Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Eros i Psyche - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Eros i Psyche - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 237 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SIEDM ROZ­DZIA­ŁÓW PO­WIE­ŚCI:

I. W AR­KA­DJI

II. ZMIERZCH BO­GÓW

III. POD KRZY­ŻEM

IV. NA PRZE­ŁO­MIE

V. PRZEZ KREW

VI. DZIEŃ DZI­SIEJ­SZY

VII. WY­ZWO­LE­NIE

Wiecz­nie tę­sk­nią­cej ar­ka­dyj­skiej kró­lew­nie
– wy­gnan­ce i pąt­nicz­ce –
z pet gorz­kich dnia dzi­siej­sze­go
ku ju­tru zry­wa­ją­cej się

DU­SZY

– ku ju­tru ja­sne­mu ostat­nie­ni zwy­cię­stwem
Mi­ło­ści i Śmier­ci –

po­świę­cam.

PSY­CHE, ar­ka­dyj­ska kró­lew­na,

ARE­TE
HE­DO­NE

KAL­LO­NE słu­żeb­ne dziew­ki Psy­che.
ME­LI­KE
HA­GNE

BLAKS pa­ro­bek
EROS, bóg.

HER­MES, po­seł bo­gów.

Rzecz dzia­ła się w kra­ju szczę­śli­wym, w cza­sie,
kie­dy bo­go­wie cho­dzi­li po zie­mi.

Łąka prze­rznię­ta stru­mie­niem, pły­ną­cym po-
śród traw i kwia­tów. Za stru­mie­niem drze­wa,
a za nie­mi w głę­bi ska­ły ogrom­ne, stro­me i czar­ne,
wy­glą­da­ją­ce jak mur, któ­ry kwie­ci­stą i ci­chą łąkę
od­dzie­la od świa­ta. Po ska­łach tu i ów­dzie pną
się buj­ne blusz­cze. Na lewo – w dali – na ła-
god­ne­mi tra­wia­stem wzgó­rzu wid­no za­mek kró-
lew­ski, do grec­kiej świą­ty­ni po­dob­ny. – Nad stru-
mie­niem roz­ło­ży­ste drze­wo i wiel­ki ka­mień pod
niem. Wid­no tez gła­zy, z rzad­ka po łące po­roz-
rzu­ca­ne. W głę­bi wie­dzie przez stru­mień kład­ka
z oba­lo­ne­go pnia.

Kra­jo­braz pe­łen za­chod­nie­go słoń­ca, ci­szy
i we­se­la.

SCE­NA I.

PSY­CHE, ARE­TE, HE­DO­NE, KAL­LO­NE, ME­LI­KE,

HA­GNE i BLAKS.

ARE­TE roz­wie­sza na gła­zach i ga­łę­ziach nad stru-
mie­niem świe­żo wy­pra­ne bia­łe sza­ty.

BLAKS

leży na wznak z rę­ko­ma pod gło­wą i śpi.

DZIEW­KI SŁU­ŻEB­NE

trzy­ma­jąc się za ręce, plą­sa­ją do­ko­ła sto­ją­cej
W po­środ­ku Psy­chy i śpie­wa­ją:

Ra­zem z wia­trem, co roz­wie­wa
na­sze śnież­no bia­łe sza­ty,
mię­dzy stroj­ne, won­ne drze­wa,
z któ­rych w słoń­cu ka­pią kwia­ty, po rów­ni­nie, co tak pły­nie,

– od skał pły­nie
traw pu­szy­stych słod­ką falą:
da­lej w plą­sy! w plą­sy! w plą­sy!
– sto­py się nam palą! – ohej!

BLAKS

bu­dzi się i wsta­je.

Zmie­rzo­ne dziew­ki! drą się, jak­by soj­ki! ani
się czło­wiek zdrzym­nąć nie może!

Idzie w głąb i kła­dzie się zno­wu, za­ty­ka­jac uszy.

DZIEW­KI SŁU­ŻEB­NE

tań­cząc znów śpie­wa­ją:
Wiatr się z wło­sem na­szym pie­ści i tak śpie­wa,
– jak ptak śpie­wa;
pta­sząt, śpie­wu peł­ne drze­wa –
a zło­ci­sty liść sze­le­ści,
a do wtó­ru
dzwo­ni stru­mień, gęśl z la­zu­ru – ohej!
Da­lej w plą­sy! w plą­sy! w plą­sy – ohej!

A RETE od pra­cy:

A sam, dziew­czę­ta! W głów­kach wam pu­sto­ty,
a tu jest jesz­cze tyle do ro­bo­ty!

DZIEW­KI SŁU­ŻEB­NE

roz­wią­zu­ją ta­necz­ne koło i bie­gną do Are­ty.

PSY­CHE

zbli­ża się zwol­na ku stru­mie­nio­wi.

KAL­LO­NE

do Are­ty to­nem uspra­wie­dli­wie­nia:

Pra­ły­śmy, mat­ko, od sa­me­go świ­tu
w stru­my­ku peł­nym sre­bra i błę­ki­tu
dzia­ne odzie­że i bie­luch­ną weł­nę…

HE­DO­NE

Czyż nie czas te­raz, gdy ka­ro­ca chy­ża
słoń­ca ku zie­mi pod wie­czór się zni­ża a fale zło­ta i pur­pu­ry peł­ne,
po­tań­czyć, cie­sząc się słoń­cu i wio­śnie
i tak dzień pra­cy za­koń­czyć ra­do­śnie?

ARE­TE

Pra­ca nie wszyst­ka jesz­cze ukoń­czo­na,
choć słoń­ce dłu­gą już prze­by­ło dro­gę.
Zwiń­cie się, dziew­ki!

HA­GNE

Ja ci do­po­mo­gę!

ARE­TE

Po­móż­cie wszyst­kie! Z szat wil­głe­go łona
niech wszyst­kie pary wy­ssie i wy­pi­je
wiatr i sło­necz­ny żar bo­ski, co bije
z nie­bios, spra­gnio­ny woni i wil­go­ci –
i weł­nę bie­li, a twarz dziew­cząt zło­ci.

SŁU­ŻEB­NE wraz: ARE­TĄ krza­ta­ja się, roz­wie-
sza­jąc wy­pra­ne sza­ty na gła­zach i ga­łę­ziach.

PSY­CHE sia­da na przo­dzie nad stru­mie­niem i za-
pa­trzo­no w nurt, igra pal­ca­mi we wo­dzie.

słu­żeb­ne śpie­wa­ją przy pra­cy:

Susz­cie się ry­chło bia­ło­śnież­ne sza­ty, bo was przy­wdzie­je pan nasz, król bo­ga­ty, co miesz­ka w dwor­cu o smu­kłych ko­lum­nach, stad ma bez liku i moc zbo­ża w gum­nach, zbro­je i zło­to i dro­gą pur­pu­rę, a prze­naj­droż­szą bo­go­li­cą córę,

– a prze­naj­droż­szą bo­go­li­cą córę!

HA­GNE

odłą­czyw­szy się od dziew­cząt, pod­cho­dzi ku kró-
lew­nie i zwol­na osó­wa się przed nią na ko­la­na.

Cóż bo­go­li­cą, nie plą­sa­łaś z nami
ani nie śpie­wasz? czy ci co do­le­ga,
czy tak twe oczy rów­ne gwiaz­dom mami
lic twych od­bi­tych ob­raz, co tak bie­ga
z fali na falę po szy­bie stru­my­ka
w błysz­czą­cych kro­pel świe­tli­stej ko­ro­nie?
Na bia­łej dło­ni bia­łe wspar­łaś skro­nie,
i za­pa­trzo­na w nurt, jak w dal po­my­ka,
nie spoj­rzysz na­wet na two­je słu­żeb­ne,
co wio­dą plą­sy i śpie­wy gę­dzieb­ne
dla cie­bie, – jeno na ser­ca ką­dzie­li
przę­dziesz za­du­mę…

psy­che z tę­sk­ny uśmie­chem kła­dzie dłoń na
gło­wie Ha­gny i zwol­na głasz­cze jej wło­sy.

ME­LI­KE

któ­ra się była odłą­czy­ła od pra­cu­ją­cych w głę­bi
dziew­cząt i zbli­ży­ła się do Psy­chy pod­czas osta-
tnich słów Ha­gny, mówi:

Oto­śmy ra­do­sne,
że bogi słoń­ce dały, mło­dość, wio­snę;
wszyst­ko się w okrąg cie­szy i we­se­li
ty jed­na – ci­cha – pa­trzysz na te ska­ły,
na dwo­rzec ojca twe­go oka­za­ły
i na waw­rzy­nów gaj kwie­ciem ró­żo­wy,
na ciem­ne, li­ściem szu­mią­ce dą­bro­wy,
na łąki, stru­myk, na to bia­łe płót­no,
co się na zio­łach wo­nie­ją­cych su­szy –
i łzy masz w oczach?

HA­GNE

Na­szą ra­dość głu­szy
two­je mil­cze­nie, pani…

PSY­CHE po chwi­li:

Tak mi smut­no…

ME­LI­KE

Smut­no? i o co?

HA­GNE

Wszak­że­śmy przy to­bie!

PSY­CHE

Pójdź­cie tu do mnie, pójdź­cie bli­żej, obie…
Czy­ście wy nig­dy o tem nie my­śla­ły,
aby się wy­rwać za te czar­ne ska­ły –
tam! i zo­ba­czyć, co tam jest za nie­mi?
Czy, jako tu­taj, szmat zie­lo­nej zie­mi,
czy też kra­ina jaka dziw­na, zło­ta,
wy­śnio­na…? Nig­dy o tem nie my­śli­cie?

ME­LI­KE

Nig­dy!

HA­GNE

Ja – nig­dy!

ME­LI­KE

Tu – tak słod­kie ży­cie, -
cóż cię tam cią­gnie, kró­lew­no?

PSY­CHE

Tę­sk­no­ta…

Co to?

HA­GNE

ME­LI­KE

Kró­lew­no, cóż to jest? Nie wie­my…

PSY­CHE

Wiem­że ja sama?…

a rete w głę­bi:

Schną już w słoń­cu szat­ki
na bia­łe gła­zy rzu­co­ne i kwiat­ki;
te­raz już pora przy­nieść ko­sze z łozy
i pięk­ną, w wo­dzie wy­bie­lo­ną weł­nę
znieść na wy­so­kie, na ko­le­śne wozy,
aby do domu po­wró­ci­ły peł­ne,
jako tu peł­ne przy­je­cha­ły z rana,
cią­żąc le­ni­wym mu­łom.

he­do­ne klasz­cze w ręce.

Hej­że dana!
Te­raz już mogę od­dać się za­ba­wie,
plą­sać, ach! plą­sać po pu­szy­stej tra­wie
i echu rzu­cać pie­śni, jako pra­gnę!
Za­wo­łam tam­te, Me­li­kę i Ha­gnę.

Are­te

Za­wo­łaj wprzó­dy jesz­cze na pa­rob­ka,
by przy­niósł żwa­wo ko­sze wy­ple­cio­ne…

KAL­LO­NE

Trze­ba go bę­dzie wy­cią­gnąć z pod snop­ka
ziel­ska, z któ­re­go przed słoń­cem za­sło­nę
uczy­nił so­bie, śpiąc snadź po zwy­cza­ju.

he­do­ne spo­strze­ga Blak­sa i bie­gnie hu nie­mu.

Śpi tam! Da­li­bóg! Wsta­waj­że, ma­zga­ju,
rusz się na­resz­cie, szka­rad­ny le­niu­chu!
Cały dzień le­żysz jak dłu­gi na brzu­chu,
nam zo­sta­wia­jąc wręcz wszyst­kie kło­po­ty!

bi,aks prze­cie­ra oczy.

Cóż tam?

Are­te

A wsta­waj!

blaks

Jest co do ro­bo­ty?

HE­DO­NE

I on się pyta! Bie­gaj jeno żwa­wo
i przy­nieś ko­sze, któ­re tam za ławą
po­nad stru­my­kiem zo­sta­ły od rana. –
Bie­li­zna schnie już, od daw­na wy­pra­na!

BLAKS pod­no­si się zwol­na, prrze­cia­ga i zie­wa.

KAL­LO­NE wy­bu­cha śmie­chem.
Jesz­cze po dro­dze drzem­kę so­bie utnie!

HE­DO­NE

rzu­ca na Blak­sa ze­rwa­ne li­ście.

Nuże!

BLAKS

A idź­cież, uprzy­krzo­ne dziew­ki,
bo pó­kim do­bry, tom do­bry okrut­nie,
lecz jak się zgnie­wam – mó­wię – nie prze­lew­ki!

Od­cho­dzi po za stru­myk w stro­ną wro­śli i szu­ka
ko­szów wśród krze­win.

HE­DO­NE

Te­raz do tań­ca! Hej­że! pójdź­cie do mnie!
Kró­lew­na z nami!

ha­gne u ko­lan Psy­chy.

Ostaw nas w po­ko­ju,
nie bę­dziem tań­czyć!

HE­DO­NE

A cóż to tak skrom­nie
sie­dzi­cie w ci­szy? Wszak do­brze po zno­ju
dnia upal­ne­go za­tań­czyć, za­śpie­wać!
Are­te na nas nie bę­dzie się gnie­wać!

a rete sia­da w głę­bi na gła­zie.
Tańcz­cie, na plą­sy po­pa­trzę z ocho­tą…

kal­lo ne

Albo – dziew­czę­ta – te­raz do ką­pie­li, po­tem oli­wą na­ma­ścim się zło­tą i tak w wspa­nia­łej, nie­ska­żo­nej bie­li ciał na­szych mło­dych sta­nie­my tu wień­cem, aż plą­sy łona ubar­wią ru­mień­cem!

ha­gne

A Blaks! – nie moż­na! spło­nę­ła­bym z sro­mu!

blaks któ­ry się tym­cza­sem przy­bli­żył i stoi za
dziew­czę­ta­mi, trzy­ma­jąc ko­sze za ucha:

O, nic nie szko­dzi, to dla mnie ucie­cha… Śmiech.

he­do­ne

Tego głup­ta­ka po­śle­my do domu…

Więc da­lej, dzie­wy! nie­chaj za­brzmią echa zbu­dzo­ne gło­sem pie­śni i ocho­ty na­szej…

are­te

Hej, Blak­sie, chodź tu do ro­bo­ty!

blaks idzie, mru­cząc:

Tam­te sro­ki mogą so­bie ska­kać do woli, ale
ty, Blak­sie, chodź do ro­bo­ty! Głup­tak ja je­stem
przez to tyl­ko, że słu­żę!

Zbie­ra waz z are­tą bie­li­znę, do ko­szów i wy-
cho­dzi z nią ra­zem.

SCE­NA II.

psy­che, he­do­ne, kal­lo­ne, me­li­ke, ha­gne.

me­li­ke

Ja pieśń za­wio­dę – ta­necz­ną, roz­lew­ną!

he­do­ne

Kró­lew­na z nami! Kró­lew­no! kró­lew­no!

PSY­CHE

Tańcz­cie wy same…

HA­GNE

O, nig­dy bez cie­bie!

PSY­CHE

Tańcz­cie… To słoń­ce ga­sną­ce na nie­bie,
ta woń na zie­mi dziw­nie mnie roz­ma­rza…
Z zie­mi woń bije, jak gdy­by z oł­ta­rza,
na któ­rym leży słoń­ce, żer­twa krwa­wa…
Cóż to? Sia­dły­ście wszyst­kie w koło, ci­che?
Tańcz­cie, dziew­czę­ta, po­zwa­la wam Psy­che. –
baw­cie się, pro­szę!

KAL­LO­NE

Bez cie­bie za­ba­wa jest dla nas ni­czem!

HE­DO­NE

Słu­chaj, bo­go­li­cą,
czem­że roz­ch­mu­rzyć two­je ja­sne czo­ło?

ME­LI­KE

Chcesz pie­śni może? – za­śpie­wam – weso lub… o po­tę­dze two­je­go ro­dzi­ca,
ta­jem­ni­cze­go pana mno­gich wło­ści,
albo… o wio­śnie, lub o twej pięk­no­ści? –
roz­ka­zuj, pani!

PSY­CHE

Czy sły­szysz te drze­wa?
Każ­dy liść na nich pieśń prze­dziw­ną śpie­wa,
hymn uro­czy­sty ja­kiś na przy­by­cie
wie­czor­nych, świę­tych, ta­jem­ni­czych go­dzin…

ME­LI­KE nad­słu­chu­je.

Pono szum taki w dniu two­ich na­ro­dzin
niósł się po świe­cie… Sta­ra wieść tak pra­wi…

PSY­CHE

Wieść…?

ME­LI­KE

Czy jej nie znasz? Może cię za­ba­wi…
Ta pieśń od­wiecz­na, dziw­na, któ­ra baje,
jak raz w wio­sen­ne i sło­necz­ne rano
dzi­ki Człek, idąc przez ro­si­ste gaje,
zo­ba­czył zo­rzę na nie­bie świe­tla­ną,
któ­rej nie wi­dział do onej­że pory,
po nocy jeno go­niąc łup przez bory –

i na­gle tknię­ty ja­kąś wiel­ką mocą,
ten pan po­tęż­ny, co do­tąd żyt nocą,
padł na ko­la­na i pod­niósł ra­mio­na:
– o zo­rzo! zo­rzo! o zo­rzo zło­co­na!…
I wte­dy pono wy­strze­lił mu z łona
kwiat ta­jem­ni­czy, uko­cha­nie świa­ta,
mo­tyl zło­ci­sty, co ku słoń­cu wzla­ta
i świa­tłem żyje… W pie­śni owej ry­mie,
kró­lew­no, two­je po­wta­rza się imię…

PSY­CHE

I co pieśń mówi?

ME­LI­KE

Mówi, że w tej po­rze
śpie­wać po­czę­ły drze­wa i stru­mie­nie –
i hymn ogrom­ny szedł przez wszech­stwo­rze­nie:
śpie­wa­ły góry, śpie­wał las i mo­rze…

PSY­CHE

A da­lej? da­lej?

ME­LI­KE

Pra­wi… o tę­sk­no­cie, o ja­kimś wiel­kim, nie­bo­sięż­nym lo­cie,
któ­re­mu skrzy­dło mo­ty­le nie spro­sta –

i o kimś, co ma przyjść po la­tach wie­lu…

PSY­CHE

Ma przyjść?

ME­LI­KE

…o bogu i po­świę­ci­cie­lu
ja­kimś, co zba­wia i wzno­si, choć chło­sta…
Wię­cej nie po­mnę…

psy­che

O moja tę­sk­no­to!

HA­GNE

To pieśń o to­bie, o to­bie, kró­lew­no!
Gdy wie­czór słoń­cu twarz za­kry­je zło­tą,
na czo­le two­jem wid­no ja­sność zwiew­ną,
a u twych ra­mion, jak dwie ni­kłe tę­cze,
coś jak­by barw­ne dwie błon­ki pa­ję­cze
lub list­ki róży: skrzy­deł­ka mo­ty­le
z świa­teł utka­ne, co bły­sną na chwi­lę
i nik­ną zno­wu… i znów wid­ne, rosa
ran­ną się mie­nią. Lecz po­wiedz, ty zło­ta,
ty nie od­le­cisz od nas?

psy­che

Ach! tę­sk­no­ta
rwie, lecz czyż skrzy­dła – te z tę­czy – unio­są?

ARE­TE zbli­ża się do gru­py dziew­cząt.

SCE­NA III

PSY­CHE, DZIEW­KI SŁU­ŻEB­NE i ARE­TE.

ARE­TE

Wsta­waj­cie! – po was przy­by­wam, dziew­czę­ta!

Oto za­cho­du już go­dzi­na świę­ta spły­wa na zie­mię. Po­kłon – po zwy­cza­ju –

od­daj­my bó­stwom stru­mie­nia i gaju, któ­ry nam w ża­rach dnia dał słod­kie cie­nie –

i pójdź­my. Czas nam zejść z tej won­nej łąki, gdzie po­śród tra­wy skry­te kwia­tów pąki cze­ka­ją w ci­szy na ożyw­cze tchnie­nie taj­ne­go bó­stwa, co okrą­ża świa­ty i bło­go­sła­wi nocą drze­wa, kwia­ty i wszyst­ko żywe a łak­ną­ce pło­du.

Nam się nie go­dzi prze­szka­dzać mu w dzie­le.

któ­re tu po­cznie już za chwil nie­wie­le;

do kró­lew­skie­go za­tem spiesz­my gro­du, by do za­mczy­stej po­zno­sić kom­na­ty pra­cą dnia czy­sto wy­bie­lo­ne sza­ty.

DZIEW­KI SŁU­ŻEB­NE

po­wstaw­szy, od­cho­dzą za idą­cą na­przód Arc­tą.
Tuz za nią po­stę­pu­je He­do­ne, po­tem Kal­lo­ne, za
nią Me­li­ke, a Ha­gne na koń­cu

HE­DO­NE od­wra­ca się:
A ty czy z nami nie idziesz, kró­lew­no?

PSY­CHE

Idź­cie! za chwi­lę po­dą­żę za wami!

ME­LI­KE

My bie­gniem szyb­ko! mo­żesz nie do­go­nić…

HA­GNE przy­pa­da do stóp Psy­chy:
Zo­sta­nę z tobą!
ARE­TE wy­cho­dzi fera;, z trze­ma… służb­ne­mi.

SCE­NA IV.

PSY­CHE i HA­GNE.
PSY­CHE

Zo­sta­niesz! – czy dłu­go?

HA­GNE

Jak sama ze­chcesz, – je­stem two­ją słu­gą…

PSY­CHE

Tam­te już po­szły… Are­te czci­god­na
tak je od­wio­dła ode­mnie do domu
ro­dzi­ca mego, po­tęż­ne­go kró­la…
He­do­ne, w któ­rej zło­ta ra­dość pło­nie,
i bo­gom rów­na pięk­no­ścią Kal­lo­ne
po­szła – i słod­ka Me­li­ke, ptak śpiew­ny…
Kie­dyż je uj­rzę? – kie­dy uj­rzę zno­wu?

HA­GNE

Mo­że­my jesz­cze po­dą­żyć za nie­mi…

PSY­CHE

Nie, już za póź­no, już ich nie do­gna­my!

Patrz! oto we­szły na zie­lo­ne wzgó­rze i - bia­łe – kro­czą po scho­dach w mar­mu­rze ku­tych, co wio­dą do zło­ci­stej bra­my zam­ku mo­je­go ojca… Patrz! przez wro­ta roz­war­te ja­sność wy­buch­nę­ła zło­ta –

już je za­mknię­to…

HA­GNE

Co to­bie, kró­lew­no?

PSY­CHE

Ta po­wieść sta­ra tak mnie po­ru­szy­ła, po­wieść Me­li­ki… Tak śni mi się cza­sem, żem to istot­nie ja była, przed wie­kiem,

.zro­dzo­na z człe­czej ogrom­nej tę­sk­no­ty za słoń­cem, pięk­nem, nie­bem i za­świa­tem…

Zda się, pa­mię­tam ja­kieś zło­te gaje i za­wie­szo­ne na gła­zach ru­cza­je, mo­rza ogrom­ne, nie­bo­sięż­ne szczy­ty i w zórz uśmie­chach roz­l­śnio­ne błę­ki­ty, w któ­re mię kie­dyś szczę­śli­wą unie­sie

On…

HA­GNE

Kto?

PSY­CHE

Ja nie wiem… On! mój nie­na­zwa­ny,
któ­re­go łąki cze­ka­ją i łany,
uśpio­ne pta­ki po la­sach i kwia­ty
i ja – stę­sk­nio­na, pra­gną­ca, a pew­na,
że przyj­dzie w ja­kąś naj­słod­szą go­dzi­nę,
kie­dy do koła wszyst­ko bę­dzie ci­che
i po imie­niu za­wo­ła mnie: Psy­che! –
i zbu­dzi we mnie coś, co jest mną samą…
Wte­dy te ska­ły otwo­rzą się bra­mą
i ja na skrzy­dłach jego, – bo skrzy­dla­ty
bę­dzie! – po­le­cę na te ja­sne świa­ty,
na cza­ro­dziej­skie te zie­mie i niwy,
na łąki, kędy lśni w bry­lan­tach rosa, w kraj ja­kiś dziw­ny, sze­ro­ki, szczę­śli­wy,
w chmu­ry – nad chmu­ry – i w błę­kit, w nie-
bio­sa!

SCE­NA V.

PSY­CHE, HA­GNE i BLAKS.
BLAKS

Cie­nie Ha­de­su na tę głu­pią zo­rzę czer­wo­ną,
roz­ma­za­ną po nie­bie, jak ru­mie­niec na py­za­tej
gę­bie! W śle­pia mnie razi, a gdy się od niej
od­wró­cę – wszyst­ko czar­ne do­ko­ła!

HA­GNE

To Blaks się wle­cze… Idzie w tę stro­nę…

BLAKS

Hop, hop! kró­lew­no!

HA­GNE

Cze­go tam, pa­rob­ku!

BLAKS do Ps uchy:

A! je­ste­ście, do­stoj­na pan­no! I ta dzier­lat­ka
z wami…

HA­GNE

Po co tu przy­sze­dłeś?

BLAKS

Nie z wła­snej ocho­ty, to pew­na! Wy­sła­ła
mnie Are­te, za­nie­po­ko­jo­na wa­szą nie­obec­no­ścią.
To jest – nie­obec­no­ścią kró­lew­ny. Mam was
za­pro­wa­dzić do domu…

PSY­CHE

Mo­żesz odejść, słu­go. Nie je­steś mi po-
trzeb­ny…

BLAKS

od­cho­dzi w stro­nę za­ro­śli, mru­cząc:

Mo­żesz odejść!… a Are­te wy­gar­bu­je mi
skó­rę, żem nie przy­pro­wa­dził kró­lew­ny… Wolę
tu w krza­ku za­cze­kać, aż skoń­czą swo­je po-
gwar­ki. Prze­śpię się cho­ciaż tym­cza­sem.

Ukła­da się w głę­bi na zie­mi pod krza­kiem, nie-
spo­strze­żo­ny przez ko­bie­ty, któ­re są­dzą, że od­szedł do domu.

SCE­NA VI.

psy­che, ha­gne,
ha­gne

A jed­nak może czas i nam, kró­lew­no,
iść już do domu…? Rosa już opa­da
i twarz mie­sią­ca wy­pły­nę­ła bla­da nik­ną­cej zo­rzy… Cze­ka­ją nas pew­no
zło­tym pa­ła­cu two­je­go ro­dzi­ca…

PSY­CHE

Więc pój­dziem w bla­skach sre­brzy­stych księ­ży­ca…
Patrz, ten ostat­ni rą­bek krwa­wej zo­rzy
lśni po­śród drze­win, jak­by uśmiech boży.
przed nad­cho­dzą­cym snem rzu­co­ny świa­tu…
Tam, gdzie przed chwi­lą był na­miot z szkar­ła­tu,
te­raz się błę­kit bez­den­ny roz­pi­na
i mży gwiaz­da­mi… O słod­ka go­dzi­na!

o prze­naj­święt­sza go­dzi­na prze­mia­ny!

Czy sły­szysz, jak się szmer stru­mie­nia szkla­ny
zmie­nia w głę­bo­ki, ci­chy szept za­chwy­tu?
Wiatr wstrzą­snął szczy­tem drzew i z drzew tych szczy­tu strą­cił pieśń ja­kąś… Czy sły­szysz, jak li­ście
dźwię­czą i szem­rzą, sze­lesz­czą sre­brzy­ście i wiesz­czą chwi­le prze­dziw­ne, je­dy­ne?

HA­GNE

Pójdź­my do domu…

PSY­CHE

Wi­dzisz, jak się krze­wy
gną waw­rzy­no­we? Roz­kosz­ne po­wie­wy
prze­szły przez sen­ną ciem­nych krzów gę­stwi­nę…
Nie! to krok ja­kiś! Sły­szysz, jak się skra­da
ci­cho, ci­chut­ko…

HA­GNE

To Noc idzie bla­da…

PSY­CHE v

Noc bez sze­le­stu pły­nie – czar­na po dniu wdo­wa…
Czy sły­szysz? – skrzy­deł ja­kichś wiel­kich wia-
nie –

i ten szept kwia­tów, taki nie­sły­cha­nie
słod­ki, jak ja­kieś w ser­cu śnio­ne sło­wa…
Czy czu­jesz dziw­ną po­wie­trza omdla­łość
i tę gwiazd bia­łych nad­zwy­czaj­ną bia­łość…?
Dreszcz prze­szedł wszyst­kie drze­wa, wszyst­kie kwia­ty…

HA­GNE

To Sen nad świa­tem waży się skrzy­dla­ty, –
pójdź­my, kró­lew­no!

PSY­CHE

O Ha­gne! o Ha­gne!
Wszak On jest tu­taj! On jest tu gdzieś bliz­ko,
On! wszech­po­tęż­ny, świę­ty, nie­na­zwa­ny!
Wszak to pod jego sto­pą drży to kwie­cie,
i z jego skrzy­deł wiew ten idzie la­sem,
co daje drze­wom za­chwy­co­ne gło­sy
i do roz­kosz­nych łkań przy­mu­sza stru­mień…
O przy­bądź! przy­bądź! cze­kam cię! przy­by­waj!

HA­GNE

Kró­lew­no! kogo ty wo­łasz? mnie strasz­no!

PSY­CHE

Je­stem jak stru­mień, jak te drżą­ce drze­wa:
har­fą je­dy­nie, co pieśń wiecz­ną śpie­wa,
kie­dy ją pal­cem tknie twa ręka świę­ta!
Cze­kam po­słusz­na, pod twą dłoń ugię­ta:
przy­by­waj, pa­nie! i po­łóż swe dło­nie
na stru­nach, któ­re na­pię­te w mera ło­nie
z da­wien cze­ka­ją, byś je zmie­nił w dźwię­ki
jed­nem do­tknię­ciem cza­ro­dziej­skiej ręki:
ni­czem bez cie­bie je­stem, ci­chym list­kiem
na drze­wie świa­ta, z tobą będę wszyst­kiem!
wi­chrze! wioń!

HA­GNE

Pani! ja się cie­bie boję!
Kró­lew­no moja!… Wy­bieg®.

SCE­NA VII

PSY­CHE, po­tem EROS.
PSY­CHE

Oto je­stem sama,
oto tę­sk­no­ta moja cię przy­zy­wa:
przy­bądź na skrzy­dłach, jako wi­chr sze­ro­kich,
o ty po­tęż­ny, ty nie­zna­ny boże,
któ­ryś jest – czu­ję! –jak ot­chłań, jak – mo­rze,
jak nie­zgłę­bio­ne po­wietrz­ne prze­stwo­rze! –
Weź mię i po­chłoń, jako mo­rze sine:
nie­chaj uto­nę w to­bie, nie­chaj zgi­nę,
boże! niech będę jeno ust twych tchnie­niem,
echem twej pier­si, two­ich skrzy­deł cie­niem.

o wiel­ki! świę­ty! o boże nie­zna­ny!
od wie­ków śnio­ny i ocze­ki­wa­ny!

Po chwi­li:

Przez tę tę­sk­no­tę za­kli­nam cię moją i przez te kwia­ty, któ­rych woń się wzma­ga
i cięż­kie, słod­kie ka­dzi­dła roz­le­wa mię­dzy roz­kosz­nym szep­tem drżą­ce drze­wa, –
przez stru­mień, co mi two­ją bliz­kość wie­ści,
od łkań ser­decz­nych za­no­sząc się w ci­szy, –
przez roz­mo­dlo­nych wia­trów szept na­mięt­ny–
i przez te gwiaz­dy, bło­go­ścią pi­ja­ne,
co sen­nie pa­trzą z głę­bi­ny błę­ki­tu, –

przez ser­ce moje, któ­re drży i pęka
z nad­mia­ru szczę­ścia – Pa­nie! łak­nę pło­du,
jak kwiat! chcę skrzy­deł! – przy­bądź – niech się sta­nie!

Nd ciem­nem tPSY­CHE

któ­ra nic wi­dzi zbli­ża­ją­ce­go się boga:

Głos mi za­mie­ra i lę­kiem, drży łono:
ja­kież to wo­nie nie­wy­mow­ne wio­ną?…
Prze­dziw­na ja­kaś, roz­kosz­na mu­zy­ka
dźwięcz­nych mgieł srebr­nych dresz­czem nmie prze­ni­ka…

wszyst­ko mi w oczach ćmi się, drży,' wi­ru­je,
– je­steś tu bliz­ko! je­steś tu­taj! czu­ję… –
gwiaz­dy do­ko­ła mnie krą­żą i dźwię­czą
i skrzą się w oczach prze­sło­nię­tych tę­czą –
mdle­ję ze szczę­ścia, z roz­kosz­ne­go bólu:
pa­nie mój! pa­nie! mój pa­nie i kró­lu!

Osu­wa się w tył i pada w ra­mio­na sto­ją­ce­go już za nią Ero­sa,

SCE­NA VIII.

PSY­CHE i EROS, po­tem BLAKS.

Myła opa­da – nie­bo sza­rze­je świ­tem. Poci drze-
wami ście­le się jeszczt ge­sty cień… roz­świe­tlo­ny
tyl­ko nie­co ja­śnie­niem, któ­re bije od bo­skie­go cia­ła

Ero­sa.

PSY­CHE leży uśpio­na na dar­nio­wem wznie­sie­niu.
EROS klę­czy po­chy­lo­ny nad nią.

PSY­CHE
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: