Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Fashion Victim - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Fashion Victim - ebook

Najmodniejszy thriller sezonu!
Kiedy Sophie Kent złapie trop, nie wypuści go z rąk!

Fashion Victim to pasjonujący kryminał autorstwa amerykańskiej dziennikarki Carrie Jackson, którego akcja obraca się wokół świata mody. Sophie Kent, reporterka londyńskiej gazety bada sprawę morderstwa młodej modelki, która przyjechała do Londynu w pogoni za lepszym życiem. Śledztwo okazuje się bardzo ryzykowne, lecz młoda dziennikarka traktuje je jako wyzwanie i odskocznię od problemów osobistych. Bowiem Sophie wciąż nie może się pogodzić z tragiczną śmiercią młodszego brata, za którą czuje się odpowiedzialna. Sophie prowadzi czytelników przez świat mody i blichtru, odsłaniając przed nimi sekrety skrywane pod błyszczącą otoczką pozorów.

Fashion Victim to idealna lektura zarówno dla fanów gatunku, jak i mody. W tej książce znajdziemy wszystko, czego wymaga dobry kryminał: wiarygodne postaci, przemyślaną fabułę, niezwykłą atmosferę tajemnicy.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-5173-7
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

***

Skórę ma idealną.

Różową i jędrną. Na widok tego, jak w zimną noc pokrywa ją gęsia skórka, zalewa mnie i przenika na wskroś fala gorąca. Rozbudza we mnie tęsknotę, pragnienie, furię. Palącą furię, tak intensywną, że aż drżę.

Leży rozciągnięta na materacu; ma zamknięte oczy, a ciemne włosy oblepiają jej czoło jak mokre wstążki. Zaciągam się papierosem. Obserwuję ją przez dym. Odwraca ode mnie głowę. Nie szkodzi. Nie muszę oglądać jej twarzy. Znam ją jak własną. Umiem wyobrazić sobie cień na jej powiekach, pełne, słodkie usta.

W oddali krzyczy lis. Przechylam głowę w bok, zwijam papierosa między palcem wskazującym a kciukiem. Wiatr wpadający przez okno szopy szarpie moimi włosami jak namolny dzieciak. Wyciągam rękę i przykładam papierosa do zagłębienia nad jej zbiegającymi się obojczykami.

Gorący, czerwony syk przypalanej skóry.

Moje ciało nuci.

Ktoś wierci się obok mnie, niwecząc czar chwili.

– Gotowa?

Głos ma szorstki. Jakby ktoś ciągnął aksamit po żwirze.

– Nie spieszcie się. Nigdzie się nie wybiera.

Wodzę wzrokiem po przywiązanych nadgarstkach, śliskiej taśmie na ustach.

Pod ścianą czekają na swoją kolej inne cienie. Nadciąga koniec. To nie ulega wątpliwości. Te purpurowe, przesycone bólem noce już nie wystarczają. Ona nie wystarcza. Widzę, jak szybko znikają im z ust uśmiechy, jak ich wzrok robi się pusty, gdy jest po wszystkim.

Przechodzi obok mnie. Czuję woń stęchłego potu i landrynek. Słyszę, jak je ssie. Słyszę, jak cukierek uderza o jego zęby.

Klęka przy niej. Rozpina pasek. Nie potrafię odwrócić wzroku. Ona spogląda na mnie. Błaga mnie milcząco w ciemności. Jej źrenice są czarne i błyszczące, jak cukierki lukrecjowe.

Mój ojciec za nimi przepadał. Zawsze dawał mi lukrecjowego świderka, gdy przestawał mnie już dotykać.

Patrzę na pokrytą pęcherzami ranę na szyi.

Teraz jej skóra jest doskonała.1

Luty 2014 roku

Połyskująca, ubielona szronem trawa skrzypiała pod moimi stopami, kiedy kręciłam się przy taśmie policyjnej, żeby lepiej widzieć. Skrawek głowicy siekiery zalśnił w zimowo błękitnym świetle. Reszta tkwiła w czaszce chłopaka. Na drewnianym trzonku widniało jakieś logo, ale nie mogłam go odczytać. Rozpoznam je później ze zdjęć. To jest szczegół, który chciałabym uwzględnić.

Odetchnęłam głęboko i skrzywiłam się, gdy arktyczny mróz wdarł się do moich płuc. Było potwornie cicho. Kiedy jęk syren przeszył powietrze, znajdowałam się na sąsiedniej ulicy i ze swoim fotografem szukałam świadków napadu rabunkowego. Popędziliśmy w stronę niebieskich świateł i wpadliśmy na teren blokowiska w Milton Way tuż za policją. Technicy kryminalistyczni dopiero zaczęli oględziny ciała. Przyczyna śmierci nie podlegała jednak dyskusji.

– Chryste – usłyszałam słaby i jakby odległy głos Neda Masona, który przecież stał tak blisko mnie, że czułam woń papierosa, którego niedawno wypalił. – Czy to jest siekiera?

Nie czekał na odpowiedź. Gorączkowe „cyk-cyk-cyk” jego aparatu podpowiedziało mi, że się pozbierał. Uchwycenie szczegółów było bardzo istotne. Podciągniętej nogawki odsłaniającej chudą czarną łydkę. Zdartego trampka przewróconego na bok. Kępek włosów wystających znad zakrwawionego kołtuna. Powiodłam wzrokiem w kierunku granatowej parki. Wróciło do mnie wspomnienie, ale przegoniłam je, skupiając się na rozłożonych rękach dzieciaka. Jego palce nadal wbijały się w oszronioną trawę po tym, jak usiłował się czołgać.

Ned poruszył się i ściszył głos:

– Nadciąga kawaleria.

Jakiś przysadzisty policjant, którego nie znałam, rzucił się w naszą stronę z brezentem pod pachą.

– Może mi pan powiedzieć coś o tym dzieciaku?

Łypnął na mnie chytrymi oczkami.

– A pani to…?

Nie ściągając rękawiczki, chwyciłam identyfikator.

– Sophie Kent z „The London Herald”.

– Sophie Kent, jeżeli znajdzie pani tutaj coś, co przypomina twarz, którą można by zidentyfikować, dam znać szefowi.

Wyciągnęłam notatnik, chociaż mina policjanta podpowiadała mi, że tylko tracę czas.

– Wiadomo, kto go znalazł? Albo jak długo tu leży?

Policjant zarzucił brezent na zwłoki i pochylił się, żeby go naciągnąć; zawahał się w miejscu, gdzie tkwiła siekiera. Kiedy się wyprostował, jego dziobata twarz była o ton bledsza.

– Przykro mi, kochaniutka. Dostaliśmy wyraźne polecenie, żeby się nie bratać z takimi jak wy. Szkoda, bo nie miałbym nic przeciwko brataniu się z tobą.

Jego wąskie usta rozciągnęły się w lubieżnym uśmieszku, który jednak nie rozluźnił zaciśniętej szczęki. Zignorowałam komentarz. Napięcie rosło, nie bez powodu. Mój naczelny określiłby ten przypadek skrótem KWM. Kurewsko Ważne Morderstwo. Od chwili, gdy dziewięć miesięcy wcześniej komisarz londyńskiej policji publicznie zapowiedział zaostrzenie patroli na ulicach miasta, zginął dwudziesty nastolatek. Ten chłopak będzie synonimem porażki mundurowych. Nic dziwnego, że nie chcą z nami rozmawiać.

Funkcjonariusz poczłapał w stronę policyjnych furgonetek; jego ślady utworzyły szmaragdową ścieżkę na szronie.

Ned sapnął obok mnie i mrużąc oczy, wpatrywał się w wyświetlacz aparatu.

– Mam ciało, siekierę. Czego jeszcze potrzebujemy?

Zerknęłam na parkę dzieciaka, złote kółeczko zdobiące rękaw. Zacisnęłam oczy, gdy widok takiej samej kurtki mignął mi we wspomnieniach – tylko że tamta otulała chude ciało białego chłopaka ze srebrzystymi blond włosami.

Wzięłam głęboki wdech i zmusiłam się do uspokojenia głosu.

– Sfotografuj tłumek. Żałobników. Niebawem zaczną tu nadciągać. Zrób zbliżenia bliskich mu ludzi. Wszystkiego, co opowiada jego historię.

Śmierć tego dzieciaka może symbolizować coraz większą bezradność policji, ale nie pozwolę, żeby zredukowano ją do danych statystycznych.

Ned udawał, że nie dostrzega kłębiących się we mnie emocji. Swoimi szarymi oczami wnikliwie przyjrzał się miejscu zbrodni.

– To raczej nie jest przeciętne uliczne zabójstwo.

Odchrząknęłam, potupałam, żeby się rozgrzać, zerknęłam na zielone płótno otwartego plecaka tkwiącego obok ciała i jego zawartość walającą się po ziemi. Plastikowe pudełko na drugie śniadanie leżało obok zniszczonego egzemplarza Romea i Julii. Okładka podręcznika biologii łopotała na wietrze.

– Był młody. Wracał, biedak, ze szkoły.

Głos mi się załamał. Tym razem Ned na mnie zerknął.

– Dobrze się czujesz?

Popatrzyłam na ciemniejące niebo.

– Tak.

Zawahał się, po czym zarzucił pasek aparatu na szyję.

– Znajdę cię, gdy skończę.

Obserwowałam, jak przeciskał się przez tłum – strudzony wędrowiec. W wieku sześćdziesięciu czterech lat Ned był znacznie starszy od przeciętnego fotografa miejsc zbrodni, ale brak finezji nadrabiał doświadczeniem. Choć mawiał, że czeka już „w hali odlotów do Pana Boga”, ani razu nie zwątpiłam w jego umiejętność uchwycenia najlepszego ujęcia.

W powietrzu rozległo się dalekie „łup-łup-łup” łopat telewizyjnego śmigłowca. Z walącym sercem przyglądałam się coraz większemu chaosowi. Świadkowie zbierali się w grupki i obejmowali, oczy tańczyły im w błyskach fleszy. Dziennikarze i członkowie ekipy wiadomości biegali wokół nich jak rozgorączkowane wiewiórki. Gdybym do nich dołączyła, zdobyłabym dokładnie te same cytaty. Potrzebowałam innej drogi.

Przeczesywałam wzrokiem dżunglę wysokich budynków. Do zabójstwa doszło za linią zaparkowanych samochodów, na trawiastym nieużytku przed blokiem. Najlepszy widok zapewni mi trzecie piętro domu z prawej strony. Popędziłam w kierunku klatki schodowej i pokonywałam po dwa stopnie naraz, omijając po drodze zużytą prezerwatywę i pudełka z Burger Kinga. Na górze zatrzymałam się dla złapania tchu. Kwaśna woń moczu wypełniła mi nozdrza.

Zapukałam do pierwszych drzwi.

Stanęła w nich starsza kobieta. Niska, mojego wzrostu, okrągła jak beczka. Miała na szyi medalik z wizerunkiem świętego Krzysztofa.

– Dzień dobry. Jestem dziennikarką z „The London Herald”. Może mi pani powiedzieć coś o tym zdarzeniu?

– Nic nie widziałam. – Głos miała wysoki i marudny. Poprawiła na nosie okulary z grubymi szkłami i odsłoniła głębokie czerwone odciski po oprawkach. – Ale sprawa jest oczywista, prawda? Narkotyki. Mieszkam tu od ponad czterdziestu lat. Niegdyś to była porządna dzielnica. Wie pani, ile dzieciaków zamordowano tutaj ostatnio?

Byłam pełna współczucia. Pisałam o większości z nich.

Dostrzegłam przed sobą wysoką brunetkę wpadającą do swojego mieszkania.

– Chwila!

Zerknęła na mnie, a jej niepokój był tak wyraźny, że na moment zbił mnie z tropu. Dojrzałam jej twarz ukrytą za kurtyną ciemnych włosów. Delikatne rysy i pełne usta, które wciąż zagryzała; miała widoczną przerwę między jedynkami. Wpatrywała się w podłogę, jakby próbowała powstrzymać się od płaczu. Broda marszczyła jej się z wysiłku.

– Dobrze się czujesz?

Dziewczyna otarła zapuchnięte oczy trzęsącą się dłonią. Błękitny tatuaż przedstawiający motyla pokrywał dolną część środkowego palca. Zaczęła zamykać drzwi, ale wyciągnęłam rękę, żeby ją powstrzymać.

– Proszę, pozwól sobie pomóc.

Nie odezwała się. Ale drzwi zostawiła otwarte.

Weszłam za nią do malutkiego salonu wypełnionego siwym dymem. Na ścianach, w miejscach zawilgoconych plam, żółta farba łuszczyła się jak trądzik. W mieszkaniu było niewiele cieplej niż na zewnątrz. Otuliłam się płaszczem i czekałam, aż dziewczyna się odezwie, ale ona opadła na szarą kanapę, założyła jedną chudą nogę na drugą i zapaliła ponownie skończonego do połowy papierosa. Dym zawirował ku górze i uderzył w sufit.

– Znałaś ofiarę?

Popatrzyła na mnie pustym wzrokiem. Dostrzegłam na półce słownik rosyjsko-angielski.

– Jesteś z Rosji?

Na wspomnienie tego kraju jej fioletowobłękitne oczy zabłysły.

– Jak masz na imię?

Zaciągnęła się głęboko i wypuściła z ust długą smużkę białego dymu.

– Natalia.

Nie spodziewałam się tak głębokiego głosu. Pomimo dojmującego chłodu dziewczyna miała na sobie tylko koszulkę i krótką kwiecistą spódnicę, która falowała, gdy Natalia podrzucała bosą stopą.

– Ile masz lat?

Zawahała się.

– Osiemnaście.

– Od jak dawna jesteś w Londynie?

Zdusiła papierosa w przepełnionej popielniczce.

– Od trzech miesięcy.

Nie ciągnęła tematu, a ja nie naciskałam. Zauważyłam czarne portfolio wystające spod kanapy; na okładce złote litery układały się w napis „Models International”. To by tłumaczyło jej kościstą smukłą sylwetkę.

– Mieszka z tobą ktoś jeszcze?

Drżącymi dłońmi Natalia zapaliła kolejnego papierosa.

– Ewa. Ona na casting.

Kończył mi się czas. Podeszłam do okna. Ujęłam w palce firankę, która wydawała się wilgotna. Technicy kryminalistyczni rozstawiali nad ciałem chłopaka biały namiot. Granatowa parka.

Potrząsnęłam głową.

– Płaczesz z tego powodu? Widziałaś coś?

Natalia podniosła się i podeszła do mnie. Przez okno wpadało do środka wodniste dzienne światło, w którym mogłam przyjrzeć się jej twarzy. Perłowoblada skóra, ohydny fioletowy siniak na policzku. Wyjrzała na zewnątrz i zasłoniła dłonią usta. Bransoletka siniaków otaczała jej nadgarstek. Pokręciła głową tak gwałtownie, że kosmyki ciemnych włosów uwolniły się z koka i opadły na ramiona. Zaprowadziłam ją delikatnie z powrotem na kanapę.

– Natalio, co się stało z twoją twarzą?

Zapadła się w siedzenie i naciągnęła spódnicę na mlecznobiałe uda. Nie udało się jej zakryć znamienia, okrągłego i brązowego jak stary pens.

– To wypadek. Pośliznąć się. – Posłała mi żałosne spojrzenie. – Proszę, pani iść.

– Nie wyjdę stąd, dopóki nie pozwolisz sobie pomóc.

Natalia zagryzła usta.

– Nie mogę tutaj rozmawiać. Gdzie indziej.

– Gdzie?

Wzruszyła ramionami. Oczy zaszły jej mgiełką strachu. Sięgnęłam po jej telefon i wybrałam swój numer. W mojej torebce rozległ się dzwonek.

– Posłuchaj, mam twój numer. Przyślę ci adres pobliskiego pubu. Możemy się tam spotkać dzisiaj wieczorem?

Natalia pokręciła głową.

– Jutro?

Lekkie skinienie.

Wyszłam z mieszkania i oparłam się ciężko o zimny beton. Siłą woli zmuszałam stopy, by się poruszyły. Wiedziałam, co się wydarzy, jeśli tego nie zrobią.

Gdy zapukałam do trzeciego z rzędu mieszkania, dowiedziałam się, że ofiarą był czternastoletni Jason Danby. Pilny uczeń i zagorzały wielbiciel drużyny Millwall, wychowywany przez ciotkę Mary, która mieszkała w wieżowcu naprzeciwko. Jego starszy brat Jermaine należał do otoczonego złą sławą gangu zwanego Red-Skilled Boys i często włóczył się po blokowisku w swojej charakterystycznej kurtce: granatowej parce. Mężczyzna o smutnych oczach i z włosami przyprószonymi siwizną powiedział mi, że usłyszał krzyk, a gdy wyjrzał przez okno, zobaczył krew płynącą z czaszki chłopaka na ziemię. Zanim zauważył plecak, myślał, że to Jermaine. Wziął ode mnie wizytówkę i zamknął drzwi, kręcąc głową.

Osiemnaście metrów niżej do namiotu podszedł patolog. Działaj dalej. Zamknęłam oczy i odtworzyłam obraz pod powiekami. Zakrwawiona twarz i oszronione skarpetki. Zmarznięte opuszki palców, lepka siekiera. Działaj dalej. Moja dłoń sięgnęła po małe srebrne „T” na łańcuszku. Wbiłam w palce kanty znanego mi kształtu. Nagle strach, ciężki jak błoto, wypełnił mi żołądek. Zacisnęłam oczy i przygotowałam się na uderzenie. Przyspieszone tętno. Urywany oddech. Zimna żelazna pięść zaciśnięta na sercu. Wbiłam paznokcie w dłonie, nie poddając się i odganiając strach. Mdłości ustąpiły bólowi. Zawyłam i kopnęłam mocno w ścianę.

Ruszyłam chwiejnym krokiem i załomotałam do kolejnych drzwi. Tania sklejka zadrżała pod moją ręką. Kiedy drzwi się uchyliły, przez szparę wyjrzał żylasty czarnoskóry mężczyzna w zapinanej na suwak niebieskiej bluzie z kapturem; spojrzenie miał nieufne.

– Tak?

– Jestem dziennikarką z „The London…”.

Drzwi zatrzasnęły się przed moją twarzą. Zapukałam ponownie.

Stłumiony głos kipiący gniewem:

– Spadaj stąd.

Działaj dalej.

Dopadłam do drzwi.

– Powiedz mi, co widziałeś. Przestań się chować, ty durniu. Próbuję pomóc…

– Sophie! – Dłoń Neda ścisnęła mnie za ramię. – Co ty wyprawiasz?

Wyswobodziłam się, cofnęłam i zatoczyłam na beton.

– Wiem, kto to. Jason Danby. – Łzy napływały mi do oczu tak gęsto, że prawie nic nie widziałam. – Miał czternaście lat, Ned. Czternaście. Jego ciotka mieszka w bloku C. Muszę z nią porozmawiać.

– Będzie ją otaczał mur ludzi. Poza tym… – Ned zawahał się i uniósł brwi. – Poza tym nie powinnaś rozmawiać z członkami rodziny. Nie w taki sposób.

– Co to ma, do cholery, znaczyć?

Ned majstrował przy pasku od aparatu.

– Posłuchaj, to twój pierwszy dzień po powrocie, a to miejsce zbrodni jest…

– Ned, tam leży nastolatek z siekierą wbitą w głowę. Możesz sobie darować?

Ned wzruszył ramionami i otworzył usta, żeby się odezwać, ale nie zamierzałam go słuchać. Odwróciłam się na pięcie i popędziłam w dół schodów. W kierunku bloku C. Do Mary Danby. Ku jej historii.

Lodowate powietrze ścisnęło mi wnętrzności.

Działaj, kurwa, dalej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: