Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

John le Carré. Biografia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

John le Carré. Biografia - ebook

„Jestem kłamcą. Urodziłem się po to, by kłamać. Kształcono mnie na kłamcę i szkolono mnie na kłamcę w środowisku, które kłamaniem zarabia na życie. Kłamstwo praktykuję również jako pisarz”.

John le Carré

Choć minęło już ponad pół wieku od chwili, kiedy powieść Z przejmującego zimna uczyniła z Johna le Carrégo światowej sławy autora, skrywający się pod tym pseudonimem David Cornwell wciąż pozostaje postacią enigmatyczną.

Niezwykle wnikliwa i odkrywcza biografia napisana przez Adama Sismana wydobywa „z przejmującego zimna” człowieka, którego życiorys jest równie skomplikowany, pogmatwany i naznaczony zdradami, jak fabuły jego powieści. Było to możliwe dzięki rozmowom przeprowadzonym z samym Cornwellem oraz z najważniejszymi osobami w jego życiu – krewnymi, wrogami, dawnymi współpracownikami z wywiadu i byłymi kochankami – oraz dzięki dostępowi do materiałów archiwalnych pisarza, a także wykorzystaniu niepublikowanych wcześniej fotografii.

Analizując samotne dzieciństwo pisarza, Sisman odkrywa genezę wiecznie powracającego w prozie le Carrégo motywu miłości i porzucenia. Gdy autor miał pięć lat opuściła go matka, a potem, przez szesnaście kolejnych, „pozbawionych czułości lat” zajmował się nim ojciec. Był to czarujący i pełen energii mężczyzna, ale nałogowy uwodziciel i oszust, który chował w krzakach swoje Bentleye, gdy na jego progu pojawiali się komornicy. „Kompletnie nieobliczalny człowiek, który jedną rękę kładł ci na ramieniu, a drugą wsuwał do kieszeni, i oba gesty były równie szczere”.

Przyglądając się dorosłemu życiu Cornwella – czasom werbunku i pracy dla MI5 i MI6, małżeństwa i życia rodzinnego aż do eksplozji kariery pisarskiej – Sisman zastanawia się nad samą ideą działalności wywiadowczej, podchodząc do problemu z czysto ludzkiej perspektywy. Zadaje pytanie o to, do jakiego stopnia można zaakceptować zdradę, jeżeli w zamian otrzymuje się miłość; pisze również o niegasnącej potrzebie wybaczania, zwłaszcza samemu sobie.

Kategoria: Biografie
Język: Angielski
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-962-0
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Pisząc tak długą książkę, jak niniejsza biografia, autor musi korzystać z pomocy wielu osób.

Największy dług mam wobec mojego bohatera, Davida Cornwella. Osobne podziękowania składam mu we wstępie, ale wydaje mi się, że tutaj również powinienem go wymienić. Dziękuję również Jane Cornwell, która nie tylko ciepło mnie przyjęła, ale i służyła nieocenioną pomocą na wszystkich, również najtrudniejszych etapach powstawania tej książki.

Wyrazy szczególnej wdzięczności należą się także wszystkim osobom, które w całości przeczytały maszynopis i podzieliły się ze mną cennymi radami oraz komentarzami: Bobowi Gottliebowi, Bruce’owi Hunterowi, Toby’emu Manningowi, Rolandowi Philippsowi, Nicholasowi Shakespeare’owi i Henry’emu Woudhuysenowi. W tym miejscu muszę jednak zaznaczyć, że nie zawsze stosowałem się do otrzymanych wskazówek, toteż odpowiedzialność za ewentualne błędy ponoszę wyłącznie ja sam.

Dziękuję również tym, którzy czytali tylko fragmenty książki, dostarczając wskazówek i komentarzy: Richardowi Barrettowi, Robinowi i Charlotte Cooke’om, Charlotte Cornwell, Davidowi Greenwayowi, Robertowi Harrisowi, Timowi Hely’emu Hutchinsonowi, Derekowi Johnsowi, sir Johnowi i lady Margetsonom, sir Tomowi Stoppardowi, Michaelowi Truscottowi, Susan Vereker (Susie Kennaway) i Micheli Wrong.

Oprócz osób wymienionych powyżej pomocą służyli mi także inni, poświęcając swój czas na rozmowy ze mną. W kilku przypadkach udostępnili mi również listy oraz dokumenty znajdujące się w ich posiadaniu. Oto oni: Rupert Allason, Erica von Almen, Al i Anne Alvarez, Neal Ascherson, Michael Attenborough, Anthony Barnett, Elizabeth Bennett, Buzz i Janet Berger, Charlotte Bingham, François Bizot, Margaret Body, Tom Bower, wielebny Tim Bravington, Susan Brigden, Siv Bublitz, Richard i Anne Bull, lady Bullard, Susie Burgin, David Burnett, John Burgess, sir Bryan Cartledge, Willy Cave, Alexander Chancellor, Jane Clark, Jean Cornwell, Rupert Cornwell, Simon Cornwell, Stephen i Clarissa Cornwell, Tim i Alice Cornwell (Alice Greenway), Tony i Nettie Cornwell, Prue Downing, Sarah Edmonds, Erhard Eppler, Margaret Foster-Moore, Timothy Garton Ash, śp. Newton Garver, Ronnie Geary, Jonny Geller, John J. Geoghegan, sir William Gladstone, John Goldsmith, Jo Goldsworthy, Livia Gollancz, Nan Graham, Richard Greene, Miriam Gross, Valerie Grove, Nick Harkaway (Nicholas Cornwell) i Clare Algar, Graham Hayman, Bryan Haynes, Henry Hemming, Andreas Heumann, śp. Denys Hodson, Michael Horniman, Carla Hornstein, Sabine Ibach, John Irvin, sir Jeremy Isaacs, John E. Jackson, Michael Jago, Alan Judd, Philip Knightley, Haug von Kuenheim, Zachary Leader, Richard Leggett, Joe Lelyveld, Andrew Lownie, Michaił Ljubimow, Robert McCrum, David Machin, śp. Angela (Winkie) McPherson, Bryan Magee, Loring Mandel, Geoffrey Marsland, Roger Martin, śp. Stanley Mitchell, Ferdinand Mount, Holly Nowell, Michael Overton-Fox, Gerald Peacocke, Hayden Peake, Hugh Peppiatt, Ed Perkins, Martin Pick, Jonathan Powell, Anna Rankin, Brian Rees, Roland Reinäcker, Tristram Riley-Smith, śp. Christopher Robbins, John C.Q. Roberts, śp. Hilary Rubinstein, Edward Russell, William Scolar, sir Kenneth Scott, Jean Seaton, Michael Selby, John Shakespeare, William Shawcross, Xan Smiley, Godfrey Smith, Strobe Talbott, Hugh Thomas (lord Thomas), śp. Ion Trewin, Glenda Voakes, Petronilla Weschke (Petronilla Silver), Francis Wheen i Alex Williams. Jeśli kogoś pominąłem, zrobiłem to nieumyślnie, za co serdecznie przepraszam.

Jestem ogromnie wdzięczny Buzzowi i Janet Bergerom, sir Johnowi i lady Mirandzie Margetsonom oraz Stanleyowi i Susan Verekerom za ich gościnność. Chciałbym również podziękować personelowi Tregiffian, zwłaszcza Vicki Philipps, Brendzie Bolitho i Wendy le Grice za ich życzliwość i wsparcie.

Specjalne podziękowania należą się Ginie Thomas za pomoc w wyszukiwaniu niemieckich recenzji powieści Johna le Carrégo.

Podczas zbierania materiałów korzystałem z pomocy profesjonalnych archiwistów oraz osób odpowiedzialnych za zarządzanie archiwami. W tym miejscu chciałbym im wszystkim serdecznie podziękować: Katie Heaton z biblioteki historycznej w muzeum Poole, personelowi z Archiwów Narodowych w Kew; Davidowi Livingstone’owi, dyrektorowi szkoły St. Andrews, Rachel Hassall, archiwistce ze szkoły Sherborne; Andrew Mussellowi, byłemu archiwiście z Lincoln College w Oksfordzie oraz jego następcy, Lindsayowi McCormackowi; Rogerowi Parsonsowi, archiwiście z Edgarley; Michaelowi Meredithowi, archiwiście z Eton College; Caradocowi Kingowi za udostępnienie archiwów A.P. Watta; Malcolmowi Edwardsowi za udostępnienie archiwów Gollancza; Jean Rose za udostępnienie dokumentów Heinemanna w archiwach Random House; Sally Harrower za udostępnienie dokumentów Kennawaya w Bibliotece Narodowej Szkocji; personelowi Bodleian Library, zwłaszcza Richardowi Ovendenowi i Oliverowi House’owi, za udostępnienie archiwum Johna le Carrégo; Jeffowi Cowtonowi z BBC Written Archives w Caversham; Jonny’emu Daviesowi z archiwów Brytyjskiego Instytutu Filmowego; Ianowi Johnstonowi z Biblioteki Uniwersytetu w Salford za udostępnienie archiwów Arthura Hopcrafta; personelowi Harry Ransom Humanities Research Center, zwłaszcza Natalie Zelt, na Uniwersytecie Teksasu w Austin; oraz personelowi British Library, zwłaszcza Arnoldowi Huntowi.

Dziękuję także Stephenowi Fry’owi oraz spadkobiercom śp. Aleca Guinnessa za ich zgodę na publikację fragmentów listów do Davida Cornwella, jak również wszystkim tym, którzy udostępnili fotografie zamieszczone przeze mnie w niniejszej książce.

Ponadto mam dług wdzięczności wobec wspaniałego personelu Bloomsbury, zwłaszcza mojego wydawcy Michaela Fishwicka oraz starszej redaktorki, Anny Simpson.

Przy okazji niniejszej biografii po raz pierwszy współpracowałem z Peterem Jamesem. Z początku sądziłem, że opowieści o jego wybitnych kompetencjach redaktorskich muszą być przesadzone, lecz dziś muszę przyznać, że się myliłem. Jestem mu ogromnie wdzięczny za wyłapanie wielu pomyłek, zwrócenie uwagi na niefortunne sformułowania i ogólnie całą nieocenioną pracę nad tekstem. Moja książka wiele zyskała dzięki jego wnikliwości. Dziękuję również Catherine Best za rzetelną korektę oraz Christopherowi Phippsowi za opracowanie doskonałego indeksu.

Podziękowania należą się także mojemu agentowi, Andrew Wyliemu, który zawsze służył mi mądrą radą i nigdy mnie nie zawiódł.

I wreszcie muszę podziękować Penelope Dening, która pomogła mi bardziej, niż potrafię to opisać. Jestem jej niezmiernie wdzięczny i to właśnie jej dedykuję tę książkę.Wstęp

„Ludzie, którzy mają za sobą nieszczęśliwe dzieciństwo – napisał kiedyś John Le Carré – całkiem nieźle potrafią kreować samych siebie”. On sam ma do tego wyjątkowy talent. Już jako mały chłopiec nauczył się wymyślać historie, by bawić innych, fantazjować, uciekać od rzeczywistości i ukrywać swoje prawdziwe ja, przywdziewając jedną maskę i zasłaniając w ten sposób inną. Jako dorosły mężczyzna wykorzystywał tę umiejętność w życiu zawodowym, najpierw jako szpieg, potem jako pisarz. „Jestem kłamcą – wyjaśnia. – Urodziłem się po to, by kłamać. Kształcono mnie na kłamcę i szkolono mnie na kłamcę w środowisku, które kłamaniem zarabia na życie. Kłamstwo praktykuję również jako pisarz”.

Kim jest John le Carré? Czytelników zawsze interesuje prywatne życie autorów, których podziwiają, lecz w przypadku fanów le Carrégo ta ciekawość jest wyjątkowo silna. Przez ponad pół wieku był jednym z najlepiej sprzedających się pisarzy. Od samego początku zastanawiano się, do jakiego stopnia wykorzystywał w swoich książkach własne doświadczenia. Sam autor tylko podsycał te podejrzenia, od czasu do czasu ujawniając kolejne szczegóły na temat swojej przeszłości.

Oczywiście „John le Carré” nie istnieje. To nazwisko to maska, pod którą ukrywa się niejaki David Cornwell. Gdyby posłużyć się szpiegowskim żargonem, byłby to jego kryptonim. I choć został zdemaskowany już wiele lat temu, ta przykrywka pomogła mu zachować dystans pomiędzy sobą a jego publiką. Był to jeden z wybiegów, który służył mu do zacierania śladów i mylenia tropów. Jego decyzja o przybraniu pseudonimu jest jak najbardziej zrozumiała, biorąc pod uwagę fakt, że zaczął pisać powieści, kiedy jeszcze pracował w wywiadzie. Geneza nazwiska John le Carré do dziś jednak pozostaje tajemnicą. Na przestrzeni lat kilkakrotnie tłumaczył, skąd się wzięło, po czym oznajmił, że żadne z tych wyjaśnień nie było prawdziwe.

Jaki więc jest David Cornwell? Z pewnością to człowiek o wielu talentach. Gdyby nie został światowej sławy autorem bestsellerów, nic nie stało na przeszkodzie, aby podążył ścieżką kariery malarskiej albo aktorskiej. Jego redaktor Bob Gottlieb z wydawnictwa Knopf (który w swojej długiej i owocnej karierze wydawcy książek i magazynów zetknął się z wieloma zdolnymi twórcami) określa Davida mianem najinteligentniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek poznał. Prywatnie David jest uprzejmy, a przy tym zabawny. Można co prawda podejrzewać, że pod powierzchnią buzują w nim silne emocje i namiętności, lecz jego prawdziwa natura wciąż jeszcze nie została odkryta. I choć autor na pierwszy rzut oka odsłania się przed nami w swoich powieściach, nie należy zapominać, że to tylko fikcja literacka.

Mimo ogromnej sławy le Carré pozostaje postacią nieznaną. Do perfekcji opanował sztukę ukrywania się na widoku, w blasku reflektorów. Wraz z prężnie rozwijającą się karierą na światło dzienne wychodziło coraz więcej szczegółów dotyczących jego przeszłości, ale nie zawsze tworzyły one spójną całość. Przez lata zaprzeczał w wywiadach, jakoby kiedykolwiek był szpiegiem, choć trzeba przyznać, że miał po temu zrozumiałe powody. Zgłębiając historię jego życia, trudno oddzielić fakty od fikcji. Czasami można odnieść wrażenie, że le Carré lubi drażnić się ze swoimi czytelnikami, jak tancerka kabaretowa, która uwodzicielsko odsłania fragmenty ciała, lecz nigdy nie pokazuje się w pełnej krasie, skrywając się za wachlarzem z piór.

Pisanie biografii autora, który żyje i nadal jest czynny zawodowo, to wyjątkowo delikatne zadanie. Czytelnicy mają prawo wiedzieć, co czytają, natomiast ci, którzy sięgają po biografię żyjącego artysty, z reguły są ciekawi, w jakich okolicznościach owa biografia została napisana. Dlatego zasadne wydaje się przedstawienie pokrótce historii powstawania tej książki. Ukończywszy pracę nad biografią Hugh Trevora-Ropera w 2010 roku, poszedłem na lunch z Robertem Harrisem, który przed dwudziestu laty dostał zlecenie na spisanie historii życia le Carrégo. Podczas rozmowy przyznał, że zrezygnował z tego zadania, i zachęcał mnie, żebym sam spróbował się go podjąć. Napisałem więc list do Davida Cornwella, przedstawiając mu moją propozycję. „Istnieją ku temu poważne przeszkody – odpisał David. – Moje skomplikowane życie prywatne, śmierć tak wielu moich przyjaciół i osób, z którymi współpracowałem, a także moja szczególna niechęć do opowiadania o swojej krótkiej i mało spektakularnej karierze w służbach wywiadowczych”. Jakiś czas później spotkaliśmy się w jego domu w Hampstead. Zanim mnie zaprosił, przeczytał moją książkę o Trevorze-Roperze i doszedł do wniosku, że jestem odpowiednią osobą do roli jego biografa. Podczas rozmowy dał mi jasno do zrozumienia, że chce, abym pisał „bez żadnych zahamowań”, co oczywiście stanowiło podstawowy warunek naszej współpracy – inaczej w ogóle nie zaangażowałbym się w ten projekt. Moim zdaniem była to mądra decyzja, choć wiedziałem, że dla niego będzie to o wiele większe wyzwanie niż dla mnie. Jak wynikało z moich przybliżonych obliczeń, pisanie powinno zająć mi około czterech lat – i faktycznie tak się stało. Poczyniliśmy pewne ustalenia, zgodnie z którymi David (bardzo szybko przeszliśmy na „ty”) udostępnił mi swoje prywatne archiwa, a także podał listę nazwisk swoich znajomych (zarówno przyjaciół, jak i wrogów) oraz udzielonych przez siebie wywiadów. Jeśli chodzi o pisanie, dał mi wolną rękę, pod warunkiem, że będę się odnosił „z należnym szacunkiem do osób trzecich, które nadal żyją, mając na względzie ich uczucia”. Ja z kolei zgodziłem się, że będzie mógł przeczytać maszynopis, zanim pokażę go komukolwiek innemu. Myślę, że nasza umowa była najlepszym możliwym rozwiązaniem w przypadku biografii pisanej za życia jej głównego bohatera.

Na przestrzeni kolejnych lat przeprowadziłem z Davidem kilka długich rozmów. Łącznie zebrałem około pięćdziesięciu godzin materiału – jak twierdzi sam zainteresowany, nigdy wcześniej nie poświęcił nikomu tyle czasu. Większość naszych sesji przeciągała się na cały dzień. Schemat spotkań przedstawiał się następująco: około jedenastej rano przyjeżdżałem do jego domu w Hampstead, rozmawialiśmy przez kilka godzin, po czym szliśmy na lunch, zazwyczaj w jego ulubionym miejscowym pubie. Następnie wracaliśmy do domu i kontynuowaliśmy wywiad do wczesnych godzin wieczornych, robiąc sobie popołudniową przerwę na wzmacniającego drinka. Bardzo dobrze czułem się w jego towarzystwie i być może nie bez znaczenia dla opowiedzianej przeze mnie historii jego życia okazały się towarzyszące mi wówczas uczucia sympatii, wdzięczności i szacunku, zarówno wobec samego Davida, jak i Jane oraz innych członków jego rodziny. Wcale nie wypieram się mojego pozytywnego nastawienia, chcę jednak zaznaczyć, że mimo wszystko starałem się zachować w sercu okruch lodu, którego zdaniem Grahama Greene’a potrzebuje każdy pisarz. Czy mi się to udało, zostawiam ocenie czytelników.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że możliwość przeprowadzenia rozmowy z bohaterem mojej książki to wielki przywilej, nie zapominam jednak o konieczności traktowania jego świadectwa z pewną dozą nieufności. Pamiętam zwłaszcza jedną konwersację przy lunchu, podczas której David opowiedział mi o tym, jak został nauczycielem w Eton. Kiedy skończył, bez ogródek oznajmiłem mu, że jego wersja nie zgadza się z dokumentami, które przeglądałem w archiwum. Nie okłamał mnie z premedytacją, jestem tego pewien, zwłaszcza że sam wyglądał na mocno zbitego z tropu figlem, jaki spłatała mu pamięć. Zresztą ludzka pamięć w ogóle bywa zawodna, dlatego biograf powinien traktować ją bardzo ostrożnie.

Wiosną 2011 roku po raz pierwszy udałem się z wizytą do Tregiffian, gdzie mieści się kornwalijska rezydencja Davida. Jane zaprowadziła mnie do pomieszczenia, w którym trzymają wszystkie papiery, czyli do przerobionego garażu, dobudowanego do domu pod kątem prostym. Była piękna pogoda, więc zostawiłem otwarte drzwi, by móc nacieszyć się ciepłymi promieniami słońca. W pewnym momencie na moje ramię padł cień. Kiedy podniosłem głowę, ujrzałem stojącego w progu Davida. „To dziwne uczucie widzieć, jak buszujesz w mojej głowie” – powiedział z uśmiechem.

Byłbym nieszczery, gdybym twierdził, że przez cały czteroletni okres pracy nad książką nasza współpraca przebiegała bezproblemowo. „Moim zdaniem fakt, że nasza relacja to przetrwała, już sam w sobie jest nie lada osiągnięciem”– pisał do mnie David w 2014 roku. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak trudna musiała być dla niego sytuacja, w której zupełnie obcy człowiek przetrząsa wszystkie zakamarki jego życia, od piwnicy aż po strych, by wyciągnąć na światło dzienne jego błędy i konflikty, poruszyć każdą drażliwą kwestię. Dlatego należą mu się z mojej strony wyrazy uznania, przede wszystkim za jego wielkoduszność, tolerancję i niegasnące poczucie humoru. Zdarzały się między nami spięcia, ale było też sporo śmiechu. „Wiem, że mój portret powinien zostać odmalowany z wszystkimi przywarami – zażartował któregoś razu – ale z tego, co widzę, zanosi się na same przywary bez portretu”.

Od samego początku nie miałem wątpliwości, że David dużo czasu poświęcił rozmyślaniom nad swoją biografią. Dlatego jednym z wyzwań, z jakimi musiałem się zmierzyć, było dotrzymanie mu kroku: bardzo często przewidywał, co będę chciał wiedzieć w następnej kolejności, i formułował odpowiedź na pytanie, zanim ja sam w ogóle na nie wpadłem. Czasami czułem się jak wielorybnik w łodzi ciągniętej przez lewiatana.

Z drugiej strony David niechętnie rozmawiał o swojej służbie w wywiadzie brytyjskim, nie mówiąc już o jakimkolwiek wdawaniu się w szczegóły. Gdy poruszałem ten temat, przeważnie zachowywał milczenie, podobnie jak to robił na samym początku, kiedy wyszło na jaw, że jest pracownikiem tajnych służb. Tłumaczył się obietnicą, którą złożył swoim starym niemieckim informatorom, i wymogiem przestrzegania ustawy o ochronie tajemnicy państwowej i służbowej. „Jestem zobowiązany, zarówno prawnie, jak i moralnie, by nie ujawniać szczegółów mojej współpracy z SIS” – napisał do mnie niedawno. Dlatego informacje na temat tamtego okresu jego życia w większości zaczerpnąłem z innych źródeł. Czytelnicy być może podzielą moje rozczarowanie faktem, że akurat w tej kwestii nie zdobył się na otwartość, zwłaszcza kiedy wróg, przeciwko któremu toczyła się zimna wojna, dawno już przestał istnieć. I nawet przy całym szacunku dla jego lojalności wobec byłych przełożonych i współpracowników, wcale nie trzeba być cynikiem, by dostrzec, że utrzymywanie w tajemnicy tego aspektu własnej biografii wyszło mu na dobre.

David słynie z wyjątkowego talentu gawędziarskiego, a jego anegdoty z roku na rok są coraz lepsze. Podczas naszej współpracy zdarzały się takie chwile, kiedy przychodziło mi na myśl, że niechcący wziąłem na siebie rolę niszczyciela całej masy dobrych historii. David naturalnie analizował swoją przeszłość w niezliczonych wywiadach, których udzielił od początku swojej literackiej kariery. Ale kiedy się je czyta, nie da się nie zauważyć, że niektóre z jego odpowiedzi są wzajemnie sprzeczne. Czasami widać jak na dłoni, dlaczego w pewnych kwestiach musiał ukrywać prawdę, lecz nierzadko można też odnieść wrażenie, że robi to wyłącznie dla podtrzymania aury tajemniczości wokół siebie. Dlatego do wszystkiego, co mówi, należy podchodzić z pewną dozą sceptycyzmu. Wielokrotnie na przykład opowiadał o tym, jak nie zgodził się na spotkanie z „Kimem” Philbym, gdy miał ku temu sposobność podczas pobytu w Moskwie w 1987 roku. W 2010 roku w wywiadzie udzielonym Oldze Craig z „Telegraph” tamta decyzja urosła do rangi prawdziwego sprawdzianu moralności. „Za nic w świecie nie mógłbym uścisnąć mu dłoni – mówił w rozmowie z panią Craig. – Ten człowiek miał na rękach krew. To byłoby coś absolutnie odrażającego”. Jego towarzysz podróży zapisał jednak w swoim dzienniku zgoła co innego: podobno David stwierdził, że z „wielką chęcią” spotkałby się z Philbym, „oczywiście z czysto zoologicznych pobudek!”¹.

Wbrew pozorom nie mamy tu wcale do czynienia z paradoksem. Gdy nadarzyła się rzeczywista okazja, zrezygnował ze spotkania z Philbym, choć wcześniej w teorii nie wykluczał takiej ewentualności. Tego typu sprzeczności, jeśli rzeczywiście nimi są, w moim przekonaniu wcale nie świadczą o działaniu w złej wierze, a jedynie dowodzą, że David, tak jak każdy człowiek, koryguje swoją przeszłość, gdy wraca do niej myślami, tyle tylko, że on robi to dużo częściej niż większość z nas. Niektóre wydarzenia przefiltrował przez swoją wyobraźnię na potrzeby fikcji literackiej. W efekcie bywa i tak, że jego wspomnieniom bliżej do tej przetworzonej wersji niż do tego, do czego rzeczywiście doszło. W swojej opowieści od czasu do czasu starałem się zwrócić uwagę na to, co w moim odczuciu jest przykładem takiego właśnie fałszywego wspomnienia. Mam nadzieję, że czytelnikom wyda się to interesujące i nie zakłóci im lektury.

W tym miejscu, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, pragnę wyraźnie podkreślić, że jestem jedyną osobą w pełni ponoszącą odpowiedzialność za tę książkę. Owszem, David służył mi pomocą, zwracając uwagę na pewne nieścisłości czy wypaczenia, mam jednak świadomość, że zawarłem w niej fragmenty, które wzbudzają jego niechęć, a nawet sprzeciw, choć doskonale zdaje sobie sprawę z zawodności ludzkiej pamięci, w tym także i jego własnej. Mogę jedynie zapewnić, że starałem się ukazać prawdę w takim kształcie, w jakim ją poznałem.

Jak jasno wynika z tej książki, w wieku osiemdziesięciu czterech lat David jest nadal tak samo aktywny jak dawniej. Dlatego niniejszej biografii nie traktuję jako dzieła skończonego. Liczę na to, że w przyszłości, kiedy nadejdzie czas, opublikuję pełną, zaktualizowaną wersję. Toteż zachęcam wszystkich, którzy czują, że mogliby coś jeszcze dodać do tej historii – myślę zwłaszcza o listach od Davida – by pisali do mnie na adres mojego wydawcy.

Co ciekawe, nawet dziś, po ukazaniu się dwudziestu trzech powieści opublikowanych na przestrzeni ponad pięćdziesięciu lat, reputacja Johna le Carrégo jako pisarza pozostaje niejednoznaczna. Niektórzy oceniają go bardzo wysoko: jest porównywany do Grahama Greene’a i Josepha Conrada. Blake Morrison określił go mianem „nadwornego poety lunatykującej, postimperialnej Brytanii” oraz strażnika narodowego sumienia, który dokonuje dogłębnej analizy brytyjskiej psychiki. Pisarze tak różni, jak William Boyd i Carlos Ruiz Zafón, wyrażają się z podziwem o jego twórczości². Jednak przedstawiciele pewnych kręgów od zawsze byli wobec niego uprzedzeni, traktując go jako „zwykłego” autora powieści szpiegowskich. „Talent pana le Carrégo aż się prosi, żeby zaprzęgnąć go do stworzenia prawdziwej powieści” – pisał Anthony Burgess w 1986 roku w recenzji Szpiega doskonałego, książki uznanej przez Philipa Rotha za „najlepszą powojenną powieść angielską”.

Protekcjonalny stosunek pewnych krytyków do twórczości le Carrégo można po części wytłumaczyć przeświadczeniem, że powieści „gatunkowe” z definicji plasują się znacznie niżej niż dzieła zaliczane do literatury wysokiej. Tu jednak pojawia się pytanie, czy le Carré nie przekracza gatunkowych granic, jak twierdzą niektórzy. „Moim zdaniem bez wątpienia rozsadził konwencję od środka i zostanie zapamiętany jako jeden z najważniejszych brytyjskich pisarzy drugiej połowy dwudziestego wieku – pisał o nim Ian McEwan w 2013 roku. – Większość moich kolegów po fachu nie myśli o le Carrém jako o autorze powieści szpiegowskich. Już dawno powinien był dostać nagrodę Bookera. Najwyższy czas, żeby mu ją przyznano i żeby ją przyjął. Jest pisarzem pierwszoligowym”³.

W publikowanej na łamach „New York Timesa” serii Pisarze o pisaniu David Mamet odwrócił całą debatę o sto osiemdziesiąt stopni, przekonując, że „od trzydziestu lat najwięksi twórcy literatury brytyjskiej to pisarze gatunkowi: John le Carré, George Higgins i Patrick O’Brian”⁴.

Moim zdaniem pytanie o to, czy autor powieści gatunkowych może pretendować do miana prawdziwego literata, jest absolutnie bezzasadne. Czy Jane Austen jest pisarką gatunkową? Czy Rok 1984 to powieść gatunkowa? Albo Opowieść o dwóch miastach? W komnatach Wolf Hall? Spokojny Amerykanin? Jedyny sensowny podział, jaki jestem w stanie zaproponować, to ten na dobrych i złych pisarzy.

Przyznaję, że sam należę do grona wielbicieli le Carrégo. Po raz pierwszy zetknąłem się z jego twórczością jako nastolatek i od tamtej pory przeczytałem wszystkie jego powieści. Jak każdy czytelnik jedne książki lubię bardziej, inne mniej, ale wychodzę z założenia, że pisarza należy oceniać po jego najlepszych dziełach, a w przypadku le Carrégo lektura tych najwybitniejszych sprawiła mi dużo przyjemności, nawet gdy czytałem je po raz czwarty czy piąty. W moim odczuciu le Carré to jeden z najważniejszych brytyjskich pisarzy epoki powojennej. Gdy przyszłe pokolenia będą spoglądać wstecz, na schyłek imperium, zimną wojnę czy upadek komunizmu, sięgną po jego książki, by zrozumieć, jak te doniosłe wydarzenia historyczne były postrzegane przez ludzi, którzy w nich uczestniczyli. Ale tym, co przynosi najwięcej satysfakcji, jest samo pisarstwo le Carrégo – jak stwierdził William Boyd, czytanie jego powieści dostarcza „czystej przyjemności estetycznej”. To wyjątkowo utalentowany pisarz, z uchem wyczulonym na niuanse języka, wprawny rzemieślnik potrafiący uchwycić czyjąś osobowość w dwóch linijkach dialogu.

Przyczyną negatywnego nastawienia niektórych krytyków do le Carrégo jest najprawdopodobniej jego ogromny sukces: skoro pisarz osiągnął tak wielką popularność, to znaczy, że zniżył się do poziomu mas. Powyższe założenie, oprócz tego, że dość wyraźnie mija się z prawdą, stanowi wyraz czystego snobizmu. Przecież fakt, że tak wyrafinowany, a jednocześnie subtelny pisarz zdobył tylu czytelników, powinien być raczej powodem do zadowolenia. Kolejny problem tkwi w samych fabułach le Carrégo: jego powieści trzymają w napięciu, są ekscytujące i niezwykle wciągające. Wszystkie te cechy rzadko kiedy występują w utworach określanych mianem literatury wysokiej i być może z tego właśnie względu odmawia mu się wstępu do literackiego panteonu.

Dostrzegam tu pewne podobieństwo do Alfreda Hitchcocka, reżysera, którego artystyczny kunszt był często ignorowany, ponieważ popełnił błąd polegający na tym, że stał się popularny. W powieściach le Carrégo sztuka łączy się z rozrywką, tworząc wyborną mieszankę, jeśli tylko ktoś potrafi docenić jej smak.

Adam Sisman

Czerwiec 2015
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: