Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Goj patrzy na Żyda. Dzieje braterstwa i nienawiści od Abrahama po współczesność - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Goj patrzy na Żyda. Dzieje braterstwa i nienawiści od Abrahama po współczesność - ebook

Zarys historii narodu żydowskiego i jego trudnych relacji z innymi nacjami w ciągu wieków życia w swoim dawnym i obecnym państwie oraz w czasach diaspory. Autor analizuje przyczyny pojawiania się antysemityzmu, z ciepłem i serdecznością pisze o dążeniach do zachowania tożsamości narodowej i kulturowej rozproszonych przez wieki na różnych kontynentach Żydów i ich wkładzie w cywilizacyjny dorobek ludzkości.

Książka jest rezultatem osobistej potrzeby Autora zmierzenia się z tą rozległą i budzącą namiętności problematyką dziejów powszechnych. Pisał ją w okresie 1994-1999, ale dojrzewał do niej od dziesiątków lat jako świadek epoki pieców i szoah, jako student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zafascynowany dziejami i kulturą duchową Śródziemnomorza i Bliskiego Wschodu, jako świadek powojennych dramatów Polski i równie dramatycznych konfliktów i powikłań polsko-żydowskich. To kolejny głos w dialogu polsko-żydowskim

Spis treści

Przedmowa
Prolog na wysokościach
Abraham – ojciec ojców
Rodzina Jakuba
Mojżesz
Ziemia Obiecana
Skłócone królestwa
Druga Świątynia
Przyjaciele Grecy, przyjaciele Rzymianie
Katastrofa
Powstawanie Talmudu
Gaonat – żydowskie papiestwo
Chrześcijanie i Żydzi – dzieje nienawiści
Kraj, w którym mieszkam, zwie się Sefarad
Kabała
Wielkie wypędzanie
Judeopolonia
Na Zachodzie bez zmian (prawie)
Ex oriente lux
Żydzi u siebie
Żydokomuna
Szoah
Syjon
Epilog

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0235-9
Rozmiar pliku: 813 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Był po­etą i pi­sa­rzem o roz­le­głych za­in­te­re­so­wa­niach, obej­mu­ją­cych m.in. fi­lo­zo­fię i re­li­gio­znaw­stwo, hi­sto­rio­zo­fię i so­cjo­lo­gię, wie­le dzie­dzin ezo­te­rycz­nych, ale tak­że dzie­je Zie­mi i Wszech­świa­ta, pa­le­on­to­lo­gię, bio­lo­gię i me­dy­cy­nę” – tymi sło­wy ma­ga­zyn in­ter­ne­to­wy Związ­ku Li­te­ra­tów Pol­skich scha­rak­te­ry­zo­wał po­stać swe­go Pre­ze­sa, zmar­łe­go 9 kwiet­nia 2007 r. Pio­tra Kun­ce­wi­cza. Istot­nie był On czło­wie­kiem wszech­stron­nym, cze­mu dał do­wód, pi­sząc m.in. wie­lo­to­mo­we dzie­je li­te­ra­tu­ry pol­skiej (Ago­nia i na­dzie­ja, 1991-1994) oraz Le­gen­dę Eu­ro­py (1995). Przed dzie­się­cio­ma laty wy­dał zaś fra­pu­ją­cą i pięk­nie na­pi­sa­ną książ­kę na te­mat wie­lo­wie­ko­wych sto­sun­ków pol­sko-ży­dow­skich. Jak wy­ni­ka z mo­jej kwe­ren­dy, do­cze­ka­ła się już ona bli­sko dzie­się­ciu re­cen­zji. Jest to praw­dzi­wy ewe­ne­ment za­słu­gu­ją­cy na pod­kre­śle­nie w cza­sach, kie­dy tak trud­no „wy­bić się ja­kiejś pra­cy na re­cen­zyj­ność” (że spa­ra­fra­zu­ję gło­śny ty­tuł książ­ki Jó­ze­fa Paw­li­kow­skie­go z r. 1800 Czy Po­la­cy wy­bić się mogę na nie­pod­le­głość?). Były to re­cen­zje pu­bli­ko­wa­ne głów­nie na ła­mach ty­go­dni­ków i mie­sięcz­ni­ków li­te­rac­ko-pu­bli­cy­stycz­nych, dość zgod­nie przy­zna­ją­ce au­to­ro­wi od­wa­gę w po­ru­sza­niu tak draż­li­wych i obo­la­łych pro­ble­mów, ja­ki­mi są dzie­je wie­lo­wie­ko­wych sto­sun­ków pol­sko-ży­dow­skich. Nie bez po­wo­du Le­szek Żu­liń­ski opa­trzył swo­ją re­cen­zję ty­tu­łem Goj na za­mi­no­wa­nym polu („Twór­czość” 2002, nr 1). „Piotr Kun­ce­wicz ma od­wa­gę pi­sać o pol­skim an­ty­se­mi­ty­zmie, nie po­prze­sta­je na po­zo­rach czy fał­szach in­ter­pre­ta­cyj­nych, któ­re mia­ły na celu «wy­bie­le­nie» Po­la­ków” – twier­dzi Ma­ria Szysz­kow­ska („Prze­gląd Hu­ma­ni­stycz­ny” 2000, nr 6).

To, co na­pi­sa­łem po­wy­żej, nie zna­czy wca­le, aby owe re­cen­zje pi­sa­ne nie­raz w dzien­ni­kar­skim po­śpie­chu (więk­szość z nich uka­za­ła się już w la­tach 2000-2001) nie za­wie­ra­ły uwag po­le­micz­nych lub na­wet kry­tycz­nych. O ile na przy­kład znacz­nej czę­ści re­cen­zen­tów, jak rów­nież pi­szą­ce­mu te sło­wa, po­do­bał się pe­łen dy­stan­su i kpiar­skiej iro­nii czy na­wet szy­der­czy ko­men­tarz, to zgor­szył się nim nie­po­mier­nie „Mi­drasz” (gru­dzień 2000). Re­cen­zent wy­ty­kał Kun­ce­wi­czo­wi nie­któ­re „nie­smacz­ne” uwa­gi czy­nio­ne na mar­gi­ne­sach Sta­re­go Te­sta­men­tu. Se­we­ryn Bu­ry­ła wy­mie­nia tu m.in. ko­men­tarz do po­sta­ci bi­blij­ne­go Jó­ze­fa: „Nie był przy­jem­nym chłop­cem, a praw­dę po­wie­dziaw­szy był na­wet py­szał­kiem i do­no­si­cie­lem. Trud­no się dzi­wić jego bra­ciom, że ich w koń­cu szlag tra­fił”. Jesz­cze bar­dziej zgor­szy­ła re­cen­zen­ta kon­klu­zja opo­wie­ści o Lo­cie, któ­ry upi­ty przez cór­ki, nie za­uwa­żył, iż od­by­wa z nimi sto­su­nek, uwień­czo­ny zaj­ściem w cią­żę. „Nie wiem – za­uwa­ża Kun­ce­wicz – kto pi­sał te sło­wa, ko­bie­ta czy może eu­nuch, czy zde­kla­ro­wa­ny al­ko­ho­lik, ale za­rę­czam, że rzecz jest nie­zwy­kle mało praw­do­po­dob­na”. Re­cen­zent „Mi­dra­sza” do­strze­ga w tym ko­men­ta­rzu na­wet pró­bę ośmie­sze­nia na­ro­du ży­dow­skie­go. Na­to­miast Jó­zef Unger („Dziś” 2001, nr 1) ostrze­ga: nie daj­my się zwieść ko­kie­te­rią Pio­tra Kun­ce­wi­cza, nie jest to bo­wiem swo­bod­na ga­wę­da („ga­du­sia­nie eru­dy­ty”), pi­sa­na świet­nym ję­zy­kiem, o je­dy­nie li­te­rac­kich wa­lo­rach. „Au­tor na­pi­sał nie esej, lecz zna­ko­mi­tą pra­cę na waż­ki i trud­ny te­mat”. Z ko­lei Wła­dy­sław Lo­ranc („Myśl so­cjal­de­mo­kra­tycz­na” 2000, nr 4) za­uwa­ża: „Książ­kę w au­tor­skim za­my­śle hi­sto­rycz­ną, ale i hi­sto­rio­zo­ficz­ną, et­no­gra­ficz­ną, ale i et­no­lo­gicz­ną stwo­rzył nie hi­sto­ryk, lecz pi­sarz”. A że nie bywa ksią­żek bez błę­dów więc, i u Pio­tra Kun­ce­wi­cza moż­na je zna­leźć. Jó­zef Unger gro­ma­dzi ich jed­nak spo­ro, w tym do­ty­czą­ce dzie­jów naj­now­szych. Choć przy­zna­je, że „Piotr Kun­ce­wicz nie­raz po­błą­dził”, to jed­nak koń­czy swe kry­tycz­ne uwa­gi ape­lem: „Na­ma­wiam, czy­taj­my tę nie­zwy­kłą, cie­ka­wą, mą­drą i ogrom­nie iry­tu­ją­cą książ­kę!” Przed­wcze­śnie więc Piotr Kun­ce­wicz już w czerw­cu 2000 r. ubo­le­wał (na ła­mach „Try­bu­ny”), iż „ta chy­ba pierw­sza hi­sto­ria na­ro­du ży­dow­skie­go, na­pi­sa­na nie przez Żyda ani księ­dza” nie do­cze­ka­ła się jesz­cze żad­nych re­cen­zji w środ­kach ma­so­we­go prze­ka­zu.

Kry­ty­ku­jąc ko­men­tarz, nie za­uwa­żo­no wszak­że, iż Kun­ce­wicz wpi­su­je się w nurt bar­dzo sta­rej tra­dy­cji, po­zwa­la­ją­cej na swo­bod­ny ko­men­tarz do Pi­sma Świę­te­go, pi­sa­ny pół żar­tem, pół se­rio. Pra­ce po­świę­co­ne kon­fron­ta­cji Bi­blii z hi­sto­rycz­ną rze­czy­wi­sto­ścią wy­peł­ni­ły­by bez tru­du kil­ka ogrom­nych bi­blio­tek, tym bar­dziej że są w niej fra­pu­ją­ce nie­do­mó­wie­nia, któ­re sta­ra się wy­peł­nić do­cie­kli­wość ba­da­czy oraz fan­ta­zja po­pu­la­ry­za­to­rów spod zna­ku Däni­ke­na (por. te­goż tom szki­ców Ob­ja­wie­nia, 1986). Spo­ra część przy­pusz­czeń do­ty­czy po­cho­dze­nia i śmier­ci sa­me­go Moj­że­sza, któ­ry zda­niem pew­nych au­to­rów, miał zo­stać za­mor­do­wa­ny przez ro­da­ków do­pro­wa­dzo­nych do roz­pa­czy dłu­go­let­nią wę­drów­ką po pu­sty­ni. Mnie oso­bi­ście bar­dzo od­po­wia­da hi­po­te­za, we­dług któ­rej Moj­żesz nie dla­te­go po­tłukł wy­pi­sa­ny na ka­mien­nych ta­bli­cach De­ka­log, że wzbu­rzy­ło go bał­wo­chwal­stwo, ja­kie­mu za­czę­li się od­da­wać jego ro­da­cy Był to je­dy­nie pre­tekst: po za­po­zna­niu się z pier­wot­ną wer­sją dzie­się­ciu przy­ka­zań Moj­żesz uznał po­noć, że jest zbyt wy­ma­ga­ją­ca wo­bec Ży­dów, któ­rzy nie będą w sta­nie prze­strze­gać wszyst­kich za­war­tych tam za­ka­zów.

Do ko­men­to­wa­nia Bi­blii za­bra­li się rów­nież i en­tu­zja­ści spi­sko­wej teo­rii dzie­jów. Ich zda­niem na­wró­ce­nie św. Paw­ła było tyl­ko po­zor­ne. W isto­cie dzia­łał na po­le­ce­nie San­he­dry­nu, po­zo­sta­jąc z nim w ści­słym kon­tak­cie. To czci­god­ne gre­mium było za­nie­po­ko­jo­ne fak­tem, iż św. Piotr ogra­ni­cza swą ak­cję mi­syj­ną wy­łącz­nie do wy­znaw­ców ju­da­izmu. Tym­cza­sem w in­ten­cjach San­he­dry­nu mia­ło le­żeć uczy­nie­nie z chrze­ści­jań­stwa sui ge­ne­ris miny, któ­ra po pew­nym cza­sie roz­sa­dzi tak znie­na­wi­dzo­ne przez Ży­dów im­pe­rium rzym­skie. Co też się i sta­ło. Dla­te­go więc św. Pa­weł tak wiel­ką wagę przy­wią­zy­wał do po­zy­ski­wa­nia dla na­uki Chry­stu­sa wszyst­kich jego miesz­kań­ców, nie­za­leż­nie od ich przy­na­leż­no­ści et­nicz­nej.

Tak czy in­a­czej Piotr Kun­ce­wicz bar­dzo wie­le miej­sca po­świę­ca hi­sto­rii Ży­dów, wy­ło­żo­nej w Sta­rym Te­sta­men­cie. Po­stę­py ju­da­izmu jako wy­zna­nia są skrom­ne, suk­ce­sy chrze­ści­jań­stwa im­po­nu­ją­ce. Jak jed­nak traf­nie za­uwa­żo­no, moż­na so­bie do­sko­na­le wy­obra­zić ten pierw­szy bez No­we­go Te­sta­men­tu, na­to­miast ży­cia i mę­czeń­skiej śmier­ci Chry­stu­sa nie spo­sób zro­zu­mieć bez Sta­re­go Te­sta­men­tu, któ­ry tak cie­ka­wie, choć nie­kie­dy dys­ku­syj­nie, in­ter­pre­tu­je Piotr Kun­ce­wicz. Lwia część eu­ro­pej­skiej li­te­ra­tu­ry czy sztu­ki tak czę­sto od­wo­łu­je się do sym­bo­li­ki bi­blij­nej, że dla każ­de­go, kto nie zna tej księ­gi, po­zo­sta­nie kul­tu­rą za­mknię­tą na przy­sło­wio­wych sie­dem pie­czę­ci, o któ­rych wspo­mi­na Apo­ka­lip­sa.

W ostat­nim ćwierć­wie­czu czę­sto przy­po­mi­na się z na­ci­skiem o chrze­ści­jań­skich źró­dłach kul­tu­ry eu­ro­pej­skiej. Wy­pa­da wszak­że pa­mię­tać, iż sam De­ka­log, za­wie­ra­ją­cy pod­sta­wo­we nor­my etycz­ne chrze­ści­jań­stwa, na­le­ży in­te­gral­nie do ju­da­izmu. Na nim zaś zo­sta­ły opar­te owe pod­sta­wo­we war­to­ści, któ­rych wpi­sa­nia do róż­nych ak­tów praw­nych, z nową kon­sty­tu­cją na cze­le, tak usil­nie do­ma­ga­ły się stron­nic­twa na­wią­zu­ją­ce pro­gra­mo­wo do na­uki Ko­ścio­ła. W imię ści­sło­ści na­le­ża­ło­by więc mó­wić nie tyl­ko o chrze­ści­jań­skich, ale i o ju­da­istycz­nych (czy w ogó­le an­tycz­nych) źró­dłach współ­cze­snej nam kul­tu­ry eu­ro­pej­skiej. Do­ty­czy to zwłasz­cza pra­wa; wy­star­czy przy­po­mnieć, iż pra­wo rzym­skie jest po dziś dzień wy­kła­da­ne na uni­wer­sy­te­tach.

Przez wie­le wie­ków wy­kład dzie­jów świa­ta za­czy­na­no od stresz­cza­nia Sta­re­go Te­sta­men­tu (u nas czy­nił to m.in. Mar­cin Biel­ski). Poza chrze­ści­jań­stwem żad­na re­li­gia nie opar­ła swych za­sad etycz­nych na ko­dek­sie prze­ję­tym z in­nej. Do tego ad­re­so­wa­nym głów­nie do Ży­dów, bo prze­cież pią­te przy­ka­za­nie („nie za­bi­jaj”) było prze­strze­ga­ne wy­łącz­nie w sto­sun­ku do wy­znaw­ców ju­da­izmu. W Sta­rym Te­sta­men­cie czy­ta­my, że Je­ho­wa, jak­że w tym róż­ny od Chry­stu­sa, po­ka­rał su­ro­wo kró­la Izra­ela, któ­ry mimo wy­raź­nych Jego roz­ka­zów nie wy­tra­cił wszyst­kich człon­ków po­ko­na­ne­go ple­mie­nia. W De­ka­lo­gu za­bra­nia się też po­żą­da­nia „żony bliź­nie­go swe­go”, ale jego twór­cy nie wy­obra­ża­li so­bie sy­tu­acji, w któ­rej nie­wia­sta mo­gła­by „po­żą­dać” cu­dze­go męża.

W zbio­rach ju­da­ików znacz­ną część pół­ek za­ję­ły­by dzie­ła po­świę­co­ne sto­sun­kom z go­ja­mi. Kun­ce­wicz daje barw­ną pa­no­ra­mę tych, że po­słu­żę się eu­fe­mi­zmem, kon­tak­tów, się­ga­ją­cą „od Abra­ha­ma po współ­cze­sność”. W wy­wia­dzie dla „Try­bu­ny” (Aneks „Try­bu­ny” z 2000 r. do nr 140) pi­sał, iż jego książ­ka jest przede wszyst­kim dla go­jów. „Dla Po­la­ków, żeby przy­najm­niej wie­dzie­li, o czym mó­wią”. „Rzecz jest o tyle waż­na, że my wbrew po­zo­rom, nie wie­my o Ży­dach kom­plet­nie nic. Po ty­siącu la­tach miesz­ka­nia w tym sa­mym kra­ju! Gro­za i wstyd”. Dziś po upły­wie dzie­się­ciu lat trud­no by­ło­by po­wtó­rzyć po­dob­ny za­rzut, sko­ro na pół­kach księ­gar­skich po­ka­za­ło się wie­le cen­nych po­zy­cji, z Pol­skim Słow­ni­kiem Ju­da­istycz­nym (2003) czy Atla­sem hi­sto­rii Ży­dów pol­skich (2009) na cze­le.

Wbrew ty­tu­ło­wi Atlas. nie ogra­ni­cza się do pre­zen­ta­cji bo­ga­te­go ze­sta­wu sta­ran­nie wy­ko­na­nych map, ta­bel oraz wy­kre­sów, któ­re­mu to­wa­rzy­szą re­pro­duk­cje (głów­nie sy­na­gog oraz cmen­ta­rzy) i – od po­ło­wy XIX stu­le­cia po­czy­na­jąc – fo­to­gra­fie. Te ostat­nie uka­zu­ją spo­łecz­no­ści ży­dow­skie zgro­ma­dzo­ne w do­mach mo­dli­twy, na ryn­kach czy w skle­pach. Po­nad­to Atlas. za­wie­ra wie­le fo­to­gra­fii wy­bit­niej­szych przed­sta­wi­cie­li tej­że spo­łecz­no­ści. Znacz­ną jego część zaj­mu­ją wszak­że nie mapy, lecz tekst, sta­no­wią­cy am­bit­ną i w wie­lu miej­scach no­wa­tor­ską syn­te­zę dzie­jów lud­no­ści ży­dow­skiej na zie­miach, któ­re we­szły w skład Rze­czy­po­spo­li­tej, od X wie­ku po­czy­na­jąc, a na chwi­li obec­nej koń­cząc.

Ca­łość ce­chu­je obiek­ty­wizm wy­kła­du: syn­te­za nie prze­mil­cza spo­ra­dycz­ne­go wy­stę­po­wa­nia kon­flik­tów pol­sko-ży­dow­skich (pro­ce­sy o rze­ko­me mor­dy ry­tu­al­ne, po­gro­my etc.), traf­nie wska­zu­jąc na ich spo­łecz­no-go­spo­dar­cze i wy­zna­nio­wo-kul­tu­ro­we pod­ło­że. Uka­zu­je dzie­je Ży­dów pol­skich na sze­ro­kim tle ich hi­sto­rii w in­nych kra­jach Eu­ro­py. Da­le­ka jest rów­nież od ide­ali­zo­wa­nia tej mniej­szo­ści et­nicz­nej, cze­go do­wo­dem może być choć­by przed­sta­wie­nie pod­ło­ża kon­flik­tów ży­dow­sko-ko­zac­kich. Za słusz­ne na­le­ży uznać po­świę­ce­nie wie­ko­wi XIX (pierw­sze pró­by asy­mi­la­cji) oraz ubie­głe­mu stu­le­ciu (ho­lo­kaust) naj­wię­cej miej­sca.

Po­mi­mo tak im­po­nu­ją­cej, za­rów­no ja­ko­ścio­wo jak i ilo­ścio­wo, kon­ku­ren­cji książ­ka Pio­tra Kun­ce­wi­cza za­cho­wu­je swo­ją nie­za­prze­czal­ną war­tość m.in. dzię­ki obiek­ty­wi­zmo­wi i pa­sji, z jaką zo­sta­ła na­pi­sa­na. Jej au­to­ra in­te­re­su­ją zwłasz­cza dzie­je roz­pacz­li­wej obro­ny ży­dow­skie­go izo­la­cjo­ni­zmu. W jego utrzy­ma­niu byli z jed­nej stro­ny za­in­te­re­so­wa­ni izra­el­scy fun­da­men­ta­li­ści, z ra­bi­na­mi na cze­le, z dru­giej zaś hie­rar­chia Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go, jak­że czę­sto za­ka­zu­ją­ca wier­nym utrzy­my­wa­nia ja­kich­kol­wiek sto­sun­ków z na­ro­dem „bo­go­bój­ców”. Jak się jed­nak wy­da­je, nie na­le­ży sta­wiać zna­ku rów­no­ści po­mię­dzy an­ty­ju­da­izmem, któ­ry tak bar­dzo przez całe wie­ki da­wał się Ży­dom we zna­ki, i an­ty­se­mi­ty­zmem, jaki na­ro­dził się do­pie­ro w XIX stu­le­ciu. Do tego cza­su Żyda, któ­ry przyj­mo­wał chrzest, włą­cza­no z mniej­szy­mi lub więk­szy­mi opo­ra­mi do wspól­no­ty chrze­ści­jań­skiej.

Co wię­cej, w Wiel­kim Księ­stwie Li­tew­skim ob­da­rza­no ich szla­chec­twem. Z cza­sem przy­wi­lej ten, za­war­ty w III Sta­tu­cie li­tew­skim (1588), zo­stał roz­cią­gnię­ty na te­ren Ko­ro­ny. Po­cząt­ko­wo ko­rzy­sta­li z nie­go nie­licz­ni Ży­dzi, już jed­nak w XVIII wie­ku na­stą­pił tak znacz­ny wzrost uszla­chet­nio­nych neo­fi­tów, że wy­wo­ła­ło to bar­dzo ostrą re­ak­cję ze stro­ny szlach­ty oba­wia­ją­cej się, „aby ten ro­dzaj neo­fi­tów ro­do­wi­te­go szlach­ty pol­skiej ple­mie­nia z cza­sem nie za­ćmił”. Pro­te­sto­wa­ły prze­ciw­ko temu, i to ostro, sej­my z lat 1764 i 1768. Co bar­dziej przed­się­bior­cze jed­nost­ki i na to znaj­do­wa­ły spo­so­by. Prze­cho­dzi­ły mia­no­wi­cie na ju­da­izm, aby po paru la­tach, jako świe­żej daty kon­wer­ty­ci, ubie­gać się o no­bi­li­ta­cję. Je­den z ta­kich przy­pad­ków cie­ka­wie opi­sa­ła Te­re­sa Zie­liń­ska (No­bi­li­to­wa­ny neo­fi­ta zde­ma­sko­wa­ny jako chrze­ści­jań­ski ple­be­jusz, „Kra­kow­ski Rocz­nik Ar­chi­wal­ny”, t. 10, 2004).

Na­to­miast w epo­ce Za­gła­dy nie tyl­ko chrzest, ale i przy­wdzia­nie ha­bi­tu za­kon­ne­go nie chro­ni­ło przed śmier­cią, cze­go ewi­dent­nym do­wo­dem są losy Edy­ty Ste­in. Spo­licz­ko­wa­ny w r. 1938 przez an­ty­se­mi­tę u oł­ta­rza ks. Ta­de­usz Pu­der mu­siał wła­śnie ze wzglę­du na swo­je ży­dow­skie po­cho­dze­nie ukry­wać się przed hi­tle­row­skim oku­pan­tem. To praw­da, że wie­lu mar­ra­nów, któ­rym Piotr Kun­ce­wicz po­świę­ca spo­ro uwa­gi, po­sła­ła in­kwi­zy­cja na stos za to, iż przy­jąw­szy ofi­cjal­nie chrzest, po­ta­jem­nie prak­ty­ko­wa­li daw­ne ob­rząd­ki. Praw­dą jest rów­nież i to, że dzie­ła po­wsta­łe w opa­rach an­ty­ju­da­izmu były wy­ko­rzy­sty­wa­ne przez pro­pa­gan­dę hi­tle­row­ską. Wszy­scy wie­my, iż w III Rze­szy w ol­brzy­mich na­kła­dach wy­da­wa­no an­ty­ży­dow­skie pi­sma Mar­ci­na Lu­tra. Mniej już zna­ny jest fakt pu­bli­ka­cji w Kra­ko­wie w 1941 r. nie­miec­kie­go prze­kła­du an­ty­ży­dow­skiej bro­szu­ry Se­ba­stia­na Mi­czyń­skie­go Zwier­cia­dło Ko­ro­ny Pol­skiej 1618 (jako Hie Bür­ger; hie Jude), o któ­rej wspo­mi­na tak­że Piotr Kun­ce­wicz.

Po­mi­mo wszyst­ko an­ty­ju­da­izm dzie­li od an­ty­se­mi­ty­zmu za­sad­ni­cza róż­ni­ca; ten dru­gi przy­bie­ra na sile wraz z po­stę­pa­mi asy­mi­la­cji wśród Ży­dów. Choć od XVII w. do cza­sów ho­lo­kau­stu nie­zmien­nie sta­no­wi­li cir­ca 10% miesz­kań­ców Rze­czy­po­spo­li­tej, to jed­nak nie ich licz­ba od­gry­wa­ła tu za­sad­ni­czą rolę. We­dług bar­dzo przy­bli­żo­nych ob­li­czeń u schył­ku ist­nie­nia szla­chec­kiej Rze­czy­po­spo­li­tej lud­ność pol­ska sta­no­wi­ła oko­ło 40% ogó­łu miesz­kań­ców, przy czym tyl­ko jej część po­sia­da­ła świa­do­mość et­nicz­ną. W okre­sie ist­nie­nia II Rze­czy­po­spo­li­tej na­stą­pił wzrost tej lud­no­ści do 60-70%, całą resz­tę re­pre­zen­to­wa­li Ży­dzi, Bia­ło­ru­si­ni czy Ukra­iń­cy, nie wspo­mi­na­jąc już o Niem­cach. Tym­cza­sem za­rów­no z więk­szo­ści pod­ręcz­ni­ków hi­sto­rii Pol­ski, uży­wa­nych na róż­nych szcze­blach na­ucza­nia, jak i z wie­lu syn­te­tycz­nych za­ry­sów jej dzie­jów trud­no by­ło­by się do­wie­dzieć, że przez tak wie­le stu­le­ci Rzecz­po­spo­li­ta sta­no­wi­ła mo­zai­kę na­ro­do­wo­ścio­wą. Stąd też już w XVII stu­le­ciu by­wa­ła po­rów­ny­wa­na do „pstre­go pta­ka”. W pod­ręcz­ni­kach ską­po i nie­chęt­nie wspo­mi­na­no o Ży­dach, tra­dy­cja ta bywa nie­kie­dy nadal kon­ty­nu­owa­na, co jest wy­po­mi­na­ne ich au­to­rom w wie­lu re­cen­zjach, ogła­sza­nych na ła­mach „Mi­dra­szu” czy „Kwar­tal­ni­ka Ży­dow­skie­go In­sty­tu­tu Hi­sto­rycz­ne­go”.

Na­to­miast Po­la­cy XVI-XVIII stu­le­cia zda­wa­li so­bie spra­wę z ist­nie­nia w ich gro­nie wie­lu za­sy­mi­lo­wa­nych przy­by­szów, od chrze­ści­jan mó­wią­cych pier­wot­nie po nie­miec­ku, ru­sku czy li­tew­sku, po daw­nych wy­znaw­ców is­la­mu (Ta­ta­rów) oraz ju­da­izmu (Ży­dów). I nic to ni­ko­mu nie prze­szka­dza­ło, naj­wy­żej, od cza­su do cza­su, znaj­du­jąc po­głos w do­bro­tli­wych aneg­do­tach na te­mat chrze­ści­jan świe­żej daty. W oczach zaś ma­gna­tów czy za­moż­nych zie­mian Ży­dzi sta­no­wi­li ele­ment pod wie­lo­ma wzglę­da­mi wręcz nie­zbęd­ny. W kon­trak­tach za­wie­ra­nych z dzier­żaw­ca­mi czy karcz­ma­rza­mi tego po­cho­dze­nia znaj­du­je­my za­baw­nie dla nas wy­glą­da­ją­cy wa­ru­nek: mie­li tak­że obo­wią­zek in­for­mo­wa­nia dzie­dzi­ca o tym, co się dzie­je na sze­ro­kim świe­cie…

O ile zaś u schył­ku śre­dnio­wie­cza Ży­dzi sta­no­wi­li w przy­bli­że­niu 0,6% ogó­łu miesz­kań­ców Pol­ski i Li­twy, dwóch państw po­łą­czo­nych unią per­so­nal­ną, to w po­ło­wie XVII w. lud­ność ta li­czy­ła już cir­ca pół mi­lio­na osób. Ule­gła po­waż­ne­mu zmniej­sze­niu w okre­sie po­wsta­nia Boh­da­na Chmiel­nic­kie­go, któ­ry w 1648 r. pod­niósł sztan­dar bun­tu prze­ciw­ko szla­chec­kie­mu pań­stwu. Prze­bie­gał on pod ha­słem wy­rzy­na­nia „La­chów” (pa­nów), Ży­dów i du­cho­wień­stwa ka­to­lic­kie­go, a więc tych grup, któ­re Ko­za­cy (zwa­ni in­a­czej Ru­si­na­mi) obar­cza­li winą za ucisk go­spo­dar­czy, re­li­gij­ny i po­li­tycz­ny. Pod no­żem i sza­blą ko­zac­ką mia­ło wów­czas zgi­nąć po­nad 100 ty­się­cy Ży­dów. Ma­so­wych rze­zi do­ko­ny­wa­no na te­re­nach, z któ­rych pod na­po­rem po­wstań­ców ustę­po­wa­ły pol­skie wła­dze i woj­sko. Da­ro­wy­wa­no jed­nak ży­cie tym wy­znaw­com ju­da­izmu, któ­rzy zga­dza­li się przy­jąć pra­wo­sła­wie. Tym­cza­sem trzy­sta lat póź­niej Ży­dom za­mknię­tym w hi­tle­row­skich get­tach nic nie po­ma­ga­ły de­kla­ra­cje, iż przy­ję­li chrzest i czu­ją się Po­la­ka­mi czy Niem­ca­mi.

Z wie­lu utwo­rów, zwłasz­cza sa­ty­rycz­nych, po­wsta­łych w XVI-XVIII stu­le­ciu, wy­ni­ka wy­raź­nie, że w po­dob­nych co Ży­dów sło­wach kry­ty­ko­wa­no dzia­łal­ność go­spo­dar­czą, przede wszyst­kim han­dlo­wą, rów­nież osia­dłych w Rze­czy­po­spo­li­tej Or­mian, Szko­tów czy Wło­chów. Za­rzu­ty ja­kie wy­su­wa­no pod ad­re­sem wy­znaw­ców ju­da­izmu, is­la­mu czy wresz­cie zwo­len­ni­ków re­for­ma­cji, były ze sobą nie­sły­cha­nie zbież­ne. Dość czę­sto wy­stę­po­wa­li z nimi ci sami au­to­rzy, któ­rym prze­szka­dzał każ­dy „obcy”, a więc ktoś róż­nią­cy się od nich ję­zy­kiem, oby­cza­ja­mi i wia­rą. Wszyst­kie nie­mal ce­chy, ja­kie w po­spo­li­tym od­czu­ciu skła­da­ły się na ową ob­cość, przy­pi­sy­wa­no za­rów­no lud­no­ści ży­dow­skiej, jak cy­gań­skiej lub ta­tar­skiej. Żyd-bluź­nier­ca, nie­uzna­ją­cy bó­stwa Chry­stu­sa, kon­ku­rent go­spo­dar­czy, uciąż­li­wy wie­rzy­ciel, po­ma­wia­ny o nad­mier­ną li­chwę i aro­gan­cję, wy­stę­po­wał tak­że jako qu­asi-bła­zen, ktoś tchórz­li­wy, oba­wia­ją­cy się na­wet psa, śmiesz­nie ka­le­czą­cy pol­sz­czy­znę, go­tów na każ­de upo­ko­rze­nie dla nie­wiel­kie­go na­wet zy­sku, za­pła­ty, czyn­no­ści za­ka­zy­wa­nych im w sza­bas przez wła­sną re­li­gię.

Rów­nież i w Rze­czy­po­spo­li­tej Ży­dzi by­wa­li nę­ka­ni od cza­su do cza­su pro­ce­sa­mi o roz­lew krwi chrze­ści­jań­skiej (rze­ko­me mor­dy ry­tu­al­ne po­peł­nia­ne na ma­łych chłop­cach) czy też o pro­fa­na­cję wy­kra­da­nych z ko­ścio­łów ho­stii. Znacz­na część tych spraw koń­czy­ła się wszak­że unie­win­nie­niem oskar­żo­nych, do cze­go przy­czy­niał się i ten fakt, iż bro­ni­li ich, i to umie­jęt­nie, ad­wo­ka­ci-chrze­ści­ja­nie, wy­naj­mo­wa­ni i opła­ca­ni przez gmi­ny ży­dow­skie. Waad, czy­li sejm czte­rech pro­win­cji ży­dow­skich, wzo­ro­wa­ny na sej­mie pol­skim, dys­po­no­wał zresz­tą sta­łym fun­du­szem prze­zna­czo­nym spe­cjal­nie na obro­nę osób oskar­ża­nych o mor­dy ry­tu­al­ne czy spro­fa­no­wa­nie ho­stii. Rów­no­cze­śnie za­rów­no w XVI jak i wXVII stu­le­ciu na­si­la­ją się gło­sy chwa­lą­ce pol­ską to­le­ran­cję, dzię­ki któ­rej wy­ga­nia­ni z in­nych kra­jów Ży­dzi wła­śnie nad War­tą, Wi­słą i Dnie­prem znaj­do­wa­li chleb oraz swo­bo­dę wy­zna­nia. Dla­te­go też ży­dow­ski kro­ni­karz z Pra­gi cze­skiej, Da­vid Gans, ża­ło­wał „pra­we­go” kró­la, Zyg­mun­ta Au­gu­sta. Na ten sam te­mat wy­po­wia­da­li się czę­sto po­eci he­braj­scy.

Do­pie­ro w dru­giej po­ło­wie XIX stu­le­cia do­tar­ły do miesz­kań­ców po­dzie­lo­nej po­mię­dzy trzech za­bor­ców Pol­ski ha­sła an­ty­se­mi­ty­zmu, znaj­du­ją­ce przy­chyl­ny od­dźwięk w czę­ści spo­łe­czeń­stwa. Wpraw­dzie już w XVII wie­ku obu­rza­no się na kon­ku­ren­cję ze stro­ny ży­dow­skich le­ka­rzy, to jed­nak au­to­rzy pi­se­mek spod zna­ku an­ty­ju­da­izmu głów­ną swą uwa­gę sku­pia­li na go­spo­dar­czej dzia­łal­no­ści Ży­dów. Pro­ce­sy asy­mi­la­cyj­ne, ja­kie w XIX wie­ku ob­ję­ły wie­le śro­do­wisk ży­dow­skich, po­cią­gnę­ły za sobą po­ja­wie­nie się nie tyl­ko le­ka­rzy i ad­wo­ka­tów, ale i pu­bli­cy­stów, pro­fe­so­rów czy wresz­cie ak­to­ro­wi re­ży­se­rów ży­dow­skie­go po­cho­dze­nia. O ile wcze­śniej kon­ku­ren­tem był Żyd-skle­pi­karz, karcz­marz lub aren­darz, to obec­nie po­czu­ły się za­gro­żo­ne tak zwa­ne wol­ne za­wo­dy.

Ad­wo­ka­ci, le­ka­rze czy pu­bli­cy­ści z nie­po­ko­jem ob­ser­wu­ją po­ja­wie­nie się zdol­nych i ener­gicz­nych kon­ku­ren­tów ży­dow­skie­go po­cho­dze­nia. Lu­dzie ci nie chcie­li już dłu­żej być „kra­jo­wy­mi cu­dzo­ziem­ca­mi” (jak na­zy­wa Ży­dów w jed­nej ze swych po­wie­ści Ste­fan Że­rom­ski). Pra­gnę­li być uwa­ża­ni za Niem­ców, Fran­cu­zów czy Po­la­ków, przez co prze­ży­li naj­pierw pie­ką­cą go­rycz od­trą­ce­nia, a na­stęp­nie pie­kło Za­gła­dy. Sta­no­wi­ła ona nie­ja­ko koń­co­wy akt an­ty­se­mi­ty­zmu, a nie an­ty­ju­da­izmu. W XIX stu­le­ciu wśród piew­ców an­ty­se­mi­ty­zmu zna­leź­li się m.in. Sta­ni­sław Sta­szic i Ju­lian Ur­syn Niem­ce­wicz, któ­ry obok przy­chyl­nej Ży­dom po­wie­ści Lej­be i Sio­ra na­pi­sał tak­że gło­śny pam­flet Mosz­ko­po­lis. Rok 3333, czy­li Sen nie­sły­cha­ny. No­ta­be­ne w książ­ce Pio­tra Kun­ce­wi­cza wy­raź­nie bra­ku­je na­zwi­ska Ro­ma­na Dmow­skie­go. Jego po­wieść Dzie­dzic­two, sta­le wy­da­wa­na pod pseu­do­ni­mem Ka­zi­mie­rza Wy­bra­now­skie­go, tak się spodo­ba­ła pro­pa­gan­dzie hi­tle­row­skiej, że nie ba­cząc na za­war­te w niej ak­cen­ty an­ty­nie­miec­kie, wy­ra­zi­ła zgo­dę na jej wzno­wie­nie (Kra­ków 1944). W trak­cie nie­daw­nych dys­ku­sji nad pro­gra­mem wy­sta­wien­ni­czym Mu­zeum Hi­sto­rii Ży­dów pol­skich zwra­ca­łem uwa­gę, że nie po­wi­nien on uka­zy­wać ty­siąc­let­nie­go współ­ży­cia jako nie­mal­że sie­lan­ki. Do wie­lu po­wo­dów an­ta­go­ni­zmu pol­sko-ży­dow­skie­go do­dał­bym i ten, iż oba na­ro­dy ży­wi­ły prze­ko­na­nie o swej mi­sji dzie­jo­wej. Z tą tyl­ko róż­ni­cą, że w Pol­sce da­tu­je się ono do­pie­ro od XIX stu­le­cia, gdy tym­cza­sem wśród Ży­dów trwa od wie­lu stu­le­ci, co słusz­nie pod­kre­śla Piotr Kun­ce­wicz. War­to do­dać, że oba na­ro­dy część swo­ich dzie­jów spę­dzi­ły w dia­spo­rze, z tym że w Pol­sce trwa­ła ona sto­sun­ko­wo krót­ko i ob­ję­ła tyl­ko mniej­szość wspól­no­ty et­nicz­nej, u Ży­dów na­to­miast po­nad dwa ty­sią­ce lat. Na emi­gra­cji roz­wi­nę­ła się ich li­te­ra­tu­ra; zna­la­zło to swój od­po­wied­nik w na­szych dzie­jach, sko­ro do dziś dnia do pod­sta­wo­we­go ka­no­nu lek­tur szkol­nych wcho­dzą ar­cy­dzie­ła po­etyc­kie po­wsta­łe na Wiel­kiej Emi­gra­cji.

Ape­tyt, jak wia­do­mo, ro­śnie tak­że w trak­cie czy­ta­nia. Stąd nie­ak­tu­al­na już proś­ba do zmar­łe­go au­to­ra tej książ­ki o na­stęp­ną pra­cę, któ­rą moż­na by za­ty­tu­ło­wać Żyd pa­trzy na goja. Za­pew­ne nig­dy się nie do­wie­my, ja­kie opi­nie o wo­jow­ni­czych Izra­eli­tach, wy­rą­bu­ją­cych so­bie mie­czem miej­sce pod Zie­mię Obie­ca­ną, mie­li przed­sta­wi­cie­le wy­rzy­na­nych przez nich ple­mion. W każ­dym ra­zie Sta­ry Te­sta­ment uka­zu­je ich w jak naj­gor­szym świe­tle. Prze­cho­dząc do cza­sów no­wo­żyt­nych, zwy­kło się przy­ta­czać he­braj­skie po­ema­ty sła­wią­ce pol­ską to­le­ran­cję. Gło­śna, tłu­ma­czo­na na wie­le ję­zy­ków kro­ni­ka Na­ta­na Ha­no­we­ra Ba­gno głę­bo­kie prze­ciw­sta­wia­ła ota­cza­ją­ce­go opie­ką gmi­ny ży­dow­skie, szla­chet­ne­go ma­gna­ta Je­re­mie­go Wi­śnio­wiec­kie­go, Ko­za­kom uka­za­nym w roli krwa­wych i bez­względ­nych mor­der­ców.

Nie chcąc za­pew­ne szo­ko­wać zbyt­nio czy­tel­ni­ków, Kun­ce­wicz nie wspo­mi­na, że ży­dow­skim nie­szczę­ściom rzad­ko kie­dy to­wa­rzy­szy­ło współ­czu­cie. Naj­czę­ściej wy­wo­ły­wa­ły one szy­der­czy re­chot, któ­ry na­zwał­bym okrut­nym śmie­chem (pi­sa­łem o tym na ła­mach mie­sięcz­ni­ka „Res Pu­bli­ca Nowa” 1993, nr 1). Jak­że wy­mow­na jest pod tym wzglę­dem re­la­cja Cze­cha Fran­cisz­ka Tan­ne­ra prze­jeż­dża­ją­ce­go w 1676 r. przez Łu­ków w or­sza­ku księ­cia Mi­cha­ła Czar­to­ry­skie­go. Tam­tej­si Ży­dzi urzą­dzi­li na cześć do­stoj­ne­go go­ścia fa­jer­werk, któ­ry spo­wo­do­wał po­żar dziel­ni­cy przez nich za­miesz­ka­nej. „Po­ciesz­nym było wi­do­wi­sko – pi­sze Tan­ner – pa­trzeć na dłu­gie ich opoń­cze prze­bie­ga­ją­ce przez pło­mie­nie, na pa­lą­ce się u nie­któ­rych pej­sa­ki, sły­szeć prze­raź­li­we gło­sy i la­men­ta, i wi­dzieć chrze­ści­jan, okła­da­ją­cych ich ki­ja­mi”.

Ży­dzi sta­no­wi­li dość czę­sto obiekt nie­wy­szu­ka­nych, a nie­kie­dy i wręcz okrut­nych żar­tów Wy­bit­ny znaw­ca sta­ro­pol­skich oby­cza­jów Jan Sta­ni­sław By­stroń przy­po­mi­na, że w szop­kach urzą­dza­nych z oka­zji świąt Bo­że­go Na­ro­dze­nia „sce­ny przed­sta­wia­ją­ce Żyda z Ży­dów­ką, tu­dzież ta­niec ży­dow­ski, były za­wsze źró­dłem nie­wy­bred­nej, ale nie­wy­czer­pa­nej we­so­ło­ści” Żyd uka­zy­wa­ny jako nie­zgrab­na i tchórz­li­wa po­stać, go­to­wa na każ­de upo­ko­rze­nie dla nie­wiel­kie­go na­wet zy­sku, mó­wią­ca moc­no zde­for­mo­wa­ną pol­sz­czy­zną, sta­no­wił ko­micz­ny ak­cent wie­lu przed­sta­wień te­atral­nych.

Stąd też od­po­wied­ni­kiem „sza­bes­go­ja” (chrze­ści­ja­ni­na, świad­czą­ce­go za opła­tą usłu­gi Ży­dom w dniach sza­ba­su) był „Ma­ju­fe­sju­de”. Tak spo­łecz­ność izra­elic­ka na­zy­wa­ła po­gar­dli­wie współ­wy­znaw­ców, któ­rzy bła­zno­wa­li przed go­ja­mi, mię­dzy in­ny­mi tań­cząc ma­ju­fe­sa czy opo­wia­da­jąc szmon­ce­sy. Do ta­kich wła­śnie spo­so­bów ucie­ka­li się Ży­dzi w sy­tu­acjach eks­tre­mal­nych, z któ­rych tyl­ko wi­siel­czy (i to nie­raz do­słow­nie) hu­mor mógł ich wy­ba­wić. Przy­kła­dów do­star­cza li­te­ra­tu­ra pięk­na oraz licz­ne pa­mięt­ni­ki.

Mo­gło­by się wy­da­wać, że Żyd był w spo­łe­czeń­stwie sta­ro­pol­skim kimś, kogo Le­szek Ko­ła­kow­ski na­zwie póź­niej „czło­wie­kiem bez al­ter­na­ty­wy”. Przed try­bu­na­łem są­do­wym sta­wał jako spraw­ca rze­ko­mych mor­dów ry­tu­al­nych, na co dzień był tref­ni­siem, któ­re­go każ­dy, od ulicz­ni­ków i ża­ków po­czy­na­jąc, mógł znie­wa­żyć, ochla­pać bło­tem, ob­rzu­cić ka­mie­nia­mi. Je­zu­ita Wa­len­ty Pę­ski, po­le­mi­zu­jąc z na­zy­wa­niem szla­chec­kiej Rze­czy­po­spo­li­tej ra­jem dla Ży­dów, pi­sał: „Ja bym uciekł z ta­kie­go raju, gdy­bym miał w nim tak ohyd­nie za­szar­ga­no cho­dzić, ta­kie lada kle­sze ko­zu­ba­ły da­wać, ta­kie i od sa­mych ło­kiet­nych dzie­ci per­se­ku­cy­je cier­pieć, jako się w Pol­sz­czę z nimi dzie­je”, któ­rą – zda­niem Pę­skie­go – Ży­dzi w niej za­miesz­ka­li mogą po­rów­nać ra­czej do zna­ne­go im z Bi­blii Egip­tu ani­że­li do raju.

Au­to­rzy wie­lu pa­mięt­ni­ków na ogół bez cie­nia dez­apro­ba­ty opo­wia­da­ją, w jak uciesz­ny spo­sób sta­ra­no się prze­ła­mać obo­wią­zu­ją­ce w mo­za­izmie za­ka­zy, a za­ra­zem upo­ko­rzyć Ży­dów, zmu­sza­jąc ich do je­dze­nia sło­ni­ny czy trzy­ma­jąc w chle­wie, ra­zem ze świ­nia­mi. Ko­ja­rze­nie wy­znaw­ców Moj­że­sza z tym wła­śnie zwie­rzę­ciem mu­sia­ło ucho­dzić za pysz­ną roz­ryw­kę, sko­ro u Mar­ci­na Ma­tu­sze­wi­cza czy­ta­my, iż w cza­sie imie­nin księ­cia Hie­ro­ni­ma Flo­ria­na Ra­dzi­wił­ła (1755) urzą­dzo­no w Słuc­ku strze­la­nie do dzi­kich świń, na któ­rych były „bał­wa­ny małe Ży­dów, w róż­nych stro­jach jako na ko­niu sie­dzą­cych”.

Wy­bit­ny fi­lo­zof ży­dow­ski doby oświe­ce­nia Sa­lo­mon Maj­mon wspo­mi­na, że jego dziad­ka, kie­dy ten miał osiem lat, pi­ja­na szlach­ta zmu­si­ła do wy­pi­cia ce­bra zim­nej wody, przez co na­ba­wił się fe­bry, nę­ka­ją­cej go póź­niej przez całe ży­cie. Moż­na by to wszyst­ko zło­żyć na karb feu­dal­ne­go sty­lu ży­cia, z któ­rym oświe­ce­nie nie zdo­ła­ło się upo­rać. Cóż jed­nak po­wie­dzieć o ta­kim oto wy­da­rze­niu z dru­giej po­ło­wy XIX stu­le­cia, któ­re­go bo­ha­te­rem był sły­ną­cy z eks­tra­wa­gan­cji (jak i cała jego ro­dzi­na) Jó­zef Tysz­kie­wicz. Kie­dy mu zwró­co­no uwa­gę, iż do urzę­du woj­sko­we­go w Wil­nie, w któ­rym pra­cu­je, jeź­dzi zbyt po­szóst­nie, kie­dyś przy­był tam „w nie­wiel­kich sa­necz­kach, do któ­rych w ho­ło­blach i na or­czy­kach było za­przę­żo­nych trzech Ży­dów wi­leń­skich”. Oznaj­mił, że przy­wiózł z za­gra­ni­cy „cie­ka­we oka­zy za­mor­skich pta­ków”. Tłu­my skie­ro­wa­ły się do ka­mie­ni­cy hra­bie­go, żeby uj­rzeć „jed­ne­go du­że­go i dwóch ma­łych na­gich Ży­dów, opie­rzo­nych bia­ło-czar­ny­mi pió­ra­mi”.

Mo­tyw we­so­ło­ści, to­wa­rzy­szą­cej to­pie­niu lub wie­sza­niu po­dej­rza­nych o szpie­go­stwo Ży­dów, wy­stę­pu­je dość czę­sto w li­te­ra­tu­rze XIX wie­ku, nie tyl­ko zresz­tą pol­skiej. Wy­star­czy się tu po­wo­łać na opo­wia­da­nie Iwa­na Tur­gie­nie­wa Żid (1846 – przy­po­mnij­my, że sło­wo to brzmi w ję­zy­ku ro­syj­skim obe­lży­wie, w prze­ci­wień­stwie do ter­mi­nu „jew­rej”) czy na sce­nę to­pie­nia Ży­dów w Dnie­prze, opi­sa­ną w Ta­ra­sie Bul­bie (1835) Mi­ko­ła­ja Go­go­la. „Roz­pacz­li­we krzy­ki roz­le­ga­ły się na wszyst­kie stro­ny, ale su­ro­wi Za­po­roż­cy tyl­ko się śmia­li, wi­dząc jak ży­dow­skie nogi w pan­to­flach i poń­czo­chach roz­pacz­li­wie ma­cha­ły w po­wie­trzu”. Nie spo­sób jest oczy­wi­ście utoż­sa­miać sto­sun­ku au­to­ra do opi­sy­wa­nych zda­rzeń z za­cho­wa­niem się bo­ha­te­rów jego po­wie­ści. War­to wszak­że przy­po­mnieć, iż ży­dow­scy aren­da­rze zo­sta­li w Ta­ra­sie Bul­bie (po­dob­nie jak w in­nych opo­wie­ściach Go­go­la) przed­sta­wie­ni w zde­cy­do­wa­nie ne­ga­tyw­nym świe­tle, mia­no­wi­cie jako bez­li­to­śni wy­zy­ski­wa­cze ukra­iń­skie­go ludu, win­ni go­spo­dar­czej ru­inie wie­lu chłop­skich za­gród.

Wal­ki o nie­pod­le­głość, ja­kie Po­la­cy to­czy­li w XVIII i XIX stu­le­ciu, wpro­wa­dza­ją do li­te­ra­tu­ry pięk­nej po­sta­cie Ży­dów świad­czą­cych usłu­gi szpie­gow­skie na rzecz ar­mii ro­syj­skiej. Te­mat ten zo­stał po­trak­to­wa­ny na ogół po­waż­nie. Je­dy­ny bo­daj­że wy­ją­tek sta­no­wi Hen­ryk Rze­wu­ski, któ­ry sce­nę wie­sza­nia Żyda przez kon­fe­de­ra­tów bar­skich uka­zu­je nie­mal­że w kon­wen­cji sta­rosz­la­chec­kiej fa­ce­cji. Przed­sta­wie­ni przez au­to­ra z sym­pa­tią po­zy­tyw­ni bo­ha­te­ro­wie Li­sto­pa­da (1845) wie­sza­ją na­po­tka­ne­go w le­sie Żyda, któ­ry wska­zał im myl­ną dro­gę. „Za­czął wrzesz­czeć Żyd tak prze­raź­li­wie, że aż Cze­sław przy­biegł na ten głos, i miał czas przy­pa­try­wać się, jak lu­dzie cho­rą­że­go brzo­zę po­chy­liw­szy, na jej wierz­choł­ku ucze­pi­li Żyda za szy­ję, z tyłu mu ręce zwią­zaw­szy, i brzo­zę pu­ści­li. Żyd się jesz­cze dłu­go trze­po­tał, nim się na ko­niec uspo­ko­ił, a lu­dzie aż się kła­dli od śmie­chu” (pod­kre­śle­nie moje – J.T.).

Epi­zo­do­wi temu nie to­wa­rzy­szy ani sło­wo ko­men­ta­rza, choć w ca­łym Li­sto­pa­dzie peł­no jest mo­ra­li­za­tor­skich wsta­wek, wy­kła­da­ją­cych u dołu tek­stu, pod kre­ską, po­glą­dy au­to­ra. Kla­syk na­szej ga­wę­dy szla­chec­kiej wy­bor­nie wcie­lał się w skó­rę jej bo­ha­te­rów; wy­star­czy choć­by przy­po­mnieć po­chwa­łę gor­li­wo­ści re­li­gij­nej pana Wo­łod­kie­wi­cza z Pa­mią­tek So­pli­cy), któ­ry trzech po­pów „do unii na­wró­cił, a czwar­ty upar­ty, pod ba­to­ga­mi umarł”. Z dru­giej jed­nak stro­ny trud­no za­prze­czyć, iż Rze­wu­ski zde­cy­do­wa­nie ne­ga­tyw­nie oce­niał za­rów­no cha­rak­ter Ży­dów, jak i ich rolę w ży­ciu go­spo­dar­czym Pol­ski, snu­ją­cych się „jak złe du­chy” po brud­nych mia­stecz­kach. O szpie­gow­skich usłu­gach Ży­dów, głów­nie na rzecz Ro­sjan, pi­sze Wła­dy­sław Ko­nop­czyń­ski w pod­sta­wo­wej po dziś dzień pra­cy Kon­fe­de­ra­cja bar­ska. Je­dy­nie ks. Bal­ta­zar Pstro­koń­ski (1713–1796), wspo­mi­na­jąc o dzia­dach i Ży­dach wie­sza­nych wów­czas na przy­droż­nych drze­wach, wy­ra­ża ostroż­ną wąt­pli­wość, czy nie zgi­nę­li przy­pad­kiem z po­wo­du „fał­szy­we­go o szpie­go­stwo po­dej­rze­nia”.

Rze­wu­ski nie był ostat­nim pi­sa­rzem pol­skim, u któ­re­go po­dob­nym sce­nom to­wa­rzy­szy okrut­ny śmiech oraz at­mos­fe­ra po­wszech­ne­go roz­ba­wie­nia. Cze­sław Mi­łosz w in­te­re­su­ją­cym ese­ju Ro­dzie­wi­czów­na (prze­druk w te­goż: Szu­ka­nie oj­czy­zny, War­sza­wa 1992) zwró­cił uwa­gę, iż sto­sun­ko­wo czę­sto przed­sta­wia­ła ona bi­cie Żyda „jako wy­czyn bu­dzą­cy we­so­łość, niby sce­nę z szop­ki”. Choć tekst po­wie­ści Czar­ny bóg nie daje, moim zda­niem, do­sta­tecz­nych pod­staw do sfor­mu­ło­wa­ne­go przez Mi­ło­sza ko­men­ta­rza, a mia­no­wi­cie, iż spa­le­nie karcz­my z Ży­dem w środ­ku zo­sta­ło tam przed­sta­wio­ne nie­mal­że jako do­bry żart, trud­no za­prze­czyć, iż całe to wy­da­rze­nie Ro­dzie­wi­czów­na re­la­cjo­nu­je dość bez­na­mięt­nie. Co wię­cej, to­wa­rzy­szy mu apro­bu­ją­cy ko­men­tarz; pada on co praw­da z ust ro­syj­skie­go ni­hi­li­sty, po­sta­ci przed­sta­wio­nej w świe­tle rów­nie ne­ga­tyw­nym, co i spa­lo­ny Żyd.

War­to jed­nak przy­po­mnieć, że w Strasz­nym dzia­du­niu (1886) oszu­ka­ni przez Żyda ro­bot­ni­cy do­ko­nu­ją spra­wie­dli­we­go sa­mo­są­du, pod­pa­la­jąc ma­ga­zy­ny oraz dom przed­się­bior­cy El­ja­sma­na, wraz z nim sa­mym. „Było ich kil­ku­set, z drą­ga­mi na ra­mio­nach, na przo­dzie ślu­sarz Jan, osmo­lo­ny, po­dra­pa­ny, strasz­ny” Tak dba­ją­ca za­wsze o uka­ra­nie złych, a na­gro­dze­nie do­brych bo­ha­te­rów swo­ich po­wie­ści au­tor­ka uwa­ża­ła wi­dać ów akt lu­do­wej spra­wie­dli­wo­ści za słusz­ny, sko­ro nic nie wspo­mi­na o osą­dze­niu jego spraw­ców Inna spra­wa, że po­dob­ny sa­mo­sąd zga­dzał się do­sko­na­le z pe­sy­mi­stycz­ny­mi po­glą­da­mi au­tor­ki De­waj­ti­sa na na­tu­rę po­le­skich (czy­taj: bia­ło­ru­skich) chło­pów Dała im wy­raz w mało zna­nej wy­po­wie­dzi pu­bli­cy­stycz­nej, za­ty­tu­ło­wa­nej Hryć.

Ta sama Ro­dzie­wi­czów­na, aby uka­zać siłę związ­ków Mar­ka Czer­twa­na z prze­szło­ścią, któ­rą sym­bo­li­zu­je sta­ry dąb (ty­tu­ło­wy De­waj­tis), z nie­wąt­pli­wą apro­ba­tą przed­sta­wia spo­sób, w jaki zo­stał po­trak­to­wa­ny rą­bią­cy go „Żyd rudy, ogrom­ny, w brud­nym ka­fta­nie, z roz­tar­ga­ną wiel­ką bro­dą” Że­la­zne dło­nie Czer­twa­na „pod­nio­sły go w górę, wstrzą­snę­ły jak płach­tą. Ci­śnię­ty jak ka­mień z pro­cy, za­to­czył krąg i padł ogło­szo­ny o dzie­sięć kro­ków da­lej, omdla­ły, bez ru­chu”. I pew­nie by Czer­twan za­rą­bał nie­for­tun­ne­go na­byw­cę lasu, gdy­by nie in­ter­wen­cja za­ko­cha­nej w Mar­ku Ire­ny.

W cy­to­wa­nym już ese­ju o Ro­dzie­wi­czów­nie Mi­łosz pi­sze, że w śro­do­wi­skach przez nią uka­zy­wa­nych sło­wo „an­ty­se­mi­tyzm” by­ło­by nie­zro­zu­mia­łe. „Po pro­stu taki jest po­rzą­dek świa­ta, że od­ra­za do Ży­dów jest rów­no­znacz­na z od­ra­zą do zła i że czy­ha­ją oni na obrze­żach spo­łe­czeń­stwa, szu­ka­jąc, kogo by wplą­tać w swo­je brud­ne (za­wsze brud­ne) trans­ak­cje”. Ko­men­tarz ten wy­ma­ga wszak­że uzu­peł­nie­nia Po pierw­sze, w po­sta­wie au­tor­ki De­waj­ti­sa an­ty­ju­da­izm prze­wa­ża zde­cy­do­wa­nie nad an­ty­se­mi­ty­zmem. W daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej wy­stę­po­wał nie­mal wy­łącz­nie ten pierw­szy: aż do schył­ku XVIII stu­le­cia ży­wio­no prze­ko­na­nie, że kie­dy Żyd przej­dzie na chrze­ści­jań­stwo, moż­na go, a na­wet na­le­ży, przy­jąć do tej spo­łecz­no­ści na za­sa­dach cał­ko­wi­te­go rów­no­upraw­nie­nia. Na­to­miast an­ty­se­mi­tyzm, bę­dą­cy nie­wąt­pli­wie od­mia­ną ra­si­zmu, za­kła­dał, iż Ży­do­wi nic nie po­mo­że zmia­na re­li­gii czy naj­da­lej na­wet po­su­nię­ta asy­mi­la­cja Za­wsze bo­wiem po­zo­sta­nie czło­wie­kiem wro­gim chrze­ści­jań­skie­mu świa­tu war­to­ści.

Po dru­gie, przed ho­lo­kau­stem wy­po­wie­dzi an­ty­ży­dow­skie mia­ły cał­kiem od­mien­ny wy­dźwięk ani­że­li po eks­ter­mi­na­cji znacz­nej czę­ści tego na­ro­du, do­ko­na­nej przez hi­tle­row­ców. Po II woj­nie świa­to­wej zgo­ła in­a­czej od­bie­ra­my en­tu­zja­stycz­ny re­por­taż Ka­ro­la Zby­szew­skie­go, opi­su­ją­cy z wy­raź­ną ra­do­ścią wy­wo­że­nie au­striac­kich Ży­dów do Da­chau, ani­że­li czy­ni­li to pol­scy an­ty­se­mi­ci anno do­mi­ni 1938, kie­dy ów re­por­taż uka­zał się na ła­mach „Pro­sto z mo­stu”. Zby­szew­ski pi­sał w nim: „W Pol­sce trze­ba cze­kać na taki wi­dok może stu­le­cia, war­to więc tu po­świę­cić dwie go­dzi­ny . Za­trą­bi­ły auta, wy­wio­zły za jed­nym za­ma­chem wszyst­kich Ży­dów z Neu­stadt. Będą na­resz­cie po­rząd­nie pra­co­wać w tym kon­cen­tra­cyj­nia­ku w Da­chau”. Au­tor Niem­ce­wi­cza od przo­du i tyłu nie mu­siał dłu­go cze­kać, bo za­le­d­wie dwa lata, na speł­nie­nie swo­ich ma­rzeń.

Lek­tu­ra pa­sjo­nu­ją­cej i świet­nie na­pi­sa­nej książ­ki Kun­ce­wi­cza spra­wia, iż przy­po­mi­na­my so­bie mimo woli zna­ną aneg­do­tę o spo­tka­niu Żyda z Chiń­czy­kiem. Ten dru­gi pyta: „A ile was wła­ści­wie jest” i sły­szy od­po­wiedź, że oko­ło 20 mi­lio­nów. To samo py­ta­nie za­da­je Żyd Chiń­czy­ko­wi. Do­wie­dziaw­szy się, że po­nad mi­liard, z du­żym zdzi­wie­niem kon­sta­tu­je: „To dla­cze­go was tak ja­koś nie wi­dać”. Istot­nie, po­tom­ków ma­łe­go ple­mie­nia, któ­re wzię­ło swój po­czą­tek na Bli­skim Wscho­dzie, było i jest wi­dać na ca­łym świe­cie. Gdy­by­śmy na kuli ziem­skiej chcie­li za­zna­czyć te­re­ny, do któ­rych nie do­tar­ła na­uka Chry­stu­sa czy dok­try­na En­gel­sa i Mark­sa, nie­wie­le by za­iste zo­sta­ło bia­łych plam (rów­nież i ży­dow­skich przod­ków Le­ni­na nikt już dzi­siaj nie po­da­je w wąt­pli­wość).

War­to w tym miej­scu przy­to­czyć jak­że cha­rak­te­ry­stycz­ną opi­nię pol­skie­go szlach­ci­ca, któ­ry pod ko­niec XVII wie­ku na­pi­sał, iż nie to jest do­wo­dem mi­ło­ści „Naj­pierw­sze­go szlach­ci­ca w Nie­bio­sach”, iż „syna je­dy­ne­go wy­dał na męki”, ale że nie za­wa­hał się go na­wet Ży­dem zro­bić, czy­li ze­pchnąć na naj­niż­szy szcze­bel dra­bi­ny spo­łecz­nej.

Rów­nie trud­ne jak zna­le­zie­nie kra­ju bez zna­jo­mo­ści mark­si­zmu i chrze­ści­jań­stwa by­ło­by od­szu­ka­nie tych, do któ­rych nie do­tarł an­ty­se­mi­tyzm, o czym świad­czą choć­by licz­ne edy­cje Pro­to­ko­łów mę­dr­ców Sy­jo­nu na Da­le­kim Wscho­dzie. Wzna­wia­jąc pięk­nie na­pi­sa­ną i mą­drą książ­kę Pio­tra Kun­ce­wi­cza, czy­ni­my to w na­dziei, że przy­czy­ni się ona do zwal­cza­nia tej od­mia­ny oczy­wi­ste­go ra­si­zmu. „Bo an­ty­se­mi­tyzm to po pro­stu funk­cja nie­wie­dzy czy wręcz głu­po­ty” – pi­sał jej au­tor, przy­zna­jąc się, że i jemu „wca­le nie było tak ła­two wy­do­być się z mi­mo­wol­ne­go an­ty­se­mi­ty­zmu”.

JA­NUSZ TA­ZBIRProlog na wysokościach

Na po­cząt­ku wszy­scy by­li­śmy Ży­da­mi. Oj­ciec na­szych oj­ców Adam – co zna­czy czło­wiek – roz­ma­wiał z Pa­nem po he­braj­sku, a ję­zyk ten był wcze­śniej­szy niż sam czło­wiek, i z Pa­nem mó­wi­ły tak­że jego gło­ski: i alef i bet, i gi­mel, i waw, aż po taw, jak świę­te księ­gi Se­fer Je­ci­rah i Zo­har świad­czą, Misz­na zaś do­da­je, że Adam był jed­nym z tych ośmiu, któ­rzy na­ro­dzi­li się już ob­rze­za­ni, ale był nim tak­że ostat­ni wspól­ny pra­oj­ciec Noe, więc nasz po­czą­tek jest wspól­ny i jed­na­ki. A póź­niej czło­wiek czy­nił so­bie zie­mię pod­da­ną i na wschód, i na za­chód od Ede­nu, mó­wił od­mie­nio­ny­mi na wie­ży Ba­bel ję­zy­ka­mi, za­po­mi­nał o przy­mie­rzu, mie­szał czy­ste z nie­czy­stym, gro­ma­dził skar­by zie­mi, sta­wał się go­jem. Tyl­ko sy­no­wie Sema nie usta­wa­li w nie­koń­czą­cej się wę­drów­ce, idąc aż poza nie­ustan­ne ho­ry­zon­ty za gło­sem Pana. W snach wi­dzie­li słup ogni­sty, więc bu­dzi­li się i szli przez nie­skoń­czo­ną pu­sty­nię. A goje dzi­wi­li się i mó­wi­li prze­cho­dzą­cym: Za­trzy­maj­cie się i za­miesz­kaj­cie z nami, i bądź­cie jako my. Inni krzy­cze­li: Idź­cie precz, prze­klę­ci, i nie wra­caj­cie. I tak szli mię­dzy po­ku­są a zło­rze­cze­niem, za­pro­sze­niem a od­rzu­ce­niem, sym­pa­tią a wro­go­ścią.

Tak mówi re­li­gia.

Na­uka po­wia­da in­a­czej. Przy­zna­je, że dzie­dzic­two jest wspól­ne, ale nie jest ono wca­le ży­dow­skie czy ja­kie­kol­wiek inne da­ją­ce się na­zwać. Stąd błą­dzi też ksiądz Dem­bo­łęc­ki, któ­ry w wie­ku XVII do­ciekł, że Adam z Bo­giem roz­ma­wiał po pol­sku i bi­gos ja­dał, i od Boga pierw­szą krzy­wą ka­ra­be­lę otrzy­mał, by się zma­gać z nie­wier­ny­mi i strzec szla­chec­kie­go ho­no­ru.

Po­dob­nie błą­dzą Dem­bo­łęc­cy wszyst­kich na­ro­dów, bo bez­i­mien­ny jesz­cze czło­wiek wy­ło­nił się z pusz­czy i sa­wan­ny i wę­dro­wał, i two­rzył, i nisz­czył, i za­rów­no wę­dro­wa­nie, jak i ży­wot osia­dły miał we krwi. A na­ród ży­dow­ski wy­ło­nił się do­pie­ro wte­dy, gdy czło­wiek ro­ze­zna­wał już gwiaz­dy nad gło­wą i kre­ślił zna­ki na ska­le i gli­nie, i do­szedł do wy­obra­że­nia o Panu, Je­dy­nym i Wie­ku­istym, i tru­dził się bar­dzo, aby temu wy­obra­że­niu dać sło­wo i po­stać.

Być Ży­dem zna­czy­ło za­ra­zem na­ród i po­wo­ła­nie, i nie usta­ło to do dzi­siaj, ale też nie na­ro­dzi­ło się od razu, lecz for­mo­wa­ło przez wie­ki i ty­siąc­le­cia. A co się ufor­mo­wa­ło, było i jest waż­ne dla wszyst­kich lu­dzi, choć­by na­zy­wa­li się goim. Ale owi goim nie za­wsze chcą o tym wie­dzieć.

Pol­ska jest kla­sycz­nym przy­kła­dem nie­zro­zu­mie­nia, zresz­tą wza­jem­ne­go, i na­war­stwia­ją­cych się przez stu­le­cia nie­po­ro­zu­mień. Ży­dzi wpraw­dzie byli od stu­le­ci nie­ustan­nie obec­ni w pol­skim ży­ciu spo­łecz­nym, ale we­wnętrz­ne ra­cje ich ist­nie­nia były zu­peł­nie nie­zna­ne. Wi­dzia­ło się tyl­ko stro­nę ze­wnętrz­ną, ale co by ona zna­czy­ła – dojść było nie­ła­two. Pol­ska jest kra­jem ka­to­lic­kim, to zaś ozna­cza­ło pra­wie zu­peł­ną nie­zna­jo­mość Pi­sma Świę­te­go. Jesz­cze spra­wy no­wo­te­sta­men­to­we obec­ne w roku li­tur­gicz­nym w nie­dziel­nych uryw­kach Ewan­ge­lii były jako tako zna­ne, ale praw­dzi­we ob­li­cze Sta­re­go Za­ko­nu po­zo­sta­wa­ło za­kry­te. Wi­dzia­no, co i jak Żyd ja­dał, jak się ubie­rał, a ro­bił to dziw­nie. Mo­dlitw ży­dow­skich nie ro­zu­mia­no, bo były prze­cież he­braj­skie, a ży­dow­ski ję­zyk co­dzien­ny, ji­dysz, też był obcy. Wie­dzia­no, że Żyd prze­strze­ga wie­lu ogra­ni­czeń, nie­kie­dy bar­dzo za­wi­łych. Nie bar­dzo było ja­sne, dla­cze­go tak robi, a je­śli na­wet wie­dzia­no, to zu­peł­nie nie ro­zu­mia­no du­cha tych ogra­ni­czeń. A na­wet je­śli i to ro­zu­mia­no, to po­zo­sta­wa­ło je­dy­nie po­czu­cie ob­co­ści.

Źle, kie­dy Żyd był bo­ga­ty. Jego ma­ją­tek kłuł w oczy, uwa­ża­no, że się wy­no­si, że drwi, mó­wiąc: „Wa­sze uli­ce, na­sze ka­mie­ni­ce”, mu­siał też, na­tu­ral­nie, mieć w po­gar­dzie i nie­na­wi­ści „praw­dzi­wych” go­spo­da­rzy. Jesz­cze go­rzej, kie­dy Żyd był bied­ny – gnieź­dził się w strasz­nych, stło­czo­nych przy­bu­dów­kach, wo­niał ce­bu­lą, śle­dziem, był na­tar­czy­wy, brud­ny, chci­wy. Je­śli w ogó­le my­ślał, to o tym, jak­by tu goja obe­drzeć ze skó­ry. Za bliź­nie­go je­dy­nie in­ne­go Żyda uzna­wał, więc jak sam mógł być bliź­nim „zwy­czaj­ne­go” czło­wie­ka?

Obie re­li­gie zgod­nie wy­mu­sza­ły se­pa­ra­cję mał­żeń­ską, a ży­dow­ska jesz­cze do­dat­ko­wo od wspól­ne­go sto­łu. W oczach chrze­ści­ja­ni­na Ży­dzi sta­no­wi­li spo­łecz­ność za­mknię­tą, bar­dzo so­li­dar­ną, na do­da­tek już z za­ło­że­nia gor­szą ze wzglę­dów re­li­gij­nych. Prze­cież cią­ży­ła na nich wina za śmierć Je­zu­sa. Nie wni­ka­no w ab­surd ta­kiej od­po­wie­dzial­no­ści zbio­ro­wej, sko­ro uzna­wa­no coś wspól­ne­go dla wszyst­kich, a mia­no­wi­cie grzech pier­wo­rod­ny, czy­li od­po­wie­dzial­ność wszyst­kich po­tom­nych za grzech pra­mat­ki. A kie­dy za­ak­cep­tu­je się samą moż­li­wość ja­kiej­kol­wiek od­po­wie­dzial­no­ści zbio­ro­wej, to nic już nie zda­je się nie­do­rzecz­ne. „Na­ród wy­bra­ny” nie był już na­praw­dę wy­bra­ny, gdyż praw­dzi­we sen­ty­men­ty Boga do­ty­czy­ły te­raz „praw­dzi­we­go Izra­ela”, któ­rym sta­li się chrze­ści­ja­nie. To okre­śle­nie jest zresz­tą bar­dziej pro­te­stanc­kie niż ka­to­lic­kie. Ale samo ist­nie­nie Ży­dów było po­mył­ką: Me­sjasz prze­cież już przy­szedł, Ży­dzi go nie roz­po­zna­li i te­raz cze­ka­ją na próż­no. Ży­dów więc już w ogó­le być nie po­win­no – tak­że, na­tu­ral­nie, dla ich wła­sne­go do­bra. Cóż ich mo­gło uspra­wie­dli­wiać jak nie dia­bel­skie za­mro­cze­nie, in­fer­nal­na za­ćma czy też może z grun­tu zła wola? Na­le­ża­ło więc po­dej­rze­wać ja­kiś układ z dia­błem, ja­kieś ta­jem­ne świad­cze­nia na rzecz Bel­ze­bu­ba. Naj­pew­niej tak, jak prze­la­li krew Chry­stu­so­wą, te­raz ta­jem­nie łak­ną krwi chrze­ści­jań­skiej, naj­le­piej nie­win­nej, więc dzie­cię­cej. Dia­bła moż­na tak­że ucie­szyć naj­ład­niej, bez­czesz­cząc ho­stię, i tu ak­tyw­ność ży­dow­ska była szcze­gól­nie zło­wro­ga. Je­śli do tego do­da­my oko­licz­no­ścio­we za­tru­wa­nie stud­ni, sze­rze­nie trą­du i za­ra­zy, to trze­ba przy­znać, że czuj­ność wo­bec Żyda nie wa­dzi­ła nig­dy.

Żyd był od­mien­ny fi­zycz­nie. Nie tyle o rysy twa­rzy cho­dzi­ło. Po­dob­no pod­czas ba­dań Ży­dów wy­wo­dzą­cych się z Eu­ro­py Wschod­niej stwier­dzo­no u nich wię­cej cech sło­wiań­skich niż se­mic­kich, za­tem to ra­czej spe­cy­ficz­ny strój stwa­rzał tę in­ność. Ale nie tyl­ko. Po­wszech­nie zna­ny oby­czaj ob­rze­za­nia spra­wiał, że Żyda rze­czy­wi­ście moż­na było od­róż­nić po zna­mio­nach cie­le­snych, choć je­śli po­mi­nąć ką­pią­cych się wspól­nie prze­cież w rze­kach, gli­nian­kach i w sta­wach chłop­ców pol­skich i ży­dow­skich – na wiel­ką ska­lę roz­po­zna­wa­li tak Ży­dów w wąt­pli­wych przy­pad­kach hi­tle­row­cy, co za­stę­po­wa­ło im prze­wód są­do­wy i ozna­cza­ło nie­uchron­ny wy­rok. Ale od­mien­ność męż­czyzn ro­dzi­ła inne do­my­sły: jak też wy­glą­da­ją te spra­wy u Ży­dó­wek? Snu­li je głów­nie mło­dzi chłop­cy, któ­rzy jesz­cze żad­nej na­giej ko­bie­ty ży­dow­skiej czy nie­ży­dow­skiej nie wi­dzie­li, chy­ba że była to wła­sna sio­stra. Gdy­bym jed­nak pi­sał tę książ­kę dla umy­sło­wych pro­win­cju­szy sprzed lat pięć­dzie­się­ciu, to mu­siał­bym chy­ba za­mie­ścić w niej fo­to­gra­fię na­giej Ży­dów­ki jako je­dy­ny do­wód na to, że wszyst­kie córy Ewy są zbu­do­wa­ne tak samo. Do­my­słów i do­mnie­mań, niby to żar­to­bli­wych, by­wa­ło w tej nie­przy­zwo­itej spra­wie co nie­mia­ra.

To już się za­tar­ło w pa­mię­ci, ale Niem­cy prze­cież wszem wo­bec do­wo­dzi­li, że Żyd nie jest isto­tą ludz­ką. Mie­li to prze­cież wie­lo­ra­ko wy­wie­dzio­ne na­uko­wo. Choć­by przez Han­sa Hör­bi­ge­ra w jego We­lte­isleh­re – na­uce o lo­dzie świa­to­wym. Otóż we­dle nie­go Zie­mia mia­ła już kil­ka ko­lej­nych księ­ży­ców, któ­re stop­nio­wo zbli­ża­ły się do niej, by po do­tar­ciu do gra­ni­cy Ro­chea roz­sy­pać się w gru­zy spa­da­ją­ce la­wi­ną na Zie­mię i nisz­czą­ce do­tych­cza­so­we for­my bio­lo­gicz­ne. Kie­dy księ­życ był jesz­cze na nie­bie – do­wo­dził Hör­bi­ger – cią­że­nie było nie­wiel­kie i ży­cie roz­kwi­ta­ło ku gó­rze, ku gwiaz­dom, od­mien­nie, gdy mu­sia­ło po ka­ta­stro­fie, przy znacz­nie więk­szym cią­że­niu, od­ra­dzać się z mo­zo­łem. Po­wsta­wa­ły wów­czas inne jego for­my bu­dzą­ce in­stynk­tow­ną od­ra­zę nie­do­bit­ków nie­biań­skich: pa­ją­ki, szczu­ry, węże i „isto­ty człe­ko­po­dob­ne” – Ży­dzi. Tak więc lu­dzie, czy­li Aryj­czy­cy, i Ży­dzi to na­tu­ral­nie dwa zu­peł­nie od­mien­ne ga­tun­ki bio­lo­gicz­ne.

Za­miast do­wo­dzić, że Żyd jed­nak jest czło­wie­kiem, war­to by py­tać, czy jest nim głu­piec, a od­po­wiedź by­ła­by jesz­cze trud­niej­sza. Ależ tak, jest nim, nie­ste­ty, tak­że. Ta­kim głup­cem w pew­nej mie­rze i ja by­łem, a usi­ło­wa­łem temu za­ra­dzić, po pro­stu ucząc się. Hi­sto­ria Ży­dów, naj­star­sze­go na­ro­du Za­cho­du, sta­no­wi przed­miot za­ska­ku­ją­cy dla goja swą wiel­ko­ścią, róż­no­rod­no­ścią, ogro­mem do­ku­men­ta­cji, pa­ra­dok­sal­no­ścią i tym tak­że, że jest to hi­sto­ria do­praw­dy nas wszyst­kich. Po­nie­waż je­stem go­jem, mu­sia­łem się dzi­wić, zdu­mie­wać i pew­nie rów­nie czę­sto my­lić się i błą­dzić. Nie je­stem Ży­dem, w tym moja sła­bość, ale tak­że moja siła.

Bez zna­jo­mo­ści dzie­jów Ży­dów nie da się zro­zu­mieć hi­sto­rii Za­chod­nie­go Świa­ta, tak samo jak bez wie­dzy o kul­tu­rach kla­sycz­nych. Co wię­cej, bez sym­pa­tii do Ży­dów nie da się tak­że po­lu­bić jed­no­czą­cej się Eu­ro­py, jako że to oni za spra­wą swej ru­chli­wo­ści na­praw­dę byli pierw­szy­mi Eu­ro­pej­czy­ka­mi w dzi­siej­szym zna­cze­niu tego sło­wa. A w ogó­le po­gar­da – sio­stra igno­ran­cji – nie jest do­brą do­rad­czy­nią w czym­kol­wiek.

Książ­ka ta jest re­zul­ta­tem pró­by zro­zu­mie­nia pro­ble­mu, nie wiem, czy uda­nej. Jest też owo­cem du­żej, ale z pew­no­ścią za ma­łej pra­cy. Mój przy­ja­ciel, oca­lo­ny z get­ta Bog­dan Woj­dow­ski, za­nim do­pa­dła go śmierć, od któ­rej przez lata nie mógł się wy­zwo­lić, mó­wił mi, że hi­sto­ria Ży­dów to mo­loch, bo przez ty­sią­ce lat na­gro­ma­dzi­ło się tyle źró­deł, do­ku­men­tów i ko­men­ta­rzy, że prze­ra­sta to siły każ­de­go czło­wie­ka, a nie tyl­ko goja, któ­ry do­dat­ko­wo musi na­uczyć się pod­staw zna­nych wszyst­kim Ży­dom. Pró­bo­wa­łem temu spro­stać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: