Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Frigiel i Fluffy. Bitwa na równinach Meraim - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
10 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Frigiel i Fluffy. Bitwa na równinach Meraim - ebook

Frigiel i Abel zdobywają drugą skrzynię Kresu w Lesie Varogg. Po powrocie dowiadują się, że Deryn Swale wykorzystał ich nieobecność, aby zaatakować miasto Sarmatek. Abel pragnie udać się do Heikan, żeby przemówić ojcu do rozumu, jednak nagli czas – na Kwiecistych Równinach Meraim armia magów przygotowuje się do starcia z dziesięciokrotnie liczniejszym wojskiem Lludda Lawa. W tym samym czasie Alice poznaje Toma Rachu-Ciachu, przywódcę złodziei z Ulan Warki. Mężczyzna proponuje dziewczynie, że pomoże jej uwolnić Chiron z lochów westchnień.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-490-3
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OSOBY

Fri­giel – wnuk Er­nal­da, ma pięt­na­ście lat. Ni­g­dy nie po­znał swo­ich ro­dzi­ców i nie wie, co się z nimi sta­ło.

Fluf­fy – pies Fri­gie­la.

Er­nald – dzia­dek Fri­gie­la, ma sześć­dzie­siąt pięć lat. Czło­wiek o za­gad­ko­wej prze­szło­ści, któ­ry zde­cy­do­wa­nie za czę­sto wy­jeż­dża z wio­ski.

Sara – żona Er­nal­da i bab­cia Fri­gie­la.

Eno­ra – cór­ka Er­nal­da i Sary, mat­ka Fri­gie­la.

Ian – oj­ciec Fri­gie­la.

Abel Swa­le – syn De­ry­na Swa­le’a, Śmiał­ka z He­ikan, puł­kow­ni­ka i bo­ha­te­ra ar­mii Llud­da Lawa. Ma osiem­na­ście lat.

De­ryn Swa­le – oj­ciec Abla, ma czter­dzie­ści sześć lat.

Ali­ce Pem­bro­ke – zło­dziej­ka gil­dii zło­dziei z Pu­aby, ma szes­na­ście lat.

Abi­ga­il Pem­bro­ke – mat­ka Ali­ce, ma czter­dzie­ści osiem lat.

Gil­das Pem­bro­ke – oj­ciec Ali­ce, ma pięć­dzie­siąt lat.

Lludd Law – le­gen­dar­ny wo­jow­nik, któ­ry zo­stał kró­lem świa­ta.

Askar Raug – po­tęż­ny mag i brat bliź­niak Llud­da Lawa.

Val­dis – le­gen­dar­na kró­lo­wa, któ­ra spra­wo­wa­ła rzą­dy przed Llud­dem La­wem.

Oriel – od­kryw­czy­ni ma­gii oraz na­uczy­ciel­ka Val­dis.

Ish­tar – En­lil (pani) ma­gów Ja­ka­ru, mia­sta ma­gów.

Ey­vin­da­ra, Hal­la, Olvir i Sar­gon – czwo­ro ma­gów, Suk­ka­lów (na­uczy­cie­li) wcho­dzą­cych w skład Rady Sze­ścior­ga.

Tha­les – wo­jow­nicz­ka i przy­wód­czy­ni Sar­ma­tów.

Hima – sar­mac­ka wo­jow­nicz­ka.

Nelv – sar­mac­ka szpie­gi­ni.

Szkla­ni Go­le­mo­wie – taj­na or­ga­ni­za­cja po­zo­sta­ją­ca na usłu­gach ma­gów, dzia­ła na kró­lew­skim dwo­rze.

Chi­ron – ta­jem­ni­cza oso­ba o ary­sto­kra­tycz­nym po­cho­dze­niu, prze­by­wa­ją­ca na dwo­rze, przy­wód­ca Szkla­nych Go­le­mów.

Stekx – go­blin ura­to­wa­ny z Su­ra­ta­nu.

Mau­le­on – zło­dziej na­le­żą­cy do gil­dii zło­dziei z Ulan War­ki.

Tom Ra­chu-Cia­chu – przy­wód­ca gil­dii zło­dziei z Ulan War­ki.

Ma­gnus – ar­cy­ka­płan świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.W POPRZEDNIM TOMIE

Zroz­pa­czo­ny Fri­giel usi­łu­je wy­do­stać się z Su­ra­ta­nu. Sku­pia wszyst­kie swo­je siły i po­now­nie daje się za­sko­czyć roz­bły­sko­wi świa­tła, któ­re­go isto­ty nie jest w sta­nie po­jąć. Na szczę­ście Ali­ce ukra­dła Hug­gi­no­wi klu­cze do celi i uwal­nia przy­ja­ciół. Fri­giel od­naj­du­je Er­nal­da, któ­ry oka­zu­je się nie­zwy­kle osła­bio­ny. Męż­czy­zna wy­zna­je chłop­cu, że stoi na cze­le frak­cji bun­tow­ni­ków po­ta­jem­nie dzia­ła­ją­cych prze­ciw­ko Llud­do­wi La­wo­wi. Dzia­dek Fri­gie­la oswo­ba­dza z nie­wo­li Sar­mat­ki – ru­do­wło­se wo­jow­nicz­ki o mlecz­no­bia­łej skó­rze – oraz Ste­kxa, wy­jąt­ko­wo bez­czel­ne­go go­bli­na.

Gru­pa ucie­ka z wię­zie­nia i znaj­du­je schro­nie­nie w Del­cie Ka­ła­mar­nic, gdzie mie­ści się Ay­an­na, pły­wa­ją­ce mia­sto Sar­ma­tów. Er­nald opo­wia­da tam Fri­gie­lo­wi, jak do­szło do tego, że jego bab­ka Sara zgi­nę­ła w Kre­sie i zo­sta­ła zmie­nio­na w zom­bie przez Aska­ra. Dzia­dek wy­ja­wia przy tym, że oj­ciec chłop­ca zo­stał za­mor­do­wa­ny przez Gwar­dzi­stów Świa­tła, a Eno­ra, jego mat­ka, opu­ści­ła Lan­niel po na­ro­dzi­nach syna. Na­stęp­nie sta­ru­szek wy­sy­ła Fri­gie­la, Abla oraz Ali­ce do Lasu Va­rogg, żeby od­na­leź­li dru­gą skrzy­nię Kre­su. Nie­ste­ty zło­dziej­ka zni­ka z mia­sta.

Ali­ce wsia­da na sta­tek zmie­rza­ją­cy do kró­lew­skie­go mia­sta – Ulan War­ka – żywi bo­wiem na­dzie­ję, że od­szu­ka Chi­ro­na, ta­jem­ni­czą oso­bę, któ­ra od­stą­pi­ła od kró­la, by wspie­rać ma­gów. Dziew­czy­na wpa­da na ulań­skie­go zło­dzie­jasz­ka Mau­le­ona, ten zaś pro­po­nu­je Ali­ce po­moc oraz przed­sta­wie­nie To­mo­wi Ra­chu-Cia­chu, przy­wód­cy miej­skiej gil­dii zło­dziei.

Tym­cza­sem Fri­giel wraz z Ablem za­pusz­cza­ją się w głąb ma­gicz­ne­go i za­dzi­wia­ją­ce­go wy­mia­ru Va­rogg, ma­jąc za prze­wod­ni­ka Ste­kxa, któ­ry dba wy­łącz­nie o sie­bie. Chłop­cy mu­szą się zmie­rzyć ze strasz­li­wym po­two­rem, li­czem, gdyż to on strze­że skrzy­ni Kre­su. Od­kry­wa­ją przy tym, że po­two­rem jest Val­dis, daw­na kró­lo­wa, któ­ra prze­nio­sła swo­je ży­cie do wi­sio­ra po to, by za­cho­wać nie­śmier­tel­ność. Ma­gia jed­nak od­ję­ła Val­dis ro­zum. Aby po­ko­nać wład­czy­nię, Fri­giel wy­ko­rzy­stu­je swo­ją dru­gą ma­gicz­ną dys­cy­pli­nę – ma­gię świa­tła. Tym sa­mym uda­je mu się ją wresz­cie opa­no­wać.ROZDZIAŁ 1

Tuż po za­cho­dzie słoń­ca ze­rwał się wiatr i dął, roz­bi­ja­jąc się o ska­li­ste brze­gi Ulan War­ki. Wia­ło tak moc­no, że wzbu­rzo­ne fale prze­wa­la­ły się od cza­su do cza­su po­nad mu­ra­mi obron­ny­mi za­ka­za­ne­go mia­sta, roz­bry­zgu­jąc bia­łą i sło­ną pia­nę o ścia­ny kró­lew­skie­go pa­ła­cu, a tak­że o przy­le­ga­ją­ce doń bu­dyn­ki, gdzie miesz­ka­li kró­lew­scy ary­sto­kra­ci.

W sa­mym cen­trum War­ki, na prze­past­nym kwa­dra­to­wym pla­cu oka­la­ją­cym sie­dzi­bę Llud­da Lawa, znaj­do­wa­ła się ob­sy­dia­no­wa pły­ta. Ota­cza­ła ją sze­ro­ka na czte­ry blo­ki fosa wy­peł­nio­na lawą. Na ciem­nym ka­mie­niu pły­ty sie­dzia­ło czte­rech straż­ni­ków. Owi­nię­ci w gru­be weł­nia­ne płasz­cze trzy­ma­li straż, mimo że chło­sta­ły ich lo­do­wa­te roz­bry­zgi wody. Je­den z nich – mło­dy, ru­do­wło­sy męż­czy­zna o nie­bie­skich oczach – po­chy­lił się w pew­nej chwi­li ku swo­je­mu czar­no­skó­re­mu są­sia­do­wi, któ­ry miał tyl­ko jed­no oko. Ru­dzie­lec wy­rzu­cił z sie­bie zda­nie, któ­re od razu za­głu­szył wiatr. Mu­siał krzy­czeć na całe gar­dło, by to­wa­rzysz był w sta­nie go usły­szeć:

– Wiesz, co jest pod tą kla­pą?

Po czym wska­zał na me­ta­lo­we drzwi wsta­wio­ne w sam śro­dek ob­sy­dia­no­wej pły­ty.

– Moja ro­bo­ta po­le­ga na trzy­ma­niu stra­ży, a nie na py­ta­niu o to, dla­cze­go to ro­bię – od­burk­nął jed­no­oki straż­nik, któ­re­go naj­wy­raź­niej nie­zwy­kle zi­ry­to­wa­ła do­cie­kli­wość ko­le­gi.

– Se­rio? Mnie to nie daje spać. Jest noc, wi­chu­ra. Na­wet straż­ni­cy sto­ją­cy na mu­rach zo­sta­li zwol­nie­ni do domu. Król musi tam trzy­mać coś bar­dzo cen­ne­go, sko­ro pil­nu­je tego czte­rech straż­ni­ków, dzień i noc, bez wzglę­du na to, jaka jest po­go­da.

Mło­dy męż­czy­zna wle­pił wzrok w drzwi.

– My­ślisz, że cho­dzi o ja­kiś skarb?

Ko­le­ga dźgnął ru­dziel­ca pod że­brem i wy­cią­gnął miecz.

– Siedź ci­cho, ktoś idzie!

Spo­mię­dzy dwóch urzęd­ni­czych bu­dyn­ków wy­ło­ni­ła się za­gad­ko­wa po­stać. Był to męż­czy­zna w bia­łych sza­tach, któ­ry w le­wej ręce trzy­mał po­chod­nię, dru­gą zaś ręką osła­niał twarz przed wia­trem, przy­trzy­mu­jąc kra­wędź sze­ro­kie­go kap­tu­ra. Nie­zna­jo­my zmie­rzał pro­sto ku straż­ni­kom.

– Kto idzie? – wrza­snął jed­no­oki straż­nik, pro­stu­jąc rękę z mie­czem.

Męż­czy­zna od­sło­nił twarz. Miał bia­łą bro­dę i ja­sne oczy.

– Je­stem Ma­gnus – po­wie­dział. – Ar­cy­ka­płan świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.

Kie­dy tyl­ko skoń­czył mó­wić, straż­ni­cy ugię­li przed nim ko­la­no.

– Pro­szę mi wy­ba­czyć brak ogła­dy, pa­nie – wy­beł­ko­tał straż­nik, któ­ry jesz­cze chwi­lę temu gro­ził świą­to­bli­we­mu mę­żo­wi. – Wie­je i pada, nie wi­dzia­łem przez to, że…

– Nie­chaj Wiel­cy Bu­dow­ni­czo­wie ci bło­go­sła­wią – prze­rwał mu Ma­gnus, skła­da­jąc dło­nie w mo­dli­tew­nym ge­ście.

– Niech nie prze­sta­ją do cie­bie prze­ma­wiać! – od­par­li straż­ni­cy, skła­nia­jąc gło­wy.

– Opuść­cie kład­kę – za­żą­dał ar­cy­ka­płan.

Ru­dzie­lec po­ło­żył rękę na prze­kład­ni, któ­ra wpra­wia­ła w ruch tło­ki i prze­rzu­ca­ła krót­ką kład­kę z ob­sy­dia­nu nad lawą. Jed­nak­że w tej sa­mej chwi­li jed­no­oki straż­nik zła­pał go za ra­mię i nie po­zwo­lił ko­le­dze uru­cho­mić me­cha­ni­zmu. Utkwił za to swo­je je­dy­ne oko w Ma­gnu­sie.

– Jest mi nie­zmier­nie przy­kro, pa­nie, ale tyl­ko Jego Wy­so­kość Lludd Law ma pra­wo tam wcho­dzić – wy­jaś­nił. – Mamy ofi­cjal­ny za­kaz wpusz­cza­nia ko­go­kol­wiek in­ne­go.

Ar­cy­ka­płan zmarsz­czył brwi. Jego usta zbie­gły się w cien­ką kre­skę, a szczę­ki się za­ci­snę­ły, jak gdy­by męż­czy­zna prze­ły­kał obe­lgi, któ­rych sta­rał się nie wy­krzy­czeć.

Za­miast tego wy­cią­gnął ogrom­ny zło­ty klucz i za­ma­chał nim przed twa­rza­mi czte­rech straż­ni­ków.

– Król wy­je­chał na cze­le ar­mii, by sta­nąć do wal­ki z ma­ga­mi na Rów­ni­nach Me­ra­im. Pod­czas jego nie­obec­no­ści je­stem głów­nym za­rząd­cą, wy­zna­czył mnie na to sta­no­wi­sko. Opuść­cie kład­kę.

Jed­no­oki straż­nik ze wsty­dem zwie­sił gło­wę, po czym po­zwo­lił mło­de­mu żoł­nie­rzo­wi uru­cho­mić dźwig­nię. Czar­ne blo­ki most­ka zna­la­zły się nad lawą. Straż­ni­cy wsta­li, stu­ka­jąc ob­ca­sa­mi, i usta­wi­li się w czte­rech ro­gach ob­sy­dia­no­wej pły­ty. Skie­ro­wa­li swój wzrok ku mu­rom za­ka­za­ne­go mia­sta i od­wró­ci­li się ple­ca­mi do pły­ty i tego, co znaj­do­wa­ło się po­środ­ku. Taka była pro­ce­du­ra.

Ma­gnus prze­kro­czył fosę wy­peł­nio­ną płyn­ną mag­mą. Pod­szedł do kla­py, ukląkł, wsu­nął zło­ty klucz do zam­ka. Wy­cie wia­tru za­głu­szy­ło chrzęst, jaki wy­da­ły z sie­bie drzwi, kie­dy ar­cy­ka­płan je otwo­rzył. Męż­czy­zna uniósł poły bia­łej sza­ty, zszedł kil­ka stop­ni w głąb i za­mknął za sobą wej­ście.

Zna­lazł się w sali, gdzie pa­no­wał mrok czar­niej­szy od sa­mej nocy. Przez uła­mek se­kun­dy Ma­gnus ża­ło­wał swo­jej de­cy­zji. Nikt poza kró­lem ni­g­dy nie po­sta­wił sto­py w tym miej­scu, a to spra­wia­ło, że nie wie­dział, cze­go się spo­dzie­wać.

W tej sa­mej chwi­li usły­szał szczęk zbroi do­cho­dzą­cy z le­wej stro­ny, pod­czas gdy z pra­wej do jego uszu do­le­ciał ja­kiś sze­lest. Nie miał cza­su, aby unieść po­chod­nię – jego szyi do­tknę­ły dwie zim­ne koń­ców­ki mie­czy.

Ar­cy­ka­płan omal nie krzyk­nął z za­sko­cze­nia.

Pło­mień po­chod­ni oświe­tlił twa­rze dwóch eli­tar­nych straż­ni­ków z lo­chów wes­tchnień. Oczy w bla­dych twa­rzach prze­sło­nię­te były czar­ny­mi prze­pa­ska­mi. Tych nie­wi­do­mych od uro­dze­nia chłop­ców wal­ki na­uczył sam Lludd Law. Wy­ma­rze­ni straż­ni­cy do jego taj­ne­go wię­zie­nia. Sia­li po­strach w naj­głęb­szych ciem­no­ściach, nie ma­jąc przy tym moż­li­wo­ści roz­po­zna­wa­nia ska­za­nych, któ­rych król umiesz­czał w tych strasz­li­wych lo­chach na czas prze­słu­cha­nia.

– Nie je­steś kró­lem – ode­zwał się star­szy z dwóch straż­ni­ków, ob­wą­chu­jąc po­wie­trze. – Ktoś taki?

Świą­to­bli­wy mąż od­chrząk­nął.

– Ma­gnus – po­wie­dział ar­cy­ka­płan świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.

Jego sło­wom od­po­wie­dzia­ła głu­cha ci­sza. Nie­wi­do­mi wo­jow­ni­cy nie ru­szy­li się o blok.

– Roz­ka­zu­ję wam, prze­puść­cie mnie – rzu­cił zi­ry­to­wa­ny Ma­gnus.

– Nikt nie przej­dzie – od­parł na to młod­szy z wo­jow­ni­ków. – Tyl­ko król. Odejdź tam, skąd przy­sze­dłeś.

Drżąc na ca­łym cie­le, Ma­gnus wy­cią­gnął klucz. Bał się. Król Lludd Law nie miał po­ję­cia o jego wi­zy­cie w lo­chach i spo­tkał­by go mar­ny ko­niec, gdy­by się o ta­ko­wej wy­ciecz­ce do­wie­dział. Ar­cy­ka­płan mu­siał więc za wszel­ką cenę unik­nąć roz­gło­su. Od­czu­wał strach i to go roz­wście­cza­ło. Przy­wykł do wy­god­ne­go ży­cia w kró­lew­skim pa­ła­cu po tym, jak opu­ścił Men­ru­ru­nę i jej ba­gna. Wszyst­ko ostat­nio sta­ło się spo­koj­ne i łat­we. Przy­siągł so­bie, że już ni­g­dy wię­cej nie bę­dzie czuł stra­chu, bólu ani cze­go­kol­wiek in­ne­go, co oka­za­ło­by się nie­przy­jem­ne. A te­raz ogar­niał go strach. Co wię­cej, Ma­gnus był prze­ko­na­ny, że straż­ni­cy wy­czu­wa­ją jego prze­ra­że­nie. Była to zresz­tą ich wina, że ar­cy­ka­płan czuł się taki ro­ze­dr­ga­ny, taki mały, taki sła­by, taki nic nie­zna­czą­cy. Jak śmie­ją trak­to­wać go w ten spo­sób – jego, ar­cy­ka­pła­na Wiel­kich Bu­dow­ni­czych? Ja­kim pra­wem śmie­ją pod­wa­żać jego roz­ka­zy i na­wet nie ski­ną przy tym gło­wą?

Ręka Ma­gnu­sa prze­sta­ła drżeć.

– Król wy­je­chał, żeby sta­nąć do wal­ki z ma­ga­mi na Rów­ni­nach Me­ra­im – oświad­czył su­cho. – Wy­zna­czył mnie na głów­ne­go za­rząd­cę na czas swo­jej nie­obec­no­ści. Pro­szę, oto klucz do lo­chów wes­tchnień.

Star­szy straż­nik wziął klucz, po­prze­kła­dał go chwi­lę z ręki do ręki, po­wą­chał, ugryzł. Przy­tak­nął, po czym od­dał przed­miot ar­cy­ka­pła­no­wi.

– Rze­czy­wi­ście to ten klucz – po­twier­dził. – Ale skąd mamy wie­dzieć, że go nie ukra­dłeś?

– Nie ukra­dłem go – skła­mał Ma­gnus, wy­cią­ga­jąc spod sza­ty pu­stą kart­kę pa­pie­ru, któ­rą po­ma­chał przed no­sem męż­czy­zny. – Król mi go po­wie­rzył. Ka­zał też przy­słać mi list, w któ­rym pro­si mnie o to, bym prze­słu­chał jego więź­nia. Po­trze­bu­je pew­nej in­for­ma­cji, bez któ­rej może prze­grać woj­nę. A je­śli prze­gra przez was… Mó­dl­cie się, że­by­ście za­cho­wa­li gło­wy.

Ka­płan jesz­cze przez chwi­lę sze­le­ścił pu­stą kart­ką, uśmie­cha­jąc się prze­bie­gle – na kart­ce nie wid­nia­ła ani jed­na li­te­ra, a on wie­dział, że nie­wi­do­mi straż­ni­cy nie są w sta­nie so­bie tego uzmy­sło­wić.

– Je­śli so­bie ży­czy­cie, mogę wam prze­czy­tać list…

Star­szy za­sta­na­wiał się przez chwi­lę.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by – stwier­dził.

Scho­wał miecz do po­chwy, po czym wy­cią­gnął dia­men­to­wy ki­lof, któ­ry trzy­mał przy­pię­ty do pasa. Młod­szy straż­nik po­szedł w jego śla­dy. Każ­dy z nich wy­kuł na­stęp­nie ze ścia­ny je­den blok ob­sy­dia­nu. W po­wsta­łych otwo­rach uka­za­ła się lawa, któ­ra opły­wa­ła całą bu­dow­lę; płyn­na mag­ma oświe­tli­ła po­miesz­cze­nie. Tym sa­mym wy­ło­ni­ła z ciem­no­ści dwie pły­ty na­ci­sko­we znaj­du­ją­ce się po prze­ciw­le­głych stro­nach sali. Straż­ni­cy po­ło­ży­li ob­sy­dia­no­we blo­ki przed pły­ta­mi.

– Na trzy – rzu­cił star­szy. – Raz, dwa, trzy!

Męż­czyź­ni jed­no­cze­śnie wgnie­tli blo­ka­mi pły­ty. Kla­pa na środ­ku po­miesz­cze­nia pod­nio­sła się i od­sło­ni­ła ko­lej­ne scho­dy.

Ma­gnus spoj­rzał na nie z za­cie­ka­wie­niem i aż za­tarł ręce z ra­do­ści.

Ścia­ny wię­zien­nych lo­chów, do któ­rych wkro­czył ar­cy­ka­płan, pod­grze­wa­ła lawa, przez co po­miesz­cze­nia sta­ły się rów­nie dusz­ne i wil­got­ne, co Ba­gna Kon­du­la. Ciem­ność była tak głę­bo­ka, że po­chod­nia roz­ga­nia­ła ją z tru­dem.

Roz­legł się brzęk łań­cu­chów i Ma­gnus aż pod­sko­czył.

– Jeść… – wy­chry­piał głos, a po­brzmie­wa­ło w nim skraj­ne zmę­cze­nie.

Ma­gnus skie­ro­wał świa­tło na cia­ło, któ­re le­ża­ło wy­cią­gnię­te w cie­niu na pod­ło­dze i swo­im wy­glą­dem zdra­dza­ło skraj­ne wy­czer­pa­nie. Zdzi­wio­ny ar­cy­ka­płan skrzy­wił się na wi­dok uj­rza­nej twa­rzy.

– Chi­ron… – wy­szep­tał z uśmie­chem na ustach. – Na­resz­cie.

– Ma­gnus? – od­po­wie­dzia­ła py­ta­niem zszo­ko­wa­na Chi­ron, kie­dy tyl­ko roz­po­zna­ła twarz ka­pła­na.

– Przy­sze­dłem ci po­móc – od­parł tam­ten.

– Nie chcę two­jej po­mo­cy, prę­dzej wo­la­ła­bym już umrzeć.

Śmiech Ma­gnu­sa na chwi­lę wy­peł­nił pust­kę lo­chów.

– Mam klucz. Mogę spra­wić, że stąd wyj­dziesz.

Chi­ron ani drgnę­ła.

– Po­trze­bu­ję tyl­ko jed­nej in­for­ma­cji. Jed­nej je­dy­nej… I ju­tro bę­dziesz wol­na.

Pro­po­zy­cja Ma­gnu­sa spo­tka­ła się z mil­cze­niem, wo­bec cze­go z ust ka­pła­na za­czął zni­kać uprzej­my uśmiech.

– Dłu­go cie­szy­łaś się za­ufa­niem Llud­da Lawa – ciąg­nął. – Po­wie­rzył ci se­kre­ty, któ­rych nie zdra­dził ni­ko­mu in­ne­mu. Lu­dzie mó­wią, że król po­sia­da bar­dzo wy­jąt­ko­wy blok, któ­ry rze­ko­mo od­na­lazł w Od­le­głych Lą­dach. Blok ten po­zwa­la za­kli­nać broń oraz zbro­ję. Na­zy­wa się go sto­łem do za­klęć. Po­noć jest ukry­ty w kró­lew­skim skarb­cu. Wiesz może, gdzie się znaj­du­je? Po­trze­bu­ję sto­łu do za­klęć.

– Nie mam bla­de­go po­ję­cia – ucię­ła Chi­ron. – A na­wet gdy­bym mia­ła, nie był­byś w sta­nie po­słu­żyć się tym sto­łem.

– To już mój pro­blem – od­parł ar­cy­ka­płan. – Tyl­ko po­daj mi miej­sce, a ja spra­wię, że opu­ścisz to wię­zie­nie.

– Mó­wię prze­cież, że nie wiem, gdzie znaj­du­je się stół.

Ma­gnus w ci­szy po­ki­wał gło­wą. Po­gła­dził swo­ją bia­łą bro­dę, po czym ru­szył z po­wro­tem w kie­run­ku scho­dów.

– Bar­dzo do­brze – ode­zwał się. – Dam ci czas do na­my­słu do wie­czo­ra.

Ar­cy­ka­płan po raz ostat­ni od­wró­cił się do Chi­ron.

– Ostat­ni­mi cza­sy – rzu­cił lek­ko – in­for­ma­cje bar­dzo po­ta­nia­ły. Za kil­ka ka­wał­ków tar­ty z dy­nią moż­na otrzy­mać praw­dzi­we cu­deń­ka, na przy­kład li­stę na­zwisk wszyst­kich two­ich wspól­ni­ków na kró­lew­skim dwo­rze. Szkla­ni Go­le­mo­wie – tak ka­że­cie sie­bie na­zy­wać, czyż nie? Albo te o Czar­nej Cze­lu­ści, gdzie Tom Ra­chu-Cia­chu sie­dzi po kry­jo­mu ze swo­ją gil­dią zło­dziei. Wy­glą­da na to, że do­brze się do­ga­du­je­cie. Naj­gor­si roz­bój­ni­cy z Ulan sprzy­mie­rze­ni z naj­zna­mie­nit­szy­mi szla­chec­ki­mi ro­da­mi z War­ki. My­śla­łem, że pad­nę ze śmie­chu, kie­dy się o tym do­wie­dzia­łem!

Na twa­rzy ar­cy­ka­pła­na po­now­nie za­go­ścił uśmiech, kie­dy usły­szał, jak kaj­da­ny po­brzę­ku­ją w ciem­no­ści. Ugo­dził w od­po­wied­nie miej­sce.

– Łgarz! – ryk­nę­ła Chi­ron.

Ma­gnus od­wró­cił się ple­ca­mi do wnę­trza lo­chów.

– Do wie­czo­ra! – rzu­cił na od­chod­nym. – Je­śli nic nie po­wiesz, za­pła­cą za to wszy­scy twoi sprzy­mie­rzeń­cy. A kie­dy już nie bę­dziesz mia­ła kogo chro­nić, roz­wią­że ci się ję­zyk.

Tło­ki wes­tchnę­ły, po czym za­czę­ły pra­co­wać. Kla­pa wej­ścio­wa unio­sła się, na­stęp­nie zaś opa­dła, po­chła­nia­jąc ciem­ność i tłu­miąc strasz­li­wy śmiech ar­cy­ka­pła­na świą­ty­ni Wiel­kich Bu­dow­ni­czych.ROZDZIAŁ 2

Pro­wa­dzo­na przez Ron­ny’ego łódź su­nę­ła ci­cho po­mię­dzy po­ro­śnię­ty­mi la­sem wy­sep­ka­mi Del­ty Ka­ła­mar­nic. Fri­giel od­sta­wił ple­cak na po­kład. Wes­tchnął z ulgą. Skrzy­nia Kre­su nie­zmien­nie znaj­do­wa­ła się w środ­ku. Chło­piec do tego stop­nia oba­wiał się, że po­now­nie za­wie­dzie Er­nal­da, iż nie zdej­mo­wał ple­ca­ka przez całą po­dróż. Spiesz­no mu było zo­ba­czyć znów dziad­ka i po­ka­zać mu zna­le­zi­sko. Mimo tego coś go nie­ustan­nie tra­pi­ło. Od chwi­li kie­dy opu­ści­li brzeg, przy któ­rym wzno­sił się Las Va­rogg, Fri­giel nie prze­sta­wał my­śleć o strasz­li­wym wrza­sku, któ­ry wów­czas usły­sze­li. Mło­dy mag nie mógł się po­wstrzy­mać i nie po­łą­czyć tego fak­tu z Aska­rem Rau­giem. Wi­dział cza­row­ni­ka z bli­ska, po­nad­to wie­dział, do ja­kie­go okru­cień­stwa był zdol­ny się po­su­nąć. Fri­giel po­ko­nał prze­cież zom­bie Smo­ka Kre­su, któ­re­go przy­wo­łał Suk­kal umar­łych. Na po­mysł prze­bu­dze­nia wi­the­ra mógł wpaść je­dy­nie brat bliź­niak kró­la. Kto inny bo­wiem pod­jął­by wy­zwa­nie i sta­nął do po­je­dyn­ku z po­two­rem tak po­tęż­nym, że jego ryk ogar­niał w jed­nej chwi­li cały świat? Zresz­tą Askar Raug był je­dy­nym czło­wie­kiem, któ­ry mógł są­dzić, że uda mu się za­pa­no­wać nad kre­atu­rą. Na tym po­le­ga­ła siła jego ma­gii. Ale naj­pierw, za­nim zmie­ni po­two­ra w zom­bie i uczy­ni swo­im słu­gą, Raug musi go po­ko­nać. Fri­giel ni­g­dy wcze­śniej nie wi­dział wi­the­ra. Po­zo­sta­li na stat­ku rów­nież nie mie­li ta­kiej moż­li­wo­ści. Je­dy­ne opo­wie­ści, z ja­ki­mi ze­tknął się chło­piec, za­kra­wa­ły na szy­te gru­by­mi nić­mi kłam­stwa. Nie­któ­re z nich mó­wi­ły o smo­ku strasz­niej­szym od Smo­ka Kre­su, inne z ko­lei o prze­ra­ża­ją­cej zja­wie lub o dzie­się­cio­gło­wej hy­drze. Aż do te­raz nikt nie za­prze­czał po­dob­nym świa­dec­twom, po­nie­waż nikt nie prze­żył spo­tka­nia z wi­the­rem. W efek­cie Fri­giel ży­wił w głę­bi ser­ca szcze­rą na­dzie­ję, że Askar po­legł po­dob­nie jak jego po­przed­ni­cy.

Sto­ją­ca obok chłop­ca Her­me­li­ne za­drża­ła.

– Gdzie Ay­an­na? – za­py­ta­ła. – Nie wi­dzę jej.

Fri­giel po­czuł uścisk w ser­cu. Spoj­rzał w stro­nę dzio­bu stat­ku. Mia­sta Sar­ma­tów nie było tam, gdzie je zo­sta­wi­li ostat­nim ra­zem.

Ay­an­na znik­nę­ła.

– Hau! Hau! – za­szcze­kał Fluf­fy.

Pies zo­ba­czył coś po le­wej stro­nie bur­ty. Po­pi­ski­wał i mer­dał ogo­nem.

Abel zszedł z pod­wyż­szo­ne­go po­kła­du i wyj­rzał za bur­tę.

– Chodź­cie zo­ba­czyć! – za­wo­łał.

Fri­giel oraz Her­me­li­ne do­łą­czy­li do mło­de­go męż­czy­zny. Chło­piec czuł ucisk w brzu­chu i miał złe prze­czu­cia.

W od­da­li, na po­wierzch­ni wody, uj­rzał lam­pę na czer­wo­ny ka­mień. Oświe­tla­ła frag­men­ty drew­nia­nych scho­dów i kil­ka blo­ków drze­wa aka­cji, któ­re swo­im kształ­tem przy­po­mi­na­ły po­zo­sta­ło­ści po ja­kimś domu. Fla­ga z gło­wą en­der­ma­na prze­bi­tą mie­czem fa­lo­wa­ła zgod­nie z prą­dem.

– Niech to pło­myk świ­śnie – mruk­nę­ła pod no­sem Her­me­li­ne.

Fri­giel prze­łknął śli­nę. Miał na­dzie­ję, że Er­nal­do­wi uda­ło się w porę uciec i z ca­łych sił sta­rał się nie wy­cią­gać po­chop­nych wnio­sków.

Od­wró­cił się do Abla.

Ta­ran­kań­czyk wpa­try­wał się w ka­wał­ki scho­dów, któ­re wy­dar­to pły­wa­ją­ce­mu mia­stu. Za­ci­skał szczę­ki, a wzrok miał tak cięż­ki jak ołów. Spra­wiał wra­że­nie bar­dzo zde­ner­wo­wa­ne­go.

– To nie­wiel­ki frag­ment mia­sta – ode­zwał się. – Gdy­by mia­sto zo­sta­ło do­szczęt­nie znisz­czo­ne, by­ło­by ta­kich o wie­le wię­cej.

– Sar­ma­ci mu­sie­li prze­nieść Ay­an­nę po ata­ku De­ry­na Swa­le’a – za­uwa­żył Ron­ny.

– Tyl­ko gdzie? – spy­ta­ła Her­me­li­ne.

Lal­karz rzu­cił okiem na roz­le­głe uj­ście rze­ki.

– W głę­biej po­ło­żo­ne par­tie del­ty?

Ron­ny za­krę­cił ste­rem i skie­ro­wał sta­tek w głąb roz­le­wi­ska. Im bar­dziej od­da­la­li się od La­zu­ro­wej Za­to­ki i im da­lej wpły­wa­li w za­ko­la Del­ty Ka­ła­mar­nic, tym wię­cej wy­se­pek spo­ty­ka­li. Nie­mal­że wszę­dzie z czy­stej wody wy­sta­wa­ły blo­ki zie­mi, na któ­rych ro­sły cia­sno jed­na przy dru­giej ogrom­ne aka­cje.

Her­me­li­ne wraz z Ablem usta­wi­li się na le­wej bur­cie, pod­czas gdy Fri­giel i Fluf­fy sta­nę­li na pra­wej. Ra­zem w na­pię­ciu prze­cze­sy­wa­li wzro­kiem oko­li­cę z na­dzie­ją, że uj­rzą wresz­cie za­gi­nio­ne mia­sto. Na­gle oczom Fri­gie­la spo­mię­dzy ga­łę­zi drze­wa uka­zał się wierz­cho­łek drew­nia­ne­go domu.

– Tam! – wy­krzyk­nął chło­piec, wska­zu­jąc uprag­nio­ne miej­sce.

Ron­ny skrę­cił i sta­tek wpły­nął w wą­ski prze­smyk, któ­ry wił się po­mię­dzy dwie­ma wy­sep­ka­mi o stro­mych, urwi­stych brze­gach. Zo­ba­czy­li, że na koń­cu prze­smy­ku otwie­ra­ją się sze­ro­kie wody. Im bar­dziej się do nich zbli­ża­li, tym bar­dziej ro­ślin­ność zda­wa­ła się przed nimi roz­stę­po­wać. Łód­ka wy­pły­nę­ła w koń­cu na za­to­kę w kształ­cie pół­ko­la, któ­rą ota­cza­ły stro­me ska­ły oraz las.

Była tam też i Ay­an­na. Okrut­nie wy­be­be­szo­ne sar­mac­kie mia­sto spo­czy­wa­ło tuż obok nie­wiel­kiej pla­ży. Wy­glą­da­ło tak, jak gdy­by po­ło­wę za­bu­do­wań wy­rwał mia­stu Smok Kre­su. Pod­trzy­mu­ją­ca ca­łość tra­twa była czę­ścio­wo znisz­czo­na, przez co kon­struk­cja le­ża­ła na boku ni­czym ran­ny ol­brzym.

Abel z hu­kiem ude­rzył pię­ścią w ba­rier­kę.

– Ale dla­cze­go – wy­krzyk­nął z wście­kło­ścią – dla­cze­go mój oj­ciec uparł się, żeby mi znisz­czyć ży­cie? Co ta­kie­go zro­bi­łem, że na to za­słu­ży­łem?

Łódź ła­god­nie przy­bi­ła do brze­gu. Na pla­ży zna­leź­li wo­jow­nicz­ki, któ­re opa­try­wa­ły rany, gdy w tym sa­mym cza­sie ko­lum­na męż­czyzn wy­ło­ni­ła się z lasu, nio­sąc tor­by, z któ­rych wprost wy­sy­py­wa­ły się blo­ki drew­na. Ar­chi­tek­ci przy­po­mi­na­li ma­ry­na­rzy pra­cu­ją­cych przy oża­glo­wa­niu, gdy tak uwi­ja­li się na za­wrot­nej wy­so­ko­ści, łą­cząc ze sobą blo­ki scho­dów i od­bu­do­wu­jąc uszko­dzo­ne domy.

Ktoś na pla­ży za­ma­chał. Kie­dy Fri­giel zo­ba­czył tę po­stać, jego ser­ce prze­peł­ni­ła ra­dość. To Er­nald ich przy­wo­ły­wał. Szedł obok Himy – ogrom­nej wo­jow­nicz­ki, któ­rą po­zna­li w Su­ra­ta­nie.

Ron­ny za­rzu­cił ko­twi­cę kil­ka blo­ków od brze­gu. Spu­ścił kład­kę wprost do przej­rzy­stej wody. Pod­eks­cy­to­wa­ny Fluf­fy prze­sko­czył nad nią i do­tarł wpław na pla­żę. Fri­giel mi­giem zszedł z ło­dzi. Pod­biegł do dziad­ka i go przy­tu­lił.

– Tak się mar­twi­łem! – wy­rzu­cił z sie­bie.

– Cie­szę się, że cię znów wi­dzę – od­po­wie­dział Er­nald, mierz­wiąc wnu­ko­wi wło­sy. – Ja też by­łem za­nie­po­ko­jo­ny.

Fri­giel wy­pu­ścił dziad­ka z ob­jęć. Abel uści­snął sta­rusz­ko­wi rękę.

– Ja­kie to szczę­ście wi­dzieć pana w do­brym zdro­wiu – po­wie­dział.

W tej sa­mej chwi­li przy­by­łym po­kło­ni­ła się Hima, wio­dąc po nich smut­nym spoj­rze­niem.

– Wi­taj­cie – rze­kła. – Pro­szę was o wy­ba­cze­nie, ale nie je­ste­śmy w sta­nie ugo­ścić was tak, jak wy­ma­ga tego tra­dy­cja.

Sar­mat­ka sta­nę­ła jak wry­ta, kie­dy była nie da­lej niż dwa blo­ki od chłop­ców. Po­wą­cha­ła po­wie­trze i cof­nę­ła się z gry­ma­sem obrzy­dze­nia na twa­rzy.

– Cuch­nie od was go­bli­nem – rzu­ci­ła.

– Tak – od­parł nie­zwłocz­nie Abel, za­no­sząc się od śmie­chu – mie­li­śmy szczę­ście od­wie­dzić Dół! Nie­zwy­kle wy­god­ne. Do­sko­na­łe miej­sce na krót­ki week­en­do­wy wy­pad z ro­dzi­ną!

Wo­jow­nicz­ka spio­ru­no­wa­ła mło­de­go męż­czy­znę wzro­kiem. Sar­mat­ki nie sły­nę­ły z po­czu­cia hu­mo­ru. Zwłasz­cza kie­dy cho­dzi­ło o go­bli­ny, ich od­wiecz­nych wro­gów. Abel za­czer­wie­nił się, gdyż zdał so­bie spra­wę, że ze wzglę­du na sy­tu­ację, w ja­kiej zna­la­zła się Ay­an­na, jego od­po­wiedź była w kiep­skim gu­ście.

– Wy­bacz mi, Himo – po­wie­dział.

Ko­bie­ta unio­sła rękę na znak przy­ję­cia prze­pro­sin, po czym wes­tchnę­ła. Na­stęp­nie wska­za­ła na skrom­ną chat­kę z drew­na aka­cji po­ło­żo­ną na kra­wę­dzi dżun­gli.

– Nie mogę wam za­pro­po­no­wać nic lep­sze­go na noc – wy­ja­śni­ła. – Fun­da­men­ty Ay­an­ny są lek­ko… wy­ko­śla­wio­ne.

– Zda się wy­śmie­ni­cie – ucię­ła Her­me­li­ne. – Za nami dłu­ga po­dróż.

Er­nald rzu­cił okiem na słoń­ce, któ­re po­wo­li kry­ło się za wierz­choł­ka­mi drzew. Za­pra­sza­ją­cym ge­stem wska­zał na chat­kę.

– Wchodź­cie! – za­chę­cił. – Za­nim zom­bie się tu nie wpro­szą.

Tuż po tym, jak we­szli do środ­ka, Er­nald zwró­cił się do ja­kie­goś męż­czy­zny.

– Wald – po­wie­dział – przy­go­tuj coś do je­dze­nia na­szym go­ściom!

Męż­czy­zna otwo­rzył skrzy­nię, wy­jął z niej ka­wa­łek kró­li­ka, któ­ry rzu­cił Fluf­fy’emu, by po chwi­li za­krząt­nąć się przy ko­cioł­ku. Her­me­li­ne pod­wi­nę­ła rę­ka­wy i po­mo­gła Wal­do­wi. Nie­dłu­go po­tem izbę wy­peł­nił wspa­nia­ły za­pach po­traw­ki. Fri­gie­lo­wi aż cie­kła ślin­ka.

– Jak wam się uda­ła wy­pra­wa do Va­rogg? – za­ga­ił Er­nald.

Abel i Fri­giel wy­mie­ni­li dum­ne spoj­rze­nia.

– Stekx spra­wił, że nie­co zbo­czy­li­śmy z dro­gi – po­wie­dział Abel.

– A Ba­nugg się na nas za­sa­dził – do­dał Fri­giel.

Chło­piec nie mógł się po­wstrzy­mać i za­drżał, przy­po­mniaw­szy so­bie krzyk, jaki wy­rwał się z gar­dła al­che­mi­ka tuż po tym, jak rzu­ci­ły się na nie­go go­bli­ny.

– A licz? – za­py­tał Er­nald.

Mło­dy mag uśmiech­nął się smut­no.

– Po­ko­na­li­śmy go. Za­nim to się sta­ło, wy­ja­wił nam swo­ją toż­sa­mość.

Twarz dziad­ka Fri­gie­la stę­ża­ła.

– Swo­ją toż­sa­mość? – po­wtó­rzył.

– Tak – od­parł szep­tem Fri­giel.

Chło­piec spu­ścił wzrok. Nie miał od­wa­gi spoj­rzeć Er­nal­do­wi w oczy.

– To była Val­dis – wy­ja­śnił wo­bec tego Abel.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: