Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Fejk. Kłamstwa, w które wierzymy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 czerwca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Fejk. Kłamstwa, w które wierzymy - ebook

Fake news uświadamiają nam, że coraz trudniej jest odróżnić prawdę od fałszu. I o tym właśnie jest książka: o relacji pomiędzy prawdą a kłamstwem. Przeczytacie w niej o najsławniejszych kłamstwach w historii i dowiecie się, co sprawiło, że tak wielu ludzi uznało je za prawdę.

Autorem publikacji jest Daniele Aristarco, uwielbiany przez młodzież pedagog i pisarz, zebrał ich historie, by inspirowały kolejne pokolenia.

Spis treści

W godzinie przed zmierzchem

Quesalid. Czarownik, który nie wierzył w czary

Kilka prawd o kłamstwach. Mity, legendy i fake news

The Medicine Show. Narodziny reklamy

Prowokacja gliwicka. Fake news, który dał pretekst Hitlerowi

Fałsz czy prawda. Budowanie wizji świata

Każdy dzień ma własny kolor. Bujda o Blue Monday

Wyspa wiecznej muzyki. Kiedy fake news tworzą legendę

Nessie. Największa z fałszywych legend

Długa podróż. Kłamstwa o imigrantach

Incydent w Roswell. Fake news w służbie państwa

Sprawię, że zobaczysz gwiazdy. Nigdy nie byliśmy na Księżycu

Nie jesteśmy sami we wszechświecie! Oświadczenie o oświadczeniu NASA

Emeryci kontra kosmici. Kręgi w zbożu

Mordercze roboty. Kiedy fejk rozpowszechnia się jako fejk

Zainstaluj aplikację, ocal świat. Chemtrails, czyli smugi chemiczne

Taniec Vottary’ego. Łańcuszki świętego Antoniego na WhatsApp

Wycieczka niespodzianka. Reklama behawioralna

Wariograf. Jak zdemaskować kłamcę?

W godzinie przed świtem

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-394-4
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W godzinie przed zmierzchem

Za­le­ży nam, żeby wie­dzieć, co się dzie­je w ogrom­nym i nie­ustan­nie zmie­nia­ją­cym się świe­cie. I chce­my to wie­dzieć od razu.

Jesz­cze kil­ka lat temu, aby zdo­być in­for­ma­cje, mu­sie­li­śmy wyjść z domu na uli­cę, pójść do kio­sku i ku­pić na­szą ulu­bio­ną ga­ze­tę. Ewen­tu­al­nie mo­gli­śmy zo­stać w domu i po­cze­kać na naj­bliż­szą emi­sję pro­gra­mu in­for­ma­cyj­ne­go w te­le­wi­zji. Albo po­krę­cić gał­ką ra­dio­od­bior­ni­ka, żeby zła­pać ja­kąś sta­cję na­da­ją­cą ser­wis wia­do­mo­ści. W każ­dym ra­zie, jesz­cze ja­kiś czas temu to my mu­sie­li­śmy w taki czy inny spo­sób wy­ru­szyć na po­szu­ki­wa­nie.

To samo mo­że­my zro­bić i dziś, ale jest bar­dziej praw­do­po­dob­ne, że wia­do­mo­ści będą nas szu­kać same. Dzię­ki urzą­dze­niom, któ­re no­si­my w kie­sze­niach, in­for­ma­cje mogą do­trzeć do nas wszę­dzie, gdzie je­ste­śmy. Naj­waż­niej­sze wy­da­rze­nia dnia, a tak­że te znacz­nie mniej waż­ne, po­zna­je­my nie­mal bez­wied­nie. A w tym przy­tła­cza­ją­cym nie­raz za­le­wie in­for­ma­cji mo­że­my na­po­tkać pe­wien szcze­gól­ny ro­dzaj wia­do­mo­ści i to jemu jest po­świę­co­na ta książ­ka. Cho­dzi o tak zwa­ne fake news, fał­szy­we wia­do­mo­ści, któ­re mogą się oka­zać bar­dzo nie­bez­piecz­ne, po­nie­waż zmie­nia­ją na­sze za­cho­wa­nia, wpły­wa­ją na na­sze de­cy­zje i mogą spra­wić, że znaj­dzie­my się w ry­zy­kow­nej sy­tu­acji. Za­sta­no­wi­my się, skąd się bio­rą, co spra­wia, że są tak pod­stęp­ne, i po­sta­ra­my się od­kryć, czy ist­nie­ją spo­so­by na bro­nie­nie się przed nimi, zwłasz­cza kie­dy sur­fu­je­my w in­ter­ne­cie.

Są tacy, któ­rzy twier­dzą, że sieć jest w na­szych cza­sach głów­ną przy­czy­ną ze­psu­cia, któ­re za­czy­na się od bru­ta­li­za­cji ję­zy­ka. Uwa­ża­ją oni, że trze­ba ko­niecz­nie zor­ga­ni­zo­wać ma­so­wą uciecz­kę z in­ter­ne­tu, a zwłasz­cza z me­diów spo­łecz­no­ścio­wych. Inni zaś utrzy­mu­ją, że sieć sta­no­wi wir­tu­al­ną prze­strzeń, w któ­rej lu­dzie mogą się spo­ty­kać, wy­mie­niać idee, uczyć się od sie­bie na­wza­jem i do­brze się ba­wić.

Aby się uczyć i do­brze ba­wić, mu­si­my po­ru­szać się w śro­do­wi­sku, któ­re ma jed­ną istot­ną ce­chę: daje moż­li­wość po­peł­nie­nia błę­du. Tyle tyl­ko, że przy ak­tu­al­nym kształ­cie sie­ci in­ter­ne­to­wej błąd po­peł­nio­ny pod­czas sur­fo­wa­nia wią­że się ze zbyt du­żym ry­zy­kiem. Wy­star­czy lek­ko­myśl­nie po­dać swo­je dane oso­bo­we, aby wpa­ko­wać się w kło­po­ty.

Ży­je­my w mo­men­cie przej­ścio­wym. Tech­no­lo­gia nie­ustan­nie ewo­lu­uje, a my za jej po­mo­cą re­wo­lu­cjo­ni­zu­je­my nasz spo­sób my­śle­nia i wy­ra­ża­nia sie­bie. Na przy­kład co­raz bar­dziej ulot­na sta­je się idea gra­ni­cy pań­stwo­wej, a wy­zwa­nia sto­ją­ce przed ludz­ko­ścią są co­raz bar­dziej zło­żo­ne. I wie­le z tych wy­zwań na­po­ty­ka­my wła­śnie w in­ter­ne­cie.

Wie­rzę, że ży­je­my w okre­sie schył­ko­wym pew­nej epo­ki. I że naj­praw­do­po­dob­niej tak­że sieć in­ter­ne­to­wą w tym kształ­cie, jaki obec­nie zna­my, cze­ka głę­bo­ka prze­mia­na. My, lu­dzie, dzia­ła­my w świe­cie, zmie­nia­my go, na­da­je­my mu inny kształt i być może wła­śnie do­tar­li­śmy do punk­tu, w któ­rym bę­dzie­my bu­do­wać go na nowo.

Cho­ciaż fał­szy­we in­for­ma­cje są zja­wi­skiem tak sta­rym jak ludz­kość, dzi­siej­sze fake news uświa­da­mia­ją nam, że świat jest w kry­zy­sie i co­raz trud­niej od­róż­nić praw­dę od fał­szu. O tym wła­śnie jest książ­ka, któ­rą trzy­ma­cie w dło­niach: o re­la­cji po­mię­dzy praw­dą a kłam­stwem. Ale za­nim do tego przej­dzie­my, po­zwól­cie, że opo­wiem wam pew­ną hi­sto­rię. Po­zwo­li nam ona roz­grzać sil­ni­ki przed wy­ru­sze­niem w dłu­gą i eks­cy­tu­ją­cą po­dróż. I po­mo­że za­nu­rzyć się w at­mos­fe­rze, któ­rą prze­nik­nię­ta jest ta ta­jem­ni­cza kra­ina, oswo­ić się z kra­jo­bra­zem za­wie­szo­nym po­mię­dzy rze­czy­wi­sto­ścią a wy­my­słem, z dżun­glą, w któ­rej może wszyst­ko jest praw­dą, a może nic nią nie jest. Hi­sto­ria, któ­rą chcę wam opo­wie­dzieć, roz­gry­wa się w od­le­głej epo­ce na wy­spie Van­co­uver w Ka­na­dzie. Jak każ­da po­rząd­na hi­sto­ria, ta rów­nież ma swo­je­go pro­ta­go­ni­stę, któ­re­go nie za­wa­ham się na­zwać bo­ha­te­rem z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. Jego imię brzmi Qu­esa­lid.Quesalid

Czarownik, który nie wierzył w czary

Sza­man Qu­ita­no tań­czył przy sza­lo­nym bi­ciu bęb­nów. Wszy­scy miesz­kań­cy wio­ski zgro­ma­dzi­li się wo­kół nie­go, ko­ły­sząc się w rytm mu­zy­ki. W środ­ku utwo­rzo­ne­go przez nich krę­gu, na roz­cią­gnię­tej na zie­mi ma­cie le­ża­ła Qu­en­sa­sha, sta­rusz­ka, któ­ra od kil­ku dni uskar­ża­ła się na sil­ne bóle brzu­cha.

Tyl­ko jed­na oso­ba w pierw­szym rzę­dzie sta­ła nie­ru­cho­mo z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi i py­ta­ła samą sie­bie: „Czy to, co się tu te­raz dzie­je, to praw­da czy fałsz? Czy ten przy­stro­jo­ny w pió­ra czło­wiek z po­ma­lo­wa­ną twa­rzą po­tra­fi ule­czyć moją mat­kę przy po­mo­cy tań­ca?”.

Te py­ta­nia za­da­wał so­bie Qu­esa­lid, syn Qu­en­sa­shy. Miał za­le­d­wie dzie­sięć lat i był bar­dzo by­strym i in­te­li­gent­nym chło­pa­kiem. Na­le­żał do Kwa­kiu­tlów, ple­mie­nia sil­nych i twar­dych lu­dzi, któ­rzy od nie­pa­mięt­nych cza­sów miesz­ka­li w dłu­gich drew­nia­nych do­mach na wy­spie Van­co­uver na Oce­anie Spo­koj­nym, tuż przy pół­noc­no-za­chod­nim brze­gu Ame­ry­ki. Pro­wa­dzi­li spo­koj­ne ży­cie, a kie­dy ktoś z nich cho­ro­wał, do­brze wie­dzie­li, co ro­bić. Po­sy­ła­li po Qu­ita­na, sza­ma­na miesz­ka­ją­ce­go na sta­łym lą­dzie. Kwa­kiu­tlo­wie we­zwa­li go i po­pro­si­li o uzdro­wie­nie Qu­en­sa­shy. Kil­ka dni póź­niej męż­czy­zna przy­pły­nął na wy­spę, na po­kła­dzie swo­jej ło­dzi i zo­stał bar­dzo uro­czy­ście przy­wi­ta­ny. Naj­pierw za­żą­dał da­rów. Po­tem przy­go­to­wał się do ry­tu­ału. Tam­tej nocy, gdy go od­pra­wiał, Qu­esa­lid na­wet na chwi­lę nie od­ry­wał od nie­go wzro­ku, prze­ko­na­ny, że w każ­dym ge­ście i sło­wie cza­row­ni­ka kry­je się ja­kaś sztucz­ka.

W pew­nym mo­men­cie uzdro­wi­ciel prze­rwał ta­niec. Sze­ro­ko ge­sty­ku­lu­jąc, z na­tchnie­niem na twa­rzy, przy­klęk­nął obok cho­rej ko­bie­ty. Za­krzyk­nął coś w stro­nę nie­ba, a po­tem po­chy­lił gło­wę nad jej brzu­chem. Po­tem ze­rwał się na nogi, sze­ro­ko otwo­rzył usta, wy­cią­gnął ję­zyk i po­ka­zał coś ma­łe­go i za­krwa­wio­ne­go. Chwy­cił przed­miot pal­ca­mi i po­ka­zał zgro­ma­dzo­nym.

– To jest cho­ro­ba Qu­en­sa­shy, któ­rą wła­śnie wy­ssa­łem z jej cia­ła! – krzyk­nął i w pod­sko­kach po­biegł do ognia, by spa­lić tę dziw­ną rzecz.

Pa­trząc na to przed­sta­wie­nie, Qu­esa­lid po­czuł nie­wy­mow­ne obu­rze­nie. Czy to moż­li­we, żeby nikt z obec­nych nie zda­wał so­bie spra­wy, że to ab­sur­dal­na in­sce­ni­za­cja i nic wię­cej? Jed­nak w tej sa­mej chwi­li Qu­en­sa­sha pod­nio­sła się z zie­mi. Uśmie­cha­ła się. Zo­sta­ła uzdro­wio­na. Na­tych­miast ze­bra­ło się całe ple­mię, aby to uczcić. Tań­ce trwa­ły przez całą noc. Qu­ita­no był trak­to­wa­ny pra­wie jak bóg. O brza­sku wie­ko­wy sza­man wsiadł do wy­peł­nio­nej dro­go­cen­ny­mi da­ra­mi ło­dzi i po­wo­li znik­nął za ho­ry­zon­tem.

Qu­esa­lid był szczę­śli­wy z po­wo­du na­głe­go wy­zdro­wie­nia mat­ki, ale coś mu mó­wi­ło, że nie mia­ło ono nic wspól­ne­go z tań­cem cza­ro­dzie­ja. Wąt­pli­wo­ści gry­zły go jak kor­nik drze­wo, żło­bi­ły w jego umy­śle dłu­gie ko­ry­ta­rze. Jak człon­ko­wie jego ple­mie­nia mo­gli wie­rzyć w te głu­pie prze­są­dy? Ale czy to na­praw­dę były tyl­ko prze­są­dy?

Za­czął ca­ły­mi dnia­mi włó­czyć się sa­mot­nie i bez kon­kret­ne­go celu, po­grą­żo­ny w roz­my­śla­niach. Każ­de­mu zda­rza­ją się ta­kie sta­ny. Wie­lu lu­dzi wy­bie­ra się wte­dy na spa­cer i nie­rzad­ko za­trzy­mu­ją się do­pie­ro nad brze­giem rze­ki, je­zio­ra lub – znacz­nie czę­ściej – na por­to­wym na­brze­żu albo na molo. Chcą być jak naj­bli­żej mo­rza, nie za­nu­rza­jąc w nim stóp. Nie­po­ję­ta jest siła wody, że po­tra­fi tak przy­cią­gać i wy­ci­szać lu­dzi. Tak wła­śnie było z Qu­esa­li­dem: je­dy­nie pa­trząc na oce­an, po­tra­fił upo­rząd­ko­wać swo­je my­śli. Aż pew­ne­go dnia, kie­dy znów sta­nął twa­rzą w twarz z ogro­mem oce­anu, po­sta­no­wił wy­pły­nąć. Wsiadł do ka­noe, po raz ostat­ni spoj­rzał na wio­skę i chwy­cił za wio­sło. Już miał od­bić od brze­gu, gdy zo­ba­czył, że za­nu­rzo­ne w wo­dzie do po­ło­wy pió­ro wio­sła wy­glą­da tak, jak­by było zła­ma­ne. Mało bra­ko­wa­ło, a dał­by się zwieść po­zo­rom. Za­nu­rzył wio­sło raz jesz­cze, ode­pchnął się moc­no i wy­pły­nął. Chciał się udać na po­szu­ki­wa­nie sza­ma­nów, wy­py­tać każ­de­go z nich po ko­lei i do­wie­dzieć się, kim są: uzdro­wi­cie­la­mi czy spraw­ny­mi oszu­sta­mi. W tym ostat­nim przy­pad­ku go­tów był ich zde­ma­sko­wać.

Kie­dy do­pły­nął do sta­łe­go lądu, na­tra­fił na małą wio­skę. Po­pro­sił o przy­ję­cie przez miej­sco­we­go sza­ma­na i gdy przed nim sta­nął, za­sy­pał go py­ta­nia­mi.

– Na czym po­le­ga­ją two­je cza­ry? – py­tał. – Jak się ich na­uczy­łeś? A przede wszyst­kim, czy to praw­da, czy po pro­stu sztucz­ka?

Sza­man był ol­brzy­mim, dzi­ko wy­glą­da­ją­cym męż­czy­zną o ciem­nej skó­rze. Całe cia­ło i twarz miał po­kry­te ta­tu­aża­mi i był pra­wie cał­kiem łysy, nie li­cząc jed­ne­go ko­smy­ka wło­sów sple­cio­nych z tyłu gło­wy. Na­tych­miast po­czuł sym­pa­tię do Qu­esa­li­da.

– Je­śli chcesz, mo­żesz ze mną zo­stać – po­wie­dział do nie­go głę­bo­kim gło­sem. – Na­uczę cię wszyst­kie­go, co wiem, pod wa­run­kiem, że do­cho­wasz ta­jem­ni­cy.

Qu­esa­lid się zgo­dził. Zo­stał z sza­ma­nem przez czte­ry lata. W tym cza­sie po­znał ar­ka­na ma­gii ma­ją­cej moc uwal­nia­nia cho­rych od cier­pie­nia. Więk­szość ry­tu­ałów sta­no­wi­ły ilu­zjo­ni­stycz­ne sztucz­ki. Na­le­ża­ło wie­dzieć, jak się ubie­rać i ma­lo­wać, znać pie­śni i umieć tań­czyć, od­gry­wać stan na­tchnie­nia i prze­ko­nu­ją­co uda­wać omdle­nie. Qu­esa­lid na­uczył się rów­nież kil­ku bar­dziej po­ży­tecz­nych umie­jęt­no­ści. Na przy­kład, jak asy­sto­wać przy po­ro­dzie lub jak osłu­chi­wać klat­kę pier­sio­wą cho­re­go. W koń­cu po­znał naj­bar­dziej skry­wa­ną ta­jem­ni­cę: przed uzdra­wia­niem pa­cjen­ta sza­man ukry­wał w ką­ci­ku ust małą kul­kę z pie­rza. W kul­mi­na­cyj­nym mo­men­cie ry­tu­ału ro­bił so­bie małą ranę w ja­mie ust­nej, na przy­kład lek­ko przy­gry­za­jąc ję­zyk. Na­stęp­nie po­chy­lał się nad pa­cjen­tem i uda­wał, że wy­sy­sa z jego cia­ła drę­czą­ce go „zło”. Po­tem po­zo­sta­wa­ło już tyl­ko w od­po­wied­nim cza­sie wy­pluć za­krwa­wio­ną kul­kę i uro­czy­ście ogło­sić po­szko­do­wa­ne­mu i zgro­ma­dzo­nym, że cho­ro­ba zo­sta­ła po­ko­na­na.

„Ta cała ma­gia to zwy­czaj­na ku­glar­ska sztucz­ka”, po­my­ślał Qu­esa­lid, „to wiel­kie kłam­stwo, więk­sze na­wet, niż mi się wy­da­wa­ło”.

Po­że­gnał się z sza­ma­nem, po­dzię­ko­wał za ujaw­nie­nie ta­jem­nic jego pro­fe­sji i udał się na brzeg oce­anu. Nie wol­no mu było wy­ja­wić lu­dziom tego, co od­krył, ale przy­naj­mniej zdo­łał do­wie­dzieć się, jak się rze­czy mają. Wró­ci do domu i bę­dzie żył wol­ny od swo­jej ob­se­sji i świa­do­my praw­dy, po­sta­no­wił.

Jed­nak nie był już wol­ny. Kie­dy Kwa­kiu­tlo­wie zo­ba­czy­li, jak pod­pły­wa do wio­ski w swo­im ka­noe, wy­bie­gli mu ra­do­śnie na­prze­ciw. Jego lud zdą­żył się już do­wie­dzieć, że ten mło­dy i przed­się­bior­czy chło­pak zo­stał sza­ma­nem. Kil­ka dni póź­niej do jego cha­ty za­pu­ka­ła ko­bie­ta, bła­ga­jąc, by uzdro­wił jej cór­kę. Przez wie­le dni dziew­czy­na cier­pia­ła na strasz­li­we bóle gło­wy i rzu­ca­ła się na swo­im po­sła­niu, wy­krzy­ku­jąc imię Qu­esa­li­da. Po­wie­dzia­ła, że wi­dzia­ła go we śnie i że tyl­ko on może ją uzdro­wić. Qu­esa­lid od­mó­wił przy­ję­cia da­rów, któ­re ko­bie­ta chcia­ła mu ofia­ro­wać, ale zgo­dził się przyjść do jej cór­ki.

„Zro­bię to, cze­go się na­uczy­łem, na­wet je­śli w to nie wie­rzę” – po­wie­dział so­bie. „Może gdy lu­dzie zo­ba­czą moją po­raż­kę, zro­zu­mie­ją, że ta cała ma­gia to tyl­ko zwy­kłe szal­bier­stwo”.

Wy­ko­nał nad dziew­czy­ną wszyst­kie po­zna­ne gu­sła, włącz­nie ze sztucz­ką za­krwa­wio­nej kul­ki. Był naj­zu­peł­niej świa­do­my, że jest ak­to­rem w try­wial­nej far­sie. Jed­nak na za­koń­cze­nie ry­tu­ału dziew­czy­na wsta­ła i za­czę­ła tań­czyć. Cho­ra zo­sta­ła uzdro­wio­na. Qu­esa­lid po­my­ślał: „Ta dziew­czy­na od­zy­ska­ła zdro­wie, po­nie­waż moc­no wie­rzy­ła w to, co się jej przy­śni­ło. Nie ma w tym żad­nej mo­jej za­słu­gi”.

Wieść o Qu­esa­li­dzie, uzdro­wi­cie­lu, ro­ze­szła się po ca­łej wy­spie. Przed jego drew­nia­ną cha­tą wy­sta­wa­ły dłu­gie ko­lej­ki ko­biet i męż­czyzn do­tknię­tych prze­róż­ny­mi do­le­gli­wo­ścia­mi. I wszy­scy ofe­ro­wa­li mu dary w za­mian za od­pra­wie­nie nad nimi ry­tu­ału. Jed­nak Qu­esa­lid, nie chcąc czer­pać zy­sków z tej far­sy, wsiadł po­now­nie do swo­je­go ka­noe i od­pły­nął z ro­dzin­nej wsi.

Kie­dy do­tarł na sta­ły ląd, ukrył ka­noe wśród przy­brzeż­nej ro­ślin­no­ści i ru­szył pro­sto przed sie­bie w las, tam gdzie go oczy po­nio­sły. Po zmierz­chu do­tarł na skraj wiel­kiej po­la­ny peł­nej lu­dzi, oświe­tlo­nej mnó­stwem po­chod­ni. Po­środ­ku po­la­ny kil­ku sza­ma­nów tań­czy­ło wo­kół cho­rych le­żą­cych na zie­mi. Jed­nak nie po­chy­la­li się nad cia­ła­mi ani nie wy­cią­ga­li ni­cze­go z ust. Ogra­ni­cza­li się do wy­plu­cia odro­bi­ny śli­ny na dłoń i po­ka­za­nia jej tłu­mo­wi. Ale po za­koń­cze­niu tań­ca cho­rzy da­lej le­że­li na zie­mi, tak samo obo­la­li i bez­sil­ni.

„To jest jesz­cze bar­dziej fał­szy­we i nie­uczci­we uzdra­wia­nie, niż to, któ­re­go ja się na­uczy­łem. Ci sza­ma­ni na­wet nie uda­ją, że wy­sy­sa­ją przy­czy­nę cho­ro­by”.

Roz­po­znał go ktoś z tłu­mu.

– Ty je­steś Qu­esa­lid, po­tęż­ny sza­man. Bła­gam, ty uzdrów na­szych cho­rych!

Sły­sząc tę roz­pacz­li­wą proś­bę, Qu­esa­lid nie wy­co­fał się.

„Zro­bię to, cze­go się na­uczy­łem, na­wet je­śli w to nie wie­rzę. Może w ob­li­czu mo­jej po­raż­ki inni rów­nież zro­zu­mie­ją, że to tyl­ko sztucz­ki”, po­wie­dział so­bie, wcho­dząc do środ­ka krę­gu, aby wy­ko­nać swo­je zwy­kłe tań­ce za­koń­czo­ne obo­wiąz­ko­wym fi­na­łem z za­krwa­wio­ną kul­ką.

Tak­że i tym ra­zem uzdro­wie­ni cho­rzy pod­nie­śli się z zie­mi o wła­snych si­łach. Na ten wi­dok lu­dzie zwy­my­śla­li i prze­pę­dzi­li po­zo­sta­łych sza­ma­nów, któ­rzy schro­ni­li się w le­sie. Qu­esa­lid po­my­ślał: „Ich me­to­dy były ta­kim sa­mym oszu­stwem jak moje. A jed­nak moje kłam­stwo dzia­ła le­piej”.

Po­ko­na­ni sza­ma­ni uda­li się do sta­re­go i sza­no­wa­ne­go Qu­ita­na, tego sa­me­go, któ­ry wie­le lat wcze­śniej uzdro­wił Qu­en­sa­shę. Do­wie­dziaw­szy się, co się sta­ło, Qu­ita­no po­sta­no­wił rzu­cić wy­zwa­nie aro­ganc­kie­mu mło­dzień­co­wi, któ­re­mu za­czę­to już od­da­wać nie­mal bał­wo­chwal­czą cześć.

Przy­szedł do wio­ski i w obec­no­ści wszyst­kich za­wo­łał:

– Tej nocy przy­nie­ście do lasu swo­ich nie­ule­czal­nie cho­rych i umie­ra­ją­cych!

Na­stęp­nie zwró­cił się do Qu­esa­li­da:

– Przyjdź i ty. Zo­ba­czy­my, kto z nas jest praw­dzi­wym sza­ma­nem!

Qu­esa­lid z ra­do­ścią przy­jął wy­zwa­nie: w koń­cu obaj zo­sta­ną zde­ma­sko­wa­ni. Qu­ita­no sto­so­wał prze­cież te same sztucz­ki co on, włącz­nie z za­krwa­wio­ną kul­ką. Lu­dzie w koń­cu zda­dzą so­bie spra­wę, że obaj są tyl­ko oszu­sta­mi. A on, nie zdra­dza­jąc obiet­ni­cy zło­żo­nej swo­je­mu na­uczy­cie­lo­wi, po­mo­że im po­znać praw­dę.

Tam­tej nocy w le­sie po­ło­żo­no na zie­mi obok sie­bie dzie­siąt­ki cier­pią­cych osób. Qu­ita­no jako pierw­szy roz­po­czął swój ta­niec, pe­łen ma­łych kro­ków i wiel­kich te­atral­nych ge­stów. Na­stęp­nie po­chy­lił się nad każ­dym z cho­rych i jak zwy­kle wy­jął z ust krwa­wą kul­kę.

– Oto zło, któ­re wy­ssa­łem z wa­szych ciał! – za­wo­łał i uro­czy­stym kro­kiem pod­szedł do ognia, by ją spa­lić.

Ale ża­den z cho­rych nie po­wstał. Kie­dy na­de­szła ko­lej Qu­esa­li­da, mło­dy sza­man z wiel­ką uwa­gą od­two­rzył iden­tycz­ny ta­niec i tak samo wy­cią­gnął z ust za­krwa­wio­ną kul­kę. Jed­nak tym ra­zem cho­rzy pod­nie­śli się z zie­mi. Wszy­scy zo­sta­li uzdro­wie­ni. Sta­ry Qu­ita­no ze spusz­czo­ną gło­wą znik­nął w le­sie.

Tej sa­mej nocy Qu­esa­lid usły­szał, jak ktoś puka do jego drzwi. Sta­ry Qu­ita­no wró­cił i bła­gał go:

– Pro­szę, wy­jaw mi swo­je se­kre­ty!

– Nie wiem nic po­nad to, co wiesz i ty – od­po­wie­dział Qu­esa­lid – i przy­czy­na, dla któ­rej moja ma­gia dzia­ła, a two­ja nie, rów­nież dla mnie sta­no­wi ta­jem­ni­cę.

Sta­rzec usiadł na zie­mi ze skrzy­żo­wa­ny­mi no­ga­mi. Scho­wał gło­wę w dło­niach i za­głę­bił się w roz­my­śla­niu.

– Wszy­scy z ca­łej mocy pra­gnie­my w coś wie­rzyć – ode­zwał się po dłuż­szej chwi­li. – Po­trze­bu­je tego na­sza du­sza, któ­ra rzą­dzi cia­łem. A kie­dy już nie wie­rzy­my w coś, to ogra­ni­cza­my się do wie­rze­nia w ko­goś.

Qu­esa­lid uważ­nie wy­słu­chał opi­nii Qu­ita­na. Czuł jed­nak, że do peł­ne­go zro­zu­mie­nia tych słów cze­goś mu jesz­cze bra­ku­je. Aż w koń­cu sta­ry sza­man do­dał:

– Oni nie wie­rzą w two­ją ma­gię. Oni wie­rzą w cie­bie.

Po­wie­dziaw­szy te sło­wa, Qu­ita­no znik­nął w le­sie i nikt go już wię­cej nie zo­ba­czył. A Qu­esa­lid w koń­cu za­czął ro­zu­mieć. Wszyst­kie te uzdro­wie­nia były moż­li­we dzię­ki śle­pe­mu za­ufa­niu, ja­kim ob­da­rzy­li go cho­rzy. Życz­li­wość wo­bec mło­de­go czło­wie­ka, któ­ry nie przyj­mo­wał da­rów w za­mian za swo­je sza­mań­skie dzia­ła­nia, ota­cza­ją­ca go do­bra ener­gia – to one le­czy­ły rany i od­da­la­ły cho­ro­by.

Qu­esa­lid wy­szedł z cha­ty, by się prze­spa­ce­ro­wać, jak za­wsze wte­dy, kie­dy mu­siał po­my­śleć. Zro­zu­mie­nie praw­dy za­ję­ło mu wie­le lat, te­raz mu­siał za­de­cy­do­wać, co da­lej: czy na­dal po­słu­gi­wać się fał­szem w służ­bie lu­dziom i ich roz­pacz­li­wej po­trze­by wia­ry w ba­śnie, czy też wy­ru­szyć po­now­nie w po­dróż bez ja­sno wy­zna­czo­ne­go celu. Po­dróż bez wąt­pie­nia wy­czer­pu­ją­cą, ale da­ją­cą na­dzie­ję, że pew­ne­go dnia do­pro­wa­dzi go bli­żej praw­dy.

Po raz ko­lej­ny Qu­esa­lid sta­nął nad brze­giem oce­anu. Pod­szedł tak bli­sko, jak to było moż­li­we bez wcho­dze­nia do wody. Jego ka­noe cze­ka­ło ukry­te w za­ro­ślach. Ze­pchnął je do wody. Tego wie­czo­ru mo­rze nie było spo­koj­ne. Ale po­sta­no­wił, że czas odejść. Wio­sło za­nu­rzo­ne w wo­dzie wy­glą­da­ło, jak­by było zła­ma­ne. Za­nu­rzył je głę­biej i po­ko­nał złu­dze­nie. Po raz ostat­ni spoj­rzał na wieś i wy­ru­szył przed sie­bie, aby szu­kać praw­dy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: