stali. Głównym celem, jaki stawiam sobie w tej książce, jest wskrzesić pamięć o jego następcach. Samo przedstawienie biegu zdarzeń wystarcza, by dowieść, że wczesna epoka hellenistyczna nie była czasem zastoju po podbojach Aleksandra, a już na pewno nie był to okres upadku i rozkładu. W rzeczywistości Macedończyk zostawił po sobie bałagan; nie zapewnił następstwa tronu, nie wprowadził administracji odpowiedniej dla tak ogromnego państwa i pozostawił wielkie niepodporządkowane obszary zarówno na granicach, jak i wewnątrz swojego „imperium”. Dokładna i rzetelna mapa podbojów Aleksandra pokazałaby, że przeszedł on przez Azję i z powrotem, wycinając w niej wąski pas, reszta zaś była w zasadzie nietknięta. Tak więc diadochowie bynajmniej nie roztrwonili jego zdobyczy, lecz skonsolidowali je. Ich równe ambicje oznaczały jednak, że konsolidacja nieuchronnie doprowadzi do rozpadu imperium i utworzenia mniejszych państw.
Pokaźną część tej książki stanowi kronika działań zbrojnych, przerywana jednak dygresjami na temat kultury. Zdumiewające, lecz ten okres brutalnych wojen cechowały także olśniewające dokonania kulturowe, zwłaszcza w dziedzinie sztuki, literatury i filozofii. Energia wyzwolona przez podbój świata nie została w całości spożytkowana na polach bitew, a kultura, którą nieśli ze sobą następcy Aleksandra, rozkwitała, zwłaszcza dzięki królewskiemu patronatowi. Diadochowie byli wojownikami, ale nie prostakami. Sam Aleksander podobno sypiał z Iliadą Homera – i sztyletem – pod poduszką¹. Bez skonsolidowania jego zdobyczy przez diadochów rozprzestrzenienie kultury byłoby niemożliwe; nie ma cywilizacji bez struktury.
Oprócz opisów wojen książka ta nakreśla także ich wpływ kulturowy. Z bitewnego chaosu i zgiełku wyłaniał się nowy świat – z wyraźnie rozgraniczonymi terytoriami; każdym władał inny król, miały jednak wspólną kulturę. To właśnie upoważnia nas do mówienia ogólnie o „greckim Wschodzie”, przeciwstawianym „rzymskiemu Zachodowi”, i to diadochowie zapoczątkowali przełomową konfrontację między tymi dwoma potężnymi blokami. Wynikiem była dominacja Rzymu nad całym greckim światem. Przejęcie uwieńczyła w 30 roku p.n.e. aneksja Egiptu i datę tę uznaje się powszechnie za kres tego, co uczeni nazywają epoką hellenistyczną – okresu rozpoczynającego się od śmierci Aleksandra, w którym krzewiona przez diadochów kultura grecka rozprzestrzeniła się od wybrzeży Morza Śródziemnego po dzisiejszy Afganistan.
Moim głównym zamiarem było napisanie rzetelnej i łatwej w odbiorze książki – ukazanie w zrozumiały sposób niezwykle pogmatwanego okresu dziejów. Ogólny zarys tej historii sugerują tytuł i podtytuł. Widzimy wyłanianie się, z jednego imperium Aleksandra, wielopaństwowego ładu politycznego i kształtującej się równowagi sił. W takim czy innym momencie każdy z następców próbował pójść w ślady zmarłego wodza i podbić całość imperium, żadnemu z nich jednak się to nie udało. Obserwujemy coś, co zawodowi historycy określiliby jako prawidło dziejowe: sąsiadujące mocarstwa o imperialistycznych ambicjach nieuchronnie wchodzą ze sobą w konflikt, co zmusza je do ograniczenia tych ambicji. Na początku naszego czterdziestoletniego okresu imperializm był realną możliwością, pod koniec jednak już nie. Działanie tego prawidła jest wątkiem, który przewija się przez całą książkę.
Jeśli imperium oznacza polityczną, gospodarczą i militarną dominację odrębnej klasy rządzącej nad różnorodnymi ludami, z całością administrowaną z odległego geograficznie centrum, to Seleukos wygrał je właśnie (pokaźne fragmenty dawnego perskiego imperium Achemenidów), Ptolemajos również (Wielki Egipt, jak nazywam to od czasu do czasu w tej książce), Antygonidzi zaś wygrali królestwo, a także hegemonię (zdolność egzekwowania posłuszeństwa na podstawie faktycznej lub domniemanej groźby użycia siły zbrojnej) nad znaczną częścią Grecji. Nieliczni zatem spośród mniej więcej piętnastu diadochów zdołali trwale zaspokoić swoje ambicje. Wspomniane prawidło dziejowe przejawia się na rozmaite sposoby. Imperium można zdobyć lub utracić dzięki ostrożności, szczęściu, zdradzie, geniuszowi wojskowemu, megalomanii. Czterdziestolecie diadochów wystawiło wszystkie te dramaty.
Imperia istniały na świecie już wcześniej. Dla sąsiadujących z nim Greków największe znaczenie miało perskie imperium Achemenidów (550–330 p.n.e.); jego poprzednikiem, na znacznie mniejszą skalę, było imperium nowoasyryjskie (934–610 p.n.e.), to zaś poprzedzały imperia hetyckie (1430–ok. 1200 p.n.e.) oraz akadyjskie (koniec trzeciego tysiąclecia p.n.e.). Dalej na wschód coś, co dałoby się określić mianem imperium, istniało być może w północnych Chinach za panowania dynastii Shang i Zhou (1766–1045 p.n.e.; 1045–256 p.n.e.), aczkolwiek świadectwa są niejednoznaczne. Jednak następcy Aleksandra stworzyli pierwsze imperia, których władcy i dominująca kultura były europejskie; tak zwane imperia ateńskie z V i IV wieku nie były prawdziwymi imperiami, przede wszystkim dlatego, że poddani i rządzący mieli to samo pochodzenie etniczne².
Oczywiście sam Aleksander był zdobywcą, w którego imperialistyczne ślady szli diadochowie, ale jego dominium po raptem dziesięciu latach kres położyła śmierć Macedończyka, a poza tym niezbyt zasługiwało ono na tę nazwę z powodu, który już podałem: Zdobywca był zbyt zajęty podbojami, by poświęcić więcej uwagi utrwalaniu swych rządów. To diadochowie stworzyli pierwsze stabilne imperia o europejskim kolorycie. Był to naprawdę znaczący okres dziejów; jest pomijany milczeniem jedynie z powodu trudności w jego odtworzeniu. Historycy imperializmu po prostu przeskakują od Aleksandra do Rzymu; zamierzam naprawić ten błąd.
Aby uczynić tę książkę jak najbardziej przystępną, postanowiłem skupić się na jednostkach; przy chronologicznym toku narracji większość rozdziałów koncentruje się na przygodach jednego lub dwóch protagonistów. Niektórym czytelnikom podejście to może wydać się staromodne. Akcentując w ten sposób rolę jednostek, czyż nie naśladuję uprzedzeń starożytnych autorów i nie piszę historii „wielkich ludzi”? Motorem dziejów, jak się twierdzi, są nie tyle jednostki, ile ekonomiczne, technologiczne i inne, bardziej abstrakcyjne imperatywy. To nie jednostki kształtują społeczeństwo, lecz odwrotnie. Jest w tym sporo prawdy i starałem się ukazać przynajmniej niektóre ekonomiczne aspekty wojen diadochów. Z drugiej strony jednak trzeba pamiętać, że ci ludzie byli władcami absolutnymi – ów twardy fakt wielu krytyków historii „wielkich ludzi” często ignoruje. Osobowości i pragnienia diadochów naprawdę zmieniały bieg dziejów.
Gdy tylko Aleksander zmarł, jego imperium zaczęło się rozpadać; to on, a nie siły ekonomiczne, zapewniał mu spójność. Gdyby Antygon nie zapragnął naśladować Aleksandra, gdyby Demetrios Oblężyciel Miast nie popadł pod koniec życia w megalomanię, gdyby Seleukos nie odważył się ruszyć z garstką sił, by odzyskać Babilon… można mnożyć setki takich „gdyby”, z których każde dowodzi, że osobiste ambicje i namiętności diadochów mogły decydować i faktycznie decydowały o biegu zdarzeń. Historii nie tworzą tylko wielcy ludzie, to prawda, ale nie jest ona też wyłącznie wynikiem kalkulacji zysków i strat. Często pewną rolę odgrywają bardziej irracjonalne i mniej przewidywalne czynniki (co satyrycznie przedstawia Paragraf 22 Josepha Hellera) i z pewnością odgrywały ją we wczesnym okresie hellenistycznym. Jak zobaczymy, sama ideologia wczesnohellenistycznej władzy królewskiej sprzyjała indywidualnym ambicjom. Nie widzę więc powodu do wstydu, że postanowiłem się skupić na jednostkach. Stwierdzenie, że „historia każdego kraju bierze początek w sercu mężczyzny lub kobiety”³, może być prawdziwe lub nie, jednak zaskakująco duża część historii wielu krajów, od Grecji po Afganistan, wzięła początek w sercach i umysłach następców Aleksandra Wielkiego. Ich losy zasługują na lepsze poznanie¹.
1. Zakreśliwszy ramy czasowe książki, autor w toku narracji nie używa już skrótu p.n.e., zaznacza jedynie, jeśli data dotyczy naszej ery (przyp. red.).Podziękowania
Wiele materiałów do niniejszej książki uzyskałem, zwyczajnie pisząc do uczonych z całego świata z prośbami o kopie artykułów. Nieodmiennie spotykałem się z życzliwością, tak więc w pierwszej kolejności dziękuję zbiorowo wszystkim, którzy pomogli mi w ten sposób. Sporą część poszukiwań bibliotecznych prowadziłem w Atenach, gdzie personel Blegen Library z American School of Classical Studies oraz Library of the British School at Athens, okazał się bardzo uczynny. Wdzięczny jestem Jamesowi Rommowi za udostępnienie mi roboczej wersji swojej książki Ghost on the Throne (zrewanżowałem się szkicem własnej), a także Williamowi Murrayowi za przesłanie mi jednego z rozdziałów mającej się wkrótce ukazać pracy na temat hellenistycznych okrętów wojennych. Anonimowy czytelnik Oxford University Press dostarczył bardzo cennych uwag, uwzględniłem też, z korzyścią dla tej książki, poprawki, jakie zasugerowali mi mój redaktor Stefan Vranka, moi przyjaciele Paul Cartledge i Andrew Lane oraz moja żona Kathryn Dunathan. Jest oczywiście mnóstwo innych powodów, dla których jestem dłużnikiem Kathryn.
Lakonia, Grecja, styczeń 20111
SPUŚCIZNA ALEKSANDRA WIELKIEGO
Nowina lotem błyskawicy obiegła Babilon i obozy wojskowe wokół miasta: „Król umarł!”. Konsternacja mieszała się z lękiem, a niektórzy przypominali sobie, jak sama pogłoska o jego śmierci, dwa lata wcześniej w Indiach, omal nie doprowadziła do buntu macedońskich oddziałów. Żołnierze obawiali się o swoją przyszłość i byli daleko od domu; teraz ich sytuacja niewiele różniła się od tamtej. Czy król zainscenizuje jeszcze jeden cudowny powrót do zdrowia, by scementować lojalność swoich wojsk i wzmocnić swoją aurę boskości? Czy też plotka jest prawdziwa i należy się spodziewać rozlewu krwi?
Zaledwie dwa dni wcześniej tłum jego weteranów uparł się, że musi zobaczyć go na własne oczy. Dręczyło ich podejrzenie, że ich król, po przeszło tygodniu choroby, już nie żyje, dwór zaś z jakichś zawiłych powodów ukrywa ten fakt. Nie licząc pogłosek, słyszeli jedynie suche komunikaty wydawane przez sztab Aleksandra, z których wynikało, że król jest chory, ale żyje. Wiedząc, że jest w pałacu, niemal siłą przedarli się przez kordon jego straży przybocznej. Pozwolono im przejść rzędem przed spowitym w całun łożem, z którego słabo machała do nich blada postać⁴. Tym razem jednak nie było żadnych sprzecznych doniesień i żadnej machającej dłoni. Z upływem czasu stawało się jasne, że to prawda: Aleksander Wielki, król zdobywca i bóg wybawiciel, nie żyje.
W chwili zgonu w Babilonie, około wpół do czwartej po południu 11 czerwca 323 roku, Aleksander miał niespełna trzydzieści trzy lata. Wielokrotnie wystawiał się zuchwale na niebezpieczeństwo, ale nie licząc ran wojennych – z których niejedna mogła okazać się śmiertelna, zwłaszcza w epoce niedoskonałej sztuki lekarskiej – przez całe życie prawie nie chorował i był tak sprawny jak każdy z weteranów w jego armii.
Jak taki człowiek mógł zachorować? Fakt, ostatnio sporo pił, zarówno świętując powrót do cywilizacji, jak i topiąc żal po śmierci Hefajstiona (którą, jak na ironię, spowodowało albo przyspieszyło pijaństwo). Przyjaciel z dzieciństwa był jedynym człowiekiem, któremu mógł ufać, jego prawą ręką i jedyną prawdziwą miłością jego życia. Ale od macedońskich królów oczekiwano, że nie będą wylewać za kołnierz, a Aleksander został także królem Persji, gdzie z kolei za oznakę męskości uchodziło przetrzymać w piciu własnych dworzan. Aleksander z pewnością miał mocną głowę, a objawy jego choroby nie pasują do zatrucia alkoholem. Niewykluczone jednak, że pijaństwo, w połączeniu z żałobą i starymi ranami (dokuczało zwłaszcza płuco przebite w Indiach), osłabiło jego organizm.
Opisy objawów jego choroby budzą zakłopotanie. Są dość precyzyjne, ale nie pasują dokładnie do żadnej rozpoznawalnej przyczyny. Jedną z niewinnych możliwości jest, że zmarł na malarię. Zapadł na nią dziesięć lat wcześniej w Cylicji, która znana była jako region malaryczny aż do lat pięćdziesiątych XX wieku. Być może w Babilonie nastąpił śmiertelny nawrót choroby⁵. Według bardziej sensacyjnej wersji odnotowane objawy są też zgodne ze skutkami ciemiężycy białej – wolno działającej trucizny. Niepojęta dla wielu śmierć Aleksandra oraz jej potencjał propagandowy bardzo szybko zaowocowały plotkami o otruciu, tym bardziej że nie było ono rzadkie w macedońskich i wschodnich dynastiach. I, jak w powieści Agathy Christie, w otoczeniu króla było mnóstwo ludzi, którzy chętnie widzieliby go martwego. Nie chodziło tylko o to, że niektórzy z nich żywili mocarstwowe ambicje – wkrótce miały one wyjść na jaw. Rzecz raczej w tym, że paranoiczna czystka, którą Aleksander przeprowadził niedawno wśród swych przyjaciół i urzędników, oraz jego megalomańska żądza wciąż nowych podbojów mogły zrazić do niego nawet najbliższe mu osoby.
W tym samym czasie albo nieco później matka Aleksandra zaczęła mącić w Epirze, na południowy zachód od Macedonii. Olimpias od kilku lat przebywała na dobrowolnym wygnaniu w swej rodzinnej Molossji (górzystym regionie Epiru, którego królowie w tym okresie dziejów byli de facto władcami Związku Epirockiego). Udając się na Wschód, Aleksander powierzył na czas trwania kampanii pieczę nad swymi europejskimi posiadłościami – Macedonią, Tesalią, Tracją i Grecją – zasłużonemu wodzowi swojego ojca, Antypatrowi. Odsunięta na dalszy plan w Macedonii i nieprzejednanie wroga wobec Antypatra Olimpias wycofała się do matecznika swej władzy. Nigdy jednak nie przestała zabiegać o powrót do centrum. Powszechnie wiedziano, że maczała palce w wielu głośnych zabójstwach, i podejrzewano, że to ona stoi za zamordowaniem w 336 roku jej męża, Filipa II, wydawało się bowiem, że zamierza on pozbawić ją i Aleksandra pozycji faworytów.
Olimpias wiedziała więc dobrze, na kogo zrzucić winę za śmierć syna. I miała wiarygodny argument: krótko przed śmiercią Aleksander odwołał Antypatra, jako główny powód podając jego „pretensje do władzy królewskiej”⁶. Jak wiele poczynań Aleksandra w ostatnich miesiącach życia, rozkaz ten nie dawał się łatwo uzasadnić: liczący już przeszło siedemdziesiąt pięć lat Antypater służył trzem macedońskim królom i mimo ograniczonych środków dobrze wywiązywał się ze swego zadania, pozwalając Aleksandrowi skupić się na podbojach na Wschodzie. Pokonał na morzu perską flotę i zdusił bunt w Tracji oraz wielkie powstanie w Grecji (choć już wtedy, w 331 roku, Aleksander drwiąco określił to jako „bitwę z myszami”)⁷. Tak czy inaczej, miejsce Antypatra miał zająć Krateros, faworyt Aleksandra od czasu śmierci Hefajstiona, on sam zaś miał się udać do Babilonu i przyprowadzić świeże macedońskie wojska.
Ostatnio jednak takie wezwania często okazywały się pułapką. Antypater miał powody obawiać się, że zostanie stracony pod takim czy innym zarzutem, jak to się stało z innymi potężnymi i pozornie lojalnymi dostojnikami. Wytrącony z równowagi przez śmierć Hefajstiona w październiku 324 roku Aleksander rozpętał istny terror, walcząc z najdrobniejszymi oznakami niezależności wśród swych podwładnych. Wagi argumentom Olimpias dodawał też fakt, że dwóch synów Antypatra od dawna przebywało w Babilonie – a jeden z nich, Jolaos, jako podczaszy Aleksandra mógł bez trudu odegrać rolę truciciela. Śmiertelna choroba Aleksandra zaczęła się tuż po sutej libacji. Co więcej, gdy wieść o śmierci wodza dotarła do Aten, antymacedoński polityk Hyperejdes zaproponował uhonorowanie Jolaosa właśnie za zgładzenie króla. Lecz inny syn Antypatra, Kassander, przybył zaledwie kilka tygodni wcześniej, przypuszczalnie aby prosić o zatrzymanie ojca w Macedonii. Jego misja nie przebiegła najlepiej. Nieobeznany ze zmianami, jakie wprowadzono niedawno na dworze Aleksandra, starł się z królem w sprawie hołdów, jakich wymagał on od dworzan, Aleksander zaś w rewanżu upokorzył go publicznie⁸.
Bez względu na fakty była to dla Olimpias znakomita sposobność do zasiania niezgody wśród jej głównych wrogów. Antypater musiał zareagować: już wkrótce ktoś z jego obozu upublicznił relację z ostatnich dni Aleksandra, będącą rzekomo oficjalnym dziennikiem królewskiego sekretarza, Eumenesa z Kardii. Dokument ten dementował pogłoskę, jakoby król zmarł śmiercią nienaturalną, i wysuwał na pierwszy plan pijatyki, sugerując, że nie były one niczym niezwykłym; napomykał o żalu Aleksandra za Hefajstionem i o bliżej nieokreślonej gorączce, która go zabiła⁹.
Nawet jeśli Olimpias myliła się co do Antypatra i jego synów, było mnóstwo innych, którzy mogliby poczuć się nieswojo, gdyby ludzie zaczęli snuć domysły i szukać motywów. I nawet jeśli nie miała racji, sądząc, że śmierć Aleksandra była elementem rozgrywek o władzę między określonymi osobami, dobrze odgadła, że jego odejście uwolni ambicje ludzi z najbliższego otoczenia jej syna – tych w każdym razie, którzy wciąż żyli po trzynastu latach ciężkich walk i bezwzględnych czystek. Jak się okazało, nawet krwiożerczy Aleksander nie powstydziłby się zasięgu ich ambicji: wciągnęli oni cały znany świat w trwającą kilka dziesięcioleci wojnę.
PODBOJE ALEKSANDRA
Filip II wstąpił na tron Macedonii w 359 roku. W ciągu czterech lub pięciu lat, posługując się na przemian dyplomacją, skrytobójstwami i siłą militarną, odparł wewnętrzne i zewnętrzne zagrożenia i zjednoczył rozmaite państewka plemienne pod swymi autokratycznymi rządami. Stało się jasne, że jego następnym celem będą greckie miasta-państwa na południu. Filip ulepszył taktykę stosowaną przez grecką piechotę i rozbudowywał armię, dopóki nie miał pod swym osobistym dowództwem ogromnej siły bojowej. Mógł zmobilizować dwa tysiące jeźdźców i trzydzieści tysięcy żołnierzy, profesjonalnie wyszkolonych i wyposażonych w znakomitą broń. Wiele greckich miast-państw musiałoby się zjednoczyć, aby wystawić armię porównywalnej wielkości. Nie udało im się to jednak, co pozwoliło mu likwidować je jedno po drugim, pojedynczo lub całe koalicje.
Ogniskiem nikłego oporu wobec Macedonii stały się Ateny, było to jednak ostatnie tchnienie tradycyjnej autonomii greckich poleis. Wojna Aten oraz ich sojuszników przeciwko Filipowi, finansowana częściowo przez Persję, toczyła się zrywami, dopóki w 338 roku nie ruszył on na południe. Ateńczycy, wraz z kontyngentem beockim, starli się z Macedończykami pod Cheroneą w Beocji. Siły obu stron były prawie równe. Bitwa była tak zażarta, że elitarny Święty Zastęp Tebański został wybity niemal do nogi; Ateńczycy również ponieśli kolosalne straty.
Jednym z pierwszych posunięć Filipa jako władcy południowej Grecji było połączenie podbitych państw w sojusz zwany Związkiem Korynckim (337), na którego czele stanął on sam. Konflikty między członkami sojuszu zostały zakazane i tak Filip, król Macedonii, uczynił pierwszy krok w kierunku utworzenia jednego państwa greckiego, co ostatecznie dokonało się przeszło dwa tysiące lat później. W zamian za głosy w radzie związku każde z państw zobowiązane było, na żądanie, dostarczyć żołnierzy na wyprawy zbrojne. Następnie Filip skłonił związek do mianowania go naczelnym wodzem od dawna obiecywanej „greckiej” wojny z Persją, w odwecie za półtora wieku perskich ingerencji w greckie sprawy oraz dwa niszczycielskie najazdy, z lat 490 i 480. Choć były to dawne dzieje, Grecy nigdy tego nie zapomnieli ani nie wybaczyli. Persja była wspólnym wrogiem, a mówcy publiczni od tamtej pory wciąż podsycali płomienie greckiego poczucia wyższości i żądzy zemsty.
Filip jednak został zamordowany w 336 roku, w przededniu wyprawy na wschód, w trakcie uroczystości weselnych swojej córki Kleopatry. To parszywa historia, ale warta przytoczenia, gdyż daje wyobrażenie o macedońskim dworze. Zabójca, Pauzaniasz, był członkiem straży przybocznej Filipa oraz jego kochankiem. Naraził się Attalosowi, jednemu z czołowych wodzów Filipa, który podobno wraz z kompanami dokonał na nim zbiorowego gwałtu¹⁰. Filip odmówił ukarania Attalosa, gdyż miał on wkrótce dowodzić częścią sił inwazyjnych. W rezultacie Pauzaniasz zabił króla. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że Attalos był zażartym wrogiem Olimpias i Aleksandra; niewykluczone, że to Olimpias podjudziła Pauzaniasza do zemsty.
Tak czy inaczej, zarówno tron Macedonii, jak i wyprawę na wschód odziedziczył syn Filipa, Aleksander III, którego wkrótce zaczęto nazywać „Wielkim”. W roku 334 Aleksander przeprawił się przez Hellespont do Azji. Jego pierwszym czynem było ciśnięcie na brzeg włóczni: Azja miała być „ziemią zdobytą włócznią”, należącą do niego na mocy prawa podboju. W serii zdumiewających, wyrównanych bitew rozgromił Persów i przejął władzę nad imperium.
W bitwie nad Granikiem w 334 roku rozprawił się z perskimi armiami Azji Mniejszej; w boju padło czterech satrapów (zarządców prowincji), trzech członków rodziny królewskiej oraz grecki dowódca perskich wojsk najemnych. Niedobitkom zachodniej armii króla rozkazano wycofać się do Babilonii, gdzie formowała się nowa armia. W roku 333 Aleksander rozniósł Persów w puch pod Issos, w pobliżu granicy między Cylicją i Syrią. Było to znakomite zwycięstwo: Persowie ponieśli poważne straty, a ponadto osiem tysięcy najemników Dariusza zdezerterowało w desperacji po bitwie, najbliższa rodzina perskiego króla dostała się do niewoli, Aleksander zaś wzbogacił się o zdobyczny królewski skarbiec.
Zwycięzca wrócił do Fenicji i zabezpieczył tyły, zajmując w 332 roku Egipt. Zanim opuścił kraj nad Nilem i znów pociągnął na wschód, Dariusz miał niemal dwa lata na zgromadzenie kolejnej armii. 1 października 331 roku doszło do bitwy koło wsi Gaugamela, niedaleko Tygrysu. Jak zwykle poza budzącą respekt macedońską machiną bojową Aleksander miał po swej stronie zarówno los, jak i doskonalszą strategię i mimo olbrzymiej przewagi liczebnej perska armia ostatecznie poszła w rozsypkę. Był to koniec imperium, którym dynastia Achemenidów rządziła ponad dwieście lat. Król uciekł do Ekbatany w Medii, Aleksander zaś ogłosił się Panem Azji zamiast Dariusza. Babilon i Suza poddały mu się bez walki, a reszta imperium stała otworem przed jego niepowstrzymaną energią. Drobna porażka pod Persepolis nieznacznie tylko opóźniła zajęcie przezeń miasta, starej stolicy rdzennego perskiego terytorium. Latem 330 roku Macedończyk pomaszerował na Ekbatanę. Dariusz uciekł przed nim, stosując taktykę spalonej ziemi, ale został zabity przez kilku własnych satrapów i dworzan.
Spiskowcy kontynuowali walkę w krwawej i – ostatecznie – daremnej wojnie, obierając za swoją bazę odległą wschodnią satrapię Baktrię. Do roku 325 Aleksander ją spacyfikował i rozszerzył imperium aż po dzisiejszy Pakistan (starożytna „India”), ale jego żołnierze mieli już dość, co zmusiło go do zawrócenia. Morderczy, niczym nieuzasadniony marsz przez pustynię zdziesiątkował jego wojsko i nadszarpnął jego popularność, której jeszcze bardziej zaszkodziły działania postrzegane jako dzielenie się władzą z miejscowymi elitami. W Suzie, w kwietniu 324 roku, on sam oraz wszyscy macedońscy i greccy dostojnicy z jego otoczenia poślubili wschodnie arystokratki. Aleksander, już żonaty z baktryjską księżniczką Roksaną, wziął sobie dwie kolejne żony, córki ostatnich dwóch królów Persji. Lecz w oczach wielu Macedończyków i Greków wszyscy nie-Grecy byli z definicji podludźmi.
W chwili jego śmierci mające około pięciu milionów kilometrów kwadratowych imperium Aleksandra ciągnęło się nierównym pasem od Dunaju po Nil oraz Indus. Dzisiejsze nazwy jasno obrazują niezwykłość jego dokonań: imperium to obejmowało współczesne: Grecję, Bułgarię, znaczną część Turcji, Liban, Syrię, Izrael/Palestynę, Egipt, Irak, Kuwejt, Iran, Afganistan, zachodni Pakistan oraz części Turkmenistanu, Tadżykistanu i Uzbekistanu, ponadto zaś jego zwierzchność uznało wielu innych królów i wodzów w obrębie i na obrzeżach tego terytorium.
Imperium to było tak rozległe, że warto rozbić je w myślach na kilka wielkich obszarów, wyznaczanych nie tylko rzeźbą terenu (stanowiące ich granice łańcuchy górskie lub morza), ale także tym, że fale wywoływane wydarzeniami w jednym z nich niekoniecznie dosięgały sąsiednich. Terytoria europejskie – Macedonia, Grecja i Tracja – stanowią jeden taki obszar, oddzielony od Azji wąskim, ale istotnym Hellespontem; kolejnym jest Azja Mniejsza, ograniczona od wschodu i południowego wschodu przez potężne góry. Egipt, z naturalnymi granicami w postaci pustyni i morza, zawsze uważał się za odrębną jednostkę i nawet pod rządami Achemenidów często walczył o niezależność. Leżąca na zachód od Eufratu Syria tkwiła jak klin między Azją i Egiptem i przez długi czas stanowiła kość niezgody. I wreszcie na wschód od Eufratu, aż po Indus w Pakistanie, ciągnęły się wschodnie satrapie imperium¹¹.
BOSKI KRÓL
Niesamowita energia kampanii to wyłączna zasługa charakteru Aleksandra. Młodzieniec z determinacją dążył do celu, a celem, jaki sobie wytknął, był podbój świata. Mordował tysiącami tych, którzy stali mu na drodze. Przerzedzał szeregi nawet – zwłaszcza – ludzi ze swego najbliższego otoczenia przy najmniejszym podejrzeniu spisku czy choćby niezadowolenia z ważniejszych decyzji politycznych. Jednego z niegdysiejszych przyjaciół przebił w pijackim szale włócznią. Przy wielu okazjach brawurowo wystawiał się na niebezpieczeństwo, nie z wyrachowania, by w ten sposób zyskać sobie oddanie żołnierzy (choć oczywiście miało to taki właśnie skutek), ale dlatego, że ufał w swe przeznaczenie i był pewny, że król bogów, Zeus, będzie go chronić, dopóki to przeznaczenie nie zostanie wypełnione. Nic dziwnego, że był tak wściekły, gdy w 325 roku w Indiach jego wojska się zbuntowały i choć raz musiał ustąpić.
Takie napady furii, udawane lub nie, były elementem nowego wizerunku Aleksandra. Wkrótce po zwycięstwie pod Gaugamelą w 331 roku wódz został obwołany Panem Azji, ale nie oznaczało to, że w swoich oczach stał się po prostu następcą Achemenidów. Byłoby to nietaktowne i niezręczne ze względów propagandowych, gdyż przybył, aby usunąć znienawidzonych perskich władców, a nie samemu zająć ich miejsce. Przybierając tytuł pana lub króla Azji, wyraźnie odcinał się od Achemenidów, którzy tytułowali się „królami Persji”. Z tego samego powodu przyjął wówczas jako symbol swej władzy królewskiej diadem – prostą opaskę na włosy – a nie wysoką perską tiarę.
Oprócz tych symbolicznych różnic Aleksander poczynił praktyczne kroki, aby się zaprezentować jako król odmiennego typu, niezupełnie na perską lub macedońską modłę. Przejął przynajmniej niektóre z insygniów achemenidzkich królów, a także inne perskie zwyczaje, takie jak ograniczenie dostępu do swojej osoby, wymaganie, by poddani bili mu pokłony i zasiadanie na złotym tronie (zupełnie nieznanym macedońskiej tradycji) podczas oficjalnych zebrań. Były to zmyślne posunięcia. Przyswoił sobie wystarczająco wiele perskich obyczajów, by zyskać aprobatę swych nowych poddanych (pomogło mu w tym i to, że przynajmniej tymczasowo przyznał niektórym wschodnim dygnitarzom uprzywilejowane pozycje na swoim dworze), co miało być dla Macedończyków jasnym komunikatem: nie jestem już do końca macedońskim królem. Mogli widzieć w nim jedynie wschodniego króla – czyli despotę – i o to właśnie mu chodziło. Poprzez to, jak się prezentował i czego oczekiwał od poddanych, świadomie kierował macedońską godność królewską w stronę bardziej autokratycznego modelu¹².
Trudno uniknąć wniosku, że władza i sukces uderzyły mu do głowy. Zaczął porównywać się z Heraklesem, przodkiem wszystkich Argeadów, i pragnął błyszczeć jak Achilles, od którego wywodził swój ród po kądzieli. Obaj ci herosi dokonywali legendarnych czynów w Azji, Aleksander zaś postrzegał się także jako wcielenie Dionizosa, który podobno sam jeden podbił Indie. Pozwalał, by nazywano go synem Zeusa, a Olimpias od najmłodszych lat wpajała mu przekonanie, że jego prawdziwym ojcem był Zeus, a nie śmiertelnik Filip, co dawało mu taki sam podwójny ludzko-boski rodowód, jaki miał mityczny Herakles. Nie ulega wątpliwości, że Aleksander forsował koncepcję swej boskości ze względów politycznych, ale równie niewątpliwe jest, że uważał ją za atrakcyjną samą w sobie.
Zwyczaj padania na twarz (proskynesis) był szczególnie oburzający dla jego macedońskich i greckich dworzan. Oni nie czynili tego przed nikim poza bogami – ale w tym właśnie rzecz: Aleksander uważał się odtąd za boga. Powiedzieć, że Macedończyk wyrastał ponad przeciętność, byłoby truizmem, ale zrywał on więzy łączące go ze śmiertelnikami dlatego, że był przekonany, iż wypełnia zleconą przez bogów misję. Również wielu poddanych było gotowych uznać jego boskość, nie tylko dlatego, że tradycja nakazywała im widzieć w królach bogów albo ich narzędzia, ale ponieważ dokonania Aleksandra były niezwykłe, a przecież to właśnie jest oznaką boskości. Partykularny światopogląd greckich państw, z terytoriami wielkości chustki do nosa i uwagą skupioną na „naszym morzu”, Morzu Egejskim, został rozsadzony na zawsze. Aleksander otworzył cały znany świat i obalił bariery. Przed Grekami odsłoniły się nieograniczone możliwości poprawy ich ubogiego życia.
Świat nigdy już nie miał być taki sam, a taka całkowita przemiana była naturalnie uważana za dzieło boga – nie tylko w wypadku Aleksandra, ale, jak zobaczymy, także w wypadku jego następców. Bogowie świadczyli dobrodziejstwa, jak Aleksander, który uwolnił na przykład greckie miasta na wybrzeżu Azji Mniejszej od groźby lub faktu perskich rządów, toteż azjatyccy Grecy pierwsi zaczęli czcić go jako Wybawiciela. Krótko przed śmiercią Aleksander zarządził też, by poleis z macierzystej Grecji poszły w ich ślady; Ateny i inne miasta usłuchały. Czyny Aleksandra przydały mu magicznej aury. Historia następnych trzydziestu lub czterdziestu lat jest, z pewnego punktu widzenia, historią jego wpływu, utrzymującej się obecności jego ducha.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Plutarch, Aleksander 8.2.
2. Zob. I. Morris, „The Greater Athenian State”, w: Morris i Scheidel 2009, str. 99–177; godne uwagi, że Polibiusz nie uwzględnia ateńskiego „imperium” w swoim przeglądzie imperiów przed rzymskim (Dzieje 1.2).
3. Willa Cather, Drzewo białej morwy, przeł. Ariadna Demkowska-Bohdziewicz, Warszawa 1977.
4. Arrian, Wyprawa Aleksandra Wielkiego 24-26, relacjonuje tę historię oraz inne sceny z ostatnich dni Aleksandra; zob. też inne teksty zebrane w Heckel/Yardley, str. 272–280.
5. Objawy opisują Plutarch, Aleksander 73-77, i Arrian, Wyprawa Aleksandra Wielkiego 24-26. Głównymi niewinnymi podejrzanymi są malaria (Engels 1978a; Hammond 1989b, str. 304–305), zapalenie otrzewnej (Ashton/Parkinson 1990), ostre powikłania pooperacyjne (Battersby 2007) i zapalenie mózgu (Marr/Calisher 2003). Bosworth 1971 nie wyklucza otrucia z powodów historycznych, Schep 2009 zaś – medycznych. Dokładnego ustalenia momentu śmierci Aleksandra dokonał Depuydt 1997.
6. Kurcjusz 10.10.14.
7. Plutarch, Agesilaos 15.4.
8. Na temat Hyperejdesa: Ps.-Plutarch, Decem oratorum vitae 849f. Na temat Kassandra: Plutarch, Aleksander 74.2-3. Historia ta brzmi melodramatycznie, ale może zawierać element prawdy.
9. Na temat tego dokumentu, Efemeryd królewskich albo Dziennika królewskiego, zob. zwłaszcza Bosworth 1971 i Hammond 1988. Inną ocenę jego wartości propagandowej podaje Heckel 2007. Pogląd, że jest to znacznie późniejsze fałszerstwo, przedstawia m.in. L. Pearson, The Diary and Letters of Alexander the Great, „Historia” 3, 1955, str. 429–455; przedr. w Griffith 1966, str. 1–27.
10. DS 16.93.7; Justynus 9.6.5-6.
11. „Satrapia” to określenie prowincji w państwie Achemenidów; „satrapa” – jej zarządca.
12. Co do nowatorskiego stylu władzy królewskiej Aleksandra, zob. Fredricksmeyer 2000 i Spawforth 2007; na temat stosunku Aleksandra do mieszkańców Wschodu, Bosworth 1980.