Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jeźdźcy krainy purpurowej bylicy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
17 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jeźdźcy krainy purpurowej bylicy - ebook

Jeden z najlepszych westernów Zane Greya, amerykańskiego powieściopisarza. Wkrótce ukaże się sequel tej powieści "Na szlaku tęczy".

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja – Szlakiem Przygody” to seria, w której publikowane są tłumaczenia powieści należące do szeroko pojętej literatury przygodowej, głównie pisarzy francuskich z XIX i początków XX wieku, takich jak Louis-Henri Boussenard, Paul d’Ivoi, Gustave Aimard, Arnould Galopin, Aleksander Dumas ojciec czy Michel Zévaco, a także pisarzy angielskich z tego okresu, jak choćby Zane Grey czy Charles Seltzer lub niemieckich, jak Karol May. Celem serii jest popularyzacja nieznanej lub mało znanej w Polsce twórczości bardzo poczytnych w swoim czasie autorów, przeznaczonej głównie dla młodzieży. Seria ukazuje się od 2015 roku. Wszystkie egzemplarze są numerowane i opatrzone podpisem twórcy i redaktora serii.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66268-07-4
Rozmiar pliku: 4,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pearl Zane Grey urodził się 31 stycznia 1872 roku w Zanesville w stanie Ohio – w mieście, którego współzałożycielami byli jego przodkowie ze strony matki, a zmarł w Altadena, w Kalifornii, 23 października 1939 roku.

Był jednym z najpopularniejszych i najwyżej ocenianych autorów powieści o Dzikim Zachodzie, współtwórcą gatunku literackiego zwanego dziś westernem. Jego dorobek twórczy ocenia się na około 90 książek (głównie powieści), z których ponad dwie trzecie to westerny. Pozostawił po sobie wiele książek dla młodzieży, w tym biografię młodego Jerzego Waszyngtona, publikacje poświęcone swoim wielkim pasjom: bejsbolowi – w który grywał w czasie studiów, a później przez pewien czas półzawodowo – oraz wędkarstwu, a także liczne zbiory opowiadań.

Miłośnik dzieł J.F. Coopera i D. Defoe, a także zeszytowych powieści przygodowych, studiował stomatologię, ale głównie po to, by uzyskać stypendium sportowe. Praktykę dentystyczną porzucił potem na rzecz pisarstwa, podobnie imię Pearl. Debiutował wydaną w 1903 roku powieścią historyczno-przygodową Betty Zane, otwierającą trylogię o jego przodkach z początków Stanów Zjednoczonych. Wydał ją własnymi siłami po odrzuceniu przez wydawnictwo Harper & Brothers.

Przełom w jego twórczości nastąpił dopiero w 1912 roku, gdy to samo wydawnictwo opublikowało, nie bez oporów redaktora naczelnego, Jeźdźców purpurowego stepu. Powieść okazała się bestsellerem i po dziś dzień należy do najpopularniejszych dzieł Greya. Harper wydał też wcześniejsze jego książki, w tym Ostatni człowiek z prerii, a kariera Greya nabrała niepohamowanego rozpędu. Dziś uchodzi za jednego z pierwszych amerykańskich pisarzy milionerów. Doceniono nie tylko umiejętność snucia fascynujących opowieści, ale i dbałość o realia, wiążącą się z jego częstymi podróżami w poszukiwaniu inspiracji.

Jego westerny doczekały się 46 pełnometrażowych ekranizacji i 31 krótszych. Nie był to jedyny związek Zane’a Greya z filmem. W roku 1919 powołał własną wytwórnię filmową. Sprzedana jakiś czas potem, stała się częścią podwalin wielkiego Paramountu.

W Polsce w latach międzywojennych i tuż po wojnie ukazało się w sumie kilkanaście przekładów powieści Zane’a Greya, głównie nakładem wydawnictwa M. Arct. W 1951 roku jego książki zostały objęte zapisem cenzury, nakazującym także niezwłoczne wycofanie ich z bibliotek. Powracać tam i do księgarń zaczęły dopiero w 1989 roku, w postaci publikacji opartych na wydaniach przedwojennych. Dotyczyło to jednak tylko kilku tytułów, i to niekoniecznie tych najciekawszych lub najlepszych.Rozdział I

Lassiter

Suchy stukot podkutych żelazem kopyt cichł i ginął, a kłęby żółtego kurzu ulatywały spod drzew bawełnianych1 i ponad bylicami2.

Jane Withersteen zamyślonymi i zatroskanymi oczyma wpatrywała się w dół szerokiego, purpurowego zbocza. Jeździec3 dopiero co ją opuścił, a to właśnie przekazana przez niego wiadomość sprawiała, że zamyślona i niemal smutna oczekiwała na kapłanów mających przybyć, aby z oburzeniem podważać jej prawa do przyjaźnienia się z gojem4.

Zastanawiała się, czy ją także dotkną niepokoje i spory, jakie ostatnio nawiedzały miasteczko Cottonwoods5. Po chwili westchnęła przypomniawszy sobie, że to jej ojciec założył ową najdalszą i najbliższą granicy osadę w południowym Utah6, a potem zostawił ją jej. Była właścicielką całej tej ziemi i wielu gospodarstw. Jej był Withersteen House7 i wielkie ranczo8, wraz z tysiącami głów bydła i najszybszymi końmi krainy bylic. Do niej należało Amber Spring9, a to wodzie z tego źródła miasteczko zawdzięczało swą zieleń i piękno, umożliwiało ono życie na tych dzikich, położonych na wyżynie purpurowych pustkowiach. Nie mogła uciec od Cottonwoods, obojętnie, jaki by los nie czekał miasteczko.

Ów rok, 1871, zaznaczył zmianę zachodzącą stopniowo w życiu miłujących pokój mormonów10 z pogranicza. Glaze, Stone Bridge, Sterling11, osady leżące dalej na północ, wystąpiły zbrojnie przeciwko napływowi osadników-gojów i napadom rozbójników. Pierwsi spotykali się z niechęcią, a z drugimi walczono. Teraz także Cottonwoods zaczęło się burzyć, kipieć i pieklić.

Jane modliła się, aby nie doszło do zakłócenia na zawsze jej spokojnego i przyjemnego życia. Zamierzała dla swoich ludzi robić dużo więcej, aniżeli czyniła dotychczas. Pragnęła wiecznego trwania ich sennych, niezakłócanych i pasterskich dni. Martwiły ją zwady pomiędzy należącymi do tej społeczności mormonami i gojami. Z urodzenia była mormonką, ale przyjaźniła się z biednymi i nieszczęsnymi gojami. Chciała jedynie nadal czynić dobro i być szczęśliwą. Zastanawiała się też, co znaczy dla niej owe wielkie ranczo. Kochała je całe – zagajnik drzew bawełnianych, stary dom z kamienia, mieniącą się bursztynową barwą wodę oraz tabuny kudłatych, pokrytych pyłem koni i mustangów12, smukłych, gładkonogich rumaków pełnej krwi13 i stad pasącego się bydła, jak też szczupłych, ogorzałych jeźdźców krainy bylic.

Czekając tak tam, zapomniała o grożącej niekorzystnej zmianie. Ryk leniwego burro14 zakłócił popołudniowy spokój, kojąco skupił uwagę na obrazie sennego podwórca, otwartych corrali15 i pól porośniętych zieloną trawą alfalfa16. Bystry wzrok Jane widział wyraźnie rozciągające się przed nią purpurowe zbocze z bylicami. Niskie pagórki przypominającego prerię gruntu wznosiły się na zachodzie. Ciemne, samotne cedry17, nieliczne i bardzo porozrzucane, wyróżniały się wyraźnie, a w znacznej odległości widniały zwaliska czerwonych skał. Jeszcze za nimi, w górze stopniowo wznoszącego się stoku, stał zburzony mur, ogromny zabytek, majaczący ciemną purpurą i ciągnący się samotną, tajemniczą drogą, krętą linią zanikającą na północy. W kierunku zachodnim było światło, barwa i piękno. W północnym zbocze opadało ku niewyraźnej linii kanionów, spośród których wzbijało się wyniesienie terenu, nie będące górami, lecz rozległym, ciężkim masywem purpurowego płaskowyżu, mającego żebrowane i wachlarzowate ściany, zwieńczone jakby zamkami urwiska i szare skarpy. Nad to wszystko zakradały się wydłużające się, blednące w popołudniu cienie.

Szybki tętent kopyt przywołał Jane Withersteen do spraw bieżących. Grupa jeźdźców przygalopowała w górę dróżki, zsiadła z koni i puściła ich cugle. Przyjechało ich siedmiu, zaś dowodzący nimi Tull, wysoki i ciemnowłosy mężczyzna, był elderem18 w kościele Jane.

– Czy otrzymałaś wiadomość ode mnie? – zapytał od razu.

– Tak – odparła Jane.

– Powiadomiłem też, że kowbojowi Ventersowi daję pół godziny na przyjazd do miasteczka. Nie przyjechał.

– Nic o tym nie wiedział – powiedziała Jane. – Nie mówiłam mu. Czekałam tu na was.

– Gdzie jest Venters?

– Zostawiłam go na podwórcu.

– Hej, Jerry – zawołał Tull do jednego ze swoich ludzi – weź oddział i przyprowadźcie tu Ventersa, choćbyście mieli go związać.

Zakurzone, mające długie ostrogi buty jeźdźców zatupały głośno w gaju drzew bawełnianych i zniknęły w ich cieniu.

– Elderze Tull, co to ma wszystko znaczyć? – zapytała Jane. – Jeśli już musicie aresztować Ventersa, to postąpilibyście uprzejmie czekając, aż opuści mój dom. A jeżeli aresztujecie go tu, to do skrzywdzenia mnie dodacie zniewagę. Jest bzdurą oskarżanie Ventersa o udział w strzelaninie i bójce, do jakiej doszło wczoraj wieczorem w miasteczku. Był wtedy ze mną. Ponadto pozwolił mi wziąć swoją broń. Dla was to jedynie wymówka. Co zamierzacie zrobić Ventersowi?

– Już ci mówię – odparł Tull – ale najpierw powiedz mi, dlaczego bronisz tego nic niewartego kowboja?

– Nic niewartego! – zawołała oburzona Jane. – Wcale nie. To najlepszy kowboj, jakiego miałam kiedykolwiek. Nie mam żadnego powodu, aby go nie bronić i wszelkie, żeby to czynić. Bardzo mi wstyd, elderze Tull, że moja życzliwość ku niemu wzbudziła wrogość moich ludzi i że został on uznany wyrzutkiem. Ponadto winna mu jestem dozgonną wdzięczność za uratowanie życia małej Fay.

– Słyszałem, że pokochałaś Fay Larkin i zamierzasz ją adoptować. Ale to dziecko, Jane Withersteen, jest gojką!

– Jest. Nie kocham jednak dzieci mormońskich ani trochę mniej, elderze, bo pokochałam to dziecko gojów. Adoptuję Fay, jeśli jej matka mi ją odda.

– Nie mam wiele przeciwko temu. Możesz dać temu dziecku mormońskie wychowanie – powiedział Tull. – Mam jednak dość patrzenia, jak ów Venters kręci się przy tobie. Tak wiele miłości okazujesz tym żebrakom gojom, że zastanawiam się, czy aby nie kochasz Ventersa.

Przemawiał z butą mormona, którego władzy nie można podważać i z namiętnością mężczyzny pożeranego przez ogień rozgorzałej zazdrości.

– Może i go kocham – powiedziała Jane. Czuła wzbierające w jej sercu lęk i gniew. – Nigdy o tym nie myślałam. Biedaczysko! Na pewno potrzebuje, aby ktoś go kochał.

– Źle to zapowiada dla Ventersa, jeśli nie zaprzeczysz – srogo odrzekł Tell.

Pod drzewami bawełnianymi pojawili się ludzie Tulla, prowadzący dróżką młodego mężczyznę, którego porwane ubranie wskazywało na wyrzutka. Mimo to trzymał się hardo i prosto, z wygiętymi do tyłu szerokimi ramionami, napiętymi mięśniami związanych rąk, zaś przed Tullem pochylił się z błękitnym płomieniem pogardy w spojrzeniu.

Jane Withersteen po raz pierwszy wyczuła prawdziwy duch Ventersa. Zastanawiała się, czy pokocha tego wspaniałego młodzieńca. Potem jej uczucia ochłodły wraz z trzeźwiącym odczuciem wysokości stawki gry.

– Venters, czy opuścisz Cottonwoods teraz i na zawsze? – zapytał z naciskiem Tull.

– Dlaczego? – odparł pytaniem kowboj.

– Bo tak każę.

Venters roześmiał się z zimną wzgardą.

Rumieniec wyskoczył na ciemny policzek Tulla.

– Jeśli nie wyjedziesz, będzie po tobie – zapowiedział ostro.

– Po mnie! – zawołał z pasją Venters. – Czy już przez was nie jest po mnie? Co przez to rozumiecie? Rok temu byłem jeźdźcem. Miałem swoje konie i bydło. Dobre imię w Cottonwoods. A teraz, kiedy przybyłem do miasteczka, aby zobaczyć się z tą kobietą, nasłaliście na mnie swoich ludzi. Związaliście mnie. Prześladujecie mnie jak rozbójnika. Nie mam nic więcej do stracenia, co najwyżej życie.

– Czy opuścisz Utah?

– Och! Wiem – szyderczo ciągnął Venters – złości was myśl, że piękna Jane Withersteen traktuje przyjaźnie biednego goja. Chcecie ją całą dla siebie. Jesteście mormonem polującym na posag. Zależy wam na niej, a także na Withersteen House, źródle Amber i siedmiu tysiącach sztuk bydła!

Tull wysunął twardą szczękę, a burząca się krew napięła żyły na jego karku.

– Jeszcze raz pytam. Czy odjedziesz?

– NIE!

– Wobec tego każę wychłostać cię tak, że ledwo zostaniesz przy życiu – odrzekł chrapliwie Tull. – Każę wyrzucić cię pośród bylice. A jeśli kiedyś wrócisz, spotka cię los jeszcze gorszy.

Ożywioną twarz Ventersa zmroził chłód, a brązowa cera poszarzała.

Jane porywczo wystąpiła naprzód.

– Ach! Elderze Tull! – zawołała. – Nie zrobicie tego!

Tull pogroził jej podniesionym palcem.

– Zrobię to przez ciebie. Zrozum, nie będzie ci wolno obdarzać tego chłopca przyjaźnią, która uraża twojego biskupa19. Jane Withersteen, ojciec zostawił ci bogactwo i władzę. Zawróciło ci to w głowie. Nie pojęłaś jeszcze, jakie jest miejsce mormońskich kobiet. Przemawialiśmy ci do rozumu, znosiliśmy cię cierpliwie. Czekaliśmy. Pozwoliliśmy ci na miłostkę, czyli na więcej, niż widziałem, że pozwolono kiedykolwiek mormonce. Mimo to nie odzyskałaś zdrowych zmysłów. Teraz raz na zawsze nie możesz dalej przyjaźnić się z Ventersem. Zostanie wychłostany i będzie musiał opuścić Utah!

– Ach! Nie chłostajcie go! Byłoby to nikczemne! – błagała Jane, powoli uświadamiając sobie, że opuszcza ją odwaga.

Tull zawsze osłabiał w niej ducha, postrzegała też coraz lepiej, że udawała śmiałość, której nie miała. Elder objawiał się teraz Jane w innej postaci, nie był zazdrosnym zalotnikiem, ale wcieleniem tajemniczego despotyzmu, jaki znała od dziecka – władzy dawanej mu przez jej wiarę.

– Venters, wolisz chłostę odebrać tutaj czy też mamy cię zabrać pomiędzy bylice? – zapytał Tull.

Uśmiechał się z mrozem bardziej niż nieludzkim, ale jakby z tego mrocznego opanowania wydobywał się błysk prawości.

– Odbiorę ją tutaj, skoro muszę – powiedział Venters – ale na Boga, Tull, lepiej z miejsca mnie zabij. Chłosta ta będzie drogo kosztowała ciebie i twoich pobożnych mormonów. Uczynisz ze mnie drugiego Lassitera!

Osobliwy blask, surowe światło padające z twarzy Tulla mogły wyrażać świętą radość, jaką dawało duchowe poczucie spełniania najwyższego obowiązku. Było w elderze jednak coś jeszcze, ledwo skrywanego, coś osobistego i złowieszczego, stanowiącego w nim głębinę, pochłaniającą otchłań. Jak jego religijność była fanatyczna i nieugięta, tak bezlitosna była jego fizyczna nienawiść.

– Elderze, ża… żałuję mych słów – ledwo wydusiła z siebie Jane. Głosem wyrażała swą religię, dawno nabyty nawyk posłuszeństwa, pokory, jak również przysparzający cierpienie strach. – Ocalcie tego chłopca! – szepnęła.

– Teraz nie możesz go już uratować – odparł ostro Tull.

Pochyliła głowę korząc się wobec nieuniknionego. Pojmowała prawdę, kiedy ta nagle się jej objawiła, jako wewnętrzny ucisk, twardnienie w jej piersiach łagodnych mocy. Wszystko, co było w niej miękkie i słabe, sztywniało niby stalowy pręt. Czuła, jak rodzi się w niej coś nowego i niezrozumiałego. Jej napięty wzrok raz jeszcze przeszukiwał bylicowe stoki. Jane Withersteen kochała te dzikie i purpurowe pustkowia. W czasach smutku dawały jej moc, w chwilach szczęścia sprawiały nieustanną rozkosz. W skrajnej potrzebie rozpoznała, że mruczy do siebie: „Skądże nadejdzie mi pomoc!20”. Była to modlitwa, jakby z tych samotnych, purpurowych dali, czerwonych ścian i niebieskich rozpadlin mógł wyjechać nieulękły jeździec, którego wiara ani nie wiązała, ani nie wprawiała w szaleństwo i który w obliczu tych bezlitosnych ludzi wyciągnie swą powstrzymującą rękę.

Gorączkowe ruchy ludzi Tulla nagle ustały. Nastąpiły po nich ciche szepty, szmery, ostry okrzyk.

– Patrzcie! – powiedział jeden z nich, wskazując na zachód.

– Jeździec!

Jane Withersteen obróciła się i ujrzała kogoś na koniu, sylwetkę na tle zachodniego nieba, wyłaniającą się z krainy bylic. Zjeżdżał z lewej strony, w złocistej poświacie słońca, niezauważalny, dopóki się nie zbliżył. Odpowiedź na jej modlitwę!

– Czy go znacie? Czy któryś z was go zna? – zapytał pośpiesznie Tull.

Jego ludzie wpatrywali się i po kolei kręcili głowami.

– Przybywa z daleka – powiedział jeden z nich.

– Co za ładny kuń – stwierdził inny.

– Dziwny jeździec.

– Ho! Nosi czarne skóry – dodał czwarty.

Nakazawszy milczenie machnięciem ręki, Tull wysunął się naprzód w taki sposób, że zasłaniał Ventersa.

Jeździec ściągnął wodze swojego wierzchowca i pochyliwszy się zgrabnie naprzód, jednym długim susem stanął na ziemi. Choć ruch ten był osobliwie szybki, wykonujący go jeździec ani na jotę nie przestał być ustawiony na wprost znajdującej się przed nim grupy.

– Patrzcie! – szepnął ochryple jeden z towarzyszy Tulla. – Nosi dwa rewolwery o czarnych kolbach, wiszą nisko, trudno je dostrzec, podobnie czarne jak czarne ochraniacze21.

– Rewolwerowiec! – również szeptem dodał inny. – Uważajcie teraz, chłopy, jak machacie rękami.

Powoli zbliżający się obcy zdawał się jedynie leniwie kroczyć albo drobić niezdarnie jak jeździec nieprzywykły do chodzenia, lecz równie dobrze mogło to być ostrożne posuwanie się człowieka, który w obecności innych zachowuje przezorność.

– Witaj, obcy! – zawołał Tull. W tym pozdrowieniu nie było niczego życzliwego, a jedynie opryskliwa ciekawość.

Jeździec odpowiedział lekkim skinięciem głowy. Szerokie rondo czarnego sombrero22 rzucało mroczny cień na jego twarz. Przez chwilę przyglądał się bacznie Tullowi i jego towarzyszom, a potem wstrzymał powolne kroczenie, jakby się odprężając.

– Wieczór, szanowna pani – powiedział do Jane i ze szczególnym wdziękiem zdjął sombrero.

Witając go Jane spojrzała na twarz, której instynktownie zaufała i która przyciągała jej uwagę. Posiadała wszelkie oznaki jeźdźca z pogranicza – szczupłość, ogorzałą od słońca cerę i utrwaloną niezmienność rysów, powstałą po latach milczenia i samotności. To jednak nie one przykuwały ją do niej, ale raczej intensywność spojrzenia, wielkie znużenie, przenikliwość szarych oczu, zadumanych i czujnych, jakby ów człowiek szukał czegoś zawsze i nigdy tego nie znajdował. Wnikliwa kobieca intuicja Jane przez tą krótką chwilę wyczuła smutek, głód czegoś, tajemnicę.

– Czy pani Jane Withersteen? – zapytał.

– Tak – odparła.

– Czy woda tutaj jest pani?

– Tak.

– Czy mogę napoić konia?

– Oczywiście. Tam jest koryto.

– Ale możebnie gdyby wiedziała pani kim jestem… – zawahał się, zerknął na słuchających mężczyzn. – Możebnie nie pozwoliła by mi pani go napoić… choć dla siebie nie proszę o nic.

– Nie ma znaczenia, kim jesteście, przybyszu. Napójcie swojego konia. A jeśli sami jesteście spragniony i głodny, zapraszam do mojego domu.

– Dziękuję pani. Nie mogę nic przyjąć dla siebie, tylko dla mego zmęczonego konia…

Jeźdźcowi przerwał stukot kopyt. Niecierpliwe ruchy ludzi Tulla rozerwały ciasny krąg, odsłaniając więźnia Ventersa.

– Możebnie przeszkodził żem w czymś, chocia na parę chwil? – zapytał jeździec.

– Tak – odparła Jane Withersteen drżącym głosem.

Wyczuwała przyciągającą moc jego oczu, a potem zobaczyła, jak patrzy on na związanego Ventersa, na trzymających go ludzi i ich przywódcę.

– W tym tuta kraju wszystkie koniokrady i złodzieje, mordercy i rozrabiaki, i wszystkie niedobre ludzie to akurat goje. Proszę pani, do którego rodzaju onych nic dobrego nicponi należy ten młody człek?

– Do żadnego z nich. To uczciwy chłopiec.

– WIE to szanowna pani?

– Tak, o tak.

– Co zatem zrobił, iże tak go związano?

To jasne i dobitne pytanie, zadane w równiej mierze Tullowi, co Jane Withersteen, zmroziło niespokojne ruchy i przyniosło z miejsca ciszę.

– Zapytajcie jego samego – odparła Jane, podnosząc głos.

Jeździec odsunął się od niej tym samym powolnym, miarowym krokiem, jakim podszedł, zaś to, że wskutek tego ruchu Jane znalazła się na oddzielnej stronie, a on nie zbliżył się do Tulla i jego ludzi, miało głębokie znaczenie.

– Młody, przemów – powiedział Ventersowi.

– Przybyszu, to nie wasza sprawa – zaczął Tull. – Nie próbujcie się w nią wtrącać. Pozwolono wam pić i jeść. To więcej, co możecie dostać w każdym innym miejscu na pograniczu Utah. Napójcie swego konia i dalej w drogę.

– Dobra, dobra, jeszcze się nie wtrącam – odparł jeździec. Ton jego głosu się zmienił. Mówił teraz inny człowiek. Ten zwracający się do Jane był uprzejmy i łagodny, zaś po raz pierwszy teraz odpowiadający Tullowi miał głos twardy, chłodny, zaczepny. – Ino wygląda mi to na dziwną sprawę. Siedmiu mormonów, wszystkich zbrojnych, goj związany postronkiem i kobieta zaklinająca się o jego uczciwości! Dziwaczne, no nie?

– Dziwne czy nie, nic to was nie obchodzi – odciął się Tull.

– Tam, gdzie żem dorastał, słowo kobiety było prawem. Jeszcze żem z tego całkiem nie wyrósł.

Wzburzony Tull był po równi pełen zdumienia i złości.

– Wy wścibski, mamy tutaj prawo inne, aniżeli kobiece zachcianki – prawo mormońskie…! Pilnujcie się, żeby go nie złamać.

– Do diabła z waszym mormońskim prawem!

Te przemyślane słowa podkreśliły kolejną zmianę postawy jeźdźca, od uprzejmego zaciekawienia do budzącej się groźby. Przeobraziło to również Tulla i jego towarzyszy. Ich przywódca otworzył w zdumieniu usta i cofnął się niezdarnie w obliczu tego bluźnierczego ataku na instytucję, którą uważał za najbardziej świętą. Trzymający konie Jerry wypuścił cugle i zamarł w miejscu. Pozostali stali jak słupy, wpatrywali się bacznie ze sztywno zwisającymi rękoma, wszyscy czekali.

– Mów tera, młodzieńcze. Co żeś zrobił, że tak cię związano?

– To cholerne nadużycie! – wybuchnął Venters. – Nie zrobiłem nic złego. Okazując swą przyjaźń tej kobiecie uraziłem obecnego tu mormońskiego eldera.

– Proszę pani, czy jest prawdą, co mówi? – jeździec zapytał Jane, lecz swych drgających czujnych oczu ani na chwilę nie odrywał od grupki stojących spokojnie mężczyzn.

– Czy to prawda? Tak, całkowicie prawda – odpowiedziała.

– Nu, młodzieńcze, wydaje mi się, że przed byciem przyjacielem takiej kobiety ani nie chciał się żeś, ani nie mógł się bronić… Co cię ma za to spotkać?

– Zamierzają mnie wychłostać. Wiecie, co to znaczy w Utah!

– Pewnikiem – powoli odparł jeździec.

Wraz z chłodnym wzrokiem jego szarych oczu utkwionym w mormonach, z nerwowym gryzieniem wędzideł przez konie, z Jane nie będącą w stanie powściągnąć narastającego w niej wzburzenia, ze stojącym spokojnie bladym Ventersem, napięcie ciągle rosło. Tull śmiechem przerwał ten czar, śmiechem bez wesołości, śmiechem wyrażającym wyłącznie strach.

– No dalej, ludzie! – zawołał.

Jane Withersteen zwróciła się ponownie do jeźdźca:

– Przybyszu, czy możecie coś zrobić, aby uratować Ventersa?

– Prosi mnie pani o uratowanie go – przed takimi jako pani?

– Czy proszę was? Ja błagam!

– Przecie nie ma pani pojęcia, kogo prosi.

– Och, zaklinam pana, niech go pan uratuje!

– To mormoni, a ja…

– Za… za wszelką cenę… uratuj go pan. Bo… bo zależy mi na nim!

Tull warknął:

– Chora miłość do głupka! Zdradzasz swą tajemnicę. Znajdzie się sposób, aby dać ci nauczkę, jakiej nigdy nie miałaś… Ludzie, idziemy stąd!

– Mormonie, młodziak zostaje – powiedział jeździec.

Jego głos niby strzał zatrzymał Tulla.

– Co!

– Pozostanie tutaj.

– Kto go przejmie? Jest moim więźniem! – wołał gorączkowo Tull. – Przybyszu, mówię ci raz jeszcze – nie mieszaj się w to. Dość już wścibiałeś nosa. Odejdź stąd zaraz, bo…

– Posłuchaj…! On zostaje.

Całkowita pewność, bez najmniejszego cienia wątpliwości, przepełniała niski głos jeźdźca.

– Kim jesteś? Jest tu nas siedmiu.

Jeździec zrzucił sombrero i wykonał szybki ruch, zadziwiający tym, że trochę się pochylił, z wygiętymi sztywno rękoma i wielkimi, czarnymi kaburami przesuniętymi w przód.

– LASSITER!

To zdumiony, podniecony głos Ventersa dokonał proroczego połączenia pomiędzy dziwną postawą jeźdźca, a budzącym przerażenie nazwiskiem.

Tull wyciągnął sięgającą po coś rękę. Blask życia w jego oczach przygasł do mroku, w jakim przestraszeni ludzie widzą nadciągającą śmierć. Śmierć wszakże, choć zawisła nad nim, to nie opadła, gdyż jeździec czekał na ruch świerzbiących palców, na opuszczenie się ręki, jakie nie nastąpiło. Tull wziął się w garść i ruszył ku koniom, pilnowanym przez jego pobladłych towarzyszy.

1 Drzewa bawełniane (ang. cottonwoods) – w Ameryce Północnej nazwa kilku podobnych do siebie gatunków drzew z rodzaju topól (Populus), w stanie Utah występują topole wąskolistne (Populus angustifolia), o cienkich pniach, często tworzące zwarte kępy i Populus fremontii, rozłożyste, lubiące miejsca wilgotne, główne drzewa rosnące na wyżynach zachodniej części Stanów Zjednoczonych i Kanady.

2 Bylice (Artemisia) – rodzaj roślin z rodziny astrowatych, obejmuje krzewy i byliny, po angielsku sagebrush, główny gatunek w Utah to bylica trójzębna, Artemisia tridentata, ang. big sagebrush, krzewy dochodzące do 3 m wysokości, wydzielające olejki aromatyczne, o bladozielonych liściach, kwitnące na żółto, główne rośliny na suchych (niepustynnych) terenach zachodniej części Stanów Zjednoczonych, od nich nazwa tych krain (obecnie ang. sagebrush steppe, step bylicowy), występująca w oryginalnym tytule powieści (Riders of the Purple Sage), dosłownie Jeźdźcy (krainy) purpurowej bylicy, według amerykańskich znawców twórczości Zane Gray’a chodzi właśnie o big sagebrush, ich ulatujące olejki aromatyczne z oddali mają purpurową barwę.

3 Jeździec – w oryginale rider, w XIX-wiecznym Utah określenie konnych pasterzy (kowbojów), pracujących na wielkich ranczach przy wypasie bydła.

4 Goj – niewierny, u Żydów określenie wyznawców wszystkich innych religii, przejęte przez mormonów w tym samym znaczeniu.

5 Cottonwoods – nie ma takiej osady w południowym Utah, jedynie w północnym, na obszarze akcji powieści terenie znajduje się Cottonwood Canyon Wilderness i Cottonwood Forest Wilderness, w hrabstwie Washington, w górach Pine Valley, na północ od górnego biegu rzeki Virgin, tereny prawie niezamieszkane; według niektórych badaczy opisane miejsca leżą w północnej części stanu Arizona, tuż na południe od Utah, w okolicach miasta Fredonia, zasiedlonych wówczas przez mormonów, które Zane Grey odwiedzał podczas wypraw łowieckich w roku 1907 i 1908.

6 Utah – stan w środkowo-zachodniej części USA, do roku 1848 należał do Meksyku, bez stałego osadnictwa, w 1847 przybyli tam poszukujący swego państwa mormoni, w roku 1850 powstało Terytorium Utah zarządzane przez mormonów, do roku 1858, w 1861 jego zachodnią część wyodrębniono jako Terytorium Nevady, w roku 1896 ustanowiono stan Utah ze stolicą w Salt Lake City.

7 Withersteen House (ang. Dwór, dosł. dom Withersteenów.

8 Ranczo (ang. rancho z języka hiszpańskiego) – w Ameryce gospodarstwo rolne, zwłaszcza wielkie i zajmujące się głównie hodowlą bydła czy koni.

9 Amber Spring (ang.) – Bursztynowe Źródło.

10 Mormoni – wspólnota religijna założona w roku 1830 w USA przez Josepha Smitha; mają doktrynę złożoną z wątków chrześcijańskich, judaistycznych i objawień zawartych w rzekomo starożytnej Księdze Mormona; obecnie są zrzeszeni w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich; najliczniejsi w USA (Utah), z główną świątynią w Salt Lake City, jest ich około 16 milionów.

11 Glaze, Stone Bridge, Sterling – z tych miejscowości istnieje tylko Sterling, w środkowej części stanu Utah, ale daleko (około 250 km) na północ od opisywanych terenów, ma obecnie 235 mieszkańców.

12 Mustangi – w Ameryce Północnej zdziczałe konie, pochodzące od przywiezionych przez Hiszpanów.

13 Rumaki pełnej krwi – określenie stosowane do koni rasy angielskiej, bardzo cenionych jako wyścigowe.

14 Burro (hiszp. osioł) – stosowane w Stanach Zjednoczonych określenie ras osłów pochodzenia meksykańskiego, niewysokich i jucznych, także zdziczałych osłów.

15 Corrale (hiszp. zagrody) – w Stanach Zjednoczonych określenie ogrodzonych wybiegów dla koni i bydła.

16 Alfalfa – amerykańska nazwa lucerny siewnej (Medicago sativa), rośliny z rodziny bobowatych, pochodzącej z Europy, Afryki Północnej i Azji Zachodniej, sadzonej w Ameryce, bylina wysokości 30-90 cm, o fioletowych do purpurowych kwiatach, uprawiana jako wydajna i mało wymagająca roślina pastewna.

17 Cedry – prawdziwe cedry nie rosną w Ameryce Północnej, nazywane tak są inne gatunki drzew iglastych, zwłaszcza jałowce (Juniper), w Utah rosną gatunki Juniperus utahensis i Juniperus osteosperma, małe, do 6 m wysokości oraz Juniperus scopulorum, duże, do 20 m wysokości, dożywające do 2000 lat.

18 Elder – w kościele mormonów najniższy z pięciu stopni kapłanów z grupy Melchizedek (wyższych).

19 Biskup – w kościele mormonów najwyższy stopień u kapłanów Aarona (grupa niższych), przewodniczy miejscowym oddziałom (ang. ward) tego kościoła (odpowiednikom parafii).

20 Skądże nadejdzie mi pomoc! – cytat z Biblii, Księga Psalmów, Psalm 121, werset 2 (Biblia Tysiąclecia).

21 Ochraniacze – w oryginale chaps, angielski skrót z hiszpańskiego chaparajos, długie skórzane ochraniacze nakładane na spodnie, noszone przez kowbojów podczas jazdy przez kolczaste zarośla.

22 Sombrero (hiszp. kapelusz, dosłownie rzucający cień) – kapelusz pochodzenia meksykańskiego, o bardzo szerokim rondzie, noszony dla osłony przed słońcem twarzy, szyi i karku, noszony powszechnie w XIX wieku w południowej i zachodniej części Stanów Zjednoczonych.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: