Jak rządzić światem - ebook
Jak rządzić światem - ebook
Pedro Banos (autor): Niniejsza książka przedstawia niezłe podsumowanie moich prac i badań na przestrzeni dwudziestu pięciu lat: od licznych artykułów opublikowanych w periodykach i magazynach wszelkiego rodzaju, po rozdziały i wstępy do różnych dzieł, których byłem współautorem.
Skorzystałem w niej również z niezliczonych osobistych notatek uczynionych podczas setek zajęć i wykładów, jakich udzieliłem podczas tego ćwierćwiecza, w instytucjach wojskowych, na uniwersytetach, w ośrodkach i fundacjach, na temat geopolityki, strategii, wywiadu, obronności, bezpieczeństwa, terroryzmu i stosunków międzynarodowych. Niezmiernie cenne okazało się doświadczenie zgromadzone podczas wielu lat pracy jako wykładowca strategii i stosunków międzynarodowych na wydziale Sztabu Głównego w Wyższej Szkole Sił Zbrojnych (Escuela Superior de las Fuerzas Armadas, ESFAS) oraz jako szef Jednostki Analizy Geopolitycznej Ministerstwa Obrony.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16191-7 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od autora
Niniejsza książka stanowi dobre podsumowanie moich prac i badań w ciągu dwudziestu pięciu lat: od licznych artykułów opublikowanych w periodykach i magazynach wszelkiego rodzaju po rozdziały i wstępy do różnych dzieł, których byłem współautorem. Skorzystałem w niej również z niezliczonych osobistych notatek uczynionych podczas setek zajęć i wykładów, które wygłosiłem podczas tego ćwierćwiecza w instytucjach wojskowych, na uniwersytetach, w ośrodkach i fundacjach – na temat geopolityki, strategii, wywiadu, obronności, bezpieczeństwa, terroryzmu i stosunków międzynarodowych. Niezmiernie cenne okazało się doświadczenie zgromadzone podczas wielu lat pracy jako wykładowca strategii i stosunków międzynarodowych na wydziale Sztabu Głównego w Wyższej Szkole Sił Zbrojnych (Escuela Superior de las Fuerzas Armadas, ESFAS) oraz jako szef Jednostki Analizy Geopolitycznej Ministerstwa Obrony.
Wszystko to uzupełniłem, korzystając z rozległej bibliografii. Muszę zauważyć, że nie każdą rzecz przytaczałem dosłownie, lecz modyfikowałem cytaty – chociaż oczywiście nigdy nie zmieniałem oryginalnego przesłania – kiedy uznałem, że dzięki temu lektura stanie się łatwiejsza. Moim zamiarem było stworzenie dzieła przyjemnego i atrakcyjnego dla szerokiego kręgu czytelników, od najbardziej obznajomionych w tych tematach po ich miłośników, nie wyłączając tych, którzy sięgną po tę książkę z ciekawości lub zwyczajnie dla rozrywki.
Niemniej jednak za każdym razem, gdy cytowałem ideę lub bardzo konkretną koncepcję pochodzącą od innej osoby, starałem się przytoczyć odpowiednie źródła. W pozostałych przypadkach, żeby nie zanudzić czytających, podaję je w bibliografii.
Z drugiej strony osoby czytające zauważą, że czasami niektóre strategie nakładają się na siebie, przykłady historyczne mogą bowiem być adekwatne dla więcej niż jednej z nich.
Jeśli odnoszę się do niektórych krajów częściej niż do innych, to dlatego, że dysponują większą potęgą, a w związku z tym mogą w znaczący sposób wywierać światowy wpływ poprzez swoje strategie. Nie zwracam się jednak konkretnie przeciwko żadnemu krajowi, ideologii czy religii, nie żywię zatem szczególnych uprzedzeń w stosunku do nikogo, z wyjątkiem tych, którzy jawnie wykorzystują pokrzywdzonych i nie tak światłych, często usiłując utrzymać ich w stanie odrętwienia, by móc lepiej kontrolować.
W celu uzyskania dzieła najbardziej kompetentnego, jak to możliwe, sprawdziłem i uwiarygodniłem wszystkie przytoczone dane, posługując się wysoce wyspecjalizowanymi stronami internetowymi i innymi bardziej ogólnymi. Dołączyłem do przypisów na stronie te odnośniki, które uznałem za najciekawsze dla osoby chcącej poszerzyć swój zasób informacji.
Niemniej jednak, jako że wszystko da się udoskonalić, jeśli ktoś z miłych czytających wyśledzi jakąkolwiek anomalię lub rozbieżność, wdzięczny będę za jego komentarz i chętnie go przyjmę. W tym celu może się ze mną skontaktować za pośrednictwem poczty elektronicznej: director@geostrategia.com.Wstęp
Wstęp
Istotą władzy jest wpływanie na zachowanie przeciwnika.
Robert D. Kaplan
The Revenge of Geography
(Zemsta geografii)
Od niepamiętnych czasów potężni starali się narzucić swoją wolę i pozostawić swój ślad wszędzie tam, dokąd sięgnęły ich macki i wpływy. Do XVI w. ekspansja potęgi obejmowała ograniczoną strefę geograficzną, lecz poszerzyła się ona w następstwie odkrycia Ameryki. Rewolucja przemysłowa stanowiła ostatni etap wywierania tego wpływu w strefach dotychczas nieznanych, aż do najodleglejszych zakątków Ziemi.
W miarę upływu czasu potęga zmieniała swój tytuł własności, aczkolwiek ambicje pozostały takie same. Prócz próby ujarzmienia wszelkich grup ludzkich, jakie napotykała na swej drodze, broniła dostępu innym potęgom, które mogłyby z nią rywalizować w dziedzinie militarnej, ekonomicznej czy religijnej. Ta niezmienna historyczna zasada nadal działa obecnie i będzie obowiązywała niezależnie od upływu czasu. Zmieni się technologia i sposób spełniania ludzkich aspiracji, niemniej jednak ambicja, żeby dominować i podporządkować sobie bliźniego, pozostanie nieśmiertelna, jak była do tej pory. Geopolityka przekształciła się w narzędzie „geowładzy” (którą można by także nazwać „geokontrolą” lub „geopanowaniem”), przy usilnych staraniach, by przejąć kontrolę nad światem – czy przynajmniej nad tak rozległymi strefami świata, jak to możliwe – a także by uniknąć popadnięcia w niewolę kogoś innego bądź też by nie być przez niego zbytnio zniewolonym.
Koniecznością staje się zatem wiedza, jak potęgi sterowały i sterują światem wokół siebie. Pewne strategie stosuje się od wieków, inne są świeższe, lecz nic nie skłania do myśli, że zostaną zaniechane w przyszłości, chociaż zapewne z pewnymi wariacjami. W tych ramach dwadzieścia dwie geostrategie przedstawione w tej książce obrazują zaledwie praktyczne zastosowanie owej globalnej władzy, ukonkretyzowanie i ustalenie tego, jak postanowiono działać i wpływać w danej międzynarodowej sferze.
Ta wiedza pozwoli nam być czujnymi, aby, w miarę możliwości, nie dać się sterować jak marionetki w rękach wielkich światowych mistrzów. Nawet wówczas musimy jednak mieć świadomość znacznego zewnętrznego wpływu na nasze życie i trudności, żeby się od niego wyzwolić.
Sądzimy, że jesteśmy wolni, że niezależnie możemy wybierać nasz los, nasze upodobania, sposób ubierania się czy zachowania, to, co jemy lub czemu poświęcamy wolny czas, a jednak permanentnie jesteśmy skłaniani do podejmowania działań, decyzji i obierania postaw. Z rosnącą subtelnością ci, którzy decydują za nas, narzucają nam styl życia, wzorce społeczne i ideologie, tak że jesteśmy podporządkowani ich zamysłom. Jest to pewne dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek, gdy modne stało się słowo „postprawda” na określenie globalnego kontekstu dezinformacji, chociaż w rzeczywistości słuszniej byłoby nazwać ją „prekłamstwem”, „wielokłamstwem” lub „plurikłamstwem”, gdyż w zasadzie to, co dociera do ogółu, jest niczym więcej jak wielkim fałszem przebranym za prawdę.
Jedynie poznając te geopolityczne realia, zdobędziemy pewność, że trzeba jeszcze przejść długą drogę, aby stworzyć świat, w którym faktycznie najważniejszą rzeczą będzie bezpieczeństwo ludzi.1. Geopolityka i geostrategia
1
Geopolityka i geostrategia
Dramat państw zachodnich polega na tym, że liberalnym demokracjom brak konsekwentnej strategii i mylą strategię z taktyką.
Alexandre de Marenches
Aby zrozumieć obecne znaczenie słowa „geopolityka”, nie wystarczy przyjrzeć się jego tradycyjnym znaczeniom. Nie pomijając ich, trzeba postawić kolejny krok i poprawnie osadzić je w obecnym światowym kontekście.
Zgodnie z klasyczną wizją wydarzenia polityczne można zrozumieć, zinterpretować, a nawet usprawiedliwić poprzez ich powiązania z miejscami na mapie i historycznymi przesłankami. Przy takim nastawieniu akceptuje się istnienie serii stałych geopolitycznych, które współtworzą, niemal w niezmienny i nieprzemijający sposób, ramy rozwoju wydarzeń, powtarzających się od minionych czasów do chwili obecnej.
Nie odrzucając tych założeń, współczesna geopolityka wymaga szerszej i głębszej perspektywy. Niezaprzeczalna globalizacja i narastająca współzależność między państwami sprawiają, że geopolityka przestała się odnosić wyłącznie do ziemi – przedrostek „geo-” zawężał ją do określonego terytorium, do bardzo konkretnej fizycznej przestrzeni – a zaczęła do Ziemi, do całej kuli ziemskiej. W konsekwencji w dzisiejszych czasach nawet najmniejsze państwa są zmuszone do określenia swojej geopolityki, jako że niewiele z tego, co dzieje się w pozostałej części świata, nie oddziałuje na nie w ten czy inny sposób. Geopolityka wpływa nawet na przestrzeń pozaziemską – konieczność poszukiwania nowych źródeł surowców i energii bądź też po prostu miejsc do osiedlenia się dla rosnącej populacji z coraz bardziej wyjałowionej powierzchni Ziemi sprawia, że współczesna geopolityka interesuje się również wymiarami pozaziemskimi.
Z drugiej strony termin „geopolityka” zyskał ogromną dynamikę, gdy obowiązkiem stało się zgłębianie nie tylko studiów nad przeszłością i teraźniejszością, lecz także zapuszczanie się w przyszłość. Jeśli uda się nam wyjaśnić, jak będą się rozwijać wydarzenia w najbliższych latach, będziemy mogli opracować zawczasu działania korzystne dla własnych interesów, te jednakowoż powinny być interesami całej ludzkości.
W słowniku Hiszpańskiej Akademii Królewskiej dwa pierwsze znaczenia słowa „polityka” dostarczają cennych informacji dla tego studium. Pierwsze definiuje politykę jako „sztukę, doktrynę lub opinię odnoszącą się do rządu państw”, podczas gdy drugie podkreśla fakt, że jest to „działanie tych, którzy kierują lub usilnie pragną kierować sprawami publicznymi”, co spokojnie można by przetłumaczyć jako aspirację do kierowania losami swoich współbraci.
Obecną geopolitykę można by zatem zdefiniować jako działalność prowadzoną w celu wpływania na sprawy w sferze międzynarodowej, rozumiejąc te starania jako usiłowanie uzyskania wpływu na skalę globalną, przy równoczesnym unikaniu poddania się wpływom innych. Można by nawet uściślić to dążenie i określić je jako działanie tych, którzy aspirują do określenia światowych planów (a przynajmniej na rozległych obszarach świata), równocześnie starając się przeszkodzić innym międzynarodowym aktorom w kierowaniu swoimi planami i dążąc do tego, by nikt nie miał możliwości wtrącania się w ich decyzje.
Mimo tej nowości w terminologii geopolityka nadal pozostaje ściśle związana z warunkami geograficznymi (które najmniej się zmieniają), to znaczy zwykłymi elementami fizjograficznymi, takimi jak łańcuchy górskie czy cieśniny, rozlokowanymi miejscowościami oraz rozmaitymi zasobami naturalnymi (energetycznymi, mineralnymi, wodnymi, rolniczymi, rybackimi etc.). Nie można również zapomnieć, że geopolityka będzie oddziaływać na inne, mniej namacalne, aczkolwiek przez to nie mniej ważne czynniki, jak gospodarka i finanse.
Właśnie dlatego, że obejmuje tak szerokie spektrum, ta nowo narodzona geopolityka jest równocześnie czynnikiem sprawczym pozostałych polityk narodowych, do których się przylepia. Niewiele, a właściwie nic nie może się całkowicie uwolnić od sytuacji międzynarodowej, dominujących światowych tendencji i powszechnych niebezpieczeństw. W tej panoramie na skalę planetarną, gdzie złożoność i niejasność nie przestają się powiększać, dla geopolitycznych decydentów coraz bardziej nieodzowne staje się posiadanie dokładnych danych wywiadowczych, które umożliwiają mgliste dojrzenie przyszłych zdarzeń.
W ramach procesu ustanowienia wytycznych geopolitycznych (tego, „co”) w pierwszej kolejności należy określić potrzeby i interesy państwa (tego, „po co”). Z tego wyłonią się stosowne strategie przemienione w geostrategie, to znaczy w procedury, akcje i sposoby niezbędne do zaspokojenia celów geostrategicznych (tego, „jak” i „czym”). Mówiąc inaczej, geostrategia jest koncepcją zastosowaną również w praktyce zgodnie z wytycznymi działań, by osiągnąć cele wyznaczone przez geopolitykę.2. Jaki jest świat
2
Jaki jest świat
Rzeczywistość rządząca relacjami międzynarodowymi jest smutniejsza i bardziej ograniczona niż ta, która kieruje sprawami narodowymi.
Robert d. Kaplan
Zemsta geografii
Świat jest jak szkolny dziedziniec
We wszystkich szkołach świata są chłopcy i dziewczynki, którzy kontrolują swoje kółeczko kolegów. Przewodzą w klasie lub na całym roku, wszyscy w szkole ich znają, szanują i boją się ich. Ten schemat szkolnej władzy można szczególnie dostrzec na dziedzińcach podczas przerw, kiedy uczniowie pokazują, jacy są naprawdę, uwolnieni od napięcia panującego w klasach. Tam dokładnie można zaobserwować, którzy z nich mają umiejętność wpływania na pozostałych, sprawują władzę mogącą być wynikiem jednej lub różnych okoliczności: siły fizycznej, wrodzonej zdolności przywódczej, talentu do uprawiania sportów, przynależności do potężnej rodziny, błyskotliwej i zjadliwej elokwencji, umiejętności przypodobania się nauczycielom… lub zwykłej podłości podbudowanej przebiegłością.
Te dzieci zajmujące szczególną, górującą nad pozostałymi pozycję mogą działać w sposób dobroczynny dla grupy, pociągając ją do realizowania szlachetnych czynów. Często jednak bywają inicjatorami chuligańskich wybryków, ponoszą odpowiedzialność za organizowanie aktywności nieznanych nauczycielom, a naruszających szkolne zasady, lub, co jeszcze gorsze, nękają psychicznie, a nawet fizycznie kolegów słabszych bądź też mniej uzdolnionych lub lubianych.
Dzieci zachowujące się w ten sposób wyrabiają sobie nawyk otaczania się innymi, szukającymi w bliskości z nimi ochrony i uznania, siły, jakiej im brakuje lub nie mają jej w tak wysokim stopniu jak liderzy, którym się podporządkowują. To oni śmieją się z dowcipów potężnych, to oni ich prowokują, by zachowywać się perfidnie w stosunku do słabych obiektów, do kpin i żartów, to oni oklaskują ich pokazy siły i zręczności fizycznej. Mówiąc krótko, należą do klubu tych, którzy wolą utracić część swojej osobowości w zamian za przynależność do dworu pochlebców, co nadaje im pewien status i względy.
Oczywiście, żeby lider i jego orszak mogli tak działać, muszą funkcjonować razem z innymi uczniami, których uważają za gorszych, a tym samym nigdy nie brakuje im usprawiedliwień. Jednych ignorują, gdyż nie należą do tej samej warstwy towarzyskiej lub po prostu dlatego, że nie są tak dobrzy w najbardziej popularnych w szkole sportach. Inni, niestety, stają się tarczą, w którą będą ciskać strzałkami złośliwości, co pozwoli im poczuć się lepszymi. Jeśli ci nieszczęśnicy są również wybitnymi uczniami, potężna grupa, czując wściekłość, będzie się nad nimi pastwiła, by nie dopuścić do tego, żeby zaczęli z nią rywalizować i kwestionować jej wyższość. Jeżeli niektórym z tych ofiar brakuje wystarczającej siły duchowej lub rodzinnego wsparcia, grupa może nawet wyrządzić im straszną krzywdę, niepowetowaną i niezatartą. Spośród nich mogą brać się osoby pragnące dołączyć do orszaku przywódcy, aby nie być już codziennym celem. Smutne jest to, że owi konwertyci mogą stać się największymi okrutnikami w stosunku do pozostałych.
Znajdą się jednak i inni, którzy opierają się wpływom przywódcy czy presji całej grupy z całkiem niezłym rezultatem. Będzie i taki, który, również posiadając pewną władzę, po prostu nie chce przynależeć do kliki ani wywierać pomniejszego wpływu – zadowala się prowadzeniem własnego życia, szanowany, pozostając na uboczu i nie uczestnicząc w niewłaściwym traktowaniu kolegów. W pewnych sytuacjach być może zainteresuje go sojusz z bieżącym wodzem, lecz na ogół może cieszyć się niezależnością. W końcu znajdą się i tacy, którzy postanowią odizolować się od uczniowskiej wspólnoty i nie uczestniczyć w żadnej działalności, ani pozytywnej, ani negatywnej, zachowując spokój lub reagując z nieumiarkowaniem przy pierwszej okazji, gdy ktoś będzie usiłował ich zlekceważyć.
To samo można powiedzieć o każdej zbiorowości, kiedy tworzące ją osoby muszą spędzać ze sobą wiele godzin – jak może dziać się w koszarach, więzieniu czy w miejscu pracy. Podobnie jest w sferze międzynarodowej: istnieją potęgi o różnym stopniu możliwości wpływu na światowe decyzje.
Hipokryzja, naczelna zasada geopolityki
Zdobywca zawsze jest miłośnikiem
pokoju; pragnie wedrzeć się na nasze terytorium, nie napotykając oporu.
Carl von Clausewitz
Nie ma niczego bardziej zakłamanego i okrutnego niż polityka międzynarodowa, wszystko bowiem, co w niej się przygotowuje i realizuje, opiera się wyłącznie na interesach każdego kraju, które to interesy są zawsze efemeryczne i zmienne, mając bardzo niewiele lub nic wspólnego z interesami pozostałych państw. Polityka narodowa również jest bezlitosna i bratobójcza, bez żadnych względów dla politycznego przeciwnika, jako że każdy środek zastosowany przeciwko niemu uważa się za usprawiedliwiony, jeśli służy do osłabienia go i pozbawienia władzy, z jedynym zamiarem zajęcia jego miejsca. Mimo to należy zakładać, że wszystkie grupy polityczne – nawet te o najbardziej odmiennych poglądach – dążą do tego samego celu i mają ten sam interes, dobro obywateli i swojego narodu, chociaż każda z nich może je interpretować odmiennie, zgodnie ze swoją przynależnością ideologiczną.
W przestrzeni międzynarodowej, w której prowadzona jest geopolityka, nie ma jednak żadnego wspólnego celu, przynajmniej trwałego, który mógłby posłużyć do pohamowania najniższych instynktów, ani nawet żaru, jaki się zawsze podsyca, aby mógł posłużyć jako spoiwo. Wspólne interesy są tak nietrwałe, że natychmiast niszczeją i są zastępowane innymi, toteż sojusze, przyjaźnie i wrogości przemijają z paradoksalną i zaskakującą szybkością. Żyje się w permanentnym stanie rywalizacji, w którym wszystkie strony rozpychają się łokciami, żeby znaleźć sobie wyłom i sprawić, by to ich własne interesy zapuściły korzenie. Nawet niebezpieczeństwa i zagrożenia, które można by uznać za powszechne, jakimi mogą być skutki zmiany klimatycznej, nie wywierają realnego wpływu. W tym szczególnym bowiem środowisku każdy kraj dba wyłącznie o własne interesy. Można powiedzieć więcej: im potężniejszy jest jakiś kraj, tym mniej tak naprawdę dba o potrzeby pozostałych narodów. Chociaż zda się to wariactwem – żeby wszystkie państwa zgodziły się na decyzje korzystne dla całej ludzkości, musiałoby pojawić się pozaziemskie zagrożenie pod postacią inwazji albo czegoś podobnego. Tymczasem jednak dzieje się tak i dziać będzie, że każdy kraj zapatrzony jest we własny pępek i działa, by osiągnąć korzyści dla siebie, nawet wtedy, gdy ma całkowitą świadomość szkody, bezpośredniej lub pośredniej, jaką może wyrządzić pozostałym.
Historyk wojskowości Michael Howard podsumowuje ogromnie wysoki stopień hipokryzji, na której opierają się relacje międzynarodowe, zawsze sterowane, ukierunkowane i prawnie ustanowione przez wielkie mocarstwa, tym zdaniem: „Często państwa które ukazują największe zainteresowanie zachowaniem pokoju, to te, które gromadzą największe arsenały broni”.
Gra wpływów
Silni robią to, co chcą, a słabi
cierpią z powodu ich samowoli.
Tukidydes
W przestrzeni międzynarodowej współistnieją potęgi o różnym stopniu możliwości wpływania na światowe decyzje. Można założyć, że mamy dwa podstawowe typy państw: dominujące i zdominowane. Pierwsze sprawują kontrolę na skalę regionalną lub globalną. Kraje mogą być im podporządkowane w mniej lub bardziej bezpośredni sposób i w różnorakiej formie (militarnej, ekonomicznej, kulturalnej, technologicznej etc.), w mniejszym czy większym stopniu akceptować swoją pozycję, nawet z bierną rezygnacją. Jeśli zajdzie taka konieczność, mogą podporządkować się potężniejszym w celu wzbudzania szacunku, a nawet strachu.
Kraje, które z jakiegokolwiek powodu nie czują się potężne – posiadanie lub nieposiadanie broni atomowej stanowi wyraźny punkt zwrotny – starają się schronić pod parasolem większej potęgi, która, przynajmniej teoretycznie, gwarantuje im zarówno bezpieczeństwo, jak i nietykalność. To właśnie oferują potęgi nuklearne, jeśli chodzi o środki czysto strategiczne, tak samo jak czynią to stali członkowie Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych w obliczu hipotetycznych sankcji międzynarodowych. Tak właśnie postąpiły Chiny w stosunku do Sudanu i jego prezydenta Umara al-Baszira, który trwał na stanowisku¹, mimo że Międzynarodowy Trybunał Karny wystosował w marcu 2009 r. międzynarodowy nakaz aresztowania za zbrodnie ludobójstwa i zbrodnie wojenne, do jakich doszło w Darfurze. Prezydent al-Baszir wie, że dopóki kryje się w cieniu Chin, jest nietykalny. Pekin oferuje również tę „usługę” innym krajom w trakcie procesów negocjacyjnych, podczas których stosuje metodę win-win, pozornie przejrzyste pertraktacje, z których obie strony wychodzą zwycięsko. W relacjach z Sudanem Pekin na przykład uzyskuje dostęp do ropy i ziem uprawnych w tym kraju. Chiny mają tę przewagę, że nie były potęgą kolonialną, a tym samym nie wzbudzają takiej niechęci jak inne rywalizujące potęgi, zwłaszcza w Afryce.
Syria stanowi przykład tego, jak słabe państwo atakowane przez inne, bardziej wojownicze, czuje się zmuszone do szukania oparcia u trzeciego, silniejszego. Prezydent Baszszar al-Asad musiał przyjąć pomoc Rosji – która oczywiście dążyła do realizacji własnych interesów – aby nie utracić władzy w chwili, kiedy chwiała się ona pod naporem rebeliantów wspieranych przez Stany Zjednoczone i kilku ich sojuszników regionalnych i światowych.
Z drugiej strony, kiedy jakiś kraj uważa, że nie ma dostatecznej rangi lub prestiżu w regionie bądź na świecie, sprzymierza się z innymi w celu uzyskania znaczenia geopolitycznego. Niektóre z tych krajów zasłaniają się założeniem sformułowanym przez Ottona von Bismarcka, premiera Prus (1862–1873) i kanclerza Niemiec (1871–1890): „Narody, które całkowicie się izolują, wierząc, że są samowystarczalne, jeśli chodzi o obronę swojej ojczyzny i interesów, w końcu znikną, przytłoczone ciężarem pozostałych narodów”. Kiedy tak się dzieje, podporządkowanie może osiągać taki stopień, że niektóre państwa, nawet uważane za średniej wielkości potęgi, dają się powodować supermocarstwom danej chwili i wdają się w wojenne awantury, całkowicie niezwiązane z ich interesami. Tak jest z rządami wysyłającymi swoje wojska do odległych miejsc, w których nie mają żadnego prawdziwego własnego interesu do bronienia. Chociaż później znajdą się teoretycy – zawsze tacy się znajdują i zawsze są gotowi przypodobać się aktualnie rządzącym – którzy będą to usprawiedliwiać za pomocą takich teorii jak „obrona z wyprzedzeniem”, zagrożenie dla świata, którego nie sposób powstrzymać w pojedynkę, obrona praw człowieka (jakby tylko w tym miejscu były naruszane) lub szerzenie wartości demokratycznych. Nierzadko te „państwa satelickie” uzyskują jedynie to, że przysparzają sobie nowych wrogów, których wcale nie potrzebowały. A to może prowadzić zarówno do zamachów na ich własnym terytorium – do których zwykle dochodzi, jeśli na odległym terenie działań państwa te musiały walczyć lub po prostu w jakiś sposób naraziły się ugrupowaniu, które ucieka się do terroryzmu w swojej taktyce – jak i niepokojów społecznych wywołanych brakiem poparcia własnych obywateli dla niejasnej ekspedycji wojskowej, które mogą skończyć się obaleniem rządu odpowiedzialnego za wysłanie wojska.
Niektóre państwa, bardzo nieliczne, nie mieszczą się w żadnej ze wspomnianych wcześniej kategorii. Jedne, ponieważ nie dysponują odpowiednimi warunkami, żeby dominować, lecz także nie chcą być w żaden sposób zdominowane. To takie, które trzymają się z dala od systemu międzynarodowego i stają się „buntownikami”. W Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych z 9 lutego 2015 r. to określenie zastąpiono słowem „nieodpowiedzialne” – do tej kategorii zalicza się dzisiaj takie kraje jak Korea Północna. Niemniej jednak podobnie jak w przypadku dzieci, które usiłują żyć na marginesie dominujących w szkole grup, państwa odmawiające udziału w walce o władzę i starające się stosować własne systemy polityczne i społeczne, narażają się na niewątpliwe ryzyko, muszą bowiem samotnie bronić swej egzystencji.
Pewne kraje – jak Arabia Saudyjska, Turcja, Egipt i Iran – tworzą inną pomniejszą grupę: będąc już regionalnymi przywódcami, aspirują do dalszego rozwoju i zyskiwania wpływów, aczkolwiek wyrzekają się uzyskania bardziej globalnego wpływu z obawy, by nie obrazić supermocarstwa, z którym utrzymują dość niejasne relacje. Nie zgadzają się jednak na wyznaczenie im miejsca w grupie politycznych wasali.
Podobne rozróżnienie zaproponował politolog Zbigniew Brzeziński, dla którego istnieli „gracze strategiczni” i „sworznie geopolityczne”. Do pierwszych zaliczają się państwa mające potencjał i wolę sprawowania władzy oraz wywierania wpływów poza swoimi granicami i zmienienia obecnego stanu kwestii geopolitycznych. Ci „strategiczni gracze” zawsze są ważnymi i potężnymi państwami, chociaż nie wszystkie, które posiadają te cechy, muszą takimi być, zależeć to bowiem będzie w równym stopniu od woli rządzących, jak i tego, czy włączą się do walki o władzę. Z drugiej strony „sworznie geopolityczne” to takie państwa jak Ukraina, Azerbejdżan, Korea Południowa, Turcja i Iran, których ważność zależy od ich położenia geograficznego, pozwalającego stawiać innym krajom warunki dostępu do pewnych zasobów i miejsc.
Rywalizacja, ambicja i przemoc
Ludzie walczą, ponieważ są ludźmi.
Maurycy Saski
Konflikt, współistniejący z naturą ludzką i społeczną rzeczywistością, jest nieuniknionym rezultatem różnorodności interesów, percepcji i kultur. Konflikt zbrojny z kolei jest nieodłączny dla każdego międzynarodowego systemu. Pisząc o wojnie peloponeskiej (432–404 r. p.n.e.), ateński historyk Tukidydes twierdzi, iż jej prawdziwą przyczyną było to, że Ateńczycy, osiągnąwszy potężną pozycję, zaczęli wzbudzać strach u Lacedemończyków, zmuszając ich tym samym do walki. To samo można zastosować do każdego momentu w historii, przeszłego czy przyszłego, ten bowiem, kto jest potężny, wszelkimi sposobami będzie się starał przeszkodzić pojawieniu się kogoś, w jakimkolwiek środowisku, kto mógłby zagrozić jego hegemonii. Stąd można wysnuć wniosek, że walka między grupami ludzi będzie trwać wiecznie, bez względu na liczne próby jej uniknięcia. Zmieni się jej forma, będzie bardziej lub mniej okrutna i brutalna, stosowane będą metody bezpośrednie lub subtelne, lecz nic nie zdoła położyć jej kresu. Jest to bez wątpienia pesymistyczna wizja, lecz rzeczywistość, jaką obserwujemy, każe myśleć, że doskonale pasuje do aktualnego kontekstu i przewidywalnej przyszłości.
W 1929 r. Liga Narodów zleciła Moritzowi Bonnowi i André Siegfriedowi opracowanie raportu zatytułowanego Tendencje ekonomiczne wpływające na pokój światowy. Ci dwaj naukowcy doszli do wniosku, że znaczną część historii można wyjaśnić jedynie pragnieniem zamożnych państw, by utrzymać swoją uprzywilejowaną pozycję w zakresie władzy i bogactwa, podczas gdy mniej syte państwa usiłują zdobyć bogactwa, by stać się potężniejsze, lub też zdobyć władzę w celu wzbogacenia się. Można powiedzieć, że ten, kto nie ma, chce mieć, a ten, kto ma, pragnie mieć więcej, natomiast ten, kto ma dużo, pragnie jedynie tego, żeby mu tego nie zabrano. Dotyczy to zarówno pojedynczych ludzi, jak i państw, gdyż jest niczym innym, jak nieprzemijającą praktyką egoizmu i ambicji. Jak wykazuje historia, nawet ci, którzy zajmując niekorzystną pozycję, zapewniają, że nigdy nie zmienią swojego powołania, żeby krzewić równość wśród bliźnich, w końcu zmieniają perspektywę, gdy już osiągną pewien stopień uprzywilejowania, czy to zrządzeniem losu, czy to po ciężkich trudach, i cierpią na te same ułomności, które wcześniej tak bardzo krytykowali.
Według generałów Penga Guangqiana i Yao Youzhi – członków chińskiej Akademii Nauk Wojskowych – traktat wojenny Wuzi (V–IV w. p.n.e.) wskazywał, że w okresie walczących królestw (475–221 r. p.n.e.) istniało pięć powodów wyruszenia na wojnę: walka o sławę, walka o korzyści, nagromadzenie wrogości, wewnętrzny nieład i głód. Z kolei hrabia Alexandre de Marenches, dyrektor generalny francuskiej Służby Dokumentacji Wywiadu i Kontrwywiadu w latach 1970–1981, z całą stanowczością twierdził, że obecny konflikt międzynarodowy polega na walce o panowanie nad surowcami i na psychologicznej kontroli nad społeczeństwami za pomocą środków komunikacji, Kościołów, edukacji i dezinformacji. Mówił to w 1986 r., zanim nastąpił gwałtowny rozwój internetu i sieci społecznościowych, które wykładniczo zwiększyły tę psychologiczną manipulację masami.
Walka zawsze toczyła się o władzę, status, panowanie, kontrolę nad ludźmi i zasobami, przy zastosowaniu dostępnych w danej chwili środków, a chęć zysku stawała się czystym pragnieniem panowania. A jeśli przemoc jest najskuteczniejszym środkiem do odniesienia zwycięstwa w konflikcie, nie ma wątpliwości, że zostanie zastosowana.
Młot czy kowadło?
Na tej twardej ziemi trzeba być albo
młotem, albo kowadłem.
Bernhard von Bülow
Bismarck twierdził, że „wdzięczność i zaufanie nie przyciągną do nas ani jednego człowieka, tylko strach to uczyni, jeśli będziemy umieli zastosować go zręcznie i ostrożnie”. Dawał jasno do zrozumienia, że siła i przemoc – zarówno jego armia, jak i sama groźba jej użycia – wywierają określony wpływ na stosunki międzyludzkie. Niemal cztery wieki wcześniej Niccolò Machiavelli posunął się jeszcze dalej, twierdząc, że lepiej, by się nas bano, niż nas kochano. Niemniej jednak samo to, że ktoś się nas boi, jak zalecał włoski myśliciel, może działać na krótką metę. Równocześnie rodzi się bowiem nienawiść, która może wybuchnąć, wywołując nieprzewidywalne skutki. Z drugiej strony próba zyskania miłości może zostać zrozumiana przez niektórych jako jawny przejaw słabości. Wykorzystają to oni i będą nadużywać, a nawet pozbawią silniejszego władzy.
Chociaż mówi się, że niektóre grupy ludzi działają i reagują powodowane miłością, inne strachem, a pozostałe przekonaniem, w rzeczywistości czynią tak w rezultacie połączenia tych trzech czynników i nie zawsze dając taką samą odpowiedź. Toteż w sferze stosunków międzynarodowych najważniejsze jest, żeby wiedzieć, w jaki sposób można uzyskać to, by pozostali aktorzy poddali się naszym interesom danej chwili, mając pełną świadomość, że jakieś w założeniu zwieńczone sukcesem postępowanie niekoniecznie może być takim w innym przypadku. W takiej sytuacji należy wyciągnąć naukę, że strach przed zastosowaniem siły, chociażby miało to nastąpić w ostateczności, nie przestaje być podstawowym elementem wszelkiej zewnętrznej relacji. Koniec końców jest rzeczą oczywistą, że można dialog prowadzić jedynie z kimś, kto jest gotów słuchać, rozumieć i postępować rozsądnie. Trzeba mieć świadomość, że wykształcenie i uprzejmość nie są w stanie pokonać przemocy i brutalności, i niestety stwierdzić, chociaż może wydać się to godne pożałowania, że są tacy, którzy reagują jedynie na zastosowanie siły.
Wojna, zorganizowana przemoc
Chociaż uda się człowiekowi uniknąć jakiegoś niebezpieczeństwa, nigdy nie zdoła w pełni uniknąć takiego, jakie stanowią ci, którzy pragną, by nie istniały istoty jego rodzaju.
Demostenes
Do wojny, jako gwałtu zastosowanego w celu forsowania społecznej woli, nigdy nie przestanie dochodzić, zawsze bowiem będą istniały grupy ludzi gotowych narzucić innym swoje idee i styl życia, skłaniając nawet najbardziej pokojowo nastawionych do podjęcia walki, chyba że będą woleli się poddać. Kant, wielki pesymista, rozumiał, że „sama wojna nie potrzebuje szczególnych motywów, zdaje się bowiem wszczepiona w naturę ludzką”, i uważał, że „stanem naturalnym człowieka nie jest pokój, lecz wojna”. Nic nowego, jako że znacznie wcześniej grecki filozof Platon zapewniał, że „prawem natury jest, że wojna trwać będzie wiecznie między miastami”. Dla Erazma z Rotterdamu „wojna jest tak okrutna, że bardziej przystoi dzikim bestiom niż ludziom”. A to doskonale oddaje absolutną dehumanizację, jaką oznacza wojna, spiralę przemocy, jaką nakręca, najniższe instynkty, jakie wydobywa. Wojna ujawnia i uwydatnia najbardziej negatywne aspekty człowieka. Kiedy już wybuchnie, motywy jej wszczęcia lub jej legitymizacji są aż nadto liczne. Od tej chwili istnieje tylko jedna obsesja: wygrać ją. Niezbyt ważne są środki, jakimi się to osiągnie, nawet te najbardziej nie do pomyślenia.
W przemówieniu wygłoszonym 9 maja 2007 r. z okazji sześćdziesiątej drugiej rocznicy zwycięstwa Sowietów w II wojnie światowej Władimir Putin powiedział:
Mamy odpowiedzialność pamiętać, że przyczyny każdej wojny przede wszystkim biorą się z błędów i niewłaściwych kalkulacji dokonanych w czasie pokoju, i że te przyczyny mają korzenie w ideologii konfrontacji i ekstremizmu. Jest niezwykle ważne, żeby pamiętać o tym dzisiaj, gdyż te groźby nie zmniejszają się, a tylko zmieniają się i modyfikują swój obraz. Te nowe zagrożenia, jak za czasów Trzeciej Rzeszy, wykazują taką samą pogardę dla ludzkiego życia i taką samą dążność do wyłącznego zawładnięcia światem.
Możliwe, że w równym stopniu odnosił się do dżihadu, co do Stanów Zjednoczonych, lecz nie ma żadnej wątpliwości, że w każdym wypadku jego słowa odzwierciedlają nieprzemijającą ludzką ambicję zapanowania nad innymi.
Dla francuskiego generała i geopolityka Pierre’a M. Galloisa to nie zawsze silni inicjują wojny, gdyż, jak dowiódł brytyjski myśliciel i historyk wojskowości John F.C. Fuller, „nie ma niczego nielogicznego w pragnieniu obszarpańców, żeby zagarnąć bogactwa potężnych”. Tak zwany świat zachodni liczy około 900 milionów ludzi², jednakowoż obecnie Ziemię zamieszkuje 6,6 miliarda innych ludzi, o odmiennych wizjach i kulturach, które w pewien sposób uważają się za stratne na rozwoju i globalizacji. Jest zatem oczywiste, że większość mieszkańców Ziemi może pragnąć zmiany biegu spraw, tak by to oni stali się uprzywilejowanymi.
Czy możliwa jest skuteczna kontrola przemocy?
Nigdy żaden generał nie wierzy tak bardzo w pokój, żeby nie przygotowywać się do wojny.
Seneka
W tym światowym kontekście endemicznej przemocy amerykański polityk Henry Kissinger – doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych (1969–1975) i sekretarz stanu (1973–1977) – wskazał, że supermocarstwa czasami zachowują się jak dwaj uzbrojeni po zęby ślepcy szukający drogi w pokoju, przekonani, że każdy z nich znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie z powodu drugiego, każdy z nich przeświadczony, że ten drugi ma doskonały wzrok. Z czasem obaj mogą w końcu wyrządzić sobie wzajemnie ogromną krzywdę, nie wspomniawszy o zajmowanym przez nich pokoju, to znaczy planecie Ziemia. Tak się już działo i może zdarzyć się ponownie, doprowadzając całą ludzkość do spazmów, kiedy weźmie się pod uwagę ogromny niszczycielski potencjał, jakim dysponują obecnie supermocarstwa, i to nie tylko z nuklearnego punktu widzenia. Dlatego rozwiązaniem byłoby podtrzymywanie stałego dialogu między wielkimi, niemniej jednak nie przestaje to być utopią wobec odwiecznych pragnień posiadania absolutnej władzy.
Główny problem trafnie określa dziennikarz i analityk polityczny Robert D. Kaplan, kiedy stwierdza, że „świat trwa w pewnego rodzaju naturalnym stanie, w którym nie istnieje Lewiatan Hobbesa karzący niesprawiedliwych”. W zasadzie mówi on, że chociaż pozornie działa jakaś międzynarodowa jurysdykcja dążąca do takiego celu, mocarstwa zawsze znajdują formułki, żeby ją obejść, aczkolwiek, owszem, stosują ją surowo w stosunku do pozostałych aktorów. Jak zobaczymy później bardziej szczegółowo, jedną z zasad geopolityki jest to, że średnie i małe potęgi opierają – lub chciałyby, żeby tak było – relacje między państwami na międzynarodowej praworządności, na orzecznictwie, które naprawdę byłoby sprawiedliwe i bezstronne w stosunku do wszystkich krajów, niezależnie od ich rozmiaru i siły. Potęgi jednak opierają się właśnie na swojej mocy, swoim znaczeniu geopolitycznym i swojej zdolności wpływania.
Innym ważnym pytaniem, które zawsze się pojawia, jest kwestia użycia siły przedstawionej jako walka dobra ze złem. Problem polega na tym, że wszystkie strony konfliktu bezustannie uważają, iż dobro i racja są po ich stronie, a przeciwnik się myli, działając w sposób nielegalny i podstępny, a zatem można by powiedzieć, że walka toczy się między odmiennymi sposobami pojmowania dobra.
Z drugiej strony, kiedy mówi się o polityczno-wojskowych sojuszach między krajami jako hipotetycznej formie osiągnięcia większego stopnia kolektywnego bezpieczeństwa, należy uściślić terminy. W przypadku, kiedy grupa państw postanawia połączyć się w celu osiągnięcia większego bezpieczeństwa w obliczu zagrożenia ze strony innych krajów, jest wielce prawdopodobne, że te drugie także dojdą do porozumienia i połączą się, żeby bronić się przed pierwszymi, stwarzając tym samym możliwość nowej wojny między większymi, która może okazać się jeszcze bardziej niszczycielska. W ostatecznym rozrachunku nowe zbrojne sojusze niekoniecznie dają większą stabilność niż stare ani nie czynią świata mniej brutalnym.
Jak przeżyć w geopolitycznej dżungli?
Człowiek rzeczywiście jest królem zwierząt, gdyż jego bestialstwo przewyższa brutalność bestii.
Leonardo da Vinci
W świecie, w którym przemoc nadal swobodnie rządzi, jakby ludzkość nie była w stanie porzucić prymitywnego barbarzyństwa, Michael Howard zaleca: „Dla zachowania pokoju należy zważać na tych, dla których istniejący porządek nie stanowi pokoju, i na to, czy są gotowi użyć siły, aby zmienić porządek, jaki nam wydaje się akceptowalny”. W taki sposób zwraca uwagę na to, że należy poznać zamiary i zdolności wroga, obecnego i przewidywalnego, a nie uważać, ze wystarczy, iż jedna strona uzna za błąd przystąpienie do wojny, aby tak wydawało się i pozostałym.
W zawsze złożonych międzynarodowych relacjach nie ma ani dobrych, ani złych. Każdy podąża wyłącznie za własnym aktualnym interesem, za każdym razem coraz bardziej ulotnym i zmiennym. Mniej potężnym, których światowy wpływ jest minimalny lub żaden, pozostaje jedynie przeanalizować to, jakie przyniesie im korzyści lub wyrządzi szkody to, co mogą uczynić wielkie potęgi, i usiłować wyciągnąć możliwie największe korzyści lub ponieść najmniejsze straty dla swojego kraju. Mogą trzymać się na marginesie walki wielkich, jeśli to odizolowanie im nie zaszkodzi, albo dołączyć do tego, kto w danych okolicznościach będzie dla nich najlepszy. Wszelka inna idealistyczna postawa nie przyniesie nic poza szkodami dla narodowych interesów. Możemy zatem powiedzieć, że w geopolityce nic nie jest dobre ani złe samo w sobie, lecz tymczasowo korzystne lub szkodliwe.
A w obliczu scenariusza, w którym władają hipokryzja i cynizm, można wyłącznie poradzić: licz jedynie na własne siły.
1. Umar al-Baszir po 30 latach utracił władzę – podobnie jak ją zdobył – w wyniku wojskowego zamachu stanu 11 kwietnia 2019 r. (przyp. tłum.).
2. Najbardziej ograniczoną wersję „świata zachodniego” tworzą Europa, Stany Zjednoczone, Kanada, Australia i Nowa Zelandia. W szerszej perspektywie należałoby włączyć inne rozwinięte państwa, takie jak kraje Ameryki Łacińskiej, Izrael i Afrykę Południową.