Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyna mojego brata - ebook

Data wydania:
25 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dziewczyna mojego brata - ebook

Kiedyś chodziłam z jego bratem. On tego nie pamiętał, a ja wolałabym zapomnieć. Od dawna nie chciałam mieć nic wspólnego z tą rodziną, ale kiedy wróciłam do domu, Jensen Wright wtargnął w mój świat. Miał pewność siebie miliardera i boski seksapil. Nawet ja musiałam ulec naszej wzajemnej fascynacji. Wpasował się w moje życie niczym brakujący kawałek układanki. Szkoda, że zapomniał o tym, co mogłoby nas zniszczyć. Bo Jensen Wright niczym się nie dzieli. Z nikim. A jeśli jego brat odkryje prawdę, wszystko może runąć. Wziąwszy to pod uwagę, czy się nie pomyliłam?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-282-3
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy Emery

Poruszyłam ramionami raz i drugi i ziewnęłam. Nie cierpiałam przychodzić tu tak wcześnie. O tej porze mój mózg jeszcze nie pracował, ale to była okazja, żeby zobaczyć się z Mitchem. Przez następną godzinę nie miał zajęć i sądziłam, że moglibyśmy wykorzystać ten czas, by wybrać się na kawę… albo po prostu zająć jego gabinet. Jest parę rzeczy, które wolę od pracy.

Nogi prowadziły mnie korytarzem budynku Wydziału Historii Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Pragnęłam spędzić godzinę sam na sam z moim chłopakiem. Może było to trochę niezgodne z zasadami, bo Mitch to również mój profesor i opiekun naukowy mojego doktoratu, ale nie miałam nic przeciwko temu.

Dotarłam do jego gabinetu i otworzyłam drzwi.

– Mitch, pomyślałam, że moglibyśmy… – Przerwałam w pół zdania i wpatrzyłam się w obraz, który miałam przed sobą.

Mitch siedział w fotelu za biurkiem – tym samym, o którym fantazjowałam. A drobna jasnowłosa studentka siedziała na jego kolanach. Spódnicę miała podciągniętą, co mogłam dostrzec nawet z miejsca, w którym stałam.

Żołądek mi się skurczył. To nie mogło się dziać. Nie mogłam być aż tak naiwna.

– Co tu się dzieje, do kurwy nędzy? – syknęłam.

Dziewczyna podskoczyła i obciągnęła spódnicę.

– Nic – pisnęła.

– Właśnie pomagałem jej przygotować pilne… zadania – powiedział Mitch.

– Chyba jaja sobie robisz – warknęłam. Zmierzyłam wzrokiem dziewczynę. – Masz stąd wyjść. Już.

– Emery… – Mitch próbował mnie uspokoić.

– Już! – krzyknęłam.

Chwyciła torebkę i wypadła z pokoju. Zatrzasnęłam za nią drzwi i spojrzałam na tego, którego, jak mi się zdawało, kochałam przez ostatnie trzy lata. Siedząc, doprowadzał do porządku ubranie. Ujrzałam jedynie żałosną namiastkę mężczyzny.

– Boże, to żenujące! – rzuciłam wściekle. – Odchodzę! Rzucam ciebie, program i uniwersytet. Skończyłam, kurwa, z tym.

– Emery, nie możesz porzucić programu – odparł, nie przyjmując moich słów do wiadomości.

– Mogę i zrobię to.

– To śmieszne. – Odgarnął zmierzwione włosy. – Został ci tylko rok.

Wzruszyłam ramionami.

– W tej chwili mam to gdzieś. Cholera, zdradziłeś mnie, Mitch.

– Daj spokój, Emery. Naprawdę tak uważasz?

– Hm… słucham? Właśnie wpadłam na ciebie i Angelę! Ona jest studentką!

– Nie wiesz, co widziałaś.

Prychnęłam.

– Jesteś zabawny. Dobrze wiem, co widziałam. I wątpię, żeby to się zdarzyło pierwszy raz. Ile ich jeszcze jest?

Wstał i spróbował mnie objąć, ale się odsunęłam.

– Możemy to naprawić, Emery.

– Boże, masz mnie za idiotkę?

– Och, Em – rzekł, wygładzając czarną marynarkę. – Nie zachowuj się jak dziecko.

Na te paskudne słowa zagotowałam się ze złości.

– Nie zachowuję się jak dziecko, oskarżając mężczyznę, którego kochałam, o to, że sypia z kimś innym. Bronię tego, co uważam za właściwe, a twoje gówniane zachowanie jest od tego bardzo dalekie. Sypiasz z innymi studentkami?

– Kochanie, proszę.

– Sypiasz, prawda? – Potrząsnęłam głową i dałam za wygraną. – Kurczę, byłam idiotką. Nie tylko nie chcę zostać na uczelni, nie chcę też być z tobą.

– Emery! – zawołał, gdy ruszyłam do drzwi. – To były trzy lata. Nie możesz tego zrobić.

Obróciłam się do niego gwałtownie.

– Powiedz, że nie pieprzysz nikogo innego i że jestem twoją jedyną dziewczyną.

Drżącą dłonią przeczesał długie jasne włosy. Uważał, że jest fajnym profesorem, takim, z którym każdy mógł pogadać nie tylko o swoich badaniach, ale i o życiowych problemach. W ten sposób mnie omotał i jak idiotka byłam zaślepiona eleganckimi garniturami, wykwintnymi kolacjami i tym, że w końcu znalazłam mężczyznę na swoim poziomie. Okazało się, że… to zwykły padalec.

Nie słysząc odpowiedzi, zaśmiałam się drwiąco.

– Tak właśnie myślałam.

Wyszłam z jego gabinetu i to było jedno z najbardziej wyzwalających doświadczeń w moim życiu. Przez to, co robił przez te wszystkie lata, zasłużył, żeby stracić pracę, jednak w tym momencie nie czułam potrzeby, by posunąć się tak daleko. Poszłam do Wydziału Historii i wypełniłam stosowne papiery, żeby wycofać się z programu. Być może pewnego dnia zechcę wrócić i dokończyć przewód doktorski, ale dziś byłam pewna, że dotarłam do kresu sił. O jeden atak paniki za dużo, pierwsza w życiu recepta na xanax i przedmiot pracy doktorskiej, którego badanie, jak się wydawało, nie miało końca. To wszystko mnie wykończyło.

Pieprzyć akademię.

Wsiadłam do swego subaru forestera i wróciłam do domu, przez całą drogę przeklinając uliczne korki w Austin. Jak można nieustannie tkwić w korku?

Niewielkie dwupokojowe mieszkanie przez trzy lata zapuściłam do potęgi i teraz głowa pękała mi na myśl, co mam z tym wszystkim zrobić. W tym momencie byłam kompletnie wolna. Bez zobowiązań. Bez pracy. Bez przyszłości.

Porzuciłam te absurdalne myśli i zabrałam się do pakowania, połowę zawartości szafy upychając w dwóch walizkach, które miałam. Po godzinie włożyłam MacBooka do skórzanej torby, na koniec chwyciłam telefon i ładowarkę do komputera, i pożegnałam Austin. Potem będę musiała wrócić po resztę rzeczy, ale teraz zamierzałam jedynie włączyć świąteczne melodie i wyruszyć w sześciogodzinną drogę do domu w Lubbock.

Jeśli chodzi o Lubbock, najdziwniejsze jest to, że większość ludzi nie ma pojęcia, gdzie leży, a kiedy im wyjaśnić, że wiatr nie przegania tam po ulicach stepowych roślin ani pustynnego piasku¹, wydają się zaskoczeni. Tak jakby w zachodnim Teksasie było tylko to. Na miłość boską! To miasto z trzystoma tysiącami mieszkańców!

Przez cztery lata spędzone w Norman na Uniwersytecie Stanowym Oklahomy tak się wprawiłam w odpowiadaniu na pytania o to, skąd jestem, że nawet kiedy wróciłam do Teksasu, z przyzwyczajenia mówiłam, że jestem z Teksasu.

Na to nieuchronnie padało: „A skąd?”.

Wtedy musiałam wyjaśniać: „Z Lubbock. To w zachodnim Teksasie. Szczerze mówiąc, jest tu sporo rzeczy: Uniwersytet Texas Tech, muzeum Buddy’ego Holly’ego”².

Ludzie kiwali głowami, ale nie sądziłam, by ktokolwiek z nich naprawdę mi wierzył, ponieważ nie byli w zachodnim Teksasie.

Moja siostra Kimber czekała na zewnątrz, kiedy podjechałam pod jej nowiutki dom. Położyła dłoń na wypukłym ciążowym brzuchu, a czteroletnia córeczka Lilyanne biegała wokół jej nóg.

Zaparkowałam i wyskoczyłam z samochodu, by jak najszybciej uściskać moją małą siostrzenicę.

– Cześć, Lilijko, mój robaczku! – zawołałam, kręcąc z nią kółko, a potem zarzuciłam ją sobie na biodro.

– Lilie to nie robaczki, ciociu Em. To są kwiaty!

– To prawda, mądralo.

– Cześć, Em – powiedziała Kimber, przyciągając mnie w objęcia.

– Cześć, Kimmy.

– Ciężki dzień? – zapytała.

– Można tak powiedzieć.

Postawiłam Lilyanne z powrotem na ziemi i otworzyłam bagażnik. Kimber wyjęła mniejszą walizkę, a większą wtoczyłam na kółkach do jej ogromniastego domu.

– Em! Chcesz zobaczyć moją nową sukienkę? Jest w dinozaury. One mówią: wrrrr! – zawołała Lilyanne.

– Nie teraz, Lily. Musimy ulokować Emery w pokoju gościnnym. Możesz jej pokazać, dokąd ma iść? – zapytała Kimber.

Oczy Lilyanne zaświeciły i z prędkością błyskawicy popędziła ku schodom.

– Chodź, ciociu Em. Znam drogę.

Kimber westchnęła, wyczerpana.

– Cieszę się, że tu jesteś.

– Ja też. To urwis. Ale dobrze, że ją mamy. Jak inaczej znalazłabym tu drogę? – zażartowałam, kiedy wchodziłyśmy na schody za Lilyanne. – A mówiąc serio, czuję się jak w Pięknej i Bestii. Jest tu zachodnie skrzydło, którego powinnam unikać? – wysapałam.

Kimber parsknęła i przewróciła oczami.

– Dom nie jest aż taki wielki.

– Oczywiście nie jest za duży na bibliotekę z drabinkami.

– Oczywiście. Zmieściłaby się i taka.

– Wiedziałam! Powiedz, że wszystkie powieści erotyczne, które czytałyśmy za szkolnych czasów, są teraz dumnie wystawione na pokaz.

Kimber postawiła moją walizkę w gościnnej sypialni, niemal tak wielkiej jak moje mieszkanie w Austin.

– Noah by mnie zabił – odparła, robiąc znaczącą minę. – Zresztą większość tych książek mam teraz na iPadzie. Przestawiłam się na e-booki.

– Super – powiedziałam, machając w jej stronę palcami. – Użyję iPada. Tak tylko mówię, na wypadek gdyby Noah szukał pomysłów na gwiazdkowe prezenty.

Kimber się roześmiała.

– Boże, tęskniłam za tobą.

Uśmiechnęłam się szeroko. Noah wykładał na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Texas Tech. Pracował całymi dniami i dorobił się niczym Sknerus McKwacz. Z moją siostrą byli razem już w liceum i chyba jeszcze nie spotkałam bardziej obrzydliwie uroczej pary.

– Chodź, Lilyanne! – zawołała Kimber. – W piekarniku mamy ciasteczka.

– Ciasteczka? – zapytałam, a oczy mi rozbłysły. – Według przepisu mamy?

– Oczywiście. Wybierasz się do niej? – Kimber rzuciła jakby mimochodem. Ale dostrzegłam jej zaniepokojone spojrzenie.

Nie chodziło o to, że nie dogadywałam się z matką. Bardziej o to, że… byłyśmy dokładnie takie same. Obie uparte ponad miarę i dlatego kiedy się spotykałyśmy, dochodziło między nami do starć, a wtedy wszyscy wokół woleli wiać gdzie pieprz rośnie. Ale w Lubbock pieprz nie rósł.

– Taa… chyba tak.

– Czy chociaż ją zawiadomiłaś, że przyjeżdżasz?

Kimber podniosła Lilyanne i posadziła ją na krześle przy posypce do deserów. Minutnik zadźwięczał i Kimber wyjęła ciasteczka z piekarnika. Puszyste, złocistobrązowe bożonarodzeniowe ciastka, właśnie takie, jakie lubiłyśmy.

Posłałam siostrze zakłopotane spojrzenie.

– Nie, ale…

– Ha, Emery! Ona mnie zamorduje, jeśli się u mnie zatrzymasz, nie mówiąc jej, że jesteś w mieście. Nie chcę mieć z tym kłopotu akurat teraz, kiedy jestem w ciąży.

– Powiem jej! – odparłam, sięgając po ciastko.

Kimber trzepnęła mnie łopatką po palcach.

– Te są za gorące. Poczekaj, aż ostygną.

– Na pewno nie chcesz się oparzyć – wtrąciła Lilyanne.

Włożyłam palec do ust i zrobiłam zabawną minę, patrząc na siostrę.

– Okej.

Kimber zmieniła temat i resztę popołudnia spędziłyśmy na pieczeniu ciastek. Lilyanne i ja wycinałyśmy je foremkami, a Kimber układała na tacy i wkładała do piekarnika. Kiedy już ostygły, lukrowałyśmy je i ozdabiały posypką.

Kiedy Noah wrócił do domu, tym razem wcześniej niż zwykle, byłyśmy całe obsypane słodkimi okruchami.

Objęłam go mocno i uścisnęłam.

– Tęskniłam za tobą.

– Ja za tobą też, Em. Słyszałem, że miałaś kłopoty.

Zmarszczyłam nos.

– Tak… Dziękuję, że pozwoliliście mi tu zostać, dopóki sobie wszystkiego nie poukładam.

– Zawsze jesteś tu mile widziana. Dobrze, że będziesz z nami, także ze względu na Kimber. Dużo czasu spędza w domu, a wiem, że chciałaby wrócić do pracy.

Moja siostra jest właścicielką Death by Chocolate, fantastycznej cukierni tuż obok kampusu. Są tam najlepsze ciastka, babeczki i pączki w mieście. Teraz, kiedy spodziewała się dziecka, zajęła się głównie zarządzaniem, aby móc pracować w domu. Ale jej prawdziwą pasją było pieczenie i wiedziałam, że chciałaby wrócić do tego jak najszybciej.

– Dzięki, Noah.

Kiedy przyszła pora, by położyć Lilyanne do łóżka, w końcu wyszłam od nich i pojechałam spotkać się na drinka z najlepszą przyjaciółką.

Zaparkowałam pod Flips i zatrzęsłam się z zimna. Niespodziewanie zapanował przejmujący grudniowy chłód. Przetrząsnęłam rzeczy na tylnym siedzeniu, wyciągnęłam czarną skórzaną kurtkę i pędem ruszyłam przez parking.

Pokazałam bramkarzowi dowód tożsamości i przez tłum hipsterów przepchnęłam się w głąb baru. Tak jak się spodziewałam, znalazłam Heidi przy stole bilardowym. Robiła właśnie słodkie oczy do faceta, któremu się zdawało, że wygra od tej cizi trochę łatwej kasy. Jego kumple stali wokół z uśmieszkami na twarzach, popijając bud light. Lubbock jest wystarczająco duże, żeby wciąż znajdywali się tu frajerzy, których Heidi mogła naciągnąć, ale stali bywalcy nawet nie próbowali stawać z nią do pojedynku.

– Em! – zawołała Heidi, podskakując na mój widok.

– Cześć, mała – powiedziałam i puściłam do niej oko.

– Chłopaki, muszę wcześniej zakończyć grę. Właśnie przyszła moja najlepsza przyjaciółka.

Jej przeciwnik zmarszczył czoło skonsternowany. Heidi pochyliła się i niemal od niechcenia, jednym uderzeniem kija skierowała pozostałe bile do łuz. Facetowi i jego kumplom opadły szczęki, a ja tylko się roześmiałam. Widziałam to już zbyt wiele razy.

Kiedy Heidi była mała, jej ojciec miał klub bilardowy, więc zdobyła niezłe umiejętności. Jestem całkiem pewna, że od bilardu zaczęła się jej fascynacja geometrią. Studiowała inżynierię lądową na Tech, a teraz pracowała w Wright Construction, największym w kraju przedsiębiorstwie budowlanym. Uważałam, że marnuje przez to swój talent, ale Heidi lubiła być jedyną kobietą w zdominowanej przez mężczyzn branży.

– Naciągnęłaś nas! – krzyknął facet.

Zatrzepotała długimi rzęsami i uśmiechnęła się do niego szeroko.

– Zapłać!

Rzucił na stół zwitek dwudziestek i wypadł z sali jak burza. Najwyraźniej nie umiał przegrywać. Heidi przeliczyła banknoty, po czym wepchnęła je do tylnej kieszeni sfatygowanych dżinsów.

– Emery, kochanie – powiedziała, zarzucając mi ramiona na szyję. – Tęskniłam za twoim widokiem.

– Ja też za tobą tęskniłam. Stawiasz?

Zaśmiała się, wyciągnęła z kieszeni jedną z dwudziestek tego faceta i rzuciła ją na stół.

– Peter, po kieliszku dla mnie i dla Emery!

Peter ukłonił mi się.

– Cześć, królowo balu.

– To była Kimber. Nie ja!

– Ach, rzeczywiście – odparł, jakby nie pamiętał, że ten tytuł zdobyła moja siostra, nie ja. – Ale to ty chodziłaś z jednym z tych braci Wrightów, prawda?

Westchnęłam ciężko. Minęło dziewięć i pół roku, odkąd Landon Wright zerwał ze mną w dniu ukończenia szkoły średniej, a wciąż byłam znana jako dziewczyna, która chodziła z jednym z Wrightów. Niesamowite.

– Taa… – odburknęłam. – Dawno temu.

– A skoro mowa o braciach Wrightach – zaczęła Heidi, popychając w moją stronę kieliszek tequili z limonką i sypiąc sobie szczyptę soli między kciuk i palec wskazujący.

– Nie.

– W sobotę Sutton Wright wychodzi za mąż.

– Naprawdę? – zapytałam zaskoczona. – Nie jest jeszcze na studiach w Tech?

Heidi wzruszyła ramionami.

– Znalazła tego jedynego. Chyba im się spieszy. Zaręczyli się zaledwie w Halloween.

– Ślub pod przymusem?

W całej rodzinie Wrightów roiło się od skandali. Mając miliardy, którymi można szastać, i będąc pozbawionym kodeksu moralnego, każdy wpadłby w kłopoty. Ale pięcioro rodzeństwa Wrightów wzniosło to wszystko na nowy poziom.

– Nie mam pojęcia, ale chyba tak. Tak czy inaczej, kogo to obchodzi? Nie przepuszczę szpanerskiej imprezy i okazji, by skorzystać z otwartego baru.

– Baw się dobrze – odparłam oschle.

– Zabieram cię ze sobą, zołzo – powiedziała Heidi.

Uniosła ku mnie kieliszek. Spojrzałam na nią podejrzliwie i podniosłam swój.

Kiedy wychyliłam tequilę i possałam limonkę, w końcu odpowiedziałam:

– Wiesz, że mam zasadę, aby unikać rodzeństwa Wrightów, prawda?

– Tak, wiem, że po Landonie miałaś dość większości z nich.

– Przecież wiesz, że chodzi nie tylko o Landona.

– W porządku, więc wszyscy oni to banda palantów. Kogo to obchodzi? Pójdźmy tam upić się na ich koszt i się z nich ponabijać.

Heidi uwodzicielskim gestem położyła mi dłoń na udzie i uniosła brew.

– Mam zamiar się zabawić.

Parsknęłam i klepnęłam ją po ramieniu.

– Ale z ciebie zdzira.

– Wiem, że mnie kochasz. Znajdę ci nową sukienkę. Będziemy się świetnie bawić.

Wzruszyłam ramionami. Co mi to szkodzi?

– Dobra. Dlaczego nie?Rozdział drugi Jensen

– Moja cholerna siostra znów jest w ciąży i tym razem chce ją utrzymać – rzuciłem, nie zwracając się do nikogo konkretnego, kiedy wprawnie zawiązywałem na szyi czerwoną muszkę.

– Tak, właśnie po to dziś są śluby, Jensenie – odparł mój brat Austin. Jego muszka nadal zwisała luźno i pił już trzecią szklankę whiskey. Miał dwadzieścia dziewięć lat i coraz bardziej zanosiło się na to, że zszarga nazwisko Wrightów. Jeśli nie będzie uważał, skończy jak nasz ojciec – w alkoholowym ciągu aż do dnia, kiedy został pochowany sześć stóp pod ziemią.

– Nie mogę, kurwa, uwierzyć, że to dziś robimy.

– Człowieku, ona jest zakochana – powiedział Austin.

Uniósł szklankę w moją stronę i z trudem zwalczyłem chęć nazwania go sentymentalnym głupkiem.

– Chodzi mu o pieniądze. Pieniądze, które będę musiał mu wypłacać, bo mowy nie ma, żeby sam był w stanie zatroszczyć się o naszą małą siostrzyczkę. – W końcu równo zawiązałem muszkę i odwróciłem się do Austina.

– Napij się. Jesteś za bardzo spięty przez tę całą sprawę.

Spiorunowałem go wzrokiem. Nic dziwnego, że byłem spięty przez ten szajs. Miałem tylko trzydzieści dwa lata i to ja zarządzałem naszym biznesem. To mnie powierzono wszystkie pieniądze i odpowiedzialność za czworo młodszego rodzeństwa. Jeśli jestem przez to spięty, to niech się pieprzy.

Ale nie powiedziałem nic takiego. Po prostu przeszedłem przez pokój i dolałem mu whiskey.

– Napij się jeszcze, Austin. Tak bardzo przypominasz mi tatę.

– Pieprz się, Jensen. Nie możesz po prostu być szczęśliwy z powodu Sutton?

– No właśnie, Jensenie – odezwała się Morgan. Weszła do pokoju w długiej czerwonej sukni. Ciemne włosy miała ściągnięte do tyłu. Jej uśmiech był jak zwykle zniewalający.

Morgan miała tylko dwadzieścia pięć lat i była najnormalniejsza z całej mojej rodziny. Każdy z nas zmagał się z jakimiś problemami, ale Morgan dawała mi najmniej powodów do zmartwienia, dlatego była moją ulubienicą.

– Ty też nie zaczynaj na ten temat – odparłem.

– Sutton jest niezależna i sama o sobie decyduje. Zawsze taka była. Robi, co chce, bez względu na to, co kto powie – stwierdziła Morgan. Wyjęła drinka z ręki Austina i wychyliła duży łyk. – Nie pamiętasz, jak postanowiła, że zostanie księżniczką superbohaterką? Przez rok mama nie mogła zdjąć z niej spódniczki, peleryny i korony.

Roześmiałem się na to wspomnienie. Sutton była niezłym ziółkiem. Cholera, wciąż nim jest. Ma dwadzieścia jeden lat i już wychodzi za mąż.

– Tak, pamiętam. Czułbym się o wiele szczęśliwszy, gdyby ten, jak mu tam, nie był tak beznadziejnie niekompetentną dupą wołową – powiedziałem.

– Ma na imię Maverick – wtrącił Austin. – A ty, chłopie, lepiej nic nie mów. Masz na imię Jensen – wymówił je z akcentem na ostatnią sylabę. – Jest równie cholernie dziwaczne.

– Nie jest dziwaczne, tylko kretyńskie, zwłaszcza że używa imienia Maverick, a nie Mav, Rick czy jakoś tak.

Morgan przewróciła wielkimi brązowymi oczami, które odziedziczyła po naszej matce.

– Zostawmy to już, dobrze? A poza tym gdzie jest Landon?

Jakby na zawołanie w pokoju pojawił się mój młodszy, dwudziestosiedmioletni brat Landon. Jego żona Miranda weszła za nim w sukni takiej samej, jak u Morgan. Zerknąłem na siostrę i nasze oczy się spotkały. Jednym spojrzeniem wyraziła milion rzeczy naraz.

– Cześć, Landonie – powiedział Austin, kiedy zdał sobie sprawę, że żadne z nas za cholerę nie ma zamiaru odezwać się w obecności Mirandy.

– Cześć – odparł Landon, zapadając się w fotel obok Austina.

Wyglądał na zmęczonego.

Landon jako jedyny z nas nie związał się z rodzinną firmą. Austin i Morgan pracowali dla mnie w Wright Construction, a Sutton dołączy do nich po dyplomie – przynajmniej taki był plan, zanim zaszła w ciążę. Teraz prawdopodobnie będę musiał na jej miejsce zatrudnić tego Mavericka, tak aby mogła zająć się dzieckiem.

W przeciwieństwie do pozostałych członków rodziny, którzy studiowali w Texas Tech, odkąd uczelnia powstała w latach dwudziestych zeszłego wieku, Landon ukończył Stanford, ale zamiast zrobić dobry użytek z biznesowego wykształcenia, zaczął brać udział w zawodowych turniejach golfowych. Właśnie wtedy poznał Mirandę. Spotykali się zaledwie pół roku, kiedy się jej oświadczył. Byliśmy przekonani, że, tak jak Sutton, Miranda zaszła w ciążę i wykorzystywała go dla pieniędzy, ale gdy okazało się, że dziecka nie ma, poczuliśmy się zbici z tropu.

Ożenić się z dziewczyną taką jak Miranda z powodu dziecka to jedno. Trzeba się nim zaopiekować. To zawsze należy postawić, cholera, na pierwszym miejscu. Bez względu na to, kim jest matka. Ale ożenić się z dziewczyną taką jak Miranda, bo się nam podoba albo jest się w niej, kurwa, zakochanym, to całkiem inna rzecz.

– Cóż za radosne spotkanie – powiedziała Miranda. Taksowała nas wzrokiem, jakby próbowała wymyślić, jak wyciągnąć więcej pieniędzy od rodziny Wrightów. Równie dobrze mogłaby mieć w oczach symbol dolara.

– Mirando – odezwał się Austin. Wstał i szybko ją uścisnął. – Dobrze cię widzieć.

– Dzięki, Austinie – odparła, chichocząc.

Austin, rozjemca. Zwykle był nim Landon, ale to już przeszłość, odkąd ta nikczemna zdzira zatopiła w nim pazury.

Jako ten, który ma za sobą koszmarny rozwód, nie potrafiłem pojąć, dlaczego Landon się z nią nie rozstał. Nawet pięć minut w towarzystwie Mirandy to było dla mnie zbyt wiele, a Morgan wprawiało we wściekłość. Nie mogłem znieść, że Landon zawsze wyglądał tak, jakby ktoś kopnął jego ukochanego szczeniaczka.

Sam to przeżyłem. Wiem, co to znaczy. Nie chciałem, żeby Landon musiał przechodzić przez to samo, co ja. Albo żeby skończyło się to dla niego takimi samymi konsekwencjami.

– Chodź, Morgan – zaszczebiotała Miranda. – Jestem pewna, że Sutton będzie chciała, żebyśmy dołączyły do druhen.

– Z pewnością. Może byś tam poszła i przekazała jej, że będę za chwilę? – Morgan powiedziała to powoli, tonem, którym zwykle zwracała się do małych dzieci.

Miranda rzuciła jej pełne złości spojrzenie. Ale może to był jej zwykły wyraz twarzy. Nigdy nie umiałem tego stwierdzić.

Dotknęła ramienia Landona.

– Do zobaczenia w czasie ceremonii, kochanie. Buziak?

Landon uniósł ku niej twarz, a ona przyssała się do jego ust jak pijawka.

– Kocham cię.

– Ja też cię kocham – odparł odruchowo.

Kiedy wyszła, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.

– Krzyżyk na drogę – wycedziła Morgan.

– Przestańcie – jęknął Landon.

Morgan zaczęła nucić piosenkę Złej Czarownicy z Zachodu z filmu Czarnoksiężnik z Oz.

– Morgan, czy ty nigdy nie przestaniesz? – zapytał Landon.

– Nie, chyba nie.

– Już dwa lata jesteśmy małżeństwem.

– Nie mogę uwierzyć, że zatrzymaliście się w hotelu – powiedziałem.

Landon wzruszył ramionami i sięgnął po butelkę whiskey. Nalał sobie szklankę.

– Miranda chciała zostać w centrum miasta.

– Zanim wywołamy trzecią wojnę światową z powodu Mirandy, uważam, że ktoś powinien ściągnąć tu Sutton – przerwał nam Austin. – Będziemy musieli ścierpieć wielogodzinne pozowanie do zdjęć z jej osiemnastoma przyjaciółmi. Miejmy trochę czasu tylko dla naszej piątki.

– Kazałem jej się ograniczyć do dziewięciu druhen – zaznaczyłem.

– To ma być ograniczenie? – prychnęła Morgan. – Nie sądzę, żebym choćby lubiła aż dziewięć osób.

– Na studiach nie należałaś do siostrzanego stowarzyszenia – przypomniałem jej.

– Nie lubię ludzi. I z pewnością nie mam ochoty wydawać pieniędzy na nowe siostry. Sutton aż nadto mi wystarczy.

Austin i Landon wybuchnęli śmiechem i napięcie w końcu mnie opuściło. Miło było mieć ich tu wszystkich razem. Odkąd Sutton poszła na studia, a Landon zamieszkał na jakiejś plaży na Florydzie, gdzie przez okrągły rok mógł grać w golfa, nie było już tak jak dawniej. Niektórzy twierdzili, że rodzeństwo Wrightów jest… dziwne. Uważali, że jesteśmy ze sobą zbyt blisko, ale musieliśmy być. Nasi rodzice nie żyli i mieliśmy tylko siebie.

– Nie chciałabyś zobaczyć, czy jest już ubrana? – zapytałem Morgan.

– Oto co mam za to, że jestem jedyną pozostałą dziewczyną w rodzinie – jęknęła.

Otworzyłem jej drzwi, a Morgan uniosła dół sukni i pospiesznie wyszła z pokoju. Wiedziałem, że nie cieszy jej perspektywa spędzenia co najmniej dwunastu godzin z siedmioma dziewczynami, których nie zna albo nie lubi, a do tego z Mirandą, ale nie mogłem nic na to poradzić. Starać się przekonać Sutton do czegokolwiek, to jakby próbować przesunąć górę. Była drobną osóbką, ale niezwykle stanowczą.

Wyjąłem butelkę whiskey z rąk Landona, żeby nie zdążyli z Austinem jej opróżnić. Pozostawienie tych dwóch sam na sam z alkoholem gwarantowało katastrofę. Poszperałem w swojej torbie i wyjąłem z niej szklanki do drinków, które ze sobą przyniosłem. Właśnie je ustawiałem, kiedy Morgan wróciła z Sutton.

– Cześć wszystkim! – zawołała Sutton, w podskokach wbiegając do pokoju. – Morgan powiedziała, że macie do mnie jakąś ważną sprawę.

Pokazałem jej butelkę whiskey Four Roses Single Barrel.

– Twoi bracia próbowali to wypić przed twoim przyjściem, ale pomyślałem, że może wznieślibyśmy toast?

Spojrzała z rozczarowaniem.

– Wiesz, że mi nie wolno.

Uśmiechnąłem się tajemniczo i wyciągnąłem butelkę soku jabłkowego, którą wcześniej ukryłem, wiedząc, że Sutton nie może pić alkoholu.

– A co powiesz na to?

– O tak! Nalej mi podwójną! – zawołała.

Roześmiałem się i napełniłem szklanki. Sutton zdecydowanie była jedną z nas. Skłonność do uzależnień jest dziedziczna w naszej rodzinie. Ja też mam swoje słabości, ale na szczęście alkohol do nich nie należy.

– Aaa… – Sutton zaczęła powoli – skoro już tu jesteś, Jensenie, właśnie chciałam omówić z tobą pewną drobniuteńką sprawę.

Otworzyła szeroko wielkie błękitne oczy, jakby zamierzała poprosić mnie o milion dolarów. Dobrze znałem ten wyraz twarzy. Kiedyś chodziło o galę z okazji jej szesnastych urodzin, która mogłaby rywalizować z programem My Super Sweet 16. Innym razem zażyczyła sobie wycieczkę do Europy ze wszystkimi siostrami ze stowarzyszenia. Trudno mi było sobie wyobrazić, czego teraz jeszcze mogła chcieć ode mnie. W sześć tygodni zorganizowaliśmy jej wesele, na miodowy miesiąc poleci pierwszą klasą na dwa tygodnie do Cabo. Mimo to czuła się nieszczęśliwa, że nie dałem jej do dyspozycji samolotu.

– O nie – mruknąłem. – O co chodzi?

– Posłuchaj, wczoraj wieczorem rozmawiałam z Maverickiem i wiem, że już podpisał intercyzę, ale…

Natychmiast spoważniałem.

– Nie.

– Nawet o nic jeszcze nie poprosiłam!

– Wiem, o co chcesz poprosić i odpowiedź brzmi: nie.

– Ale to niedorzeczne, Jensenie. Naprawdę! On jest miłością mojego życia. Chcemy być ze sobą na zawsze. Intercyza jest bez sensu. To nie jest dobry początek małżeństwa. Jeśli myślisz o tym, jak je zakończyć, zanim jeszcze się zaczęło, to co to mówi o człowieku?

Morgan, Austin i Landon siedzieli cicho. Musieli widzieć wściekłość malującą się na mojej twarzy. Nie chciałem wybuchnąć gniewem na siostrę w dniu jej ślubu, ale byłem tego niebezpiecznie bliski.

– Sutton, jesteś warta małą fortunę. Gówno mnie obchodzi, za kogo wychodzisz za mąż. Masz intercyzę dla swojego bezpieczeństwa, na wypadek, gdyby coś się stało. Trzeba myśleć o przyszłości, żeby mieć pewność, że nie zostanie się okantowanym. Niezależnie od tego, jak bardzo ktoś cię kocha.

– Ale, Jensenie… – zaczęła Sutton, próbując mnie przekonać.

– Sutton – rzekł Austin, włączając się do rozmowy. – Czy naprawdę chcesz teraz o tym mówić? I Jensen, i Landon mieli intercyzy. Nie bierze się ślubu z kimś z Wrightów, nie podpisując jej.

– To prawda – powiedziałem, bezgłośnie dziękując Austinowi za wsparcie.

– A poza tym masz tylko dwadzieścia jeden lat – dodała Morgan. – Kto może wiedzieć, co się wydarzy?

– O rany! Dziękuję, Morgan – Sutton mruknęła niezadowolona.

– Nie chcę powiedzieć, że Maverick nie jest „tym jedynym”. – Morgan zrobiła w powietrzu znak cudzysłowu. – Po prostu mam na myśli to, że Jensen w żadnym razie nie brał pod uwagę, że rozwiedzie się z Vanessą i zobacz, co się stało.

Zacisnąłem zęby na wspomnienie byłej żony. O Vanessie Hendricks zwykle nie wspominało się w uprzejmej rozmowie. Ale moja historia z pewnością stanowiła przestrogę i dowód na to, że intercyza jest niezbędna.

– Jeśli Maverick naprawdę chce odrzucić intercyzę, z przyjemnością z nim o tym porozmawiam – zwróciłem się do Sutton, unosząc brwi.

Przewróciła oczami.

– Nie jestem taka głupia. Przestraszyłbyś go na śmierć.

– Jeżeli próbuje wziąć cię dla pieniędzy, zasłużyłby na to.

– Okej, dobra. Rozumiem. Po prostu pomyślałam, że zapytam. Mieliśmy z Maverickiem długą rozmowę na ten temat.

– Założę się, że tak – mruknął pod nosem Landon.

– Tak czy owak, weźcie szklanki! – zawołała Sutton.

Podałem whiskey Austinowi, Landonowi i Morgan, a Sutton sok jabłkowy.

Wzniosłem swoją szklankę.

– Za Sutton, w najszczęśliwszym dniu jej życia i za wiele dalszych cudownych lat.

Wychyliliśmy toast. Whiskey, spływając, paliła mnie w gardle, ale uśmiechnąłem się szeroko do rodzeństwa.

Świat był w porządku, kiedy byliśmy wszyscy razem. Choćby nie wiem jakim wyzwaniom przyszłoby nam stawić czoło, przynajmniej mieliśmy siebie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: