Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Imperium księżyca w pełni - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
22 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Imperium księżyca w pełni - ebook

Choć w kulturze popularnej większą sławę zdobyli Apacze, Siuksowie czy Szejeni, to Komancze, znakomici jeźdźcy i genialni wojownicy, stworzyli najpotężniejsze indiańskie imperium w Ameryce Północnej, powstrzymali hiszpański napór z Meksyku i francuską ekspansję z Luizjany. Przez kilkadziesiąt lat prowadzili wojnę z białymi Amerykanami, opierając się ich kolonizacji. Historia zapamiętała Komanczów przede wszystkich jako okrutnych najeźdźców i łupieżców, jednak Gwynne rysuje znacznie bardziej złożony i bogaty obraz tego ludu.

Imperium księżyca w pełni to nie tylko porywający opis dziejów Komanczów; to także szereg znacznie bardziej intymnych historii – Ranalda Slidella Mackenziego, wybitnego przywódcy wojskowego, najbardziej bezwzględnego i skutecznego przeciwnika Indian, Cynthii Ann Parker, słynnej białej squaw, która porwana w dzieciństwie przez Indian, zakochała się potem w jednym z nich, urodziła mu dzieci i nigdy nie pogodziła się z tym, że zmuszono ją do powrotu do świata białego człowieka, a wreszcie Quanaha Parkera, jej syna, jedynego Głównego Wodza Komanczów, być może najbardziej fascynującego człowieka, który kiedykolwiek przemierzał Wielkie Równiny.

"Imperium księżyca w pełni jest jak objawienie. Ta lektura zostawi na waszych dżinsach kurz i krew." „The New York Times Book Review”

"Gwynne dał nam bogaty, żywy, szczegółowy opis ważnego okresu historii Stanów Zjednoczonych i dwóch wielkich ludzi: Quanaha Parkera i Ranalda Slidella Mackenziego, których zmagania odcisnęły na tej historii niezatarte piętno." Larry McMurtry

"Imperium księżyca w pełni rozszerza pojmowanie tego, co to znaczy być Amerykaninem." „Cleveland Plain Dealer”

"Ta książka o wojnie jest równocześnie historią dwóch narodów, które usiłują utrzymać kontrolę nad własnym losem, sięgając po wszelkie dostępne środki. W Quanahu Parkerze Gwynne znalazł doskonałe narzędzie do przedstawienia tej historii." „Chicago Tribune”

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-078-9
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W Serii Amerykańskiej ukaże się m.in.:

David Ritz Respect. Życie Arethy Franklin

Już w księgarniach:

Patti Smith Poniedziałkowe dzieci

Jack Kerouac Allen Ginsberg Listy

Magdalena Rittenhouse Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero

Geert Mak Śladami Steinbecka. W poszukiwaniu Ameryki

Johnny Cash Cash. Autobiografia

Allen Ginsberg Listy

Bob Dylan Kroniki. Tom pierwszy

William S. Burroughs Jack Kerouac A hipopotamy żywcem się ugotowały

Lawrence Wright Droga do wyzwolenia.

Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary

Charlie LeDuff Detroit. Sekcja zwłok AmerykiWSTĘP

Najazd grupy Komanczów i Kiowów na fort Parkerów w maju 1836 roku stał się jednym z najgłośniejszych wydarzeń w historii Amerykańskiego Zachodu, które z czasem obrosło w kolejne interpretacje i zniekształcenia, przeradzając się w mit. Poszukiwacze – wybitny i kontrowersyjny western Johna Forda z 1956 roku – został zainspirowany właśnie historią Cynthii Ann, dziewczynki porwanej podczas krwawego ataku na osadę białych pionierów na teksaskim pograniczu. O ile jednak Ford nie umiał, czy też nie chciał wyjść poza mit i ostatecznie kazał głównej bohaterce z radością przyjąć perspektywę powrotu do białej rodziny i społeczeństwa, o tyle prawdziwa Cynthia Ann nigdy – o ile nam wiadomo – nie pragnęła wrócić do swej białej rodziny i wszystko wskazuje na to, że gdy została do tego zmuszona, straciła ochotę do życia.

Historia ataku na fort Parkerów jest punktem wyjścia barwnej opowieści S. C. Gwynne’a. Trzeba to zaznaczyć od razu: barwnej opowieści, a nie rozprawy historycznej czy antropologicznej. Opowieści inspirowanej atmosferą książek Cormaca McCarthy’ego (Gwynne daje wyraz fascynacji twórczością McCarthy’ego, umieszczając na początku swojej książki motto z pysznej powieści tego autora zatytułowanej Krwawy południk). Różnica polega na tym, że Gwynne trzyma się historii Komanczów (co nie znaczy, że jego interpretacje zawsze zgadzają się z tezami badaczy dziejów tego ludu) i stara się pokazać, że była ona właśnie taka, jak w powieściach o Komanczach: pasjonująca, gwałtowna, krwawa i tragiczna. I jest w tym przekonujący.

Wśród atakujących fort Parkerów był Peta Nocona, wyróżniający się przywódca Komanczów, którego żoną została Cynthia Ann i z którą miał trójkę dzieci, w tym Quanaha. Quanah stał się bodaj najsłynniejszym przywódcą Komanczów, zyskując uznanie swych ludzi (czyli odłamu Quahada / Kwahadi) na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku i zdobywając pozycję wodza wszystkich Komanczów już po osiedleniu się tego ludu w rezerwacie na Terytorium Indiańskim (dzisiejsza Oklahoma), co nastąpiło w 1875 roku. Rok wcześniej Quanah był jednym z tych, którzy powiedli Komanczów, Kiowów i Szejenów do zakończonego niepowodzeniem ataku na faktorię handlową łowców bizonich skór w Adobe Walls. ­Gwynne często obsadza Quanaha w głównej roli w swej narracji o walkach, najazdach i ucieczkach Komanczów w ostatnich latach ich życia na swobodzie. Jednak Quanah zyskał rozgłos dopiero wtedy, gdy się poddał i został skutecznym liderem jednej z grup w agencji Komanczów i Kiowów, hodowcą bydła, popularyzatorem kultu pejotlu, zręcznym mediatorem między swoim ludem a amerykańską administracją w rezerwacie i wreszcie – z błogosławieństwem rządowego agenta – najważniejszym wodzem Komanczów. O tych wszystkich sprawach Gwynne także wspomina, ale świadomy istnienia biografii Quanaha, która skupia się na życiu wodza w rezerwacie (autorstwa historyka Williama T. Hagana, szczęśliwie również wydanej po polsku), znacznie więcej uwagi poświęca jego działaniom (tym znanym i tym domniemanym) sprzed 1875 roku. Tu widać różnicę między warsztatem historyka (Hagan), niewychodzącym poza źródła, które uznaje za wiarygodne, a pełną pasji metodą dziennikarza (Gwynne pracował między innymi w „Texas Monthly”, „Time”, a ostatnio w „The Dallas Morning News”), który na użytek swej opowieści wykorzystuje każde dostępne źródło w sposób zdecydowanie mniej krytyczny niż historyk. Hagan bardzo skrótowo opisuje młodość Quanaha z tego prostego powodu, że niewiele możemy się o niej dowiedzieć. Quanah Gwynne’a to już w młodości nieustraszony wojownik, zdolny przywódca i wyśmienity strateg, a jego losy i polityczne manewry po osadzeniu w rezerwacie mają – jak się wydaje – drugorzędne znaczenie.

Jednak to nie Quanah, syn Cynthii Ann Parker i Pety Nocony, stanowi główny temat książki, ale są nim Komancze jako lud, ich dojście do potęgi i upadek.

Komancze ustępują sławą Siuksom czy Apaczom. Czytelnik, który choć w małym stopniu interesuje się Indianami Ameryki Północnej, zapewne czytał o wojnach z Siuksami i Szejenami i być może obiły mu się o uszy takie nazwy, jak Sand Creek, Little Bighorn, Wounded Knee czy Taniec Ducha, albo takie imiona, jak Siedzący Byk, Szalony Koń, Czerwona Chmura, Cochise czy wreszcie Geronimo. Ale kto słyszał o wojnie nad Rzeką Czerwoną, bitwach w Palo Duro Canyon i w Adobe Walls albo o takich wodzach, jak Quanah Parker, Eschiti (Isa-tai), Esahabbe czy Garb Bizona? Choć Indianie z reguły unikali otwartych starć z armią amerykańską, preferując partyzancki styl walki (Komancze w szczególności upodobali sobie najazdy na domostwa osadników), czasem do nich dochodziło, na przykład gdy zmuszeni byli do obrony swych osad przed atakiem żołnierzy. Tak właśnie zaczęła się słynna bitwa nad Little Bighorn w 1876 roku, zakończona unicestwieniem oddziału podpułkownika Custera przez broniących się Siuksów, Szejenów i Arapahów. Inne głośne wydarzenie, atak na wioskę Sze­jenów nad Sand Creek w 1864 roku, zakończyło się masakrą Indian, dokonaną przez pijanych ochotników. Masakra Fettermana (1866), w której Oglalowie Czerwonej Chmury wycięli w pień oddział żołnierzy, była efektem indiańskiej zasadzki, a nie zakończeniem regularnej bitwy. Komanczom w starciach z białymi nie dane było uczestniczyć w jednorazowych rzeziach na taką skalę (choć zdarzało się, że biali wybijali stada komanckich koni, jak po bitwie w Palo Duro Canyon w 1874 roku), co może tłumaczyć ich mniejszą „sławę”. Komancze przeszli więc do historii nie jako zaciekli obrońcy ojczyzny i wolności, ale jako okrutni najeźdźcy i łupieżcy, przeszkadzający w postępie cywilizacji „Euroamerykanów”. W tym sensie najazd na fort Parkerów stał się dla białych Amerykanów „wydarzeniem epitomizującym” – streszczającym i upraszczającym bardziej złożony proces historyczny. Jak zauważa historyk Komanczów Pekka Hämäläinen, w powszechnym odbiorze (za co niemałą odpowiedzialność ponoszą wcześniejsi amerykańscy historycy, tacy jak Walter Prescott Webb, Rupert Norval Richardson czy T. R. Fehrenbach) stali się oni patologicznymi najeźdźcami, uosobieniem dzikiej, brutalnej siły, niemal elementem natury, groźnym jak śmiercio­noś­na pustynia, wichura czy pożar. I chociaż Gwynne stara się rysować nieco bardziej skomplikowany obraz tego ludu (wspomina o rozległej sieci handlowej, której byli częścią, o ich dyplomacji czy życiu codziennym), to wyraźnie widać, że najbardziej interesuje go militarny aspekt ich kultury i dziejów. Komancze Gwynne’a to przede wszystkim skuteczni i okrutni wojownicy, mściciele i oprawcy. Autor na szczęście próbuje choć częściowo wyjaśnić ich okrucieństwo: skutecznie hamowało postęp osadnictwa Amerykanów, a w niektórych okresach wręcz je cofało, przedłużając tym samym swobodne życie Indian na Wielkich Równinach.

Podkreślanie tego aspektu kultury „władców Równin Południowych” może jednak nieco przesłonić pełny obraz Komanczów. Bez wszechstronnych umiejętności adaptacyjnych i przemyślanej polityki zagranicznej nie mogliby stworzyć – jak twierdzi Hämäläinen – „imperium” (które to określenie przejmuje od niego ­Gwynne). Jeśli jakikolwiek lud indiański w XVIII i XIX wieku zasługuje na to określenie, to są nim właśnie Komancze, a nie Siuksowie czy Apacze. Wbrew złej legendzie i negatywnemu westernowemu wizerunkowi Komancze nie byli bezładną masą reagującą automatycznie agresją na zagrożenie z zewnątrz. Swoje imperium zbudowali zgodnie z innym wzorem niż ten, który znamy z imperiów europejskich – organizmów świadomie dokonujących podbojów terytoriów i wchłaniających kolejne ludy przy pomocy zastępów świetnie wyszkolonych wojowników. Różnorodne czynniki, nie tylko wojowniczość i najazdy Komanczów, sprawiły, że przez ponad sto lat, do połowy XIX wieku, faktycznie dominowali oni na Równiniach Południowych, paraliżując północne prowincje Meksyku (Nowy Meksyk i Teksas), blokując napływ amerykańskich osadników ze wschodu i przepędzając ludy indiańskie (Osedżów, Apaczów, Nawahów, Ute i inne), wykorzystując je (na przykład Pueblo) jako źródło ważnych dla siebie towarów bądź zawierając z nimi sojusze militarne (Ute, Kiowa). Tak naprawdę nie można powiedzieć, że Komancze mieli „odwiecznych wrogów” (albo „odwiecznych przyjaciół”) – nawet ze „znienawidzonymi” Tonkawami potrafili zawiązać sojusz przeciw Meksykanom, a najwierniejszych sprzymierzeńców w XIX wieku, czyli Kiowów, komanccy informatorzy jeszcze w latach trzydziestych XX wieku wspominali jako „wrogów” (którymi faktycznie byli do przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy poszczególne grupy Komanczów stopniowo zawarły z nimi sojusz). W grę wchodziły tu czynniki obiektywne: położenie geograficzne, elastyczna organizacja polityczna i kultura, wprowadzenie konia, umiejętność wykorzystania tych wszystkich czynników i twórczego zaadaptowania wytworów cywilizacji anglosaskiej na własne potrzeby, a także dyplomacja i handel (końmi, skórami bizonów, niewolnikami). Wdzierając się na południową część Wielkich Równin, Komancze zajmowali terytorium między rywalizującymi potęgami: na południe i na zachód od nich znajdowały się hiszpańskie i meksykańskie osiedla Nowego Meksyku i Teksasu, a na wschód od tych terenów Francuzi i biali Amerykanie podejmowali próby kolonizacji. W zależności od potrzeb Komancze zawierali polityczne i handlowe sojusze z jednymi, kierując się przeciw drugim, i zmieniali je, kiedy przestawały im być potrzebne. Otoczeni zewsząd różnymi nacjami, zarówno tubylczymi, jak i pochodzącymi z Europy (południowe Wielkie Równiny, na które wkroczyli Komancze z początkiem XVIII wieku, już były terytorium pogrążonym w chaosie wskutek ścierania się wpływów państw kolonialnych), mieli też dostęp do wielu rozmaitych rynków handlowych, co potrafili wykorzystać lepiej niż inne półosiadłe ludy tubylcze, takie jak Apacze, Caddo czy Wichita. Zdaniem Hämäläinena działo się tak dzięki niesamowitej zdolności ich kultury do przystosowywania się: jako nomadom łatwiej przychodziło im przekształcanie strategii ekonomicznych i zwyczajów tak, aby zawsze wygrywać rywalizację z innymi.

Jak podkreśla ­Gwynne, najważniejszym elementem, który przyswoili i wykorzystali z zadziwiającą skutecznością, był koń, znany im już na początku XVIII wieku (odpowiedzialni za rozprzestrzenienie się koni w południowo-zachodniej części kontynentu byli Hiszpanie). Dzięki niemu piesi nomadzi przeobrazili się w konnych koczowników i pasterzy. W ten sposób wielokrotnie zwiększyli swoją efektywność w walce, powierzchnię kontrolowanych terytoriów (najazdy łupieżcze można było organizować na znacznie większą skalę i odleg­łość), potrzebnych do wypasu coraz większych stad koni i mułów, a także uzyskali dostęp do odległych rynków. Hämäläinen zauważa, że polowanie na bizony – stanowiące podstawę wyżywienia (ale także źródło materiału na ubrania, pokrycia namiotów zwanych tipi czy naczynia) większości ludów równinnych – w połączeniu z hodowlą koni było „najintensywniejszym systemem produkcji energii na Wielkich Równinach w historii”. Konie, pasione znakomitą trawą rosnącą na pastwiskach na południe od rzeki Arkansas, znacznie ułatwiały polowanie, a większa liczba upolowanych bizonów z jednej strony wymuszała liczniejsze najazdy w celu pozyskiwania niewolników, czyli nowych rąk do pracy przy obrabianiu zabitych zwierząt, z drugiej zaś napędzała wymianę hand­lową, dzięki czemu Komancze uzyskiwali bogatą w węglowodany żywność: warzywa i zboża od Meksykanów i Indian Wichita oraz towary europejskie, takie jak broń, proch i wyroby z żelaza (do czasu wynalezienia i produkcji rewolwerów Colta, a zwłaszcza haubic górskich, często się zdarzało, że Komancze przeważali pod względem uzbrojenia nad swymi białymi przeciwnikami). Ich populacja rosła w oczach, ich imperium powiększało się i umacniało.

Warto jeszcze wspomnieć o organizacji społecznej i politycznej Komanczów, jednym z najistotniejszych czynników umożliwiających utworzenie komanckiego imperium. Gwynne zauważa, że nazywanie ich plemieniem „w sensie jednej politycznej całości z głównym wodzem, a także – zapewne – kadrą świeckich i wojennych pomniejszych wodzów, wykonujących jego rozkazy” jest mylące (inna sprawa, że taka definicja pasowałaby także do antropologicznej koncepcji wodzostwa). Hämäläinen w swej wszechstronnej analizie historii i organizacji społecznej Komanczów przekonuje jednak, że mieli oni skomplikowaną hierarchię ważniejszych i mniej ważnych wodzów (paraibos), przywódców powiązanych siecią sojuszy z innymi przywódcami: tubitsinahaitsInuus („prawdziwymi przyjaciółmi”) oraz haits („formalnymi przyjaciółmi”), choć nie mieli oczywiście instytucji „naczelnego wodza” czy „króla”, jak na przykład nazywali Cuerna Verdego Hiszpanie. Ich pierwszym i zarazem ostatnim głównym wodzem został Quanah Parker, i to dopiero po osiedleniu się Komanczów w rezerwacie. Niektórzy badacze uznają, że najwłaściwiej charakteryzuje Komanczów termin „wspólnota” (community): Komanczami byli i są wszyscy posiadający kompetencje komunikacyjne (należy do nich między innymi znajomość kontekstu społecznego i wzorów komunikowania się), pozwalające im utrzymywać regularne kontakty i więcej niż powierzchowne relacje z innymi członkami tego plemienia. Inny ważny badacz Komanczów, antropolog Thomas W. Kavanagh, posługuje się określeniem „plemię” z braku – jego zdaniem – lepszego terminu, choć zaznacza, że nie należy go traktować jako zastygłej w formie jednostki organizacji społecznej. Organizacja społeczna Komanczów w istocie podlegała dynamicznym zmianom, czego najlepszym przykładem było rozbicie większych grup na liczne małe grupy w latach trzydziestych XVIII wieku, by zapewnić coraz liczniejszym stadom komanc­kich koni jak najlepsze możliwości wypasu. To wtedy podstawową jednostką społeczną Komanczów stała się numunahkahnis – grupa lokalna, składająca się z jednej lub więcej rodzin rozszerzonych. Z „plemieniem” jest jednak inny problem: w tradycji antropologii ewolucjonistycznej z określeniem tym wiązała się cecha niższości, plemionami nazywano wszelkie ludy pozaeuropejskie, nieznające „cywilizacji” i słabiej rozwinięte niż narody europejskie. Z tego powodu właściwszym określeniem Komanczów byłby neutralny termin „lud”, oznaczający wspólnotę ludzką posiadającą odrębny język, obyczaje, własną nazwę i terytorium . Z tego punktu widzenia ludem są i Komancze, i Polacy i nie ma potrzeby przypisywania im konkretnych miejsc na żadnej skali rozwojowej.

Jak wyglądała organizacja społeczna Komanczów w okresie przedrezerwatowym, czyli tym, na którym skupia się Gwynne? Socjolog Morris W. Foster wyróżnia pięć jednostek społecznych: 1) rodzinę rozszerzoną (mężczyzna – głowa rodziny ze swoją rodziną oraz jego bracia z rodzinami), zamieszkującą razem; 2) grupę rezydencyjną czy lokalną (residence/local band) albo z hiszpańskiego rancherię – kilka rodzin rozszerzonych, skupionych wokół głównej rodziny rozszerzonej, której najważniejszy mężczyzna był zarazem przywódcą całej grupy. Zamieszkiwała ona wspólnie jakieś terytorium i mogła liczyć od czterdziestu−pięćdziesięciu do dwustu osób w połowie XIX wieku; 3) odłam (division) – grupy lokalne zamieszkujące wspólne, większe terytorium. W przeciwieństwie do bands relacje między członkami tych większych jednostek najczęściej nie były bezpośrednie, a członkowie jednego odłamu nie żyli wszyscy w jednej grupie; 4) grupę, która formowała się z członków różnych grup lokalnych na określony czas w celu wykonania okreś­lonego zadania (na przykład zaatakowania silniejszego wroga), a potem się rozwiązywała; 5) wspólnotę Komanczów, czyli osób porozumiewających się tym samym językiem. Najważniejszym odniesieniem dla każdego Komancza była jego grupa lokalna, to z jej członkami miał do czynienia na co dzień przez większą część roku, ale trzeba też pamiętać, że członkostwo w niej było bardzo płynne: ludzie zmieniali grupę przy zawieraniu małżeństw, na skutek różnic zdań między jej członkami, z powodu utraty autorytetu przez przywódcę grupy czy dla lepszego wykorzystania źródeł pożywienia. Podobnie wielkie odłamy ulegały przekształceniom: dzieliły się lub łączyły, znikały i dawały początek nowym. Zróżnicowanie wprowadzone przez Fostera staram się stosować w tłumaczeniu niniejszej książki, zastępując angielskie band czy group określeniem „odłam” (division) tam, gdzie jest oczywiste, że chodzi o tę jednostkę społeczną (czyli na przykład odłamy Quahada, Penateka, Yamparika, Kotsoteka czy Tennawish). Określenie „grupa lokalna” zachowuję dla mniejszych jednostek, czyli bands (Gwynne używa określenia bands zarówno wtedy, gdy pisze o grupach lokalnych, jak i wtedy, gdy mowa o odłamach). Jednak wszystkie grupy Komanczów były złączone poczuciem odrębności od innych (nazywali siebie Nermernuh – w ortografii komanckiej ­Numunuu albo Nɜmɜnə, wymawiane „numina” – co oznaczało „Ludzi” albo „Naszych Ludzi”), wspólnym językiem, kulturą, pokrewieństwem. Elementem łączącym były też na przykład stowarzyszenia wojowników wywodzących się z różnych grup.

Łowiecko-pasterski sposób życia Komanczów zmuszał ich do funkcjonowania w małych grupach, czy też na odwrót – małe grupy umożliwiały kontynuowanie tego sposobu życia. Stosunkowo duże odległości dzielące grupy pozwalały również na skuteczną obronę wielkiego terytorium. Przywódcy grup z różnych odłamów spotykali się regularnie w czasie wielkich zgromadzeń Komanczów i wtedy podejmowali decyzje dotyczące całego ludu, związane z wojną, handlem lub dyplomacją. Taki system – z jednej strony niezależność na poziomie grup lokalnych, z drugiej ich współpraca w obrębie odłamów oraz tymczasowe koalicje poszczególnych odłamów, a nawet koalicje z innymi ludami, budowane w reakcji na konkretne wyzwania – przesądził o dominacji Komanczów w południowej części Wielkich Równin aż do momentu, kiedy ich imperium zostało ostatecznie złamane przez imperium amerykańskie (Komancze, jak pokazuje Gwynne, zostali pokonani nie tyle na polach bitew, ile ekonomicznie: masowa rzeź stad bizonów, rozstrzeliwanie stad ich koni i palenie wiosek zniszczyły podstawy ich utrzymania i zmusiły do szukania schronienia w rezerwacie).

W książce często pojawiają się takie nazwy, jak Wielkie Równiny, Wysokie Równiny, Równiny Południowe, Równiny Północne, Wschodnie Wybrzeże, Środkowy Zachód. Wszystkie one są nazwami krain kulturowo-geograficznych i dlatego pisane są wielką literą, z wyjątkiem fragmentów, w których głównym celem autora jest scharakteryzowanie krajobrazu (na przykład „wysokie równiny”), a nie wskazanie na krainę geograficzną. Określenie „Amerykański Zachód” w polskiej literaturze zapisywane jest na różne sposoby: tutaj zdecydowałem się na wielkie litery, traktując to określenie nie tylko jako wskazanie kierunku (bo oczywiście chodzi tu o dużo więcej), lecz także jako nazwę krainy – powiedzmy – geograficzno-mitycznej. A więc z jednej strony to nazwa konkretnego regionu geograficznego, a z drugiej – przestrzeni na poły mitycznej, której wyobrażenia odciskały się na pragnieniach pokoleń osadników i do dzisiaj przenikają nasze myślenie o podboju Ameryki, postawach, charakterze, sposobie życia i etosie amerykańskich pionierów – jednym słowem, unikalnej kulturze, powstałej w zderzeniu ludzkich marzeń z surową naturą i rdzennymi mieszkańcami zachodu Ameryki. Rzeka Czerwona, znana choćby z pamiętnego filmu Howarda Hawksa z 1948 roku z Johnem Wayne’em i Montgomerym Cliftem, zachowuje tu swoje polskie brzmienie, choć być może w bardziej naukowych pozycjach ktoś mógłby się upierać przy pozostawieniu nazwy Red River.

Indianie północnoamerykańscy nazywani są coraz częściej Native Americans, co w polskiej literaturze oddaje się zwykle jako „tubylczy Amerykanie”, czasem także „rdzenni Amerykanie”. Wszystkie te trzy określenia stosowane są tu zamiennie i traktowane – podobnie jak we współczesnej literaturze indianistycznej w języku angielskim traktowane są nazwy American Indians, Native Americans, Indians czy indigenous people – jako określenia neutralne. W tekście pojawiają się też wyrażenia wzięte z dawnych koncepcji ewolucjonistycznych i dziś uznawane za pejoratywne – na przykład autor często pisze o „dzikich Komanczach”, „stanie niższego barbarzyństwa” czy „nieznających cywilizacji” plemionach północnego Meksyku. Oczywiście tłumacz nie może tu ingerować: to autor bierze odpowiedzialność za dobór słownictwa.

Kultura Komanczów w książce Gwynne’a jawi się jako nieskomplikowana, pozbawiona między innymi znaczących ceremonii, stowarzyszeń wojennych, oparta na koczowniczym trybie życia oraz wojnie. Przykładem może być powtórzona za badaczami Wallace’em i Hoebelem teza o nieznajomości Tańca Słońca, uznawanego za jeden z najbardziej typowych obrzędów Indian Wielkich Równin (ci sami badacze wymieniają jednak szereg innych ważnych ceremonii u Komanczów). Rzecz jasna występowanie lub brak konkretnej ceremonii nie może świadczyć o poziomie „cywilizacji” danej grupy. Jak słusznie zauważa William C. Meadows, zachowało się zbyt mało danych, by przyporządkować wielkie świąteczne zgromadzenia Komanczów do antropologicznego ideału Tańca Słońca, ale wiemy, że – tak jak inne ludy Wielkich Równin – mieli własne wielkie integrujące ceremonie, pod wieloma względami tożsame z obrzędami Tańca Słońca, lepiej opisanymi u innych plemion, w których uczestniczyły całe odłamy albo części różnych odłamów tego ludu. Twierdzenia o radykalnym nomadyzmie Komanczów można podważyć, zauważając, że od połowy grudnia do połowy kwietnia komanckie rancherie opuszczały otwarte równiny, łączyły się i osiedlały w zalesionych dolinach rzeki Arkansas i Rzeki Czerwonej, gdzie znajdowały stałe źródło pożywienia dla swych stad koni i mułów. Mężczyźni zajmowali się polowaniem (i jak zawsze wojaczką i najazdami), a kobiety wyprawianiem skór bizonich na handel. Połączone rancherie, jak twierdzi Hämäläinen, bardziej przypominały miasta niż tymczasowe obozy koczowników. To w nich odbywały się wielkie zgromadzenia polityczne, ceremonie religijne i tu kwitł handel skórami, końmi, niewolnikami czy mięsem. Zimą osady Komanczów stawały się multietnicznymi centrami, w których tętniło życie, prowadzono dyplomację i biznes. Zresztą sam Gwynne takie obozy kilkakrotnie opisuje: rozciągający się na milę obóz Kotsoteków pod Antelope Hills, obóz Cynthii Ann nad rzeką Pease czy liczący dwieście tipi obóz indiański, który został zaatakowany przez Mackenziego. Jeśli chodzi o stowarzyszenia wojowników, wspomniany już Meadows przedstawia zarówno dziewiętnastowieczne stowarzyszenia wojenne Komanczów, jak i ich odrodzenie w XX wieku .

Jednak brak analizy antropologicznej czy socjologicznej ludu Komanczów nie może być chyba zarzutem wobec książki, która jest niemal powieścią historyczną. Tu istotne są tempo, wyraźne charaktery, dramaty, żywy język narracji – to wszystko czytelnik u Gwynne’a znajdzie, a do tego sporą porcję informacji o Komanczach. Co być może najważniejsze, dzięki wprawnemu pióru autora często będzie mu się wydawało, że jest bardzo blisko opisywanych wydarzeń i w jakimś stopniu smakuje kulturę Komanczów od wewnątrz.

Fachowa polska literatura (lub tłumaczona na język polski) poświęcona Indianom nie jest zbyt okazała. Dominują opracowania encyklopedyczne (leksykony słynnych wodzów, ludów indiańskich albo ogólne opracowania dotyczące kultury poszczególnych regionów Ameryki Północnej). Publikacje łączące ważne tematy z naukową ekspertyzą należą do wyjątków, dlatego tym bardziej warto o nich wspomnieć, jak na przykład o przekładzie pracy historyka Thomasa Dunlaya o zwiadowcach indiańskich służących w armii Stanów Zjednoczonych – niemało uwagi poświęcono w niej znienawidzonym (ze wzajemnością) przez Komanczów Tonkawom, o których tak często wspomina w swojej książce Gwynne. Innymi przykładami są: monografia autorstwa Donalda Worcestera poświęcona Apaczom, którzy w XVIII wieku ulegli imperialnemu naporowi o wiele mniej znanych Komanczów, wspomniane już biografia Quanaha Parkera pióra Williama T. Hagana oraz słynna monografia Irokezów Lewisa Morgana, czy wreszcie kolejna pozycja z klasyki antropologii, czyli Trickster Paula Radina.

Imperium księżyca w pełni to pierwsza tak szeroka monografia dziejów Komanczów w języku polskim. Miejmy nadzieję, że rozpocznie ona modę na dobrą literaturę o Indianach, zbyt często mitologizowanych jako okrutna, bezmyślna masa zagrażająca „cywilizacji” lub – przeciwnie – jako bezbronne ofiary imperializmu Europejczyków.

Bartosz HlebowiczPRZYPISY KOŃCOWE

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nowy rodzaj wojny

1 R. G. Carter, On the Border with Mackenzie, Austin 2007, s. 159.

2 G. Pettis, Kit Carson’s Fight with the Comanche and Kiowa Indians, Santa Fe, 1908, s. 7 i n.

3 Cyt. za: Documents Relating to General W. T. Sherman’s Southern Plains Indian Policy 1871–75, ed. C. C. Rister, „Panhandle-Plains Historical Review” 1936, vol. 9.

4 T. R. Fehrenbach, Comanches. Destruction of a People, New York 1974, s. 494.

5 Ranald Mackenzie’s Official Correspondence Relating to Texas, 1873–1879, ed. E. Wallace, Lubbock 1967, s. 7. Wydarzenie to znane jest także jako „masakra karawany wozów” (Wagon Train Massacre), zob. np. T. R. Fehrenbach, Comanches, dz. cyt., s. 506 (czasem też jako Warren Wagon Train Massacre).

6 R. G. Carter, On the Border with Mackenzie, dz. cyt., s. 81, 82.

7 E. Wallace, E. Adamson Hoebel, The Comanches. Lords of the South Plains, Norman 1952, s. 50–55.

8 Tamże.

9 Cyt. za: H. E. Bolton, Coronado. Knight of Pueblos and Plains, New York−Albuquerque 1949.

10 T. W. Kavanagh, The Comanches. A History, 1706−1875, Lincoln 1996, s. 3.

11 R.Richardson, The Comanche Barrier to South Plains Settlement, Austin 1996, s. 156.

12 R. G. Carter, On the Border with Mackenzie, dz. cyt., s. 149.

13 Tamże, s. 160.

14 Tamże, s. 161.

15 Tamże, s. 176.

ROZDZIAŁ DRUGI

Śmiercionośny raj

16 Wywiad z Quanahem Parkerem przeprowadzony przez Charlesa Good­nighta, rękopis bez daty, Goodnight Papers, Panhandle-Plains Historical Museum, Canyon, Texas.

17 M. DeBruhl, Sword of San Jacinto. A Life of Sam Houston, New York 1931, s. 305.

18 Kontrakt zawarto 1 listopada 1835 r., podpisany został przez Juana Basquisa, a dotyczył sprzedaży pół ligi ziemi Silasowi Parkerowi; dokument jest przechowywany w Taulman Archive, Center For American History University of Texas.

19 J. Taulman, A. Taulman, The Fort Parker Massacre and Its Aftermath, rękopis nieopublikowany, kolekcja różnych materiałów na temat Cynthii Ann Parker w podręcznych kartotekach, Center for American History University of Texas, Austin, s. 2.

20 Tamże, s. 247.

21 B. Yenne, Sitting Bull, Yardley 2008, s. 35.

22 Uznaje się, że Daniel Parker był pierwszą osobą, która przedstawiła formalny wniosek o utworzenie oddziałów rangerów w celu ochrony osadników. Jego propozycję zaakceptowała stała rada Konsultacji w 1835 roku – komisja, która podejmowała decyzje w czasie Rewolucji Teksaskiej. Daniel Parker był jej członkiem. Zob. M. Schmidt Hacker, Cynthia Ann Parker. The Life and Legend, El Paso 1990, s. 7. Zob. też M. Cox, The Texas Rangers: Wearing the Cinco Peso 1821–1900, New York 2008, s. 42.

23 M. Schmidt Hacker, Cynthia Ann Parker, dz. cyt., s. 6.

24 J. Parker, Narrative of the Perilous Adventures, Houston 1844, s. 9.

25 Tamże.

26 T. W. Kavanagh, The Comanches. A History 1706–1875, Lincoln 1996, s. 250. Zob. też M. Cox, The Texas Rangers, dz. cyt., s. 49, oraz relację Noaha Smith­wicka w Evolution of a State, Austin 1995 (1 wyd. 1900), który był jednym z tych rangerów.

27 J. Taulman, A. Taulman, The Fort Parker Massacre, dz. cyt., s. 2, 3.

28 R. Plummer, Rachel Plummer’s Narrative of Twenty-one Months Servitude as a Prisoner among the Comanche Indians, Louisville 1839, s. 7. Zob. też drugą relację Rachel Plummer (napisała dwie), Narrative of the Capture and Subsequent Sufferings of Mrs. Rachel Plummer. Uwaga ogólna: te dwie opowieści, a także Narrative of the Perilous Adventures Jamesa Parkera, stanowią podstawę większości relacji o tej masakrze. . Istnieje też pisemne oświadczenie, złożone pod przysięgą przez Daniela Parkera i innych członków rodziny niedługo po masakrze (Center for American History, University of Texas, Austin), a także rozmaite inne wersje członków rodziny, w tym relacja z tego, co się wydarzyło, autorstwa wnuka Quanaha, Baldwina Parkera, oparta na tradycji rodzinnej (również znajdująca się w archiwach Center for American History). Jeszcze inną relację sporządzili Joseph i Araminta Taulman i wchodzi ona w skład olbrzymiego archiwum Uniwersytetu w Teksasie w Austin. Jest jeszcze inna relacja naocznego świadka Abrama Anglina (w: A Texas Scrap Book. Made up of the History, Biography and Miscellany of Texas and Its People, ed. Dewitt Baker, New York 1875, reprint 1991). Prócz tego istnieje wiele relacji z gazet, opartych na wywiadach z najbliższymi krewnymi i potomkami Parkerów, w tym Story of the White Squaw, „McKinney Democrat Gazette”, 22 września 1927; Ben J. Parker z Elkhart w Teksasie, Early Times in Texas and the History of the Parker Family (rękopis w Center for American History); J. Marvin Nichols, White Woman Was the Mother of Great Chief, „San Antonio Daily Express”, 25 lipca 1909; Ben J. Parker, Ben Parker Gives Events of Pioneering, „Palestine Herald”, 15 lutego 1935; w przypadku źródeł wtórnych nie ma lepszego niż wyczerpująco opracowana książka Jo Elli Powell Exley Frontier Blood. The Saga of the Parker Family, College Station 2001.

29 T. R. Fehrenbach, Lone Star. A History of Texas and the Texans, Boulder 2000, s. 291.

30 Ten i inne szczegóły architektoniczne zostały świetnie odtworzone w Old Parker’s Fort, w Groesbeck w Teksasie, zbudowanym w miejscu oryginalnego fortu.

31 R. Plummer, Rachel Plummer’s Narrative…, dz. cyt., s. 93.

32 Tamże, s. 93.

33 Daniel Parker, zapisy z 18 czerwca 1836 r., Parker Documents, Center for American History, University of Texas, Austin; zob. też M. Schmidt Hacker, Cynthia Ann Parker, dz. cyt., s. 8.

34 R. Plummer, Rachel Plummer’s Narrative…, dz. cyt., s. 95.

35 J. E. Powell Exley, Frontier Blood, dz. cyt., s. 44.

36 Tamże, s. 94.

37 R. Plummer, Rachel Plummer’s Narrative…, dz. cyt., s. 9.

38 J. Parker, Narrative of the Perilous Adventures, dz. cyt., s. 1.

39 J. Graves, Hard Scrabble. Observations on a Patch of Land, Dallas 2002, s. 15.

40 R. Plummer, Rachel Plummer’s Narrative…, dz. cyt.

41 Tamże, s. 7 i n.

42 Tamże.Przypisy

W. T. Hagan, Quanah Parker, wódz Komanczów, przeł. B. Hlebowicz, Wieli­chowo 2014.

Polski przekład biografii tego wodza ukazał się w 2009 roku (R. W. Larson, Czerwona Chmura. Wojownik i mąż stanu Siuksów Oglala, przeł. A. Sudak, Wielichowo 2009). Warto prześledzić losy obu wodzów, ponieważ zarówno Quanahowi Parkerowi, jak i Czerwonej Chmurze przyszło doświadczyć dwóch światów: swobodnego życia na równinach i półniewoli rezerwatu. Obydwaj próbowali – z różnym jednak skutkiem – odgrywać rolę liderów swoich grup. O ile jednak – przy całej swej ambiwalencji – Quanah wspierał rząd w podstawowych „reformach” życia Indian, o tyle Czerwona Chmura pozostawał w tych kwestiach większym konserwatystą. Gdy Quanah zdobywał uznanie wśród białych urzędników i współplemieńców, pozycja Czerwonej Chmury stopniowo słabła.

P. Hämäläinen, The Comanche Empire, New Haven–London 2008, s. 343 i n.

Komanczów porównuje się nieraz do Irokezów, którzy mniej więcej dwieście lat przed Komanczami stworzyli „leśne imperium” na Wschodnim Wybrzeżu. Irokezi także zajmowali strategiczne terytoria między rywalizującymi siłami europejskimi. Na dominującą rolę tego ludu we wschodnich lasach zwrócił uwagę Lewis H. Morgan, jeden z pionierów amerykańskiej antropo­logii; zob. L. H. Morgan, Liga Ho-de’-no-sau-nee, czyli Irokezów, przeł. B. Hlebowicz, Kęty 2011.

M. W. Foster, Being Comanche. A Social History of an American Indian Community, Tucson–London 1991, s. 21, 22; B. DeLay, War of a Thousand Deserts. Indian Raids and the U.S. – Mexican War, New Haven 2008, s. 351.

P. Hämäläinen, The Comanche Empire, dz. cyt., s. 37, 38, 103, 104; T. W. Kavanagh, The Comanches. A History 1706–1875, Lincoln–London 1996, s. 16–19.

Z tych powodów starałem się stosować w niniejszym tłumaczeniu słowo „lud” tam, gdzie autor pisał o tribe. Nie sposób jednak zupełnie obyć się bez „plemienia”. Większość amerykańskich autorów – tak jak Gwynne – siłą przyzwyczajenia nadal używa tego określenia (także w odniesieniu do innych ludów tubylczych Ameryki Północnej, a nawet – co jest nieporozumieniem – do państw Inków i Azteków). Ponadto słowo tribe w przeszłości często pojawiało się w traktatach zawieranych przez Europejczyków z Indianami, a współcześnie ma bardzo istotne znaczenie w amerykańskim prawie i polityce – ludy tubylcze, uznawane przez rząd amerykański, oficjalnie są właśnie „plemionami” i z tego tytułu posiadają konkretne prawa.

Gwynne pisze o istnieniu dwóch wodzów – pokojowego i wojennego – w każdej grupie; Morris W. Foster, autor książki Being Comanche. A Social History of an American Indian Community, przedstawia bardziej zniuansowany obraz: zastępuje ich przywódcami grup lokalnych oraz przywódcami tymczasowymi, kierującymi wyprawami wojennymi czy łupieżczymi. Jeśli wyprawa kończyła się sukcesem, jej przywódca zyskiwał prestiż i mógł się stać liderem swojej grupy na co dzień.

Oczywiście nie tylko język przesądzał o byciu Komanczem – musiały też ich łączyć pokrewieństwo, organizacja społeczna i kultura. Dominacja Komanczów była tak wielka, że także inne ludy posługiwały się ich językiem.

M. W. Foster, Being Comanche, dz. cyt., s. 58, 59 i n; W. C. Meadows, Kiowa, Apache, and Comanche Military Societies. Enduring Veterans, 1800 to The Present, Austin 1999, s. 256.; T. W. Kavanagh, The Comanches, dz. cyt., s. 42, 43.

Do tych zgromadzeń należał Taniec Słońca, który stawał się okazją do publicznego sankcjonowania osiągnięć jednostek. Gwynne – za Wallace’em i Hoebelem – podaje, że Komancze tylko jeden raz w historii zorganizowali Taniec Słońca, który podpatrzyli u Indian Kiowa. Nastąpiło to w 1874 roku, gdy uznali, że ich rodzime zwyczaje nie pomagają im już w zachowaniu własnego sposobu życia i ziemi. Morris W. Foster zauważa jednak, że Ralph Linton, który razem z Hoebelem prowadził badania wśród Komanczów w 1933 roku, twierdzi coś zupełnie innego: jego zdaniem Komancze regularnie odprawiali Taniec Słońca przynajmniej od 1860 roku. Szerszą analizę Tańca Słońca Komanczów (i podobnych rytuałów), znanego im od początków XIX wieku, przeprowadza antropolog William C. Meadows (Kiowa, Apache, and Comanche Military Societies, dz. cyt., s. 318–323 – podrozdział Comanche Military Societies and the Sun Dance).

E. Wallace, E. Adamson Hoebel, The Comanches. Lords of the South Plains, Norman 1952 (1986), s. 182.

W. C. Meadows, Kiowa, Apache, and Comanche Military Societies, dz. cyt., s. 319.

P. Hämäläinen, The Comanche Empire, dz. cyt., s. 283–286.

W. C. Meadows, Kiowa, Apache, and Comanche Military Societies, dz.­ cyt., s. ­251–368.

T. W. Dunlay, Wilki niebieskich żołnierzy. Indiańscy zwiadowcy i pomocnicy w armii Stanów Zjednoczonych w latach 1860–1890, przeł. B. Hlebowicz, Wielichowo 2014.

D. E. Worcester, Apacze. Orły Południowego Zachodu, przeł. A. Sudak, Wielichowo 2002.

P. Radin, Trickster. Studium mitologii Indian amerykańskich, przeł. A. Topczewska, Warszawa 2010.

Choć wypada wspomnieć o krótkiej monografii tego ludu autorstwa Aleksandra Sudaka, Komancze. Władcy Południowych Równin, Wielichowo 1998. Książka ta ukazała się w serii monografii plemion indiańskich publikowanych przez Wydawnictwo TIPI.

Za pomoc w pracy nad przekładem książki Gwynne’a dziękuję Ryszardowi Majchrzakowi, specjaliście od wszelkich rodzajów amerykańskiej broni, Szymonowi Gołębiewskiemu, znawcy wojny secesyjnej i amerykańskiej wojskowości w ogóle, doktorowi Andrzejowi Czernemu, który służył radami z zakresu nomenklatury geograficznej i geologicznej, oraz redaktorowi Markowi Maciołkowi, z którym – jak zwykle – mogłem debatować na każdy temat związany z Indianami i językiem polskim.

W 1853 roku żołnierzy z chroniącego wschodni Teksas fortu Worth (założonego w 1849 roku) przeniesiono do położonego bardziej na zachód fortu Belknap. Opuszczone przez wojsko budynki zaczęli zajmować osadnicy i takie były początki dzisiejszego miasta Fort Worth (wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumacza, a numerowane przypisy końcowe – od ­autora).

Mimo że w literaturze polskiej często spotyka się pisownię nazwy tego ludu przez „Cz”, wersje „Szejeni” / „Szejenowie” lepiej oddają brzmienie zarówno francuskiego Cheyenne, jak i sposobu, w jaki tę nazwę wymawiają Amerykanie, i wreszcie słowa Šahíyela z języka Siuksów, z którego owa nazwa pochodzi.

Angielska nazwa Llano Estacado to Staked Plains, czyli „równiny palisadowe” lub „palikowe”.

Regularnym stopniem Mackenziego był pułkownik. Na temat stopni regularnych i tytularnych zob. przypis dolny na s. 331.

Żyjące w Ameryce Północnej ursony (Erethizon dorsatum) są gryzoniami podobnymi do spotykanych na przykład w Europie jeżozwierzy.

Około półtora tysiąca kilometrów.

W listopadzie 1835 roku przedstawiciele różnych regionów Teksasu, zebrani w San Felipe de Austin, dyskutowali o możliwości wystąpienia przeciw Meksykowi oraz wybrali między innymi prowizoryczny rząd teksaskich osadników i zarządzili organizację teksaskiej milicji i armii, na której czele miał stanąć Sam Houston (do jej utworzenia jednak wtedy jeszcze nie doszło).WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

www.czarne.com.pl

Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75

e-mail: [email protected], [email protected],

[email protected], [email protected],

[email protected]

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

e-mail: [email protected]

Sekretarz redakcji: [email protected]

Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel./fax +48 22 621 10 48

e-mail: [email protected], [email protected],

[email protected], [email protected]

Dział marketingu: [email protected]

Dział sprzedaży: [email protected],

[email protected], [email protected]

Audiobooki i e-booki: [email protected]

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków, tel. +48 12 432 08 52

e­-mail: [email protected]

Wołowiec 2015

Wydanie I
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: