Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

E. Renan: Dyalogi i fragmenty filozoficzne / - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

E. Renan: Dyalogi i fragmenty filozoficzne / - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 281 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DY­ALO­GI I FRAG­MEN­TY FI­LO­ZO­FICZ­NE

Z SZÓ­STE­GO WY­DA­NIA SPO­LSZ­CZYŁ

GRZE­GORZ GLASS

NA­KŁAD I DRUK TOW. AKC. S. OR­GEL­BRAN­DA S-ÓW SKŁAD GŁÓW­NY W KSIĘ­GAR­NI E. WEN­DE I SPÓŁ­KA

SŁO­WO O RE­NA­NIE

(1823–1892).

„Dy­alo­gi” pi­sał Re­nan w 1871 r. w Wer­sa­lu, w cza­sy dla Fran­cyi wię­cej niż klę­sko­we, dla Prus – wię­cej niż zwy­cięz­kie. Były snadź muzy Re­na­na na nie­szczę­ście kra­ju głu­che lub obo­jęt­ne.

Tak­by się zda­wa­ło, tak­by się zda­wać mo­gło. Gdy na­ród do boju, Re­nan do me­ta­fi­zy­ki, oj­czy­zna–do kor­dą, Re­nan–do pió­ra.

Zda­la od pa­ry­skich ab­cr­ra­cyi (sło­wa jego przed­mo­wy), na stra­to­wa­nej przez na­jeźdź­cę zie­mi, ode­rwa­ny od swo­ich ksiąg i za­pi­sków, czy­ni z sobą ob­ra­chun­ki su­mie­nia trans­ce­den­tal­ne­go, syn­te­tycz­ne pró­by wie­rzeń fi­lo­zo­ficz­nych, chwa­li ro­zum, siłę i kul­tu­rę Ger­ma­nów. Wła­śnie był po temu czas i spo­sob­ność!

W pięć lat po­tem przy­zna­je się do tej uciecz­ki z szcze­ro­ścią, im­pu­to­wa­ną mu przez wro­gów, jako brak cha­rak­te­ru, ma­łość du­cha, ego­izm, cy­nizm, żeby nie po­wie­dzieć kró­cej: zdra­dę.

No­wo­żyt­ny Vol­ta­ire–fi­lo­log, ory­en­ta­li­sta, hi­sto­ryk, fi­lo­zof, po­eta o grun­tow­nem wy­kształ­ce­niu przy­rod­ni­czem,–wy­twor­niej jeno od pana z Fer­ney za­ma­sko­wa­ny, nie­do­ści­gnio­ny w po­chwa­łach i grzecz­no­ściach dla opor­nych spraw i lu­dzi, z uśmie­chem głę­bo­ko ukry­tej, cza­ru­ją­cej iro­nii, w noce pra­co­wi­te pro­sto­wał so­bie ścież­ki do sła­wy, w dzień–z bre­toń­ską po­czci­wo­ścią za­żyw­ne­go eks-alum­na od św. Sul­pi­cy­usza za­cie­rał śla­dy pod­ko­pu, dra­pież­nik nic nie wie­dzą­cy, na­iw­ny, pra­wie ra­do­sny, w po­wo­dze­niu swo­jem roz­ko­cha­ny.

Nie chcie­li mu tej dwo­isto­ści lu­dzie dwo­iści wy­ba­czyć. Że to był mę­drzec wę­żo­wy, bron­ny, gięt­ki, dla ce­lów dep­ta­nia i prak­tyk oszczer­czych–zwie­rzy­na przy­gru­ba. Spra­wę kom­pe­ten­cyi sądu spół­cze­snych i po­tom­nych prze­ka­zu­je Re­nan w „Dy­alo­gach” – przy­szłe­mu Bogu.

Pró­bo­wa­li na nim zę­bów Er­nest He­lio, Ju­liusz Le­ma­itre, Gon­co­ur­to­wie, Bar­bey d'Au-re­vil­ly, Leon Bloy–pam­fle­ci­sta nie­bez­piecz­ny i czuj­ny, Jó­ze­fin Pćla­dan, Sar­cey – in­nych wie­lu, in­nych – chma­ra: dzien­ni­ka­rze, pasz­kwi­lan­ci, wia­ry naj­nędz­niej­szej i naj­lep­szej, świę­ceń ma­łych i ar­cy­ka­płań­skich, obroń­cy czy­sto­ści ko­ścio­ła, czy­sto­ści rasy gal­lij­skiej, czy­sto­ści na­uki, czy­sto­ści su­mie­nia, tu­dzież głu­po­ty uro­czy­stej i ab­so­lut­nej.

Po­wo­ła­nie Re­na­na przez Rząd Obro­ny Na­ro­do­wej na ka­te­drę w Col­le­ge de Fran­ce, ode­bra­nej mu przed­tem przez rząd ce­sar­ski w 1862 r., na­stę­pu­je w li­sto­pa­dzie 1870 r. pod­czas ob­lę­że­nia Pa­ry­ża na­sku­tek jego proś­by. Tak, pod­czas ob­lę­że­nia Pa­ry­ża, kie­dy–jak dziś wie­my–ro­dzi­ły się roz­pust­ne dzie­ci i za­wie­ra­ły sa­mo­lub­ne mał­żeń­stwa.

Za­rzut ostry, fakt ka­mien­nej mocy, je­den z do­wol­ne­go ty­sią­ca sfał­szo­wa­nych.

Pe­łen po­piel­co­wej skru­chy, w zmie­nio­nych wa­run­kach po­li­tycz­nych już nie wy­ma­ga­nej, pod­no­si Re­nan w tym do­ku­men­cie swo­ją nie­win­ność, osiem lat nie­po­ro­zu­mie­nia, za­słu­gi, umiar­ko­wa­nie, prze­wi­du­je czas i chwi­lę, kie­dy sam ko­ściół przy­wo­ła go na obroń­cę prze­ciw de­struk­cyi i na­pa­ściom wro­gów praw­dzi­wych i za­pła­cze nad skrom­nym – peł­nym czci dys­sydcn­tem, któ­re­mu wy­pa­czył ży­cie.

Iro­nię tak krzy­czą­cą, in­ten­cye tak wy­raź­ną po­ły­ka­ją lu­do­źer­ne re­ki­ny bez za­sta­no­wie­nia, jed­nym tchem i hau­stem, jako do­wód uni­żo­no­ści i słu­żal­stwai).

Da­lej z pism au­to­bio­gra­ficz­nych i ogło­szo­nej ko­re­spon­den­cyi z cu­dem – sio­strą, Hen­rie­tą, któ­ra była dlań naj­tkliw­szą mat­ką, kor­dy­al­nym du­chem bez ska­zy, se­kre­tar­ką, cen­zor­ką jego kla­sycz­nej pro­zy, – wy­ni­ka dla bio­gra­fów nie­wdzięcz­ność, tę­pość, na­wet okru­cień­stwo. Sza­nu­jąc wy­łącz­ność, wiel­kość jej uczu­cia, zrze­ka się Re­nan mał-

') Por. o Re­na­nie rzecz kry­tycz­ną, su­mien­nie opra­co­wa­ną, lubo „cwi stu­dio ne­que snr ira”: Hip­po­ly­te Pa­ri­got Re­nan–L'Ego­ifsme in­tel­lec­tus. Pa­ryż. Er­nest Flam­ma­rion str. 378 i – ul­tra-pasz­kwi­lo­wą – Er­ne­stę Re­nan, Sa Vie et Son Oeuy­re H. De­spor­tes et F, Bo­ur­nand. Pa­ryż. Tol­ra… str. 304.

żeń­stwa z pan­ną Schef­fer, ślub od­by­wa się po­tem z przy­zwo­le­nia sio­stry, na­wró­co­nej do dal­szych po­świę­ceń–spra­wy ca­łe­go jej ży­cia, za któ­rą dała ży­cie. Nic to wro­gom nie mówi… „Wy­star­cza­ła nam ci­cha ko­mu­nia du­cha… Tak żąd­nej, tak wy­łącz­nej ser­cem po­świę­ca­łem kil­ka chwil dzien­nie–wie­dzia­ła, że jest ko­cha­ną nad wy­raz… Była żywą kro­ni­ką my­śli mo­jej… Za­wdzię­czam jej swój styl… Wy­ro­bi­ła so­bie swój wła­sny, świet­ny, wzo­ro­wa­ny na sta­rych źró­dłach kry­nicz­nej czy­sto­ści… Sta­ła się dla mnie od­tąd mi­strzem su­ro­wym, sę­dzią nie­ubła­ga­nym… Po­dzie­la­ła kie­ru­nek mo­ich stu­dy­ów – są­dząc, że w tej dzie­dzi­nie my­śli–przy za­cho­wa­niu mia­ry ar­ty­stycz­nej–wol­ność i szcze­rość obo­wią­zu­ją każ­de­go my­śli­cie­la”…

Przy­pi­sał jej Re­nan „Ży­cie Je­zu­sa” kwiat jego sła­wy, wzno­si sto po­mni­ków pa­mię­ci w księ­gach, wspo­mnie­niach, li­stach, w mo­no­gra­fii ar­cy­ludz­kiej czci i ad­o­ra­cyi ko­bie­ce­go ser­ca: „Sio­stra moja–Hcn­rie­ta”..*

Stąd bio­rą hy­eny asumpt do szka­lo­wa­nia, sza-ka-lo-wa­nia dwóch lu­dzi, któ­rych spół­ży­cie było po­ema­tem, pie­śnią, wznie­sie­niem się ku Bogu.

Przy­jaźń z Ber­the­lo­tem, z któ­rym łą­czy­ły go wspo­mnie­nia mło­do­ści i ka­ry­ery na­uko­wej, ro­zu­mie Re­nan, jako sym­bio­zę du­chów, ode­rwa­nych od uczuć, wzru­szeń, świad­cze­nia so­bie przy­sług,–co po­czy­ty­wa­li­by so­bie za ujmę. Tu zno­wu do­pa­tru­ją się szpie­gi oby­cza­jów–oschło­ści. I t… d.

Czas i zie­mia, księ­ga i czło­wiek, na­uka i ży­cie, przy­jaźń, rzad­ki dar mi­ło­ści, wresz­cie idea Boga, jako roz­ga­łę­zie­nie wła­snej jaź­ni – wszyst­ko (tak są­dzą) słu­ży jed­nej tyl­ko or­ga­nicz­nej sile tra­wią­ce­go mó­zgu i jed­nej funk­cy­onal­nej – sło­wa. Wszyst­ko jest mię­sem, te­ma­tem, pod­nie­tą czy ofia­rą, na któ­rą Re­nan scho­dzi z nie­bios, jak Jah­we i któ­rą w do­wód ła­ski spo­pie­la.

Ary­sto­te­les, Pla­ton, Ba­kon, Kar­te­zy­usz, Ma­le­bran­che, Le­ib­nitz, Kant, Fich­te, Schel­ling, Her­der, Go­ethe–to dla Re­na­na tyl­ko mierz­wa „nie­skoń­czo­ne­go po­stę­pu i roz­wo­ju”, na­wóz mi­liar­da wie­ków, pa­rob­ki na pańsz­czyź­nie wiecz­no­ści, nie­kie­dy – chór, świad­czą­cy o eru­dy­cyi Re­na­na, nie­kie­dy gierm­ko­wie jego sła­wy, na jed­nej stro­ni­cy wiel­cy, na dru­giej wzgar­dze­ni. Jest to gło­wa i tyl­ko gło­wa–nie ge­nial­na, nie wy­na­laz­cza, ale krzep­ka, do­brze skle­pio­na, wy­nio­sła–ot, no­wo­żyt­ny piec ce­re­bral­ny o ko­mi­nie nie­bo­sięż­nym, nie ogień, jeno–zwul­ka­ni­zo­wa­ne miej­sce dla ognia, pa­le­ni­sko sa­mo­lub­ne, wol­ne od za­ra­zy, for­ma–w któ­rej sty­gnie wszel­ka treść, złu­da, ma­rze­nie ży­cia.

I ta iro­nia, iro­nia nig­dy nie­pew­na, co się mo­dli do po­wa­lo­nych bo­gów, nie­po­kój złe­go su­mie­nia, po­wra­ca­ją­cy do nie­do­li tej ofia­ry, sen­ty­ment mat­ko­bój­cy do psa i: ptasz­ka!

Eks­po­nu­je się ja­ko­by w dzie­łach Re­na­na pysz­na i próż­na psy­cho­lo­gia spo­żyw­cy dóbr ide­al­nych, ary­sto­kra­tyzm i epi­ku­re­izm do­rob­kie­wi­cza wiel­kiej kul­tu­ry.

Za­miast re­li­gii–dwu­gło­wy kult mą­dro­ści; a więc kult po­sia­da­nia wie­dzy re­al­nej i po­zy­tyw­nej, opar­tej na ka­pi­ta­li­za­cyi do­rob­ków ty­siąc­le­ci, – i kult przy­szło­ści ro­zu­mu, dla któ­rej uto­pie po­zy­ty­wi­stycz­ne nie wi­dzą gra­nic.

Czas jest głów­nym spół­czyn­ni­kiem roz­wo­ju, myśl–wy­two­rem unor­mo­wa­nej, sta­le wzma­ga­ją­cej się pro­duk­cyi fa­brycz­nej. Ro­śnie, jak od­set­ki, w nie­skoń­czo­ność, w rów­nych, pro­stych ki­lo­me­tro­wych li­niach, jak po ubi­tych dro­gach pań­stwo­wych, roz­wi­ja swo­ją szyb­kość co­raz do­sko­nal­sze­go mo­to­ru.

Je­że­li nie za ty­siąc, to za sto ty­się­cy, za kwa­dry­lio­ny wie­ków – ma­łost­ka–z Zie­mią czy bez Zie­mi, w ko­ope­ra­ty­wie, spół­ce ak­cyj­nej z pla­ne­ta­mi tego sa­me­go sło­necz­ne­go sys­te­mu – riim­por­te – w syn­dy­ka­cie wszyst­kich frus­fów, wszyst­kich dziel­nic Ko­smo­su, w jed­no­ści wszyst­kich zrze­szo­nych i sfi­nan­so­wa­nych sys­te­mów sło­necz­nych–sta­nie się wie­ku­ista świa­tłość o sile mi­liar­da mi­liar­dów koni pa­ro­wych, jed­no słoń­ce słońc, je­den byt by­tów, jed­na za r

wszyst­kich, co byli–są–będą, Świa­do­mość, je­den bóg, jed­no od­ku­pie­nie, zmar­twych­wsta­nie i na­gro­da.

Ka­ry­era Zie­mi wy­czer­pa­na. Je­ste­śmy u kre­su is celu ludz­ko­ści. Fiat Deus–i oto jest Bóg uczo­nych, wszech­mo­gą­cych oli­gar­chów, che­mi­ków, fi­zy­olo­gów, pro­me­te­jów i wskrze­si­cie­li.

Ist­nie­ją rze­czy cie­kaw­sze. W nie­mo­cy ra­cy­ona­li­zmu na­ro­dzi­ny jego mi­sty­ki. Mi­sty­cyzm tego lotu wy­ni­ka nie z wia­ry, lecz z za­błą­ka­nia się w kruż­gan­kach, dla ro­zu­mu­ją­ce­go roz­sąd­ku za­war­tych i nie­ła­ska­wych. Część ste­pu prze­by­to ry­sią, część dru­gą–wskok, na ostat­nich po­sto­jach legł ru­mak pod jeźdz­cem, ob­sia­dły kru­ki, do­pa­dła wiecz­na noc.

Wstań i pójdź kto bez trwo­gi! Wstań i wróć kto bez dumy! Prze­su­wa­ją się iro­nicz­ne mary, prze­wod­ni­cy, któ­rzy wy­zio­nę­li du­cha na tej sa­mej dro­dze, na­tem sa­mem miej­scu. Bi­blia, Ewan­ge­lie, Chry­stus, Pla­ton, So­kra­tes, Oj­co­wie Ko­ścio­ła, i tuż… Vol­ta­ire Di­de­rot, He­gel, od któ­re­go wziął Re­nan myśl o po­słan­nic­twie lu­dów, sta­wa­niu się Boga i Hi­sto­ryi, – an­ti­no­mie Kan­ta, Scho­pen­hau­er–zresz­tą tyl­ko prze­lo­tem, mu­śnię­ciem zim­nych warg, dla teo­ryi świa­do­mo­ści nie­wy­zy­ska­ny, cho­ciaż­by jako twór­cza moż­li­wość bun­tu czło­wie­ka prze­ciw „do­bro-twór­czym fał­szom na­tu­ry”. Leży ta na­tu­ra gdzieś… da­le­ko, niby sie­dli­sko, dom, bu­do­wa, wy­ro­sła bez czło­wie­ka i poza czło­wie­kiem, prze­to więk­sza i god­niej­sza od mu­chy uwię­zio­nej pod klo­szem wiecz­no­ści o jed­nej tyl­ko szcze­li­nie mi­li­me­tro­wej śred­ni­cy.

Ju­tro mu­cha ta bę­dzie ar­cy­ka­pła­nem uni­wer­sal­ne­go ro­zu­mu, czyn­ni­kiem do­sko­na­ło­ści świa­ta, za­sią­dzie po pra­wi­cy Boga, jako wie­dzą­ca o so­bie hi­sto­rya, świa­do­mość prze­bó­stwio­na i do­ko­na­na do ostat­nie­go włók­na. Tak ju­tro. Dziś, dziś nie umie, co umie­li wiel­cy każ­de­go cza­su: zła­mać zmo­rę śmier­ci, od­le­gło­ści, ele­men­tar­nej nie­wo­li śli­ma­czej. W ta­kim za­ry­sie świa­ta był­by czło­wiek z całą jego świa­do­mo­ścią i ba­la­stem eru­dy­cyi – t… j… hi­sto­ryi,– kar­łem, co przy­tro­czo­ny do sio­dła, ol­brzy­my po­sy­ła po zwy­cię­stwo.

Ja­każ to wia­ra? Dla wia­ry (mó­wią) jest Re­nan ar­ty­stą zbyt trzeź­wej in­tu­icyi, dla nie­wia­ry zbyt by­strym ma­kja­we­lem sło­wa.

Po­zo­sta­ły mu tyl­ko tra­dy­cye teo­lo­gicz­nych po­my­słów, na­wyk­nie­nia teo­lo­ga, dla któ­re­go Bóg stał się po­trze­bą idei. Bog jest i sta­je się, był–nie jest–bę­dzie. Raz jest świa­tem, raz ab­so­lu­tem praw na­tu­ry, raz świa­do­mo­ścią, raz mo­ra­łem „do­bra, pięk­na, praw­dy”, trzech ju­da­szo­wych słów, daw­no spa­lo­nych i roz­wia­nych w słoń­cu.

Uka­zu­ją się jed­nak wciąż jak cie­nie idei re­na­now­skie­go boga, na­skroś li­te­rac­kiej, dy­alek­tycz­nej, wtór­nej.

W prze­dziw­ne jed­no łą­czy de­izm, pan­te­izm, na­wet an­tro­po­mor­fizm,–sko­ro bóg, wy­two­rzo­ny w re­tor­cie uczo­nych, po­sia­da wszyst­kie za­le­ty su­mien­ne­go ba­da­cza pier­wot­nia­ków.

„Dy­alo­gi” to głę­bo­ka, sa­mo­bój­cza wiwi-sek­cya, sa­ty­ra na bogi, co ście­lą gniaz­da śmie­chu w ludz­kim cze­re­pie, wie­lo­pię­tro­we rusz­to­wa­nie pa­łu­bicz­ne o li­niach po­krzy­żo­wa­nych na mia­rę mó­zgo­wej siat­ki, w któ­rych za­gu­bić się może tyl­ko kła­po­uchy pro­sta­czek, maj­ste­rek o dwóch dłu­tach „tak”

i „nie­41, nig­dy pan na wła­snej my­śli, a przez to i nad każ­dą wło­ścią cum bo­vis, la­sis et gra­ni­cie­bus.

W świet­nej, praw­dzi­wie szczę­śli­wej chwi­li na­ma­cał w so­bie Re­nan i wy­do­był jed­ną śmier­cio­no­śną kulę, po­cisk dru­zgo­cą­cy cały pysz­ny kram, całą ja­ło­wość kon­struk­cyi po­za­in­tu­icyj­nych. Dla tej jed­nej my­śli war­to ura­to­wać no­wo­żyt­ne mia­sto chi­me­ry, dla niej jed­nej, jak dla odro­bi­ny radu, roz­ro­bić war­to górę gli­ny.

Idea nie pro­wa­dzi do ni­cze­go, je­że­li nie uświę­ca jej uczu­cie. Myśl tę, za­po­ży­czo­ną od Kan­ta, pod­jął i po­rzu­cił, jak inne, i w dal­szym roz­ko­tło­wa­nym bie­gu nie wi­dzi­my jej śla­du.

Jest ona wszak­że kie­row­ni­czą dla ludz­ko­ści i hi­sto­ryi. Wy­kry­wa fał­sze mia­ry i wagi, nie­zdat­ność sta­rych kry­te­ry­ów na­tu­ry i cha­rak­te­ru czło­wie­ka, mówi o mi­ło­ści, jako za­sa­dzie i ko­rek­ty­wie ro­zu­mu.

Po to, by du­cha, kraj, dzie­ło sztu­ki, Boga po­znać, zna­leść trze­ba do nich dro­gę, t… j… umi­ło­wać je po­zna­niem.

Nie­ma też in­nej dro­gi, nie­ma in­ne­go do­stę­pu do czło­wie­ka, jak przez żywą mi­łość. Nikt dla ni­ko­go nie może być mia­rą, nikt sam przez się nie może być ani wzo­rem, ani przy­kła­dem, ani twór­cą jego hi­sto­ryi i lo­sów, wy­pad­ko­wej jego ży­cia i du­cha. Tak co do lu­dzi i tak co do na­tu­ry i rze­czy, któ­re opa­no­wu­je się mi­ło­ści­wie, albo się je wi­dzi ułom­nie, męt­nie, na od­le­głość nie­na­wi­ści, po­gar­dy lub py­chy. Boga nie moż­na wy­ro­zu­mo­wać, ani wy­my­ślić. Boga moż­na tyl­ko w so­bie uświę­cić i nie jako ideę, ale jako mi­łość, ra­dość, ską­pa­nie wszyst­kich trwóg i lę­ków w mo­rzu zja­wisk.

Oto przy­kład. Z Re­na­na czy­ni Pe­ri­got, ana­li­tyk su­mien­ny, ja­kąś ma­szy­nę in­te­lek­tu­al­ne­go ego­izmu, kłu­sow­ni­ka, co po­lu­je po ob­cych dzie­dzi­nach, wiecz­nie głod­ne wnę­trze, co prze­twa­rza nie­skoń­czo­ną buj­ność ży­cia na wła­sną przy­jem­ność ro­zu­mo­wa­nia. Lu­dzi ta­kich nie było, nie­ma.

–„Był­bym nie­szczę­śli­wy–my­śli Re­nan – gdy­by tu na­raz cze­goś zbra­kło. Wzy­wam się w każ­dy stan du­cha, spół­ży­ję z każ­dym w jego du­mie, błę­dach, grze­chach, roz­pa­czy”… A więc tu bły­ska moż­li­wość uświę­ce­nia wszyst­kie­go, co jest.

I ego­izm uświę­cić moż­na bez trwo­gi o sro­gość tego sym­bo­lu. Dla­te­go że nie po­kry­wa on ni­ko­go w szcze­gól­no­ści, albo po­kry­wa całą ludz­kość, jak noc, któ­ra słu­ży wszyst­kim, jak sło­wo, któ­re nie­kie­dy za­wie­ra hi­sto­ryę wszyst­kich zbrod­ni, do­ko­na­nych na czło­wie­ku przez czło­wie­ka.

Re­nan był z tych, któ­rzy o coś całe ży­cie wal­czy­li, z czemś się całe ży­cie zma­ga­li. To coś było w nim, było ja­dem–oto już pra­wie dwóch­ty­siąc­let­niej kul­tu­ry fał­szu, ob­łu­dy, przy­mu­su.

Żył w księ­gach i przez księ­gi. Wal­kę, któ­rą uze­wnętrz­nił, ja­ką­kol­wiek da­wa­no jej na­zwę,–prze­ży­wa każ­dy czło­wiek my­ślą­cy.

Od­by­wa się ona nie tyl­ko pod po­kry­wą pło­ną­ce­go mó­zgu. Trwa dzień i noc w re­al­nych, po­tęż­nych zry­wach ma­so­wych i in­dy­wi­du­al­nych–Szu­ka­nie Boga. Uko­śnie, jak Faust, wi­dział Re­nan w zwier­cia­dle tę zmo­rę, gdy mówi o tem, że ludz­kość jesz­cze przed do­ko­na­niem dzie­ła świa­do­mo­ści „ledz może pod cię­ża­rem wła­sne­go ro­zu­mu”.

Nas dła­wi, nas za­bi­ja prze­szłość, cu­dze do­świad­cze­nie, cu­dza fi­lo­zo­fia, cu­dze kul­ty, wy­ga­sła mą­drość zmar­łych, któ­rzy nie byli świad­ka­mi tak wspa­nia­łe­go roz­ro­stu ży­cia.

Re­na­na ży­cie to je­den cią­gły trud, jed­no wy­tę­żo­ne, mło­de dą­że­nie do po­zna­nia. Uni­kał zgieł­ku, po­li­ty­ki, po­spo­li­to­ści, po­wo­łu­jąc się na Con­dor­ce­ta, któ­ry w krwa­we żni­wa Ter­ro­ru, w kry­jów­ce przy ul. Se­rvan­do­ni pi­sał swój – Za­rys roz­wo­ju du­cha.

W „Dy­alo­gach” dał Re­nan me­ta­fi­zycz­ny okres swe­go bytu. List do Ber­the­lo­ta, jego od­po­wiedź i „Me­ta­fi­zy­ka i jej przy­szłość”– roz­pra­wa, któ­rą, ze wzglę­du na po­do­bień­stwo te­ma­tu, da­li­śmy w skró­cie,–do­peł­nia­ją „Dy­alo­gi” nie przez chro­no­lo­gicz­ną, lecz przez we­wnętrz­ną ko­niecz­ność „ostat­nie­go sło­wa”.

Grze­gorz Glass.

DY­ALO­GI FI­LO­ZO­FICZ­NE.

DY­ALO­GI FI­LO­ZO­FICZ­NE.

I. TWIER­DZE­NIA.

FI­LA­LET. EU­TY­FRON. EU­DOK­SY­USZ.

W pr-cząt­kach maja 1871 r.–Eu­ty­fron, Eu­dok-sy­usz i Fi­la­tet,–wszy­scy trzej fi­lo­zo­fo­wie szko­ły wy­zna­ją­cej, jako za­sa­dy ele­men­tar­ne kult ide­ału, ne­ga­cyę Nad­przy­ro­dzo­ne­go i do­świad­czal­ne ba­da­nie rze­czy­wi­sto­ści, opu­ści­li Pa­ryż.

Z my­ślą o klę­sce, któ­rej ule­gła ich oj­czy­zna, błą­dzi­li smęt­nie po naj­od­le­glej­szych ką­tach wer­sal­skie­go par­ku. Eu­dok­sy­usz miał przy so­bie eg­zem­plarz „Roz­mów me­ta­fi­zycz­nych* Ma­le­bran­che'a. Gdy usie­dli, po­czął od­czy­ty­wać na­głos dys­kurs trzy­na­sty:

….„Jak­że pięk­ną i ivznio­słą jest ta, któ­rej mi uży­czy­łeś, Teo­do­rze, –Idea Opatrz­no­ści! Są­dzę, że po­win­na chy­ba na­ka­zać mil­cze­nie du­chom wy­uz­da­nym i nie­zboż­nym. Nie­chże two­rzy świa­tło i usu­wa prze­szko­dy to wy­so­kie prin­ci­pium. Wszyst­kie zja­wi­ska, prze­czą­ce so­bie wza­jem ze sta­no­im­ska po­rząd­ku świa­ta i ła­ski Boga Pana, nie wy­ka­zu­ją żad­nej sprzecz­no­ści, ze sta­no­wi­ska przy­czy­ny twór­czej; prze­ciw­nie, tem bit­niej­sze dają do­wo­dy jed­no­ści za­mia­rów i kie­row­nic­twa. Wszyst­ko Złe, zu­szy­stek nie­rząd, któ­re nas tak nie­po­ko­ją, ukła­da­ją się zgod­nie w Mą­dro­ści, Pięk­nie i Spra­wie­dli­wo­ści Tego, któ­ry kie­ru­je wszyst­kiem. Al­bo­wiem trze­ba, aże­by dzie­ło Boga było po­zna­wal­ne i do­ko­ny­wa­ło się na dro­gach, od­po­wia­da­ją­cych atry­bu­cy­om bó­stwa. Dziś tedy wiel­bię i po­dzi­wiam opatrz­no­ścio­wy bieg i ca­ło­kształt wszech­rze­czy.

TEO­DOR.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: