Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziura - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 czerwca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,90

Dziura - ebook


„Dziura” Stanisława Kuczkowskiego to powieść obyczajowo-fantastyczna.

Do tytułowej dziury wpada główny bohater Piotr, przenosząc się tym samym w innym, podziemny świat, w którym odkrywa swoje życie na nowo, spotyka niezwykle inspirujących ludzi i doświadcza wielu niecodziennych zdarzeń. Tytułowa dziura jest więc symbolem granicy pomiędzy poznaniem a tajemnicą, banałem życia a niezwykłością codzienności, stagnacją a rozwojem. Z drugiej strony dziura to być może rana po wyrządzonej krzywdzie...

Książka jest niezwykłą historią człowieka, dla którego niefortunne omsknięcie się stopy staje się równoznaczne z życiowym przełomem, próbą przewartościowania swojej dotychczasowej egzystencji.

Czytelnik z łatwością może utożsamić się z Piotrem, a podczas lektury nie sposób oprzeć się wrażeniu, że razem z nim wpada w tytułową dziurę i odkrywa tajemniczą krainę.

Książkę potraktować można jako opowieść paraboliczną dla dorosłych czytelników, dotyczącą każdego z osobna na różne sposoby. Zawarta jest w niej prawda, którą warto odkryć z głównym bohaterem.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-770-7
Rozmiar pliku: 893 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Piotr spieszył się! Nawet bardzo! Więc biegiem… Niedawno spadł deszcz. Między źdźbłami trawy pojawiały się jeszcze kałuże. Chciał zdążyć! Nogi miał sprawne, ale było trochę ślisko… Skok!

Poczuł, że spada… Nagle otoczyła go ciemność! Nogi i ręce zahaczały o jakieś wilgotne i ostre przedmioty. „Co się dzieje?” – pytał sam siebie. W uszach słyszał hałas, spowodowany obijaniem się o grudy ziemi i o sterczące kamyki. Słyszał dźwięki ocierania się i wzajemnego uderzania o siebie wyrywanych odłamków. Czuł ból. Instynktownie rozłożył ręce. „Trzeba się ratować, zatrzymać spadanie, czegoś się uchwycić”… Nogi mu się wykręcały, uderzał głową o jakieś kanciaste przedmioty.

Powoli tracił świadomość. Z jego ust bezwiednie wymykały się gniewne przekleństwa. Reakcja, podobna do reakcji kierowcy w samochodzie, któremu tzw. „niedzielny kierowca” nagle, bez włączenia kierunkowskazu, zajeżdża drogę…

Lęk! Gdzieś, może jako reminiscencja przeżywanych „strachów” przy oglądaniu filmów? Pojawił się obraz cmentarza… Trumny? Niezbyt tragicznie. Trochę jakby komediowo, z zapłakaną grupką osób, ubranych na czarno, z ogromnym kolorowym wieńcem. Dalej pojawiały się błyskawicznie podobne sekwencje. Obrazki przypadkowe, bez żadnej logicznej kolejności. To przypominało mu fragmenty z czarno‑białych, niemych filmów w starym kinie, ale też z sytuacji bardziej współczesnych, wziętych z życia, z przeżytych banalnych scenek, często bez uświadomienia sobie ich ważności, obserwowanych na ulicach, w Internecie. Bardzo kolorowych… Wszystkie, momentami były śmieszne, ale tylko momentami!

Dlaczego? Spadał… To była wieczność. Koniec. Pustka. Utrata świadomości. Ot – czarna dziura!

Oprzytomniał usłyszawszy łoskot, spadających zewsząd grudek ziemi i kamieni… Powoli odzyskiwał świadomość. „Żyję”!… Ciągle jednak miał zamęt w głowie… Czuł ból.

– „Cholera! Do diabła…” – dalszy ciąg odruchowych „wypowiedzi” podziałał na niego uspokajająco… Przecież już nie spadał…

Leżał lekko sfatygowany… Na twardym, skalistym podłożu, wśród rozsypanych kamieni, grudek gliny i jakby szlamu. Mimo to jego poobijane członki poczuły ulgę. Już nogi i ręce nie szorowały o ściany gliniastej sztolni. Głowa ciągle należała do ciała.

Piotr otworzył oczy! Do tej pory automatycznie zaciskał powieki. Zdziwił się! Spadając miał pewność, że leci w ciemności… A teraz? Okazało się, że przestrzeń, w której się znalazł, nie jest czarna. Co prawda panował w niej mrok, „jasnością” być może porównywalną do tej w piwnicznym pomieszczeniu, z niezbyt dużym okienkiem, zapaćkanym kurzem i pyłem, w jesienny pochmurny dzień. Jednak oczy coraz lepiej rozpoznawały otoczenie, to znaczy porowatą, gąbczastą, z wystającymi jaśniejszymi odłamkami skał, kamieni – ścianę! To wyglądało jak zakończenie tego pionowego tunelu, którym spadał.

Podniósł się! Nie odczuwał bólu. Nie było niespodzianki. Leżał w nasypie tego wszystkiego, o co sam zawadził i strącił spadając, czyli na kupie większych i mniejszych odłamków, kamieni, gliny, jakichś błyszczących i pięknie opalizujących sopli. „Do licha!…” – przeklął w duchu.

Strach i zdenerwowanie mijało. Był cały. Członki ciała działały prawidłowo, rękoma, nogami mógł poruszać bez bólu. Głowa obracała się na szyi. Gdzie był? Spojrzał w górę. Nie było widać żadnego światła. Pamiętał, że świeciło piękne słońce, gdy energicznie przeskakiwał rów, zostawiając swój wysoce profesjonalny samochód na skraju drogi. I to, że trawnik, a właściwie łąka, którą zaczął biec, aby nadrobić ewentualne spóźnienie, była usiana niebieskimi kwiatami. Chyba ćwierkały ptaki. Przypomniał sobie nawet jakieś zwierzątko, które nagle uskoczyło mu sprzed nóg. Był tak blisko! Za moment miał dopaść końca zieleni, i dalej eleganckim chodnikiem dostać się do szerokich schodów siedziby Szefa!

I nagle – katastrofa! „Psiakrew!” Noga, „oczywiście lewa”, nie znalazła oparcia. Prawa, „ta lepsza”, mimo oczywistego „ratowania” równowagi, natrafiła na pustkę. Mimo rozpaczliwej pomocy rąk, Piotr, z głową pełną zapału i energii, po prostu poleciał w dół!

„Co to było? Taki otwór? Studzienka? Wykop kanalizacyjny?

Dowcip małolatów? Zasadzka na dzikiego zwierza?”

Piotr znał tę okolicę… To były jego rodzinne strony. Zapewne spacerował tu kiedyś z jakąś miłą dziewczyną. Krzewy, kępy kwiatów… Dawniej dzieciaki ganiały za piłką. Uporządkowano teren, zlikwidowano zagony chwastów. Piotr był pewny – nie było żadnych nierówności, zagłębień, rowów. Teren był absolutnie płaski, i kończył się przy kompleksie nowo wybudowanego, robiącego wrażenie, zespołu biurowego.

Nowe „Centrum”! Teraz nie była jednak pora na to, by zastanawiać się, grzebać w pamięci, zastanawiać się nad tym, w co wpadł. Mijał czas! A przecież tutaj Piotr, dosłownie za parę minut miał odbyć bardzo ważne, decydujące, „ostateczne spotkanie”! Kolejny istotny, kolosalny krok w celu osiągnięcia wymarzonego i cierpliwie realizowanego planu… Planu wspięcia się na szczyt! To miało być podpisanie wymarzonego kontraktu. Objęcie ważnego, samodzielnego stanowiska. Kierowanie i nadzorowanie rozwijania sieci nowych sklepów, nie w Polsce, ale w całej Europie!

Najbardziej luksusowych magazynów. Miał decydować o sprzedaży luksusowego, ale dostępnego dla szerokich mas – obuwia…

Zadanie ambitne! I bardzo intratne…

Oczywiście Piotr zdawał sobie sprawę, że będzie się musiał zapoznać ze specyfiką asortymentu, ale był dobrej myśli. W przeszłości brał czynny udział w podobnych interesach. Niestety, z przyczyn od niego niezależnych nie odniósł znaczących sukcesów. Wiadomo! Brakowało kasy… „Taki kraj!” Złodziejskie kredyty i do tego często nieuczciwa konkurencja… Zawiść! Jednak nabrał sporo wprawy w operowaniu papierami, przepisami. Miał już spore doświadczenie w pracy przy obsłudze podobnych, luksusowych sklepów w kraju. Nauczył się umiejętnie kontaktować z ludźmi. I, co bardzo ważne! Znał płynnie niemiecki, angielski i jako tako francuski.

Wielokrotnie, przy różnych okazjach przebywał za granicą, co przy jego pracowitości, wrodzonych zdolnościach, wartej pozazdroszczenia śmiałości i łatwości w operowaniu obcymi językami, mogło być zapowiedzią sukcesu! Przyszłego, „poważnego menedżera”! Jednym słowem: był przykładem w pełni ukształtowanego człowieka, na progu „wielkiego skoku”.

Kontrakt prawdopodobnie leżał na eleganckim biurku Szefa. To miała być realizacja i spełnienie marzeń. Ktoś mógłby złośliwie stwierdzić – satysfakcji, ciekawej pracy, ale może przede wszystkim wysokich zarobków? Majątku? Jednak… czy pragnienie wielkich pieniędzy jest czymś negatywnym? Oczywiście, pieniądze nie gwarantują osiągnięcia szczęścia, ale, fakt faktem, że z nimi jest o wiele łatwiej je osiągnąć. Więc jeżeli pojawia się okazja, to czemu nie?

To wszystko tkwiło zapewne w psychice Piotra, bo gdy oprzytomniał na kupie gliny, kamieni, błotnistej mazi, myślał tylko o jednym – „O Boże! Spóźnię się!”.

Uprzedzano go, że właściciel, mówiąc z szacunkiem „SZEF”, i ze świadomością „MILIARDER” wymaga od podwładnych absolutnej solidności, i że ta cecha może być ważnym kryterium przy ocenie potencjalnego pracownika. Najdrobniejsze uchybienie, także spóźnienie, zwłoka, niezastosowanie się do polecenia, od razu może być powodem odsunięcia niesolidnego pracownika krótkim „spie…!”.

Niestety! Godzina stawienia się Piotra była bardzo konkretna. Wysłany przez sekretarkę mail określał ją precyzyjnie, co do minuty. Z pewnością miękki fotel już czekał na „kandydata”… A tu taki pech!

Cóż… W życiu zdarzają się różne, nie zawsze przyjemne niespodzianki. Piotr był twardy. „Załamywać się? Bzdura! Mózg wszak pracuje… Oszołomienie mija… „Ważne, że ciało jest sprawne, a zwłaszcza nogi!”. Wróciła męska, tak typowa dla Piotra, energia! Wszystko działało jak należy. Poruszał rękoma… Głowa obracała się na szyi.

Poderwał się błyskawicznie. Chyba nawet elegancki garnitur był w dobrym stanie. Nie zauważył rozdarć. „Dobry gatunek. Nie można oszczędzać na jakości. To mądra zasada! Teraz tylko się szybko wygramolić i pobiec”… Był w młodości dobry na setkę. „A zabrudzenia będzie można jakoś wytłumaczyć. Trzeba działać. O dziwo, nie jest ciemno”. Trochę się zdziwił, bo wydawało mu się, że spadał z dużej wysokości. „Prawdopodobnie miałem jakieś przewidzenia? Zatem łąka jest tuż, tuż… Do dzieła!”.

Zaczął się wspinać po osypisku. Spojrzał w otwór, którym zleciał. Dziwne! Bo wierzchołek osuwiska tonął w ciemności. To go zaskoczyło! W przestrzeni, w której przebywał było szarawo. Rozejrzał się. Oczy, już przyzwyczajone do półmroku, ujrzały pomieszczenie w całej okazałości! Była to jakby spora jaskinia – można by ją określić, jako „kamienną komnatę”. W kącie zauważył coś dziwnego, jakby posąg. Dziw natury. Nie było jednak czasu na to, by się zastanawiać i przyglądać.

Szybko, po usypanych kamieniach, do wylotu. Ten wylot, ponad miejscem w którym spadł, rysował się w formie czarnej plamy. Nie było czasu na zastanawianie się, skąd światło. Tak czy inaczej, trzeba się ratować! Na czworakach, wciskając nogi w sterczące kamienie, warstwy skał, szukając stabilnych elementów rękoma, aby się podciągnąć, wyłamując sobie paznokcie! Piotr mozolnie zaczął piąć się w górę. Szybko, szybko!

Nie trwało to długo… Nie zbliżył się nawet do powały groty. Do krawędzi rysującego się w górze czarnego otworu wylotowego było daleko. Noga straciła oparcie na śliskiej glinie pokrywającej występy kamienne. Ręce nie wytrzymały ciężaru ciała. Piotr zaczął się zsuwać! Nie pomogły rozczapierzone palce i stopy szukające możliwości zahaczenia. Zjechał bezpiecznie, jak dziecko w rynnie na placu zabaw. Znów był na samym dole. Na szczęście, bez żadnych obrażeń. I to była jedyna pociecha… W głowie pojawiła się myśl – „beznadzieja!”.

Krzysztof odłożył wydrukowane strony… Było ich sporo! Wszak obok komputera stała drukarka i od dawna każdy wart utrwalenia pomysł, czy wydumany „utwór” znajdował odzwierciedlenie na białych kartkach formatu A4.

A ten początek swojej „opowieści” który przed chwilą czytał? W teczce zgromadziło się już wiele kolejnych stron. Ale, być może podświadomie zadziałała smutna konstatacja bohatera opowieści! Sens słowa „beznadzieja” nagle pojawił się w myślach Krzysztofa. Powróciła wątpliwość i pytania: „Po co to wszystko? I najważniejsze – jak ta historia się zakończy”? Cóż z tego, że tych stron uskładało się już bardzo dużo, jeżeli do tej pory nie uzyskał tej ważnej odpowiedzi?

Powracające pytanie! Czy zatem jest sens zastanawiać się i szukać logiki w spisywaniu dalszego ciągu, tych wizji? Pojawiających się w nocy w jakimś urokliwym zamroczeniu? Dojmujących – niedających się usunąć? Powracających w kolejnych sennych obrazach?

Ten „wypadek” – to banał! Człowiek wpadający niespodziewanie w dziurę! Każdy tego doświadczył… Lub widział? Ludzie tak często zagapiają się, coś ich oślepia, są zamyśleni, po prostu nierozważni.

Jednak to wydarzenie miało inny początek! Krzysztof zamknął oczy… Pamiętał, była noc, był sen. Widział tego człowieka, jego twarz skrzywioną grymasem bólu, osuwającego się w głąb ziemi. Palce jego rąk rozpaczliwie próbowały uchwycić się kamienistej powłoki tej dziwnej sztolni, prowadzącej w głębinę. To wszystko w jakiejś poświacie, z jakiegoś niewiadomego źródła światła. Słyszał głuchy łoskot odrywanych kamieni, pękanie odzieży… Oczywiście w jakiejś surrealistycznej scenerii. Ze świadomością, że dzieje się to w środku miasta.

Imię tego człowieka pojawiło się później! A może od razu? Krzysztof którejś nocy, śledząc tego człowieka, pomyślał: „To Piotr!”. I tak zostało. Później przyszło pytanie: „Dlaczego Piotr?”. Nie znał nikogo o tym imieniu. I najważniejsze… Ten spadający człowiek nikogo mu nie przypominał. Nie znał go!

A jednak istniał i powracał w kolejnych wizjach sennych! Krzysztof miał czasem wrażenie, że patrzy na jakiś, nie wiadomo przez kogo, wymyślony serial… Czasem… Bo przecież były noce bez żadnych „obrazów”. Nijakie! Bez ukazywania różnych przestrzeni wyobrażeń, zjaw zasiedlających zakamarki mózgu. I właśnie wtedy, z jakimś dziwnym uczuciem tęsknoty, przypominał sobie perypetie Piotra. Czekał, miał nadzieję… A on powracał…

Piotr rozglądał się bezradnie… „Tędy się nie wdrapię… Co robić? Czas ucieka!…”

– Spokojnie… nie ma co się denerwować! Szkoda zdrowia…

Głos był życzliwy. Piotr w pierwszym momencie pomyślał, że to jakieś przewidzenie, omamy słuchowe. „Upadłem… Może jednak kamień? Mogłem walnąć w niego solidnie głową? Halucynacje? Ale przecież nic mnie nie boli”.

Życzliwy głos kontynuował…

– Nie warto próbować. Nikomu nie udało się wdrapać. Ja w każdym razie nie słyszałem o takim przypadku. Może… Bardzo dawno… Jakiś przodek? Właściwie nic nie wiadomo na pewno! Są tacy, którzy twierdzą, że zdarzają się cuda.

Głos był realny. Piotr oprzytomniał. Pomyślał: „Zapewne ktoś spadł przede mną!”. Hmmm… Ale to spokojne brzmienie, brak zdenerwowania? Może jest jeszcze zamroczony? W ciężkim stanie?

Odwrócił wzrok od osuwiska i zaczął badać wzrokiem przestrzeń groty. Teraz od razu spostrzegł! Oczywiście, ten głos dolatywał od tej dziwnej, zauważonej przelotnie, jakby figury skalnej. Ta forma, przypominająca rzeźbiarsko ukształtowany posąg, poruszyła się. Zmrużył oczy. „Co to?”.

W odległości kilkunastu kroków od niego, w półmroku, rozpoznał dokładnie. Tam stał żywy człowiek w płóciennym kitlu. W dodatku z paletą w ręku.

A obok niego? Duże, chyba staromodne, malarskie sztalugi z ogromnym blejtramem. W tej chwili, zauważony osobnik widocznie przerwał malowanie, wyszedł zza sztalugi, wypowiadając do Piotra tych parę uspakajających słów. Widząc, że przybysz go dostrzegł, przyjaźnie machnął ręką.

– Spokojnie! Nie ma się co denerwować! Zapamiętaj chłopcze.

Tutaj możesz czuć się bezpiecznie.

Piotrowi w pierwszym momencie zachciało się śmiać. Takie uprzejme powitanie… Ale jednocześnie poczuł strach! „Może straciłem kontakt z rzeczywistością? Mam jakieś omamy? Jakiś człowiek? Malarz? Artysta? Zaraz, zaraz… Co ja tu robię? Ta dziwna przestrzeń… niedawny upadek… Może to wszystko jest nierzeczywiste? Może to fatamorgana, sen? Przecież dopiero, co jechałem. Biegłem. Może to majaki? Muszę oprzytomnieć. Obudzić się!

Zamknął oczy! Zacisnął mocno powieki… Przyszedł mu do głowy głupi pomysł: „Trzeba się uszczypnąć”. Otworzył oczy, jednak nic się nie zmieniło, niestety! Wylot z osuwiskiem, stertą kamieni, rozsypaną gliną. Zauważył urwane końcówki jakichś roślin. „Szczypnięcie nie pomoże! Nie… to na pewno nie sen!”

Nie było to w jego stylu, ale nie zastanawiając się, ochryple rzucił:

– Gdzie ja jestem?

I głośniej, już wracając do normalnego stanu pewności siebie, zapytał:

– Pan tu zszedł? Którędy?

Człowiek zza sztalugi odłożył trzymane w ręku pędzle. Z paletą w drugiej dłoni zbliżył się do Piotra. Gdyby nie ta dziwna sceneria, miejsce tego spotkania i panujący półmrok, Piotr zapewne rozpoznałby od razu, że spotkał artystę.

Szeroki, fantazyjny czarny beret, opadający na upaćkaną farbami roboczą kurtę. Podobnie wyglądające, szerokie, podobne do „ogrodniczek” płócienne spodnie. Rozklepane, zapewne bardzo wygodne buty. I do tego rozłożysty, fantazyjny fontaź okrywający szyję… Pomarszczona twarz starego człowieka, z elegancko utrzymaną siwą, przetykaną szarymi pasemkami brodą i z przenikliwie jarzącymi się, bystrymi oczami.

– Witaj chłopcze, jeżeli można tak kordialnie… Co prawda, spadłeś trochę nie w porę… O, zobacz! Złamałeś taką piękną gałązkę!

Ta jabłonka była ważnym elementem mojej kompozycji!… Teraz będę musiał coś zaimprowizować. Nie przejmuj się tym za bardzo! Trudno, siła wyższa. Jakoś sobie poradzę!…

Tak było!…

Krzysztof przypominając sobie słowa o jabłonce, która „była ważnym elementem mojej kompozycji!” – uśmiecha się. Jakby słyszał Elę. Tajemnice malarskiego kunsztu! Rozważania, wnikliwe dyskusje, męczarnie samooceny. Serdeczne pocieszenia, pouczenia i rady przyjaciół – malarzy… Artystów!

Słońce chowa się za sterczące wokół budynki. Dzień powoli szarzeje…

Do pokoju zagląda Ela! Jest głodna. „Krzysiu, na co miałbyś apetyt?”. Rzeczywiście, czas się wzmocnić! Krzysztof przerywa czytanie. Wyłącza komputer, odsuwa klawiaturę. Dzisiaj nic nie zapisał. Ten czas był poświęcony pamięci. Tak dawno zaczynał tę opowieść…

A teraz, podobnie jak w inne dni, podąża za Elą, aby wspólnie zająć się przygotowaniem posiłku. Czegoś, co można by określić tradycyjnym słowem: obiadokolacją. Ela jest mistrzynią improwizacji… Rolą Krzysztofa jest aktywna pomoc. Do niego należą wszelkie prace wymagające wysiłku fizycznego, a więc skrobanie ziemniaków, utarcie jarzyn, pokrojenie cebuli… Czynności pozostałe – oczywiście najważniejsze, wymagające wiedzy i talentu – wszelkie dodatki, zioła, pieprze – to już domena mistrzowskich umiejętności i smaku małżonki.

Małżeństwo „działa”! Odżywianie, zwłaszcza w podeszłym wieku jest bardzo ważne… Spokojnie przy zapadającym zmroku. Trzeba zjeść zdrowo, ze smakiem i spokojnie zasiąść w fotelach… Relaks! Wiek ma swoje prawa. Trzeba przejrzeć ciekawe artykuły w gazecie, na żywo obejrzeć spotkania „polityczne” w TV, czasem wysłuchać zakupionej lub nagranej przez Krzysztofa opery… Koniecznie opery! Muzycznej pasji Elżbiety!

I niedługo wieczór! Czasem dobry film, bardzo często prawdziwe arcydzieło – na ogół poznane przed wieloma laty. Rzadko goszczący teatr… Kiedyś, przyjemnie to wspomnieć, w każdy poniedziałek był oczekiwanym wydarzeniem.

Potem… Przed udaniem na spoczynek można symbolicznie, zdrowo, skubnąć kawałek chleba, przegryźć rzodkiewką, popić maślanką. Można jeszcze zapoznać się z ostatnimi „wstrząsającymi” wydarzeniami, wysłuchać najnowszych wieści, na zmianę z galerią zabawnych obrazków, reklamujących specyfiki na nadmierną otyłość, niestrawność lub inne środki, zadziwiająco usuwające skandaliczne plamy z tkanin, ubrań… Czasem pośmiać się z udanych, niezwykle autentycznych wypowiedzi w „szkle”.

Tego dnia, późno w nocy, Krzysztof, już w posłaniu, czekając na dołączenie Eli, bezwiednie powraca myślami do… swego sennego „serialu”, czyli „Dziury”. Przypomina sobie skąd się wzięła ta nazwa? I pewność, że Piotr wpadł do dziury! A więc – „Dziura?”…

Kiedyś, wracając ze spaceru, przysiadł na ławce w parku. Musiał odpocząć! Czyste powietrze, powiew wiosennego wietrzyku, zazieleniające się gałązki drzew, już widoczne pączki. Uczucie… „świat jest piękny!”….

Z podziwem przyglądał się babuniom i dziadkom, tak bardzo zakochanym w swych rozbrykanych, szczęśliwych wnuczusiach. Jakie to wzruszające! Być może trochę im zazdrościł. Bo czasem miał wrażenie, że w istnieniu tych „opiekunów” przepracowane życie otrzymuje spokojną „jakby niebiańską” końcówkę. Satysfakcję! Może szczęście, że można być tak potrzebnym, tak dobrym i tak sensownie „istniejącym” dla swoich „najbardziej kochanych”.

Dumając, Krzysztof dostrzegł wśród spacerowiczów namiętnie dyskutującą starszą parę. Obok nich kręciła się mała dziewczynka, zgrabnie podskakująca na pulchnych nóżkach. Byli za daleko, aby Krzysztof mógł usłyszeć, o czym mówią. Temat był widocznie ważny. Mężczyzna gwałtownie gestykulował. Starsza pani, jakby z gniewem zaprzeczała machając zdecydowanie ręką, i stukając się wymownie w czoło!

Zaciekawiony Krzysztof zobaczył, jak mała ich towarzyszka, śmiesznie wywijając czerwonymi bucikami, pobiegła za małym, kudłatym pieskiem, myszkującym obok. I oboje zniknęli za kępą jeszcze bezlistnej roślinności. Żółta kurteczka, którą mała na sobie przez moment błyskała poprzez łodygi krzaków.

Dyskutująca zażarcie para opiekunów, nagle, z niepokojem spostrzegła zniknięcie dziecka. Zakochany dziadek, lekceważąco machnął ręką na jakiś, według niego, mało istotny argument towarzyszki i z ogromnym temperamentem, można by powiedzieć młodzieńczo, pobiegł, lekceważąc ścieżki w stronę, gdzie niedawno można było dostrzec migające w coraz większej odległości „słoneczko”.

Krzysztof uśmiechnął się. „Ma jeszcze parę… Co za bieg! A przecież nie jest młody!”. Nagle zobaczył, jak ten, już dobiegając do przecinającej trawnik ścieżki, zamachał rękoma, jakby tracąc równowagę. Oczywiście – poślizgnięcie. Wszak jeszcze gdzieniegdzie mogły zalegać resztki zleżałego śniegu. Ale biegnący dziadek – zniknął.

W tym momencie Krzysztofa olśniło… „On wpadł w jakąś dziurę!”

Oczywiście! Minęły sekundy… Zatroskany dziadziuś, lekko kulejąc, poderwał się otrzepując błotne resztki z okrycia i dalej szybko pobiegł, lekko kuśtykając w kierunku swojej małej dziewczynki, prawdopodobnie wołając do niej i machając wymownie ręką. Jednym słowem – zabawny incydent. Najwyżej jakaś część sfatygowanej garderoby będzie musiała zapoznać się z pralnią… Ale dla Krzysztofa było to przypomnienie przeżywanych obrazów sennych.

Piotr poczuł, że ten człowiek nie fantazjuje. „Niech tam! Artysta… Wiadomo, ma prawo do ekstrawagancji!”… Rzeczywiście, malowany obraz przypominał wyłaniające się z półmroku otoczenie. W środku zieleniło się jakby drzewko. Piotr spojrzał z niechęcią. „Do licha… co to mnie obchodzi?”. Podniecony wykrzyknął:

– Durnie! Zostawili taką dziurę! Potknąłem się. Kto by się spodziewał? Na środku trawnika! Wszędzie hołota! Na szczęście nic mi się nie stało. Powiem panu… To codzienne ćwiczenia…

– Chłopcze! Masz rację. Ale to już bez znaczenia! Tutaj jesteś bezpieczny. Gorzej z przyrodą… Gałązka na tym drzewku była taka malownicza.

– Nie widziałem żadnego drzewka. Panu się chyba przewidziało? Tam była tylko trawa…

– Nie zauważyłeś jabłonki? Piękna soczysta zieleń listków, i świecące czerwone jabłuszka.

Trochę otumaniony Piotr spróbował odtworzyć sobie w głowie widok okolicy… „O czym mówi ten człowiek? Jabłonka? Wariat! Nie warto się zastanawiać…”. Powróciła świadomość powodu pośpiechu i nieszczęśliwego biegu. Rzeczywiście… czas uciekał!

– Tam gdzie biegłem, nie było żadnego drzewka! Myślę, że pan się myli. Przepraszam, ale cholernie się spieszę… Czekają na mnie!

Rozejrzał się! W grocie jego oczy dostrzegały coraz więcej szczegółów. Było wiele załomów i uskoków… Ale wydało się, że za tym dziwnym osobnikiem ze sztalugą, wśród szarości i bruzd ścian, istnieje jakby szeroki otwór!

– Ten tunel za panem to wyjście? Wyjdę nim na górę?

– Ech, wy młodzi! Zawsze wam spieszno…

Artysta uśmiechał się… Powiedział przyjaźnie…

– Czas! Czy warto się tak przejmować? Czy czas w ogóle ma znaczenie? Ale rozumiem. Ja też kiedyś… Na szczęście teraz to nieistotne! Cóż… wszystko mija.”

I zbliżając się, dalej spokojnie tłumaczył:

– Młodzieńcze… szkoda nerwów! Tam na górze na pewno dadzą sobie radę! Zrozum… Nie ma ludzi niezastąpionych.

Odwrócił się wskazując ręką na obraz ustawiony na blejtramie.

– A z tą gałązką, jakoś sobie poradzę! Spróbuję w miejsce złamania wkomponować jakiś ciekawszy obiekt! O proszę! Już coś mi się kojarzy… Na przykład! Nie obraź się, ale gdybym w tej scenerii umieścił ciebie? Wierz mi, wydaje mi się, że obraz bardzo by zyskał! Bo tak analizując… brakuje w nim motywu. Posłuchaj!… Nie ma pośpiechu. Ty jesteś jakby stworzony do pozowania. W tym swoim zagubieniu. Ten lęk mieszający się z pewnością siebie. Siła i normalna ludzka słabość. To mogłaby być ciekawa symbioza! Apoteoza ukazująca niezniszczalną energię męskości. Elegancki, w kwiecie wieku, prężny mężczyzna, na tle czarownej, rozkwitającej świeżymi owocami jabłonki! A w tle dominanta wiekuistej zagadki… Czarna otchłań! Zagadkowa przestrzeń! Symbol zwycięstwa. Nie do pokonania…

Piotr słuchał, nawet nie starając się pojąć, o czym ten „artysta” mówi. Znów w głowie pojawiła się pustka. Nic nie rozumiał!… Pomyślał: „Może jednak coś szwankuje? Jednak upadłem! Właściwie, o co chodzi temu, jeszcze nie staruszkowi, dziwnemu jegomościowi w jakimś starodawnym, teatralno-muzealnym przebraniu? Może to po prostu wariat? Uśmiecha się przyjaźnie… Na pewno nieszkodliwy! Skąd tu się wziął? Co tu robi? Maluje… Zachowuje się tak, jakby był na wycieczce za miastem!” Trochę bez sensu sklecił pytanie:

– Ja? Jako apoteoza? Mój garnitur… Upaprałem się!

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: