Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Idealny świat. Część 1 Łowcy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Lipiec 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,20

Idealny świat. Część 1 Łowcy - ebook

Rok 2030. Na świecie zachodzi wiele zmian. Kataklizmy zabijają setki ludzi. Anie, młoda kobieta choruje na raka. Jedynym ratunkiem przed pewną śmiercią jest hibernacja. Anie zapada w sen. Dziewczyna budzi się w 2550 roku. Świat, który znała zniknął bezpowrotnie. Obecny świat wydaje się być idealny. Rajska przyroda, cudowni ludzie, brak chorób, ale z pozoru idealny świat ma również swoje mroczne tajemnice. Czy miłość, młodzieńczy zapał i wola walki zwyciężą z łowieckim instynktem?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-940031-1-1
Rozmiar pliku: 689 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Tak wiele złego dzieje się w dzisiejszym zagubionym świecie. Każdy z nas w głębi szuka idealnej, bezpiecznej przystani, w której mógłby być zwyczajnie szczęśliwy.

Ziemia jest idealnym zjawiskiem. Sama potrafi zadbać o swoich mieszkańców. Sama potrafi przywrócić równowagę. Człowiek jak jej dziecko powinien ją doceniać, szanować. Niestety, człowiek jako istota rozumna i egoistyczna zapragnął zawładnąć matką Ziemią.

Człowiek zabija jej płody. Niszczy jej naturalność. Wprowadza swoje sztuczne „ulepszenia”.

Matka Ziemia jest jednak potężna. Nie pozwoli, by garstka jej dzieci zabiła miliony kolejnych. Sama prędzej unicestwi złe ziarna, niż pozwoli im zniszczyć te dobre.

Kataklizmy, katastrofy, nienawiść, cierpienie, ból, władza, zawiść, strach, sztuczność – to słowa, które obrazują dzisiejszy świat. Czy w takim właśnie świecie chcecie wychowywać swoje dzieci?

Miłość, szacunek, szczerość, radość, szczęście, przyjaźń, pomoc, jedność, naturalność – to słowa, które obrazują idealny świat. Może właśnie w takim świecie chcecie żyć?

Decyzja należy do Was!ZAGŁADA

Rok 2030. Los Angeles.

Leżałam w dziwnym, jasnym wnętrzu. Wokół mnie czuć było zapach spalenizny, do moich nozdrzy dostawał się przeraźliwie piekący dym. Słyszałam wszechogarniający szum. Moim ciałem rzucało w prawo i w lewo, i gdyby nie ciepła dłoń, która trzymała mnie mocno w pasie pewnie byłabym cała poobijana. Zresztą, jakie to mogło mieć znaczenie, i tak ból, który czułam, nie dał się porównać z niczym. Tylko dzięki niej, dzięki mojej mamie, mogłam go znieść z godnością, a właściwie to dla mojej mamy. Widziałam, że cierpi bardziej niż ja, choć tak naprawdę nic ją nie bolało. Teraz to ona trzymała moją głowę na swoich kolanach. Prawie jak trzy lata temu. Też bolało, ale nie da się tamtego bólu nawet odrobinę przyrównać do tego, który czułam teraz. Dodatkowo wtedy z mojej klatki piersiowej wystawał kawałek metalu. Och, kiedy myślę o tamtym wydarzeniu dostaję drgawek.

Był piękny, słoneczny dzień. Wracałam ze szkoły. Szłam poboczem. Słońce tak mocno raziło, że nie dało się nie mrużyć oczu. Było tak od ładnych paru tygodni. Pogoda była od pewnego czasu nieprzewidywalna. Burza z gradem wielkości kurzych jaj potrafiła przyjść w ciągu piętnastu minut, nawet w tak słoneczny dzień jak wtedy. Jednak ja nie przejmowałam się pogodą. Żyłam tylko jutrzejszym dniem. Kończyłam osiemnaście lat. Tata obiecał, że na osiemnaste urodziny dostanę mój wymarzony samochód. Już wyobrażałam sobie, jak wsiadam do mojego nowiutkiego wozu i robię rundkę dookoła osiedla. Coś wspaniałego.Wracałam ze szkoły tak rozmarzona, kiedy nagle usłyszałam ten przeraźliwy pisk opon, coś we mnie uderzyło. Przez chwilę czułam jeszcze ból, ale zaraz później zrobiło się ciemno. Nic więcej z tego koszmarnego dnia nie pamiętałam. Później było już tylko gorzej. Obudziło mnie okropne pieczenie w lewej piersi. Zapach, który unosił się w powietrzu był tak ohydny, że zwymiotowałam. Słońce raziło mnie w oczy, odbijając się od jasnozielonych, wręcz rażących ścian. Nie mogłam się podnieść, nie mogłam nic powiedzieć. Nie bardzo wiedziałam, gdzie jestem, ale była ze mną mama. Zauważyłam ją, kiedy z wielkim wysiłkiem zdołałam odwrócić lekko głowę. Siedziała obok mojego łóżka, miała przerażoną twarz. Wyjaśniła mi, że miałam wypadek. Kierowcę oślepiło słońce i na moment stracił panowanie nad kierownicą. Powiedziała też wtedy, że wszystko będzie dobrze, że tylko niewielki odłamek zderzaka wbił się w moją pierś. Ja jednak znałam ją na tyle, żeby wiedzieć, że nie było dobrze. Miała przestraszoną twarz, nie mówiła mi całej prawdy. Jej oczy nie potrafiły kłamać. Jak się okazało, miałam rację. Najgorsze było jeszcze przede mną. To nie wypadek miał mnie zabić, to dzięki niemu ujawnił się mój prawdziwy, cichy zabójca. W dniu moich osiemnastych urodzin zamiast pięknego samochodu dostałam wyrok śmierci – rak kości z przerzutami. To było coś, czego nie mogłam się spodziewać nawet w najgorszych koszmarach. Potrącenie przez samochód, grad w piękny dzień, tornada, trzęsienia ziemi – te zjawiska były powszechne i one mogły mnie zabić, bo właśnie w ten sposób od jakichś dziesięciu lat ginęły miliony ludzi. Było to tak powszechne, że przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Ale rak? Jak to możliwe? Teraz, kiedy dopiero miałam zacząć żyć, tak w pełni. Czułam się świetnie, biegałam, skakałam, tańczyłam, byłam zwykłą nastolatką. Zdrowo się odżywiałam, dbałam o swoje ciało. Dlaczego akurat ja? Moi rodzice nie mogli się z tym wyrokiem pogodzić. Mieli tylko mnie. A ja? No cóż, chyba bardziej bałam się myśleć o ich cierpieniu po mojej stracie niż o śmierci. Śmierć to było coś naturalnego, co mogło się przytrafić każdemu, o każdej porze dnia i nocy. Ale rodzice mieli tylko mnie. Nie chciałam ich zostawiać. Byli tacy dobrzy, tacy kochający, tacy zapatrzeni we mnie. Tato był generałem w armii Stanów Zjednoczonych Ameryki. Miał dojścia do najnowszych zdobyczy nauki i medycyny. Tym razem też nie dał za wygraną. Przez dwa lata faszerowali mnie mnóstwem dziwnych leków. Czułam się po nich fatalnie, schudłam, moja cera przybrała blady, nawet przeźroczysty kolor, a po pięknych długich mysich włosach nie było śladu. Nie mogłam sama wstać nawet do toalety. To uzależnienie było gorsze niż śmierć, a na dodatek kuracje nie przynosiły efektów. Mama wreszcie się zbuntowała. Nie mogła dłużej patrzeć na moje cierpienie. Znała mnie na tyle dobrze, by domyślić się, że wolałam umrzeć, niż męczyć się w ten sposób. Postanowiła, że nie da mi już żadnej chemii, tata również był zdania, że jeśli mam umrzeć to w spokoju. Po odstawieniu leków przez krótki czas mój organizm jeszcze walczył, ale w tej bitwie z tak silnym przeciwnikiem nie miał szans. To wszystko działo się tak wolno, czułam jakbym zamiast niecałych dwudziestu jeden lat miała co najmniej pięćdziesiąt. Przy tym ten niesamowity ból, który przeszywał moje ciało. Nie potrafię go do niczego porównać, to gorsze niż jakby ktoś ciął moje ciało na kawałki i obsypywał solą. Gorsze niż wbijanie tysiąca igieł, aż do kości.

Pewnej nocy, kiedy nie mogłam spać, usłyszałam mocną wymianę zdań moich rodziców. Suzan Nox – moja mama, piękna istota o jeszcze piękniejszej duszy rzadko się złościła. Ale wtedy słyszałam jej krzyki. Kłóciła się o coś z tatą. Mówił coś o nadziei, ona o litości. Nie wiele z tego wtedy rozumiałam. Kłócili się cicho, uważając, żeby mnie nie obudzić. Całe ich życie było wówczas podporządkowane mnie i mojej chorobie. Jednego, czego byłam wtedy pewna to to, że rozpadam się na kawałki i że już niedługo będzie kres moich cierpień. Porównywałam się czasami do ziemi. Tu też zdawał się przychodzić kres. Może to apokalipsa, może zagłada, różnie ją nazywano, ale jedno było pewne, ziemię też czekał koniec. Czy ostateczny, czy taki prawdziwy koniec bez niczego później? Nie wiedziałam. Nikt tego nie wiedział, ale każdy bał się tych nieuchronnych zmian. Mnie na pewno czekał koniec. Taki prawdziwy, definitywny koniec. Miałam jednak nadzieję, że uda się mi trafić tam, gdzie ludzie są szczęśliwi. Wierzyłam, że po śmierci nasza dusza przechodzi do pięknego świata, do raju, żeby później ponownie zejść na ziemię. Tylko co, jeśli tej ziemi już nie będzie?

Głośny pisk opon wyrwał mnie z zamyślenia. Otworzyłam oczy. Sue ściskała mnie mocniej, jakby chciała mnie przed czymś chronić, ale ja już nic nie czułam, moje ciało znów odpływało, zapadała ciemność. Jakby zza ściany dobiegały do mnie tylko słowa mamy.

– Mark szybko, Anie umiera! – Sue krzyczała przerażonym piskliwym głosikiem, a z jej oczu płynął wodospad łez.

– Spokojnie, kochanie! – Mark odezwał się łagodnie, spoglądając przez ramię na kobiety. – Zgliszcza budynków tarasują przejazd. Anie tylko straciła przytomność. Sprawdzaj jej puls, wszystko będzie dobrze, zdążymy – mówił pewnie, ale było w jego glosie lekkie drżenie, tak jakby nie do końca wierzył we własne słowa.

Sue wyglądała tak pięknie, ponuro, ale pięknie. Delikatnie opalona twarz, zalana łzami, wydawała się skrzyć jak drobinki złota. Włosy luźno spuszczone w kolorze szarego blondu okalały jej twarz. Miała na sobie lekką marynarkę w łososiowym kolorze. Jej kołnierzyk był nieco ciemniejszy z nadmiaru łez, które wciąż na niego kapały. Na kolanach trzymała nieprzytomną Anie. Mark spoglądał na nią z miłością. Spoglądał w jej błękitne oczy, które wyrażały ogromny strach i ból. Mark siedział teraz na fotelu pasażera z przodu. Włosy miał krótko przystrzyżone, koloru mahoniu. Jego twarz była taka męska, że po samym jej wyglądzie można było wywnioskować jego żołnierski fach. Ciemne opalone policzki, mocno zarysowane kości żuchwy dodawały mu hardości. Jego ciemnobrązowe oczy kryły jednak ból, którego nie potrafił wyrazić. Tak bardzo kochał swoją córkę, a dziś miał ją stracić. I nieważne, w jaki sposób, miał już po prostu nigdy jej nie objąć, nie pocałować. Każda ta myśl sprawiała, że czuł coraz większy strach przed jej utratą. Teraz, kiedy przedzierali się przez zgliszcza, które zostały po pięknym Mieście Aniołów, kiedy widział mijanych po drodze rannych, brudnych ludzi, którzy wzywali na próżno pomocy, jego odczucia potęgowały się. Wreszcie jednak samochód się zatrzymał.

– Panie Nox – mocny głos barczystego mężczyzny, który prowadził samochód, przerwał ciszę.

Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, głowę miał ogoloną na łyso, na oczach ciemne okulary. Ubrany był w schludny, czarny podkoszulek.

– Tak Kerk? – Mark otrząsnął się i spojrzał przed siebie.

Przed samochodem stało dwóch uzbrojonych mężczyzn, a za nimi znajdowała się wielka metalowa brama.

Mark wyjął z kieszeni niewielki skrawek plastiku, podał go jednemu z mężczyzn. W tym momencie brama otwarła się. Samochód wjechał na ogromny podziemny parking. Ten podziemny parking był jednak inny niż pozostałe, które widywali w swoim życiu. Był niemal zupełnie pusty. Poza ich samochodem znajdował się tam tylko jeszcze jeden wóz. Biały elegancki sedan. W jego środku nie było nikogo, choć Mark nie był stuprocentowo pewien, ponieważ delikatne światło rzucało na cały parking tylko kilka niewielkich lampek zawieszonych wysoko na suficie. Jeden z żołnierzy podszedł do ich samochodu i ruchem ręki nakazał wyjście na zewnątrz.

Mark wysiadł niemal równocześnie z Kerkiem i obaj skierowali się do tylnych drzwi. Kerk delikatnie wyjął na wpół przytomną Anie z wnętrza samochodu. Na jego ogromnych, barczystych ramionach dziewczyna wyglądała, jakby była małym, chudziutkim dzieckiem. Jej cieniutkie rączki wystawały bezwładnie spod różowego koca.

– Kerk uważaj na nią, proszę! – Sue błagalnie zawołała za oddalającym się ochroniarzem.

Mark pochwycił jej dłoń i sprawnie pomógł wysiąść jej z samochodu. Teraz wszyscy podążali za wysokim strażnikiem przez cały parking. Zatrzymali się dopiero przed kolejną bramą, nieco mniejszą niż poprzednia. Strażnik wbił kilka cyfr, po czym przyłożył swój kciuk do zielonego komputera. Drzwi otwarły się szybko, oślepiając wszystkich bijącym z wnętrza, ostrym światłem. Podążali przez wąski, jasny korytarz. Na jego końcu czekał niski, grubawy mężczyzna z kozią bródką i nieznaczną łysinką. Na jego nosie tkwiły okrągłe okulary. Wyglądał dość groteskowo. Na widok całej czwórki delikatnie się uśmiechnął.

Mark podał mężczyźnie dłoń na powitanie.

– Witam, doktorze Dan.

– Witam, generale Nox, pani generałowo – ucałował dłoń Sue. – Jak się ma nasza Anie? – zapytał, spoglądając na dziewczynę.

– Mam nadzieję, że wytrzyma jeszcze kilka minut – Dan przyglądał się jej badawczo.

– To silna dziewczynka, na pewno wytrzyma doktorze! – potwierdziła Sue pewnie.

– W takim razie chodźmy. Nie ma chwili do stracenia.

Doktor Dan pospieszył na przód, a za nim Generał z rodziną. Weszli do niewielkiej oszklonej sali, w której znajdowało się mnóstwo przeróżnej aparatury medycznej. Zapach był jednak przyjemniejszy niż w szpitalu. Przypominał zapach wanilii. Jedyne, co odróżniało ją od zwykłej sali operacyjnej, było to dziwne łóżko.

– Połóż ją tu Kerk – doktor wskazał łóżko.

Wyglądało ono jak kapsuła solarium. Tyle że na około nie było lamp, tylko mnóstwo kabli. Spód wyścielony był biała tkaniną. W czasie, kiedy Kerk układał Anie na łóżku, do sali weszły dwie pielęgniarki, które natychmiast zabrały się za sprawdzanie parametrów życiowych dziewczyny oraz podłączanie do jej ciała mnóstwa rurek. Sue stała w rogu, otulona silnym ramieniem męża, a w jej oczach rosła panika.

– Doktorze, a jeśli coś się nie uda? Jeśli Anie... – słowa uwięzły jej w gardle. Nie chciała myśleć o najgorszym. Wolała żywić nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że kiedy znajdą lek na tę paskudną chorobę, wybudzą Anie i będzie żyła długo i szczęśliwie. Sue nie była w stu procentach przekonana do tego rozwiązania, ale, niestety, to rozwiązanie było jedynym możliwym w tej chwili. Czy hibernacja, tak nowy eksperymentalny zabieg, miała ocalić życie jej córki? Targały nią skrajne emocje. W końcu chodziło o życie Anie. Spod zalanych łzami oczu spojrzała na Marka. Stał nieruchomo, jakby bił się z własnymi emocjami, nie miał w zwyczaju płakać, ale kiedy usłyszał głośny charkot, który wydobył się z piersi Anie, również jego emocje wzięły górę.

– Doktorze, co z nią? Anie! – krzyknął przerażony.

– Spokojnie, Mark – doktor uśmiechnął się łagodnie. – Nic jej nie jest. Jest w całkiem niezłej kondycji, zwarzywszy na zaawansowanie choroby. Tak realnie rzecz ujmując, powinna nie żyć od jakichś dwóch tygodni.

Na słowo „nie żyć” Suzan struchlała. Podbiegła do łóżka i wtuliła się gorąco w twarz córki. Jej łzy zalały cały biały podkoszulek, który Anie miała na sobie.

Mark podszedł do żony i delikatnie gładził jej ramiona, próbując ją pocieszyć.

– Dan, czy to na pewno się uda? – Mark wciąż był podenerwowany.

– Nie będę was oszukiwał. Musicie znać prawdę – Dan opuścił głowę. – To jest faza eksperymentów, ale… – uspokoił, widząc minę Marka – do tej pory w dziewięćdziesięciu ośmiu procentach przypadków cała procedura nie sprawiała większych problemów.

Sue jęknęła głucho. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że coś mogłoby się nie udać.

– Sue nie możemy się wycofać. Inaczej stracimy ją na zawsze, a dzięki hibernacji ma szansę żyć normalnie. Może za dziesięć, dwadzieścia lat, kiedy znajdą lek na to cholerstwo obudzimy ją i będzie tak jak dawniej.

Sama perspektywa życia bez Anie dla obojga była wykańczająca. Ich mała, radosna córeczka leżała teraz nieprzytomna i mieli tylko dwa wyjścia: zamrozić ją na lata albo pozwolić jej umrzeć na zawsze.

Sue podniosła się powoli. Spojrzała z czułością na Anie i ucałowała ją w czoło.

– Kocham cię kwiatuszku, pamiętaj o tym zawsze – po czym zerwała się na równe nogi i zwróciła w kierunku doktora – Nie traćmy czasu, doktorze, trzeba uratować naszą małą Anie!

Jednak ten nie zdążył nawet dojść do łóżka Anie, kiedy w sali obok za szybą rozległy się potworne krzyki. Wszyscy zwrócili twarze w kierunku młodego chłopaka. Był szczupły podobnie jak Anie, miał ciemną karnację i kruczoczarne włosy. Jego piękną twarz wykrzywiał grymas bólu. Skakał po łóżku, a swoimi kocimi ruchami wymykał się pielęgniarkom, które próbowały go pochwycić. Krzyczał tak głośno, że nie dało się go nie słyszeć. W rogu sali stała para. Kobieta, piękna, wysoka szatynka, chowała twarz w rękach. Mężczyzna postawny, siwawy brunet podtrzymywał ją pod ramię. Sue dziękowała Bogu, że Anie jest nieprzytomna, że nie musi się bać, tak jak ten przerażony chłopak, nie musi czuć bólu, jaki dotykał teraz jego.

Głośne krzyki wybudziły mnie z tego cudownego snu. Śniłam właśnie o takim pięknym świecie, o raju. Piękne słońce, a dookoła pełno zieleni, było tam tak przyjemnie ciepło i bezboleśnie. Ale ktoś brutalnie przerwał moją podróż. Teraz leżałam nieruchomo, nad moją głową paliło się jaskrawe, białe światło. Ból stawał się znów nie do zniesienia, a w dodatku ten okropny krzyk, który docierał do moich uszu. Odwróciłam resztkami sił głowę, aby sprawdzić, kto był na tyle okrutny, żeby przerwać moje senne marzenia. Po łóżku skakał chłopak, taki ładny brunet. Krzyczał i wymachiwał rękoma. Dwie kobiety w białych kitlach próbowały go pochwycić, jednak bez większego rezultatu. Krzyczał tak głośno, że bolały mnie bębenki w uszach. Ale wciąż zerkałam na niego, zaintrygował mnie swoją osobą. Był taki uparty, a przy tym taki dziecinny. Pewnie był tutaj z tego samego powodu, co ja. Wiedziałam, dlaczego tu jestem. Rodzice wszystko mi wyjaśnili, powiedzieli, na czym polega zabieg hibernacji. Nie chciałam im odbierać nadziei, choć i tak wiedziałam, że w moim przypadku już nic więcej nie da się zrobić. Ale oni w to wierzyli. Wierzyli, że kiedy znajdą lek na raka, wrócę do nich cała i zdrowa. Niestety, tak naprawdę nie interesowało mnie, co ze mną zrobią, chciałam tylko przestać cierpieć, a ten pomysł był o tyle dobry, że ja mogłabym odejść, a oni czuliby w pełni moją obecność, żyjąc nadzieją. Tata zawsze powiadał: „nadzieja matką głupich”, ale jak widać, tym razem sam nie potrafił się powstrzymać, żeby jej nie zaufać. Tak bardzo mnie kochał, że łamał własne zasady. W końcu byłam ich jedynym dzieckiem, nie wyobrażali sobie życia beze mnie.

Przypuszczalnie chłopak zza ściany miał podzielić mój los. Tyle że on był w całkiem niezłej kondycji i bronił się przed tym, jak mógł najlepiej. Teraz patrzył w moją stronę. Jego wzrok był we mnie wbity tak mocno, że aż poczułam ciarki na całym ciele. Ciemne źrenice osłonięte długimi rzęsami były piękne. Jego oczy nawet nie mrugały, wpatrywał się we mnie jakby chciał powiedzieć, że zazdrości mi spokoju, z jakim leżę na łożu śmierci.

W tym właśnie momencie jedna z sióstr wbiła w jego szczupłe ramię strzykawkę. Chłopak opadł na łóżko prawie bezwładny, zrobiło mi się go tak bardzo żal. Doskonale wiedziałam, co czuł, w końcu ja czułam to samo. Z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Chłopak na ich widok uśmiechnął się tak słodko, że przez chwilę chciałam powrócić do życia tylko dla tego uśmiechu. Zaraz potem jednak zamknął oczy, zapadając w mocny sen. Ja poczułam tylko ukłucie, po którym odpłynęłam znów do mojego idealnego świata.

Suzan i Mark płakali, wtuleni w siebie, widząc jak Anie zasypia...

– Doktorze, czy to ją boli? – Sue była blada, jakby miała zaraz zemdleć.

– Nie, Sue. Teraz Anie nic już nie czuje – pocieszał ją Dan. – Cała procedura potrwa jeszcze kilkanaście godzin. Musimy obniżać stopniowo temperaturę jej ciała do tego momentu, aż wszystkie funkcje życiowe praktycznie się zatrzymają, ale wciąż będzie żyła.

– Tak bardzo się o nią boję! – szlochała, wtulając się z całych sił w Marka.

– Anie jest silna, poradzi sobie – Mark dodał szybko, żeby choć trochę uspokoić Sue.

– A co z tym chłopakiem? – zapytał Mark, spoglądając przez szybę.

Widział teraz młodego mężczyznę, który leżał nieruchomo. Jego ciało było bezwładne, ale na ustach wciąż pozostał delikatny uśmiech.

– Podobnie jak Anie jest nieuleczalnie chory. Rodzice postanowili ratować mu życie, podobnie jak wy swojej córce. Ale u niego choroba nie jest jeszcze tak bardzo zaawansowana, stąd to zachowanie. Jest przerażony, nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, co się z nim dzieje, boi się, że rodzice chcą się go pozbyć. Oni cierpią podobnie jak wy. Ale Anie jest pogodzona z losem, a ten młody chłopak niestety nie. Nie wierzy, że to może być dla niego szansa na wspaniałe życie.

Suzan spoglądała na Anie, której pierś praktycznie przestała się poruszać. Wpadała w panikę, jej serce waliło jak oszalałe. Bała się, że Anie nie oddycha, więc nie żyje.

– Doktorze, ona... Ona nie oddycha – z przerażeniem podbiegła do córki.

– Spokojnie, Sue, spokojnie. To tylko oznacza, że proces postępuje prawidłowo. Oddech zostaje zatrzymany do minimum – Dan wyjaśnił, po czym zwrócił się do Marka.

– Mark proponuję, żebyś zabrał żonę do pokoju obok. Tam będzie mogła odpocząć. Dam wam znać, kiedy procedura się zakończy, żebyście mogli się pożegnać z Anie przed zamknięciem kapsuły.

– Masz rację, Dan, to dobry pomysł.

Mark pomógł Sue wstać i podtrzymując ją, poprowadził do małego pokoiku obok. Przyciemnione światło pozwoliło trochę odpocząć ich oczom od intensywnych lamp w pokoju zabiegowym. Mark położył Sue na sofie, po czym sam usiadł i oparł jej głowę na swoich kolanach. Sue wciąż nie przestawała płakać. Jej oczy były napuchnięte od nadmiaru łez. Mark spoglądał w obraz, który wisiał na przeciwległej ścianie. Ale jego wzrok wydawał się go nie widzieć, był myślami gdzieś daleko, nieobecny.

– Mark, co jeśli to się nie uda? – szlochała Sue.

Jej słowa wyrwały go nieco z zamyślenia, ale jego wzrok wciąż pozostawał wbity w obraz.

– Nie mów tak, Sue! Zabraniam ci tak myśleć! – powiedział surowo, zabrzmiało to jak rozkaz.

Sue na sam ton jego głosu wzdrygnęła się nerwowo. Mark, widząc to, delikatnie pogładził jej mokre od łez włosy.

– Przepraszam, kochanie! Nie chciałem cię przestraszyć. Musimy wierzyć, że nasza córeczka za kilka czy kilkadziesiąt lat się obudzi i będzie znów z nami. To teraz jedyna myśl, która będzie nas mobilizować do dalszego życia.

– Tak, masz rację, muszę być silna dla niej, nie mogę się załamać.

– Mądra dziewczynka, taką cię lubię – Mark posłał Sue lekki uśmiech. – Może zamiast myśleć o najgorszym trochę się prześpisz, jesteś wykończona. Anie nie chciałaby, żebyś się zadręczała.

– Dobrze Mark, ale obiecaj, że gdyby coś... – westchnęła ciężko – to zaraz mnie obudzisz.

– Obiecuję. A teraz zamknij oczy, to może potrwać kilkanaście godzin.

– Dobranoc, córeczko – powiedziała szeptem Sue trochę do swoich myśli, trochę do Anie, która była w pokoju obok. Mark, słysząc jej słowa, zamknął oczy ze wzruszenia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: