Jak mówić, żeby dzieci się uczyły w domu i w szkole - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Jak mówić, żeby dzieci się uczyły w domu i w szkole - ebook
Autorki przedstawiają konkretne przykłady zachowań i język, który jest tak ważny w procesie nauczania. Pokazują rodzicom i nauczycielom, jak wspólnie pomagać dzieciom w rozwiązywaniu problemów, jak motywować dzieci do nauki i osiągania sukcesów w szkole.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8008-607-4 |
Rozmiar pliku: | 9,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PODZIĘKOWANIA
Dzięki wielu ludziom, którzy od początku wierzyli w powodzenie tej książki, stała się ona faktem. Rodzina i przyjaciele mieli swój nieustający wkład i zachęcali nas do pracy. Rodzice, nauczyciele, specjaliści w dziedzinie psychologii i psychiatrii ze Stanów Zjednoczonych i z Kanady przekazywali nam ustne i pisemne relacje z tego, jak stosowali w praktyce – zarówno w domu, jak i w pracy – nasze metody porozumiewania się. Joanna Faber przytoczyła nam wiele żywych przykładów, zaczerpniętych z dziesięcioletniej praktyki nauczycielskiej. Bradley University oraz Szkoła Podstawowa Brattain służyły pomocą i wsparciem. Kimberly Ann Coe, ilustratorka naszej książki, raz jeszcze użyła swych magicznych zdolności i wlała życie i ciepło w naszych papierowych bohaterów. Bob Markel, nasz agent, był zawsze na właściwym miejscu o właściwej porze, by służyć nam radą. Eleanor Rawson, nasz wydawca, zręcznie i z sympatią prowadziła nas do znanego sobie celu.
Na koniec pragniemy podziękować dr. Thomasowi Gordonowi za jego oryginalną pracę na polu stosunków między dorosłymi a dziećmi oraz oczywiście naszemu mistrzowi, nieżyjącemu dr. Haimowi Ginottowi. To właśnie on pomógł nam zrozumieć, dlaczego „każdy nauczyciel powinien przede wszystkim uczyć człowieczeństwa, a dopiero potem swojego przedmiotu”.1
Jak radzić sobie z uczuciami,
które przeszkadzają w nauce
Wspomnienia dotyczące moich nauczycieli – tych, których kochałam, i tych, których nienawidziłam – skłoniły mnie do obrania tego zawodu.
Sporządziłam sobie w głowie długą listę niedobrych słów, których nigdy nie powiedziałabym swoim uczniom, oraz rzeczy, których nigdy bym nie zrobiła. Widziałam siebie jako nieskończenie cierpliwą i wyrozumiałą nauczycielkę. Podczas kursów pedagogicznych w college’u cały czas miałam przeświadczenie, że potrafię uczyć dzieci w taki sposób, iż same będą pragnęły zgłębiać wiedzę.
Mój pierwszy dzień w szkole stanowił szok. Pomimo wszystkich planów i przygotowań byłam kompletnie niegotowa do pracy z trzydzieściorgiem dwojgiem dzieci z szóstej klasy. Trzydzieścioro dwoje rozkrzyczanych dzieci o niespożytej energii, wyrażających swoje żądania i potrzeby. Jeszcze przed południem rozpoczęły się pierwsze starcia: „Kto ukradł mój ołówek?”, „Zejdź mi z drogi!”, „Zamknij się! Słucham, co mówi nauczycielka!”.
Starałam się nie zwracać na to uwagi i kontynuować lekcję, ale gwar narastał: „Dlaczego mam z nim siedzieć?”, „Nie rozumiem, co mamy robić”, „On mnie bije!”, „To ona zaczęła”.
Łomot w głowie narastał. W klasie panował coraz większy hałas. Słowa „pełne cierpliwości i zrozumienia” zamarły mi na wargach. Tej klasie potrzebny był nauczyciel, który potrafi ją okiełznać i przejąć kontrolę. Usłyszałam własne słowa:
– Dość tego! Nikt nie ukradł ci ołówka.
– Masz z nim siedzieć, bo ja tak powiedziałam!
– Nie obchodzi mnie, kto zaczął. Macie natychmiast przestać. Natychmiast!
– Jak to: nie rozumiesz? Przecież przed chwilą to tłumaczyłam.
– Cóż to za klasa? Zachowujecie się jak w pierwszej klasie. Czy możesz siedzieć spokojnie?!!!
Jeden chłopiec zignorował mnie. Wstał z miejsca, przeszedł przez klasę, wziął temperówkę i zapamiętale ostrzył ołówek. Powiedziałam najbardziej zdecydowanie, jak umiałam:
– Dość tego! Wracaj na miejsce! I to zaraz!
– Nie może mi pani nic kazać – odparł.
– Pomówimy o tym po lekcjach.
– Nie mogę zostać. Jeżdżę szkolnym autobusem.
– Więc będę musiała zadzwonić do twoich rodziców.
– Nie może pani, bo nie mamy telefonu.
Przed trzecią byłam wyczerpana. Dzieci wybiegły z klasy i zaludniły ulice. Teraz rodzice byli za nie odpowiedzialni. Ja miałam to z głowy.
Opadłam na krzesło i wpatrywałam się w puste ławki. Co zrobiłam nie tak? Dlaczego mnie nie słuchali? Co powinnam była zrobić, żeby do nich dotrzeć?
Przez kilka pierwszych miesięcy pracy powtarzał się ten sam schemat. Każdego ranka zaczynałam pracę pełna nadziei, a po południu czułam się przytłoczona mozolnym i pełnym napięcia wtłaczaniem im do głów wymaganego materiału. Jednak najgorszy ze wszystkiego był fakt, że stawałam się taką nauczycielką, jaką nie chciałam być: złoszczącą się, apodyktyczną i nie wpływającą motywacyjnie na dzieci. Moi uczniowie robili się coraz bardziej ponurzy i oporni. Kiedy skończył się pierwszy semestr, zaczęłam się zastanawiać, jak długo wytrzymam.
Ocaliła mnie Jane Davis, nauczycielka z sąsiedniej klasy. Pewnego dnia przelałam na nią swoje żale. Przechodząc nazajutrz koło mojej klasy, wręczyła mi zaczytany egzemplarz książki Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały...
– Nie wiem, czy to ci pomoże – powiedziała – ale dzięki metodom przedstawionym w tej książce dałam sobie radę z własnymi dziećmi. I z pewnością zmieniło to także moje podejście od uczniów!
Podziękowałam, schowałam książkę do teczki i zapomniałam o niej. Tydzień później leżałam w łóżku przeziębiona. Od niechcenia sięgnęłam po tę książkę i otworzyłam ją. Rzuciły mi się w oczy słowa wydrukowane kursywą na pierwszej stronie.
Bezpośredni związek między tym, co dzieci czują, a ich zachowaniem.
Kiedy dzieci czują się dobrze, zachowują się dobrze.
Jak możemy im pomóc dobrze się czuć?
Poprzez zaakceptowanie ich uczuć.
Położyłam się i zamknęłam oczy. Czy potrafiłam zaakceptować uczucia moich uczniów? Odtworzyłam sobie w myślach niektóre rozmowy z zeszłego tygodnia.
-------- ------------------------------------------------------------------------
UCZEŃ: Nie umiem pisać!
JA: To nieprawda.
UCZEŃ: Ale nie umiem nic wymyślić.
JA: Ależ umiesz! Tylko przestań narzekać i zacznij pisać.
UCZEŃ: Nienawidzę historii. Kogo obchodzi, co się działo sto lat temu?
JA: Powinno cię to obchodzić. Każdy powinien znać historię swojego kraju.
UCZEŃ: To jest nudne.
JA: Wcale nie! Gdybyś uważał, na pewno by cię ten przedmiot zainteresował.
-------- ------------------------------------------------------------------------
Cóż za ironia! To właśnie ja prawiłam im ciągle kazania na temat prawa każdego człowieka do własnych odczuć i opinii. A w praktyce kiedy tylko dzieci wyrażały swoje uczucia, zaprzeczałam im. Spierałam się z nimi. Przekazywałam informację: „Nie możesz czuć tego, co czujesz. Lepiej słuchaj mnie”.
Usiadłam na łóżku i próbowałam sobie przypomnieć, czy moi nauczyciele też tak postępowali? Pamiętam, jak kiedyś w średniej szkole dostałam pierwszą złą ocenę i byłam przygnębiona, a nauczyciel od matematyki usiłował mnie pocieszyć: „Nie ma się czym martwić, Liz. To nie dlatego, że nie masz zdolności do geometrii. Po prostu się nie przyłożyłaś. Musisz sobie powiedzieć, że to zrobisz. Twój problem polega na tym, że masz niewłaściwe nastawienie”.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
Dzięki wielu ludziom, którzy od początku wierzyli w powodzenie tej książki, stała się ona faktem. Rodzina i przyjaciele mieli swój nieustający wkład i zachęcali nas do pracy. Rodzice, nauczyciele, specjaliści w dziedzinie psychologii i psychiatrii ze Stanów Zjednoczonych i z Kanady przekazywali nam ustne i pisemne relacje z tego, jak stosowali w praktyce – zarówno w domu, jak i w pracy – nasze metody porozumiewania się. Joanna Faber przytoczyła nam wiele żywych przykładów, zaczerpniętych z dziesięcioletniej praktyki nauczycielskiej. Bradley University oraz Szkoła Podstawowa Brattain służyły pomocą i wsparciem. Kimberly Ann Coe, ilustratorka naszej książki, raz jeszcze użyła swych magicznych zdolności i wlała życie i ciepło w naszych papierowych bohaterów. Bob Markel, nasz agent, był zawsze na właściwym miejscu o właściwej porze, by służyć nam radą. Eleanor Rawson, nasz wydawca, zręcznie i z sympatią prowadziła nas do znanego sobie celu.
Na koniec pragniemy podziękować dr. Thomasowi Gordonowi za jego oryginalną pracę na polu stosunków między dorosłymi a dziećmi oraz oczywiście naszemu mistrzowi, nieżyjącemu dr. Haimowi Ginottowi. To właśnie on pomógł nam zrozumieć, dlaczego „każdy nauczyciel powinien przede wszystkim uczyć człowieczeństwa, a dopiero potem swojego przedmiotu”.1
Jak radzić sobie z uczuciami,
które przeszkadzają w nauce
Wspomnienia dotyczące moich nauczycieli – tych, których kochałam, i tych, których nienawidziłam – skłoniły mnie do obrania tego zawodu.
Sporządziłam sobie w głowie długą listę niedobrych słów, których nigdy nie powiedziałabym swoim uczniom, oraz rzeczy, których nigdy bym nie zrobiła. Widziałam siebie jako nieskończenie cierpliwą i wyrozumiałą nauczycielkę. Podczas kursów pedagogicznych w college’u cały czas miałam przeświadczenie, że potrafię uczyć dzieci w taki sposób, iż same będą pragnęły zgłębiać wiedzę.
Mój pierwszy dzień w szkole stanowił szok. Pomimo wszystkich planów i przygotowań byłam kompletnie niegotowa do pracy z trzydzieściorgiem dwojgiem dzieci z szóstej klasy. Trzydzieścioro dwoje rozkrzyczanych dzieci o niespożytej energii, wyrażających swoje żądania i potrzeby. Jeszcze przed południem rozpoczęły się pierwsze starcia: „Kto ukradł mój ołówek?”, „Zejdź mi z drogi!”, „Zamknij się! Słucham, co mówi nauczycielka!”.
Starałam się nie zwracać na to uwagi i kontynuować lekcję, ale gwar narastał: „Dlaczego mam z nim siedzieć?”, „Nie rozumiem, co mamy robić”, „On mnie bije!”, „To ona zaczęła”.
Łomot w głowie narastał. W klasie panował coraz większy hałas. Słowa „pełne cierpliwości i zrozumienia” zamarły mi na wargach. Tej klasie potrzebny był nauczyciel, który potrafi ją okiełznać i przejąć kontrolę. Usłyszałam własne słowa:
– Dość tego! Nikt nie ukradł ci ołówka.
– Masz z nim siedzieć, bo ja tak powiedziałam!
– Nie obchodzi mnie, kto zaczął. Macie natychmiast przestać. Natychmiast!
– Jak to: nie rozumiesz? Przecież przed chwilą to tłumaczyłam.
– Cóż to za klasa? Zachowujecie się jak w pierwszej klasie. Czy możesz siedzieć spokojnie?!!!
Jeden chłopiec zignorował mnie. Wstał z miejsca, przeszedł przez klasę, wziął temperówkę i zapamiętale ostrzył ołówek. Powiedziałam najbardziej zdecydowanie, jak umiałam:
– Dość tego! Wracaj na miejsce! I to zaraz!
– Nie może mi pani nic kazać – odparł.
– Pomówimy o tym po lekcjach.
– Nie mogę zostać. Jeżdżę szkolnym autobusem.
– Więc będę musiała zadzwonić do twoich rodziców.
– Nie może pani, bo nie mamy telefonu.
Przed trzecią byłam wyczerpana. Dzieci wybiegły z klasy i zaludniły ulice. Teraz rodzice byli za nie odpowiedzialni. Ja miałam to z głowy.
Opadłam na krzesło i wpatrywałam się w puste ławki. Co zrobiłam nie tak? Dlaczego mnie nie słuchali? Co powinnam była zrobić, żeby do nich dotrzeć?
Przez kilka pierwszych miesięcy pracy powtarzał się ten sam schemat. Każdego ranka zaczynałam pracę pełna nadziei, a po południu czułam się przytłoczona mozolnym i pełnym napięcia wtłaczaniem im do głów wymaganego materiału. Jednak najgorszy ze wszystkiego był fakt, że stawałam się taką nauczycielką, jaką nie chciałam być: złoszczącą się, apodyktyczną i nie wpływającą motywacyjnie na dzieci. Moi uczniowie robili się coraz bardziej ponurzy i oporni. Kiedy skończył się pierwszy semestr, zaczęłam się zastanawiać, jak długo wytrzymam.
Ocaliła mnie Jane Davis, nauczycielka z sąsiedniej klasy. Pewnego dnia przelałam na nią swoje żale. Przechodząc nazajutrz koło mojej klasy, wręczyła mi zaczytany egzemplarz książki Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały...
– Nie wiem, czy to ci pomoże – powiedziała – ale dzięki metodom przedstawionym w tej książce dałam sobie radę z własnymi dziećmi. I z pewnością zmieniło to także moje podejście od uczniów!
Podziękowałam, schowałam książkę do teczki i zapomniałam o niej. Tydzień później leżałam w łóżku przeziębiona. Od niechcenia sięgnęłam po tę książkę i otworzyłam ją. Rzuciły mi się w oczy słowa wydrukowane kursywą na pierwszej stronie.
Bezpośredni związek między tym, co dzieci czują, a ich zachowaniem.
Kiedy dzieci czują się dobrze, zachowują się dobrze.
Jak możemy im pomóc dobrze się czuć?
Poprzez zaakceptowanie ich uczuć.
Położyłam się i zamknęłam oczy. Czy potrafiłam zaakceptować uczucia moich uczniów? Odtworzyłam sobie w myślach niektóre rozmowy z zeszłego tygodnia.
-------- ------------------------------------------------------------------------
UCZEŃ: Nie umiem pisać!
JA: To nieprawda.
UCZEŃ: Ale nie umiem nic wymyślić.
JA: Ależ umiesz! Tylko przestań narzekać i zacznij pisać.
UCZEŃ: Nienawidzę historii. Kogo obchodzi, co się działo sto lat temu?
JA: Powinno cię to obchodzić. Każdy powinien znać historię swojego kraju.
UCZEŃ: To jest nudne.
JA: Wcale nie! Gdybyś uważał, na pewno by cię ten przedmiot zainteresował.
-------- ------------------------------------------------------------------------
Cóż za ironia! To właśnie ja prawiłam im ciągle kazania na temat prawa każdego człowieka do własnych odczuć i opinii. A w praktyce kiedy tylko dzieci wyrażały swoje uczucia, zaprzeczałam im. Spierałam się z nimi. Przekazywałam informację: „Nie możesz czuć tego, co czujesz. Lepiej słuchaj mnie”.
Usiadłam na łóżku i próbowałam sobie przypomnieć, czy moi nauczyciele też tak postępowali? Pamiętam, jak kiedyś w średniej szkole dostałam pierwszą złą ocenę i byłam przygnębiona, a nauczyciel od matematyki usiłował mnie pocieszyć: „Nie ma się czym martwić, Liz. To nie dlatego, że nie masz zdolności do geometrii. Po prostu się nie przyłożyłaś. Musisz sobie powiedzieć, że to zrobisz. Twój problem polega na tym, że masz niewłaściwe nastawienie”.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
więcej..