Jak zostałam wiedźmą - ebook
Jak zostałam wiedźmą - ebook
Najgłośniejsza pisarka młodego pokolenia swoją najnowszą książkę kieruje do wszystkich pokoleń.
Jak zostałam wiedźmą to uniwersalna i nowoczesna opowieść o walce dobra ze złem w świecie gadżetów, sztucznych pragnień i chęci na więcej, więcej, więcej...
Wiedźma porwie nawet najstarsze dzieci.
Głodna, szuka niegrzecznych maluchów, by zrobić z nich zupę. Upatrzonej przez nią dziewczynce jednak wiele zarzucić się nie da. Wiedźma postanawia zaczarować dziecko i zmusić je do znalezienia niegrzecznego chłopca, dzięki któremu upragniona zupa będzie zjadliwa. Spryskuje dziewczynkę Podmianą Myśli i wraz z konikiem na biegunach wyprawia na poszukiwania Bogusia, który najbardziej kocha iPhone’a i czipsy. Wkrótce jednak się okazuje, że coś poszło nie tak…
Czy dziewczynka odnajdzie Bogusia? Czy jednak oprze się złemu czarowi?
Jak zostałam wiedźmą to oniryczna opowieść o walce, jaką toczymy, przede wszystkim, z samym sobą. W nieustannym pośpiechu, konsumpcyjnej pustce i w pogoni za karierą dorośli zaniedbują relacje z własnymi dziećmi, które coraz częściej funkcjonują w świecie gadżetów, surogatów i wirtualnych emocji.
A codzienny wyścig przynosi wszystkim coraz większe, większe, większe… poczucie braku.
Ta pięknie ilustrowana przez Mariannę Sztymę, baśniowa, skrząca dowcipem i pełna trafnych obserwacji książeczka zachęca, by zwolnić, zastanowić się, porozmawiać. A także wspólnie poczytać – bo miłość do książek to skarb na całe życie.
„Jak tak wracam do domu, zła, zmarznięta, mokra,
idę i ze złością zaglądam ludziom w okna.
A mieszkam na świata skraju, dwa lata zabiera mi dojść tam,
a okno przy oknie, a w każdym się świeci,
a wszędzie, gdzie zaglądam,
czy firanka w nim ze złota, czy z gazety starej,
wszędzie siedzą tak samo, telewizję oglądają
i liczą, czy więcej, więcej, więcej mają,
czy tak jak zawsze: za mało, za mało, za mało”.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05630-1 |
Rozmiar pliku: | 8,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
A nieraz zdarzy się, że jakiś młody wampir albo duszek
dla żartu wyciągnie jednemu z drugim duszę przez uszy,
zwinie w kulkę i dalejże nią o ścianę młócić. Zaraz mu się znudzi,
duszę na drzewie powiesi albo komuś na linkę do prania podrzuci...
Gospodyni pranie zdejmuje: a co to za szmata tu się suszy?
Przezroczysta, niewidzialna... I już nią wyciera kurze.
A właściciel nawet się nie spostrzegł, siedzi przed swym pudłem,
słucha, co nowego musi kupić, żeby mu pusto nie było i nudnie...
Duszy potem szuka swej latami, pajac,
niby igły w stogu siana. A ja
wracam do domu, zła, zmarznięta, głodna,
idę i ze złością zaglądam ludziom w okna.
Noc zapada powoli, ciemna, zimna, a grają mi kiszki
marsza do drogi, aż w kredensach wszystkich drżą miski.
Czy to dziwne, że przestałam ze swym apetytem walczyć?
A czy dziwne, że jeśli wafle i chipsy ciągle pałaszują,
to potem są słodkie i chrupiące? Mmmmm... Już czuję
nawet tu, w teatrze,
że dzieci są jakieś w pobliżu, ciekawe, jak tu wlazły...
Słyszę te ich szepty, chrumkania, ich chipsów szelesty w ciemności,
jak ktoś z was jakieś dziecko zobaczy, niech mi zaraz je złapie, zwiąże w pęczek i przynosi,
gdy zła, zmarznięta, głodna dziś do domu wrócę,
na nim pożywną ugotuję zupę, w garnczek wrzucę
marchew i pietruszkę, jedno dziecko średnio tłuste,
dwa liście bobkowe,
zagotuję i gotowe.
Już w nozdrzach czuję
ten rozkoszny swąd!
To moja FATALITÉ DE LA MAISON.
2.
Wyją psiska w dali, nic im jeść nie dali znowu. Księżyc w nowiu.
W ciszy tylko słychać, jak się hot dogi kręcą na stacjach benzynowych.
Idę, idę, a do drogi mi kiszki marsza przygrywają.
Wtem patrzę, w jednym oknie lampka maleńka się pali.
Na palcach się zakradam i przecieram szybkę,
potarganą w pidżamce widzę tam dziewczynkę,
ani duża, ani mała, ani zbyt czerwona, ani blada,
będą bitki z kartoflami, będzie zupy na dwa lata.
Nie śpi. Z boku na bok się przewraca. Coś ją dziwnie gniecie
na jednym, drugi też niewygodny, przydałby się trzeci...
Oczy nie chcą się lepić, jak złej gospodyni pierogi.
Wiercą się niespokojne, jakby gdzieś pójść chciały same, bez niej, nogi.
(A wszystkie zabawki, jakby się zmówiły, nagle martwe,
pet shopy ani drgną, sztywne nogi wyciągnęła Barbie,
Monster High już były zmarłe, więc je winić za to trudno,
że obydwie nadgniłe leżą w swoich modnych trumnach.
Ale można dostać furii, jak się patrzy, jak Furby, uch,
leży nieruchomo, choć był taki zawsze z niego zuch).
Słychać pociągów w dali ruch, buch-buch, buch-buch,
i grzmi coś strasznie, jakby burczał jakiś wielki brzuch.
Przepraszam, mogę pociągnąć? To prawdziwe wąsy? Są cudowne.
Też bym takie chciała mieć, jak dorosnę.
Z wąsami człowiek wygląda dostojnie,
jak listonosz jakiś albo dozorca czy kierownik.
I pod pachami bym mieć chciała jak mój tata taki puszek,
czy mogłabyś to sprawić? Ząb mi niedługo wypadnie, już się rusza.
Wybacz, moja droga, ale jeszcze tylko się upewnię:
Czy nie miałaś jakiejś czarownicy pośród swoich krewnych?
Nie musisz odpowiadać, to pytanie było trochę niestosowne.
Jaki chcesz mieć pionek? Kto zaczyna? Rzućmy kostką, dobrze?
– Widzisz, khe, khe, w Eurobiznes to nie grałam wieki całe...
– Nic nie szkodzi. Zobacz, rzucasz kostką... – I tak dalej, i tak dalej.
Plastiku kawałek mi kazała przesuwać, hotele jakieś kupować.
– Ojej, jakie masz długie brudne paznokcie, obetnę ci, zgoda?
(Ja tymczasem na boku wertuję „Czarownicę Współczesną” i „Świat Strzygi”.
Kącik kulinarny „Jak dobro zbyt dobrego dziecka odczynić?
Obrzydliwie dobrą dziewczynkę, by nie była trująca,
zmieszać musisz ze złym, chipsami się obżerającym chłopcem”.
Zasępiona, wycieńczona, opieram się o łóżko.
Skąd go wziąć?)
Ale nie mówcie nikomu, gdzie stoi mój domek.
Od razu by przylecieli helikopterami, z aparatami,
minęliby góry, lasy, miasta, wysypiska i polany,
staliby godzinami, próbując nagrać mnie telefonami.
Oczywiście pierwsi by byli tu bogaci, których mało co już może rozbawić,
bo siedzą smętnie w swych pałacach z castoramy, ziewają całymi dniami,
wszystko już mają, stoi, kurzy się, że szpilki nawet nie wetkniesz,
też chcieliby mieć czegokolwiek więcej, więcej, więcej,
ale już nie mogą, wszystko mają. Trudno jeszcze im coś wepchnąć,
może na skraj świata wyprawa coś zmieni, może jakoś żywiej uda im się ziewnąć?
Zrobiliby zdjęcia, a potem błagali, by im wróżyć: – Powiedz, czy mój los się odmieni?
– Oczywiście. Mam dobre wieści: widzę w kuli, że nigdy nie umrzesz ani nie spotka cię żadne cierpienie.
– Och, to świetnie, dzięki! – mówiliby wzruszeni. – A czy uleczyć byś mnie jeszcze mogła?
Bo jakoś mi tak słabo, jakoś tak nudno ciągle i nie chce się nic, i mdło mi ciągle...
– Oczywiście, weź ten tu kawał styropianu i do głowy przykładaj dziennie dwa razy.
– Och, dziękuję ci, o wspaniała szamanko!
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------