Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Fałszywy pieśniarz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 października 2019
Ebook
35,99 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,99

Fałszywy pieśniarz - ebook

Bezpośrednia kontynuacja Szamanki od umarlaków i Demona Luster.

Ekipa śledcza Wydziału Opętań i Nawiedzeń wkracza do ogrodu Kusiciela, aby odkryć ostatni element układanki. Ekshumacja zwłok nieznanego mężczyzny daje początek serii tragicznych wydarzeń. We Wrocławiu dochodzi do przerażających samobójstw, mroczna przeszłość Kruchego powraca, by upomnieć się o jego duszę, Ida zaś przekonuje się, że dar szamanki od umarlaków w niepowołanych rękach grozi katastrofą, a życzenia potrafią być niebezpieczne szczególnie wtedy, gdy się spełniają…

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-7377-7
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Ogród wiecznej jesieni milczał złowrogo, jakby tylko czekał na ich pierwszy ruch.

Uśpiony, lecz czujny, dziki, a jednak martwy od koniuszków zwiędłych pnączy aż po wąsy przegniłych korzeni, nic sobie nie robił z panującego wokół lata czy nadchodzącej burzy. Nie skrzypnęła choćby jedna pokryta szronem gałąź. Nie zaszeleścił nawet jeden zmarznięty liść. Ani jedno źdźbło trawy nie drgnęło na porywistym wietrze. Suche, powykręcane szkielety roślin trwały w nienaturalnym bezruchu, rzucając przybyszom nieme wyzwanie.

Przez ostatnie miesiące Ida odwiedzała posiadłość Kusiciela częściej, niżby sobie tego życzyła, lecz dopiero teraz zrozumiała, że zapewne nigdy nie zdoła poznać wszystkich jej sekretów. Ani tych, które lśniły na widoku w zalanych słońcem kryształkach lodu, ani tych skrytych przed ludzkim okiem gdzieś głęboko pod ziemią. Do niedawna sądziła, że zna tu każdy kamień, każdy wiecheć trawy, każdą spróchniałą deskę w ścianie zapuszczonego domostwa, ale dziś ogarnęło ją nieodparte wrażenie, że wszystkie jej wspomnienia związane z tym miejscem były tylko zamglonym snem. Jak gdyby uśpiony dotąd ogród nieoczekiwanie się przebudził – a ona razem z nim.

Czuła na sobie spojrzenia ukrytych w gąszczu ślepi, śledzących z uwagą każdy krok nieproszonych gości. Do jej uszu dochodziły szepty. Złowieszcze pomruki. Stłumione, nerwowe mamrotanie, ledwo słyszalne wśród pojękiwań wichru. W powietrzu przesyconym wonią mokrej ziemi, zbutwiałego drewna oraz gnijących liści wisiało coś jeszcze. Coś ulotnego i wyraźnego zarazem, jak ostry zapach dymu z jesiennego ogniska. Jakaś nieokreślona, lecz jasna zapowiedź rychłej nawałnicy, która nie miała żadnego związku z kapryśną pogodą…

Pogrążona w zadumie szamanka nie od razu spostrzegła wyciągniętą ku sobie dłoń. Uniosła głowę, napotkała przenikliwe oczy koloru deszczowego nieba. Dwie krople chłodnej stali wpatrywały się w nią intensywnie, jakby próbowały pochwycić jej rozproszony umysł i zakotwiczyć go z powrotem w rzeczywistości. Ida zamrugała raptownie, z niejakim trudem skupiła wzrok, a stojąca przed nią postać naraz nabrała szczegółów. Czarne włosy do ramion, znoszona kurtka z ciemnobrązowej skóry, koszulka ze spranym i zupełnie nieczytelnym nadrukiem, powycierane dżinsy, glany zdarte na nosach niemal do samej blachy – Kruchy wyglądał, jakby przyjechał na koncert rockowy, a nie na oględziny zwłok. A minę miał taką, jakby oględziny zwłok uważał za znacznie lepszą rozrywkę niż dzikie pogo pod sceną.

Szamanka odetchnęła głębiej, schowała do torby plik zmiętych, pokreślonych kartek, które przez cały ten czas kurczowo ściskała w dłoniach. A potem wzięła od łowcy parę lateksowych rękawiczek.

– Idziemy, partnerko? – zapytał wesoło i trącił ją łokciem w bok.

Przełknęła ślinę, starając się ignorować dreszcz niepokoju, który bez ostrzeżenia i bez wyraźnej przyczyny przebiegł jej po plecach. Ponownie zajrzała Kruchemu w oczy, po krótkim wahaniu skinęła głową.

– Idziemy, partnerze.

Dostrzegłszy wyraz jej twarzy, lekko uniósł brwi, ale ona szybko i niedbale machnęła dłonią na znak, że wszystko w porządku. Nic więc nie powiedział, o nic nie zapytał. Obrócił się na pięcie i żwawym krokiem ruszył do ogrodu Kusiciela. Ida jeszcze raz powiodła spojrzeniem po wyszczerbionym murze z szarego kamienia, po zapadniętym dachu przebłyskującym wśród zwichrowanych konarów, po pędach uschniętego bluszczu, może i całkiem już martwych, lecz z pewnością nadal trujących. Minęła dłuższa chwila, nim wreszcie podążyła za łowcą.

Dogoniła go tuż przed bramą wjazdową, którą oplątywał ciężki łańcuch spięty mosiężną kłódką. Minęli ją, maszerując ramię w ramię wzdłuż ziejącego dziurami ogrodzenia, a potem przez zardzewiałą, przekrzywioną furtę wkroczyli na miejsce zbrodni.

Na ich widok kryminalistycy z Wydziału Opętań i Nawiedzeń przerwali cichą rozmowę i zeszli pośpiesznie z ogrodowej ścieżki, robiąc im przejście.

– Mówiłem ci, że jesteś w Firmie sławna, szamanko od umarlaków – szepnął Kruchy. Nie zwolnił kroku i do nikogo nie zagadał, pozdrowił tylko znajomych techników lekkim skinieniem głowy. – Niszczycielko lustrzanych piekieł i pogromczyni Kusiciela.

– Kpij sobie, kpij – mruknęła Ida, starannie unikając taksujących spojrzeń. – Sławna czy osławiona?

Łowca uśmiechnął się lekko. Po krótkim zastanowieniu wzruszył ramionami.

– W obu przypadkach jedni będą cię podziwiać, a inni nienawidzić, więc co za różnica?

– W zasadzie żadna.

– No i sama widzisz. Kiedyś im przejdzie, zobaczysz.

Zboczyli ze ścieżki i zaczęli przedzierać się przez bujne zarośla. Przed nimi w plątaninie rachitycznych gałęzi majaczyła pękata sylwetka białego namiotu.

– Co my tu mamy, Szerszeń? – zawołał Kruchy, gdy po wyjściu z gęstwiny zatrzymali się przed taśmą w czarno-czerwone pasy.

Nazwany Szerszeniem technik, który jako jedyny z całej ekipy dochodzeniowo-śledczej nie zwrócił żadnej uwagi na ich przybycie, zerknął przez ramię z osobliwie nieobecną miną, jak gdyby głos łowcy wyrwał go nagle z głębokiego transu. Mężczyzna potrzebował chwili, aby na powrót nawiązać kontakt z rzeczywistością, po czym zamrugał i raptownie poderwał się z klęczek; na kolanach nieskazitelnie białego kombinezonu ochronnego widniały ciemne plamy błota. Podstarzały, przygarbiony, z ogoloną głową i, dla równowagi, sięgającą do pasa srebrzystą brodą przypominał stuletniego druida, lecz kiedy ruszył im na spotkanie, w jego sprężystym i zaskakująco energicznym kroku kryła się pewna młodzieńcza niecierpliwość.

Wszelkie skojarzenia ze statecznym celtyckim kapłanem zniknęły bez śladu w chwili, w której Szerszeń i Kruchy przybili sobie na powitanie skomplikowaną serię piątek i żółwików.

– Ida Brzezińska, szamanka od umarlaków, moja nowa partnerka – przedstawił dziewczynę łowca. – Krzysztof Szerszuła, szef sekcji techników.

Ida uśmiechnęła się lekko, podała mężczyźnie rękę, po czym uśmiechnęła się szerzej, mocno zaciskając usta, zagryzając zęby i z całych sił starając się nie syknąć. Palce Szerszenia, twarde i silne niczym imadło, o mało nie zmiażdżyły jej dłoni.

– Miło mi poznać – huknął na nią z góry, aż podskoczyła.

– Mnie… uch… również… – Niemal westchnęła, gdy wreszcie ją puścił, po czym ukradkiem pokręciła nadgarstkiem, żeby przywrócić krążenie w zdrętwiałym przedramieniu.

Szerszeń nie czekał, aż łowca zacznie go ciągnąć za język, tylko od razu odstąpił na bok i uniósł taśmę, wpuszczając ich na zabezpieczony teren. Na wpół zapraszającym, na wpół niezdecydowanym gestem wskazał namiot i ziejącą pod nim dziurę w ziemi. Sam jednak jakoś się nie kwapił, żeby tam wracać.

– Aż tak źle? – Kruchy także nie ruszył się z miejsca. – Nic nam nie powiesz?

– Nie bardzo jest co mówić – burknął technik. Obejrzał się na rozkopany grób i wydął usta. – Żadnych widocznych obrażeń, a nie mogę przeprowadzić dogłębnej ekspertyzy, bo zwłoki są oplecione potężnymi zaklęciami ochronnymi, które zakłamują odczyty.

– Udało się je chociaż zidentyfikować?

– A skąd. Mamy całkowity zakaz dotykania ciała. Fotograf zrobił zdjęcia i posłał je analitykom, ale nie znaleźli w bazie nikogo, kto przypominałby denata…

– Zaraz, chwila. – Kruchy zmarszczył brwi. – Godzinę temu dostałem cynk, że znaleźliście same szczątki, a ty mi tu teraz o jakichś zdjęciach…

– Spodziewaliśmy się szczątków, bo to nam sugerowały sonary, zanim zaczęliśmy ekshumację – wyjaśnił Szerszeń spokojnie, lecz w jego bladoniebieskich oczach błysnęła iskierka irytacji. Najwyraźniej nie należał do ludzi, którzy lubią niespodzianki. – Też byliśmy zdziwieni faktycznym stanem zwłok. Dopiero po odkopaniu wykryliśmy aktywność magiczną, a wtedy dowództwo kazało nam natychmiast wstrzymać oględziny. Nic tu więcej nie zdziałamy bez nakazu przełamania zabezpieczeń ani bez biegłego nekromanty. Ruda ma już prokuratora na linii.

Wszyscy troje zerknęli w kierunku czarownicy, która spacerowała nerwowo w tę i z powrotem z telefonem przy uchu. Bluzką i miedzianymi włosami zaczepiała o kolczaste liście ostrokrzewu.

– Ale znając Maćkowiaka i jego zamiłowanie do papierologii, nie dostaniemy decyzji szybciej niż za kilka dni.

– Pozwolisz nam się tu w międzyczasie trochę pokręcić?

– Sam nie wiem, Kruchy…

Szerszeń, który przez tę całą rozmowę zdawał się zupełnie ignorować obecność Idy, łypnął na nią teraz spod siwych, krzaczastych brwi, mrużąc pomarszczone powieki. Skanował ją z uwagą centymetr po centymetrze, aż w końcu speszona opuściła głowę i również zlustrowała swój ubiór. Nie znalazła niczego kompromitującego, żadnej plamy czy rozpiętego suwaka w najmniej odpowiednim miejscu… Zaraz jednak przyszło jej na myśl, że w szaroburej bluzie z kapturem, powycieranych dżinsach i rozdeptanych fioletowych trampkach nie wygląda zbyt profesjonalnie. Kruchy to co innego, z ponadsześcioletnim stażem i świeżo otrzymanym awansem mógł sobie nosić, co mu się żywnie podobało. W przeciwieństwie do szamanki nie miał już nikomu nic do udowodnienia, a pierwsze wrażenie, jakiekolwiek było, dawno przysłonił serią zawodowych sukcesów.

– Jesteś ekranowana, młoda? – spytał szorstko technik.

– Jestem ekranowana, młody? – Szamanka niepewnie zerknęła na łowcę.

– Jest ekranowana, staruszku. – Łowca uśmiechnął się i klepnął technika w ramię. – Osobiście założyłem na nas zasłony. Nic nam nie grozi.

Ostatnie zdanie wypowiedział z pełnym przekonaniem, a mimo to Ida jakoś nie potrafiła wyzbyć się wątpliwości. Zadrżała lekko, zapewne przez wiatr, który podstępnie wdzierał się pod ubranie.

A może wcale nie przez wiatr.

Bardziej czuła, niż wiedziała, że chodziło o coś więcej – coś znacznie gorszego. Miała wrażenie, że to czyjś lodowaty oddech mroził jej skórę na karku, że w świszczącym szumie kolejnych podmuchów pobrzmiewały strzępki gorączkowych słów.

Potrząsnęła głową i naciągnęła kaptur bluzy aż po same brwi. Nie pomogło. Ogród nie przestawał do niej mówić, nie przestawał się gapić.

– Jak tam sobie chcecie. – Szerszeń zanurkował pod taśmą ze zwinnością, jakiej trudno było oczekiwać po kimś w jego wieku. – Życzę udanej zabawy – rzucił na odchodnym, nie oglądając się za siebie, po czym dołączył do głośnej grupki kryminalistyków, którzy mówili coś jeden przez drugiego i wymachiwali rękami.

Kruchy mrugnął do Idy, po czym ruszył dziarsko w stronę namiotu. Podążyła jego śladem z wyraźnym ociąganiem. Stąpała po mokrych liściach jak po topniejącym lodzie przekonana, że lada moment wydarzy się coś, co już na zawsze zmieni jej wyobrażenie o tym miejscu. I rzeczywiście, już po kilku krokach usłyszała rozpaczliwy trzepot skórzastych skrzydeł, tak głośny, że odruchowo zerknęła przez ramię. Nie dostrzegła niczego. Jedynie szkarłatne plamy, które nagle wykwitły jej przed oczami.

W uszach gwałtownie zahuczała krew, serce mocno załomotało o mostek. Szamanka syknęła, kiedy widmowe kły i pazury wbiły się w jej ciało – nie z zewnątrz, lecz od środka, jakby uwięziony w niej demon postanowił nieoczekiwanie wydostać się na wolność.

Skoczyła do przodu, chwyciła łowcę za ramię. Nie cofnęła dłoni ani nie rozluźniła uścisku nawet wtedy, gdy się zatrzymał i obrócił w jej stronę.

– Nie jestem pewna, o co chodzi – odpowiedziała na pytanie, które dopiero miał zadać. Zamrugała szybko, potarła palcami powieki, aby pozbyć się sprzed oczu krwawych powidoków. – Nie podoba mi się to miejsce.

– Już tu przecież byliśmy. I to nieraz…

– Ale teraz coś jest inaczej. Gorzej niż zwykle.

– Miałaś wizję? Przeczucie?

– Nie… – zawahała się. – Tak. To chyba Pech próbuje mnie ostrzec.

– Twój demon. – Kruchy omiótł szamankę badawczym spojrzeniem, jakby oczekiwał, że opętująca ją istota lada chwila zmaterializuje się gdzieś obok nich. – Ufasz mu?

– Czy wierzę, że dla odmiany chce uchronić mnie przed zagrożeniem? – Skrzywiła się sceptycznie. – Nigdy w życiu. W końcu żywi się moim strachem, im bardziej mam przerąbane, tym lepiej dla niego… No chyba że sam znajdzie się w niebezpieczeństwie – dodała po chwili namysłu. – A cokolwiek tu jest, on się tego boi.

– Może po prostu nie podobają mu się zaklęcia ochronne – zauważył trzeźwo łowca. – Demony nie są zbyt kompatybilne z białą magią.

– Może – przyznała bez oporów, ale i bez przekonania.

Kruchy zastanawiał się przez moment, po czym bez słowa odszedł tam, skąd dopiero co przyszli, w kierunku pękatych toreb ze sprzętem, ustawionych wzdłuż taśmy na brezentowej plandece. Grzebał w nich przez jakiś czas, przerzucając w tę i z powrotem pobrzękującą cicho zawartość, wreszcie wrócił do Idy uzbrojony w dwa szerokie pasy. Podał jej jeden, drugi zapiął sobie na biodrach. Były identyczne, wykonane z metalowych blaszek w kształcie wężowych łusek, a wielkie klamry wyobrażały głowę kobry o rozpostartym kapturze i wyszczerzonych zębach.

– Emitery pola obronnego – wyjaśnił krótko. – Na wszelki wypadek. Zakładaj i chodź. Nie będziemy niczego dotykać, rozejrzymy się tylko.

Otoczeni sferami przydymionego, falującego powietrza podeszli do grobu, ostrożnie stawiając stopy na śliskim błocie. Zajrzeli do środka.

Denat musiał spędzić pod ziemią ładnych parę lat, na co wskazywały niezbicie przegniłe strzępki ubrania, lecz same zwłoki nie nosiły żadnych widocznych śladów rozkładu. Skóra, choć blada niezdrową, sinawą bladością, przypominała skórę żywego człowieka, zdawała się nawet pomału nabierać rumieńców od słońca i zimnego wiatru. Umazana ziemią twarz utrudniała dokładną ocenę wieku, ale po regularnych rysach, gęstych ciemnobrązowych włosach, gładkich dłoniach i szczupłej sylwetce dało się oszacować, że mężczyzna umarł bardzo młodo, w okolicach trzydziestki.

Łagodne oblicze zastygło mu w wyrazie niewinnego zdziwienia, Ida była jednak przekonana, że to tylko maska. Że ten spokojny bezruch to pułapka, którą ktoś zastawił tu specjalnie na nich. Że na pozór martwe ciało aż rezonuje od tłumionego szyderczego śmiechu. Wyobraźnia zrobiła swoje i już w następnej sekundzie szamanka dostrzegła, jak oczy trupa poruszają się nieznacznie pod powiekami, a usta wypowiadają bezdźwięczne zaklęcia…

Cofnęła się gwałtownie, poślizgnęła na rozmiękłym gruncie. Dopiero gdy podtrzymana przez łowcę odzyskała równowagę, jej wzrok padł na wystające z ziemi kości. Ptasie i kocie czaszki, szczerbate grzebienie żeber, białe łańcuszki drobnych kręgosłupów.

– Stos ofiarny pierwsza klasa – mruknął Kruchy, wolno obchodząc grób.

– To była ofiara z niego czy dla niego? – zainteresowała się szamanka. Nie mogła zdecydować, która z tych możliwości bardziej ją niepokoi.

– Wnioskując po stanie zwłok, raczej to drugie. Ktoś się mocno natrudził, żeby założyć te zabezpieczenia. Wyczuwam zarówno białą, jak i czarną magię, a bardzo trudno splątać je ze sobą tak, by się nawzajem wzmacniały, zamiast neutralizować. Wyższa szkoła jazdy, powiadam ci.

– A te zabezpieczenia chronią jego czy raczej przed nim?

– Dobre pytanie. Zwłaszcza że to, co jest groźne dla twojego demona, niekoniecznie jest groźne dla nas. Ale od samego patrzenia niewiele się dowiemy. Szerszeń ma rację, bez nakazu i dobrego nekromanty nic tu po nas.

– A załatwienie jednego i drugiego trochę potrwa – sarknęła Ruda, ze złością dźgając palcem klawiaturę telefonu.

Nawet nie zauważyli, kiedy podeszła. Skrzywione wargi, głębokie cienie pod oczami i powieki zmrużone w wąziutkie szparki sugerowały, że świeżo objęte stanowisko w Wydziale Wewnętrznym dało jej już nieźle popalić. Ale Ida nie miała ani nadziei, ani złudzeń. Czarownica wbrew pozorom była w swoim żywiole, jej miodowe tęczówki jarzyły się jasno jak nigdy dotąd. Szanse na to, by zechciała przekazać dowodzenie nad tym śledztwem komuś innemu, wynosiły zero. A nawet mniej.

– Maćkowiak ma już papiery na biurku. – Kobieta z westchnieniem wrzuciła komórkę do torby. – Ale zanim je rozpatrzy i puści dalej, zdążymy tu wszyscy zapuścić korzenie. – Z niechęcią zerknęła na szamankę. – Twój ruch, smarkulo.

Ida nie zapytała, co to znaczy. Świetnie wiedziała, o co chodzi.

I wcale a wcale nie czuła się gotowa.

Poderwała głowę, gdy ciężkie, skotłowane chmury rozpruł szybki zygzak błyskawicy.

– Najwyższy czas, żebyś porozmawiała z Demonem Luster.

Jakby tylko czekając na te słowa, po niebie przetoczył się grom, a pierwsze krople deszczu zabębniły głośno w dach namiotu.

Szamanka nic nie powiedziała. W końcu rozkaz to rozkaz. Patrzyła ponuro, jak strugi lodowatej wody sieką obumarłą trawę i wyszarpują liście z rosochatych drzew. Czuła w kościach, że wbrew temu, czego wszyscy oczekiwali, jej spotkanie z Kusicielem to jeszcze nie będzie koniec, lecz zaledwie początek wyjątkowo paskudnych kłopotów.

A ponieważ miała Pecha, miała również rację.Rozdział drugi

– Wyglądasz gorzej, niż ja się czuję – przywitał się wesoło Kruchy. Szamanka nawet nie zauważyła, kiedy wszedł do sali odpraw i zajął krzesło obok niej.

– Ciężki weekend? – spytała.

– Chyba nie aż tak jak twój.

Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że popatrzyła na łowcę ze zbolałą miną.

– Oho. Działo się, jak widzę. Co tym razem?

– Niby to samo co zwykle – mruknęła, ponownie wbijając wzrok w zgaszony ekran projekcyjny. – Ale nie do końca. Nigdy dotąd nie przeprowadzałam nikogo młodszego ode mnie. Straszne uczucie.

Łowca ze zrozumieniem pokiwał głową. Obserwował w milczeniu ponury profil szamanki, nie po raz pierwszy zdając sobie sprawę, że nie pamięta, kiedy ostatnio słyszał jej śmiech. Dokonywał tego odkrycia regularnie od ładnych paru tygodni i za każdym razem budziło w nim przykrą mieszaninę niepokoju oraz nie do końca zrozumiałej irytacji.

– Ta biedna dziewczyna nie skończyła nawet dziewiętnastu lat – kontynuowała Ida nie swoim, zupełnie wypranym z emocji głosem. – Dopiero co zdała maturę i zaczęła studia, niedawno znalazła nową pracę, po raz pierwszy w życiu naprawdę się zakochała. A na dodatek… – zająknęła się. Odgarnęła z twarzy splątane włosy, przez blisko minutę masowała w milczeniu podkrążone powieki.

Nauczony doświadczeniem Kruchy nie próbował jej popędzać. Czekał cierpliwie, obracając w palcach benzynową zapalniczkę.

– Podejrzewa, że była w ciąży – szepnęła wreszcie szamanka. – Patrzyłam na jej śmierć każdej nocy od przeszło miesiąca, ale sny ani razu nie pokazały mi żadnego dziecka. A skoro nie śniłam o dziecku, to by oznaczało, że nie powinno było umrzeć, a ja przybyłam za późno, żeby temu zapobiec. I na samą myśl o tym, że leżą tam teraz oboje i gniją w mydlinach… – Wzdrygnęła się, odwróciła głowę.

– To pewnie marna pociecha – powiedział łowca po chwili taktownej ciszy – ale może ta dziewczyna zwyczajnie się pomyliła, a ty niepotrzebnie robisz sobie wyrzuty?

– Obyś miał rację. – Skuliła ramiona, międląc w dłoniach powyciągane rękawy swetra. W niepojęty sposób przypominała teraz jednocześnie zagubioną, spłoszoną dziewczynkę oraz przygniecioną życiem staruszkę, która na nic już nie potrafi reagować inaczej niż tylko melancholijną rezygnacją. – Tyle że w gruncie rzeczy to bez różnicy, jest dziecko czy go nie ma. Ja już po prostu na dobre przestałam rozumieć, na cholerę mi dar widzenia przyszłości, skoro nie wolno mi jej zmieniać. Rok temu nawet się nad tym nie zastanawiałam, ale teraz, po tym wszystkim, co się wydarzyło… – Zerknęła na Kruchego. – No sam powiedz, jaki w tym jest sens? Przepowiednie potrafią mnie nawiedzać przez wiele długich tygodni, zanim wreszcie się urzeczywistnią, a ja się pytam: po co?

Nie miał na to żadnej odpowiedzi, więc tylko bezradnie rozłożył ręce.

– Otóż właśnie. Tekla twierdzi, że to po to, żeby mnie psychicznie przygotować do kolejnego zadania, jednak ostatnio… – Szamanka niespokojnie zawierciła się na krześle. – Ostatnio coraz częściej nachodzi mnie taka okropna myśl, że to nie śmierć zsyła mi sny, tylko moje sny zsyłają śmierć, a ja próbuję ścigać się z własnym umysłem…

– Urocza perspektywa.

– Wiedziałam, że ci się spodoba.

Wymienili blade uśmiechy.

– Rozmawiałeś z Rudą? – Szybko zmieniła temat, żeby przełamać wreszcie tę grobową atmosferę.

– A jak sądzisz, czemu się tu ukrywam? – Kruchy obejrzał się na drzwi, jakby chciał sprawdzić, czy czarownica przypadkiem nie podsłuchuje w progu. – Jest wściekła jak wszyscy diabli. Naskoczyła na mnie z samego rana i zaczęła coś pleść o zaległych raportach, które ma na biurku już od zeszłego wtorku. Zdecydowanie za dużo ostatnio pracuje, a za mało śpi, powoli przestaje ogarniać mapę…

– Powiedziała ci, dlaczego odwołała dzisiejszą odprawę?

– Taaaa… Warszawa przysłała nam kolejny zespół speców od deszyfrowania zaklęć – odrzekł na wpół z nadzieją, na wpół sceptycznie. – Ruda zamknęła się z nimi w konferencyjnym i właśnie składa sprawozdanie z tego, co udało nam się ustalić na temat zwłok w ogrodzie Kusiciela. Czyli już od przeszło godziny nawija o niczym, no bo przecież nadal guzik wiemy. Ale, ale – zreflektował się – my tu sobie gadu-gadu, a czy ty przypadkiem nie powinnaś być teraz na sesji z czytaczami?

– Znowu mi ją przełożyli – poskarżyła się, lecz Kruchy odniósł wrażenie, że w rzeczywistości przyjęła to z ulgą. – Dostali dziś do analizy nową partię zapisów z jaźni Szkudlarka i Karewicza, ponoć będą w nich grzebać przynajmniej do środy. Już od miesiąca odgrażają się, że prześwietlą mi głowę, żeby, cytuję, „zmapować ektoplazmatyczną aktywność umysłu oraz zidentyfikować indywidualną psychoenergetyczną sygnaturę daru wieszczego śnienia”, koniec cytatu. Czyli że co? Tak w praktyce?

– Czyli że w praktyce sczytają sobie aurę twoich snów i sprawdzą, czy zostawiają po sobie jakieś unikatowe ślady, które pozwolą odróżnić je od innych nadprzyrodzonych mocy – wyjaśnił łowca. – Wszyscy nowi pracownicy Firmy przechodzą taką wiwisekcję, to standardowa procedura. Coś jak pobieranie mentalnych odcisków palców. – Zerknął na zegarek. – Zejdziemy na dół na śniadanie, zanim Ruda skończy się spowiadać ważniakom ze stolicy i znowu zacznie na nas wrzeszczeć? Umieram z głodu.

– Ty zawsze umierasz z głodu.

– I zamierzasz bezczynnie przyglądać się mojej agonii, okrutna kobieto? Masz pojęcie, jak ja cierpię?

Ida przewróciła oczami, lecz nie potrafiła stłumić uśmiechu, więc pośpiesznie odwróciła głowę. Sięgnęła po torbę, z teatralnym westchnieniem wstała z krzesła, a Kruchy wyszczerzył się radośnie od ucha do ucha, po czym raźnym krokiem ruszył za nią do kantyny.

Dwa dni później szamanka stanęła przed pracownią czytaczy umysłów. Zapukała do drzwi raz, potem drugi, ale nikt nie odpowiadał. Przez parę chwil stała niezdecydowana pośrodku pustego korytarza, po czym niepewnie zajrzała do środka.

Słaby, pulsujący blask magicznych kryształów wydobywał z ciemności rzędy zagraconych półek i zarysy dwóch skulonych obok siebie sylwetek. W głośnym syku zaklęć słychać było niecierpliwe szepty oraz pełne irytacji prychnięcia. Zaciekawiona Ida cicho zamknęła za sobą drzwi, po czym ruszyła w tamtym kierunku, klucząc ostrożnie w mrocznym labiryncie regałów. Dotarła do ciężkiego, dębowego stołu ustawionego pośrodku pomieszczenia, zajrzała przez ramię kobiecie z siwymi dredami, upiętymi na czubku głowy w nastroszoną cebulkę, i zmarszczyła brwi, nie bardzo rozumiejąc, na co właściwie patrzy.

W leżącej pośrodku blatu głębokiej czarze z matowego szkła buzowały kłęby białych jak mleko oparów, w których majaczyły widmowe, niewyraźne kształty. W drugim identycznym naczyniu bulgotał oleisty mrok, w nim zaś dla odmiany nie majaczyło nic. Czytaczka co jakiś czas pochylała się raz nad jedną, raz nad drugą misą, aby wrzucić do nich garść maleńkich kamyków lub wpuścić pipetą kilka kropel tajemniczych substancji, a siedzący obok krępy, łysiejący mężczyzna zapisywał coś w grubym zeszycie, cmokał z niezadowoleniem i mamrotał przekleństwa.

– Nie marnuj więcej komponentów, Margo, widzisz przecież, że nic z tego nie będzie. – Czytacz gwałtownie zatrzasnął notes. – Karewicz ma w mózgu cholerną czarną dziurę, a Szkudlarek nadal zbyt skutecznie się maskuje.

– Ale robimy postępy – odparła spokojnie kobieta, obserwując, jak potraktowane kolejnym specyfikiem mleczne tumany nabierają na moment wściekle kanarkowej barwy. – Mgła zapomnienia w umyśle siewcy chyba jakby zaczyna się przerzedzać…

– W oficjalnym raporcie nie ma miejsca na „chyba jakby” – sarknął mężczyzna. Dramatycznym gestem wpił palce w rzadkie włosy i przejechał dłońmi po pomarszczonej twarzy. – Babrzemy się w tych mentalnych pierdach już prawie cztery miesiące! Wyleją nas na zbity pysk, jeśli szybko nie przedstawimy jakichś konkretów…

– Straszny fatalista z ciebie, Grzesiu. Sprawdziłbyś lepiej, czy Brzezińska już przyszła, zamiast tak panikować.

– Już przyszłam, dzień dobry – przywitała się grzecznie szamanka, na co oboje czytacze raptownie poderwali głowy i obrócili się na krzesłach. – Pukałam – zapewniła szybko Ida, napotkawszy karcące spojrzenie Grzegorza. – Nikt nie odpowiadał, a drzwi były otwarte, więc…

Mężczyzna uciszył ją gestem, po czym bez słowa wskazał wolne krzesło po przeciwnej stronie stołu.

– Następnym razem – rzekł cierpko, gdy posłusznie zajęła miejsce – zaczekaj na korytarzu, aż po ciebie wyjdę. Nie powinnaś oglądać zawartości cudzych umysłów, nie masz odpowiednich uprawnień…

– Och, doprawdy – żachnęła się Margo, łypiąc na kolegę znad wielkich okularów w kształcie motylich skrzydeł. – Od kiedy to jesteś taki zasadniczy? Dałbyś spokój, przecież to ona doprowadziła do zatrzymania tych zwyrodnialców…

– I teraz pławi się w blasku chwały, a my odwalamy całą czarną robotę – przerwał jej opryskliwie czytacz, jeszcze bardziej naburmuszony. – Tak koncertowo spartoliła przesłuchanie Kusiciela, że o, proszę bardzo! – Dźgnął palcem czarę z kipiącą czernią. – Proszę, jak mu się mózg zlasował!

Kobieta omiotła wzrokiem sufit, po czym posłała szamance pokrzepiający uśmiech.

– Nie przejmuj się tym jęczybułą, robi się nieznośny, kiedy spada mu cukier. No już, już, zjedz pierniczka, Grzesiu. – Podsunęła mu paterę z domowymi wypiekami, którą w bladym świetle kryształów Ida omyłkowo wzięła za jeszcze jedno naczynie do analizy ektoplazmatycznych widziadeł.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: