Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Fatalna czarownica. Pechowe zaklęcie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 listopada 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Fatalna czarownica. Pechowe zaklęcie - ebook

Mildred Hubble, to zwykła dziewczyna, której marzenie się spełniło – została uczennicą w Akademii Czarów Panny Cackle. Niestety Mildred należy do osób, które bez przerwy pakują się w kłopoty. W tym roku Mildred jest naprawdę zdeterminowana, żeby poprawić swoją reputację najgorszej czarownicy, jaka kiedykolwiek przekroczyła próg Akademii Panny Cackle. Niestety i tym razem i nie udało jej się uniknąć kłopotów – zostaje zamieniona w żabę przez swoją największą rywalkę – Ethel Hallow. Co więcej, w tej postaci trafia do kieszeni surowej panny Hardbroom. 

Fatalna czarownica to powieść, która pokochały miliony młodych czytelników i widzów na całym świecie. Teraz z przygodami Midred mogą zapoznać się również ci z polskich fanów, którzy znali je dotąd tylko z Netflixa.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-073-8
Rozmiar pliku: 5,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Fa­tal­na cza­row­ni­ca

Jill Mur­phy za­czę­ła two­rzyć opo­wie­ści w wie­ku sze­ściu lat. Za­pi­sa­ne kart­ki łą­czy­ła zszy­wa­czem i tak po­wsta­ły jej „de­biu­tanc­kie” książ­ki. Pierw­sza część z se­rii o pe­cho­wej cza­row­ni­cy zo­sta­ła opu­bli­ko­wa­na w 1974 roku i cie­szy­ła się ogrom­nym po­wo­dze­niem wśród czy­tel­ni­ków. Opi­sa­ne w Fa­tal­nej cza­row­ni­cy przy­go­dy za­in­spi­ro­wa­ne zo­sta­ły wła­sny­mi do­świad­cze­nia­mi au­tor­ki: „Chcia­łam opi­sać szko­łę do­kład­nie taką jak moja, do­da­jąc do niej tro­chę ma­gii. Pra­ce nad ty­tu­łem za­czę­łam w wie­ku 15 lat, a wszyst­kie po­sta­ci mają ce­chy mo­ich szkol­nych przy­ja­ciół, wro­gów i na­uczy­cie­li”. Zda­niem Jill Mur­phy to wła­śnie au­ten­tycz­na pod­bu­do­wa za­pew­ni­ła Fa­tal­nej cza­row­ni­cy świa­to­wy suk­ces.Rozdział pierwszy

Mi­jał pierw­szy dzień no­we­go roku szkol­ne­go, już dru­gie­go, jaki Mil d­red Hub­ble mia­ła spę­dzić w Aka­de­mii Cza­rów Pan­ny Cac­kle. Rok szkol­ny dzie­lił się na dwa dłu­gie se­me­stry, z któ­rych pierw­szy roz­po­czy­nał się we wrze­śniu i trwał aż do koń­ca stycz­nia. Zna­ny był jako se­mestr zi­mo­wy i koń­czył go mie­siąc dłu­go ocze­ki­wa­nych wa­ka­cji. Dru­gi se­mestr roz­po­czy­nał się w mar­cu i koń­czył pod ko­niec lip­ca, a na­zwa­ny był se­me­strem let­nim. I to po­mi­mo tego, że kie­dy się za­czy­nał, na ze­wnątrz wciąż było kosz­mar­nie zim­no, wręcz lo­do­wa­to. Po tym se­me­strze na­stę­po­wał ko­lej­ny wspa­nia­ły mie­siąc wa­ka­cji. Trwał aż do po­cząt­ku wrze­śnia, kie­dy ru­szał ko­lej­ny rok szkol­ny.

Ten pierw­szy był dla Mil­dred praw­dzi­wą ka­ta­stro­fą i na­le­ża­ło uznać za cud, że w ogó­le po­zwo­lo­no jej wró­cić do szko­ły. Dziew­czyn­ka na­le­ża­ła do tych nie­szczę­śni­czek, któ­re nie­mal na każ­dym kro­ku pa­ko­wa­ły się w kło­po­ty. Choć sta­ra­ła się być uczyn­na i wzo­ro­wo się za­cho­wy­wać, naj­wy­raź­niej po­sia­da­ła nie­zwy­kły ta­lent – oka­zy­wa­ła się bo­wiem przy­czy­ną wszyst­kich afer, ja­kie mia­ły miej­sce w aka­de­mii. I trze­ba przy­znać, że w nie­któ­rych sy­tu­acjach (zwłasz­cza kie­dy po­no­si­ła ją fan­ta­zja) po­tra­fi­ła za­mie­nić zwy­czaj­ne z po­zo­ru wy­da­rze­nie w praw­dzi­we świę­to cha­osu.

Te­raz jed­nak Mil­dred była już nie­co star­sza i mą­drzej­sza (i mia­ła dużo więk­szą mo­ty­wa­cję), w do­dat­ku za­le­ża­ło jej na utra­cie re­pu­ta­cji naj­gor­szej cza­row­ni­cy w szko­le.

Kie­dy przy­le­cia­ła na mio­tle pod bra­mę aka­de­mii, przy­po­mi­na­ją­cą nie­co te wię­zien­ne, tuż za nią zo­ba­czy­ła za­mglo­ny dzie­dzi­niec. Tym ra­zem uda­ło jej się nie spóź­nić i dla­te­go sta­ła tam tyl­ko nie­wiel­ka grup­ka dziew­cząt. Wszyst­kie prze­stę­po­wa­ły z nogi na nogę i po­pra­wia­ły pe­le­ry­ny, żeby nie prze­mar­z­nąć do szpi­ku ko­ści. W szko­le za­wsze było chłod­no, po­nie­waż – ni­czym wa­row­ny za­mek – wy­bu­do­wa­no ją z ka­mie­nia, po­nad­to mie­ści­ła się na szczy­cie wy­so­kiej góry oto­czo­nej tak gę­stym la­sem so­sno­wym, że aż po­nu­rym i wil­got­nym. Uczen­ni­ce nie­mal nie­ustan­nie prze­zię­bia­ły się lub ła­pa­ły ka­tar, zwłasz­cza gdy za­ję­cia od­by­wa­ły się na dwo­rze.

– Zdro­we świe­że po­wie­trze – wo­ła­ła pan­na Drill, na­uczy­ciel­ka gim­na­sty­ki, gdy sły­sza­ła kasz­lą­ce i ki­cha­ją­ce uczen­ni­ce. – Na do­bre wam to wyj­dzie. Pięć­set li­ni­jek do prze­pi­sa­nia za karę dla każ­dej, któ­ra scho­wa się do środ­ka przed dzwon­kiem!

Mil­dred prze­le­cia­ła nad bra­mą i wy­lą­do­wa­ła ele­ganc­ko po dru­giej stro­nie.

– No pro­szę, to cał­kiem nie­zły po­czą­tek – po­my­śla­ła, roz­glą­da­jąc się z na­dzie­ją, że ktoś wi­dział jej uda­ne lą­do­wa­nie. Oczy­wi­ście nikt jej nie za­uwa­żył. Lu­dzie do­strze­ga­li ją do­pie­ro wte­dy, kie­dy zro­bi­ła coś okrop­ne­go. Ni­g­dy w mo­men­tach trium­fu.

Mio­tła grzecz­nie uno­si­ła się w po­wie­trzu, naj­wy­raź­niej cze­ka­jąc na ko­lej­ne dys­po­zy­cje. Dziew­czyn­ka wy­cią­gnę­ła zza sie­bie wa­liz­kę i spoj­rza­ła na prę­go­wa­ne­go kota Tab­by’ego wciąż roz­płasz­czo­ne­go na mio­tle. Ślep­ka miał przy­mknię­te, pa­zu­ry zaś wy­cią­gnię­te i wbi­te w wit­ki, jak­by przed chwi­lą wal­czył o ży­cie. Bied­ny fu­trzak na­dal nie przy­zwy­cza­ił się do uno­sze­nia się w po­wie­trzu i po wy­lą­do­wa­niu Mil­dred za­wsze mu­sia­ła od­ry­wać go od mio­tły.

– Że też aku­rat do­sta­łam ta­kie­go kota jak ty – po­wie­dzia­ła, po czym po­gła­ska­ła go jed­ną ręką. Dru­gą pró­bo­wa­ła od­cze­pić jego pa­zu­ry. – No da­lej, głup­ta­sie, je­ste­śmy na miej­scu. Spójrz tyl­ko! Już po wszyst­kim! Mo­żesz ze­sko­czyć na zie­mię!

Tab­by ostroż­nie otwo­rzył jed­no oko. Kie­dy zo­ba­czył, że Mil­dred mówi praw­dę, wsko­czył jej na ra­mię i z wdzięcz­no­ścią za­czął ocie­rać się o jej wło­sy. Dziew­czyn­ka po­czu­ła przy­pływ cie­płych uczuć wo­bec tego wą­tłe­go stwo­rzon­ka.

– Mil­dred! Mil­lie! To ja! – Gdzieś z góry roz­legł się zna­jo­my głos. Spoj­rza­ła w tam­tą stro­nę i zo­ba­czy­ła Maud. Jej przy­ja­ciół­ka prze­le­cia­ła wła­śnie nad bra­mą, ma­cha­jąc ka­pe­lu­szem w po­wie­trzu, co nie­mal­że spo­wo­do­wa­ło jej upa­dek. Osta­tecz­nie uda­ło jej się nie­zbyt pew­nie wy­lą­do­wać obok Mil­dred.

– Och, Maud – za­śmia­ła się dziew­czyn­ka. Cie­szy­ła się, że po dłu­gich let­nich wa­ka­cjach znów wi­dzi swo­ją naj­lep­szą kum­pe­lę. – Rany, wy­da­jesz się o wie­le szczu­plej­sza. I masz dłuż­sze wło­sy!

– Wiem – od­po­wie­dzia­ła Maud i do­tknę­ła dwóch gru­bych war­ko­czy, któ­re za­plo­tła w miej­sce swo­ich tra­dy­cyj­nych ki­tek. – Mama ska­za­ła mnie na kosz­mar­ną die­tę. Nie mo­głam nic jeść, nie li­cząc sa­ła­ty, se­le­ra i tego typu pa­skudztw. Na szczę­ście wy­rwa­łam się wła­śnie z domu, więc czas wró­cić do sta­rych do­brych obia­dów szkol­nych. Trzy razy hip, hip, hur­ra na cześć pud­din­gu dak­ty­lo­we­go i bu­dy­niu!

Obie się za­śmia­ły.

– Nie wiem, po co im w tej szko­le bra­ma – za­uwa­ży­ła Mil­dred, kie­dy trzy ko­lej­ne uczen­ni­ce prze­le­cia­ły na mio­tłach nad mu­ra­mi oka­la­ją­cy­mi dzie­dzi­niec.

– Może na wy­pa­dek od­wie­dzin zwy­czaj­nych go­ści – stwier­dzi­ła Maud. – No wiesz, lu­dzi, któ­rzy nie ko­rzy­sta­ją z mio­teł. Pan­na Cac­kle nie może prze­cież ocze­ki­wać, że przyj­dą tu z dra­bi­na­mi, praw­da? A swo­ją dro­gą, kto już jest? Ktoś, kogo zna­my?

– Tyl­ko Ethel – od­po­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka. – Uda­wa­ła, że mnie nie wi­dzi. Choć oczy­wi­ście mnie to nie ru­sza.

Ethel Hal­low była kla­so­wym ku­jo­nem i li­zu­sem, więc nie było w tym nic dziw­ne­go, że Mil­dred za nią nie prze­pa­da­ła. Zwłasz­cza po tych wszyst­kich okrop­nych ak­cjach, w któ­re Ethel ją wma­new­ro­wa­ła pod­czas pierw­szych dwóch se­me­strów. Dziew­czyn­ka dwu­krot­nie nie­mal wy­le­cia­ła przez nią ze szko­ły!

– Och, spójrz, Maud! – za­wo­ła­ła, wska­zu­jąc dwie nie­wy­so­kie uczen­ni­ce w za du­żych ka­pe­lu­szach i ob­szer­nych pe­le­ry­nach, któ­re nie­mal­że się­ga­ły do zie­mi. – To mu­szą być pierw­szo­rocz­nia­ki. Czy nie wy­da­ją ci się małe?

– Po­my­śleć, że i my ta­kie by­ły­śmy – do­da­ła Maud mat­czy­nym gło­sem. – Czu­ję się przy nich sta­ro.

Dwie pierw­szo­kla­sist­ki sta­ły tuż obok sie­bie. Wy­glą­da­ły na nie­śmia­łe i za­gu­bio­ne. Jed­na z nich ner­wo­wo roz­glą­da­ła się do­oko­ła, dru­ga wy­glą­da­ła, jak­by za chwi­le mia­ła się roz­pła­kać. Two­rzy­ły na­praw­dę ża­ło­sną parę. Obie były chu­de, po­chli­pu­ją­ca dziew­czyn­ka mia­ła po­cią­głą bla­dą twarz i my­sie wło­sy, a dru­ga krę­cą­ce się rude ku­cy­ki. Z ja­kichś po­wo­dów ta pierw­sza ko­goś Mil­dred przy­po­mi­na­ła, choć dziew­czyn­ka nie była w sta­nie sko­ja­rzyć kogo.

– Może spró­bu­je­my pod­nieść je na du­chu? – za­su­ge­ro­wa­ła. – To nie ich wina, że są nowe, bie­dac­twa. Pa­mię­tasz, jak my pa­skud­nie się czu­ły­śmy?

Przy­ja­ciół­ki – czu­jąc się mą­dre i do­ro­słe – nie­zo­bo­wią­zu­ją­co ru­szy­ły w stro­nę dwóch smut­nych szkol­nych de­biu­tan­tek.

– Cześć, mu­si­cie być tu nowe! – po­wie­dzia­ła Mil­dred.

– Tak – od­po­wie­dzia­ły chó­rem dziew­czyn­ki.

Mil­dred nie­zdar­nie po­kle­pa­ła chli­pią­cą dziew­czyn­kę po ple­cach.

– Nie płacz – po­pro­si­ła nie­pew­nym gło­sem. – Tu wca­le nie jest aż tak źle.

Nie­ste­ty jej przy­ja­zny gest tyl­ko po­gor­szył spra­wę, a dziew­czyn­ka, za­miast po­czuć się le­piej, za­czę­ła gło­śniej łkać i ob­ję­ła ją w pa­sie.

Mil­dred była prze­ra­żo­na. Wszyst­kie uczen­ni­ce na dzie­dziń­cu spoj­rza­ły w jej stro­nę. W do­dat­ku w każ­dej chwi­li mo­gła po­ja­wić się pan­na Hard­bro­om (nie­sym­pa­tycz­na wy­cho­waw­czy­ni z pierw­szej kla­sy) i oskar­żyć ją o znę­ca­nie się nad bied­ną nową uczen­ni­cą.

Maud jed­nym ru­chem ode­rwa­ła dziew­czyn­kę od kum­pe­li i po­trzą­snę­ła nią.

– Prze­stań wy­da­wać te głu­pie dźwię­ki! – do­ma­ga­ła się zło­śli­wym to­nem. – Przez cie­bie Mil­dred bę­dzie mia­ła kło­po­ty, i to za­nim roz­le­gnie się pierw­szy dzwo­nek!

Mil­dred po­pra­wi­ła pe­le­ry­nę dziew­czyn­ki.

– Jak się na­zy­wasz? – za­py­ta­ła.

– Sy­bil – od­po­wie­dzia­ła nie­zna­jo­ma.

– A ja Cla­ri­ce – do­da­ła ocho­czo ta dru­ga.

– Czy na­uczy­cie­le są tu bar­dzo su­ro­wi? – za­py­ta­ła Sy­bil i wy­tar­ła oczy skraw­kiem swo­jej dłu­ga­śnej pe­le­ry­ny.

– Nie­zu­peł­nie – od­po­wie­dzia­ła Maud.

– Nie li­cząc pan­ny Hard­bro­om – do­da­ła Mil­dred. – Ona jest naj­gor­sza ze wszyst­kich, w do­dat­ku bę­dzie wa­szą wy­cho­waw­czy­nią. Nam się po­szczę­ści­ło i w tym roku do­sta­nie­my pan­nę Gim­lett, któ­ra jest cał­kiem miła. Ale pan­na Hard­bro­om to ja­kiś kosz­mar. Po­ja­wia się zni­kąd… – W tym mo­men­cie Mil­dred umil­kła i ro­zej­rza­ła się na wy­pa­dek, gdy­by na­uczy­ciel­ka wła­śnie się zma­te­ria­li­zo­wa­ła. Na szczę­ście nic ta­kie­go się nie sta­ło.

– W do­dat­ku po­tra­fi mó­wić o uczen­ni­cach pa­skud­ne rze­czy. I to przy ca­łej kla­sie. Bę­dzie­cie się czuć na­praw­dę głu­pio – wy­ja­śni­ła Maud.

– To praw­da – do­da­ła Mil­dred. – Sły­sza­łam też, że kie­dyś za­mie­ni­ła uczen­ni­cę w żabę, bo ta spóź­ni­ła się dwie se­kun­dy na lek­cję. Nie wiem, czy to praw­da, ale cza­sa­mi wi­du­ję pew­ną żabę w po­bli­żu sta­wu miesz­czą­ce­go się na po­dwór­ku za szko­łą. Sły­sza­łam, że tak na­praw­dę to bied­na pierw­szo­rocz­niacz­ka, któ­ra…

– Ni­g­dy o tym nie sły­sza­łam! – jęk­nę­ła Maud. – Czy to praw­da?

– Tak są­dzę – stwier­dzi­ła Mil­dred, choć tak na­praw­dę wy­my­śli­ła tę hi­sto­rię do­słow­nie przed chwi­lą i… opo­wieść tro­chę wy­mknę­ła się jej spod kon­tro­li. Szcze­rze mó­wiąc, opo­wie­ści czę­sto wy­my­ka­ły się Mil­dred spod kon­tro­li. Po­tem od­kry­wa­ła ku swo­je­mu nie­za­do­wo­le­niu, że cała kla­sa jej słu­cha i wie­rzy w każ­de jej sło­wo. Wte­dy już było za póź­no, żeby się przy­znać, że to wszyst­ko buj­da.

Bied­na Sy­bil tak­że jej uwie­rzy­ła w hi­sto­rię o ża­bie i znów za­czę­ła łkać. Ro­bi­ła to co­raz gło­śniej, więc przy­ja­ciół­ki uzna­ły, że naj­le­piej zwiać, po­wie­rza­jąc opie­kę na dziew­czyn­ką Cla­ri­ce.

– Mil­dred! Mau­die! Ju­hu­uu! To ja!

Enid Ni­ght­sha­de, uczen­ni­ca, któ­ra po­ja­wi­ła się w szko­le w ze­szłym se­me­strze i wkrót­ce się z nimi za­przy­jaź­ni­ła, prze­le­cia­ła nad wierz­choł­ka­mi drze­wi za­trzy­ma­ła się z pi­skiem mio­tły na dzie­dziń­cu tuż obok kum­pe­lek. Zro­bi­ła to tak gwał­tow­nie, że jej kot spadł ra­zem z wa­liz­ką z mio­tły, a Mil­dred i Maud mu­sia­ły od­sko­czyć, żeby ich nie po­przew­ra­ca­ła.

W tym sa­mym mo­men­cie roz­legł się pierw­szy dzwo­nek i trzy cza­row­ni­ce się­gnę­ły po swo­je rze­czy, aby wejść do szko­ły.

– Strasz­nie się cie­szę, że nie mamy już HB – szep­nę­ła Enid (bo pan­na Hard­bro­om no­si­ła ksyw­kę HB).

– O tak – zgo­dzi­ła się z nią Mil­dred. – Ten se­mestr bę­dzie jak buł­ka z ma­słem. Nie bę­dzie już dy­szeć za na­szy­mi ple­ca­mi.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: