Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Futbol jeszcze bardziej obnażony - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 września 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Futbol jeszcze bardziej obnażony - ebook

Kontynuacja międzynarodowego bestsellera!
Anonimowy Piłkarz powraca. I nie jest sam…

Szpieg w szatni Premier League uderza ze zdwojoną siłą!

Przeżyj imprezę na San Siro z Filippo Inzaghim i Fabio Capello. Znajdź się w jednej szatni z Paulem Gascoigne’em. Przekonaj się, dlaczego piłkarze Chelsea nie poparli kolegi, który oskarżył sędziego o rasizm.

Anonimowy Piłkarz kolejny raz obnaża prawdziwe oblicze futbolu! Walczy o pieniądze z byłym klubem, doświadcza nienawiści kibiców i zastanawia się nad przyszłością po zakończeniu kariery.

Wydawało ci się, że ujawnił już wszystko? Błąd! Szpieg powraca. Nie sam, lecz z kolegami.

Razem zdradzają jeszcze więcej…

Co dzieje się za kulisami Premier League, zazwyczaj tam pozostaje. W tej książce jest wręcz odwrotnie!

***

Czasem śmieszne, czasem smutne, czasem dziwne, niekiedy wręcz żenujące, ale zawsze wciągające kulisy zawodowej piłki. Szczerość bije po oczach. Jak w pierwszej części: autor skrywa przed nami jedynie swą tożsamość. Choć ja, po cichu, mogę wam zdradzić, że jest nim…
Tomasz Smokowski, nc+

Druga część Futbolu obnażonego przynosi mnóstwo smakowitych dykteryjek oraz jedno przekonanie graniczące z pewnością: jeśli jesteś inteligentnym człowiekiem, zapewne dasz sobie radę w życiu, jeśli jednak jesteś inteligentnym piłkarzem, masz na to znacznie większe szanse. Futbol daje tak ogromne możliwości, że większość zwykłych śmiertelników może o takich tylko pomarzyć.
Paweł Czado, „Gazeta Wyborcza”

W pierwszej części odebrał gwiazdom ich boskość i ujawnił mroczne kulisy futbolu. Teraz uderza ze zdwojoną siłą. Jego ciosy mają moc strzałów Roberto Carlosa i precyzję uderzeń Cristiano Ronaldo. Jak podczas piłkarskiego spektaklu – po świetnym meczu teraz czas na emocjonującą dogrywkę i brutalne zderzenie z rzeczywistością. Będzie bolało…
Miłosz Henzel, wydawca Eurosport.onet.pl

Sądziłeś, że futbol został już obnażony? No to przeczytaj… Anonimowy Piłkarz to najlepsze źródło informacji o tajnikach najlepszej ligi świata.
Andrzej Chojnowski, „CKM”

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7924-304-4
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MÓJ MĄŻ – ANONIMOWY PIŁKARZ

W zawodowym futbolu może się wydarzyć praktycznie wszystko: dzisiaj możesz się znajdować w blasku fleszy po fantastycznym sezonie, by jutro rozglądać się za nowym klubem z rosnącym poczuciem, że ten wielki świat, który miał się przed tobą otworzyć, wcale nie jest taki wielki. To te zaskoczenia sprawiają, że każdy sezon wydaje się bardziej ekscytujący od poprzedniego.

Jedyne, co mój mąż kiedykolwiek mówił o swojej karierze piłkarskiej, to to, że zmierza na sam szczyt: będzie grał w Premier League. Nie obchodziła go popularność, ale dostrzegał zalety, jakie niosą za sobą sukcesy piłkarskie – mógł na przykład śmiać się z moich znajomych, kiedy się z nimi spotykaliśmy: „Wasze dzieci będą kiedyś miały moje nazwisko na koszulce. Będą oglądać mnie w telewizji i wołać do mnie »wujku«”. Zawsze wiedział, jak pastwić się nad ludźmi wystarczająco mocno, by się od niego odwrócili.

W klubie, który nadal kocha i w którym spędził większą część pierwszego etapu swojej kariery, miał ogromny wpływ na wydarzenia na boisku. Kiedy tam przyszedł, nie mieli nic, a kiedy odchodził, mieli ugruntowaną, solidną pozycję w angielskim futbolu. Tylko nie myślcie, że mówi o tym ze skromnością – jeżeli go o to spytacie, dokładnie powie wam, co sądzi o swoim wkładzie w ten sukces. Był tak ważny, że klub wysyłał go czasem na boisko kulawego. Pamiętam szczególnie jeden taki sezon, kiedy nie było chyba żadnego meczu, z którego nie wróciłby z jakąś kontuzją – zdartą kostką, spuchniętym udem albo ranami i guzami na całym ciele i twarzy. Ale nigdy nie narzekał. Mówił mi: „Najlepsi są najbardziej poobijani. Jeśli będę wracał bez żadnych ran, możesz zacząć się martwić”. W zeszłym sezonie wrócił z 25-centymetrową raną na piszczelu i padł na łóżko. Około 2.00 w nocy poczułam, że zjeżdża ze mnie kołdra – to on przeczołgiwał się do łazienki i ciągnął za sobą naszą kołdrę, która zlepiła się z krwią na jego nodze. Zdążył zniszczyć tyle ładnych kompletów, że już dawno przestałam takie kupować.

Kilka lat temu spędził tydzień w Leicester, gdzie dostał serię zastrzyków w kolano. Podawali mu rohypnol, ponieważ doktor potrzebował go przytomnego, mimo że procedura była wyjątkowo bolesna. Któregoś dnia usłyszałam stukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam go – wyglądał, jakby wrócił z pijackiej bójki. Położyłam go na kanapie i wtedy zadzwonił jego telefon. Wyświetlił się „Lekarz”, więc odebrałam.

Zakomunikowali mi, że uciekł ze szpitala i robią wszystko, co w ich mocy, żeby go znaleźć. Powiedziałam, że jest obok mnie, a lekarz odparł, żeby mieć na niego oko i poczekać, aż zejdzie z niego rohypnol – co po jakimś czasie nastąpiło. Godzinę później wszedł do kuchni, strasznie oszołomiony, i zaczął narzekać, że boli go ramię. Podciągnęłam rękaw i zobaczyłam wystającą igłę od kroplówki.

Pamiętam też, jak pewnego razu popłakałam się ze śmiechu, kiedy lekarz próbował go opatrywać. Był jeszcze w stroju meczowym, a doktor starał się mu założyć 30 szwów na ranę nad okiem. Zanim zaczął, powiedział, że procedurę trzeba wykonać pod znieczuleniem. Jego błąd polegał na tym, że chwilę później rzucił, ot tak, że tylko rugbiści są w stanie wytrzymać zakładanie tak wielu szwów bez znieczulenia. Mój mąż przynajmniej raz stracił przytomność podczas zabiegu, ale kiedy ten wreszcie się skończył, mógł powiedzieć: „Proszę bardzo, doktorku. Moje oko jest zaszyte, a wszyscy rugbiści nadal marzą, żeby być piłkarzami, więc co powiesz następnemu, który tu przyjdzie?”. Trzeba wiedzieć, jak do niego podchodzić, ponieważ wszystko jest wyzwaniem, a jeżeli to on je rzuca, potrafi zrobić wszystko, aby osiągnąć cel.

Oczywiście żadne z nas nie myśli szczególnie ciepło o szkodach, które futbol wyrządził w jego ciele. Wystarczająco źle patrzy się na niego po przegranym meczu, kiedy ma zły humor, ale jeżeli nie może nawet wyjść na boisko z powodu kontuzji, to atmosfera w domu jest naprawdę nieciekawa.

Otrzymywał wyróżnienia od swoich kolegów po fachu i klubów, dla których grał. Odnosił sukcesy i zdobywał trofea, ale kiedy patrzy w przeszłość i podsumowuje czas, jaki spędził na kopaniu piłki, a potem porównuje go z tym, gdzie mógłby się znaleźć, gdyby używał swojej głowy zamiast nóg, to wiem, że czuje się, jakby podjął złą decyzję. Mógł być bardziej szanowany, bogatszy, a przede wszystkim szczęśliwszy. Czuje, że zmarnował ostatnie 15 lat życia. Może się to wydawać aroganckie, ale jest w tym trochę racji.

Żadne z nas nie wiedziało, co stanie się, kiedy zaczniemy utrzymywać się z jego gry w klubie. Po trzech czy czterech latach coś się w nim zmieniło. Był taki… wyobcowany. Na początku myślałam, że stara się być skoncentrowany, ale wiele lat później, kiedy wiedziałam już, że nie traktuje futbolu na serio, nadal był taki sam. Przybrał inną tożsamość i przez większość czasu nie było żadnego sposobu, żeby do niego dotrzeć.

Futbol, tak jak życie, potrafi być czasem absurdalny. Człowiek myśli sobie, że ma wszystko, co mógłby sobie wymarzyć, żeby zaraz odkryć, że to nic nie warte. Kiedy mój mąż trafił do Premier League, nie wiedział już, po co w ogóle gra w piłkę: jego największym celem było granie w piłkę na najwyższym poziomie, a gdy już tam dotarł, nie miał pojęcia, gdzie iść dalej. Przetrwanie to wystarczający cel dla wielu osób związanych z Premier League – piłkarzy, trenerów, fanów, a już szczególnie właścicieli – ale dla niego było to nie do pomyślenia. Wątpię, żeby kiedykolwiek postrzegał sukces w ten sposób, i to go drażniło. Łatwo mówić, ale cóż – właśnie wtedy powinien skończyć karierę. Osiągnął swój cel, kolejnych już nie miał.

Pamiętam, że kiedy go poznałam, miał w sypialni zdjęcie Kurta Cobaina. Wokalista Nirvany leżał na scenie po występie, szlochał, tak jakby dał z siebie absolutnie wszystko i nie miał dokąd pójść. Wtedy pomyślałam tylko, że to fajne zdjęcie wpływowego człowieka, więc nigdy go o to nie pytałam.

Jednak kilka lat temu na drzwiach naszej lodówki pojawił się wycinek z gazety. Wycięty artykuł opisywał wydarzenia, jakie miały miejsce po zwycięstwie Barcelony w finale Klubowych Mistrzostw Świata, które było ostatnim triumfem zespołu Pepa Guardioli w roku, w którym wygrali wszystko, o co grali. W połowie artykułu ktoś podkreślił jedno zdanie żółtym zakreś-
laczem. Asystent Guardioli Tito Vilanova w końcu znalazł trenera pośród tłumu ludzi chodzących po boisku. Guardiola, zapłakany, odwrócił się do niego i powiedział: „I co my teraz zrobimy?”.

To pytanie słyszę teraz bardzo często.

Pani AnonimowaWSTĘP

Ostatnie kilka lat to dla mnie katorga. Kłóciłem się z klubami, trenerami i prezesami, jednocześnie zmagając się z myślą, że nieubłaganie zbliża się koniec mojej kariery. Jestem w miarę młody i mógłbym jeszcze trochę pograć, ale nadeszła pora, żeby zająć się czymś innym. Mój następny krok, jeżeli zbiorę siły, żeby się na niego odważyć, jest ważny z kilku powodów, między innymi finansowych. Przede wszystkim jest jednak istotny dla mojej psychiki, ponieważ ostatnimi czasy sam jestem swoim największym wrogiem. Mimo wszystkich tych leków na depresję, z którą walczę od ponad dziesięciu lat, coraz trudniej jest mi spędzić cały dzień bez myśli typu: „Kurwa, na co mi to wszystko?”.

Wiem, że niełatwo będzie otworzyć nowy rozdział – nie dlatego, że będę tęsknił za grą w piłkę, ale raczej dlatego, że inni ludzie nie będą mi pozwalali o niej zapomnieć. Byłem na spotkaniach biznesowych, na których omawialiśmy świetne projekty i ciekawe pomysły, w tym strony internetowe, wynalazki, produkty i tak dalej. Wszystkie te spotkania miały jeden wspólny mianownik: nieważne, czy rozmawiam z inwestorem, dyrektorem generalnym, czy projektantem, po dziesięciu minutach rozmowa przeradza się w pogawędkę o piłce, a to sprawia, że czuję się jak smutny klaun, ktoś, kto istnieje tylko po to, żeby zabawiać resztę. To główny powód, dla którego zdecydowałem, że jeśli mam mówić o futbolu, to będę to robił na własnych warunkach. Jeśli ludzie będą uważali to za ciekawe – w porządku. Jeśli nie – żaden problem. Tak narodził się Anonimowy Piłkarz.

Najbardziej jara mnie to, że jako Anonimowy Piłkarz mogę pokazywać, jak naprawdę działa ten „piękny” sport. Zamierzam kontynuować ten kierunek w tej książce. Nie chcę operować banałami, ale niektórych rzeczy naprawdę nie dowiesz się nigdzie indziej.

Jednak nie mogę mówić o piłce bez żadnego kontekstu – muszę też opowiedzieć trochę o swoim życiu: o tym, skąd pochodzę i jak to się stało, że jestem… inny, jak mogliby to ująć niektórzy. To piłkarski eufemizm słowa „kutas” i grzeczny sposób trenera na wytłumaczenie mojemu agentowi, że wyglądam na kogoś, kto będzie wzniecał konflikty i nie będzie pasował do jego zespołu. To prawda, robiłem rzeczy, z których nie jestem dumny, ale nigdy nikogo nie zapewniałem, że jestem harcerzykiem.

Muszę przyznać, że życie piłkarza było dla mnie prawdziwym objawieniem. Doświadczyłem wszystkiego, czego może doświadczyć zawodowy piłkarz w trakcie ponaddziesięcioletniej kariery. Poznałem też sporo wspaniałych historii. Niektóre nadal sprawiają, że płaczę ze śmiechu. Udało mi się zaszantażować kilku piłkarzy, żeby opowiedzieli mi je jeszcze raz na potrzeby tej książki i mam nadzieję, że spodobają wam się tak bardzo jak mnie. Szacunek dla nich za to, że pozwolili mi się na nie powołać, bo zdążyłem już się nauczyć, że nakłonienie piłkarza do współpracy to nie taka prosta sprawa. Jeśli chodzi o moje własne wspomnienia, zmieniłem lub ominąłem kilka szczegółów, żeby chronić winnych.

Nie wszystkie historie opowiadają o wydarzeniach z boiska. Są to po prostu różne sytuacje, które spotkały profesjonalnych piłkarzy. Niektóre są śmieszne, a niektóre niesłychanie smutne i zależnie od tego, jaki jest twój pogląd na piłkarzy, możesz śmiać się z tych smutnych i smucić przez te śmieszne. Moja ulubiona dotyczy bardzo drogiego jachtu, który zwisa, opierając się tylko o rufę, ze skraju pomostu – kiedy tylko sobie to wyobrażam, zaczynam się śmiać, a piłkarze, którzy przy tym byli, uwielbiają o tym opowiadać.

Ta książka mówi też o mojej wyprawie w poszukiwaniu jakiegokolwiek sensu życia oraz nowej pracy. Nie lubię trwonić energii na coś, co miałbym robić wyłącznie dla pieniędzy albo dla zabicia czasu. Chcę czegoś więcej. Jak wiecie, jeśli czytacie moje artykuły, zazwyczaj opisuję punkt, w którym akurat znajduje się moje życie. Mam nadzieję, że zainteresuje was to, jak poszło mi z pisaniem na inne tematy, nieważne, czy chodzi o przypadkowe spotkanie w kawiarni z fizykiem kwantowym, czy o dziwny sen wywołany kilkudniową chandrą.

Poza tym zamierzam opowiedzieć o tym, co wydarzyło się od lata 2012 roku, kiedy opublikowałem swoją pierwszą książkę – Futbol obnażony. Moje życie ma nawyk nabierania niewyobrażalnej prędkości i zmierzania w nieprzewidywalnych kierunkach właśnie w tych chwilach, w których myślę, że w końcu będę miał moment na wzięcie oddechu.

W 2012 roku podpisałem kontrakt, którego się nie spodziewałem. Klub nagle stracił piłkarza w okolicznościach, których nie mogę opisać, i poprosił, żebym zapełnił lukę do czasu, aż wróci. Jeśli mam być szczery, to wcale nie chciałem tam przechodzić, ale właściciele – poza tym, że byli bardzo przekonujący – są też moimi bardzo dobrymi przyjaciółmi. Radość, jaką dał mi sezon w tym klubie, była czymś, czego nie doświadczyłem od lat. Na krótką chwilę przypomniałem sobie, dlaczego kochałem futbol.

Zanim podpisałem umowę, zadzwoniłem do kolegi pracującego w dużej firmie produkującej buty, żeby wysłał mi najnowszą parę tych kolorowych, plastikowych koszmarków, które zaprojektowali. Zawsze był dla mnie miły, mimo że teraz wszyscy mają w dupie, w jakich gram korkach, a już szczególnie mamuśki, które kiedyś co pięć minut pytały mnie o nazwę modelu, żeby kupić taki sam swoim synom. Ale kiedy je założyłem, poczułem się jak w domu – ten zapach, dotyk, rytuał wkładania ich na stopę i zaciskania sznurowadeł, ucisk naprężającej się skóry… To było to. Pomyślałem sobie: „Właśnie kiedy myślałem, że to koniec… oni biorą mnie z powrotem”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: