Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ewangelizować z mocą - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
3 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ewangelizować z mocą - ebook

Skoro można ewangelizować z wielką mocą, to można też ewangelizować jedynie z mocą, a nawet ewangelizować bez mocy.

Ewangelizacja z wielką mocą nie ogranicza się jedynie do przesłania, które oświeca umysł, lecz jest także doświadczeniem Boga, które przemienia życie.Uzdrowienie chromego spod Bramy Pięknej – pierwszy cud dokonany przez Apostołów po Zmartwychwstaniu Jezusa – pokazuje różnorodność elementów tego, co oznacza ewangelizacja z mocą albo, jeszcze lepiej, z wielką mocą.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8065-054-1
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPRO­WA­DZE­NIE

Świę­ty Łukasz stwier­dza, że Apo­sto­ło­wie ewan­ge­li­zo­wa­li δυνάμει μεγάλῃ – „z wiel­ką mocą” (por. Dz 4,33). To stwier­dze­nie bu­dzi wąt­pli­wo­ści: czy moż­na za­tem ewan­ge­li­zo­wać bez mocy? Co róż­ni skutecz­ną ewan­ge­li­za­cję od ewan­ge­li­za­cji po­zba­wio­nej skutecz­no­ści? Czy Ko­ściół ewan­ge­li­zuje dziś z mocą Apo­sto­łów? Czy ewan­ge­li­za­cja w spo­sób od­mien­ny od tego, w jaki pro­wa­dził ją pier­wot­ny Ko­ściół, nie jest już zdra­dą sa­mej Ewan­ge­lii?

Je­zus po­słał swo­ich uczniów, aby gło­si­li Do­brą No­wi­nę ca­łe­mu stwo­rze­niu. Aby mo­gli oni speł­niać tę mi­sję, któ­ra prze­kra­cza­ła ludz­kie zdol­no­ści, po­słał z nie­ba moc Du­cha Świę­te­go. Kie­dy mi­nę­ło 50 dni od Jego Zmar­twych­wsta­nia, a drzwi były za­mknię­te z oba­wy przed Żyda­mi, gwał­tow­ny wi­cher na­peł­nił dom, w któ­rym ucznio­wie się znaj­do­wa­li i wszyscy zo­sta­li na­peł­nie­ni Du­chem Świę­tym. Piotr z Je­de­na­sto­ma nie­zwłocz­nie ze­szli z sali na gó­rze i świad­czyli na miej­skim pla­cu o śmier­ci i zmar­twych­wsta­niu Je­zusa Chrystusa, któ­ry zo­stał usta­no­wio­ny Pa­nem i Me­sja­szem.

Owe­go po­ran­ka żni­wa Du­cha były cu­dow­ne: trzy ty­sią­ce na­wró­co­nych dzię­ki trzymi­nuto­we­mu prze­po­wia­da­niu. Moż­na to ze­sta­wić z prze­ni­kli­wą krytyką ojca Emi­lie­na Tar­di­fa, któ­ry ma­wiał: Piotr przy po­mo­cy jed­ne­go wy­stą­pie­nia na­wró­cił trzy ty­sią­ce dusz, my zaś nie na­wró­ci­li­śmy ni­ko­go mimo, że wy­gło­si­li­śmy trzy ty­sią­ce wy­stą­pień. Róż­ni­ca po­le­ga na tym, że prze­po­wia­da­nie Pio­tra owe­go ran­ka było na­masz­czo­ne przez Du­cha Świę­te­go i dla­te­go prze­nik­nę­ło trzy ty­sią­ce serc.

Bez­po­śred­nio po­tem Świę­ty Łukasz prze­no­si nas na Wzgó­rze Świą­tyn­ne w Je­ro­zo­li­mie, gdzie uka­zuje chro­me­go, któ­ry od po­nad czter­dzie­stu lat sie­dział w cie­niu Pięk­nej Bra­my świą­tyni i za­do­wa­lał się otrzymywa­ną od in­nych jał­muż­ną. Je­że­li spę­dzał tam tak wie­le cza­su, a Je­zus prze­cho­dził koło nie­go dzie­siąt­ki razy, dla­cze­go go nie uzdro­wił ani mu nie współ­czuł?

Pew­ne­go po­po­łu­dnia Piotr i Jan wstą­pi­li do świą­tyni na mo­dli­twę wie­czor­ną. Kie­dy Piotr zo­ba­czył chro­me­go, we­zwał imię Je­zusa zmar­twych­wsta­łe­go, po­dał chro­me­mu pra­wą dłoń i pod­niósł go ku zdu­mie­niu wszyst­kich. Uzdro­wio­ny czło­wiek, któ­ry pod­ska­ki­wał i wy­sła­wiał Boga za swo­je cał­ko­wi­te uzdro­wie­nie, był do­wo­dem tego, że Ukrzyżo­wa­ny zmar­twych­wstał. Owe­go po­po­łu­dnia na­wró­ci­ło się jesz­cze dwa ty­sią­ce osób, któ­rych nie do­się­gło na­masz­czo­ne przez Du­cha wy­stą­pie­nie Pio­tra w dzień Pięć­dzie­siąt­ni­cy.

Dla­cze­go w świą­tyni je­ro­zo­lim­skiej na­wró­ci­li się ci, któ­rzy nie na­wró­ci­li się na miej­skim pla­cu w po­ra­nek Pięć­dzie­siąt­ni­cy, sko­ro prze­po­wia­da­nie i gło­si­ciel byli ci sami? Je­dyna róż­ni­ca po­le­ga na cu­dow­nym uzdro­wie­niu owe­go czło­wie­ka, któ­ry uro­dził się ka­le­ką i był ska­za­ny, aby jako ka­le­ka umrzeć.

Naj­wyż­sze wła­dze Je­ro­zo­li­my za­trwo­żyły się i we­zwa­ły Apo­sto­łów: za­bro­ni­ły im gło­sze­nia „w ja­ki­kol­wiek spo­sób” – nie tyl­ko przy po­mo­cy słów i wy­stą­pień – imie­nia, na­uki i życia Je­zusa z Na­za­re­tu. Przed­sta­wi­cie­le władz zro­zu­mie­li, że cu­dow­ne uzdro­wie­nie to po­tęż­ny i nie­za­prze­czal­ny spo­sób gło­sze­nia Ewan­ge­lii, dla­te­go za­ka­za­li Apo­sto­łom do­ko­nywać cu­dów i uzdro­wień po­wo­du­ją­cych tak wie­le na­wró­ceń.

Nie­wiel­ka pier­wot­na spo­łecz­ność zo­sta­ła za­gro­żo­na śmier­cią przez naj­wyż­sze wła­dze i wy­da­wa­ło się, że jej dni są po­li­czo­ne. Jej człon­ko­wie mo­gli się wy­co­fać, ska­pi­tulo­wać albo sta­wić czo­ła woj­nie, któ­ra już się roz­po­czę­ła. Jed­nak za­miast po raz ko­lej­ny za­mykać się w Wie­czer­ni­ku, po­pro­si­li o wię­cej mocy, żeby czę­ściej do­ko­nywać cu­dów i uzdro­wień w imię Je­zusa z Na­za­re­tu. Ucznio­wie od­kryli, gdzie leży skutecz­ność i moc ewan­ge­li­za­cji, i po­pro­si­li o po­sił­ki wła­śnie o ta­kim cha­rak­te­rze.

Świę­ty Łukasz opo­wia­da, że kie­dy za­koń­czyła się owa wspól­no­to­wa mo­dli­twa, miej­sce za­drża­ło i moc Du­cha zstą­pi­ła na nich wszyst­kich. Wów­czas wy­szli gło­sić z całą od­wa­gą i mocą Je­zusa z Na­za­re­tu jako je­dyne­go Zba­wi­cie­la i Pana.

Je­zus nie uzdro­wił chro­me­go, ale dał moc swo­im Apo­sto­łom, żeby to oni go uzdro­wi­li i żeby w ten spo­sób na­wró­ci­ły się dwa ty­sią­ce osób. Je­zus po­niósł już na krzyż wszyst­kie na­sze cho­ro­by i cier­pie­nia. W związ­ku z tym nie są one środ­kiem do uwiel­bia­nia Boga, lecz szan­są oka­za­nia mocy zmar­twych­wsta­nia Je­zusa i moż­li­wo­ścią, aby na­wra­cać się mo­gły ty­sią­ce osób. Ból nie służy do uka­za­nia krzyża, lecz jest szan­są, aby po­ka­zać jego moc. Jed­no uzdro­wie­nie może być szan­są na ty­sią­ce na­wró­ceń. W związ­ku z tym, je­że­li chce się do­trzeć do no­wych osób, trze­ba do na­masz­cze­nia Du­cha do­dać moc Du­cha, któ­ra do­ko­nuje zna­ków, nie­zwykłych wy­da­rzeń i cu­dów.

Ewan­ge­li­za­cja od­bywa się z wiel­ką mocą, kie­dy gło­sze­nie śmier­ci i zmar­twych­wsta­nia Je­zusa nie ogra­ni­cza się do prze­ka­zywa­nia praw­dy albo do po­wta­rza­nia ja­kiejś hi­sto­rii, lecz gdy jest uka­zywa­ne przy po­mo­cy cu­dow­ne­go fak­tu, że Je­zus zmar­twych­wstał i jest w sta­nie uzdro­wić i ule­czyć oso­by, w przy­pad­ku któ­rych ludz­ka na­uka i in­stytucje re­li­gij­ne są bez­sil­ne.

Wo­kół chro­me­go po­ja­wia się dzie­więć in­nych osób, któ­re są ni­czym róż­ne bar­wy tę­czy. Każ­da z nich z osob­na i wszyst­kie ra­zem uka­zują róż­no­rod­ność po­staw, ja­kie my wszyscy zaj­mu­je­my w sto­sun­ku do Ewan­ge­lii. W związ­ku z tym nie mo­że­my oglą­dać tego kra­jo­bra­zu tyl­ko jako wi­dzo­wie tej sce­ny, lecz jako ak­to­rzy na sce­nie.

Niech par­re­zja i dy­na­mis sta­ną się czymś nor­mal­nym w życiu osób wie­rzą­cych w gło­sze­nie Ewan­ge­lii – abyśmy się nie dzi­wi­li, wi­dząc cu­dow­ne uzdro­wie­nia, lecz mar­twi­li, je­że­li do nich nie doj­dzie. To bo­wiem ogra­ni­czyło­by ewan­ge­li­za­cję do zwykłe­go prze­ka­zywa­nia prawd i po­wta­rza­nia hi­sto­rii z prze­szło­ści.

Niech sło­wo Boże roz­prze­strze­nia się przy po­mo­cy cu­dów i zna­ków po­ka­zują­cych, że Je­zus jest żywy i daje życie tym, któ­rzy wie­rzą w Jego imię.

Gua­da­la­ja­ra, stan Ja­li­sco,
15 maja 2013 r.Wno­szo­no wła­śnie pew­ne­go czło­wie­ka, chro­me­go od uro­dze­nia. Umiesz­cza­no go co­dzien­nie przy bra­mie świą­tyni, zwa­nej Pięk­ną, aby wcho­dzą­cych do świą­tyni pro­sił o jał­muż­nę. Miał po­nad czter­dzie­ści lat. (Dz 3,2; 4,22)

W cen­tral­nej czę­ści sce­ny spo­tyka­my czło­wie­ka sie­dzą­ce­go w cie­niu naj­pięk­niej­szej bra­my świą­tyni je­ro­zo­lim­skiej. Opi­suje się go jako χωλὸς „chro­me­go”, ale jego sy­tua­cja była o wie­le po­waż­niej­sza. Czło­wiek ów nie mógł sa­mo­dziel­nie cho­dzić i mu­siał być przy­no­szo­ny i od­no­szo­ny przez in­nych (por. Dz 3,2). Świę­ty Łukasz, le­karz, opo­wia­da nam o jego przy­pad­ku: męż­czyzna miał po­nad czter­dzie­ści lat i od ty­luż lat był do­tknię­ty ab­sur­dal­nym lo­sem. Czter­dzie­ści lat w men­tal­no­ści wschod­niej ozna­cza po­ko­le­nie. W związ­ku z tym Świę­ty Łukasz daje do zro­zu­mie­nia, że czło­wiek ten prze­kro­czył już gra­ni­cę tego, co nor­mal­ne, i że jego życie sta­ło się dra­ma­tem.

a. Od łona swo­jej mat­ki

Nie­mniej jed­nak sy­tua­cja jest po­waż­na nie ze wzglę­du na dłu­gi czas cier­pie­nia tego czło­wie­ka. Grec­ki tekst pre­cyzuje, że jego tra­ge­dia cią­gnę­ła się nie od dnia jego na­ro­dzin, ale ἐκ κοιλίας μητρὸς αὐτοῦ „od łona swo­jej mat­ki”. Cho­dzi o cho­ro­bę od sa­me­go po­czę­cia. Jego geny były ułom­ne. Jesz­cze przed na­ro­dze­niem męż­czyzna ten był na­zna­czo­ny i uwa­run­ko­wa­ny nie­ule­czal­ną de­for­ma­cją. Był ofia­rą dzie­dzic­twa, któ­re­go nie wy­bie­rał ani nie chciał. To je­dyny taki przy­pa­dek w ca­łej Bi­blii.

Je­że­li pro­rok Je­re­miasz i apo­stoł Pa­weł zo­sta­li po­wo­ła­ni od chwi­li, kie­dy prze­bywa­li w mat­czynym ło­nie, to ten czło­wiek był prze­zna­czo­ny, żeby cier­pieć, za­nim się na­ro­dził! Je­że­li Jan Chrzci­ciel był pe­łen Du­cha Świę­te­go w ło­nie swo­jej mat­ki Elż­bie­ty, czy ten czło­wiek był prze­zna­czo­ny od po­cząt­ku, żeby żyć i umrzeć jako cho­ry? Jego prze­szłość była ab­sur­dal­na, a przy­szłość za­mknię­ta. Na­uki me­dycz­ne Hi­po­kra­te­sa nie da­wa­ły żad­nej na­dziei na wy­zdro­wie­nie. Czy był więc ska­za­ny na spę­dze­nie w ten spo­sób resz­ty życia?

Świę­ty Łukasz ma­lu­je nam sce­nę tak żywymi bar­wa­mi, że ła­two nam ją so­bie wy­obra­zić. Co­dzien­nie i o każ­dej po­rze ten czło­wiek sie­dział, pro­sząc o jał­muż­nę. Spę­dził tam tak wie­le lat, że stał się wła­ści­wie czę­ścią re­li­gij­nej pa­no­ra­my.

Chro­my, któ­ry nie może się ruszać, to pro­to­typ czło­wie­ka żyją­ce­go w pew­nej za­leż­no­ści, przy­wią­za­ne­go do swo­jej nie­wo­li, któ­ry po­trze­bu­je ja­kie­goś do­dat­ko­we­go czyn­ni­ka, żeby dzia­łać – na przy­kład al­ko­ho­lu lub nar­ko­tyków. Wie­lu po­trze­bu­je okla­sków, uczucia, uzna­nia, pre­sti­żu lub wła­dzy, inni dzia­ła­ją z nie­na­wi­ści lub ze­msty. Każ­de­go, kto jest mo­tywo­wa­ny in­te­re­sem ob­cym sa­me­mu so­bie, mo­że­my za­li­czyć do gro­na chro­mych po­trze­bu­ją­cych ze­wnętrz­nej po­bud­ki do dzia­ła­nia.

Ist­nie­ją chro­mi, i to chro­mi od uro­dze­nia, któ­rzy nie mogą albo nie chcą się zmie­nić, ci, któ­rzy nie idą na­przód, i ci, któ­rzy nie mają przy­szło­ści albo stra­ci­li na­dzie­ję i dla­te­go śpie­wa­ją ową mek­sy­kań­ską pio­sen­kę: Taki się uro­dzi­łem i taki je­stem; je­śli mnie nie chcesz, to trud­no.

Ist­nie­ją me­cha­nicz­ne albo elek­tro­nicz­ne za­baw­ki, dzia­ła­ją­ce tyl­ko wte­dy, kie­dy wrzuci się do nich mo­ne­tę. Bez pie­nię­dzy nie ro­bią nic. Spa­ce­rując po Pla­cu Ka­te­dral­nym (Piaz­za del Du­o­mo) w Me­dio­la­nie, na­po­tka­łem ko­pię egip­skiej mu­mii Tuten­cha­mo­na. Po­zo­sta­wa­ła nie­rucho­ma dla ga­piów, któ­rzy przy­glą­da­li się owej fa­ra­oń­skiej sce­nie. Jed­nak kie­dy prze­chod­nie wrzuca­li mo­ne­ty, nie­rucho­ma mu­mia dzię­ko­wa­ła po­kło­nem, bu­rząc mo­no­ton­ny bez­ruch.

b. Sie­dzą­cy

Kie­dy au­tor Dzie­jów opi­suje tego czło­wie­ka jako sie­dzą­ce­go, nie ma na myśli wy­łącz­nie po­sta­wy fi­zycz­nej. Cho­dzi o po­sta­wę chro­me­go wo­bec życia. On nie chciał ani nie mógł cho­dzić. Tkwił na brze­gu rze­ki, któ­rym prze­cho­dzi­ły pro­ce­sje, ale nig­dy nie przy­łą­czył się do żad­nej z nich. Był zmę­czo­ny i znie­chę­co­ny. Poza tym nie miał do­kąd pójść. Sy­tua­cja ka­le­ki za­mknę­ła przed nim wszel­kie moż­li­wo­ści.

c. Że­brak

Z drugiej stro­ny był że­bra­kiem. Nie miał nic do za­ofia­ro­wa­nia. Tyl­ko pro­sił. Wzbu­dzał je­dynie li­tość. Jak­że smut­na jest oso­ba, któ­ra umie tyl­ko przyj­mo­wać, a nie jest w sta­nie da­wać. Za­praw­dę jest ubo­ga, nie ma cze­go ofia­ro­wać in­nym. Bycie że­bra­kiem jest po­ni­ża­ją­ce. Nie być zdol­nym dzie­lić się ni­czym z in­nymi jest czymś naj­bar­dziej tra­gicz­nym na tym świe­cie i osta­tecz­nie taki czło­wiek tra­ci na­wet to, co po­sia­da, choć po­sia­da nie­wie­le.

Źró­dła Ban­jas i roz­to­py z ośnie­żo­nych szczytów Her­mo­nu two­rzą za­so­by wód osa­dzo­nych w pół­noc­nej czę­ści Mo­rza Ty­be­riadz­kie­go. Jed­nak­że Je­zio­ro Ty­be­riadz­kie nie za­trzymu­je wody, któ­rą otrzymu­je. Nie­zwłocz­nie dzie­li się nią przez rze­kę Jor­dan, któ­ra na­wad­nia do­li­ny i pola siew­ne tego re­gio­nu. Po­tem spływa po­wo­li krę­tym ko­rytem, aż prze­le­je swój cen­ny płyn do Mo­rza Mar­twe­go.

To mo­rze, w o óż­nie­niu od Mo­rza Ty­be­riadz­kie­go, tyl­ko otrzymu­je wodę, na­to­miast jest tak ską­pe, że nie dzie­li jej z ni­kim. Nie­mniej jed­nak, woda wy­pa­ro­wuje z nie­go z po­wo­du wy­so­kiej tem­pe­ra­tury, pa­nują­cej w tej de­pre­sji na głę­bo­ko­ści pra­wie 400 me­trów po­ni­żej po­zio­mu mo­rza. Wszyst­ko jest su­che, ja­ło­we i za­pach siar­ki zdra­dza mar­two­tę tego te­re­nu. Ten, kto tyl­ko przyj­mu­je i nie dzie­li się tym, co otrzymał, jest ja­ło­wy i osta­tecz­nie umie­ra, nie zo­sta­wia­jąc na tym świe­cie śla­dów po swo­im prze­pływie. Dla­te­go po­eta José Ma­ría Pe­mán skar­ży się:

Życie, któ­re nie kwit­nie,

i jest ja­ło­we i ukryte;

i ani nie jest płod­ne, ani nie wzra­sta,

to życie, któ­re nie za­sługuje

na świę­te mia­no życia.

d. Bra­ma Pięk­na

Po prze­kro­cze­niu ze­wnętrz­nych mu­rów świą­tyni je­ro­zo­lim­skiej wstę­po­wa­ło się na „dzie­dzi­niec po­gan”, na któ­rym swe sto­iska mie­li ban­kie­rzy i sprze­daw­cy zwie­rząt ofiar­nych. W cie­niu „kró­lew­skie­go kruż­gan­ka” (na po­łu­dniu) i „kruż­gan­ka Sa­lo­mo­na” (na wscho­dzie) błysz­cza­ło świa­tło nauk uczo­nych w Pi­śmie i fa­ryze­uszy, któ­rzy in­ter­pre­to­wa­li Pi­sma i za­zdro­śnie strze­gli tra­dycji przod­ków. Na „dzie­dzi­niec po­gan” wstę­po­wa­li za­rów­no Żydzi, jak i cu­dzo­ziem­cy i pro­ze­li­ci. Aby wejść na „dzie­dzi­niec Izra­ela” – miej­sce za­strze­żo­ne na mo­dli­twę i ofia­ry – wcho­dzi­ło się po scho­dach i trze­ba było ko­niecz­nie przejść przez owo je­dyne wej­ście, zna­ne jako „Bra­ma Ko­rync­ka” przez wzgląd na ko­lum­ny uko­ro­no­wa­ne ka­pi­te­la­mi z li­ści akan­tu, któ­re otwie­ra­ły się i opa­da­ły, jak­by były ka­mien­nym źró­dłem.

Chro­my był na tyle spryt­ny, żeby zna­leźć się tam, gdzie ist­nie­ją moż­li­wo­ści otrzyma­nia po­mo­cy – przy sa­mym wej­ściu do świą­tyni je­ro­zo­lim­skiej, któ­ra jest na­wie­dza­na przez oso­by po­boż­ne i prze­strze­ga­ją­ce pra­wa. Dla­cze­go nie usiadł na­prze­ciw­ko pa­ła­cu bo­ga­tych lu­dzi albo przy wej­ściu do domu Pi­ła­ta, albo na scho­dach Ban­ku Na­ro­do­we­go? Był in­te­li­gent­ny. Wie­dział, że w tam­tych miej­scach lu­dzie nie są wraż­li­wi na po­trze­by in­nych. Nie­mniej jed­nak, nie prze­sta­wa­ło to kon­tra­sto­wać z tym, że obok świą­tyni Boga, któ­ry wy­zwo­lił z nie­wo­li swój lud i spra­wił, że prze­szedł on przez Mo­rze Czer­wo­ne, leży czło­wiek unie­rucho­mio­ny łań­cu­cha­mi nie­wol­nic­twa, jest po­grą­żo­ny w mo­rzu cier­pie­nia.

Nie­wi­do­my i spa­ra­li­żo­wa­ny

Wzgó­rze świą­tyni je­ro­zo­lim­skiej jest peł­ne kon­tra­stów. Otóż wła­śnie tam ist­nie­ją obok sie­bie sprzecz­ne fak­ty, któ­re zbi­ja­ją nas z tro­pu. Pew­ne­go razu Je­zus omal nie zo­stał tam uka­mie­no­wa­ny. Kie­dy le­d­wie unik­nął ostat­nich ka­mie­ni, za­trzymał się przed nie­wi­do­mym od uro­dze­nia, po­sy­ła­jąc go do sa­dzaw­ki Si­loe (por. J 9). Nie­mniej jed­nak, bę­dąc w tym sa­mym miej­scu, Je­zus nig­dy nie za­in­te­re­so­wał się owym drugim ka­le­ką, któ­rym nig­dy się nie za­jął. My mo­gli­byśmy za­dać so­bie pyta­nie: do któ­re­go przy­pad­ku je­stem bar­dziej po­dob­ny? Czy Je­zus uzdro­wił mnie już ze wszyst­kich mo­ich wro­dzo­nych cho­rób jak nie­wi­do­me­go, czy też może moja sy­tua­cja bar­dziej przy­po­mi­na sy­tua­cję chro­me­go, gdyż Je­zus tak wie­le razy prze­cho­dził przede mną, ale jesz­cze nie uzdro­wił mnie z tego pa­ra­li­żu, któ­ry nie po­zwa­la mi kro­czyć na­przód? Czy ist­nie­je sfe­ra mo­je­go życia, któ­ra wciąż jest chro­ma, mimo że Je­zus tak wie­le razy prze­szedł ścież­ką mo­je­go życia?

Dzi­siaj na na­szym świe­cie żyje wie­lu chro­mych i wie­lu z nich sia­da bli­sko świą­tyni Boga, a na­wet w świę­tych miej­scach. Inni na­wet prze­po­wia­da­ją zba­wie­nie, ale oni sami pierw­si go po­trze­bu­ją. Wo­kół no­szy chro­me­go po­ja­wia­ją się inni lu­dzie, któ­rzy wkra­cza­ją na sce­nę, żeby ode­grać swo­ją rolę. Każ­dy od­zwier­cie­dla na­sze po­sta­wy wo­bec życio­wych sy­tua­cji. Nie mo­że­my za­tem przy­glą­dać się temu wy­da­rze­niu w cha­rak­te­rze wi­dzów. Mu­si­my za­jąć miej­sce wszyst­kich osób po­ja­wia­ją­cych się w tej sce­nie ra­zem i każ­dej z osob­na.

José Ma­ría Pe­mán y Pe­mar­tín (1897-1981) – hisz­pań­ski pi­sarz, po­eta, dra­ma­turg, ese­ista (przyp. tłum.).

Jako że w żad­nym in­nym pi­śmie li­te­ra­tury sta­ro­żyt­nej nie ma od­nie­sie­nia do tej na­zwy, uwa­ża się, że Bra­ma Pięk­na jest zbież­na z Bra­mą Ko­rync­ką, do któ­rej od­no­si się żydow­ski hi­sto­ryk Jó­zef Fla­wiusz.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: