Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ja, Oni i Dżej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 stycznia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
14,90

Ja, Oni i Dżej - ebook

„Ja, Oni i Dżej” Jolanty Nasiłowskiej to opowieść o poszukiwaniu szczęścia, własnego miejsca na ziemi oraz o umiejętności akceptowania swoich wad i kompleksów.

Główną bohaterką jest Emma – młoda dziewczyna, która bez pamięci zakochuje się, jak sądzi, w wymarzonym mężczyźnie. Wierzy, że to miłość na zawsze. Jednak życie ułożyło jej inny scenariusz, całkiem brutalny. Wizja romantycznej przyszłości szybko pryska niczym bańka mydlana, a rzeczywistość zdaje się rozczarowywać. Wtedy z pomocą Emmie przychodzi Dżej – druga natura, skrzętnie skrywana pod płaszczem skromności i lekkiego roztrzepania. Dżej, w przeciwieństwie do swojej drugiej natury, nie przejmuje się opiniami innych, czy problemami dnia codziennego. Bawi się do białego rana, flirtuje, czasami pije na umór, ale przede wszystkim nie łączy zabawy z emocjami, wyłączając myślenie i uczucia. A Emma czuje się coraz bardziej niepotrzebna, snuje się jak cień, zupełnie niezauważana przez swojego partnera. Nadszedł jednak dzień, w którym postanowiła wszystko zmienić. A może to była Dżej? Odważna i bezkompromisowa? Ta, która spontanicznie postawiła wszystko na jedną kartę... Czy wygrała? Jak zmieniło się życie Emmy? Która osobowość ją zdominowała?

Bohaterka powieści Jolanty Nasiłowskiej, dochodząc do ściany, wie, że by osiągnąć szczęście, musi radykalnie zmienić swoje życie, zupełnie je przewartościować i rozpocząć wszystko od nowa.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-303-7
Rozmiar pliku: 790 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wszelkie podobieństwa do osób czy sytuacji mogą wystąpić, są jednak nieprawdziwe.

Podziękowania

Chcę złożyć ogromne podziękowania dla każdego, kto wziął udział w akcji na stronie www.wspieram.to

Dzięki Waszej cegiełce, mogłam zrealizować swoje marzenie i wydać tę książkę.

Szczególnie chciałabym podziękować osobom, którym obiecałam miejsce na pierwszej stronie:

Ani Milowskiej, Mirkowi Ciołkowi, Markowi Furmanowi, Magdalenie Juszczak-Włodarczyk, Rafałowi Adamczakowi, Tomkowi Knap, Anatolowi Kałasznikow, Agacie Chłopeckiej, Ewie i Waldkowi Jędrzejczykom, Magdzie Dudziak, Jackowi Karasiowi, księgarni internetowej Polmedia.de, Gosi Tokarskiej (zasłużyła na miano najaktywniejszej fanki), mojemu redaktorowi strony Patrykowi Piłatowi, który czuwał nad postami i reklamą książki, wspaniałej kobiecie, która chciała pozostać anonimowym sponsorem oraz mojej szalonej cioci Irenie Furman i mojej mamie - Marii Jaśkiewicz, która trzymała kciuki.

Pozostałym Sponsorom, którzy ofiarowali mi swoje zaufanie w mniejszym czy większym stopniu, oraz osobom, które wspierały mnie nie tylko finansowo, również dziękuję z całego serca. Mam nadzieję, że książka spodoba się Wam i spędzicie miłe chwile z moimi bohaterami.

Jolanta NasiłowskaWstęp

Deszcz dudni o szybę... Otworzyłam oczy. Boże... znów kolejny beznadziejny dzień - pomyślałam... A może nie taki beznadziejny?

Wczoraj się działo, oj działo - uśmiech zagościł na mojej smutnej twarzy i rozświetlił zasłużone zmarszczki wkoło oczu, ale zaraz pomyślałam o niej. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć... Po tym, jak zobaczyłam ich razem, miałam mętlik w głowie… Mają romans czy nie? Ale czy to jednak tak naprawdę ma znaczenie, jak to się nazywa, czy ma znaczenie, czy sypiają ze sobą czy tylko przytulają?......

Ech! - wydałam z siebie cichy, wewnętrzny krzyk rozpaczy...

I tak już nigdy nie będę znała jego myśli i nie będzie dla mnie tak czuły, jak dla niej. Chyba, że stanie się cud. A wątpię, żeby Bóg zajął się moim beznadziejnym życiem erotycznym. Ma większe problemy na głowie...

Niedziela. Jestem sama, ON gdzieś... Wróci późno, ale jakoś nie brakuje mi jego obecności. A jednak... Jak bardzo brakuje. Ale chyba tylko wspomnień o Nim… jaki był kiedyś, brakuje mi tego, jaki był KIEDYŚ. Ludzie się zmieniają, a ja nie mogę się z tym pogodzić.

Najbardziej boli mnie to, że jest taki teraz dla NIEJ, wysokiej brunetki o innych niż ja kształtach. Kiedyś je kochał, teraz nienawidzi...

Kiedy GO poznałam, wydał mi się ideałem. Wszystko zapowiadało się, jak cudowna bajka… Ale nie wszystkie bajki dobrze się kończą….

Teraz zostało mi tylko pakowanie wspomnień w mały smutny neseser z napisem YESTERDEY…Bajka, nie bajka...

WSPOMNIENIE O ŻABIE I KSIĘCIU

Shark Rock. Wysoki szatyn o niebieskich czarcich oczach. Poznałam go na imprezie u mojej koleżanki. Nie wpadł mi w oko od razu, ale kiedy znów nasze drogi skrzyżowały się, coś w moim sercu drgnęło. Kiedy szedł ulicą z rozwianą fryzurą i rzucał od niechcenia spojrzeniem, wydawał się taki pewny siebie. Szarmancki, elegancki, ubrany trochę niemodnie. Miało to jakiś nieopisany urok.

Spodobał mi się strasznie, ale wiedziałam, że moje szanse na jakąkolwiek bliższą znajomość z nim, są małe. Ja, szara mysz, wśród miejskich, modnie ubranych kotek, nie byłam ani widoczna, ani interesująca. Kotki kręciły się wkoło niego wpatrzone w mój obiekt pożądania, jak w obrazek i mruczały, kusiły i zachęcały do bliższego poznania.

Ja jednak postanowiłam działać. Nie widać mnie, to muszę coś zrobić, żeby mnie zauważył. Tylko co...?

Rozwiązanie samo pojawiło się w niedługim czasie . Moja przyjaciółka wychodziła za mąż. Dostałam zaproszenie dla mnie i partnera. Zadowolona, że mam pretekst, postanowiłam go zaprosić. Przypadkowe spotkanie się z nim zajęło mi trochę czasu. Nie wiedziałam przecież, gdzie mieszka, a z dawną koleżanką nie miałam już kontaktu. Ale kiedy zrezygnowana wracałam chodnikiem do domu, zobaczyłam w oddali znajomą sylwetkę. Prawie zaczęłam skakać z radości.

- Raz kozie śmierć - powiedziałam do siebie, odgarnęłam niesforną grzywkę, poprawiłam okulary na nosie i pobiegłam za nim.

Kiedy stanęłam przed nim z bijącym sercem, zapytałam, czy zechciałby mi towarzyszyć na weselu. Ku mojemu zdziwieniu, zgodził się dość szybko. Wymieniliśmy telefony, a na pożegnanie mrugnął do mnie okiem.

- Ale podrywacz - pomyślałam.

*

Kiedy nadszedł wielki dzień, ubrałam się elegancko, w małą czarną i klasyczne szpilki. Fryzura - rozpuszczone szalone loki. Nie, raczej grzeczny ułożony koczek. Umówiliśmy się pod Urzędem Stanu Cywilnego. Kiedy na niego czekałam, dopadła mnie niepewność, czy aby na pewno przyjdzie, ale w tej właśnie sekundzie ukazał się moim oczom przystojny, ubrany w ciemny garnitur i modny krawat, uśmiechnięty ON. Oniemiałam, ale starałam się trzymać fason. Pokazał butelkę wina, mrugnął do mnie podając ramię i weszliśmy do środka.

Bawiłam się świetnie. Okazał się wyrafinowanym tancerzem i fascynującym słuchaczem. Szaleliśmy na parkiecie do białego rana. Kiedy impreza się kończyła, nasze usta spotkały się niby przypadkowo i zaskoczone języki rozpoczęły taniec. To był początek namiętnej znajomości.

Zakochałam się na zabój, ON we mnie też (chyba). ON był czuły, namiętny i taki opiekuńczy. Był inny od kolegów, których znałam wcześniej i to mnie w nim pociągało. Kochał mnie, a ja jego i to było w tym wszystkim najwspanialsze. Odwzajemniona miłość, na którą tak długo czekałam...

*

Szczęśliwe dni trwały. Budziłam się co rano, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Jadąc do pracy, myślałam o nim i o tym, jaka jestem szczęśliwa. Kiedy po mnie przyjeżdżał samochodem, jechaliśmy gdziekolwiek, a ja nie spuszczając z niego wzroku, wciąż nie mogłam się nadziwić, skąd mam tyle szczęścia. Zawsze miał dla mnie jakiś upominek i to było urocze. Patrzyłam na niego maślanym wzrokiem i z dumą, że ON jest właśnie mój, tylko mój i kocha właśnie mnie. Nie mogłam uwierzyć, że taki mężczyzna pokochał mnie!

Jak ja GO kochałam…

Nigdy się nie kłóciliśmy, a ja uwielbiałam spędzać z nim każdą chwilę. Byłam dla niego najpiękniejszą i najcudowniejszą osobą na świecie. Postanowiliśmy więc zamieszkać razem. Trafiła się jednak okazja na pracę w kurorcie wakacyjnym w pięknym hotelu. Ja miałam być pokojową, ON zajmować się zaopatrzeniem kuchni. Trzy miesiące na rajskiej wyspie. Wspólne mieszkanie na razie odłożyliśmy.

- Będzie cudownie - skakałam z radości, kiedy już mieliśmy paszporty i zgodę na pracę w ręku - a jak wrócimy, wprowadzę się do Ciebie.

- Koniecznie mała – przytakiwał Shark. – Koniecznie – powtarzał, patrząc na mnie z miłością.

Pojechaliśmy. Podróż do raju nie trwała długo. Samolotem trzy godziny. Później jednak trwała kolejne trzy, bo na miejsce musieliśmy płynąć łodzią. Mimo zmęczenia, cieszyłam się jego towarzystwem. Mogłabym być z nim non stop, 24 godziny na dobę, zmęczona i niewyspana. Nie przeszkadzało mi to w ogóle. Ważne, że on był przy mnie.

Dotarliśmy na miejsce w nocy. Dookoła nie było widać nic szczególnego, jedynie w powietrzu unosił się niezwykły zapach upalnego klimatu. W dali słychać było szum fal, tak mi się przynajmniej zdawało. Zamieszkaliśmy w uroczym domku hotelowym. Wydał się przytulny i nie za duży, ale bardzo przestrzenny. Zmęczeni poszliśmy spać. Rano obudziło mnie słońce i jakiś hałas. Kiedy podeszłam do okna, moim oczom ukazał się nieziemski widok. Przed oknem rozbijały się fale o małe, porozrzucane po plaży skały. Morze miało kolor turkusu, a biały piasek raził w oczy. Do okna zaglądała wesoło wygięta palma i stukała w szybę pióropuszem, zapraszając do wyjścia. Oniemiałam z wrażenia. Podskakiwałam przy oknie jak mała dziewczynka. W wyobraźni już ułożyłam nasz idealny plan pobytu.

Podbiegłam do NIEGO i pieszczotliwie budziłam.

– Wstawaj śpiochu - szeptałam do ucha - spójrz jak tu pięknie, wstawaj, bo prześpimy cudowny dzień!

On leniwie się przeciągnął, spojrzał za okno i wciągnął mnie do łóżka. Po małym baraszkowaniu, wzięliśmy prysznic i poszliśmy się zameldować do pracy. Zaczynaliśmy od jutra, więc cały dzień spędziliśmy na cudownie niebiańskiej plaży, smagani promieniami słońca i muskani lekkim wiatrem. Wieczorem, siedząc na tarasie, popijaliśmy wino i rozmawialiśmy o wszystkim. Było cudownie.

Poznaliśmy też inną parę, która przyjechała do pracy i mieszkała obok nas. Poznaliśmy się tego wieczoru bliżej, robiąc wspólną kolację. Wydali się sympatyczni, aczkolwiek trochę dziwaczni. Jeszcze mi to nie przeszkadzało, było cudownie i idealnie.

Dni mijały na pracy, plaży i wieczornych kolacjach z sąsiadami. Po jakimś czasie, zaczęło brakować mi bliskości Sharka. Nie zajmował się mną jak kiedyś. Nie byłam w centrum JEGO uwagi. Czy wspólne mieszkanie zaczęło nas zmieniać?

Kiedy kolejny raz siedzieliśmy na tarasie, pijąc wino, kolejny raz w towarzystwie znajomych, chciałam przejść się sama z Sharkiem po plaży. Chciałam turlać się nocą po piasku, kochać w falach morskich i poczuć jego miłość. Tak bardzo brakowało mi intymności z ukochanym… Shark jednak nie chciał. Poczułam się źle, poczułam się na drugim miejscu, nie jak ktoś najważniejszy. Wcześniej nie doświadczyłam uczucia zazdrości, bo nie miałam powodu, dzisiaj ono wdarło się w moje serce i zostawiło małą rysę. O co byłam zazdrosna? O to, że mnie nie słuchał, że był wpatrzony w Trevora i jego żonę? Sama nie wiem, ale to uczucie było nieprzyjemne.

Tego wieczoru poznałam też miejscowe moskity, które uatrakcyjniły mój wypoczynek. Pocięły moje ciało, odnajdując każdy jego zakamarek. Od ukąszeń swędziało mnie wszystko i wszędzie, a cała reszta zaczęła mnie irytować. Miły wieczór zaczął się przeradzać w koszmarną noc. Po pewnym czasie byłam wściekła i poszłam spać bez pożegnania.

Rano wstałam w złym nastroju. Ukąszenia swędziały jak diabli, a mnie dopadła co miesięczna przypadłość kobieca. Nie miałam ochoty ani na baraszkowanie, ani na wyjście na plażę. Co dopiero na pracę. Znajomi również zaczęli mnie irytować. Właśnie dzisiaj, kiedy chciałam troszkę samotności, kręcili się po domku i narzucali swoją obecnością. Jak nie planowali nam dnia, to przynosili jedzenie. Jak nie wołali na kawę, to wołali na plażę. Nie dzisiaj. Proszę. Dzisiaj chciałam być sama i tylko sama….

Shark nie chciał mnie zrozumieć i był na mnie zły, robiąc wyrzuty, że jestem niewdzięczna. Może i byłam. Ale chciałam małej chwili samotności, malutkiej chwileczki, żeby poczuć, że jest jak dawniej. W głowie pulsował obraz wymarzonego związku, mieszając się z niepewnością. Chyba zbyt wymarzonego, bo niepewność co do miłości Sharka, narastała. Chciałam być tylko z NIM. Wciąż myślałam o tym, że chyba nie jestem na tyle ważna dla NIEGO, aby spędził ze mną chociaż jeden wolny dzień czy wieczór. Uwielbiał być w towarzystwie innych ludzi i przedkładał je nad moje. Tak przynajmniej czułam.

ROZWIANE MARZENIA

Pracowaliśmy już około miesiąca. Sześć godzin w tygodniu i wolny jeden cały dzień. Wtedy mogliśmy robić, co chcieliśmy. Nasze zmiany z Sharkiem nie zawsze trafiały na ten sam wolny dzień tygodnia. Dzisiaj w końcu zgraliśmy się w czasie.

- Dzisiaj będzie mój i tylko mój - myślałam sobie, leżąc w łóżku po przebudzeniu. Miałam dobry nastrój. Pojechaliśmy więc do miasteczka na małe zakupy. Shark, chciał mi coś kupić seksownego.

- Będzie fajnie - przekonywałam się z niepewnością, siedząc w małej uroczej knajpce i popijając kawę - będzie...

Patrzyłam na Sharka, a on na mnie. Wziął mnie za rękę i chciał coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy głośny śmiech.

- Hej, popatrz Trevor kogo tu mamy! - szczebiotała Trevorova.

Dosiedli się do nas, a Shark puścił moją rękę. Nie mogłam uwierzyć w swojego pecha. Resztę wycieczki oczywiście spędziliśmy wspólnie.

Poszliśmy na zakupy. W małych ciasnych sklepikach przymierzałam mnóstwo ubrań. Wszystkie dopasowane, eksponujące ciało. Nie czułam się w nich komfortowo. Za każdym razem kiedy mówiłam, że nie czuję się w tym dobrze, pani Trevorowa przymierzała podobną kreację i wychodząc z kabiny, eksponowała swoje idealne ciało, mówiąc:

- Nie można się wstydzić kobiecości. Coś ty taka zacofana – i śmiejąc się głośno, podchodziła do Sharka, kołysząc biodrami.

Shark był zachwycony jej wyglądem i tylko słyszałam pod moim adresem wymówki typu:

- Czemu taka nie jesteś?

Byłam wściekła. Pokłóciliśmy się i co prawda kupił mi jakiś fatałaszek, ale ani ja, ani chyba on, nie byliśmy zadowoleni z wycieczki.

Wieczorem poszłam spać, nie mając ochoty na towarzystwo pani Trevorowej. Shark wręcz przeciwnie. Zasnęłam sama, popłakując.

Kolejnego wieczora znów było to samo, taras, wino, znajomi. Jedyną zmianą był tylko głośniejszy, niż do tej pory, chichot pani Trevorowej, kiedy Shark opowiadał dowcipy. Ja siedziałam zamyślona, aż w końcu znudzona brakiem zainteresowania moją osobą, poszłam sama spać. Oni siedzieli do późna, śmiejąc się i nie tęskniąc za moim towarzystwem.

Było mi źle… Co się w ogóle stało? Wciąż zadawałam sobie tysiące pytań: dlaczego, dlaczego, dlaczego? Taka jedna mała kłótnia i wszystko pękło? Nigdy wcześniej się nie kłóciliśmy. Zawsze było idealnie. Co stało się z naszą miłością? A może wcale jej między nami nie było?

Zmęczona myślami wstałam i poszłam do nich. Wzięłam Sharka za rękę i wyciągnęłam na plażę. Chciałam spędzić z nim choć jeden romantyczny wieczór. On się wzbraniał, szukając wymówek, że nie wypada zostawiać towarzystwa, ale w końcu poszedł.

Noc była magiczna. Gwiazdy migotały nad głowami, wydając się tak blisko, że można by było po nie sięgnąć. Morze szumiało i rozbijało się o nasze stopy. Chciałam się przytulić do niego, ale poczułam, że jest jakiś sztywny i obcy. Stanęłam przed nim i spojrzałam mu w oczy. Było cudownie cicho i bajeczni. Było tak bajecznie, że poczułam… poczułam… ból brzucha.

- Muszę iść do ubikacji… - powiedziałam tylko i pobiegłam czym prędzej do najbliższej toalety. Najwyraźniej nawet zjedzone dzisiaj potrawy nie chciały ze mną współpracować.

I tak w cudownej scenerii nie wydarzyło się nic…..

*

Rano obudziłam się zmęczona niestrawnością. Boże, a miałam spędzić romantyczny wieczór i porozmawiać. Spojrzałam na NIEGO. Obudził się.

- Cześć - powiedziałam cicho.

- Cześć - odpowiedział smętnie.

- Słuchaj, może spędzimy ze sobą dzisiaj czas, tylko we dwoje… - zaczęłam rozmowę.

ON milczał. Nie odpowiedział nic. Dopiero po chwili, zmuszony właściwie przeze mnie, odezwał się:

- No nie wiem.

- Dlaczego? – byłam zaskoczona.

ON nie chciał rozmawiać.

- Shark! Dlaczego?

Milczał. Nie wiedziałam, co się dzieje. Poszłam do pracy, a on do sąsiadów. Wieczorem położyliśmy się do łóżka w milczeniu. O dziwo, nie było kolacji z Trevorami. Dziwiłam się w duchu, ale nie zapytałam. Shark po jakiejś chwili przytulił się i jak kiedyś, kochaliśmy się. Było miło, ale jakoś inaczej... Nie chciałam się już zastanawiać. Ważne, że był blisko.

Resztę dni spędziliśmy wydawać się mogło, że normalnie. Wieczorami spotykaliśmy się na kolacji, czasem z Trevorami, czasem sami. Ja przestałam domagać się uwagi i jakoś wszystko wróciło do normy...

POWRÓT DO SZAROŚCI

Wróciliśmy do domu bogatsi o doświadczenia i parę tysięcy euro. Od razu pojechałam do NIEGO i tam zamieszkałam, zgodnie z wcześniejszymi planami. Nasz związek jednak nie wyglądał już tak pięknie, jak kiedyś. Coraz częściej się kłóciliśmy. Coraz częściej Shark wracał późno, a ja spędzałam samotnie wieczory. Nie wiedziałam czy mnie unika, czy na prawdę ma tyle pracy. Któregoś dnia po awanturze o moje rzeczy w JEGO łazience, spakowałam się i wyszłam.

ON nie wybiegł za mną. Ja nie czekałam, żeby mnie zatrzymał. Wszystko zniknęło i umarło. Mieliśmy siebie dość.

Po półrocznym urlopie bezpłatnym, wróciłam do dawnej pracy. Każdy wypytywał co u mnie, co u Sharka. Odpowiadałam, że w porządku. Nie mówiłam prawdy. Nie miałam ochoty na opowiadanie i tłumaczenie, dlaczego się to skończyło. Naprawdę, ta miłość mnie chyba przerosła. Chciałam, żeby było zbyt idealnie? Za dużo chyba wymagałam. Ale jeśli było mu źle ze mną, to dlaczego nic nie mówił? Dlaczego więc sam nie zakończył tego związku? Myśli męczyły i biegały po głowie. Musiałam o nim zapomnieć. Tylko jak? Dni bez niego były jakieś szare i długie. Nie wiedziałam, że będę to tak przeżywać. Liczyłam w głębi mojej smutnej duszy na to, że któregoś dnia, wpadnie do mnie z kwiatami, rzucimy się na siebie i będziemy żyli długo i szczęśliwie… Niestety nic takiego nie nadchodziło. Mnie duma też nie pozwalała na zrobienie kroku.

Tęskniłam jednak każdym kawałkiem ciała. Serce usychało. Kiedy GO spotykałam przypadkiem, bolał mnie JEGO widok, bolało, że nie mogę go dotknąć ani przytulić. Każdego poranka moje serce malało, malało, wysychało i robiło się coraz mniejsze. Samotność podjadała codziennie spory jego kawałek, a ono bolało i bolało…..

*

Pewnego dnia w pracy zdarzyło się jeszcze coś, co moje życie uczyniło jeszcze bardziej szarym i bardziej smętnym. Wchodząc tego dnia do biura, czułam, jak wszystkie cząstki mojego szczupłego ciała krzyczą: NIEEEEEE!

Nienawidziłam tej pracy, a teraz, kiedy miałam doła przez „Pana Idealnego”, odczuwałam nienawiść do tego miejsca stokrotnie większą. Sama praca może nie była zła, ale ludzie, którzy tam pracowali… Nie mogłam i nie chciałam się do nich dostosować. Byli niby mili, ale za stołek każdy z nich by zabił.

Pani Kierownik była dziwna. Nie wiedziała nic, ale za to jej zastępca wiedział dużo i tak jakoś ten dziwny duet trzymał się razem. Pani Dyrektor za to, miała dużą wiedzę, ale była nieprzystępna. Niby nic złego, ale ja jakoś się jej zawsze bałam. Za to pani Księgowa! To był egzemplarz. Mina - płatny zabójca świeżych i zielonych pracowników. Wzrok – laser z celownika karabinku szybkostrzelnego. Jak wchodziła na salę, nie tylko ja zamierałam, zamierali wszyscy. Robiło się cicho, jak w amerykańskich westernach przed pojedynkiem rewolwerowców. Kwiaty więdły, a owady padały na ziemię. Kiedy o coś mnie pytała - nigdy nie wiedziałam, o co. Mózg uciekał z wrzaskiem i zostawiał mnie samą.

Tego ranka, kiedy przyszłam do pracy, zobaczyłam biuro do góry nogami. Papiery fruwały po podłodze, długopisy i inne pomoce, leżały w drugim końcu biura.

- Co się stało? - zapytałam koleżanki. - Napad jakiś czy włamanie?

- Nie, to tylko pani Księgowa. Stwierdziła, że mamy bałagan na biurkach - odpowiedziała.

Nie ma to jak dobra motywacja pracownika. Nie wiedziałam czy mam już uciekać, czy jeszcze zostać. Za coś niestety trzeba było żyć, więc zostałam, ale nie na długo. Kiedy szykowałam się do domu, kierowniczka wezwała mnie do siebie. Na biurku leżała kartka papieru skierowana w moją stronę i długopis. To było wypowiedzenie. Ostatnio chodziły plotki po biurze, że szykują się zwolnienia, ale i tak byłam zaskoczona. Stałam zamurowana przez chwilę, gapiąc się tępo na kartkę z wypowiedzeniem umowy.

- Miałam największy bałagan? - zadrwiłam po chwili.

Kierowniczka spojrzała na mnie oburzona.

- Redukcja etatów – odpowiedziała szorstko.

Zrobiłam wredną minę i patrząc jej w oczy, wzięłam kartkę. Podpisałam ją od niechcenia i rzuciłam na biurko tak, żeby spadła.

Wyszłam powoli, nie zamykając drzwi.

- Przecież miało być odwrotnie… – pomyślałam. - miałam rzucić z niechęcią, ale swoje wypowiedzenie… Trudno – wzruszyłam ramionami i zabrałam swoje rzeczy.

Kiedy wychodziłam z budynku, poczułam niewyobrażalną ulgę, jakby ktoś zdjął ze mnie kotwicę, którą ciągałam po biurze z napisem „urzędniczka”.

- Nie muszę tu więcej przychodzić!!!! - krzyknęłam wewnętrznie z radości i podskoczyłam w górę z okrzykiem: - Juupiii!!!!

Tylko, co ja teraz zrobię??

Radość ustępowała niepewności. Nie dość, że mam wielką pustkę po rozstaniu z księciem z bajki, to teraz moja pustka urosła do kwadratu, bo nie miałam jej czym zapełniać. No i nie mam wypłaty. Nie jest dobrze.

Nie było...

Przez jakiś miesiąc snułam się po domu w laczkach i w szlafroku. Dodałabym, że z fajką w zębach i papilotach, ale nie palę. Nie miałam żadnych perspektyw ani chęci do życia. Chodziłam od biura do biura, szukając pracy. Wysyłałam oferty. Uruchomiłam znajomości.

Nic.

Dalej snułam się po domu w sflaczałych już od snucia się kapciach i w szlafroku, z moim małym dziurawym sercem, wyżartym przez samotność. Z wielkim niedopałkiem w zębach… ( ale przecież nie palę).

Nie miałam czym się zająć, a czas dłużył się w nieskończoność. Na szczęście w moim przypadku nieskończoność się skończyła.

WRACAM DO GRY

Pewnego pięknego poranka dostałam telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną.

- Cudownie – pomyślałam. - Może zakończy się czas pustki..

Ochoczo wybrałam się zaprezentować swoją osobę. Ubrana w białą bluzeczkę wpuszczoną w ołówkową spódnicę, pobiegłam na autobus. Siedząc już w środku, spojrzałam na siebie i przeraziłam się. Miałam na nogach kapcie. Te sflaczałe od snucia. Z przerażenia o mało nie zemdlałam.

- Boże - powiedziałam załamana do siebie. - Boże...

Spojrzałam przez okno i zobaczyłam swój dom. Autobus przejeżdżał zawsze obok niego. Wstałam więc szybko i przeciskając się między ludźmi, pobiegłam do kierowcy.

- Bardzo pana proszę! - zaczęłam płaczliwie. - Proszę się zatrzymać przy tym domu. Zamiast butów mam kapcie - podnosząc nogę, pokazałam paskudne domowe obuwie o mało się nie wywracając.

Kierowca parsknął śmiechem.

- Dobra, co mi tam. Tylko szybko.

Wyleciałam z autobusu. Wracając już w szpilkach widziałam, jak wszystkie okna autobusu są obklejone twarzami. Wsiadłam speszona, dziękując śmiejącemu się kierowcy. Usiadłam i wbiłam wzrok w pejzaż za oknem, żeby nie patrzeć na chichoczących ludzi.

Dostałam tę pracę. Zaczęłam więc nowe życie i zdobywanie nowych znajomości. Już nic nie było związane z NIM. Nic mi GO nie przypominało. Mogłam śmiało wkroczyć w nowy etap. Weselsza, bardziej pewna siebie, rozpoczęłam samotną walkę z rzeczywistością.

I znów jak kiedyś, zaczęłam wstawać rano w dobrym nastroju, a depresja odeszła. W lustrze patrzyła na mnie znów ta wesoła, niezbyt urodziwa, ale szalona dziewczyna. Szczerzyła zęby i czesała rozwichrzone włosy. Robiąc makijaż, podśpiewywała jak kiedyś, kiedy jeszcze nie zaczęła kochać. Ochoczo szykowała się do pracy.

*

Nową pracą byłam zauroczona i byłam przeszczęśliwa. Mój szef – w ogóle nie przypominał szefowej ze starej pracy. Miły, otwarty... Bardzo ze mnie zadowolony. Często mnie chwalił, a moje zaangażowanie wzrastało. Wiedział, jak mnie zmotywować. Szybko znalazłam nowe przyjaźnie i tak dni mijały, a ja z chęcią budziłam się co rano.

Mój szef nazywał się Tolek Bonder. Był ode mnie dużo starszy. Był średnio przystojny, ale ubrany był zawsze elegancko. Idealnie skrojony garnitur podkreślał idealnie dobrany krawat z obłędnie drogą koszulą. Na modzie się znał jak mało kto. Był w końcu właścicielem najmodniejszego salonu odzieżowego w mieście. Chyba był gejem. Tak przynajmniej mi się wydawało. Był przemiły i mogłam z nim spędzać mnóstwo czasu.

- Co u Ciebie? - często zagadywał. - Pamiętaj, żeby skakać koło uroczych klientek.

-Tak jest, szefie - odpowiadałam.

Albo:

- Coś ty taka niewyspana?

- Wróciłam nad ranem z imprezy - odpowiadałam, ziewając.

- To zrobić ci kawkę? – pytał zawadiacko. Uśmiechał się i przynosił mi kubek.

- Dzięki, jesteś cudem, a nie szefem – dziękowałam, ziewając.

Później układałam towar na półkach, a kolega z działu męskiego, leniwie się przeciągając, czekał na klientów. Wciąż śmialiśmy się, przypominając niektórych kupujących i różne zabawne sytuacje. Lubiliśmy się, było nas niewielu, ale byliśmy razem. Tak się właśnie tam czułam. Pamiętając, jak było w poprzedniej pracy, mogłam stwierdzić: Trafiłam do nieba…

Dni mijały. Często po pracy wybieraliśmy się na drinka. Praktycznie można powiedzieć, że codziennie. Ja nie miałam co robić w domu, więc korzystałam. Zawsze ktoś fundował alkohol i odwoził do chaty, więc, czemu nie? Szef miał dużo znajomych i zabijałam z nimi czas i myśli.

Niestety, jakoś nie mogłam poznać kogoś, kto by mnie zaintrygował. Nikt mi nie pasował. Ideał jest jeden, niestety, a ja przyrównywałam wszystkich do NIEGO.

Pewnego dnia skończyliśmy pracę jak zawsze późno. Często pracowałam dłużej niż osiem godzin dziennie. Nie przeszkadzało mi to, chętnie zostawałam. Zamknęliśmy salon i udaliśmy się do wyjścia. Szliśmy długim korytarzem do drzwi. Na końcu paliła się nieduża lampka, w pomieszczeniu panował półmrok i totalna cisza, zakłócana tylko stukotem moich obcasów. Odgarnęłam włosy i poczułam jak mój kierownik złapał mnie za ramię. Kiedy spojrzałam na niego, jego usta wylądowały na moich...

- Co robisz?!- krzyknęłam, odpychając go.

- Jesteś taka seksi - powiedział.

- Może, ale ty jesteś moim przełożonym... – krzyknęłam. - I nie jesteś gejem? - dodałam trochę speszona.

Był zaskoczony moim pytaniem, ale nie zdążył odpowiedzieć. Wybiegłam. Sezon na pocieszycieli.? Ostatnio chłopak mojej koleżanki też bardzo chciał mnie pocieszyć, chcąc mnie przelecieć. Faceci... Mój ideał też taki był?

Poszłam na przystanek, nie oglądając się. Kiedy oburzona czekałam na autobus, usłyszałam za plecami ciche:

- Cześć.

Odwróciłam się... To ON.

Stał naprzeciwko z rozwianą jak zawsze fryzurą. Miał bladoniebieskie modne dżinsy i chabrową koszulkę, która podkreślała jego błękitne oczy. Jego niesforna fryzura poddawała się powiewom wiatru.

- Cześć -powiedziałam z niedowierzaniem. - Co tu robisz??

- Przejeżdżałem i Cię zobaczyłem… - powiedział Shark i zawahał się przez chwilę. - Pójdziemy gdzieś?

Zamarlam. Nie chciałam okazać radości, która próbowala się ze mnie wydostać. Musialam się aż powstrzymywać od rzucenia się mu na szyję.

- Możemy pójść - odpowiedziałam lekko obojętnie, niby zastanawiając się.

Cała noc była nasza... Umierałam ze szczęścia, czując jego zapach i dotyk. Wszystkie wspomnienia ożyły… Byłam w niebie... W niebie z panem Rockiem. Knajpka, drinki, przejażdżka samochodem. Pojechaliśmy do jakiegoś lasku. Ja wysiadłam, usiadłam na masce, on podszedł. Czułam jak mi wszystko drży i jak mam chęć poczuć go w sobie. On delikatnie zaczął mnie całować i... szał... Namiętność wzięła górę. Kochaliśmy się tak, bez oporów i trosk. Było cudownie, jak kiedyś, byłam szczęśliwa... Ale noc trwa krótko, zwłaszcza latem….

*

Godzina 10:00 - praca. Kiedy weszłam, kierownik dziwnie na mnie patrzył . Ja też nie bardzo wiedziałam, jak się zachować. Poprosił mnie do siebie. Wyjaśniliśmy sytuację. Najtrudniej było mu wyznać, że jest jednak gejem, ale sam nie wie, dlaczego tak się zachował. Poprosił o dyskrecję. Uśmiechnęłam się, klepnęłam go niezręcznie po ramieniu. Wróciłam do pracy. Zresztą ta rozmowa nie zrobiła na mnie wrażenie. W głowie miałam tylko to, co było w nocy...

Myśli o NIM zawładnęły moimi zwojami, a serce zaczęło bić w przyspieszonym rytmie. Tak długo próbowałam o Nim zapomnieć i w jednej chwili wszystko zniszczyłam. Dręczące pytania kołatały się pod skronią… Po co, po co… Może mnie jednak kocha… może jednak nie…

Siedziałam tak cały dzień nieprzytomna, gapiąc się w okno, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dookoła.

Nie wiedziałam, co będzie dalej, czy to tylko chwila, czy coś więcej. Wkoło niego jak zawsze, kręciło się mnóstwo dziewczyn i nie miałam żadnej pewności, że to nie jest tylko jednorazowy poryw namiętności, chwilowa tęsknota za mną. Nie miałam odwagi pytać, nie chciałam pytać i nie oczekiwałam wyjaśnień.

Szczęście goszczące w nocy, zaczęło ustępować miejsce smutkowi. Zamyślona wróciłam do domu i wyłączyłam telefon, nie chcąc widzieć ani słyszeć nikogo.

Zaczęliśmy jednak spotykać się coraz częściej. Niby przypadkiem, niby umówieni... Zapraszał mnie do siebie na kolację, zostawałam coraz częściej na śniadanie... To mi wystarczało… Byłam szczęśliwa. Było mi dobrze i jemu też.

Pewnego ranka, kiedy leżeliśmy zmęczeni cudownym seksem, on powiedział:

- Zostań tu już na zawsze...

Zostałam. Byłam szczęśliwa… Naprawdę szczęśliwa…

Naprawdę?

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: