Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kalosze pełne kijanek. Jak dzięki rozwijaniu miłości do przyrody wychować kreatywne, odważne i odpowiedzialne dziecko - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 lipca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kalosze pełne kijanek. Jak dzięki rozwijaniu miłości do przyrody wychować kreatywne, odważne i odpowiedzialne dziecko - ebook

Aby dziecko wyszło z domu, najlepiej wyjść razem z nim

Według najnowszych badań zaledwie 6% dzieci w wieku 9-13 lat woli spędzić wolny czas na podwórku zamiast przed komputerem, a czas przebywania na podwórku lub na łonie przyrody jest nawet 10 razy krótszy niż ten poświęcony na oglądanie telewizji lub spędzony przed ekranem komputera.

Naukowcy mówią nawet o tzw. „deficycie obcowania z przyrodą”, który wpływa na to, że nasze dzieci są zestresowane, mają problemy ze skupieniem uwagi, popadają w smutne nastroje i depresję, a także mają słabo rozwiniętą wyobraźnię i są po prostu nieporadne życiowo.

Wszystkim rodzicom i nauczycielom, którzy zastanawiają się nad tym, jak pogodzić postęp cywilizacyjny, technologię dominującą w naszym codziennym życiu i kontakt z przyrodą, przychodzi z pomocą charyzmatyczny Scott D. Sampson, prowadzący popularny program dla dzieci „Dinopociąg”.

Oto szybkie i skuteczne narzędzie do rozbudzania w maluchach radości z obcowania z naturą – garść pomysłowych wskazówek, które sprawią, że każdy dorosły podniesie się kanapy i z ochotą popędzi eksplorować przyrodę ze swoim dzieckiem.

- Sprawdź, jak mieszkając w miejskiej dżungli pokazać dziecku osobliwości natury i prawidłowości rządzące jej światem.

- Daj się ponieść swobodnej zabawie i pozwól maluchowi ubrudzić ręce, odkopując wielki kamień lub wygrzebując z piachu kolejny patyk.

- Stwórz z pociechą kolekcję skarbów natury i pokaż jej, jak odkrywać różnice, które nadają charakter różnym gatunkom roślin.

- Pomóż dziecku wykorzystywać obserwację mechanizmów rządzących światem fauny i flory do wymyślania nowych zabaw lub tworzenia kolejnych małych dzieł sztuki.

Zabierz swojego malucha w podróż po fascynującym świecie przyrody!

Spis treści

Przedmowa
Podziękowania
Wstęp: Kalosze pełne kijanek: Co to jest natura i jak dziś wygląda dzieciństwo

Natura utracona, natura odnaleziona

  • 1. Dziki umysł: Co to jest natura i czy naprawdę jest nam potrzebna
  • 2. Potęga miejsca: Odkrywanie natury w pobliżu

Podstawowe elementy

  • 3. Ścieżka Kojota: Podstawy nauczania natury
  • 4. Nieskończone powiązania: Pedagogika miejsca
  • 5. Matki na zawsze: Ponowne odkrywanie istoty opowieści

Etapy życia

  • 6. Wesoły naukowiec: Nauczanie małych dzieci
  • 7. Wiek umiejętności: Nauczanie dzieci w wieku szkolnym
  • 8. Zwierzę towarzyskie: Nauczanie młodzieży

Przeszkody i rozwiązania

  • 9. Niebezpieczne związki: Równoważenie technologii i natury
  • 10. Rewolucja renaturalizacyjna: Hodowanie miłośników natury w dużych miastach

Epilog

Kategoria: Rodzina
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65442-31-4
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

DINOZAURAMI zacząłem interesować się jako dziecko, jak zresztą wielu moich rówieśników. Paleontologia to było pierwsze słowo, jakie nauczyłem się literować. W wieku czterech lat znałem już dziesiątki skomplikowanych nazw prehistorycznych stworzeń. Przekopywałem ogródek w poszukiwaniu skamielin (bez rezultatów), a z kempingów wracałem obładowany kamieniami (i od czasu do czasu jakimiś skamielinami), z których większość lądowała za domem. Na czarno-białym zdjęciu z tamtego okresu tulę czule gipsowego stegozaura – moją prawdziwą miłość.

W przeciwieństwie do większości dzieci, ta miłość nie minęła mi z wiekiem. Niektórzy stwierdzą, że nigdy nie dorosłem. Po rozważeniu kilku różnych ścieżek zawodowych postanowiłem zrobić doktorat z zoologii na Uniwersytecie w Toronto. W mojej dysertacji starałem się między innymi opisać i nazwać dwa odkryte w Montanie, nieznane wcześniej gatunki dinozaurów z rodziny ceratopsów.

W 1999 roku objąłem podwójne stanowisko na Uniwersytecie Utah w Salt Lake City: jako kustosz w dziale paleontologii w Muzeum Historii Naturalnej oraz jako asystent profesora na Wydziale Geologii i Geofizyki. Dla takiego miłośnika dinozaurów jak ja była to wymarzona posada, miałem dostęp do dokumentacji muzealnej i zbiorów skamielin, możliwość pracy z innymi doktorantami oraz odkrywania nowych okazów. Skorzystałem także ze sposobności polowania na dinozaury (lub przynajmniej na ich kości) w odległych zakątkach świata, dzięki czemu mogłem odwiedzić między innymi Afrykę i wiele innych miejsc. Wydawało się, że jestem stworzony do tej pracy.

Jednak w 2007 roku, jako profesor i główny kustosz muzealny, postanowiłem porzucić dotychczasową karierę i większą część dawnego życia. Nadal prowadziłem poszukiwania skamielin na terenach Utah, ale kiedy razem z żoną Toni postanowiliśmy przeprowadzić się do północnej Kalifornii, poświęciłem większość czasu i energii na edukację publiczną i pielęgnowanie więzi z naturą. Wielu moich kolegów podejrzewało, że postradałem zmysły. Sam tak myślałem przez pewien czas. Po co komu taka drastyczna zmiana?

Wszystko sprowadzało się do dwóch istotnych problemów. Po pierwsze, dzieci żyją obecnie w oderwaniu od natury, co zagraża ich zdrowiu. Prawie całe dzieciństwo spędzone w domu, w otoczeniu nowinek technologicznych, wyjaławia dzieci i wpływa negatywnie na ich rozwój – fizyczny, psychiczny i emocjonalny. Po drugie, obecny trend pozbawiania dzieci kontaktu z naturą zagraża również miejscom, w których żyjemy, i może negatywnie wpłynąć na przyszłość ludzkości. Zostało nam niewiele czasu, prawdopodobnie jedno pokolenie (niektórzy twierdzą, że więcej, inni – że mniej), aby wprowadzić odpowiednie zmiany i obrać właściwy, zrównoważony kierunek. W końcu, jak mawiają, ostatnie słowo i tak należy do świata przyrody.

Jeśli równowaga zależy od przekształcenia relacji człowieka z naturą, oderwanie dzieci od świata przyrody, jakie obecnie obserwujemy, jawi się jako jeden z najpoważniejszych i najbardziej bagatelizowanych kryzysów naszych czasów, który stwarza zagrożenie dla ludzi i innych gatunków. Pomaganie we wskrzeszeniu w dzieciach miłości do natury powinno stać się jednym z priorytetów, razem z ograniczaniem emitowania gazów odpowiedzialnych za efekt cieplarniany oraz ochroną zagrożonych gatunków i miejsc na świecie.

Większość dorosłego życia spędziłem na przekazywaniu wiedzy naukowej osobom niezwiązanym ze światem nauki, w tym dzieciom, a teraz czuję potrzebę bardziej bezpośredniego działania.

Moja praca przybiera różne formy: słowa pisanego, wystąpień i różnych projektów medialnych. Jednym z ważniejszych i głośniejszych przedsięwzięć był Dinopociąg, serial telewizyjny wyprodukowany przez Jim Henson Company, który obecnie (w momencie pisania tych słów) jest nadawany codziennie w całych Stanach Zjednoczonych i w innych krajach na świecie. Pełnię tam rolę konsultanta naukowego i gospodarza, pomagam w pracach nad scenariuszem i w przygotowaniu historii dla animowanych bohaterów, w tym dla Buddy’ego, młodego T. rexa, oraz Tiny, małego pteranodona (latającego gada). Pojawiam się na ekranie na zakończenie każdego odcinka, żeby opowiedzieć, jakie fakty naukowe kryją się za każdą z historii, tworząc powiązania pomiędzy prehistorycznym światem dinozaurów i obecnymi czasami. Na koniec zawsze zachęcam widzów z entuzjazmem: „Wyjdźcie gdzieś, obserwujcie przyrodę i bądźcie odkrywcami świata!”.

Dinopociąg odniósł olbrzymi sukces, przynosząc milionom dzieci i ich rodzicom mnóstwo radości i zabawy. Mnie program dał wspaniałą szansę, aby nawoływać do pogłębiania kontaktu dzieci z naturą. Kilka lat temu jedno zasadnicze pytanie uderzyło we mnie z mocą kości udowej T. rexa: W jaki dokładnie sposób dziecko ma nawiązywać kontakt z naturą i jak ten proces zmienia się w miarę jego dorastania? Miałem pewne wyobrażenia, ale tak naprawdę nie znałem odpowiedzi na te pytania.

Założyłem, że skoro istnieje tyle organizacji działających na rzecz budowania więzi z naturą, musi być również całe mnóstwo książek poświęconych temu tematowi. Po skrupulatnych poszukiwaniach odkryłem sporo tytułów o zabawach dla dzieci na świeżym powietrzu, od budowania karmnika po ogrodnictwo, jak również mnóstwo tomów poświęconych edukacji w zakresie ekologii. Jednak książki te nie odnosiły się bezpośrednio do budowania więzi z naturą, nie mówiąc już o tym, że nie odpowiadały na pytanie, jak ten proces zmienia się wraz z dorastaniem. Każdy zgodzi się, że niemowlę i nastolatek doświadczają natury w zupełnie inny sposób, tylko w jaki dokładnie? Podczas dalszych poszukiwań natrafiłem na serię prac naukowych, napisanych w większości na przestrzeni ostatnich kilku dekad, które podejmowały interesujące mnie zagadnienia. Jednak aż do teraz wyniki tych badań nie zostały streszczone i podsumowane w jednej książce, dostępnej szerokiej grupie odbiorców.

Poszukiwania odpowiedzi na dręczące mnie pytania zawiodły mnie daleko poza karty naukowych opracowań, do ogrodów, klas i podwórek szkolnych, parków miejskich, centrów przyrodniczych, muzeów i głęboko w dzikie pustkowia. Zgłębiałem techniki nauczania natury, razem z moją córką Jade nauczyłem się „języka ptaków” i spędzałem czas razem z dziećmi na łonie natury. Podczas tych poszukiwań odkryłem z zażenowaniem, że moja więź z naturą też pozostawia wiele do życzenia. W czasie pisania tej książki postanowiłem więc tę łączność pogłębić, zarówno dla siebie, jak i dla Jade. Badania doprowadziły mnie w końcu do serii konkluzji na temat tego, jak więź z naturą się tworzy i w jaki sposób zmienia wraz z dorastaniem dziecka. Konsekwencje tych odkryć wywarły wpływ na podstawowe zasady, którymi kierowałem się jako rodzic i nauczyciel. Kalosze pełne kijanek to zapis tej historii, skierowanej do każdego, kto chce pomóc swoim dzieciom zakochać się w pięknym świecie przyrody. Jeśli masz ochotę zostać mentorem i przewodnikiem po świecie natury dla swoich dzieci, ta książka jest dla ciebie.

W 2013 roku, tuż po rozpoczęciu prac nad książką, przeprowadziłem się wraz z rodziną z nadmorskiej miejscowości Muir Beach w Kalifornii do Denver w Kolorado, aby wykorzystać kolejną okazję. Museum of Nature and Science w Denver zaproponowało mi stanowisko kierownicze, które umożliwiłoby mi pracę na skalę miejską. Teraz, po ponad roku, jestem szczęśliwy, że znalazłem się w tak postępowej instytucji, która stara się zmieniać świat. Dzięki wielu nowym kolegom i przyjaciołom, którzy mieli wkład w powstanie tej książki, przeprowadzka do Denver okazała się naprawdę owocna.

Praca ta została jednak naznaczona smutkiem. Kiedy przystępowałem do pisania pierwszych rozdziałów, najwspanialsza mentorka w moim życiu, moja mama, odeszła po ciężkim udarze. Zaledwie rok później, na kilka tygodni przed zakończeniem prac nad książką, moja siostra Kerry przegrała dwuletnią walkę z rakiem. Te dwie olbrzymie straty spowodowały, że tym bardziej chciałem odepchnąć od siebie hałas codziennego życia, aby skupić się na tym, co naprawdę istotne. Żywię głęboką nadzieję, że ta książka taka właśnie jest.Podziękowania

KSIĄŻKA Kalosze pełne kijanek jest moją próbą zgromadzenia i usystematyzowania poglądów wielu osób, które zajmowały się tym tematem przede mną. Do ludzi, którzy wywarli na mnie największy wpływ należą Thomas Berry, Fritjof Capra, Rachel Carson, Loren Eiseley, Richard Louv, Joanna Macy, David Orr, David Suzuki oraz Henry David Thoreau. W szczególności David Suzuki oraz Richard Louv byli dla mnie inspiracją. Suzuki, wspaniały kanadyjski ekolog i naukowiec, był dla mnie nieocenionym nauczycielem, który zawsze bronił stanowiska, że człowiek powinien żyć w zgodzie z naturą. Louv pomagał zakładać i rozwijać ruch na rzecz dzieci i środowiska i jest jego najdonośniejszym głosem; był również tak uprzejmy, aby poświęcić swój czas i udzielić mi wywiadu do niniejszej książki.

Jestem bardzo wdzięczny następującym osobom, które miały znaczący wkład w proces powstawania tej książki na wszystkich jej etapach. Są to: Lise Aangeenbrug, Kenny Ballentine, Adam Bienenstock, Cindy Bowick, Michael Bucheneau, Susan Daggett, Sharon Danks, John Demboski, Chris Dorsey, John Gillette, David Hage, Mary Ellen Hannibal, Patricia Hasbach, gubernator John Hickenlooper, Kirk Johnson, Micheal Kaufman, Margaret Lamar, Stephen LeBlanc, Juan Martinez, Ian Miller, Rachel Neumann, Antonio Pares, Dale Penner, Laurette Rogers, Judy Scotchmoor, Dondre Smallwood, David Sobel, George Sparks, Mark Stefanski, Jeff Su, Brian Swimme, Mary Evelyn Tucker, Nancy Walsh oraz Tim Wohlgenant.

Jestem dłużnikiem moich hojnych przyjaciół, kolegów, badaczy, naukowców i szukających więzi z naturą, którzy służyli mi radą podczas pisania fragmentów, rozdziałów czy całej książki. To Micheal Barton, James Bartram, Tim Beatley, Louise Chawla, Chip Colwell, Sharon Danks, Stacie Gilmore, Andréa Giron, José Gonzalez, Alison Gopnik, Gregor Hagedorn, Peter Kahn, Richard Louv, Martin Ogle, Zach Pine, Dan Rademacher, Toni Simmons, Jeff Su, Doug Tallamy oraz Jon Young.

Specjalne podziękowania dla Jona Younga, eksperta od natury, oraz dla wszystkich uczestników i organizatorów Art of Mentoring 2014, którzy pomogli mi zrozumieć prawdziwą rolę społeczności w pielęgnowaniu więzi z naturą.

Podziękowania dla mojego agenta Esmonda Harmswortha z Zachary Shuster Harmsworth oraz mojej redaktorki Lisy White z Hough­ton Mifflin Harcourt, za ich wprawne kierowanie tym projektem. Dzięki umiejętnościom edytorskim Lisy tekst tej książki bardzo zyskał na wartości. Jestem niezwykle szczęśliwy, że mam okazję wydać ją w wydawnictwie Houghton Mifflin Harcourt, które opublikowało wiele ważnych książek o naturze, między innymi Silent Spring autorstwa Rachel Carson. Choć Carson nie miała okazji napisać swojej „wymarzonej książki” o budowaniu więzi pomiędzy dzieckiem i naturą, to lubię myśleć, że byłaby zadowolona z tego, co zrobiłem.

Jestem wdzięczny całej społeczności – ludziom i nie tylko – z Muir Beach i okolic Marin Headlands za pielęgnowanie moich więzi z ludźmi i naturą na przestrzeni ostatniej dekady. Wiele idei pojawiających się w tej książce zrodziło się podczas spacerów po nadmorskich wzgórzach.

Pragnę podziękować również Timowi Moore’owi oraz Earlowi Howe, którzy w czasach naszego dzieciństwa razem ze mną odkrywali świat przyrody na zachodnich obrzeżach Vancouver.

Moja rodzina – mama, tata oraz siostra – pomogli ugruntować w moim dziecięcym sercu miłość do natury. Christy, dziękuję Ci za Twoje towarzystwo w tych wczesnych latach. Tato, Ty pokazałeś mi, jak ufać przyrodzie. Mamo, Ty byłaś moim największym nauczycielem.

Moja dorosła już córka Twan była dla mnie niewyczerpanym źródłem wsparcia podczas pisania niniejszej książki, i jest nim od wielu lat.

Moja młodsza córka Jade nauczyła mnie znacznie więcej, niż mnie się to w stosunku do niej udało. Jest światełkiem przyszłości, które ugruntowuje moją więź z naturą i inspiruje do rozpoczynania coraz to nowych projektów, takich jak ten.

Na koniec nie jestem w stanie wyrazić wdzięczności dla mojej pięknej żony, Toni Simmons, której niesłabnące wsparcie prowadziło mnie przez ciężkie chwile. Kochanie, gdyby nie Twoja pomoc, ta książka po prostu nigdy by nie powstała.WSTĘP

Kalosze pełne kijanek

CO TO JEST NATURA
I JAK DZIŚ WYGLĄDA DZIECIŃSTWO

Główne problemy tego świata wynikają z różnicy pomiędzy tym, jak działa natura i w jaki sposób myślą ludzie.

– GREGORY BATESON

SŁOŃCE I WIOSNĘ rzadko można spotkać razem w Vancouver, w prowincji Kolumbia Brytyjska. Miałem cztery albo pięć lat, kiedy pewnego dnia mama zabrała mnie do pobliskiego lasu, znajdującego się zaledwie kilka domów dalej. Słyszała, że „żabi staw”, jak go nazywali, pełen jest kijanek. Tego pamiętnego dnia był rozedrgany od delikatnych promieni słońca.

To wydarzenie, jedno z moich pierwszych wspomnień, rozpoczęło się od krótkiego spaceru przez las, po ilastej ścieżce. Drzewa o grubych pniach były wilgotne, ociekały kroplami wytrwałej mżawki. Kiedy dotarliśmy nad staw, kucnąłem nad brzegiem i zacząłem się intensywne wpatrywać w taflę wody. Dopiero po chwili zrozumiałem, że każda z energicznie tańczących czarnych plamek przed moimi oczami była oddzielną formą życia. Ostrożnie wszedłem do wody w moich czarnych kaloszach, zafascynowany chmarą kijanek. Pochyliłem się i wyłowiłem dłonią kilka z nich, żeby przyjrzeć się im z bliska. Miały wyłupiaste oczy, okrągłe ciałka i długie, cienkie, przezroczyste ogonki, które pracowały wytrwale, obijając się o moje palce.

Zafascynowany, krok za krokiem wchodziłem coraz głębiej, aż w pewnym momencie woda przykryła kalosz. (Wiele lat później mama powiedziała mi, że zastanawiała się, czy mnie nie zatrzymać, ale nie zrobiła tego). Po chwili wahania, kiedy wyobraziłem sobie, jak kijanki pływają wokół mojej skarpetki, zrobiłem jeszcze jeden krok, i drugi kalosz również zalała woda.

Zanurzyłem się już całkowicie w tym sadzawkowym kosmosie z bilionami przyszłych żab. Szedłem dalej, ostrożnie stawiając kroki, żeby przez przypadek nie uszkodzić żadnej z kijanek, aż znalazłem się na środku stawu, gdzie woda sięgała mi powyżej pasa. Poczucie cudowności tego doświadczenia rosło, a wraz z nim uśmiech na mojej twarzy robił się coraz szerszy, gdy nabierałem w dłonie wody pełnej kijanek. Zanurzony w miniaturowym oceanie i otoczony przez biliony maleńkich istnień, chyba po raz pierwszy w życiu poczułem tak wyraźną i ekscytującą jedność z naturą.

Pod koniec lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, gdy tylko miałem okazję, uciekałem do położonego na zachodnim brzegu Vancouver lasu, często w towarzystwie mojego przyjaciela Tima. Tyły naszej szkoły podstawowej wychodziły na las, a pomysłowi administratorzy zorganizowali „przygodowy plac zabaw”, pomiędzy szpalerem choin, cedrów i daglezji, które sąsiadowały z naszym boiskiem. Podczas przerwy na śniadanie pędziliśmy do tej niezwykłej krainy, gdzie wielka dziupla w cedrze stawała się w zależności od potrzeb jaskinią, zamkiem lub statkiem kosmicznym.

W okresie dorastania nasze leśne wyprawy znacznie się rozwinęły, gdy odkryliśmy ponad dwa tysiące akrów obszaru należącego do uniwersytetu (dla nas były to po prostu „lasy”). W tamtym okresie towarzyszyły nam również psy. Ja miałem owczarka niemieckiego o imieniu Rocky, a Tim mieszańca pudla i syberyjskiego husky, który przypominał futrzaną kulę na czterech łapach. (Kiedy ktoś pytał o rasę, Tim z powagą odpowiadał, że to czystej krwi pies „puberyjski”).

Wzrok jest najmniej intymnym z ludzkich zmysłów. Podczas leśnych wędrówek otulał nas słodki, niemal cytrusowy zapach daglezji, wilgotne jesienne powietrze zamieniało nasze oddechy w parę, rozbrzmiewało głębokie krakanie kruków siedzących na gałęziach drzew cedrowych, w ustach czuliśmy cierpki smak zrywanych prosto z krzaka borówek. To zmysłowe królestwo było naszym azylem, kokonem odgradzającym nas od rzeczywistości, w którym mogliśmy rozmawiać o naszych nastoletnich problemach i snuć plany na przyszłość. Nie trzeba dodawać, że psy również były zachwycone, gdy godzinami mogły zwiedzać i badać niekończące się nowe zakątki i zapachy. Przemierzaliśmy szlak po szlaku, o nazwach Sasamat, Cykuta czy Ludy Saliszów.

Często omijaliśmy wytyczone trasy, zagłębiając się w gęstwinę leśną, przełażąc przez powalone, gnijące pnie drzew, gdzie kierunek wyznaczały nam strumyki zarośnięte skupnią, pokrzywą, golterią i paprociami. Podczas tych wypraw las stawał się dziką krainą pełną niespodzianek i nowych odkryć, które mogły pojawić się na każdym kroku: kolonie mrówek, śmierdzące padliną siedlisko gawronów, olbrzymie pnie niczym dawne duchy. Po kilku godzinach uczestnicy wyprawy, ci na dwóch i na czterech łapach, wynurzali się z lasu brudni, wyczerpani i wniebowzięci.

Gdy wchłanialiśmy wszystkie te doznania każdym skrawkiem skóry, nie mieliśmy pojęcia, że to miejsce pozostawi trwały ślad w naszych sercach i umysłach.

Po obfitych opadach śniegu zimą (również rzadkie zjawisko) las ponownie się zmieniał. Oślepiająca biała powłoka pokrywała konary, gałęzie i igliwie. To, co zaledwie dzień wcześniej zdawało się zacienionym, ukrytym i pełnym dźwięków zakątkiem, stawało się teraz pogrążoną w niemal kościelnej ciszy, skąpaną w słońcu kryjówką. Wszystkie krawędzie znikały.

Z lekkim sercem przedzieraliśmy się przez zwały śniegu, zatrzymując się od czasu do czasu, aby odpocząć, w jakimś miejscu pod większym drzewem, gdzie nie leżało tyle białego puchu.

W naszych nastoletnich sercach buzował testosteron, który dawał o sobie znać w środku lasu, gdzie oddawaliśmy się dość ryzykownej zabawie zwanej „Deelo Wars” (etymologia niepewna). Gra ta polegała na znajdowaniu kawałków drewna, którymi można było w kogoś rzucić. Zasadniczo chodziło o to, aby wychylić się na moment ze swojej kryjówki, tylko po to, żeby rzucić jakąś większą gałęzią w któregoś ze swoich najbliższych przyjaciół. Oni oczywiście robili to samo – każdy walczył o siebie. Obrywaliśmy, każdy z osobna, ale z radością mogę stwierdzić, że nie było poważniejszych urazów. (Nie, nie polecam tej zabawy dzieciom).

W połowie lat osiemdziesiątych wyjechałem z Vancouver na uczelnię do Toronto, gdzie w końcu obroniłem doktorat z paleontologii. Tim w tym czasie skierował się w stronę nieba i został pilotem linii lotniczych. W kolejnych latach miałem wiele szczęścia i mogłem podróżować w poszukiwaniu kości dinozaurów do tak odległych miejsc jak Zimbabwe, Meksyk czy Madagaskar. W sumie spędziłem kilka lat, mieszkając pod namiotem w różnych odległych zakątkach, zwanych często „złymi ziemiami” (ang. badlands). Podczas wypraw w poszukiwaniu skamieniałości często stawałem twarzą w twarz z różnymi całkiem żywymi stworami, w tym z niedźwiedziem, słoniem, hieną, kobrą, łosiem i krokodylem. Doświadczałem tych miejsc i spotkań w ten sam sposób, w jaki odkrywałem las na zachodnich obrzeżach Vancouver. W czasie rodzinnych kempingów, codziennych zabaw oraz później, kiedy wędrowałem po Górach Nadbrzeżnych, podczas wszystkich tych niezliczonych wypraw po lasach uniwersytetu – wszystkie te doświadczenia pielęgnowały moją miłość do przyrody i miały niezaprzeczalny wpływ na wybór ścieżki zawodowej. W ostatnich latach zdałem sobie sprawę, że nic na to nie poradzę, wszędzie zabieram ze sobą doświadczenia, jakie wyniosłem z tamtego lasu nad północno-zachodnim Pacyfikiem. Jest nierozerwalną częścią mnie, bardziej soczewką, przez którą patrzę na świat, niż zbiorem wspomnień.

Zanik doświadczenia

Moje dziecięce doświadczenia na łonie natury były podobne do przeżyć wielu dzieci w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ci, którzy tak jak ja urodzili się podczas tamtego wyżu demograficznego, lubią z nostalgią wracać do czasów, kiedy tuż po szkole wybiegaliśmy na podwórko, a wracaliśmy po zmroku, gdy rodzice wołali nas, żebyśmy wreszcie przyszli do domu. Wspominamy weekendy i wakacje, kiedy włóczyliśmy się po dzikich zakątkach, czasem samotnie, czasem z przyjaciółmi, ale zawsze na własną rękę.

Niewiele dzieci urodzonych w XXI wieku ma podobne doświadczenia. W ciągu ostatniego pokolenia dzieciństwo przeszło znaczącą zmianę, do niedawna ignorowaną. Badania wykazały, że przeciętne amerykańskie dziecko spędza na świeżym powietrzu cztery do siedmiu minut dziennie. Inne badania wskazują na około trzydzieści minut niezorganizowanej zabawy na wolnym powietrzu. Tak czy inaczej widać, że obecnie dzieci spędzają niewielką część swojego dnia na zewnątrz, w przeciwieństwie do swoich rodziców, kiedy ci byli dziećmi.

Dla porównania, te same dzieci spędzają ponad siedem godzin dziennie, gapiąc się w monitory i zastępując świat rzeczywisty wirtualnymi alternatywami. Większość chłopców do czasu dwudziestych pierwszych urodzin spędzi na graniu w gry komputerowe ponad dziesięć tysięcy godzin. Dzieci są w stanie bez większych problemów rozpoznać ponad tysiąc znaków firmowych różnych korporacji, ale znają zdecydowanie mniej gatunków roślin, które rosną w pobliżu ich miejsca zamieszkania. Efektem tych porażających statystyk jest zjawisko, które Robert Michael Pyle określił mianem „zaniku doświadczenia”, czego wyrazem jest przepaść powstała pomiędzy dziećmi a światem natury.

Coraz większa ilość czasu, jaką dzieci spędzają w domu zamiast na świeżym powietrzu, jest zjawiskiem masowym i nieplanowanym, którego negatywne skutki zdrowotne zaczynają być coraz bardziej widoczne. Podczas wielogodzinnych maratonów przed monitorem wysiłek fizyczny ogranicza się do aktywności kciuka. Nic dziwnego, że znacząco zwiększyła się liczba zachorowań wśród dzieci, a są to zarówno choroby o podłożu fizycznym, jak i psychicznym. Dziś około osiemnastu procent dzieci w wieku sześciu i więcej lat jest otyła, coraz więcej jest przypadków cukrzycy, chorób serca i innych dolegliwości. W 2011 roku u około jedenastu procent amerykańskich dzieci w wieku od czwartego do siedemnastego roku życia stwierdzono zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD). W 2014 roku prawie sześć milionów dzieci w Stanach Zjednoczonych (jedno na ośmioro dzieci) przyjmowało Ritalin, głównie w leczeniu ADHD. Według co najmniej jednego naczelnego lekarza Stanów Zjednoczonych obecne dzieci to pierwsze pokolenie we współczesnym świecie, którego przedstawiciele będą żyli krócej niż ich rodzice.

Chcę powiedzieć wyraźnie, ten problem nie ogranicza się tylko do Stanów Zjednoczonych czy Ameryki Północnej. Ostatnie badania pokazują, że to samo zjawisko oddalania się od natury obserwuje się w większości krajów rozwiniętych. Świadomość tego problemu również rośnie i coraz więcej ludzi rozumie, jak ważne jest, aby dzieci spędzały więcej czasu w kontakcie z naturą.

Podczas jednego z badań, prowadzonego przez The Nature Conservancy i sfinansowanego przez wytwórnię filmową Walta Disneya, zrobiono wywiady z rodzicami z pięciu krajów (z Brazylii, Chin, Francji, Hong Kongu i Stanów Zjednoczonych), aby opisali swoje poglądy na temat dzieci i ich związku z naturą. Badania wykazały między innymi:

- Stosunkowo niewielu rodziców powiedziało, że ich dzieci regularnie spędzają czas na łonie natury. Mniej niż jeden na czterech amerykańskich respondentów (jeden na pięciu w innych krajach) stwierdziło, że dzieci codziennie spędzają trochę czasu w parku lub w innym naturalnym środowisku.
- Zdecydowana większość rodziców we wszystkich pięciu krajach uznaje brak kontaktu dzieci z naturą za poważny problem. W Stanach Zjednoczonych sześćdziesiąt pięć procent respondentów uznało to zjawisko za „bardzo poważne” lub „krytyczne”.
- Rodzice uważają, że budowanie więzi z naturą jest jedną z podstawowych kwestii w rozwoju dziecka. Osiemdziesiąt dwa procent amerykańskich rodziców uznało czas spędzany na łonie natury za „bardzo ważny” dla rozwoju ich dzieci, drugi tuż po czytaniu.

The United Kingdom’s National Trust (Narodowy Fundusz Zjednoczonego Królestwa na rzecz Ochrony Zabytków i Przyrody) opublikował ostatnio obszerny raport, w którym wyszczególniono znaczący spadek ilości czasu, jaki dzieci spędzają w środowisku naturalnym, i wskazano na liczne problemy zdrowotne, jakie pojawią się, jeśli nie odwrócimy tego zjawiska. W 2012 roku Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (International Union for the Conservation of Nature, w skrócie IUCN) przyjęła rezolucję „Prawo dziecka do kontaktu z naturą i do zdrowego środowiska”, gdzie uznano rosnącą przepaść pomiędzy dziećmi i środowiskiem naturalnym za problem globalny i palący.

Podsumowując, powszechnie wiadomo, że dzieci spędzają większą część czasu w pomieszczeniach, a my wspólnym wysiłkiem musimy podjąć działania, aby odbudować więź pomiędzy dziećmi i przyrodą.

Co się tak naprawdę stało?

Cóż, po pierwsze rozwój technologii cyfrowej. Dzieci są bardziej niż dorośli podatne na hipnotyzujące działanie komputerów i innych podręcznych gadżetów. Zrzucanie winy na technologię byłoby jednak zbyt proste; na to zjawisko złożyło się wiele innych uwarunkowań. Na przykład czynnik strachu. Dzięki mediom, które szerzą panikę wokół przypadków uprowadzeń dzieci, rodzice boją się pozostawiać swoje pociechy bez opieki na zewnątrz. Nie ma na to wpływu fakt, że większość uprowadzeń dokonywana jest przez przyjaciół i krewnych, a nie obcych ludzi, a ryzyko, że dziecko zostanie porwane, nie jest dziś większe, niż było w latach pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych. Strach dotyka również właścicieli posesji, którzy w obawie przed pozwem sądowym postanawiają zakazać niektórych dziecięcych zabaw, na przykład budowania domków na drzewie. Potem wielu troskliwych rodziców, którzy boją się, żeby ich pociecha nie zostawała w tyle, wysyła dzieci na zajęcia sportowe, muzyczne, korepetycje i inne zorganizowane formy spędzania czasu, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na zwykłą, swobodną zabawę.

Do tego dochodzi czynnik miejski. Populacja ludzi zwiększyła się znacząco w ciągu ostatnich dekad, doprowadzając do takiego, a nie innego rozwoju miast, które musiały nadążyć za rosnącym tłumem. Pod koniec 2008 roku ponad połowa ludności zamieszkiwała tereny miejskie. Rozwijające się miasta wchłaniały coraz większe tereny naturalne, niszcząc jednocześnie to, co już sobie podporządkowały.

W 2006 roku Richard Louv w swoim bestsellerze Ostatnie dziecko lasu opisał panującą obecnie alienację dzieci względem środowiska naturalnego (i określił ją mianem „zespołu deficytu natury”), jak również wiele korzyści zdrowotnych, jakie płyną z kontaktu z naturą. Podobnie jak Rachel Carson w Silent Spring autor Ostatniego dziecka lasu nawołuje do zmiany. Książka stała się katalizatorem, który doprowadził do powstania Children and Nature Network, oraz wpłynęła na dokonanie zmian legislacyjnych w wielu stanach, jak również uchwalenia aktu No Child Left Inside Act (Nie zostawiajmy dzieci w domu), podpisanego przez Izbę Reprezentantów w 2008 roku (nigdy nie przeprowadzono głosowania w Senacie). Pracę u podstaw rozpoczęto w ramach kilku inicjatyw federalnych, między innymi kampanii Michelle Obamy Let’s Move! (Rusz się!), inicjatywy United States Forest Service’s Children Forest (Państwowe lasy na rzecz lasów dla dzieci) oraz ostatnio kampanii prezydenta Obamy America’s Great Outdoors (Ameryka za drzwiami jest wspaniała), która powstaje przy współpracy z wieloma partnerami stanowymi. Wydano wiele książek i dokumentów poruszających tę problematykę, a także eseje i listy do redakcji. Już w 2006 roku „USA Today” donosiło, że „w całym kraju rodzi się ruch na rzecz powrotu dzieci do natury”. Organizacja The Children and Nature Network (Sieć Dziecko i Natura), współzałożona przez Louva, do dziś przeprowadziła ponad sto regionalnych kampanii, obejmując swoim działaniem Stany Zjednoczone, Kanadę, Australię, Nową Zelandię, Włochy, Meksyk i Kolumbię. W sumie kampanie prowadzone przez The Children and Nature Network docierają do milionów dzieci rocznie.

Na następnych stronach postaram się podsumować rezultaty ostatnich badań, które wskazują, że ograniczony kontakt z naturą ma krytyczny wpływ na zdrowie człowieka, przy czym w szczególności dotyka dzieci. Wpływ przyrody wykracza daleko poza sprawność fizyczną, obejmując swoim działaniem także rozwój intelektualny i emocjonalny, świadomość oraz podstawowe zasady moralne. Przebywanie w środowisku naturalnym odbija się na zdrowiu: skraca okres rekonwalescencji, redukuje stres, zwiększa kreatywność i samoocenę. Natura wywiera również nieoceniony wpływ na nasze emocje, sprzyjając czystemu i potężnemu poczuciu cudowności, niezwykłości, tajemnicy, radości, ale także strachu. Wąchanie dzikiego kwiatka na alpejskiej łące, zanurzenie się w falach oceanu czy spotkanie oko w oko z kojotem to doświadczenia, którym nie dorównają żadne wirtualne alternatywy.

Inna strona związku człowieka z naturą

Jest jeszcze jeden, równie ważny powód, dla którego powinniśmy odbudować więź z naturą. Z jednej strony narażone na szwank jest zdrowie człowieka, z drugiej strony na pewno słyszeliście, że środowisko naturalne na Ziemi też nie ma się najlepiej. Udowodniono już i rozpowszechniono wiedzę, że efekty działalności człowieka, takie jak globalne ocieplenie, niszczenie siedlisk i wymieranie gatunków doprowadziły przyrodę do niebezpiecznego punktu. Jeśli obecny stan rzeczy utrzyma się do końca stulecia, klimat ociepli się o około trzy do czterech stopni, doprowadzając do katastrofalnych powodzi w regionach nadmorskich oraz tworzenia się terenów pustynnych w głębi lądów, a w efekcie – do migracji miliardów ludzi. W tym samym czasie możemy doprowadzić do wyginięcia około połowy gatunków zamieszkujących naszą planetę. Podobna sytuacja miała miejsce sześćdziesiąt sześć milionów lat temu, kiedy wymarły dinozaury. Przetrwanie gatunku ludzkiego również jest zagrożone. W najlepszym razie kurs, jaki teraz obraliśmy, doprowadzi do cierpień ludzkości na olbrzymią skalę, pozbawiając przyszłe pokolenia zdrowej biosfery.

Za rzadko pada pytanie: „Dlaczego?”. Dlaczego niszczymy tę planetę do takiego stopnia, że nasza przyszłość też jest zagrożona? A zwłaszcza: Dlaczego ten niszczycielski proces trwa nadal, pomimo mnóstwa naukowych dowodów, które zapowiadają nadciągającą katastrofę?

Większość osób, które potwierdzają obecny kryzys ekologiczny, głównych przyczyn szuka na zewnątrz. Wskazuje się na wielu winowajców lub „źródła” – powołuje się na przykład na emisję gazów cieplarnianych, zanieczyszczenia toksyczne i wycinanie lasów, obciążając międzynarodowe korporacje i ich „zachłannych” prezesów. Patrząc z tej perspektywy, rozwiązaniem jest rozwój technologii (energia słoneczna i turbinowa, silniki hybrydowe, budynki energooszczędne), wspierany przez powrót do prostszego życia i bardziej ekologicznej ekonomii. Niektórzy idą jeszcze dalej, mówiąc o potrzebie całkowitej restrukturyzacji społeczeństwa przemysłowego, w tym demokracji i kapitalizmu.

Z drugiej strony niewielka, ale szybko rosnąca grupa ludzi (w tym naukowców, artystów, lokalnych liderów, nauczycieli, ekologów, przywódców duchowych i filozofów) twierdzi, że ekologiczne technologie, proste życie i zrestrukturyzowana gospodarka są niezwykle ważne, ale niewystarczające. Nawet jeśli każdy dorosły mieszkaniec uprzemysłowionego świata zostanie wegetarianinem, będzie brał trzyminutowe prysznice i zredukuje zużycie śmieci prawie do zera, nawet jeśli wszyscy zamontujemy w naszych domach panele solarne, system do zbierania wody deszczowej i kompaktowe żarówki fluorescencyjne, nawet jeśli przerzucimy się na torby na zakupy z tkanin, publiczne środki transportu i będziemy jeść tylko lokalne i organiczne produkty, nadal będziemy skazani na porażkę. Transformacja zewnętrzna musi być poparta wewnętrzną ewolucją w myśleniu, jak argumentuje druga grupa.

Popieram właśnie tę drugą grupę. Nowe technologie nic nie zmienią. Czy jeśli jutro w jakiś sposób spełnimy marzenie o idealnie „czystej energii” regulowanej przez „inteligentne systemy”, wyniszczona natura nagle się odbuduje? To raczej niemożliwe. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że zniszczenia będą się pogłębiać w miarę, jak zaczniemy wykorzystywać tę tanią, czystą energię do eksploatowania „naturalnych zasobów”. Jak powiedział Albert Einstein: „Nie jesteśmy w stanie rozwiązać problemów, posługując się tym samym schematem myślowym co wtedy, gdy je tworzyliśmy”. Wiele narzędzi miało sprowadzić ludzkość na nową, zrównoważoną ścieżkę (wiedza, technologie i bogactwo) i jest już dostępne. W odpowiedzi na palącą potrzebę działania większość z nas pozostaje jednak lodowato bierna. Najistotniejszymi kwestiami, które wciąż pozostają nierozwiązane, są zmiana sposobu myślenia i edukacja, a nie nauka i technologia.

Nasz obecny pogląd na świat opiera się na błędnym założeniu: funkcjonowanie ludzkości nie ma związku z naturą. Chociaż natura dostarcza surowców niezbędnych dla gospodarki i naszego życia na Ziemi, ekonomiści postrzegają środowisko naturalne jako podrzędne względem gospodarki i mówią o nieograniczonym wzroście. Prawda jest jednak zupełnie inna: nasza gospodarka jest częścią natury, czego dowodzi dramatyczna reakcja gospodarki na wyczerpujące się zasoby naturalne. Drugi pogląd głosi, że człowiek sprawuje władzę nad światem przyrody. Gdy uważamy siebie za niezależnych i stojących ponad naturą, czujemy, że mamy prawo do eksploatowania „zasobów” naturalnych wedle naszej woli. Dryfując w morzu przedmiotów, nie mamy prawdziwego domu ani potrzeby, by chronić i troszczyć się o miejsca, w których żyjemy.

Jak to możliwe, że tak bardzo zboczyliśmy z drogi? W jaki sposób natura stała się „Innym”, a całe masy nienasyconych konsumentów traktują ją jak sklep, z którego mogą korzystać do woli? Zdania są podzielone. Niektórzy wskazują na rozwój języka pisanego, który wyparł tradycję przekazu ustnego, wiążącą ludzi z ich miejscem. Inni winą obarczają narodziny rolnictwa i olbrzymią ingerencję w świat natury. Jeszcze inni zwracają uwagę na wczesnych filozofów greckich, którzy wybierając rozum, dokonali rozdzielenia człowieka od natury; podobnie zresztą religie stawiają ludzkość ponad innymi gatunkami jako ukoronowanie stworzenia, a rozwój nauki ugruntowuje poczucie wyższości człowieka. Bez wątpienia oddalanie się od natury było procesem stopniowym, z wieloma punktami zwrotnymi, w tym i wyszczególnionymi powyżej.

Jakiekolwiek nie byłyby przyczyny, rozwiązanie zwykle ma charakter ponurego, racjonalnego scenariusza. Z pewnością większość naukowców i ekologów myśli, że jeśli ludzie zrozumieją fakty, zmienią swoje zachowanie. (Powinienem to wiedzieć – sam byłem częścią medialnej gorączki). Okazuje się jednak, że ludzie chętnie wypierają ze świadomości negatywne informacje, zwłaszcza jeśli mają one związek z ich codziennym życiem. A teraz zastanów się, co czułeś, czytając początek tego rozdziału. W skali od przygnębienia do inspiracji odczucia były pewnie bliżej tego pierwszego.

Eksperci od marketingu od dawna wiedzą, że droga do osiągnięcia pożądanego zachowania wiedzie przez serce, nie umysł. Dla przykładu reklamy samochodów nie zarzucają nas statystykami dotyczącymi koni mechanicznych i czasu przyspieszenia; zamiast tego oglądamy na ekranie pięknych ludzi na tle wspaniałych krajobrazów. Informowanie poprzez kreowanie zaangażowania emocjonalnego – oto klucz do sukcesu.

Musimy radykalnie zmienić nasze postrzeganie natury, aby wypracować mocne poczucie współodczuwania razem z nią. Stephen J. Gould, biolog ewolucjonista, powiedział: „Nie wygramy bitwy o ochronę zagrożonych gatunków i środowiska, jeśli nie stworzymy więzi emocjonalnej, która połączy nas z naturą – nie będziemy naprawdę walczyć o coś, czego nie darzymy miłością”. Mając w pamięci te słowa, IUCN przygotowało kampanię Love, Not Loss (Nie trać, ale kochaj), która nawołuje do porzucenia negatywnych przekazów na rzecz miłości. Celem jest wskrzeszenie miłości do natury. Zgadzam się z nimi w stu procentach.

Kiedy najlepiej rozpocząć ten pełen miłości związek? Oczywiście w dzieciństwie.

Zbaczanie z drogi

Choć wiele dzikich miejsc z naszego dzieciństwa zniszczono, las mojej młodości pozostał nietknięty. Część terenów należących do uniwersytetu w Vancouver otrzymała nową nazwę, Pacific Spirit Regional Park. Zachowano dawne szlaki, teraz są dobrze oznaczone i zadbane, w niektórych miejscach wyłożono je drewnianymi chodnikami, które ułatwiają piechurom, biegaczom i rowerzystom przedostanie się przez bardziej bagniste tereny. Zawodowi wyprowadzacze psów w towarzystwie gromadki czworonogów to częsty widok. W ostatnich latach powstało wiele kapitalnych programów dla dzieci, między innymi zorganizowane spacery dzienne i nocne – jako dziecko byłbym tym zachwycony.

Niestety podczas moich rzadkich wizyt w lesie ogarnia mnie smutek – z powodu tak niewielkiej liczby dzieci (nastolatków nie spotykam prawie w ogóle). Coś jeszcze jest nie tak: magia tego zielonego królestwa jakby została roztrwoniona. Pomimo nowej, intrygującej nazwy, las wydaje się okiełznany, nie czuć tutaj dawnego ducha. Być może to tylko cynizm, który przychodzi z wiekiem, jednak przechadzając się schludnymi ścieżkami, nie czuję dawnej dzikości tego miejsca, która niegdyś przenikała mnie do szpiku kości. Na każdym kroku można spotkać znaki w rodzaju „Nie zbaczaj ze szlaku”, które przypominają, że dawne wyprawy przez knieje odeszły w niepamięć.

Doświadczanie miejsca wszystkimi zmysłami oznacza, że musimy się trochę pobrudzić, przynajmniej raz na jakiś czas. Wyraźną różnicę pomiędzy wędrówkami zgodnie ze szlakiem a zbaczaniem z wyznaczonej drogi zgrabnie podsumował przewodnik górski i filozof Jack Turner:

„Wejście w głęboką knieję jest jak przekroczenie mentalnej granicy: granicy pomiędzy utraconym i odnalezionym, pomiędzy znanym i nieznanym, ludzkim i nieludzkim, dzikim i ujarzmionym, łatwym i trudnym, bezpiecznym i niosącym zagrożenie, pomiędzy wyznaczonym a ulotnym… Gdy wchodzisz na szlak po tym, jak przedzierałeś się przez knieje, wytyczona trasa zdaje się taka prosta”.

Zdaję sobie sprawę, że istnieje spore zagrożenie poważnymi zniszczeniami ekosystemu, jeśli będziemy nawoływać całe grupy dzieci, aby przedzierały się przez leśną gęstwinę Pacific Regional Spirit Park, tak jak robiliśmy to razem z Timem (zakładając, że uda się znaleźć grupę zainteresowanych). Zastanawiam się tylko, czy nie dałoby się wyznaczyć kilku bardziej dostępnych miejsc w lesie, być może z jakimś zbiornikiem wodnym, by zrobić z nich naturalne place zabaw, takie, które znajdują się poza szlakiem. To samo dotyczy zielonych przestrzeni miejskich. Budowanie więzi z naturą jest działaniem wymagającym kontaktu, a natura jest w stanie to zaakceptować.

Równie ważne jest to, aby zabierać dzieci w takie miejsca. Na ostatnim plakacie kanadyjskiej akcji Dziecko i Natura można przeczytać: „Aby dziecko wyszło z domu, najlepiej wyjść razem z nim”.

Zbyt często myślimy o przyrodzie jako o zjawisku odrębnym od nas, zamkniętym w parkach narodowych, lasach i nadmorskich plażach, a o wyprawie do takiego miejsca – w kategoriach wyczerpujących przygotowań. A przecież natura jest wokół nas, w ogrodzie za domem, na szkolnym podwórku, przedziera się dzielnie w stronę nieba spomiędzy chodnikowych płyt. Jeśli dzieci mają wyrosnąć na zdrowych, samodzielnych dorosłych, natura musi być obecna w ich codziennym życiu, od zajęć w szkole po niezorganizowane, swobodne, czasem trochę ryzykowne zabawy wokół domu. Przyroda to nie są odległe miejsca pełne nieznanych roślin, zwierząt i krajobrazów, o których się uczymy i odwiedzamy raz czy dwa razy w roku. To środowisko, którego powinniśmy doświadczać codziennie, zwłaszcza w okresie dzieciństwa.

Pewnie słyszałeś o „dzikim chłopcu” z Aveyron, którego odnaleziono w 1800 roku po tym, jak spędził wiele lat, żyjąc samotnie w lasach na południu Francji. Chłopcu nadano imię Wiktor. Dziecko nie było w stanie nauczyć się niczego poza podstawami mówienia, pisania i czytania, jednak dzisiaj podejrzewa się, że chłopiec cierpiał na autyzm, mógł również paść ofiarą przemocy we wczesnych latach życia. Chcę na tym przykładzie pokazać, że samotne życie w dziczy nie ukształtuje zdrowej, samodzielnej osoby posiadającej głęboką więź z naturą. Taka izolacja doprowadzi człowieka najprawdopodobniej do zaburzeń i urazów – fizycznych i na tle psychicznym.

W niniejszej książce używam terminu „dzikie dziecko” w odniesieniu do innego zjawiska – dziecka, które zbudowało silną więź z naturą, ale także z ludźmi. Żadnej z tych więzi nie uda się wypracować bez odpowiedniej pomocy dorosłych. Jesteśmy istotami społecznymi i jak zobaczymy dalej, więzi z naturą są silniejsze, jeśli młody człowiek ma wielu mentorów. Więzi ze światem przyrody powstają w tym samym czasie, co więzi z innymi ludźmi.

Wracając do opowieści o stawie pełnym kijanek, od której rozpocząłem ten rozdział – dla mnie prawdziwym bohaterem tej historii była moja mama. A gdyby tamtego wiosennego ranka w 1965 roku postanowiła zostać w domu, zamiast zabrać mnie na spacer do lasu? Lub jeśli zabroniłaby mi brodzić w stawie, obawiając się, że się pobrudzę? Wzdrygam się na myśl, jak inne byłoby moje życie, gdyby rodzice zabraniali mi leśnych wypraw, a podczas wakacji nie zabierali nas na kempingi. Moja mama dbała o to, bym spędzał czas poza domem. Gdy miałem dziewięć lat, zapisała nas do miejscowego klubu górskiego. Kiedy miałem dziesięć lat, zdobyliśmy szczyt górskiego lodowca, a tamte zimowe obrazy będą towarzyszyć mi przez całe życie. Uważnie mnie obserwowała i pytała, co mnie najbardziej interesuje. Opowiadała mi przeróżne historie ze świata przyrody, mniejsze i większe. Dopiero kiedy byłem dorosły, zdałem sobie sprawę, jak wspaniale kierowała moim rozwojem. Nie jestem nawet pewien, czy mama sama miała tego świadomość.

Obecnie większość dzieci spędza czas z dala od natury, co wiąże się z potencjalnym ryzykiem zarówno dla nich, jak i dla miejsc, w których żyją. Musimy znaleźć sposób, żeby zawrócić bieg zdarzeń i pomóc dzieciom odbudować więź z naturą. Nie da się tego zrobić bez nauczycieli – ludzi takich jak ty.

Tak wiele dzieci powinno przeżyć spotkanie z kijankami pływającymi w ich kaloszach.

Cele i plan tej książki

Gdy pisałem tę książkę, przyświecały mi trzy cele. Po pierwsze, aby zapalić czerwoną lampkę i szerzyć świadomość naglącego problemu – odłączenia człowieka od natury. Obecnie ruch propagujący powrót dzieci do natury, choć ciągle się rozwija, wciąż działa na niewielką skalę, pozostając na obrzeżach bogatego społeczeństwa. Przed nami długa droga, zanim uda się odbudować więź łączącą nasze dzieci z naturą, nie mówiąc już o stworzeniu społeczeństwa dbającego o środowisko. A stawka jest dużo większa niż tylko zmiana sposobu spędzania wolnego czasu przez dzieci.

Drugim celem było zbadanie procesu budowania więzi z naturą. Najważniejsze pytania brzmiały: czy posiadamy genetyczną skłonność do formowania powiązań ze światem przyrody? Jaka wiedza jest najważniejsza podczas budowania miłości do natury? W jaki sposób zmienia się ten proces wraz z dorastaniem dziecka? Jaka jest rola technologii cyfrowych? W jaki sposób zaangażować dziecko, które tak łatwo traci zainteresowanie, w powolne tempo, jakim rządzi się świat przyrody? Jaka forma kontaktu z naturą jest najbardziej efektywna: od filmów dokumentalnych, poprzez parki miejskie, do wypraw w dzikie rejony? Jak pogłębić więź z naturą u dzieci mieszkających w mieście oraz znacząco rozszerzyć działanie ruchu na rzecz budowania więzi dziecko–natura, aby przekroczył granice społeczno-ekonomiczne i etniczne? Wreszcie, zakładając, że dni, kiedy rodzice wysyłali dzieci same na podwórko odeszły w przeszłość, przynajmniej na razie, w jaki sposób zachęcić dorosłych, aby spędzali czas ze swoimi pociechami poza domem?

Na koniec mój trzeci i najważniejszy cel, czyli pomóc rodzicom, nauczycielom i innym zainteresowanym w byciu dla dzieci przewodnikami po świecie przyrody. Trwała, głęboka więź nie rodzi się z dnia na dzień. Nie tworzy się również poprzez zdobywanie informacji, poznawanie reguł i gramatyki. Tworzenie takiej więzi to nieustający, wieloletni proces. Jego kluczowe elementy to osobiste doświadczenia zbierane w środowisku naturalnym, nauka poprzez aktywne działanie, opowiadanie i rozumienie wielkich idei. By proces był skuteczny, na każdym etapie powinien towarzyszyć nam mentor, taki, jakim moja mama była dla mnie.

Każdy z nas jest w jakimś związku z naturą – powierzchownym, głębokim lub gdzieś pomiędzy. Obecnie relacje zdecydowanej większości mieszkańców krajów rozwiniętych są raczej płytkie. Przed nami stoi więc wyzwanie, aby wychować pokolenie, które będzie czuło głęboki związek ze światem przyrody. Ten cel nie zostanie osiągnięty bez pomocy dorosłych-mentorów, którzy wskażą dzieciom właściwą ścieżkę. Ambicją tej książki i obietnicą w niej zawartą jest umocnienie takich nauczycieli natury w ich działaniach.

Książka została podzielona na cztery części. Część pierwsza, „Natura utracona, natura odnaleziona”, składa się z dwóch rozdziałów, które przedstawiają zarys naszych problematycznych relacji z naturą; podkreślam w nich, jak ważny jest bezpośredni kontakt ze światem przyrody w miejscach, w których mieszkamy. Te rozdziały są wstępem do pozostałych części książki i skupiają się na nauczaniu eksperymentalnym blisko natury. Jeśli jednak nie możesz się doczekać porad i konkretnych przykładów aktywności, możesz przejść od razu do rozdziału trzeciego. W części drugiej, „Podstawowe elementy”, skupiamy się na czynnikach, które są kluczowe dla relacji z naturą, włączając w to podstawy nauczania przyrody i rolę kilku ważnych idei, które ułatwiają przekazywanie wiedzy. Część trzecia, „Etapy życia”, zawiera trzy rozdziały poświęcone przekazywaniu wiedzy dzieciom we wczesnym okresie dzieciństwa, w latach późniejszych i w okresie dorastania, z uwzględnieniem problemów, jakie możemy napotkać, i przydatnych strategii, które możemy zastosować w danym okresie. Na koniec część zatytułowana „Przeszkody i rozwiązania” zajmuje się dwoma największymi wyzwaniami, przed jakimi staje każdy mentor, czyli technologią cyfrową oraz środowiskiem miejskim, a także proponuje konkretne i sprawdzone rozwiązania, które możemy wcielić w życie. Ostatni rozdział niniejszej książki zawiera wizję tego, w jaki sposób możemy rozszerzyć naszą relację z naturą i przy okazji odmienić miasta, w których żyjemy.

Zanim jednak wyruszymy w tę podróż, muszę cię ostrzec: jeśli chcesz być prawdziwym mentorem, musisz najpierw sam zbudować trwałą i mocną więź z naturą. Będziesz musiał otworzyć się na nowe i bardziej empiryczne formy nauczania. Najlepsi nauczyciele potrafią uczyć się także od swoich uczniów, czerpiąc od nich tyle samo lub nawet więcej. Jeśli będziesz postępował według kilku prostych zasad przedstawionych tutaj, mogę ci zagwarantować, że twoje życie, jak również życie twoich dzieci, na zawsze zmieni się na lepsze. Nie wierz mi jednak na słowo. Przeczytaj i wypróbuj wszystko na sobie!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: