Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jaga Czekolada i władcy wiatru. T. 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jaga Czekolada i władcy wiatru. T. 2 - ebook

Kolejne przygody sympatycznej Jagi Czekolady.

Mija rok od niezwykłych wydarzeń w miasteczku. Mirella i Lukrecja zamknęły swoją cukiernię i odeszły, o niebezpiecznym magu Hedimie słuch zaginął, nawet Indi gdzieś zniknęła… Jaga Czekolada powoli zaczyna wierzyć, że wszystko, co się wydarzyło, było tylko wytworem jej wyobraźni. Prowadzi znów zwykłe życie nastolatki, spędzając dużo czasu z nowymi przyjaciółmi – Maksem i Zielonym Kapturem. Podczas przedwakacyjnych przygotowań do wspólnego wyjazdu znajduje podręcznik magii, a w nim tajemnicze pióro. Wkrótce znajduje identyczne w opuszczonej fabryce czekolady. Zaraz potem do pensjonatu przybywają Mirella i Lukrecja! Okazuje się, że przygody z magią nie były tylko wytworem wyobraźni Jagi, a czarodziejki z Almendurii znów potrzebują jej pomocy: kruk Zafir zniknął bez śladu, a Pierwszy Kryształ zaczyna wysyłać sygnały o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Hedim i jego sprzymierzeńcy porywają dzieci, a w zamian za ich ocalenie żądają Pierwszego Kryształu, by móc zawładnąć wszystkimi królestwami. Mirella i Lukrecja wzywają na pomoc Władców Wiatru.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-4477-7
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 w którym Lukrecja zaprzyjaźnia się z Gnomowatym Arturem, a Zafir ma kłopoty

Lukrecja miała dzisiaj ciężki dzień w Akademii Mocy Konwentu Czarodziejów Almendurii. Każdą przerwę spędzała samotnie, myśląc o tym, jak byłoby fajnie, gdyby mogła teraz bawić się z Jagodą. Ale od powrotu z Pierwszego Świata do domu minęło już wiele miesięcy i nic nie wskazywało na to, że jeszcze kiedyś spotka swoją przyjaciółkę. Tęskniła do niej, szczególnie w tak nudne dni jak ten.

Dzisiaj dziewczynka musiała zostać w szkole dłużej niż zwykle. W planach miała wizytę w bibliotece i powtarzanie do sprawdzianu z tajników mocy. Ślęczenie nad księgami nie należało do jej ulubionych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Zamiast siedzieć w wysokiej na kilka kondygnacji kamiennej komnacie wypełnionej po sufit przykurzonymi tomami, wolałaby uganiać się teraz po ogrodzie i obserwować, jak kwitną migdałowce. Ostatnia wizyta w bibliotece skończyła się dla niej nieszczęśliwie, bo dostała uczulenia, prawdopodobnie z powodu kurzu, którym pokryty był księgozbiór. Lukrecję po dwudziestu minutach spędzonych nad księgami coś zaczęło kręcić w nosie, a chwilę później nie mogła powstrzymać się od kichania. Napad kichania trwał tak długo, że w końcu zniecierpliwiony bibliotekarz polecił jednemu ze stażystów, aby ten wyprowadził ją na zewnątrz. Lu wcale nie narzekała, bo zadanie odprowadzenia jej powierzono jednemu z najprzystojniejszych uczniów. Szalało za nim pół żeńskiej części Akademii Mocy Konwentu Czarodziejów Almendurii, do której uczęszczała. Lukrecja już wcześniej marzyła, by chłopak zwrócił na nią uwagę, ale zupełnie nie wiedziała, co zrobić, aby tak się stało. Dlatego bez oporów dała się wyprowadzić na świeże powietrze, ale była tak stremowana, że nie wydusiła z siebie nawet słowa, a chłopak wręczył jej po prostu paczkę chusteczek higienicznych i natychmiast się ulotnił.

Lu zaczęła się zastanawiać, czy coś jest z nią nie tak. Koledzy oglądali się ciągle za Carmen z równoległej klasy, a na nią nawet nie spojrzeli. Może dlatego, że nosiła za długą spódnicę i włosy splecione ciasno w dwa warkocze? Ale przecież szkolny regulamin zobowiązywał wszystkie dziewczyny w szkole do ubierania się w mundurki, a spódnice powinny sięgać przynajmniej połowy kolana! Kiedy Lu zauważyła, że spódnica Carmen jest bardzo krótka, zapoznała się uważnie z zasadami obowiązującymi w Akademii. Na pewno nie dopuszczano kolorowych swetrów w miejsce ciemnoszarej peleryny w barwach szkoły! Na przykład wczoraj Carmen paradowała po szkole w żółtym kardiganie. Widać ją było na odległość. Lukrecja wreszcie odważyła się zwrócić jej uwagę.

– Przepraszam – powiedziała, kiedy spotkały się w kolejce w stołówce szkolnej. – Nie wiem, czy wiesz, że twój strój jest nieodpowiedni. Nie przestrzegasz regulaminu szkoły.

Carmen zatrzepotała rzęsami, a na twarz przywołała jeden z dyżurnych uśmiechów.

– Naprawdę? – zdumiała się i trąciła w bok jedną z koleżanek ze świty, która jej zwykle towarzyszyła. – O czym ona mówi?

– No coś ty? Carmen nie musi przestrzegać żadnych regulaminów – chórem stwierdziły dziewczyny.

Lukrecja poczuła się zbita z tropu, ale upierała się przy swoim:

– Akademia zabrania krótkich spódnic i kolorowych sweterków.

– Ach, o to chodzi! O to, że żółty kardigan jest fajniejszy od nudnej, szarej peleryny? – uszczypliwie skomentowała Carmen. – Jeśli chcesz się poskarżyć, to pamiętaj, że na lekcje zakładam pelerynę. A jeśli zazdrościsz, proponuję wizytę u stylisty.

Grupa otaczająca Carmen zachichotała jadowicie, a ona sama wyciągnęła z kieszeni małe zawiniątko, które okazało się okryciem w barwach szkoły.

Ta sztuczka całkiem zaskoczyła Lukrecję, która nie potrafiła jeszcze pomniejszać przedmiotów. Jedna z koleżanek ze świty Carmen odciągnęła osłupiałą Lu na bok i poinformowała ją:

– Carmen ma specjalne prawa w Akademii. Jej rodzice byli w gronie założycieli szkoły! Wybacz, ale to twoje zachowanie jest niestosowne! A teraz zmykaj. I żeby to się więcej nie powtórzyło!

Tego dnia Lukrecja nie zjadła obiadu, chociaż były jej ulubione placuszki z dynią. Powlekła się do biblioteki, zastanawiając się, czy nie powinna zaryzykować i zacząć odważniej się ubierać. Może wreszcie zostanie zauważona? Musi o tym pomyśleć. W końcu jej mama też jest ważną personą w Almendurii.

Dzisiaj nie zastała w bibliotece przystojnego stażysty. Czasami uczniowie pracowali poza czytelnią, w magazynie albo w sekcji katalogowania zbiorów. Lu też zdarzało się tam zaglądać. Lubiła wędrówki po bibliotecznej antresoli wśród szafek wypełnionych fiszkami. Często udawała, że pilnie czegoś szuka, ale tak naprawdę patrzyła z góry, co dzieje się w czytelni. To był najlepszy punkt obserwacyjny. Przyglądała się czytelnikom siedzącym wśród potężnych regałów wypełnionych księgami. Wyglądali tak niepozornie, zgarbieni przy szerokich stołach oświetlonych miedzianymi lampkami! Podglądała dostojnych profesorów zajmujących specjalnie dla nich wydzieloną strefę, którzy jej zdaniem tylko symulowali czytanie, a w rzeczywistości przysypiali lub gapili się w okno. Albo dziewczyny ukrywające kolorowe czasopisma o modzie pod ciężkimi księgami zaklęć. Carmen robiła to bezustannie, na pewno stamtąd ściągnęła pomysły na kolorowe sweterki.

Tego popołudnia Lukrecja jednak nie mogła się bawić w podglądanie. Wyznaczyła sobie trudne i nudne zadanie i czekało ją siedzenie z nosem w książce. Na jutro zapowiedziano sprawdzian z tajników mocy, do którego materiały mogła znaleźć jedynie w podręczniku ABC dla młodych czarodziejek. Normalnie uczyłaby się w domu, bo każdy uczeń Akademii Mocy miał obowiązek posiadać własny egzemplarz. Ale tym razem to nie było możliwe. Podręcznik Lukrecji przepadł bez wieści. Prawdopodobnie zaginął podczas wyprawy do Pierwszego Świata. Lu przypuszczała, że cały czas znajduje się na alei Tulipanów, w pokoju Jagody. Odkąd wróciły z Mirellą z Pierwszego Świata, dziewczynka nie przyznała się do zguby i sprytnie tuszowała brak książki wypadami do biblioteki. To tylko częściowo rozwiązywało sprawę. Lukrecja wraz z podręcznikiem straciła coś znacznie ważniejszego. Do każdego egzemplarza obowiązkowo wgrywano głosy adeptów czarodziejstwa i ich najbliższych. Głosy członków rodziny miały zabezpieczać uczniów przed złymi intencjami przeciwników Konwentu, których w ostatnich latach przybyło. Lukrecja była pozbawiona tej ochrony. Na dodatek w podręczniku zostało jej magiczne pióro, którego używała w sytuacjach awaryjnych, kiedy nie miała czasu się uczyć albo posprzątać pokoju. Wydawała wtedy krótkie polecenie, a pióro błyskawicznie wykonywało zadanie.

Lu przypuszczała, że sprawa zagubionego podręcznika prędzej czy później wyjdzie na jaw, a ona dostanie burę, za to na powrót otrzyma ochronę. Na razie jednak udawało się odwlec ten moment. Jeszcze w Almendurii obiecała mamie, że nie będzie narażała mieszkańców domu przy alei Tulipanów na niebezpieczeństwo i zabierze z powrotem wszystko, co może być kojarzone z czarami. Mama zrobiła tylko jeden wyjątek – w Pierwszym Świecie został jej ukochany legwan Indi. Lu rozumiała, dlaczego Mirella podarowała go Jagodzie – chciała ją chronić i być na bieżąco informowana, co dzieje się przy alei Tulipanów. Konwent nie miał pewności, czy Hedim, z którym czarodziejki rozprawiły się dzięki wsparciu Jagi, nie wróci i nie zaatakuje ponownie. A wtedy liczyłyby się minuty, aby odpowiednio zareagować. Pierwszy Kryształ, gwarantujący bezpieczeństwo Almendurii i Pierwszemu Światu, o który tak zaciekle walczył Hedim, spoczywał teraz bezpiecznie w sejfie Konwentu i nie sygnalizował nowych zagrożeń. Mimo to Mirella niepokoiła się.

– Przypuszczam, że Pierwszy Kryształ się rozleniwił – powtarzała. – Niewiele może nam pomóc. Pozostaje nam więc liczyć na Indiego.

Minęło kilka tygodni i legwan przestał się odzywać. Dotąd regularnie otrzymywały od niego wiadomości, których dostarczały im ptaki kursujące pomiędzy Almendurią a Pierwszym Światem. Indi wprawdzie nie umiał ani pisać, ani mówić w języku ludzi, jednak dobrze ich rozumiał. Sobie znanym sposobem wydrapywał na korze drzew znaki, a potem, kiedy listy dotarły już do Almendurii, zaprzyjaźnione z Mirellą zwierzęta tłumaczyły przekaz Indiego.

– Musimy wierzyć, że Indi ma się dobrze – pocieszała Lukrecję mama. – Pewnie załatwia swoje jaszczurcze sprawy.

Lu wcale nie czuła się uspokojona. Do tego tęskniła za Indim. Brakowało jej komicznych min zwierzaka, jego wiecznych psikusów i wspólnych zabaw. Nawet teraz, tutaj, w bibliotece, mogliby sobie siedzieć razem. Czytelnicy mieli zgodę władz biblioteki na przyprowadzanie do niej swoich pupili, więc można tu było spotkać najdziwniejsze zwierzaki. Jakiś czas temu Lukrecja widziała jeżozwierza, a innym razem uroczą ryjówkę. Zazwyczaj miło było oglądać wszystkie te stworzenia, siedzące grzecznie przy nogach swoich właścicieli, ale dzisiaj Lu czuła się zrezygnowana i przytłoczona swoją samotnością. Ulokowała się w kącie czytelni, w ulubionym miejscu pod oknem, i w końcu otworzyła wypożyczony podręcznik.

„Niepotrzebnie narzekam – pomyślała. – Jest całkiem miło. Mam tu święty spokój i może nawet czegoś się nauczę”.

Nie zdążyła przeczytać ani jednej strony lektury, kiedy w pobliżu usłyszała rumor i huk. Lukrecja rozpoznała sprawcę natychmiast. To był Gnomowaty Artur, uczeń tej samej klasy, obładowany wielkim szkolnym workiem i stertą ksiąg. Usiłował właśnie pozbierać kilka potężnych tomów rozrzuconych po wypolerowanej dębowej podłodze. Artur był dość tęgi i bez przerwy pociągał nosem, niezależnie od sytuacji i miejsca, w którym się znajdował. Robił to tak głośno i obrzydliwie, że większość uczniów starała się unikać jego towarzystwa. Lukrecja nie znała za dobrze Artura, prawdę mówiąc, nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz z nim rozmawiała. Dlatego nie była szczęśliwa, gdy wreszcie się pozbierał i, chociaż wokół pełno było wolnych miejsc, wybrał to tuż obok niej. Chłopak sapnął w jej kierunku ciche „siema”, a Lu skurczyła się w sobie i postanowiła udawać, że jej sąsiad nie istnieje. Jeszcze któryś z przystojnych bibliotecznych pomyśli, że ona lubi takie towarzystwo, i dopiero będzie!

Artur ułożył przed sobą kilka wielkich ksiąg, które przytaszczył tu z niemałym trudem. Potem wyjął ze szkolnego worka dwa metalowe pudełka i ustawił je w pobliżu książek. Lu obserwowała jego poczynania kątem oka. W ogóle nie mogła się skupić, bo chłopak najpierw zaczął toczyć jedno pudełko w kierunku stosu ksiąg, a kiedy już upadło i wydało metaliczny odgłos, zrobił to samo z drugim. Po chwili dziewczynka zorientowała się, że Artur w ten sposób stara się przyciągnąć jej uwagę. Wróciła więc natychmiast do lektury i postawiła wypożyczony podręcznik na stole w taki sposób, że stał się parawanem odgradzającym ją od sąsiada. Tego było trzeba Arturowi! Perfekcyjna sytuacja, aby wciągnąć Lu w rozmowę! Zaczął jej przyganiać gderliwym tonem:

– Czy nie za późno wzięłaś się za naukę do testu z tajników mocy? Przecież Mocarz zapowiedział go dwa tygodnie temu!

Lukrecja pomyślała o wykładającym ten przedmiot chudym profesorze w pumpiastych spodniach, którego nazywano w szkole Mocarzem, i zaniepokoiła się.

– Myślisz, że nie uda mi się przygotować do sprawdzianu w ciągu jednego dnia? – zapytała wystraszona.

– Jasne, że nie! Musiałabyś być geniuszem. Trzeba wkuć na pamięć ze dwadzieścia przepisów. A każdy ma co najmniej dziesięć stron! Chyba kojarzysz, co mówił Mocarz? – odrzekł i dodał triumfalnie: – Nie nabędzie mocy ten, kto chce poświęcić na studiowanie tajników piętnaście minut.

Lukrecja skrzywiła się i mruknęła niechętnie:

– Nigdy nie mów nigdy! Właśnie zaczynam się uczyć. Dawno nie miałam w rękach tego podręcznika, więc proszę o ciszę.

W popłochu rzuciła się do kartkowania wypożyczonej księgi.

– Luz, nie powiem nikomu, że nie masz własnej – wycedził Artur.

Lu oblał zimny pot ze strachu, ale postanowiła udawać twardzielkę. Wzruszyła więc ramionami i nie reagowała na zaczepki kolegi. Ten spróbował podejść ją z innej strony:

– Mogę ci pomóc. Mam superściągi – oświadczył dumnie i wyciągnął z worka pokaźny plik kartek. – Znam też sposób, jak szybko nauczyć się przepisów – dodał z tajemniczym uśmiechem.

Dziewczynka z zainteresowaniem przyjrzała się Arturowi, zdziwiona, że tak zabiega o jej uwagę.

– Dobra – zgodziła się. – Pokaż, co tam naprawdę masz. – Musiała ściszyć głos, bo bibliotekarz ukryty za wysokim biurkiem stojącym na podium zaczynał powoli interesować się ich dwójką.

Kiedy Artur podsunął Lukrecji swoje notatki, przejrzała je błyskawicznie, usiłując ocenić ich przydatność do jutrzejszego testu.

– Niezłe są – potwierdziła, spoglądając na karty zapisane okrągłym i starannym pismem. – Co za nie chcesz? – zapytała rzeczowo.

– Prawie nic. Obejrzyj ze mną moją kolekcję owadów – wyjaśnił chłopak i popukał w jedno z metalowych pudełek.

Lukrecja zawahała się przez chwilę, bo propozycja była dość dziwaczna. Ponieważ jednak Indi często uganiał się za różnego rodzaju robakami i dziewczynka była przyzwyczajona do ich widoku, powiedziała:

– Zgoda. Ale pod warunkiem że nie będę musiała dotykać tych okropnych robali.

– Moja kolekcja składa się z samych szlachetnych okazów. Nie mam robali! – obruszył się Artur i z namaszczeniem podniósł jedno z pudełek.

Lu zauważyła, że w wieczku wycięte są otworki. Zainteresowało ją to bardzo.

Artur bardzo ostrożnie zdjął pokrywkę.

Dziewczynka pochyliła się w kierunku pojemnika. Ze środka bił blask, który rozlewał się w mrokach biblioteki na stół i otaczające ich ściany. Jednak Lu nie mogła dostrzec, co znajduje się wewnątrz.

– Och! Przestań! – szepnął Artur w kierunku pudełka. – Wszystko w porządku. To przyjaciel! – Przykręcił pokrywkę i rzekł: – Poczekajmy. Dajmy jej chwilę. Zasłania się blaskiem, kiedy wyczuwa niebezpieczeństwo.

Lukrecja nie zdziwiła się wcale i przyjęła całą sytuację ze spokojem. W końcu oboje uczęszczali do Akademii Mocy Konwentu Czarodziejów Almendurii! Martwiła się tylko, że bibliotekarz nadal ich obserwuje.

Po chwili Artur ponownie otworzył puszkę, a Lukrecja wreszcie mogła dojrzeć, co znajduje się w środku.

Owad przypatrywał się jej olbrzymimi, wyłupiastymi oczami, których jaskrawofioletowa barwa wprawiła Lu w osłupienie. Spojrzenie dwóch par wielgachnych oczu świdrowało dziewczynkę niemal na wylot.

– A fu! – wrzasnęła, próbując z trudem stłumić swoją zbyt głośną reakcję. – To jakieś dziwadło!

– Cicho… – zganił ją Artur, ale było już za późno. W ich kierunku nadciągał właśnie pracownik czytelni.

Artur zręcznym ruchem zakręcił wieczko i wrzucił pudełko z owadem do worka stojącego pod stołem. Niepostrzeżenie sięgnął po drugi pojemnik znajdujący się w pobliżu książek.

– Tu jest zdecydowanie za głośno! – stwierdził bibliotekarz, stając obok nich. – Czytelnia to miejsce skupienia. Jeśli nie macie tutaj nic do roboty, zapraszam innym razem.

– My tylko badamy owady na lekcję historii naturalnej – wyjaśnił Artur i sięgnął po jedną z ksiąg, na grzbiecie której widniał napis Historia naturalna owadów.

– No tak – mruknął pracownik i oświadczył: – Skoncentrujcie się na lekturze, biblioteka nie jest miejscem na zabawę! Zanim jednak w końcu wsadzicie nosy w książki, powiedzcie mi, co w ogóle zawiera ta puszka – zainteresował się nagle.

– Znajdują się w niej rzadkie okazy insektów do ścisłej obserwacji – wyjaśnił Artur.

– Zabrania się wypuszczania owadów w bibliotece – stwierdził zdecydowanie bibliotekarz.

– Przecież, zgodnie z regulaminem, możemy przynosić nasze zwierzaki do czytelni – przypomniała nieśmiało Lukrecja. – Ostatnio widziałam tu ryjówkę.

– Oczywiście – potwierdził mężczyzna. – Ale, po pierwsze, należy je zgłosić obsłudze przy wejściu. A po drugie, nie można zakłócać pracy innym. Teraz muszę zbadać zawartość pudełka. Może być groźna dla księgozbioru.

– Proszę bardzo – flegmatycznie odparł Artur i pociągnął głośno nosem. – Tylko że ja nie będę za to odpowiadał, jeśli śmierdziele rozlezą się po całej bibliotece!

– Śmierdziele, czyli pluskwiaki? Ależ one są na liście insektów zakazanych w Akademii Mocy! Przynieśliście do Królewskiej Biblioteki imienia Najwyższego Zgromadzenia Almendurii owady, które wyklucza regulamin! – odrzekł oburzony bibliotekarz.

– A co jest dozwolone? – mruknął Artur. – Mogę pokazać panu mojego bździucha. Jest uroczy!

– Nie ma takiej potrzeby – odparł mężczyzna. – Po prostu opuśćcie gmach w trybie natychmiastowym. I żeby nie było zaskoczenia – otrzymacie upomnienie w szkolnym dzienniku.

Lukrecja skrzywiła się i spojrzała z wyrzutem na Artura, który sapiąc i pociągając nosem, zbierał się do wyjścia.

Chcąc nie chcąc, złożyła swoje rzeczy i oboje pomaszerowali w kierunku głównego holu. Oddali wypożyczone wcześniej książki, przebrnęli przez szeroki korytarz, gdzie panowała taka cisza, że od każdego ich kroku niosło się potężne echo, i wreszcie wyszli na dziedziniec. Zalało ich popołudniowe słońce, które po mrocznym wnętrzu biblioteki wydało im się tak zaskakująco jasne, że oboje zmrużyli oczy.

Artur zajął najbliższą ławkę stojącą na placu, a Lukrecja klapnęła obok niego.

– Dlaczego powiedziałeś mu o śmierdzielach? – zapytała. – Przecież było wiadomo, że się wścieknie! Nie udawaj, że nie wiedziałeś, że są zakazane!

– Nie ma żadnych śmierdzieli. To podpucha – wyjaśnił chłopak. – Mam tylko pojemnik z ważką. A w drugim przechowuję pokarm dla niej.

Otworzył drugie pudełko i Lu przekonała się, że wewnątrz kłębi się mnóstwo mikroskopijnych robaczków.

– Jednak masz robale. Ohyda – stwierdziła dziewczynka z westchnieniem i wycedziła: – Mogłeś mu pokazać ważkę. Nie dostalibyśmy nagany.

– Nie byłbym taki pewny. Niektórzy czarodzieje uważają, że ważki są posłańcami złych mocy – odparł Artur. – Ty też przestraszyłaś się jej oczu.

Lukrecja nachmurzyła się.

– Uwielbiam patrzeć na ważki, są takie zwinne i szybkie… Piękne jak wróżki… – rozmarzył się chłopak.

– Ale twoja wyglądała całkiem inaczej niż te, które znam i widuję nad stawem. Była taka złowroga i niebezpieczna. Patrzyła na mnie tymi fioletowymi ślepiami i poczułam, że chce mnie przestraszyć – wyrzuciła z siebie.

Chłopak zachichotał, a potem porządnie pociągnął nosem.

– Przesadzasz. Jej oczy wcale nie są większe niż u innych ważek – wyjaśnił i dodał: – Na pewno nie chciała cię przerazić. Sama jest zestresowana.

– Zestresowana? – zainteresowała się Lu. – Dlaczego?

– Słuchaj uważnie – powiedział szeptem Artur i na znak, że sytuacja jest poważna, świsnął nosem. – Zdradzę ci moją tajemnicę.

Dziewczynka przysunęła się nieco bliżej. Ale Gnomowaty Artur nadal był tym samym dziwacznym chłopakiem, którego jeszcze kilka kwadransów wcześniej starała się unikać, więc nie chciała się zbytnio zaprzyjaźniać.

– To nie jest zwykła ważka. Należy do Władców Wiatru – obwieścił wreszcie Artur. – Dlatego nie mogłem jej pokazać w bibliotece.

– Każda ważka jest taka sama. Czy należy do Władców Wiatru, czy nie – upierała się Lukrecja.

– Moja jest dużo mniejsza i ma całkiem złote skrzydła – odrzekł Artur. – I potrafi zasłonić się blaskiem przed intruzami. A jeśli nie wierzysz, że jest wyjątkowa, to przeczytaj to. – Sięgnął do worka i wyciągnął jakiś świstek.

– Co to jest? – zapytała Lukrecja.

– Fragment gazety – wyjaśnił chłopak. – Zdobyczne. Znalazłem go w czytelni, kiedy szukałem informacji o Władcach Wiatru. Jak myślisz, po co dźwigałbym takie ciężkie tomy?

– Myślałam, że douczasz się na klasówkę, aby zabłysnąć przed Mocarzem – stwierdziła Lukrecja.

– Na Mocarza mam swoje sposoby – odrzekł pewnie Artur.

Lu wzięła do ręki skrawek papieru i obejrzała go ze wszystkich stron.

– To naprawdę kawałek gazety! – rzekła zdumiona i pokazała na winietę magazynu, widoczną na wydartym strzępie. – Zniszczyłeś rocznik z „Gazetą Almendurii”? To dopiero chłopaki z biblioteki się wkurzą.

Artur sapnął głęboko, ale po chwili stwierdził z szelmowskim uśmieszkiem:

– To nie był rocznik, co najwyżej kwartalnik! Teraz jesteś moją wspólniczką. Nie możesz mnie wydać! Ale słuchaj uważnie, a wszystko zrozumiesz: „Władcy Wiatru poszukują Złotej Ważki, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach podczas sprzątania ogródka botanicznego. Ważka łatwo wpada w nerwicę i jest uczulona na kwiaty heliotropu. Należy więc trzymać ją z dala od tej rośliny. Uczciwy znalazca może liczyć na hojną nagrodę. Prosimy o pilny kontakt. Złota Ważka nie powinna długo przebywać poza ogrodem” – odczytał pospiesznie Artur.

– Więc rzeczywiście ważka nie należy do ciebie… – zauważyła zaskoczona Lukrecja. – Nie wiem, skąd ją masz, ale zdecydowanie powinieneś oddać ją właścicielom.

– Jasne. Lecę już do Władców Wiatru i pozbywam się czegoś tak niewiarygodnie cennego. Być może najcenniejszego w całym moim życiu – huknął chłopak i spojrzał nieprzyjaźnie na Lu.

Dziewczynka zmarszczyła brwi i zacisnęła mocno usta. Nie zwracając uwagi na Artura, pogrążyła się w lekturze artykułu. Po chwili wyszeptała przerażonym głosem:

– Artur, oni tu piszą, że Zafir odejdzie od nas na zawsze. Nikt nie potrafi zdjąć z niego zaklęcia!

– Myślałem, że wiesz – powiedział chłopak. – Cała Almenduria o tym gada.

– Nie miałam pojęcia – odrzekła Lu i ukryła twarz w dłoniach.

Poczuła się okropnie. Nie wiedziała, że Zafir jest w niebezpieczeństwie. Dowiedziała się o tym przypadkowo, i to za sprawą Gnomowatego Artura, którego, delikatnie mówiąc, dotąd nie poważała!

Nagle ogarnęła ją złość na mamę za to, że ukrywała przed nią tak ważną wiadomość. Ale może sama powinna była się domyślić, bo kruk nie pojawiał się u nich od pewnego czasu, a Mirella wydawała się jakaś nieobecna.

– Ostatnio nie mam farta – powiedziała nagle, zwracając się do Artura, a ten zastrzygł natychmiast uszami. – Poznaję kogoś i zaraz muszę się z nim żegnać – ciągnęła.

Chłopak patrzył na nią z uwagą, ale niewiele rozumiał. Wtedy Lu odważyła się opowiedzieć mu o podróży do Pierwszego Świata i o przyjaźni z Jagodą.

– Byłaś w Pierwszym Świecie? – Artur aż gwizdnął z zachwytu. – I rozmawiałaś z ludźmi? Mieszkałaś z nimi? Naprawdę?!

Lukrecja pokiwała głową twierdząco, ale dalej siedziała wpatrzona w skrawek gazety i informację o Zafirze. Artur nie mógł się opanować i trajkotał bez przerwy:

– Wszyscy o tym marzą, a ty to zrobiłaś! Nie do wiary! No i jak jest w Pierwszym Świecie?

Lu wzruszyła ramionami, udając, że cała sprawa niewiele ją obeszła.

– Normalnie. Tylko wszyscy ciągle gdzieś się spieszą. Nie mają na nic czasu.

– Może nie widzieli nigdy kwitnących migdałowców? I nie wiedzą, jak fajnie jest po prostu siedzieć i patrzeć na płatki spadające powoli na ziemię – mówił chłopiec.

– No pewnie, że nie mają migdałowców! – przytaknęła Lukrecja.

Artur pokiwał ze zrozumieniem głową i zapytał:

– A ta twoja Jagoda? Jaka ona jest?

Lukrecja zamknęła na chwilę oczy. Przypomniała sobie najlepsze chwile spędzone z Jagą. Zobaczyła, jak siedzą obie w kuchni i razem z Mirellą przygotowują babeczki, potem mama pozwala im zjeść po jednej. Babeczki są jeszcze ciepłe, czekoladowe nadzienie rozpływa im się w ustach i po chwili obie są całkiem umorusane. Lu czuje w ustach słodki smak płynnej czekolady i uśmiecha się do siebie. Innym razem czytają wspólnie ABC dla młodych czarodziejek i Jaga dziwi się, że w jej szkole uczą zupełnie innych przedmiotów. A potem robi wielkie oczy, kiedy dowiaduje się, że Lu kiedyś zostanie prawdziwą czarodziejką.

Minęła dobra chwila, zanim Lukrecja uświadomiła sobie, że nadal jest w towarzystwie Gnomowatego Artura, który z niecierpliwością dopytywał o Jagodę.

– Jagoda Nugat jest wyjątkowa. Pięknie gra na pianinie. To moja przyjaciółka – powiedziała wreszcie i poczuła, jak wilgotnieją jej oczy.

Artur patrzył na Lukrecję zmieszany.

– Czy my, mieszkańcy Almendurii, możemy mieć przyjaciół w Pierwszym Świecie? – zapytał.

– Nie słyszałam o żadnym zakazie. Chyba że pojawiło się jakieś nowe rozporządzenie, o którym nic nie wiem – odrzekła Lu i wstała energicznie z ławki.

– Skoro tak, to nie masz się czym martwić – odrzekł chłopak. – Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko. Coś mi mówi, że ty i ta Jaga jeszcze się spotkacie.

Lu pomyślała, że czas pożegnać się z Arturem. Wkurzało ją jego wścibstwo, no i nie mogła dopuścić, aby wiedział o niej zbyt wiele.

– Muszę lecieć. Dzięki… – powiedziała – …no wiesz, za informację o Zafirze i w ogóle za notatki.

Artur posmutniał, ale zaraz skoczył na równe nogi i tym razem bez głośnego smarkania oświadczył:

– Nie tak szybko. W końcu obiecałem, że poznasz sposób, jak błyskawicznie przygotować się do testu u Mocarza.

Lukrecja potrząsnęła plikiem notatek i uśmiechnęła się.

– Chyba już tu wszystko mam. Teraz muszę zakuwać.

Chłopak sięgnął do swojego przepastnego worka i wyjął z niego niewielkich rozmiarów piórnik.

– To nie będzie konieczne. A poza tym i tak nie zdążysz się nauczyć. Nie jesteś przecież geniuszem – stwierdził i zachichotał złośliwie.

Lukrecja pokazała mu język i już miała odwrócić się na pięcie, kiedy Artur złapał ją za ramię i oznajmił:

– Pożyczę ci mój pisak. Jest nadzwyczajny.

– Pisak? – zdziwiła się Lu. – Mam mnóstwo własnych. Przywiozłam z Pierwszego Świata zapas długopisów i gumek do ścierania. Mam nawet ścieralny długopis!

– Pisz, czym chcesz. Nie znam się na ścieralnych długopisach. Ale jedno mogę ci obiecać: tylko mój pisak sprawi, że na jutro będziesz wykuta ze wszystkich mocy!

– Nie wierzę – stwierdziła Lukrecja i zaśmiała się. – To byłoby zbyt piękne nauczyć się do klasówki u Mocarza w ciągu jednego wieczora! Nawet czarodzieje w Almendurii nie mogliby wymyślić czegoś podobnego.

– Radzę spróbować. Tym. – Chłopak wręczył jej pokaźnych rozmiarów pisak, który przed chwilą wydobył z piórnika. – Zapisz na kartce temat, którego się chcesz nauczyć, a natychmiast wszystko samo wejdzie ci do głowy.

Pisak przypominał wieczne pióro. Wykonany był z masy w kolorze butelkowej zieleni i zakończony srebrzystą stalówką. Zamykała go skuwka, na boku której wyryto symbole przedstawiające miniaturowe fale i jeszcze mniejsze ptaki.

Lukrecję urzekły wizerunki ptaków na skuwce. Mimo że były tycie, Lu miała wrażenie, że bardzo przypominają Zafira.

– Co oznaczają te ptaki? – zapytała Gnomowatego Artura.

Chłopak łypnął na nią uważnie, potem rozejrzał się na wszystkie strony i prawie bezgłośnie odrzekł:

– To symbol mocy zmienności.

Lukrecja wzruszyła ramionami i powiedziała:

– Wiesz, że nie przygotowałam się na test do Mocarza, więc nie mam pojęcia, co to jest moc zmienności.

– Moc zmienności oznacza, że wszystko, co nas otacza, jest niejednostajne i niestałe. Nawet my.

– Ściemniasz. – Lukrecja się rozzłościła. – Chcesz mnie przekonać, że możemy się zmienić, w kogo chcemy?

– Musisz poznać wszystkie moce, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie – stwierdził spokojnie Gnomowaty Artur i znowu zajął się swoimi metalowymi pudełkami.

Dziewczynka przez chwilę obracała nerwowo w dłoni pisak, aż jego powierzchnia zaczęła iskrzyć.

– Ej! To pióro jest niebezpieczne! Spójrz! – wrzasnęła. – Za chwilę spłonie! Albo wznieci pożar!

– Nic się martw. Zawsze tak iskrzy, kiedy czuje, że zabiera się do pracy – wyjaśnił Artur.

Lukrecja stwierdziła, że to najlepszy moment, aby się pożegnać.

– Robi się późno. Wezmę ten pisak i przekonam się, czy mówisz prawdę – zgodziła się wreszcie. – Ale teraz muszę już lecieć. Chcę jak najszybciej pogadać z mamą o Zafirze. Sam rozumiesz: sytuacja jest poważna!

– Jasne. Uważaj na ten pisak. To cenna rzecz – przypomniał jej chłopak. – Trzymaj go zawsze w ukryciu i nie pokazuj obcym.

Lukrecja schowała go do torby i już miała odchodzić, kiedy Artur dorzucił:

– Wiesz oczywiście, że Złota Ważka Władców Wiatru może pomóc Zafirowi?

Dziewczynka zatrzymała się zaskoczona.

– Nic o tym nie wiem – rzekła z niepokojem.

– Gdybyś uważnie przeczytała artykuł – Artur zamachał jej przed nosem postrzępionym kawałkiem gazety – wiedziałabyś, o co chodzi!

Lukrecja wzruszyła ramionami i rzuciła zasłyszane w Pierwszym Świecie słówko:

– Spadam!

– Pamiętaj! Złota Ważka Władców Wiatru i heliotrop. Powtórz to Mirelli. Na pewno zrozumie! – krzyknął za nią Artur.

Lu już nie słuchała. Pognała przed siebie, zwinnie omijając kwietniki rozstawione gęsto na dziedzińcu. Po chwili zniknęła za ciężką, kutą bramą, która strzegła terenu wokół Biblioteki im. Najwyższego Zgromadzenia Almendurii, i Artur stracił ją z oczu.

Dziewczynka dotarła do domu. Bardzo jej się spieszyło, aby porozmawiać z mamą, więc ominęła schody i wskoczyła do baszty przez okno na pierwszym piętrze. Nikomu nie zamierzała się chwalić, ale przypomniała sobie kilka sztuczek, dzięki którym można błyskawicznie przemieszczać się w przestrzeni.

Kiedy znalazła się na piętrze, zastała Mirellę w kuchni. Mama siedziała przy stole, trzymając w rękach ulubiony kubek, i zdawało się, że patrzy gdzieś daleko przed siebie.

– Jesteś! – Ucieszyła się na widok Lukrecji. Czarodziejka za nic nie chciała obarczać córki kłopotami dorosłych, więc próbowała wykrzesać z siebie entuzjazm.

– Jak poszły zmagania z teorią mocy? Jesteś gotowa na jutrzejszy sprawdzian? – zapytała.

– Całkiem nieźle. Ale nie wiem, czy to wystarczy – przyznała Lu.

– Czy to prawda, że Olivier Paz, mój dawny kolega z Akademii, jest bardzo wymagającym nauczycielem? – dopytywała mama.

– Mocarz, taką ma ksywkę, daje nam nieźle popalić. To straszna piła – zwierzyła się jej Lukrecja.

– Zawsze taki był. Do tego nosił pumpiaste spodnie, w których przypominał nieco Aladyna – Mirelli zebrało się na wspomnienia.

Roześmiały się obie, ale zaraz umilkły i każda z nich pogrążyła się w swoich myślach.

– Nadal nie mam sygnału od Indiego – powiedziała nagle Mirella.

Lukrecja podeszła blisko, położyła rękę na jej dłoni i szepnęła:

– Nie martw się, mamo. Indi jest sprytny i da sobie radę. Spotkamy się z nim, jak pozałatwia wszystkie swoje jaszczurcze sprawy. Porozmawiajmy lepiej o Zafirze. Nie widziałam go od wielu tygodni. Co u niego?

Zafir, przywódca ptasiego stada, który pomagał im w ekspedycji do Pierwszego Świata, a po powrocie często odwiedzał basztę, zasługiwał na miano przyjaciela rodziny. Zwykle przylatywał popołudniami, przysiadał na kamiennym parapecie okna na najwyższym piętrze i czekał, aż Mirella je uchyli. Wtedy mógł swobodnie dostać się do środka.

Mirella wiedziała, że dłużej nie może ukrywać przed Lu prawdy na temat Zafira. Spodziewała się, że skoro cała Almenduria aż huczy od plotek, to dziewczynka z pewnością usłyszała to i owo w szkole i zacznie zadawać pytania.

Wstała z krzesła, uścisnęła dłonie córki i wyjaśniła:

– Posłuchaj, córeczko. Zafir ma kłopoty, dlatego ostatnio go nie widujesz.

– Opowiedz mi o tym – poprosiła Lu. – Nie chcę słuchać plotek.

Mirella uśmiechnęła się smutno, westchnęła głęboko i rozpoczęła opowieść:

– Zafir i ja zaprzyjaźniliśmy się wiele, wiele lat temu. Pierwszy raz spotkaliśmy się, kiedy byliśmy bardzo młodzi i studiowaliśmy na almendurskiej Akademii. Szybko staliśmy się nierozłączni. Trzymaliśmy się we troje z koleżanką z tego samego roku studenckiego – Aurą. Nie spotkałaś jej nigdy. Aura zrezygnowała z czarodziejstwa i zniknęła z Almendurii. Mieszka gdzieś daleko na małej wyspie i nie chce mieć nic wspólnego z naszym światem. Zanim to się jednak stało, cała nasza trójka rozpoczęła pracę dla Konwentu. Mieliśmy mnóstwo energii. Z pomocą innych postępowych czarodziejów wprowadziliśmy wiele zmian w Almendurii. Ale nie wszystkim się to podobało. Zafir naraził się naszym przeciwnikom najbardziej.

– Poczekaj. – Lukrecja przerwała Mirelli. – Więc Zafir był jednym z nas?

– Tak – potwierdziła mama. – Był czarodziejem, dopóki Chmurnicy nie rzucili na niego klątwy.

– Klątwa Chmurników? – zapytała Lu wyraźnie zaskoczona. – Nigdy o tym nie słyszałam.

– Chmurnicy wspierają Władców Wiatru, którzy kontrolują wszystko, co dzieje się w powietrzu. Po zdarzeniu z Zafirem Konwent zakazał Chmurnikom przebywania w Almendurii. To zdradliwe istoty. Specjalizują się w sprowadzaniu burz i nawałnic. Przez kilkadziesiąt lat niszczyli w ten sposób nasze uprawy migdałowców. Dlatego w końcu ich przegnano – powiedziała Mirella i zamyśliła się. – Za późno. Zdążyli wyrządzić krzywdę Zafirowi. Zamienili go w ptaka. Miał sporo szczęścia, bo przybrał postać kruka, a potem wybrano go na przywódcę stada.

Lu przytuliła się do mamy, a ta mówiła dalej o tym, że teraz Zafir potrzebuje pomocy, bo zgodnie z przepowiednią wkrótce ma odejść z Almendurii na zawsze.

Lu martwiła się o kruka, ale jeszcze bardziej niepokoiła się o mamę, która przeraźliwie posmutniała i uparcie patrzyła w okno. Co się stało z tą energiczną czarodziejką z głową pełną pomysłów?

Wtedy jak echo wróciły do niej słowa Gnomowatego Artura: ZŁOTA WAŻKA I HELIOTROP!

Skoczyła na równe nogi i zawołała na całe gardło:

– Chyba wiem, jak możemy pomóc Zafirowi! Musimy znaleźć Złotą Ważkę i ziele heliotropu!

Mirella spojrzała na nią uważnie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– Widzę, że mimo wszystko uważałaś na lekcjach mocy. Profesor Paz będzie z ciebie zadowolony!

– Mocarz, mamo! Nazywamy go Mocarzem – poprawiła ją Lu i wtedy przypomniała sobie o jutrzejszym teście, do którego nawet nie zaczęła się uczyć. Może obecność magicznego pisaka Artura rzeczywiście spowoduje przypływ wiedzy?

– W porządku – zgodziła się Mirella. – Będę nazywać Oliviera Mocarzem. – I dodała: – Złota Ważka przywraca długowieczność, a heliotrop oczyszcza ciało. Ale ich znalezienie graniczy obecnie z cudem.

Lukrecja uśmiechnęła się szeroko i ku zaskoczeniu Mirelli oświadczyła:

– Znam kogoś, kto stał się chwilowo właścicielem Złotej Ważki!

– Złota Ważka należy wyłącznie do Władców Wiatru – odrzekła mama. – A tych nie spodziewam się szybko odszukać. Nawet my, czarodzieje, mamy niewielkie szanse na spotkanie ich w całym naszym długim życiu.

– Ale ja widziałam Złotą Ważkę, mamo – upierała się Lukrecja. – Dzisiaj w bibliotece! Artur, mój kolega z klasy, trzyma ją zamkniętą w metalowej puszce.

Mirella pokręciła głową.

– To niebezpieczne.

– Więc mi wierzysz! – ucieszyła się Lu.

Mama nie potwierdziła, ale nadal ostrzegała córkę:

– Jad, który wydziela ważka, może uzdrowić Zafira, ale innych czarodziejów, szczególnie bezbronnych i tych pozbawionych podręcznika magii, może zabić. Nie wolno nam zbliżać się do tego owada bez wiedzy Władców Wiatru.

Lukrecja zrobiła się czerwona na twarzy, bo było jasne, że mama wie o zagubionej książce.

Mirella nie czekała na jej odpowiedź.

– Wiem o twojej zgubie od dawna – oświadczyła. – Czekałam, kiedy sama mi powiesz. Ale skoro dowiedziałam się o Złotej Ważce, to już wielki postęp! Pamiętaj jednak, nie waż się oglądać jej ponownie.

Lukrecja pomyślała, że mama może też wiedzieć o magicznym pisaku Artura, a skoro tak, to może zabronić jej z niego skorzystać. Błyskawicznie przypomniała więc o jutrzejszym teście.

– Powinnaś teraz pójść się pouczyć – zgodziła się Mirella.

Lu zbierała się już do swojego pokoju, kiedy mama obwieściła:

– Jeśli wiesz, gdzie jest Złota Ważka, pozostaje nam odnalezienie Władców Wiatru i zioła heliotropu.

– Jasne! – Lukrecja wydała z siebie okrzyk zachwytu, czując, że zaczyna się nowa przygoda.

Jednak Mirella ostudziła jej zapał i stwierdziła:

– Zadanie nie jest tak proste, jak się wydaje. Znam tylko jedną osobę, która potrafiła dotrzeć do Władców Wiatru. To moja dawna przyjaciółka – Aura.

– Jedźmy do niej, mamo! Natychmiast! – zawołała Lukrecja.

Mirella powstrzymała ją jednak zdecydowanym ruchem dłoni.

– Musimy poprosić Konwent o zgodę na podróż. No i trzeba się dowiedzieć, gdzie obecnie mieszka Aura.

Lu spojrzała na nią rozczarowana, jakby chciała powiedzieć, że to niemożliwe, aby czarodziejka nie wiedziała takich prostych rzeczy! Zaraz jednak coś jej zaświtało.

– Może ta wyspa należy do Pierwszego Świata? I… – Zająknęła się. – Pojedziemy tam i spotkam Jagę Czekoladę!

Mirella pokręciła stanowczo głową.

– Nie przypuszczam. Zresztą pamiętaj, że bez poważnego powodu nie wolno nam narażać Jagody! – ostrzegła. – I nie rozpowiadaj nikomu o naszych planach. To będzie nasz sekret – mówiła dalej. – Nikt nie może się dowiedzieć o tym wyjeździe i o tym, że poszukujemy Aury i Władców Wiatru. Nawet ten chłopak, który schwytał Złotą Ważkę.

Lu przytaknęła i całkiem wyczerpana powlekła się do swojego pokoju. Nadal zamierzała się uczyć, chociaż energia opuściła ja całkowicie. Dobrze, że Artur dał jej magiczny pisak, z którego może skorzystać. W końcu Mocarz nie przełoży klasówki z powodu jej nastroju…

W tym czasie Mirella pracowała już nad taktyką wyprawy, której celem było odnalezienie Aury, a potem Władców Wiatru, którzy mogli zdjąć z Zafira klątwę. Lu jeszcze nie wiedziała, że wydarzenia potoczą się tak szybko, że zamiast jutrzejszej klasówki czeka ją długa i wyczerpująca podróż.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: