Ewangelizować z mocą - ebook
Ewangelizować z mocą - ebook
Skoro można ewangelizować z wielką mocą, to można też ewangelizować jedynie z mocą, a nawet ewangelizować bez mocy.
Ewangelizacja z wielką mocą nie ogranicza się jedynie do przesłania, które oświeca umysł, lecz jest także doświadczeniem Boga, które przemienia życie.Uzdrowienie chromego spod Bramy Pięknej – pierwszy cud dokonany przez Apostołów po Zmartwychwstaniu Jezusa – pokazuje różnorodność elementów tego, co oznacza ewangelizacja z mocą albo, jeszcze lepiej, z wielką mocą.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8065-054-1 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Święty Łukasz stwierdza, że Apostołowie ewangelizowali δυνάμει μεγάλῃ – „z wielką mocą” (por. Dz 4,33). To stwierdzenie budzi wątpliwości: czy można zatem ewangelizować bez mocy? Co różni skuteczną ewangelizację od ewangelizacji pozbawionej skuteczności? Czy Kościół ewangelizuje dziś z mocą Apostołów? Czy ewangelizacja w sposób odmienny od tego, w jaki prowadził ją pierwotny Kościół, nie jest już zdradą samej Ewangelii?
Jezus posłał swoich uczniów, aby głosili Dobrą Nowinę całemu stworzeniu. Aby mogli oni spełniać tę misję, która przekraczała ludzkie zdolności, posłał z nieba moc Ducha Świętego. Kiedy minęło 50 dni od Jego Zmartwychwstania, a drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, gwałtowny wicher napełnił dom, w którym uczniowie się znajdowali i wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym. Piotr z Jedenastoma niezwłocznie zeszli z sali na górze i świadczyli na miejskim placu o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, który został ustanowiony Panem i Mesjaszem.
Owego poranka żniwa Ducha były cudowne: trzy tysiące nawróconych dzięki trzyminutowemu przepowiadaniu. Można to zestawić z przenikliwą krytyką ojca Emiliena Tardifa, który mawiał: Piotr przy pomocy jednego wystąpienia nawrócił trzy tysiące dusz, my zaś nie nawróciliśmy nikogo mimo, że wygłosiliśmy trzy tysiące wystąpień. Różnica polega na tym, że przepowiadanie Piotra owego ranka było namaszczone przez Ducha Świętego i dlatego przeniknęło trzy tysiące serc.
Bezpośrednio potem Święty Łukasz przenosi nas na Wzgórze Świątynne w Jerozolimie, gdzie ukazuje chromego, który od ponad czterdziestu lat siedział w cieniu Pięknej Bramy świątyni i zadowalał się otrzymywaną od innych jałmużną. Jeżeli spędzał tam tak wiele czasu, a Jezus przechodził koło niego dziesiątki razy, dlaczego go nie uzdrowił ani mu nie współczuł?
Pewnego popołudnia Piotr i Jan wstąpili do świątyni na modlitwę wieczorną. Kiedy Piotr zobaczył chromego, wezwał imię Jezusa zmartwychwstałego, podał chromemu prawą dłoń i podniósł go ku zdumieniu wszystkich. Uzdrowiony człowiek, który podskakiwał i wysławiał Boga za swoje całkowite uzdrowienie, był dowodem tego, że Ukrzyżowany zmartwychwstał. Owego popołudnia nawróciło się jeszcze dwa tysiące osób, których nie dosięgło namaszczone przez Ducha wystąpienie Piotra w dzień Pięćdziesiątnicy.
Dlaczego w świątyni jerozolimskiej nawrócili się ci, którzy nie nawrócili się na miejskim placu w poranek Pięćdziesiątnicy, skoro przepowiadanie i głosiciel byli ci sami? Jedyna różnica polega na cudownym uzdrowieniu owego człowieka, który urodził się kaleką i był skazany, aby jako kaleka umrzeć.
Najwyższe władze Jerozolimy zatrwożyły się i wezwały Apostołów: zabroniły im głoszenia „w jakikolwiek sposób” – nie tylko przy pomocy słów i wystąpień – imienia, nauki i życia Jezusa z Nazaretu. Przedstawiciele władz zrozumieli, że cudowne uzdrowienie to potężny i niezaprzeczalny sposób głoszenia Ewangelii, dlatego zakazali Apostołom dokonywać cudów i uzdrowień powodujących tak wiele nawróceń.
Niewielka pierwotna społeczność została zagrożona śmiercią przez najwyższe władze i wydawało się, że jej dni są policzone. Jej członkowie mogli się wycofać, skapitulować albo stawić czoła wojnie, która już się rozpoczęła. Jednak zamiast po raz kolejny zamykać się w Wieczerniku, poprosili o więcej mocy, żeby częściej dokonywać cudów i uzdrowień w imię Jezusa z Nazaretu. Uczniowie odkryli, gdzie leży skuteczność i moc ewangelizacji, i poprosili o posiłki właśnie o takim charakterze.
Święty Łukasz opowiada, że kiedy zakończyła się owa wspólnotowa modlitwa, miejsce zadrżało i moc Ducha zstąpiła na nich wszystkich. Wówczas wyszli głosić z całą odwagą i mocą Jezusa z Nazaretu jako jedynego Zbawiciela i Pana.
Jezus nie uzdrowił chromego, ale dał moc swoim Apostołom, żeby to oni go uzdrowili i żeby w ten sposób nawróciły się dwa tysiące osób. Jezus poniósł już na krzyż wszystkie nasze choroby i cierpienia. W związku z tym nie są one środkiem do uwielbiania Boga, lecz szansą okazania mocy zmartwychwstania Jezusa i możliwością, aby nawracać się mogły tysiące osób. Ból nie służy do ukazania krzyża, lecz jest szansą, aby pokazać jego moc. Jedno uzdrowienie może być szansą na tysiące nawróceń. W związku z tym, jeżeli chce się dotrzeć do nowych osób, trzeba do namaszczenia Ducha dodać moc Ducha, która dokonuje znaków, niezwykłych wydarzeń i cudów.
Ewangelizacja odbywa się z wielką mocą, kiedy głoszenie śmierci i zmartwychwstania Jezusa nie ogranicza się do przekazywania prawdy albo do powtarzania jakiejś historii, lecz gdy jest ukazywane przy pomocy cudownego faktu, że Jezus zmartwychwstał i jest w stanie uzdrowić i uleczyć osoby, w przypadku których ludzka nauka i instytucje religijne są bezsilne.
Wokół chromego pojawia się dziewięć innych osób, które są niczym różne barwy tęczy. Każda z nich z osobna i wszystkie razem ukazują różnorodność postaw, jakie my wszyscy zajmujemy w stosunku do Ewangelii. W związku z tym nie możemy oglądać tego krajobrazu tylko jako widzowie tej sceny, lecz jako aktorzy na scenie.
Niech parrezja i dynamis staną się czymś normalnym w życiu osób wierzących w głoszenie Ewangelii – abyśmy się nie dziwili, widząc cudowne uzdrowienia, lecz martwili, jeżeli do nich nie dojdzie. To bowiem ograniczyłoby ewangelizację do zwykłego przekazywania prawd i powtarzania historii z przeszłości.
Niech słowo Boże rozprzestrzenia się przy pomocy cudów i znaków pokazujących, że Jezus jest żywy i daje życie tym, którzy wierzą w Jego imię.
Guadalajara, stan Jalisco,
15 maja 2013 r.Wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od urodzenia. Umieszczano go codziennie przy bramie świątyni, zwanej Piękną, aby wchodzących do świątyni prosił o jałmużnę. Miał ponad czterdzieści lat. (Dz 3,2; 4,22)
W centralnej części sceny spotykamy człowieka siedzącego w cieniu najpiękniejszej bramy świątyni jerozolimskiej. Opisuje się go jako χωλὸς „chromego”, ale jego sytuacja była o wiele poważniejsza. Człowiek ów nie mógł samodzielnie chodzić i musiał być przynoszony i odnoszony przez innych (por. Dz 3,2). Święty Łukasz, lekarz, opowiada nam o jego przypadku: mężczyzna miał ponad czterdzieści lat i od tyluż lat był dotknięty absurdalnym losem. Czterdzieści lat w mentalności wschodniej oznacza pokolenie. W związku z tym Święty Łukasz daje do zrozumienia, że człowiek ten przekroczył już granicę tego, co normalne, i że jego życie stało się dramatem.
a. Od łona swojej matki
Niemniej jednak sytuacja jest poważna nie ze względu na długi czas cierpienia tego człowieka. Grecki tekst precyzuje, że jego tragedia ciągnęła się nie od dnia jego narodzin, ale ἐκ κοιλίας μητρὸς αὐτοῦ „od łona swojej matki”. Chodzi o chorobę od samego poczęcia. Jego geny były ułomne. Jeszcze przed narodzeniem mężczyzna ten był naznaczony i uwarunkowany nieuleczalną deformacją. Był ofiarą dziedzictwa, którego nie wybierał ani nie chciał. To jedyny taki przypadek w całej Biblii.
Jeżeli prorok Jeremiasz i apostoł Paweł zostali powołani od chwili, kiedy przebywali w matczynym łonie, to ten człowiek był przeznaczony, żeby cierpieć, zanim się narodził! Jeżeli Jan Chrzciciel był pełen Ducha Świętego w łonie swojej matki Elżbiety, czy ten człowiek był przeznaczony od początku, żeby żyć i umrzeć jako chory? Jego przeszłość była absurdalna, a przyszłość zamknięta. Nauki medyczne Hipokratesa nie dawały żadnej nadziei na wyzdrowienie. Czy był więc skazany na spędzenie w ten sposób reszty życia?
Święty Łukasz maluje nam scenę tak żywymi barwami, że łatwo nam ją sobie wyobrazić. Codziennie i o każdej porze ten człowiek siedział, prosząc o jałmużnę. Spędził tam tak wiele lat, że stał się właściwie częścią religijnej panoramy.
Chromy, który nie może się ruszać, to prototyp człowieka żyjącego w pewnej zależności, przywiązanego do swojej niewoli, który potrzebuje jakiegoś dodatkowego czynnika, żeby działać – na przykład alkoholu lub narkotyków. Wielu potrzebuje oklasków, uczucia, uznania, prestiżu lub władzy, inni działają z nienawiści lub zemsty. Każdego, kto jest motywowany interesem obcym samemu sobie, możemy zaliczyć do grona chromych potrzebujących zewnętrznej pobudki do działania.
Istnieją chromi, i to chromi od urodzenia, którzy nie mogą albo nie chcą się zmienić, ci, którzy nie idą naprzód, i ci, którzy nie mają przyszłości albo stracili nadzieję i dlatego śpiewają ową meksykańską piosenkę: Taki się urodziłem i taki jestem; jeśli mnie nie chcesz, to trudno.
Istnieją mechaniczne albo elektroniczne zabawki, działające tylko wtedy, kiedy wrzuci się do nich monetę. Bez pieniędzy nie robią nic. Spacerując po Placu Katedralnym (Piazza del Duomo) w Mediolanie, napotkałem kopię egipskiej mumii Tutenchamona. Pozostawała nieruchoma dla gapiów, którzy przyglądali się owej faraońskiej scenie. Jednak kiedy przechodnie wrzucali monety, nieruchoma mumia dziękowała pokłonem, burząc monotonny bezruch.
b. Siedzący
Kiedy autor Dziejów opisuje tego człowieka jako siedzącego, nie ma na myśli wyłącznie postawy fizycznej. Chodzi o postawę chromego wobec życia. On nie chciał ani nie mógł chodzić. Tkwił na brzegu rzeki, którym przechodziły procesje, ale nigdy nie przyłączył się do żadnej z nich. Był zmęczony i zniechęcony. Poza tym nie miał dokąd pójść. Sytuacja kaleki zamknęła przed nim wszelkie możliwości.
c. Żebrak
Z drugiej strony był żebrakiem. Nie miał nic do zaofiarowania. Tylko prosił. Wzbudzał jedynie litość. Jakże smutna jest osoba, która umie tylko przyjmować, a nie jest w stanie dawać. Zaprawdę jest uboga, nie ma czego ofiarować innym. Bycie żebrakiem jest poniżające. Nie być zdolnym dzielić się niczym z innymi jest czymś najbardziej tragicznym na tym świecie i ostatecznie taki człowiek traci nawet to, co posiada, choć posiada niewiele.
Źródła Banjas i roztopy z ośnieżonych szczytów Hermonu tworzą zasoby wód osadzonych w północnej części Morza Tyberiadzkiego. Jednakże Jezioro Tyberiadzkie nie zatrzymuje wody, którą otrzymuje. Niezwłocznie dzieli się nią przez rzekę Jordan, która nawadnia doliny i pola siewne tego regionu. Potem spływa powoli krętym korytem, aż przeleje swój cenny płyn do Morza Martwego.
To morze, w o óżnieniu od Morza Tyberiadzkiego, tylko otrzymuje wodę, natomiast jest tak skąpe, że nie dzieli jej z nikim. Niemniej jednak, woda wyparowuje z niego z powodu wysokiej temperatury, panującej w tej depresji na głębokości prawie 400 metrów poniżej poziomu morza. Wszystko jest suche, jałowe i zapach siarki zdradza martwotę tego terenu. Ten, kto tylko przyjmuje i nie dzieli się tym, co otrzymał, jest jałowy i ostatecznie umiera, nie zostawiając na tym świecie śladów po swoim przepływie. Dlatego poeta José María Pemán skarży się:
Życie, które nie kwitnie,
i jest jałowe i ukryte;
i ani nie jest płodne, ani nie wzrasta,
to życie, które nie zasługuje
na święte miano życia.
d. Brama Piękna
Po przekroczeniu zewnętrznych murów świątyni jerozolimskiej wstępowało się na „dziedziniec pogan”, na którym swe stoiska mieli bankierzy i sprzedawcy zwierząt ofiarnych. W cieniu „królewskiego krużganka” (na południu) i „krużganka Salomona” (na wschodzie) błyszczało światło nauk uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy interpretowali Pisma i zazdrośnie strzegli tradycji przodków. Na „dziedziniec pogan” wstępowali zarówno Żydzi, jak i cudzoziemcy i prozelici. Aby wejść na „dziedziniec Izraela” – miejsce zastrzeżone na modlitwę i ofiary – wchodziło się po schodach i trzeba było koniecznie przejść przez owo jedyne wejście, znane jako „Brama Koryncka” przez wzgląd na kolumny ukoronowane kapitelami z liści akantu, które otwierały się i opadały, jakby były kamiennym źródłem.
Chromy był na tyle sprytny, żeby znaleźć się tam, gdzie istnieją możliwości otrzymania pomocy – przy samym wejściu do świątyni jerozolimskiej, która jest nawiedzana przez osoby pobożne i przestrzegające prawa. Dlaczego nie usiadł naprzeciwko pałacu bogatych ludzi albo przy wejściu do domu Piłata, albo na schodach Banku Narodowego? Był inteligentny. Wiedział, że w tamtych miejscach ludzie nie są wrażliwi na potrzeby innych. Niemniej jednak, nie przestawało to kontrastować z tym, że obok świątyni Boga, który wyzwolił z niewoli swój lud i sprawił, że przeszedł on przez Morze Czerwone, leży człowiek unieruchomiony łańcuchami niewolnictwa, jest pogrążony w morzu cierpienia.
Niewidomy i sparaliżowany
Wzgórze świątyni jerozolimskiej jest pełne kontrastów. Otóż właśnie tam istnieją obok siebie sprzeczne fakty, które zbijają nas z tropu. Pewnego razu Jezus omal nie został tam ukamienowany. Kiedy ledwie uniknął ostatnich kamieni, zatrzymał się przed niewidomym od urodzenia, posyłając go do sadzawki Siloe (por. J 9). Niemniej jednak, będąc w tym samym miejscu, Jezus nigdy nie zainteresował się owym drugim kaleką, którym nigdy się nie zajął. My moglibyśmy zadać sobie pytanie: do którego przypadku jestem bardziej podobny? Czy Jezus uzdrowił mnie już ze wszystkich moich wrodzonych chorób jak niewidomego, czy też może moja sytuacja bardziej przypomina sytuację chromego, gdyż Jezus tak wiele razy przechodził przede mną, ale jeszcze nie uzdrowił mnie z tego paraliżu, który nie pozwala mi kroczyć naprzód? Czy istnieje sfera mojego życia, która wciąż jest chroma, mimo że Jezus tak wiele razy przeszedł ścieżką mojego życia?
Dzisiaj na naszym świecie żyje wielu chromych i wielu z nich siada blisko świątyni Boga, a nawet w świętych miejscach. Inni nawet przepowiadają zbawienie, ale oni sami pierwsi go potrzebują. Wokół noszy chromego pojawiają się inni ludzie, którzy wkraczają na scenę, żeby odegrać swoją rolę. Każdy odzwierciedla nasze postawy wobec życiowych sytuacji. Nie możemy zatem przyglądać się temu wydarzeniu w charakterze widzów. Musimy zająć miejsce wszystkich osób pojawiających się w tej scenie razem i każdej z osobna.
José María Pemán y Pemartín (1897-1981) – hiszpański pisarz, poeta, dramaturg, eseista (przyp. tłum.).
Jako że w żadnym innym piśmie literatury starożytnej nie ma odniesienia do tej nazwy, uważa się, że Brama Piękna jest zbieżna z Bramą Koryncką, do której odnosi się żydowski historyk Józef Flawiusz.