Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Euro. W jaki sposób wspólna waluta zagraża przyszłości Europy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Euro. W jaki sposób wspólna waluta zagraża przyszłości Europy - ebook

Eurokryzys, Brexit, zastój gospodarczy, sytuacja awaryjna, a za chwilę już kryzysowa – oto Europa dziś.

W swojej najnowszej książce noblista i bestsellerowy autor rozmontowuje na części pierwsze dzisiejszy konsensus w kwestii tego, co dolega dzisiaj Europie. Przeciwstawia się zwolennikom zaciskania pasa, krytykuje działania Europejskiego Banku Centralnego i kreśli plany tego, jak uchronić od zniszczenia ekonomicznego nasz kontynent i świat.

Euro miało przynieść dobrostan, lecz stało się inaczej. Poszczególne kryzysy pokazują ograniczenia wspólnego rynku, zastój Europy po części wynika ze wspólnej waluty, która już u swoich początków była problematyczna, ponieważ integracja gospodarcza przeważała nad polityczną. Stiglitz dobitnie pokazuje, że dzisiejsza struktura promuje raczej rozbieżność niż spójność w europejskiej wspólnocie i proponuje konkretne sposoby uleczenia tej sytuacji, m.in. nowy system „elastycznego euro”.

Ale u podstaw książki leży całkiem proste pytanie: czy Europa może rozwijać się bez euro?

Kategoria: Ekonomia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65853-11-0
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Z Europy nadchodzą przygnębiające wieści. Grecja jest pogrążona w recesji – ponad połowa młodych ludzi nie ma tam pracy. We Francji skrajna prawica zdecydowanie zyskała na sile. W Katalonii, regionie wokół Barcelony, większość deputowanych lokalnego parlamentu opowiada się za niepodległością wobec Hiszpanii. Z chwilą, gdy książka ta trafia do druku, wiele obszarów w Europie staje w obliczu straconej dekady, z PKB per capita na poziomie niższym niż przed kryzysem finansowym.

Nawet to, co Europa świętuje jako swoje sukcesy, mówi nam wiele o porażce, którą wszyscy przeżywamy: bezrobocie w Hiszpanii spadło z 26 % w 2013 roku do 20 % na początku roku 2016. Tyle że prawie połowa młodych ludzi pozostaje bez pracy¹, a stopa bezrobocia byłaby jeszcze większa, gdyby nie fakt, że tak wiele i wielu – spośród najbardziej utalentowanych – zdecydowało się szukać zatrudnienia poza granicami kraju.

Co się właściwie stało? Czy nie jest tak, że postępy w naukach ekonomicznych powinny dawać nam lepsze zrozumienie gospodarki, a co za tym idzie, większą łatwość w kierowaniu nią? Zdecydowanie tak. Robert Lucas, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii^(), w 2003 roku podczas przemówienia do Amerykańskiego Towarzystwa Ekonomicznego stwierdził, że „główny problem dotyczący działań prewencyjnych wobec recesji został rozwiązany”². No właśnie: czy wraz z wprowadzeniem tylu ulepszeń rynkowych zarządzanie gospodarką nie powinno być łatwiejsze? Wiemy, że oznaką dobrze funkcjonującej gospodarki jest niskie bezrobocie i szybki wzrost, którego korzyści odczuwa większość populacji. To, co stało się w Europie, jest tego dokładnym przeciwieństwem.

Istnieje jednak proste wyjaśnienie tej pozornej zagadki: odpowiedzi należy szukać w pewnej fatalnej decyzji z 1992 roku, kiedy zgodzono się na utworzenie wspólnej waluty, ale nie zadbano o powołanie odpowiednich instytucji, które umożliwiłyby jej sprawne funkcjonowanie. Dobre rozwiązania walutowe nie gwarantują automatycznie wzrostu, ale nietrafione pomysły w tej dziedzinie zawsze prowadzą do recesji i załamania gospodarczego. Wśród projektów walutowych, które już od dłuższego czasu uważane są za zgubne, niechlubne miejsce zajmuje sztywna waluta, czyli taka, której wartość ustalana jest względem innej lub w stosunku do określonego towaru.

Amerykańska depresja końca XIX wieku miała miejsce w systemie, w którym wszystkie kraje związały wartość swoich walut ze złotem, a więc pośrednio także ze sobą nawzajem; przy braku odkryć nowych złóż niedobór złota prowadził do obniżenia cen zwykłych towarów – a więc do tego, co dziś nazywamy deflacją³. W efekcie pieniądz nabierał wartości. Doprowadziło to do zubożenia amerykańskich farmerów, którzy mieli coraz większe trudności ze spłacaniem długów. Kampania wyborcza z 1896 roku toczyła się wokół dylematu, który, jak to określił kandydat Partii Demokratycznej William Jennings Bryan, sprowadzał się do tego, czy Ameryka „ukrzyżuje ludzkość na krzyżu ze złota”⁴.

Standard złota obwiniany jest też za pogłębianie i przedłużanie Wielkiego Kryzysu. Państwa, które odeszły od takiego rozwiązania, szybciej pozbyły się skutków depresji⁵.

Mimo świadomości tego, co zdarzyło się w nie tak znowu odległej przeszłości, Europa zdecydowała się na związanie sobie rąk wspólną walutą – narzucając kontynentowi podobną sztywność, jaką wcześniej zafundował światu standard złota. Standard, którego nikt – oprócz paru „złotych fanatyków” – nie chce już przecież wcielać w życie.

Europa nie musi zostać ukrzyżowana na krzyżu euro – wspólna waluta ma szansę normalnie funkcjonować. Potrzeba jednak kluczowych reform w obrębie samej struktury unii walutowej, które nie leżą w gestii władz gospodarczych poszczególnych krajów. Pytaniem pozostaje to, czy wystarczy spójności politycznej i solidarności, by wprowadzić potrzebne zmiany. Trzeba także pamiętać, że w obliczu braku reform lepszym rozwiązaniem, niż uporczywe brnięcie dalej, jest jakiś rodzaj polubownego rozejścia się. Postaram się pokazać, w jaki sposób można taki rozwód przeprowadzić.

W 2015 roku Unia Europejska (składająca się 28 państw członkowskich) była drugą co do wielkości gospodarką świata – z około 507,4 milionami obywateli i PKB na poziomie 16,2 biliona dolarów – a więc niewiele mniejszą od gospodarki Stanów Zjednoczonych⁶. (Z powodu różnic w kursach walutowych wielkości z poszczególnych krajów mogą się różnić. Niemniej jednak w 2014 roku UE była największą gospodarką). W obrębie wspólnoty 19 krajów używa tej samej waluty: euro. Eksperyment ten jest stosunkowo młody – działa dopiero od 2002 roku, chociaż zadecydowano o nim dekadę wcześniej, przyjmując Traktat z Maastricht ⁷, a trzy lata później poszczególne kraje powiązały ze sobą wartości swoich walut. Później, w 2008 roku region ten, tak jak cały świat, został wciągnięty w recesję. Dziś Stany Zjednoczone stanęły już na nogi – późno i anemicznie, ale jednak. Natomiast Europa, a szczególnie kraje euro, wciąż pogrążone są w stagnacji.

Błąd, o którym tutaj mowa, jest istotny dla całego świata, nie tylko dla państw, które określa się mianem „eurogrupy”. Oczywiście jego skutki są bardziej odczuwalne w krajach dotkniętych kryzysem – szczególnie tych, które trwają w recesji. W naszym zglobalizowanym świecie cokolwiek, co prowadzi do stagnacji w tak ważnej części gospodarki, dotyka nas wszystkich.

Jak pokazał przykład Alexisa de Tocqueville’a z O demokracji w Ameryce, czasem osoba z zewnątrz jest w stanie zaproponować bardziej trafną i obiektywną analizę, aniżeli ludzie zanurzeni w bieżącym nurcie wydarzeń. Do pewnego stopnia widać to także w ekonomii. Europę odwiedzam regularnie, kilka razy w roku, począwszy od 1959 roku; spędziłem tu też sześć lat, ucząc i studiując. Współpracowałem blisko z wieloma rządami na kontynencie (najczęściej były to rządy centrolewicowe, chociaż nierzadko także centroprawicowe). W 2008 roku, kiedy kryzys finansowy i kryzys euro dojrzały, by wybuchnąć, pracowałem dla państw, które zostały nimi szczególnie dotknięte (byłem członkiem ciała doradzającego byłemu premierowi Hiszpanii, José Luisowi Rodríguezowi Zapatero oraz długoletnim doradcą – a także przyjacielem – byłego premiera Grecji, Jorgosa Papandreu). Na własne oczy widziałem, co działo się w krajach objętych kryzysem i jak wyglądało wdrażanie polityk, które miały ratować sytuację.

Eksperyment pod tytułem „euro” fascynował mnie jako ekonomistę⁸. W naszym zawodzie nie ma możliwości przeprowadzania doświadczeń w laboratoriach. Wszelkie pomysły musimy sprawdzać podczas eksperymentów, które podsuwa natura – albo polityka. W tym sensie euro bardzo wiele nas nauczyło. Jako rozwiązanie walutowe zrodziło się ono z połączenia wadliwych koncepcji ekonomicznych i ideologii. Był to system, który nie mógł długo przetrwać – jak dobitnie pokazały czasy Wielkiej Recesji, odsłaniające wszystkie jego wady. Ograniczenia były więc widoczne – dla wszystkich, którzy chcieli patrzeć. Błędy systemu euro doprowadziły do nawarstwienia się rożnych rodzajów nierównowagi, które z kolei odegrały kluczową rolę w późniejszych kryzysach. Walka z tymi dysproporcjami zajmie nam lata.

Eksperyment „euro” był dla mnie ważny także dlatego, że od dawna zajmowałem się problemem integracji gospodarczej, szczególnie od lat 90., kiedy zasiadałem w Radzie Doradców Ekonomicznych prezydenta Billa Clintona. Pracowaliśmy nad zniesieniem ograniczeń handlowych między Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i Meksykiem za pomocą NAFTA, północnoamerykańskiego porozumienia o wolnym handlu. Tworzyliśmy też Światową Organizację Handlu (World Trade Organization, WTO), która wystartowała w 1995 roku, rozpoczynając tym samym okres dominacji prawa międzynarodowego regulującego handel. Porozumienie NAFTA, które weszło w życie rok wcześniej, nie było tak daleko idące, jak postanowienia Unii Europejskiej, które umożliwiają swobodny przepływ siły roboczej. Nie stała też za nim ambicja tworzenia wspólnej waluty. Ale nawet tak ograniczona, wydawać by się mogło, integracja, pociągnęła za sobą wiele problemów. Przede wszystkim stało się jasne, że pojęcie „umowy o wolnym handlu” jest rodzajem zwodniczego PR-u: w rzeczywistości była ona raczej „zarządzoną umową handlową”, powołaną do celów wielkich korporacji, w szczególności tych ze Stanów Zjednoczonych. Od tamtego czasu stałem się szczególnie wrażliwy na rozdźwięk, jaki może zachodzić między integracją gospodarczą a polityczną, kiedy to umowy międzynarodowe – mimo najlepszych intencji – zawierane są w cieniu gabinetów, z dala od demokratycznych procedur.

Po zakończeniu pracy u prezydenta Clintona zostałem głównym ekonomistą Banku Światowego. Zetknąłem się tam z nowymi metodami integracji ekonomicznej, które także stały w jawnej sprzeczności z integracją polityczną. Widziałem, w jaki sposób nasza siostrzana instytucja, Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), próbowała narzucić „najlepsze” rozwiązania ekonomiczne krajom potrzebującym pomocy – okazały się one „najlepsze” dla samego Funduszu i innych, którzy tej pomocy udzielali. Ich poglądy były błędne – czasem całkowicie błędne – a pomysły MFW często prowadziły do recesji i załamań gospodarczych. Moje zmagania polegały na zrozumieniu tych błędów i znalezieniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego instytucje zachowywały się właśnie w taki sposób⁹.

Jak staram się podkreślić w kilku miejscach tej książki, mamy do czynienia z wyraźnym podobieństwem między programami, które zostały narzucone krajom rozwijającym się ze strony MFW (czasem z pomocą Banku Światowego), a rozwiązaniami, które zmuszona była przyjąć Grecja i inne kraje, które ucierpiały w wyniku kryzysu 2008 roku. Wyjaśniam też, z jakich przyczyn interwencje tego typu wciąż zawodzą i skąd bierze się szeroki sprzeciw wobec nich wśród opinii publicznej krajów, którym są one narzucane.

Obecnie świat musi stawić czoła nowym „inicjatywom”, które próbują wykorzystać globalizację na korzyść małej garstki uprzywilejowanych. Nowe umowy handlowe, Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji oraz Partnerstwo Transpacyficzne (TTIP i TPP), które teraz sięgają już przez Atlantyk i Pacyfik, znowu dogadywane są za zamkniętymi drzwiami – a kierunek decyzji ponownie wyznaczają interesy wielkich korporacji. Umowy te są dowodem na to, że integracja ekonomiczna dąży do wymknięcia się spod kurateli integracji politycznej. Jednym z najbardziej spornych zapisów jest ten, który pozwalałby korporacjom na wytaczanie procesów państwom, których ustawodawstwo przyczyniłoby się do obniżenia spodziewanych zysków – żadne państwo nie aprobowałoby czegoś takiego w obrębie własnej jurysdykcji. Prawo do regulacji – i do zmiany tych regulacji w zależności od okoliczności – jest przecież podstawą funkcjonowania każdego rządu.

W tym sensie projekt strefy euro różnił się zasadniczo: naprawdę zakładał większą integrację na poziomie politycznym. Za umowami handlowymi nie stoi bowiem chęć wprowadzenia zrównoważonych standardów regulacji, które byłyby ustanawiane przez ciało parlamentarne, wyrażające wolę obywateli danego regionu. Polityka korporacji jest dokładnie odwrotna: chodzi o powstrzymanie nowych regulacji lub, jeszcze lepiej, o zdemontowanie już istniejących.

Problem w tym, że projekt wspólnej waluty był od początku przesiąknięty ideologią i partykularnymi interesami, i dlatego poniósł porażkę na obydwu polach – nie zaspokoił potrzeb ekonomicznych i nie przyniósł dobrobytu, ale także nie udało mu się zbliżyć do siebie państw pod względem politycznym.

I chociaż moja książka ma na celu poddać krytyce pomysł strefy euro, jej zasięg problemowy jest znacznie szerszy: chciałbym pokazać, w jaki sposób wysiłki na rzecz głębszej integracji gospodarczej (nawet te podjęte w dobrej wierze) mogą przynieść odwrotny skutek, jeśli oparte są na wątpliwych doktrynach ekonomicznych, na ideologii i interesach konkretnych grup, zamiast na twardych danych i naukowej analizie.

Opowieść, którą tutaj snuję, jest dramatycznym odbiciem motywów, które śledziłem przez ostatnie lata – są to zagadnienia, które, jak sądzę, powinny zostać podniesione w skali globalnej. Pierwszym z nich jest problem wpływu idei, a szczególnie sposobu, w jaki przez ostatnie trzydzieści lat idee efektywności i stabilności wolnych, nieograniczonych rynków (a więc coś, co czasem nazywamy „neoliberalizmem”) ukształtowały nie tylko konkretne rozwiązania, ale także wybudowały instytucje. W innym miejscu opisałem już, jak doszło do tego, że dyskurs rozwojowy pod postacią konsensusu waszyngtońskiego ukształtował warunki narzucane krajom rozwijającym się¹⁰. Teraz chciałbym pokazać, w jaki sposób te same idee przyczyniły się do stworzenia czegoś, co uznawaliśmy za kolejny krok w stronę szalenie istotnego projektu integracji europejskiej – a więc do ustanowienia wspólnej waluty. Jednocześnie zobaczymy, że to właśnie one doprowadziły do jego ostatecznego wykolejenia.

Dziś ta sama wojna idei toczy się na wielu frontach. W wielu wypadkach podawane są te same dane, a argumenty powtarzają się. Europejska walka na rzecz cięć budżetowych nie różni się wiele od tej prowadzonej w Stanach Zjednoczonych, gdzie konserwatyści próbowali zmniejszyć wydatki rządowe – także na bardzo potrzebną rozbudowę infrastruktury – mimo wysokiego bezrobocia i niewykorzystywanych zasobów. Spory wokół konstruowania budżetów w Europie są podobne do tych, które obserwowałem w MFW za czasów mojej kadencji w Banku Światowym. Także z tego powodu zdecydowałem się napisać tę książkę – mam świadomość, że walki, o których piszę, mają zasięg globalny.

Idee, których używa się w tych starciach, wyrastają z czegoś więcej niż tylko z partykularnych interesów. Perspektywa, którą obieram w tej książce, wykracza więc poza wąski, ekonomiczny determinizm: nie da się wytłumaczyć poglądów jednostki poprzez redukcję do tego, co przysłuży się jej ekonomicznie. Mimo to niektóre idee rzeczywiście służą konkretnym interesom i nie powinno nas dziwić, że rozwiązania polityczne służą tym, którzy je wprowadzają, nawet jeśli obudowane są językiem abstrakcyjnych idei. Moje analizy prowadzą do nieodpartej konkluzji: nie da się oddzielić ekonomii i polityki – wbrew temu, co mówią niektórzy ekonomiści. Powodem, dla którego tak wiele razy procesy globalizacyjne nie przyniosły korzyści społeczeństwom (zarówno w krajach rozwiniętych, jak i rozwijających się), jest to, że globalizacja gospodarcza zdystansowała globalizację polityczną. Tak samo było w przypadku strefy euro.

Drugi ważny motyw tej książki wiąże się z moimi ostatnimi badaniami nad nierównością¹¹. Ekonomiści (a czasem nawet politycy) skupiają się na uśrednionych danych: na tym, co dzieje się z PKB czy PKB per capita. Ale produkt krajowy brutto może się zwiększać, mimo że sytuacja większości ulega pogorszeniu. W Stanach Zjednoczonych z taką sytuacją mamy do czynienia od ponad trzydziestu lat, a podobny trend da się zaobserwować także w innych gospodarkach. Ekonomiści przywykli do tłumaczenia nam, że sposób, w jaki dzielimy owoce wzrostu gospodarczego, jest nieistotny – mogą się tym zajmować socjolożki lub politolodzy, ale nie jest to zagadnienie dla ekonomistów. Robertowi Lucasowi udało się ustanowić rekord w tej dziedzinie, kiedy powiedział, że „spośród wszystkich tendencji szkodliwych dla zdrowej gospodarki najbardziej zwodniczą – i w moim przekonaniu najbardziej zatruwającą – jest skupianie się na pytaniu o dystrybucję”¹².

Wiemy jednak, że nierówności mają wpływ na wydajność gospodarki, nie można ich więc po prostu odłożyć na bok¹³. Dysproporcje oddziaływają też na sposób funkcjonowania naszych demokratycznych społeczeństw. Uważam jednak, że nierówności powinny zajmować nas nie tylko z powodu ich konsekwencji: idzie też o fundamentalne kwestie moralne.

Wspólna waluta zwiększyła rozwarstwienie. Główna teza tej książki mówi, że wprowadzenie euro tylko pogłębiło wcześniejsze podziały – słabe państwa stały się słabsze, a silne jeszcze silniejsze. Dla przykładu niemiecki PKB był w 2007 roku 10,4 razy większy niż PKB Grecji, a w 2015 roku był już 15 razy większy. Ten podział doprowadził także do zwiększenia nierówności wewnątrz krajów strefy euro, w szczególności tych dotkniętych kryzysem. Podobną tendencję da się zaobserwować nawet w tych państwach, które przed wprowadzeniem euro aktywnie zwalczały nierówności.

To wszystko nie powinno nas dziwić: wysokie bezrobocie zawsze najmocniej dotyka tych, którzy znajdują się na dole drabiny społecznej; dodatkowo generuje presję na obniżanie płac, a cięcia budżetowe związane z polityką oszczędności mają szczególnie zły wpływ na grupy o średnich i niskich dochodach, które korzystają z programów rządowych. Jest to motyw w jakiś sposób symboliczny dla naszych czasów: nawet jeśli neoliberalnej polityce nie udało się podwyższyć średnich stóp wzrostu, jednego możemy być pewni – nierówności powiększyła z pełnym powodzeniem. Wprowadzanie euro jest doskonałym studium przypadku, w jaki sposób udało się do tego doprowadzić.

Dwie kolejne kwestie odnoszą się bezpośrednio do prowadzonych przeze mnie od dawna studiów nad systemami gospodarczymi. Dziś powszechnie wiadomo (nareszcie!), że rynki pozostawione same sobie nie są efektywne¹⁴. Mechanizm niewidzialnej ręki rynku Adama Smitha – zgodnie z którym egoizm jednostek miał przynosić dobrobyt całemu społeczeństwu – okazał się niewidzialny w dosłownym tego słowa znaczeniu: po prostu nigdy nie istniał. Z drugiej strony wciąż zdecydowanie zbyt mało uwagi poświęcamy niestabilności gospodarki rynkowej. A przecież kryzysy są częścią kapitalizmu od samych jego początków¹⁵.

Standardowy model używany przez ekonomistów po prostu zakłada, że stan równowagi istnieje; innymi słowy uważa się, że jeśli w gospodarce pojawia się jakieś tąpnięcie, to i tak szybko powraca ona do naturalnego stanu rzeczy¹⁶. Przeświadczenie, że gospodarka po chwilowych rozstrojeniach zawsze dąży do równowagi, jest kluczem do zrozumienia konstrukcji strefy euro. Moje własne badania wykazały, dlaczego często gospodarki nie zestrajają się – a to, co wydarzyło się w Europie, jest tego doskonałym (choć smutnym) przykładem.

Dla naszej opowieści istotna będzie także rola systemów finansowych. Są one w dużej mierze koniecznym składnikiem nowoczesnej gospodarki. Ale, jak starałem się pokazać we wcześniejszych pracach, nieuważny nadzór nad nimi może prowadzić do niestabilności, z jaką mamy do czynienia przy nagłych wzrostach i spadkach koniunktury¹⁷. Przebieg wydarzeń w Europie po raz kolejny okazuje się tu dobrą ilustracją. Na uwagę zasługuje także to, w jaki sposób sama konstrukcja strefy euro oraz konkretne rozwiązania wdrożone w odpowiedzi na kryzysy doprowadziły do jeszcze większego zaostrzenia problemów, które były przecież obecne w gospodarkach rynkowych od samych ich początków.

Ostatni problem – który zajmuje mnie od dawna, ale w tej książce zostanie jedynie zaznaczony – dotyczy wartości, które wychodzą poza ekonomię. Rozpatrzmy go wedle takiego schematu:

a) Ekonomia powinna być środkiem do celu, powiększając dobrobyt jednostek i społeczeństw.

b) Dobrobyt jednostek nie zależy jedynie od prostych wskaźników, jak PKB, nawet jeśli poszerzylibyśmy go o takie czynniki jak poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego. Na dobrobyt składa się o wiele szerszy zestaw wartości, takich jak solidarność i spójność społeczna, zaufanie w stosunku do instytucji politycznych i organizacji społecznych oraz przeświadczenie, że partycypacja demokratyczna ma rzeczywistą sprawczość.

c) Wprowadzenie euro miało być właśnie takim środkiem do celu, a nie celem samym w sobie – chodziło o podwyższenie poziomu wydajności gospodarczej oraz o większą spójność społeczną i polityczną. To z kolei miało pomóc nam osiągnąć coś jeszcze większego: celem miał być dobrobyt i propagowanie wartości, o których wspominałem wcześniej. Dziś wiemy już, że wszystko poszło nie tak. Środki stały się celami samymi w sobie, a nasze największe ambicje zostały podważone. Europa straciła kierunkowskaz. Ale ten rodzaj zwyrodnienia nie jest tylko fenomenem europejskim – mamy z nim do czynienia co chwila i to w różnych miejscach. Ciągłe zbaczanie z drogi stało się niemalże globalną chorobą naszych czasów.

W tym sensie opowieść o strefie euro jest do pewnego stopnia moralitetem: przedstawia losy polityków, którzy w oderwaniu od obywateli projektują systemy, które obywatelom wcale nie służą. Pokazuje też, w jaki sposób interesy finansistów zbyt często dominowały nad integracją gospodarczą oraz to, że jeśli ideologie i partykularne interesy nie zostaną powstrzymane, tworzy się struktury gospodarcze, które przynoszą korzyści nielicznym, narażając przy tym większość społeczeństwa na ogromne ryzyko.

Jest to także opowieść o pustych frazesach, o formułkach powtarzanych przez polityków, którzy nigdy nie uczyli się niczego na temat gospodarki i którzy tworzą sobie własną rzeczywistość; jest to także historia przyjmowania poglądów, które dają krótkoterminowe zyski polityczne, ale w dłuższej perspektywie mają przerażające konsekwencje. Stanowisko, zgodnie z którym silniejsze kraje nie powinny pomagać tym, które mają chwilowe kłopoty, może być kuszące dla egoistycznych wyborców. Ale bez (chociażby minimalnego) wspólnego ponoszenia ryzyka żadna unia monetarna nie jest w stanie funkcjonować.

Dla większości Europejczyków i Europejek projekt europejski, czyli postępująca integracja krajów kontynentu, jest najważniejszym wydarzeniem politycznym ostatnich sześćdziesięciu lat. Dostrzeganie jego porażki, ba, nawet sama sugestia, że może on upaść albo że jedna z jego składowych – system walutowy – zmierza ku upadkowi, jest uznawana niemalże za herezję. Jednak rzeczywistość czasem przynosi naprawdę złe wieści: system euro jest zepsuty, a brak szybkiej naprawy będzie nas słono kosztował. Obecny system, nawet przy uwzględnieniu ostatnich reform, nie jest w stanie funkcjonować długo bez przerzucenia kosztów na obywateli i obywatelki. Będą to koszty zdecydowanie wykraczające poza sferę czysto gospodarczą: wspominałem już wcześniej o niepokojących zmianach społecznych i politycznych, o nasilaniu się ekstremizmów i wzroście prawicowego populizmu. Tendencje te nie wynikają tylko z porażki euro – uważam jednak, że ogromne obciążenia, które zostały przerzucone na barki obywateli, są ważną, o ile nie najważniejszą przyczyną takiego stanu rzeczy.

Koszty, o których tu mowa, okazały się też szczególnie wysokie dla młodych. Ich aspiracje zniszczono, a ich przyszłość zepchnięto w przepaść pełną niebezpieczeństw. Mogą oni nie zdawać sobie do końca sprawy z tego, co się stało, nie muszą przecież w pełni rozumieć kwestii gospodarczych, które za tym stały – ale wiedzą jedno: zostali oszukani przez tych, którzy namawiali ich do wspierania projektu strefy euro i przyjęcia wspólnej waluty; przez tych, którzy obiecywali, że euro przyniesie niespotykany wcześniej dobrobyt, a biedniejsze kraje dołączą do grona bogatych, jeśli tylko będą przestrzegać jednej prostej zasady – utrzymywać deficyt i zadłużenie w stosunku do PKB na niskim poziomie. Dziś mówi się tym krajom – a często robią to ci sami politycy, z tych samych partii – że „istnieje recepta. Mamy ją. Zaufajcie nam i kilku rozwiązaniom, które, chociaż przez jakiś czas mogą okazać się bolesne, w dłuższej perspektywie wyjdą wszystkim na dobre”.

Pomimo mrocznych stron moich analiz dotyczących tego, co stanie się, jeśli strefa euro nie ulegnie przeobrażeniom lub, co gorsza, zostanie zmieniona w duchu głosów, które słychać dziś coraz głośniej w Niemczech i paru innych krajach, w ostatecznym rozrachunku książka ta jest pełna nadziei. Nadziei, która jest szczególnie ważna dla młodych Europejczyków i Europejek oraz dla wszystkich tych, którzy wierzą w projekt europejski oraz w to, że Europa bardziej zintegrowana politycznie będzie Europą silniejszą i bardziej prosperującą. Inna droga istnieje i różni się ona zdecydowanie od tej forsowanej przez czołowych polityków. W rzeczy samej scenariuszy na przyszłość jest wiele, a każdy z nich wymaga innego stopnia solidarności.

Europa popełniła prosty i w zasadzie całkiem zrozumiały błąd: uważano, że najlepszym krokiem w stronę większej integracji kontynentu jest unia monetarna, wspólna waluta. Ale strefa euro i samo euro – zarówno jeśli chodzi o strukturę, jak i konkretne rozwiązania – muszą zostać głęboko zreformowane, jeśli europejski projekt ma się uratować. A jest na to szansa.

Euro jest wytworem człowieka. Jego kształt nie wynika z nieodpartych praw natury. Ustalenia walutowe w Europie mogą zostać poddane renegocjacjom; z euro można przecież w ostateczności zrezygnować. Na Starym Kontynencie, tak samo jak na całym świecie, jesteśmy w stanie zresetować narzędzia, które wyznaczają nam kierunki; wolno nam przepisać prawa naszych gospodarek i polityk, aby stworzyć taką gospodarkę, w której dobrobyt jest uwspólniany w lepszy sposób, demokracja jest silniejsza, a spójność społeczna nie okazuje się fikcją.

Książkę tę napisałem z nadzieją, że dostarczy ona jakichś wskazówek, w jaki sposób Europa mogłaby tego dokonać – i że będzie też rodzajem impulsu, aby te ambitne zmiany wprowadzić jak najszybciej. Unia Europejska musi odnowić wielkie wizje, które przyświecały jej od samego początku. Projekt europejski jest zbyt ważny, aby zniszczyło go euro.Podziękowania

Kryzys euro rozwijał się latami. W tym okresie zaciągnąłem spory dług u tych wszystkich, z którymi miałem przyjemność prowadzić niezliczone dyskusje na temat przyszłości wspólnej waluty – byli to akademicy i akademiczki, przywódcy polityczni, finansiści oraz zwykli obywatele i obywatelki.

Niektóre kluczowe idee tej książki zostały przedstawione 13 i 14 sierpnia 2012 roku na konferencji „Debt Crises. How to Manage Them, How to Ensure There Is Life after Debt” („Kryzysy zadłużenia: jak sobie z nimi radzić i jak mieć pewność, że istnieje życie po Długu”), zorganizowanej przez Międzynarodowe Towarzystwo Ekonomiczne w Buenos Aires oraz podczas czternastego cyklu wykładów Angelo Costy, 6 maja 2014 roku w Rzymie (Uniwersytet Luissa Guido Carli¹). Chciałbym wyrazić moją wdzięczność wobec dyskutantów występujących w tych panelach, Martina Guzmana i Daniela Heymanna oraz innych uczestników i uczestniczek.

Wiele pomysłów, które pojawiają się w tej książce, było omawianych na konferencjach sponsorowanych przez Initiative for Policy Dialogue (IPD), Foundation for European Progressive Studies (FEPS), Intitiative for New Economic Thinking (INET) oraz podczas wielu innych spotkań w Waszyngtonie, Berlinie, Brukseli, Rzymie, Madrycie czy w Nowym Jorku. Bardzo wiele dały mi dyskusje na sympozjach na wyspie Symi, które każdego lata organizuje Fundacja Andreasa G. Papandreu. Byłem regularnym uczestnikiem tych spotkań. Szczególnie ważne okazały się rozmowy z 2015 roku, kiedy wśród wielu gości miałem przyjemność debatować z Richardem Parkerem, Robertem Skidelskym, Nathanem Gardelsem, Kemalem Dervisem, Leifem Pagrotskym, Matsem Karlssone i Mary Kaldor.

Przed wybuchem kryzysu, w latach, które nastąpiły po nim, a szczególnie w samym okresie jego trwania, miałem okazję współpracować z wieloma przywódcami europejskimi, prezydentami, premierami, urzędnikami z banków centralnych oraz z ministrami finansów (w kilku przypadkach była to naprawdę ścisła współpraca). Moje doświadczenia nie ograniczają się jedynie do krajów dotkniętych kryzysem (takich jak Irlandia, Portugalia, Hiszpania czy Grecja – nie udało mi się jedynie odwiedzić Cypru) – pracowałem także w państwach, które po prostu przechodziły pewne trudności (Włochy, Francja, Finlandia) oraz tam, gdzie sprawy na pierwszy rzut oka miały się nieźle (Niemcy, Holandia, Belgia); wizyty w tych ostatnich krajach pozwoliły mi lepiej zrozumieć ich punkt widzenia na przyszłość Europy i losy samego euro. Zasiadałem w Komitecie Doradczym Postępowych Intelektualistów José Louisa Zapatero, który był premierem Hiszpanii w latach 2004 – 2011. Prowadziłem też dyskusje z premierami Włoch, Mario Montim (2011 – 2013) i Matteo Renzim (2014 – 2016); prezydentami Francji, Nicolasem Sarkozym (2007 – 2012) François Hollande’em (2012 – 2017); premierem Irlandii Endą Kennym (2011 –2016); Josém Socratesem i Antoniem Costą, premierami Portugalii (pierwszy rządził w latach 2005 – 2011, drugi urzęduje od 2015 roku); oraz Aleksisem Tsiprasem, premierem Grecji (od 2015 roku). Chciałbym także podziękować Janisowi Warufakisowi (który był greckim ministrem finansów przez dużą część 2015 roku) oraz Jamesowi Galbraithowi – w gorącym okresie lata 2015 roku przeprowadziliśmy wiele owocnych dyskusji na temat potencjalnego Grexitu. Szczególne podziękowania należą się Jorgosowi Papandreu (premierowi Grecji w latach 2009 – 2011, który organizuje sympozja na Symi) – jego spojrzenie, nie tylko na sprawy greckie, ale także na całą strefę euro, było dla mnie bardzo istotne. Kiedy po zakończeniu urzędowania Papandreu zaczął wykładać na Columbii, nadarzyła się okazja do częstszych i bardziej intensywnych rozmów. Z kolei jego brat, Nikos, były ekonomista Banku Światowego oraz mój student w Princeton, pozwolił mi zrozumieć, jak istotne w kontekście greckim są powiązania między polityką, gospodarką a posiadającą ogromne wpływy oligarchią bankowo-medialną. Warto też zaznaczyć, że ostatnimi laty Międzynarodowy Fundusz Walutowy, jeden z członków Trojki, wykazał się nie tylko większą otwartością na dialog, ale także, co wydaje się wręcz niezwykle, wypowiadał się krytycznie na temat niektórych programów, które sam wprowadził. Wiele dały mi dyskusje z urzędnikami wysokiego szczebla w MFW i chciałbym potwierdzić ich gotowość do szczerych rozmów na temat rozwiązań gospodarczych i politycznych, które stały za wdrażanymi reformami – nawet jeśli nie zawsze zgadzałem się z wnioskami, które wyciągali.

Kryzys finansowy z 2008 roku niemal niepostrzeżenie przeistoczył się w kryzys zadłużenia w strefie euro. Kiedy nad naszymi głowami zbierały się czarne chmury, Przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego ONZ poprosił mnie o objęcie stanowiska szefa Komisji Ekspertów ONZ ds. Reform Międzynarodowego Systemu Monetarnego i Finansowego, której rekomendacje stały się podstawą szerokiego konsensu – znalazł on swoje odzwierciedlenie w postanowieniach konferencji w sprawie światowego kryzysu finansowego i gospodarczego oraz jego wpływu na rozwój (zostały one zaakceptowane przez 192 państwa 26 czerwca 2009 roku²). Mam spory dług wobec wszystkich członków, członkiń, pracownic i pracowników komisji ze względu na ich analizy kryzysu, jego przyczyn i konsekwencji. I chociaż skupialiśmy się przede wszystkim na wpływie zawirowań gospodarczych na rynki wschodzące i państwa rozwijające się, wiele z tego, co powiedzieliśmy, okazało się w równym stopniu możliwe do aplikacji na gruncie europejskim.

Oczywiście temat euro od zawsze fascynował ekonomistów. Spośród wszystkich tych, od których nauczyłem się wiele, trzech zasługuje na szczególne wyróżnienie: Martin Wolf, zarówno ze względu na rozmowy, które przeprowadziliśmy, jak i z powodu książki, którą napisał: The Shifts and Shocks (Penguin Press, New York 2014); George Soros, którego głęboki namysł nad konsekwencjami kryzysu oraz pokaźna wiedza na temat rynków finansowych w naturalny sposób doprowadziły go do skupienia się na kryzysie euro – dziękuje zarówno za nasze niezliczone dyskusje, jak za wszystko to, co napisał; chciałbym także wyrazić wdzięczność wobec Roba Johnsona, prezydenta INET (Initiative for New Economic Thinking), mojego byłego studenta w Princeton, nie tylko z powodu naszych częstych rozmów, ale także dlatego, że udało mu się zgromadzić ekonomistów z Europy i Ameryki, którzy razem wypracowali wspólne rozumienie przyczyn oraz możliwych odpowiedzi na kryzys.

Najważniejsze badania nad kryzysem euro oraz reformami strefy euro wyszły spod pióra pracowników brukselskiego think tanku Breugla – szczególnie pomocne okazały się dla mnie artykuły Jeana Pisani-Ferry’ego, Paula De Grauwe i André Sapira; cieszę się też, że miałem okazję podyskutować z tą trójką. Nie chciałbym także pominąć innych ważnych osób, którym należą się podziękowania. Są to: Jean-Paul Fitoussi, Maria João Rodrigues, Stephany Griffith-Jones, Daniel Gros, Daniel Cohen, Ernst Stetter, José Antonio Ocampo, Adair Turner, Paul Krugman, Nouriel Roubini, Peter Bofinger, Heiner Flassbeck, Richard Koo, Hans-Werner Sinn, Richard Portes, George de Menil, Dennis Snower, George Akerlof, Olivier Blanchard, Jeff Sachs, Nick Stern, Dominique Strauss-Kahn, Dani Rodrik i Thomas Piketty.

Jak pisałem we wstępie, jednym z powodów mojej fascynacji eksperymentem euro jest to, że skupia on w sobie tyle różnych wątków, tyle kwestii, którymi zajmowałem się wcześniej, np. problem integracji gospodarczej, która jest podstawą dla istnienia wspólnej waluty, wiąże się nierozerwalnie z problemem globalizacji – temu zagadnieniu poświęciłem moje dwie wcześniejsze książki (Globalizacja oraz Wizja sprawiedliwej globalizacji. Propozycje usprawnień). Obie te publikacje są zadłużone w dokonaniach wielu moich kolegów i koleżanek – zarówno akademików, jak i pracowników innych instytucji, w szczególności Banku Światowego. W książkach tych, podobnie jak we Freefall. America, Free Markets, and the Sinking of the World Economy i Szalonych latach dziewięćdziesiątych. Nowej historii najświetniejszej dekady w dziejach świata próbowałem pokazać niebezpieczeństwa wynikające z przywiązania do prostackich idei (neoliberalizmu czy rynkowego fundamentalizmu) dotyczących tego, jak funkcjonuje rynek – z zagrożeniami tymi zetknąłem się po raz pierwszy podczas mojej pracy w administracji prezydenta Clintona oraz w Banku Światowym. Ta książka opiera się na tamtych doświadczeniach – dług wobec innych okazuje się więc coraz większy. Moje poglądy na temat kryzysów i tego, jak nimi zarządzać, ukształtowały się na podstawie kryzysów azjatyckich, w które byłem – jako szef Banku Światowego – osobiście zaangażowany (ponadto, jeszcze przed mianowaniem mnie na to stanowisko, jako członek Zespołu Doradców Ekonomicznych prezydenta Clintona musiałem zmagać się z konsekwencjami załamania gospodarczego w Meksyku, które rozpoczęło się pod koniec 1995 roku). Jestem szczególnie wdzięczny moim kolegom z Banku Światowego, którzy przyczynili się do ukształtowania naszej polityki wobec kryzysu azjatyckiego oraz innych zawirowań, a także pomogli w wypracowaniu rozwiązań, które rekomendowaliśmy w celu zapobieżenia kolejnym wstrząsom – mam tu na myśli w szczególności takie osoby jak Amar Bhattacharya, Ravi Kanbur, Masood Ahmad, Gerard Caprio, Patrick Honohan, Uri Dadush, Bill Easterly, Roumeen Islam, Anupam Khanna, Guillermo Perry, Boris Pleskovic, Ajay Chhibber, Stijn Claessens, Dennis de Tray, Ishac Diwan, Isabel Guerrero, Michael Walton, Danny Kaufmann, Danny Leipziger, Homi Kharas, Mustapha Kamel Nabli³, Akbar Noman, John Page, Jean-Michel Severino (który w tym trudnym okresie był wiceprezydentem BŚ na Azję Wschodnią), Marilou Uy⁴, Jason Furman i Vinod Thomas. Moje zaangażowanie w działalność Banku Światowego wzrosło, kiedy zacząłem pracować w radzie doradczej jego głównego ekonomisty. Nasze dyskusje nieuchronnie krążyły wokół tematu światowych i europejskich kryzysów – analizy członków rady oraz innych pracowników i pracownic były dla mnie zawsze bardzo pomocne. Chciałbym tu w szczególności podziękować obecnemu głównemu ekonomiście Banku, Kaushikowi Basu⁵.

Przez prawie dwie ostatnie dekady moim matecznikiem intelektualnym pozostawał Uniwersytet Columbia. Dostałem tam wolność potrzebną do prowadzenia badań, spotkałem także bystrych, pełnych energii studentów i studentki, którzy zawsze poszukiwali nowych wyzwań; miałem też przyjemność pracować w otoczeniu moich wyśmienitych kolegów, od których tak wiele się nauczyłem – wielu z nich, takich jak Patrick Bolton, Charles Calomiris, Glenn Hubbard, Frederic Mishkin czy Tano Santos, zajmowało się kryzysem euro lub innymi załamaniami, które tak dotkliwie wpłynęły na gospodarki rynkowe. To Tano dał mi specjalistyczną wiedzę na temat kryzysu w Hiszpanii. Obecność szerokiego grona studentów i studentek z całego świata – spośród których wielu było żywotnie zainteresowanych przyszłością wspólnej waluty – stwarzała okazję do niezliczonych dyskusji na tematy omawiane w poniższej książce. Chciałbym także mocno podkreślić, że na wszystko to, co tutaj piszę, ogromny wpływ miały rozmowy z moim wieloletnim przyjacielem i częstym współautorem, Bruce’em Greenwaldem. Przez długi czas mieliśmy możliwość testowania naszych hipotez dotyczących euro podczas kursu na temat globalizacji i rynków, który razem prowadziliśmy.

Oczywiście muszę także poczynić typowe w takich momentach zastrzeżenie: żadna z tych osób nie powinna w żadnym stopniu czuć się odpowiedzialna za cokolwiek, co znajdzie się na kartach tej książki.

Publikacja tego typu wymaga wzmożonej pracy wielu osób. Przez lata w projekcie tym pomagała mi duża grupa asystentów badawczych i wszystkim im chciałbym mocno podziękować. Są to: Sandesh Dhungana, Jun Huang, Leo Lijun Wang, Laurence Wilse-Samson, Ruoke Yang oraz Feiran Zhang. Specjalne podziękowania należą się też Hannie Assadi i Sarze Thomas za ich wsparcie w trakcie pisania. Ponownie miałem także przyjemność pracować z wydawnictwami W. W. Norton i Penguin – bardzo dziękuję za wszystkie uwagi redakcyjne ze strony Drake’a McFeely’ego i Stuarta Proffitta, a w szczególności Brendana Curry’ego. Debarati Ghosh i Eamon Kircher-Allen z mojego biura nie tylko pchali ten projekt do przodu, pracując na ogromnej ilości danych oraz sprawdzając konkretne fakty, ale także poczynili wiele uwag merytorycznych i redakcyjnych.

Na końcu, jak zawsze, chciałbym podziękować mojej żonie, Anyi Schiffrin, której zawdzięczam najwięcej. Nie tylko pomogła mi redagować tę książkę – zmieniając naukowy ton na styl, który, mam nadzieję, okaże się przejrzysty i czytelny – ale także na każdym kroku przypominała mi, jak ważną sprawą jest projekt europejski, oraz że kluczowym pytaniem zawsze pozostaje to o wpływ, jaki ma na niego wspólna waluta. Bez niej książka ta by nie powstała.2. Euro: marzenia i rzeczywistość

Projekt euro został ufundowany na trzech rodzajach nadziei: (1) że wspólna waluta okaże się kolejnym krokiem w procesie integracji, który zbliży kraje Starego Kontynentu na niespotykaną wcześniej skalę; (2) że większa integracja gospodarcza przyniesie szybszy wzrost i że (3) ta jedność polityczna i gospodarcza stanie się gwarantem pokoju.

Architekci euro byli wizjonerami, którzy starali się stworzyć nową Europę. Byli argonautami na niezbadanych wodach, podróżując tam, dokąd nikt jeszcze nie dopłynął. Nikt nigdy nie próbował stworzyć unii monetarnej na taką skalę, przy tak dużym zróżnicowaniu krajów członkowskich. Nie powinno więc być dla nas zaskoczeniem, że rzeczywistość okazała się odległa od wizjonerskich przewidywań.

W tym rozdziale postaram się pokazać, że nawet w wypadku najlepiej obmyślanego projektu euro korzyści płynące ze wspólnej waluty byłyby zdecydowanie bardziej ograniczone, niż chcieli tego jej orędownicy. Wpływ euro na całość integracji gospodarczej od początku był dość ambiwalentny i nie powinno nas dziwić, że wspólna waluta zamiast jednoczyć, wytworzyła tylko więcej podziałów – cofając jednocześnie proces politycznej integracji.

Euro przyniosło nam większe rozwarstwienie, ponieważ było projektem niekompletnym. Powinniśmy byli przewidzieć, że wspólna waluta – zamiast stać się ważnym krokiem w stronę zjednoczonej Europy, odgrywającej znaczącą rolę w globalnej gospodarce – przyniesie nam coś zupełnie odwrotnego.

Integracja polityczna, podobnie jak gospodarcza, nigdy nie była celem samym w sobie, ale miała służyć szerszym ideom społecznym, takim jak wzmacnianie demokracji i wartości demokratycznych na całym kontynencie. Wnioskiem płynącym z tego rozdziału jest stwierdzenie, że wprowadzenie euro powiększyło tylko zauważalny deficyt demokracji w Europie, poszerzając wyrwę między tym, czego chcą obywatele, a co robią przywódcy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: