Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Fatalna czarownica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Fatalna czarownica - ebook

Mildred Hubble, to zwykła dziewczyna, której marzenie się spełniło – została uczennicą w Akademii Czarów Panny Cackle. Niestety Mildred należy do osób, które bez przerwy pakują się w kłopoty.

Pierwszy rok w Akademii panny Cackle zapowiada się emocjonująco: ceremonia rozdania kotów, wielka uroczystość z okazji Halloween i pokaz akrobacji na miotłach, który przygotować ma klasa pod opieką surowej Panny Hardbroom. Czy Mildred poradzi sobie na klasówce z eliksirów i czy da jej się uratować szkołę przed spiskiem złej siostry Panny Cackle?

Fatalna czarownica to powieść, która pokochały miliony młodych czytelników i widzów na całym świecie. Teraz z przygodami Midred mogą zapoznać się również ci z polskich fanów, którzy znali je dotąd tylko z Netflixa.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-069-1
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Fa­tal­na cza­row­ni­ca

Jill Mur­phy za­czę­ła two­rzyć opo­wie­ści w wie­ku sze­ściu lat. Za­pi­sa­ne kart­ki łą­czy­ła zszy­wa­czem i tak po­wsta­ły jej „de­biu­tanc­kie” książ­ki. Pierw­sza część z se­rii o pe­cho­wej cza­row­ni­cy zo­sta­ła opu­bli­ko­wa­na w 1974 roku i cie­szy­ła się ogrom­nym po­wo­dze­niem wśród czy­tel­ni­ków. Opi­sa­ne w Fa­tal­nej cza­row­ni­cy przy­go­dy za­in­spi­ro­wa­ne zo­sta­ły wła­sny­mi do­świad­cze­nia­mi au­tor­ki: „Chcia­łam opi­sać szko­łę do­kład­nie taką jak moja, do­da­jąc do niej tro­chę ma­gii. Pra­ce nad ty­tu­łem za­czę­łam w wie­ku 15 lat, a wszyst­kie po­sta­ci mają ce­chy mo­ich szkol­nych przy­ja­ciół, wro­gów i na­uczy­cie­li”. Zda­niem Jill Mur­phy to wła­śnie au­ten­tycz­na pod­bu­do­wa za­pew­ni­ła Fa­tal­nej cza­row­ni­cy świa­to­wy suk­ces.Rozdział pierwszy

Aka­de­mia Cza­rów pan­ny Cac­kle znaj­do­wa­ła się na szczy­cie wy­so­kiej góry oto­czo­nej so­sno­wym bo­rem. Po­nu­re sza­re ścia­ny i wie­życz­ki spra­wia­ły, że gmach bar­dziej przy­po­mi­nał wię­zie­nie niż szko­łę. Cza­sa­mi tuż nad mu­ra­mi ota­cza­ją­cy­mi po­dwór­ko wi­dy­wa­no uczen­ni­ce śmi­ga­ją­ce na mio­tłach ni­czym nie­to­pe­rze, ale za­zwy­czaj miej­sce to spo­wi­ja­ła mgła, więc kie­dy pa­trzy­ło się w stro­nę szczy­tu, moż­na było w ogó­le nie za­uwa­żyć bu­dyn­ku.

Sama szko­ła spra­wia­ła wra­że­nie mrocz­nej i nie­po­ko­ją­cej. We­wnątrz znaj­do­wa­ły się dłu­gie, wą­skie ko­ry­ta­rze i krę­te klat­ki scho­do­we, po któ­rych krą­ży­ły dziew­czyn­ki w czar­nych spor­to­wych tu­ni­kach, czar­nych poń­czosz­kach i czar­no-sza­rych kra­wa­tach. Na­wet la­tem no­si­ły ubra­nia w czar­no-sza­rą krat­kę! Je­dy­ny barw­ny ak­cent ich ubio­ru sta­no­wi­ły szar­fy – każ­da kla­sa mia­ła swój ko­lor – oraz szkol­ne tar­cze z czar­nym ko­tem sie­dzą­cym na tle żół­te­go księ­ży­ca. Pod­czas wy­jąt­ko­wych oka­zji, ta­kich jak ce­re­mo­nia wrę­cze­nia na­gród czy Hal­lo­we­en, uczen­ni­ce no­si­ły spe­cjal­ne mun­dur­ki skła­da­ją­ce się z dłu­gich szat oraz wy­so­kich, szpi­cza­stych ka­pe­lu­szy, ale one rów­nież były czar­ne, więc w su­mie nie­wie­le się zmie­nia­ło.

W szko­le trze­ba było prze­strze­gać tak wie­lu za­sad, że trud­no było je spa­mię­tać, i wła­ści­wie wszyst­ko, co się ro­bi­ło, koń­czy­ło się burą. W do­dat­ku co ty­dzień od­by­wa­ły się te­sty i spraw­dzia­ny.

Mil­dred Hub­ble cho­dzi­ła do pierw­szej kla­sy i na­le­ża­ła do osób, któ­re bez prze­rwy pa­ku­ją się w kło­po­ty. Oczy­wi­ście wca­le nie chcia­ła ła­mać za­sad i na­ra­żać się na­uczy­cie­lom, ale za­wsze koń­czy­ło się tak samo. Wszę­dzie, gdzie się po­ja­wi­ła, dzia­ły się dziw­ne rze­czy i moż­na było mieć pew­ność, że dziew­czyn­ka zro­bi coś nie tak – od­wrot­nie wło­ży ka­pe­lusz albo po­zwo­li sznu­ro­wa­dłom cią­gnąć się po zie­mi. Nie po­tra­fi­ła przejść ko­ry­ta­rzem bez zwra­ca­nia na sie­bie uwa­gi, w efek­cie nie­mal każ­de­go wie­czo­ru mu­sia­ła za karę pi­sać w ze­szy­cie zda­nia albo zo­sta­wać w sali po lek­cjach (choć w su­mie i tak nie mia­ła nic lep­sze­go do ro­bo­ty).

Mimo że po­zna­ła wie­le ko­le­ża­nek, pod­czas za­jęć z wa­rze­nia elik­si­rów trzy­ma­ły się od niej z da­le­ka, bo bały się, że coś zma­lu­je, ze­psu­je lub wy­sa­dzi w po­wie­trze. Je­dy­nie Maud, jej naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka, sta­ła lo­jal­nie u jej boku, i to na­wet w sy­tu­acjach, w któ­rych cier­pła skó­ra. Ra­zem two­rzy­ły za­baw­ną parę, po­nie­waż Mil­dred była wy­so­ka, szczu­pła i no­si­ła dłu­gie war­ko­cze, któ­re czę­sto bez­wied­nie po­gry­za­ła (ko­lej­na rzecz, za któ­rą do­sta­wa­ła burę), Maud zaś była ni­ską i pulch­ną oku­lar­ni­cą z ku­cy­ka­mi.

Pierw­sze­go dnia szko­ły każ­da uczen­ni­ca do­sta­wa­ła mio­tłę i uczy­ła się ją ob­słu­gi­wać, co zaj­mo­wa­ło mnó­stwo cza­su i wca­le nie było ta­kie pro­ste, jak się wy­da­je. W po­ło­wie pierw­sze­go se­me­stru dziew­czyn­ki do­sta­wa­ły rów­nież czar­ne koty, któ­re trze­ba było na­uczyć la­tać na mio­tle. Zwie­rzę­ta te nie od­gry­wa­ły żad­nej istot­nej roli w cza­ro­wa­niu, ale ich obec­noś była ele­men­tem tra­dy­cji; w in­nych szko­łach dla wiedźm roz­da­wa­no w tym sa­mym celu sowy – była to kwe­stia gu­stu i przy­zwy­cza­je­nia.

Pan­na Cac­kle, dy­rek­tor­ka Aka­de­mii Cza­rów, na­le­ża­ła do tra­dy­cjo­na­li­stek i nie wie­rzy­ła w no­wo­mod­ne bzdu­ry, dla­te­go uczy­ła mło­de cza­row­ni­ce daw­nych oby­cza­jów. Zwłasz­cza tych, któ­re sama po­zna­ła w mło­do­ści. Dla­te­go pod ko­niec pierw­sze­go roku na­uki każ­da uczen­ni­ca otrzy­my­wa­ła eg­zem­plarz Księ­gi Cza­rów – owi­nię­te w czar­ną skó­rę to­misz­cze gru­be na dzie­sięć cen­ty­me­trów. Dziew­czyn­ki wca­le z nie­go nie ko­rzy­sta­ły, po­nie­waż w kla­sach mia­ły lżej­sze wy­da­nia w mięk­kich opra­wach. Po pro­stu, po­dob­nie jak koty, była to część szkol­nej tra­dy­cji.

Oprócz wrę­cza­nia na­gród na ko­niec roku szkol­ne­go w aka­de­mii nie od­by­wa­ły się żad­ne uro­czy­sto­ści, nie li­cząc pią­te­go i ostat­nie­go dnia roku, kie­dy uczen­ni­ce otrzy­my­wa­ły Cer­ty­fi­kat Cza­row­ni­cy Wyż­szej Ka­te­go­rii. Jed­nak wy­da­wa­ło się mało praw­do­po­dob­ne, aby Mil­dred mia­ła kie­dy­kol­wiek go do­stać, dla­te­go nie za­przą­ta­ła so­bie nim gło­wy. Już dru­gie­go dnia za­jęć z la­ta­nia na mio­tle roz­bi­ła się o mur ota­cza­ją­cy dzie­dzi­niec, zła­ma­ła drą­żek i uszko­dzi­ła ka­pe­lusz. Sprzęt la­ta­ją­cy zdo­ła­ła na­pra­wić, uży­wa­jąc kle­ju oraz ta­śmy kle­ją­cej. Nie­ste­ty od tej pory mio­tła nie wy­glą­da­ła naj­le­piej, a do tego sta­wa­ła się nie­przy­jem­nie i nie­prze­wi­dy­wal­nie na­ro­wi­sta.

Dość już jed­nak wspo­mi­na­nia. Hi­sto­rię Mil­dred, fa­tal­nej cza­row­ni­cy, roz­pocz­nie­my w po­ło­wie pierw­sze­go se­me­stru, w noc po­prze­dza­ją­cą przy­dzie­la­nie kot­ków…

Zbli­ża­ła się pół­noc i szko­łę spo­wi­ja­ła ciem­ność, tyl­ko w jed­nym wą­skim okien­ku mi­go­ta­ła świecz­ka. Okno znaj­do­wa­ło się w po­ko­ju Mil­dred, a dziew­czyn­ka sie­dzia­ła na łóż­ku w czar­no-sza­rej pi­ża­mie w pa­ski i co kil­ka mi­nut przy­sy­pia­ła. Maud le­ża­ła zwi­nię­ta w kłę­bek po dru­giej stro­nie łóż­ka. Mia­ła na so­bie sza­rą fla­ne­lo­wą ko­szu­lę noc­ną oraz czar­ny weł­nia­ny szal.

Każ­da uczen­ni­ca zaj­mo­wa­ła iden­tycz­ny po­kój: mi­ni­ma­li­stycz­nie urzą­dzo­ny, z sza­fą, łóż­kiem o że­la­znej ra­mie, sto­łem i krze­słem, a tak­że wą­skim oknem przy­po­mi­na­ją­cym te uży­wa­ne przez zam­ko­wych łucz­ni­ków kil­ka wie­ków wcze­śniej. Do ścia­ny był przy­mo­co­wa­ny drą­żek, z któ­re­go zwi­sa­ły ram­ki z cy­ta­ta­mi z Księ­gi Cza­rów oraz, już za dnia, nie­to­pe­rze. U Mil­dred miesz­ka­ły trzy ta­kie stwo­rze­nia, nie­wiel­kie i wło­cha­te, bar­dzo przy­ja­zne. Dziew­czyn­ka bar­dzo je lu­bi­ła. Te­raz jed­nak nie mo­gła się do­cze­kać, kie­dy do­sta­nie kota. Wszyst­kie uczen­ni­ce były tym po­da­run­kiem pod­eks­cy­to­wa­ne i spę­dzi­ły wie­czór na pra­so­wa­niu od­święt­nych szat i pro­sto­wa­niu wgnie­ceń w szpi­cza­stych ka­pe­lu­szach. Maud czu­ła się zbyt pod­nie­co­na, aby za­snąć, więc za­kra­dła się do po­ko­ju Mil­dred, żeby z nią po­roz­ma­wiać.

– Jak na­zwiesz swo­je­go ko­cia­ka, Maud? – za­py­ta­ła dziew­czyn­ka sen­nym gło­sem.

– Pół­noc – od­po­wie­dzia­ła bez wa­ha­nia Maud. – To od­po­wied­nie imię dla kota cza­row­ni­cy.

– Tro­chę się nie­po­ko­ję – wy­zna­ła Mil­dred, po­gry­za­jąc ko­niec war­ko­cza. – Je­stem prze­ko­na­na, że zro­bię coś okrop­ne­go, na przy­kład na­dep­nę zwie­rzę­ciu na ogon… Albo kot spoj­rzy na mnie i od razu uciek­nie przez okno. Coś na pew­no pój­dzie nie tak! Jak zwy­kle!

– Nie za­mar­twiaj się – po­pro­si­ła ją przy­ja­ciół­ka. – Sama wiesz, że masz do­brą rękę do zwie­rząt. A co do zdep­ta­nia ogo­na, to prze­cież ki­ciuś nie bę­dzie cze­kał na cie­bie na pod­ło­dze. Pan­na Cac­kle wrę­czy ci go i po spra­wie. Na­praw­dę nie ma się cze­go bać!

Za­nim Mil­dred zdą­ży­ła od­po­wie­dzieć, drzwi do jej po­ko­ju otwo­rzy­ły się z hu­kiem i w pro­gu sta­nę­ła owi­nię­ta czar­nym szla­fro­kiem wy­cho­waw­czy­ni, pan­na Hard­bro­om. W ręku trzy­ma­ła lamp­kę. Była wy­so­ką i szorst­ką w oby­ciu ko­bie­tą o ko­ści­stej twa­rzy i ciem­nych wło­sach zwią­za­nych w cia­sny wę­zeł z tyłu gło­wy. Dla­te­go wła­śnie jej czo­ło wy­da­wa­ło się dziw­nie roz­cią­gnię­te.

– Nie za póź­no na har­ce? – za­py­ta­ła nie­przy­jem­nym to­nem.

Dziew­czyn­ki, sły­sząc ha­łas otwie­ra­nych drzwi, pa­dły so­bie w ra­mio­na, a te­raz od­su­nę­ły się od sie­bie i za­czę­ły wpa­try­wać się w pod­ło­gę.

– Oczy­wi­ście je­śli nie chce­cie brać udzia­łu w ju­trzej­szej ce­re­mo­nii, mo­że­my coś na to po­ra­dzić, nie ma spra­wy. Ro­zu­mie­my się? – do­da­ła lo­do­wa­tym to­nem ko­bie­ta.

– Tak, pan­no Hard­bro­om – od­po­wie­dzia­ły po­nu­ro przy­ja­ciół­ki.

Wy­cho­waw­czy­ni spoj­rza­ła zna­czą­co na świecz­kę Mil­dred i wy­szła na ko­ry­tarz, za­bie­ra­jąc ze sobą Maud.

Dziew­czyn­ka zdmuch­nę­ła pło­mień i za­nur­ko­wa­ła pod koł­drę, jed­nak nie mo­gła za­snąć. Za oknem sły­sza­ła po­hu­ki­wa­nie sów, a gdzieś w szko­le skrzy­pia­ły nie­do­mknię­te drzwi. Mil­dred bała się ciem­no­ści, ale… nie mów­cie o tym ni­ko­mu. No bo czy ktoś sły­szał o cza­row­ni­cy, któ­ra boi się mro­ku?

Je­śli po­do­ba­ła ci się

mo­żesz się­gnąć po ko­lej­ny tom se­rii, w któ­rym Mild­red znów znaj­dzie się w ta­ra­pa­tach. A wszyst­ko z po­wo­du no­wej uczen­ni­cy, Enid Ni­ght­sha­de.

Prze­czy­taj, co się wy­da­rzy!

Za­raz po po­ran­nym ape­lu dziew­czyn­ki prze­ma­sze­ro­wa­ły do sali mu­zycz­nej na lek­cję śpie­wu u pan­ny Bat. Była to chu­da, nie­wy­so­ka star­sza ko­bie­ta o si­wych wło­sach, któ­re spla­ta­ła w war­ko­cze i opla­ta­ła nimi gło­wę. Po­nie­waż mia­ła zwy­czaj do­ty­ka­nia pod­bród­kiem klat­ki pier­sio­wej, skó­ra na jej bro­dzie zro­bi­ła się ob­wi­sła, co wy­glą­da­ło dziw­nie. Poza tym no­si­ła okrą­głe me­ta­lo­we oku­la­ry (nie ta­kie de­li­kat­ne, zło­ta­we, ale przy­po­mi­na­ją­ce ra­czej łań­cuch ro­we­ro­wy), a za ucho za­wsze wsu­wa­ła ba­tu­tę.

Kie­dy dziew­czyn­ki we­szły do kla­sy, sie­dzia­ła przy pia­ni­nie w czar­nej su­kien­ce w sza­re kwiat­ki i gra­ła skocz­ne­go mar­sza.

– Śpie­wa­nie jest ta­kie nud­ne – szep­nę­ła Mil­dred do Enid.

– Tyl­ko ci się tak wy­da­je – od­po­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka z za­ska­ku­ją­cym, sza­lo­nym bły­skiem w oku.

Uczen­ni­ce za­czę­ły zaj­mo­wać miej­sca. Mil­dred sta­nę­ła po­mię­dzy Maud a Enid, choć przy­ja­ciół­ka wciąż wy­da­wa­ła się na­bur­mu­szo­na i nie od­wza­jem­ni­ła jej uśmie­chu.

Pan­na Bat za­gra­ła pierw­sze tak­ty pio­sen­ki, któ­rą zna­ły wszyst­kie uczen­ni­ce. Za­czę­ły śpie­wać.

Ku za­sko­cze­niu Mil­dred Enid kosz­mar­nie fał­szo­wa­ła. Nie na tyle gło­śno, aby na­uczy­ciel­ka ją usły­sza­ła, ale z do­sta­tecz­ną parą, żeby Mil­dred nie mo­gła skon­cen­tro­wać się na me­lo­dii. Wers po wer­sie Enid nie tra­fia­ła w ko­lej­ne nuty, więc po­zo­sta­łe uczen­ni­ce mu­sia­ły się bar­dzo sta­rać, aby nie po­peł­nić żad­ne­go błę­du.

Mil­dred ukrad­kiem spoj­rza­ła na ko­le­żan­kę, któ­ra słod­ko się uśmie­cha­ła i naj­wy­raź­niej ce­lo­wo fał­szo­wa­ła. Po­tem zer­k­nę­ła na Maud de­spe­rac­ko pró­bu­ją­cą za­cho­wać po­wa­gę. W pier­si Mil­dred zro­dził się na­gły wy­buch nie­kon­tro­lo­wa­ne­go śmie­chu. Za­ci­snę­ła zęby i sta­ra­ła się sku­pić uwa­gę na czymś smut­nym, jed­nak wciąż sły­sza­ła fał­szu­ją­cy głos Enid. To było dla niej za wie­le. Za­chi­cho­ta­ła no­so­wo, ni­czym do­pie­ro co od­pa­lo­ny mo­to­cykl.

Szyb­ko za­sło­ni­ła usta i na­wet pró­bo­wa­ła we­pchnąć w nie chu­s­tecz­kę, ale na nie­wie­le się to zda­ło. Ogar­nął ją nie­kon­tro­lo­wa­ny śmiech. Za­czę­ła re­cho­tać, aż roz­bo­la­ła ją od tego twarz.

– Mil­dred Hub­ble!

Te sło­wa prę­dzej czy póź­niej mu­sia­ły paść. Wy­po­wie­dzia­no je to­nem, któ­ry su­ge­ro­wał, że pan­na Bat nie jest w na­stro­ju do za­ba­wy. Uczen­ni­ce prze­sta­ły śpie­wać i per­li­sty śmiech dziew­czyn­ki od­bił się krę­pu­ją­cym echem od mil­czą­cych ścian.

– Na­tych­miast po­dejdź do mnie! – za­żą­da­ła na­uczy­ciel­ka.

Cięż­ko stą­pa­jąc, Mil­dred prze­pchnę­ła się w stro­nę na­uczy­ciel­ki i sta­nę­ła koło pia­ni­na. Wzię­ła głę­bo­ki wdech i zro­bi­ła po­waż­ną minę, choć twarz mia­ła za­czer­wie­nio­ną od śmie­chu, a głos Enid wciąż dźwię­czał jej w uchu.

Kie­dy pan­na Bat się de­ner­wo­wa­ła, za­wsze ro­bi­ła dwie rze­czy. Po pierw­sze za­czy­na­ła ki­wać gło­wą (tak jak te­raz), a po dru­gie wy­cią­ga­ła zza ucha ba­tu­tę i za­czy­na­ła dy­ry­go­wać nie­ist­nie­ją­cą or­kie­strą (co rów­nież wła­śnie ro­bi­ła). Dziew­czyn­ka nie mia­ła wąt­pli­wo­ści, że na­uczy­ciel­ka jest wście­kła.

– Co, je­śli mogę za­py­tać, tak bar­dzo cię roz­ba­wi­ło, że zde­cy­do­wa­łaś się za­kłó­cić lek­cję śpie­wa­nia? – za­py­ta­ła chłod­nym to­nem pan­na Bat. – Nikt inny się nie śmie­je. Może za­tem wy­ja­śnisz nam i też się po­śmie­je­my.

Mil­dred spoj­rza­ła na Maud i Enid. Ta pierw­sza z za­cie­ka­wie­niem przy­glą­da­ła się swo­im sto­pom, dru­ga pa­trzy­ła zaś w su­fit, wy­glą­da­jąc cał­kiem nie­win­nie.

– Cho­dzi o to… – za­czę­ła, jed­nak śmiech zwy­cię­żył i znów cał­ko­wi­cie ją obez­wład­nił.

W koń­cu i ta fala prze­szła. Dziew­czyn­ka stra­ci­ła dech, ale mo­gła mó­wić.

– No do­brze, Mil­dred – stwier­dzi­ła drżą­cym gło­sem pan­na Bat. Brzmia­ła ni­czym na­prę­żo­na stru­na skrzy­piec. – Cze­kam na roz­sąd­ne wy­jaś­nie­nie.

– Enid fał­szo­wa­ła – od­po­wie­dzia­ła uczen­ni­ca.

– No cóż, wąt­pię, żeby to był do­bry po­wód, aby za­de­mon­stro­wać brak do­brych ma­nier – za­wy­ro­ko­wa­ła na­uczy­ciel­ka.

Wkrót­ce Mil­dred po raz pierw­szy w no­wym se­me­strze po­wę­dro­wa­ła na dy­wa­nik do ga­bi­ne­tu dy­rek­tor­ki.

Oto ko­lej­ny tom przy­gód Mil­dred Hub­ble!

W no­wym se­me­strze Mil­dred nie chce być naj­gor­szą uczen­ni­cą w Aka­de­mii Cza­rów Pan­ny Cac­kle. Jed­nak sy­tu­acja szyb­ko wy­my­ka się spod kon­tro­li.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: