Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Imaginarium. Tom 1. Gildia Wynalazców - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 października 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Imaginarium. Tom 1. Gildia Wynalazców - ebook

Ruszyła machina wyobraźni!

Poznajcie Mariannę – intrygującą dziewczynkę, która od sukienek i falbanek woli wiertarkę i lutownicę!  Całe dnie spędza w warsztacie i konstruuje przeróżne maszyny. Pewnego dnia ojciec Marianny wysyła ją do Francji, do ciotki Isabell Sorel, z czego Marianna nie jest zbyt zadowolona. Aby nieco poprawić jej humor, ciotka zaprasza także Miłosza – najlepszego przyjaciela dziewczynki. Pewnego dnia w piwnicy starej rezydencji dzieci trafiają na drzwi, które prowadzą do… Imaginarium…

Prawdziwa uczta dla wszystkich fanów „Kronik Archeo” i innych powieści Agnieszki Stelmaszyk!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8073-645-0
Rozmiar pliku: 5,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Miłosz zsiadł z roweru i oparł go o ścianę Warsztatu Pod Zegarem. Stanął przed wejściem, nad którym wisiał piękny, ręcznie wykuty, niezwykły czasomierz wykonany z licznych kół zębatych. Z wnętrza warsztatu dobiegał głos Marianny, zwanej przez najbliższą rodzinę pieszczotliwie Marysią.

– Regulator napięcia... Tak! Serwa... – mruczała pochylona nad przedziwną machiną. – Hm... Potrzebna jest jeszcze przetwornica.

Uwolniona od szkolnych obowiązków, od wczesnego świtu tego słonecznego czerwcowego poranka Marianna zajmowała się tym, co kochała najbardziej: majsterkowaniem i konstruowaniem różnych urządzeń. Marzyła o tym, by zostać wynalazczynią, jak jej mama.

– Trzeba jeszcze dokręcić... Tu i tam... I... Skończyłam! – Rozpromieniła się.

Wytarła ubrudzone dłonie w zielony roboczy kombinezon i z satysfakcją na umorusanej buzi popatrzyła na swoje najnowsze dzieło.

Nagle przyszła jej do głowy kolejna śmiała myśl.

– A gdyby tak dodać... Hm... – Zmarszczyła brwi.

Często wygłaszała tego typu monologi, doprowadzając do rozpaczy swojego biednego ojca, Stefana, który wolałby oglądać jedynaczkę paplającą wesoło z rówieśniczkami, zamiast widywać ją wciąż z młotkiem lub dymiącą lutownicą w ręku. Spędził wiele bezsennych nocy, rozmyślając o tym, jak sprawić, by z tej energicznej i niepokornej dziewczyny wyrosła dobrze wychowana panienka.

Za to Miłosz lubił Mariannę taką, jaka była, czyli zwariowaną i trochę inną niż wszystkie znane mu dziewczyny.

– Teoretycznie powinien latać! – oznajmiła właśnie Marianna z radością i dumą w głosie, po czym odgarnęła z czoła niesforny rudy kosmyk kręcących się w nieładzie włosów.

– Hej, co słychać? Nad czym pracujesz? – przywitał się Miłosz, po czym stanął na progu warsztatu jak wryty. – Co to takiego? – Spojrzał ze zdumieniem na przyjaciółkę.

– Super, co nie? – Marianna pociągnęła nosem. – To moje najnowsze dzieło – zaprezentowała z zadowoleniem.

Miłosz podszedł bliżej do dzieła i podziwiając je, robił coraz większe oczy. Teraz już wiedział, dlaczego przez ostatnich kilka dni znosili ze złomowiska różne stare graty. Rozpoznał koła zębate, pręty, rurki i fragmenty zardzewiałego roweru.

– Jeszcze kilka spawów i będzie gotowe. – Marianna założyła maskę spawalniczą.

– Ej, chcesz teraz spawać? – Miłosz zawsze bał się tych drobnych, furkoczących na wszystkie strony iskier. Jego mama nie pozwalała mu używać nawet młotka, natomiast Marianna swobodnie operowała wieloma o wiele groźniejszymi narzędziami.

– Ta dziewczyna kiedyś puści z dymem cały dom wraz z ojcem! – przepowiadała Halina Pcińska, mama Miłosza. – Biedny Stefek... Tak, mówię wam – powiedziała poprzedniego dnia przy obiedzie. – Ona jest dziwna, tak samo szalona jak jej matka, świeć Panie nad jej duszą. – Westchnęła wymownie. – A ty, Miłoszku, jeśli nie przestaniesz się z nią zadawać, też marnie skończysz.

„Miłoszek” wcale nie był o tym przekonany. Przy Mariannie nauczył się już bardzo wiele, o wiele więcej niż w domu. Nie śmiał się przyznać, że to dzięki niej potrafi używać wkrętarki, która w oczach jego mamy była równie niebezpiecznym urządzeniem jak wiertarka udarowa czy młot pneumatyczny.

Niekiedy zdarzało mu się buntować przeciwko nadopiekuńczości swojej rodzicielki, jak właśnie poprzedniego dnia, gdy mama po raz setny wypomniała mu, że zadaje się z tą dziewczyną.

– Mamo, ja też chciałbym coś czasem zbudować, choćby karmnik dla ptaków, proszę! Mam dwanaście lat! A niedługo skończę trzynaście.

– Wykluczone! Karmnik można kupić w sklepie, w każdym markecie budowlanym. Mógłbyś sobie uciąć palce piłą. Wujek Leon też nie ma palca...

I mama zaczęła roztaczać najbardziej krwawe wizje, podparte groźnymi wypadkami, którym ulegali członkowie jej bliższej lub dalszej rodziny. A trzeba przyznać, że pamięć do tych zdarzeń miała wyjątkową. Opowiadać zaś potrafiła tak sugestywnie, że Miłoszowi ciarki przebiegały po plecach i po każdej takiej historii przez jakiś czas bał się dotykać nawet zwykłych gwoździ.

Jego ojciec, pan Gutek, ośmielił się wtrącić:

– Kochanie, aż dziw bierze, że wszyscy tak długo żyjecie, skoro twoja rodzina jest taka pechowa.

Szkoda, że tata tak rzadko bywał w domu. Jako zawodowy kierowca ciężarówki spędzał mnóstwo godzin w trasie. Mama Miłosza powtarzała, że to właśnie z tego powodu „na tym pokładzie” (miała na myśli ich dom) dowodzi sama. Była admirałem, komandorem i strażniczką domowego ogniska w jednej osobie. I decydowała o losie swojej załogi, czyli męża, syna i dwójki nieznośnych pięcioletnich bliźniąt.

Młodsze rodzeństwo potrafiło Miłoszowi naprawdę nieźle grać na nerwach i dawać w kość. To właśnie przez bliźnięta nie można było używać w domu żadnych niebezpiecznych narzędzi. Miłosz uważał, że to niesprawiedliwe, że to one powinny mieć się na baczności, a nie on, ale admirał, czyli mama, miał na ten temat odmienne zdanie. Dlatego chłopiec, gdy tylko mógł, pędził do Marianny, a jej Warsztat Pod Zegarem, który był pełen „okropnie niebezpiecznych urządzeń” (to też słowa pani Haliny), wydawał mu się miejscem magicznym i niezwykłym, w którym można było stworzyć istne cuda.

Podczas pracy nie ustrzegli się rzecz jasna drzazg i zadrapań, ale Marianna zawsze miała pod ręką apteczkę, płyn dezynfekujący i plastry. Żadnemu z dzieci nie stała się nigdy większa krzywda, choć pani Pcińska niezmiennie wieszczyła, widząc kolejny plaster na palcu syna, że z pewnością stanie się to w bliższej lub dalszej przyszłości.

Gdy w szkole wybrzmiewał ostatni dzwonek, pani Halina zaczynała drżeć o zdrowie i życie swojego pierworodnego. Ta Marianna mieszkała niestety po sąsiedzku, przy ulicy Rumiankowej pod numerem czterdziestym ósmym, i biedny Miłoszek zamiast opiekować się bliźniętami, wolał wyrywać się do jaskini zła wszelakiego, czyli warsztatu pełnego „narzędzi do tortur” (jak jego mama nazywała skrzynki ze śrubokrętami i piłami).

Pani Halina nie mogła mieć pretensji do biednego Stefka (którego darzyła sympatią, bo był przystojnym wdowcem). Kto to widział, żeby mężczyzna w pojedynkę musiał radzić sobie z wychowywaniem córki... Czasem dawała mu dobre, sprawdzone rady, jak powinien się do tego zabierać, ale on, nie wiedzieć czemu, puszczał je mimo uszu, czego pani Pcińska nie chciała przyjąć do wiadomości.

– Ta Marianna jest tak rozpuszczona, że on wcale nie może nad nią zapanować – rzekła do znajomej w trakcie telefonicznej pogawędki, podczas gdy bliźniaki wyły wniebogłosy, wyrywając sobie zabawki.

Dzieci znajomej również wrzeszczały, więc obie panie mówiły do siebie coraz głośniej, żeby przekrzyczeć cały ten rejwach.

– Potrzeba mu dobrych metod pedagogicznych i...

Czego jeszcze potrzeba panu Stefanowi, żeby ujarzmił swoją córkę, tego Miłosz już nie usłyszał, bo wykorzystał chwilę nieuwagi matki, wybiegł z domu, wsiadł na rower i popędził jak na skrzydłach do t e j M a r i a n n y, która ostatnio była dość tajemnicza i nie chciała mu zdradzić, co konstruuje. Musiało to być jednak coś wyjątkowego.

Kiedy chłopak ujrzał niezwykłe dzieło przyjaciółki, najpierw oniemiał, a potem poczuł ogromne zniecierpliwienie. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, do czego służy nowy wehikuł.

– Co to właściwie jest? – zapytał.

– Jeszcze go nie nazwałam. – Marianna podrapała się po nieco zadartym, ubrudzonym smarem nosie. – Może coś zaproponujesz?

– Wygląda jak skrzyżowanie roweru z lotnią i motorem, i... Czym jeszcze? Czy to lata?

– Jasne! Co powiesz na krótką wycieczkę?

– A jesteś pewna, że nic sobie nie zrobimy? – spytał z rezerwą Miłosz.

– Nie. – Marianna potrząsnęła burzą miedzianozłotych loków.

– „Nie” w sensie, że nic nam nie grozi, czy „nie” w sensie, że nie jesteś pewna?

– Nie mogę obiecać, że nie spadniemy, bo to prototyp – odparła dziewczyna z rozbrajającą szczerością. – Jeszcze go nie testowałam – dodała.

– Czyli jak zwykle mam być twoim królikiem doświadczalnym? – jęknął Miłosz.

– Ktoś musi. – Marianna zaśmiała się przewrotnie. – Nie martw się, polecę z tobą. Specjalnie zaprojektowałam ten pojazd tak, byśmy oboje się zmieścili.

– Zrobiłaś to z myślą o... – Miłosz przełknął ślinę – ...o mnie?

Poczuł ciepło na sercu. Przez niesforne młodsze rodzeństwo rzadko bywał na pierwszym miejscu listy priorytetów swojej mamy, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dlatego też gest przyjaciółki, która zaprojektowała wehikuł specjalnie z myślą o nim, przyprawił go o szybsze bicie serca.

Marianna odpowiedziała na jego pytanie dopiero po chwili.

– Zaprojektowałam wehikuł dwuosobowy, bo przecież nie polecę sama. Poza tym – dodała – potrzebne mi są twoje nogi. – W błękitnych oczach dziewczyny zamigotały wesołe iskierki.

Miłosz spojrzał na swoje opalone łydki.

– Moje nogi?

– No wiesz, chodzi o napęd! Niestety, silnik jest dość słaby i konieczny będzie dodatkowy napęd w postaci siły naszych mięśni. – Młoda konstruktorka zaśmiała się. – Dlatego potrzebuję pasażera.

Miłosz przyjął do wiadomości fakt, że jego łydki mają odegrać niebagatelną rolę i przysłużyć się być może do rozwoju awioniki, ale nagle łypnął podejrzliwie na Mariannę.

– Czy ty się gdzieś wybierasz?

– Uhm – przytaknęła. – Uciekam.

– Uciekasz? – Miłosz rozdziawił szeroko usta. – A dokąd?

– Nie wiem, może do Urdżybukitystanu. – Dziewczyna podrapała się po głowie. – Jeszcze nie zdecydowałam.

Tym razem Marianna zadziwiła nawet samego Miłosza, którego zwykle nie szokował żaden, nawet najbardziej zwariowany pomysł przyjaciółki.

– Dlaczego akurat do Urdżybukitystanu? Czy tam jest bezpiecznie?

Chcąc nie chcąc, Miłosz był nieodrodnym synem swojej matki i ta nieodrodność czasami dawała o sobie znać.

– Nie wiem. – Marianna wzruszyła ramionami.

Miłosz postanowił, że koniecznie poczyta w domu o tym dziwnym kraju, którego nazwy nigdy wcześniej nie słyszał. Chciał się dowiedzieć, czy przypadkiem nie trwa tam jakaś wojna albo nie panuje wyjątkowo okrutny reżim czy coś podobnego. Nie chciałby przecież trafić w sam środek walk albo do więzienia, do jednej celi z groźnymi przestępcami.

Tymczasem Marianna uzasadniła swój plan.

– Wydaje mi się, że tam będzie wystarczająco daleko od domu. – Ciężko westchnęła.

– Chcesz uciec z domu? Ale dlaczego? – Myśl, która nagle olśniła Miłosza, zaczęła pęcznieć tak szybko, że po chwili nie mieściła mu się w głowie. – Przecież masz tak fajnie! – wykrzyknął. – I masz ten... – wykonał szeroki gest ręką – ...cudowny warsztat! Chcesz to wszystko porzucić? – Nie dowierzał.

Niepojęte! Ile on by oddał (ot, choćby te niesforne bliźniaki), żeby mieć taki warsztat! I do tego spokojny dom, w którym cisza aż biła po uszach, bo nikt nie wrzeszczał, nie pluł, nie tupał i nie ryczał całą noc z powodu wyrzynającego się zęba.

Na twarzy chłopca zagościła zgroza.

– Chyba nie wiesz, co robisz! A twój tata? Czy on o tym wie?

– Zwariowałeś? Przecież nie mogę mu powiedzieć, skoro uciekam właśnie od niego.

– O rany! Czym ci tak zalazł za skórę?

– Tym, że chce mi odebrać ten warsztat! – Marianna z naburmuszoną miną ujęła się pod boki.

– Bujasz! Przecież należał... – Miłosz urwał na chwilę. – Przecież należał jeszcze do twojej mamy – dokończył nieco ciszej, bo to był drażliwy temat.

– No właśnie! – Marianna tupnęła nogą. – Mam do niego prawo! Ale tata powiedział, chyba pod wpływem dobrych rad pewnej pani – popatrzyła znacząco na przyjaciela, który w mig domyślił się, kogo ma na myśli – że jestem za mało dziewczęca! Wyobrażasz to sobie? – Obcęgi, którymi wymachiwała, wyfrunęły jej z ręki i zatoczyły łuk nad głową Miłosza, który w porę zdążył się uchylić, po czym z hukiem uderzyły o posadzkę. – Jestem za mało dziewczęca! Bo mam być taka jak inne dziewczyny. Czyli jaka?! – zapytała retorycznie z szewską pasją w głosie. – Mam obgadywać koleżanki, tweetować, ewentualnie gadać o fatałaszkach? – zapytała ze zgrozą.

– Nie wszystkie dziewczyny są takie – ośmielił się, zresztą zgodnie z prawdą, wtrącić Miłosz, ale Marianna wcale go nie słuchała.

– Ucieknę i już! – oświadczyła, a dla podkreślenia swojej decyzji znowu tupnęła nogą. – I to zanim tata wyśle mnie na wakacje do Francji, do tej starej, okropnej ciotki!

– Do Francji? – Miłosz zrobił wielkie oczy. – Tata wysyła cię do Francji? – Omal nie dostał pomieszania zmysłów z wrażenia. – A ty nie chcesz tam jechać? – To już w ogóle było dla niego niepojęte.

Gdyby ktoś zapragnął go wysłać na wakacje za granicę, wcale nie chciałby z tego powodu uciekać z domu. Wręcz przeciwnie, skakałby z radości! Ale nieprędko będzie skakał z radości akurat z tego powodu, bo przez bliźniaki jego rodziców nie było stać na zagraniczne wojaże.

W jego rodzinie w pierwszej kolejności były brane pod uwagę potrzeby Poldka i Klary, a że te jamochłony (jak czasem złośliwie nazywał brata i siostrę, ponieważ pochłaniali niezliczone ilości jedzenia i czasu jego mamy) miały ogromne potrzeby, mógł być pewien, że nieprędko zobaczy Paryż, Berlin czy Londyn. Chyba że w telewizji. Ale to się nie liczyło wobec perspektywy, jaką miała przed sobą Marianna.

– Też byś się buntował, gdyby chciano cię zniewolić i odebrać ci warsztat – prychnęła w odpowiedzi dziewczyna. – Moja ciotka mieszka tam od bardzo dawna i jest w połowie Francuzką. Tata mówi, że jedynie ona jest w stanie nauczyć mnie dobrych manier i ogłady. Phi! – Wsadziła ręce do kieszeni. – Mówi też, że powinnam spędzić trochę czasu z ciocią, czyli kobietą, bo wciąż jestem tylko z nim. Czas, żebym porozmawiała z kimś o kobiecych sprawach. Ale ja mam to w nosie!

Im dłużej Miłosz słuchał wywodów Marianny, tym bardziej był pewien, że pan Stefan nie miał złych intencji.

– Twój tata pewnie się o ciebie martwi. I chce ci zafundować fajne wakacje – pocieszał przyjaciółkę.

– Tak naprawdę to ta ciotka mnie zaprosiła. Chociaż wcale jej nie znam i nie chcę poznać. Umówili się pewnie z tatą. A wszystko po to, żeby odebrać mi warsztat! Ale ja ich przejrzałam. – Marianna pogroziła pięścią.

Miłosz stwierdził, że to chyba zbyt duża nadinterpretacja planów pana Stefana, ale wiedział, że jak Marianna raz wbije sobie coś do głowy, trudno jej to potem z niej wybić.

– Jutro uciekamy! – oznajmiła.

Miłosz się przeraził.

– Tak szybko?! Ale... Ale dlaczego ja też mam uciekać?

Naraz poczuł, że niepewny los emigranta w jakimś Urdżybukitystanie wcale mu nie odpowiada, a co gorsza, nawet go przeraża. Gdzie będzie spał? Co będzie jadł? Skąd weźmie pieniądze?

Marianna te poważne wątpliwości zbyła jednak wzruszeniem ramion.

– Jeszcze pytasz dlaczego? – prychnęła oburzona. – Bo ta stara, okropna ciotka ciebie też zaprosiła! Mój tata pewnie właśnie rozmawia z twoją mamą. To co, uciekamy? – Uśmiechnęła się zachęcająco.

Miłosz miał minę, jakby strzelił w niego piorun.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: