Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Karol Darwin i jego poprzednicy: studyjum nad teorią przeobrażeń - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Karol Darwin i jego poprzednicy: studyjum nad teorią przeobrażeń - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 438 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KIL­KA SŁOW OD TŁÓ­MA­CZA.

Qu­atre­fa­ges jest prze­ciw­ni­kiem Dar­wi­na – ale jed­nym z tych nie­licz­nych prze­ciw­ni­ków, któ­rzy za­rzu­ty teo­ryi jego czy­nio­ne, czer­pią wy­łącz­nie z czy­ste­go źró­dła na­uki,

Dzie­ło któ­re czy­tel­ni­kom pol­skim przed­sta­wiam w prze­kła­dzie, po­sia­da po­dwój­ną war­tość: dla na­uki i dla ogó­łu. Dla na­uki – po­nie­waż stresz­cza w so­bie wszyst­kie za­rzu­ty, ja­kie tyl­ko ze sta­no­wi­ska po­zy­tyw­nej wie­dzy teo­ryi Dar­wi­na uczy­nić moż­na; dla ogó­łu – po­nie­waż daje ja­sne i do­kład­ne po­ję­cie o ca­łym za­kre­sie roz­bie­ra­ne­go przed­mio­tu, przed­sta­wia­jąc mia­no­wi­cie teo­ry­ją Dar­wi­na w naj­przy­stęp­niej­szem i naj­wier­niej­szem stresz­cze­niu.

Oto co mówi w tym przed­mio­cie pani Kle­men­ty­na Roy­er w przed­mo­wie do fran­cu­skie­go prze­kła­du pierw­szej pra­cy Dar­wi­na: "Przy­zna­je­my chęt­nie, że pan Qu­atre­fa­ges, po­mi­mo że umysł jego od tak daw­na już przy­wykł do wprost prze­ciw­nych teo­ryi prze­obra­żeń po­glą­dów, umiał od­dać całą… spra­wie­dli­wość prze­ciw­ni­ko­wi z któ­rym wal­czy. Przed­sta­wio­ne prze­zeń stresz­cze­nie teo­ryi Dar­wi­na jest tak bez­stron­ne, tak ja­sne, tak do­kład­ne, że uła­twi nie­wąt­pli­wie zro­zu­mie­nie jej za­sad znacz­nej licz­bie umy­słów, przy­wy­kłych ra­czej do po­tocz­nej wy­mo­wy li­te­rac­kie­go ję­zy­ka, ani­że­li do su­che­go na­uko­we­go wy­kła­du, i ści­słych wy­wo­dów dzie­ła: 0 po­cho­dze­niu ga­tun­ków. Nie­któ­re z naj­waż­niej­szych praw wy­kry­tych przez Ka­ro­la Dar­wi­na, p. Qu­atre­fa­ges przed­sta­wił ja­śniej i ozdob­niej od sa­me­go au­to­ra. I jak­kol­wiek zna­ko­mi­ty an­tro­po­log, może nie za­wsze do­kład­nie po­jął całą ich do­nio­słość, wszyst­kie wy­pły­wa­ją­ce z nich wnio­ski, wszyst­kie wza­jem­ne ich sto­sun­ki; jak­kol­wiek nie za­wsze spo­strzegł że uchy­la­ją one wła­sne jego za­rzu­ty; jak­kol­wiek nie­któ­re z nich nie­co za­nie­dbał – stem wszyst­kiem zaj­mu­ją­ce jego stu­dy­jum nad ogól­ną hi­sto­ry­ją na­tu­ral­ną, jest wy­bor­nym roz­bio­rem teo­ryi prze­obra­żeń, mo­gą­cym słu­żyć za wstęp do dzie­ła: O po­cho­dze­niu ga­tun­ków (1). "

Wi­nie­nem jesz­cze do­dać parę słów o do­peł­nie­niach ja­kie we­szły w skład ni­niej­szej pra­cy. Sam… ty­tuł ory­gi­na­łu (Char­les Dar­win et ses précur­seurs fra­nça­is) wska­zu­je że była w nich mowa wy­łącz­nie o fran­cu­skich po­przed­ni­kach Dar­wi­na. Taka jed­no­stron­ność odej­mo­wa­ła dzie­łu cha­rak­ter wy­czer­pu­ją­ce­go stu­dy­jum nad hi­sto­rycz­nym roz­wo­jem teo­ryi prze­obra­żeń. Dla tego to po­sta­no­wi­łem, stresz­cze­nie po­glą­dów fran­cu­skich na­tu­ra­li­stów, uzu­peł­nić po­glą­da­mi nie­miec­kich i an­giel­skich. Tym spo­so­bem licz­ba ośmiu po­przed­ni­ków Dar­wi­na po­da­nych u Qu­atre­fa­ges'a wzro­sła do czter­dzie­stu je­den – i są­dzę że przez ta­kie do­peł­nie­nie ob­raz roz­wo­ju ca­łej teo­ryi, stał się peł­niej­szym i do­kład­niej­szym.

Stresz­cze­nie teo­ryj nie­miec­kich po­da­łem po­dług Ha­ec­ke­la – an­giel­skich zaś po­dług sa­me­go Dar­wi­na.

J. O.

–- (1) Char­les Dar­win. De l'ori­gi­ne des éspe­ces, trad… de M-e Clémen­ce Roy­er 3-e édi­tion. Pa­ris 1870. – XI – XII.WSTĘP.

Gdy na­tu­ra­li­sta obej­mie my­ślą prze­szłość i te­raź­niej­szość na­szej zie­mi, przed oczy­ma jego du­cha roz­to­czy się wi­dok dziw­nie pięk­ny i wspa­nia­ły. Na tym pu­stym nie­gdyś glo­bie, rzą­dzo­nym przez same tyl­ko fi­zy­ko – che­micz­ne siły mar­twej przy­ro­dy, zja­wia się ży­cie, ro­śnie i roz­krze­wia się z po­dzi­wu god­ną po­tę­gą. Od pierw­szej chwi­li po­ja­wu, flo­ra i fau­na, oka­zu­ją ty­po­we for­my wiel­kich dzia­łów, po więk­szej czę­ści od­po­wia­da­ją­ce i dziś jesz­cze ży­ją­cym, or­ga­ni­zmom. Pra­wie wszyst­kie za­sad­ni­cze typy dzi­siej­szych ro­ślin i zwie­rząt, do­trwa­ły jesz­cze z owych pierw­szych cza­sów – ale prze­wa­ga jed­ne­go z nich w pew­nej epo­ce, w na­stęp­nej ustę­po­wa­ła miej­sca dru­gim. Zmie­nia­jąc się bez­u­stan­ku w róż­nych epo­kach i miej­sco­wo­ściach, przez dłu­gi ciąg wie­ków, wy­two­rzy­ły one z sie­bie nie­skoń­czo­ną licz­bę ty­pów dru­go­rzęd­nych, form ga­tun­ko­wych, ści­śle z nie­mi zwią­za­nych. Wi­dzi­my je nie­kie­dy wy­stę­pu­ją­ce na­gle w ol­brzy­miej licz­bie, utrzy­mu­ją­ce się czas pe­wien, po­tem wy­ga­sa­ją­ce stop­nio­wo i nik­ną­ce zu­peł­nie, aże­by ustą­pić miej­sca no­wym for­mom; z daw­nych po­zo­sta­ją tyl­ko reszt­ki ska­mie­nia­łe, niby me­da­le mi­nio­nych wie­kow opo­wia­da­ją­ce nam ich hi­sto­ry­ja. W ten to spo­sób fau­ny i flo­ry prze­obra­ża­ją się bez­u­stan­ku, nig­dy się nie po­wta­rza­jąc, i przez ko­lej­ne wy­mie­ra­nie jed­nych a krze­wie­nie się dru­gich form, wy­stę­pu­ją na­ko­niec na­sze zwie­rzę­ta i ro­śli­ny, cały ten ob­szar zja­wisk, któ­re stu­dy­ju­jąc od tylu wie­ków, zoo­log i bo­ta­nik, wy­naj­du­ją co chwi­la ja­kąś nową sprzecz­ność, lub też nie­spo­dzie­wa­ną zgod­ność i har­mo­ni­ją.

Oto są fak­ta. Świad­czą one same przez się o wiel­ko­ści tych umy­słów, któ­re je wy­kryć zdo­ła­ły. Ale w dzi­siej­szych cza­sach, umysł ludz­ki, mniej niż kie­dy­kol­wiek skłon­nym jest do po­prze­sta­wa­nia na­tem, że wy­krył fakt i pew­ność jego stwier­dził. Chciał­by nad­to wy­tło­ma­czyć samo jego ist­nie­nie, a głę­bo­kość i ob­szar tych za­gad­nień, sta­ją się dla nie­go tym więk­szą pod­nie­tą do ba­dań. Trud­no zaś zna­leźć wię­cej za­wi­łe i wię­cej zwod­ni­cze, jak te któ­re do­ty­czą ob­ja­wów ży­cio­wych, zwłasz­cza je­śli weź­mie­my pod uwa­gę ogól­ny plan ich po­wsta­nia i roz­wo­ju. Skąd się wzię­ły te my­ry­ja­dy form ży­wych za­lud­nia­ją­ce zie­mię, po­wie­trze i wody? W jaki spo­sób na­stę­po­wa­ły po so­bie w cią­gu wie­ków? Ja­kie pra­wo kie­ro­wa­ło roz­miesz­cze­niem ich w prze­strze­ni? Ja­kiej przy­czy­nie przy­pi­sać za­sad­ni­cze po­do­bień­stwo łą­czą­ce wszyst­kie isto­ty or­ga­nicz­ne w jed­nę ca­łość, i róż­ni­ce mniej lub wię­cej głę­bo­kie two­rzą­ce z nich od­ręb­ne kró­le­stwa, dzia­ły, gro­ma­dy, rzę­dy, ro­dzi­ny, ro­dza­je i ga­tun­ki? Czem jest w grun­cie rze­czy ga­tu­nek, ten nie­zbęd­ny punkt wyj­ścia dla wszyst­kich nauk przy­rod­ni­czych, ta jed­nost­ka or­ga­nicz­na do któ­rej po­wra­ca­ją bez­u­stan­ku ci na­wet, któ­rzy prze­czą jej rze­czy­wi­sto­ści? Czy jest ona fak­tem za­sad­ni­czym, pier­wot­nym, czy też wy­pad­ko­wą ca­łe­go łań­cu­cha zja­wisk? Po­mię­dzy ga­tun­ka­mi po­krew­ne­mi i tak ści­śle nie­raz po­dob­ne­mi do sie­bie, że zda­ją się mie­szać jed­ne z dru­gie­mi, czy nie­ma in­nej łącz­no­ści, oprócz przy­pad­ko­we­go po­do­bień­stwa? Czy rze­czy­wi­ście ist­nia­ło mię­dzy nie­mi po­kre­wień­stwo ży­cio­we? Czy choć­by naj­wię­cej od sie­bie od­le­głe ga­tun­ki, po­wsta­ły w zu­peł­nem od­osob­nie­niu? Czy też wy­wo­dzą, swój ród od jed­nych i tych sa­mych przod­ków; i czy na­le­ży szu­kać aż w gie­olo­gicz­nych epo­kach, w sze­re­gu pro­stych prze­obra­żeń, pra­ro­dzi­ców, współ­cze­snych nam ro­ślin i zwie­rząt?

Oto py­ta­nia któ­re sta­wiał so­bie czło­wiek od wie­ków, na­da­jąc im tyl­ko róż­ną for­mą, wy­ra­że­nia, sto­sow­nie do sta­nu wie­dzy w da­nej epo­ce. Dzi­siej­sza na­uka nada­ła tym py­ta­niom wię­cej ści­sło­ści i na nie to sta­rał się od­po­wie­dzieć au­tor książ­ki, któ­rej roz­biór jest pod­sta­wą na­szej pra­cy.

Imię Ka­ro­la Dar­wi­na, i na­zwa dar­wi­ni­zmu, ozna­cza­ją­ca ca­łość jego idei, są dziś już zna­ne po­wszech­nie. Dzie­ło w któ­rem uczo­ny an­giel­ski na­tu­ra­li­sta wy­ka­zał swój spo­sób uj­mo­wa­nia ca­ło­ści za­gad­nień wy­żej przy­to­czo­nych, jest tło­ma­czo­nem lub roz­bie­ra­nem we wszyst­kich ję­zy­kach (1). Na polu tych no­wych ba­dań fi­lo­zo­fo­wie po­czę­li łą­czyć się z na­tu­ra­li­sta­mi a wszyst­kie nie­mal pi­sma pe­ry­jo­dycz­ne otwo­rzy­ły swe łamy roz­pra­wom nad tym no­wym kie­run­kiem – (1) We Fran­cyi tło­ma­cze­nie pan­ny Kle­men­ty­ny Roy­er ma już trzy wy­da­nia.

idei (1). Sta­ra­łem się i ja ze swej stro­ny trak­to­wać te trud­ne za­gad­nie­nia, przez an­giel­skie­go ba­da­cza pod­nie­sio­ne. Lecz, niech mi wol­no bę­dzie wy­znać, że sta­ną­łem na sta­no­wi­sku co­kol­wiek in­nem ani­że­li więk­szość mo­ich po­przed­ni­ków.

Teo­ry­ja Dar­wi­na z za­pa­łem przy­ję­ta przez jed­nych, w imię fi­lo­zo­fii i po­stę­pu – przez dru­gich zo­sta­ła wy­klę­tą w imię re­li­gii; nie­mal od­ręb­na ga­łęź pi­śmien­nic­twa nie prze­sta­je do tej chwi­li, roz­wi­jać obu­tych sprzecz­nych z sobą kie­run­ków. Lecz po­śród tej wal­ki, z jed­nej i z dru­giej stro­ny za­po­mi­na­no nie­raz o rze­czy­wi­stem zna­cze­niu i roz­cią­gło­ści idei wy­ra­żo­nych przez sa­me­go au­to­ra. Przy­ja­cie­le i prze­ciw­ni­cy prze­krę­ca­li je czę­sto­kroć lub też nie­dość kon­se­kwent­ne wy­pro­wa­dza­li z nich wnio­ski. Prze­ciw tym to dą­że­niom, sta­ra­łem się od­dzia­ły­wać. Jako na­tu­ra­li­sta i fi­zy­jo­log, tyl­ko w imię nauk przy­rod­ni­czych głos mój pod­no­si­łem. Przed­sta­wić czem jest w rze­czy­wi­sto­ści ta teo­ry­ja, wy­ka­zać co w niej jest praw­dą, lecz za­ra­zem i to, cze­go przy­jąć nie moż­na, ro­ze­brać nie­któ­re z kon­se­kwen­cyj tej teo- – (1) Obacz mię­dzy in­ne­mi w Re­vue des deux mon­des z 1-go kwiet­nia 1860 r. ar­ty­kuł: p… t. Une no­uvellc the­orie d'hi­sto­ire na­tur elle, p. Au­gu­sta Lau­gel i z 1-go grud­nia 1863 r. ar­ty­kuł p… t.: Une théo­rie an­gla­ise sur les cau­ses fi­na­les p. M. Paul Ja­net.

ryi, przy­zna­jąc każ­dej z nich to, na co za­słu­gu­je – oto cel ni­niej­szej książ­ki.

Teo­ry­ja Dar­wi­na spro­wa­dza się do jed­nej za­sad­ni­czej i ja­snej idei, któ­rą, moż­na wy­ra­zić w spo­sób na­stę­pu­ją­cy: Wszyst­kie ga­tun­ki zwie­rzę­ce i ro­ślin­ne daw­ne i dzi­siej­sze, po­wsta­ły na dro­dze stop­nio­wych prze­obra­żeń trzech lub czte­rech za­sad­ni­czych ty­pów i to praw­do­po­dob­nie z jed­ne­go pier­wot­ne­go pro­to­ty­pu.

Spro­wa­dzo­ny do ta­kie­go wy­ra­że­nia, dar­wi­nizm nie przed­sta­wia nic tak da­le­ce no­we­go. Je­śli więk­szość zwo­len­ni­ków tej teo­ryi, uwa­ża ją za wy­twór ostat­niej epo­ki, to jed­nak, przy­znać na­le­ży, że błąd ten w żad­nym ra­zie nie spa­da na an­giel­skie­go ba­da­cza. Z praw­dzi­wie god­ną, sza­cun­ku szcze­ro­ścią, któ­rej nie po­dob­na nie spo­strzedz w jego dzie­łach, Dar­win ze­brał sam i ogło­sił na cze­le swej książ­ki na­zwi­ska dwu­dzie­stu sze­ściu na­tu­ra­li­stów an­giel­skich, nie­miec­kich, bel­gij­skich, fran­cu­skich, któ­rzy wszy­scy, w mniej­szym lub więk­szym stop­niu, w spo­sób mniej lub wię­cej sta­now­czy i do­kład­ny – wy­gła­sza­li przed nim po­dob­ne po­glą­dy (1).

–- (1) Oto jest li­sta wraz z da­ta­mi przed­sta­wio­na przez Dar­wi­na w 3-em wy­da­niu jego dzie­ła. (Prze­kład pan­ny Roy­er;)

Szko­da tyl­ko że w tym prze­glą­dzie, Dar­win ogra­ni­cza się na krót­kich wska­zów­kach; a te kil­ka wier­szy ja­kie po­świę­cił swo­im po­przed­ni­kom nie po­zwa­la­ją uchwy­cić roz­wo­ju idei, ani też oce­nić do ja­kie­go stop­nia zbli­ża­ją się lub od­da­la­ją od sie­bie au­to­ro­wie któ­rych uwa­ża­my za wy­znaw­ców jed­nej teo­ryi. A jed­nak nie­za­prze­czo­ny in­te­res na­uko­wy wią­że się z tego ro­dza­ju roz­bio­rem. Teo­ry­je wy­gło­szo­ne w przed­mio­cie po­cho­dze­nia ga­tun­ków dro­gą prze­obra­żeń, jak­kol­wiek zbli­żo­ne do sie­bie w wie­lu wzglę­dach, czę­sto­kroć bar­dzo się róż­nią. Nie­kie­dy na­wet wza­jem­nie się wy­klu­cza­ją, a z tej ich prze­ciw­staw­no­ści, wy­cho- -

La­marck (1801 – 1815); Ste­fan Geof­froy Sa­int-Hi­la­ire (1795); wie­leb­ny W. Her­bert (1822); Grant (1826); Pa­trick Mat­thew (1831); Ra­fi­ne­sque (1836); Hal­de­man (1843 – 1844); bez­i­mien­ny au­tor dzie­ła Ve­sti­ges de la cre­ation (1844); Oma­lius d'Ha­li­ny (1831 – 1848); Owen (1849); Izy­dor Geof­froy Sa­int Hi­la­ire (1850); Fre­ke (1851); Her­bert Spen­cer (1852 – 1858);. Na­udin (1852); Ke­iser­ling (1853); Scha­afhau­sen (1853); Ba­den Po­wo­li (1855) – Oprócz tych au­to­rów na któ­rych Dar­win kła­dzie na­cisk, wy­li­cza jesz­cze in­nych bez wszel­kich uwag; a mia­no­wi­cie: Unge­ra, d'Al­ton'a, Oke­na, Bory de Sa­int-Vi­ne­em, Bur­dach'a Po­iset'a, Fries'a. Wspo­mi­na też swe­go dzia­da po­rów­ny­wa­jąc jego po­glą­dy z ide­ami La­marc­ka, któ­re to po­rów­na­nie będę miał spo­sob­ność roz­wi­nąć w dal­szym cią­gu. Na­ko­niec przy­ta­cza­jąc datę pierw­szej swo­jej roz­pra­wy w kwe­styi po­cho­dze­nia ga­tun­ków (li­piec 1858) zwra­ca uwa­gę, że p. Wal­la­ce te­goż sa­me­go dnia czy­tał me­mo­ry­jał w tym sa­mym przed­mio­cie i na tych sa­mych za­sa­dach opar­ty. "

dzą dla nas bar­dzo sza­cow­ne wska­zów­ki. Roz­biór za­tem dar­wi­ni­zmu, wi­nien być po­prze­dzo­ny su­ma­rycz­nym przy­najm­niej prze­glą­dem teo­ryj z któ­re­mi jest mniej lub wię­cej zwią­za­ny.

Nie będę jed­nak pod­da­wał roz­bio­ro­wi wszyst­kich prac przez Dar­wi­na cy­to­wa­nych. Nie­któ­re z nich, przy­znam się, nie są mi zna­ne; inne znów opie­ra­ją się na pod­sta­wach zbyt róż­nych od na­uko­wych da­nych na któ­rych oprzeć się po­win­ni­śmy. Tak np. jak­kol­wiek słusz­ną być może sła­wa Oke­na, nie są­dzę jed­nak abym był obo­wią­za­ny wcho­dzić w roz­biór po­glą­dów opar­tych przedew­szyst­kiem na aprio­rycz­nych da­nych, po­cho­dzą­cych bez­po­śred­nio z Schel­lin­gow­skiej fi­lo­zo­fii. Roz­biór au­to­rów fran­cu­skich wy­star­czy zresz­tą, aże­by nam dać nie­mal wszech­stron­ne po­ję­cie o tych wszyst­kich punk­tach wi­dze­nia rze­czy, z ja­kich usi­ło­wa­no roz­ja­śnić zaj­mu­ją­ce nas za­gad­nie­nie. Spo­tka­my bo­wiem naj­róż­no­rod­niej­sze po­glą­dy, już to wkra­cza­ją­ce w sfe­rę ma­rzeń za­ty­tu­ło­wa­nych szum­nie fi­lo­zo­fi­ją, już też opie­ra­ją się na spo­strze­że­niach i do­świad­cze­niach a tem sa­mem sta­ją na grun­cie na­uko­wym. Tyl­ko że dla do­peł­nie­nia tego roz­bio­ru zmu­sze­ni bę­dzie­my się­gnąć da­lej, ani­że­li to uczy­nił Dar­win. Za­trzy­mu­je się on na La­marc­ku, na jego Fi­lo­zo­fii

Zoo­lo­gicz­nej. I w sa­mej rze­czy mógł tak po­stą­pić nie po­peł­nia­jąc błę­du. Le­piej jed­nak bę­dzie się­gnąć aż do cza­sów Buf­fo­na a na­wet za­trzy­mać się nad nim sa­mym. Z nie­któ­rych pism tej epo­ki, mu­si­my za­czerp­nąć wia­do­mo­ści, choć­by dla­te­go aże­by spro­wa­dzić do ich rze­czy­wi­stej war­to­ści, pew­ne zbli­że­nia wy­my­ślo­ne w owych cza­sach w celu zdy­skre­to­wa­nia po­glą­dów La­marc­ka a po­wta­rza­ne dziś w wal­ce prze­ciw­ko Dar­wi­no­wi.

Co­fać się da­lej jesz­cze by­ło­by bez po­żyt­ku. Bez­wąt­pie­nia, ogól­na myśl wy­wo­dzą­ca dzi­siej­sze for­my zwie­rzę­ce i ro­ślin­ne od form daw­niej­szych już nie­ist­nie­ją­cych – da­ła­by się od­szu­kać i w znacz­nie głęb­szej prze­szło­ści. Zna­leź­li­by­śmy ją wy­ra­żo­ną w spo­sób mniej lub wię­cej do­kład­ny w pi­smach nie­jed­ne­go z fi­lo­zo­fów grec­kich, nie­jed­ne­go ze śre­dnio­wiecz­nych al­che­mi­ków.

Przed Ray'em (1) i To­ur­ne­for­tem (2) na­tu­ra­li­ści nie zda­wa­li so­bie na­wet ja­snej spra­wy z tego co na­zy­wa­ją ga­tun­kiem, któ­rej to na­zwy uży­wa­li jed­nak bez­u­stan­nie. A prze­cież jest rze­czą wi­docz­ną, że przedew­szyst­kiem na­le­ża­ło od­po­wie- – (1) Hi­sto­ria plan­ta­rum, 1686.

(2) In­sti­tu­tio­nes rei her­ba­riae, 1700.

dzieć na to py­ta­nie, za­nim się za­czę­ło ba­dać w jaki spo­sób mo­gły się utwo­rzyć i wy­osob­nić te gru­py za­sad­ni­cze, bę­dą­ce punk­tem wyj­ścia dla wszel­kich ra­cy­jo­nal­nych ba­dań w dzie­dzi­nie istot or­ga­ni­zo­wa­nych. Na­wet w po­cząt­kach XVIII-go wie­ku, za­gad­nie­nie o po­cho­dze­niu ga­tun­ków nie mo­gło być po­sta­wio­ne w tem zna­cze­niu ja­kie mu dziś na­da­je­my i na­le­ży od­wo­łać się aż do d e Ma­il­let'a chcąc zna­leść przed­miot ten trak­to­wa­ny w spo­sób mo­gą­cy nas za­cie­ka­wić (1). Od tej-to chwi­li, licz­ba pro­po­no­wa­nych roz­wią­zań tej wiel­kiej za­gad­ki po­więk­sza się na­gle. Na­two­rzy­ło się też mnó­stwo teo­ry­jek, z któ­rych więk­sza część leży poza ob­rę­bem na­sze­go roz­bio­ru.

Te o któ­rych bę­dzie tu mowa, opie­ra­ją się – (1) Be­ne­dykt de Ma­il­let, szlach­cic lo­ta­ryń­ski, uro­dził siew 1650 roku. Ma­jąc lat 33 zo­stał mia­no­wa­ny kon­su­lem ge­ne­ral­nym w Egip­cie, i z obo­wiąz­ków tych wy­wią­zy­wał się tak zręcz­nie że po szes­na­stu la­tach ofia­ro­wa­no mu kon­su­lat w Li­vor­no, uwa­ża­ny wów­czas za naj­wyż­szą po­sa­dę. W sześć lat po­tem mia­no­wa­ny zo­stał in­spek­to­rem miast por­to­wych Bar­ba­ryi i Le­wan­tu. Do­ko­naw­szy tej mis­syi, po­wró­cił do ży­cia pry­wat­ne­go, przy­czem ty­tu­łem na­gro­dy otrzy­mał od kró­la znacz­ną pen­sy­ją. Umarł w Mar­sy­lii 1738. ("Vie de M. de Ma­il­let umiesz­czo­ne na cze­le dru­gie­go wy­da­nia dzie­ła p… t. Tel­lia­med par Pab­be Le­ma­scrier, son se­cre­ta­ire). – De Ma­il­let ba­dał grun­tow­nie ję­zyk arab­ski i wy­dał o Egip­cie dzie­ła w swo­im cza­sie wiel­ce sza­cow­ne.

nie­mal wszyst­kie na jed­nej ogól­nej za­sa­dzie, któ­ra od dru­giej po­ło­wy ze­szłe­go wie­ku, aż do na­szych cza­sów stop­nio­wo ro­sła, uzu­peł­nia­ła się, mo­dy­fi­ko­wa­ła, w mia­rę jak roz­wój na­uki przy­no­sił nowe za­gad­nie­nia i otwie­rał dla hi­po­te­zy nowe wid­no­krę­gi. Ja­kie­kol­wiek są punk­ta wyj­ścia tych teo­ryj i ich osta­tecz­ne kon­se­kwen­cy­je, za­wsze zga­dza­ją się one w wy­wo­dze­niu czę­ści lub ca­ło­ści dzi­siej­szych ga­tun­ków z form uprzed­nich, a tem sa­mem w przy­pi­sy­wa­niu kró­le­stwom or­ga­nicz­nym wła­sno­ści stop­nio­we­go prze­obra­że­nia się, stop­nio­we­go roz­wo­ju. Z ni­niej­szem lub więk­szem pra­wem dają, się one pod­szyć pod ogól­ną na­zwę teo­ryi na­zy­wa­nej obec­nie w An­glii teo­ry­ją roz­wo­ju lub po­cho­dze­nia, a przez au­to­rów kon­ty­nen­tu ochrzco­nej mia­nem teo­ryi prze­obra­żeń czy­li trans­for­mi­zmu. To ostat­nie wy­ra­że­nie zda­je mi się być naj­wła­ściw­szem, jak to za­raz uspra­wie­dli­wię.

Do­tych­czas po­spo­li­cie pod na­zwą zwo­len­ni­ków teo­ryi roz­wo­ju czy­li ewo­lu­cy­jo­ni­stów, ro­zu­mia­no tych przy­rod­ni­ków, któ­rzy wy­zna­wa­li wia­rę w two­rze­nie się istot or­ga­nicz­nych w sku­tek roz­wo­ju od­wiecz­nych za­rod­ków. Wy­ra­że­nie to sta­ło się w An­glii sym­bo­lem in­nej my­śli przed­sta­wio­nej przez Hux­ley'a w na – ste­pu­ją­cym ustę­pie: "Ci któ­rzy wie­rzą w teo­ry­ja roz­wo­ju (a na­le­żę sam do ich licz­by) są­dzą że mamy po­waż­ne po­bud­ki do utrzy­my­wa­nia, że świat, ze wszyst­kiem tem co jest w nim i na nim, nie zja­wił się ani w tych wa­run­kach ja­kie nam dziś przed­sta­wia, ani też w in­nych choć­by co­kol­wiek do nich zbli­żo­nych. Prze­ciw­nie, wie­rzą że skład i układ dzi­siej­szej sko­ru­py ziem­skiej, roz­dział wody i lądu, nie­skoń­czo­na roz­ma­itość form ro­ślin­nych i zwie­rzę­cych sta­no­wią­cych dzi­siej­sze ich za­lud­nie­nie są tyl­ko ostat­nim wy­ra­zem ol­brzy­mie­go łań­cu­cha zmian do­ko­na­nych w cią­gu nie­obli­czo­nej licz­by lat, za spra­wą przy­czyn mniej lub wię­cej po­dob­nych do tych ja­kie dziś jesz­cze dzia­łać nie prze­sta­ją" (1).

Ze swej stro­ny, Owen, stresz­cza­jąc oso­bi­ste swe prze­ko­na­nia, w na­stę­pu­ją­cy spo­sób okre­ślił zna­cze­nie ja­kie przy­wią­zy­wał do wy­ra­zu "po­cho­dze­nie: "Są­dzę że wro­dzo­na skłon- – (1) "On the Ani­mals which are most ne­ar­ly in­ter­me­dia­te be­twe­en Birds and Rep­ti­les. " Zresz­tą Hux­ley przy­zna­je, że moż­na być wy­znaw­cą teo­ryi roz­wo­ju, nie przyj­mu­jąc jed­nak bez za­strze­że­nia wszyst­kich kon­se­kwen­cyi tej ogól­nej teo­ryi wpro­wa­dzo­nych w dzie­dzi­nie astro­no­mii, geo­lo­gii, bio­lo­gii i t… p. Cy­tu­je on "Sys­tem fi­lo­zo­fii. " Her­ber­ta Spen­ce­ra jako je­dy­ne dzie­ło za­wie­ra­ją­ce zu­peł­ny i sys­te­ma­tycz­ny wy­kład tej na­uki.

ność do uchy­la­nia się od typu ro­dzi­ciel­skie­go, dzia­ła­jąc w od­po­wied­nich prze­rwach cza­su, jest naj­praw­do­po­dob­niej­szą pod­sta­wą, dru­go­rzęd­ne­go pra­wa, na mocy któ­re­go ga­tun­ki roz­wi­ja­ły się jed­ne z dru­gich (1). " Jest we­dług mego zda­nia rze­czą nie­do­god­ną zmie­niać na­gle i bez do­sta­tecz­nej przy­czy­ny, zna­cze­nie wy­ra­żeń dłu­giem uży­wa­niem uświę­ca­nych. Pro­sta idea roz­wo­ju, naj­zu­peł­niej zgod­na ze spo­so­bem w jaki Re­au­mur, Bon­net i współ­cze­śni im ba­da­cze poj­mo­wa­li pro­ces two­rze­nia się istot z od­wiecz­nych za­rod­ków – wy­da­je mi się mało od­po­wied­nią do wy­ra­że­nia tych zmian, o tyle po­tęż­nych że były w sta­nie prze­obra­zić pro­mie­nia­ki lub mię­cza­ki w krę­go­we, wy­mocz­ki w pta­ki lub ssą­ce. W za­kre­sie zaj­mu­ją­cych nas po­glą­dów, te to wła­śnie zmia­ny sta­no­wią o zja­wi­sku naj­wię­cej po­zor­nem i naj­wię­cej za­sad­ni­czem za­ra­zem; na nich to spo­czy­wa teo­ry­ja po­cho­dze­nia. Na­zwa teo­ryi prze­obra­żeń albo trans­for­mi­zmu uży­wa­na od kil­ku lat przez PP. księ­dza Bo­ur­ge­ois (2), Vog- – (1) De­ri­va­ti­ve hy­po­the­sis of life and spe­eies (1868). Pra­ca ta sta­no­wi czter­dzie­sty roz­dział Ana­to­mii krę­go­wych, i za­wie­ra ogól­ne wnio­ski au­to­ra.

(2) Con­gres in­ter­na­tio­nal d'an­th­ro­po­lo­gie et d'ar­che­olo­gie, ses­sion de Pa­ris, 1867.

ta (1), Da­ily'ego (2), etc…, przy­ję­ta przez bar­dzo wie­lu in­nych au­to­rów, zda­je mi się da­le­ko le­piej od­da­wać myśl za­sad­ni­czą wszyst­kich tych teo­ryj któ­re roz­bie­rać za­mie­rzam. Wresz­cie ma ona tę wyż­szość nad in­ne­mi, że nie­do­pusz­cza żad­nych dwu­znacz­ni­ków. Jej za­tem trzy­mać się bę­dzie­my.

Niech mi bę­dzie wol­no do­dać jesz­cze słów parę, rzu­ca­ją­cych świa­tło na du­cha tej książ­ki.

Będę roz­trzą­sał teo­ry­je na któ­re nie mogę się zgo­dzić. To mnie zmu­si do wstą­pie­nia w wal­kę z wie­lu po­tęż­ny­mi umy­sła­mi, z to­wa­rzy­sza­mi na polu na­uki, któ­rych wie­dzę i cha­rak­ter ce­nię bar­dzo wy­so­ko. Nie był­bym wy­stę­po­wał gdy­by tu cho­dzi­ło tyl­ko o obro­nę mo­ich wła­snych prze­ko­nań, co­dzien­nie na­pa­sto­wa­nych w spo­sób nie­raz bar­dzo przy­kry dla tych, któ­rzy wie­rzą w to, co w mo­jem prze­ko­na­niu jest praw­dą.

W dys­kus­syi tej nie zej­dę nig­dy z pola czy­sto po­zy­tyw­nych, przy­rod­ni­czych ba­dań. Po­zo­sta­wiam in­nym uogól­nie­nia, któ­re czę­sto­kroć rów­nie ła­two zbłą­kać jak i na­uczyć mogą. Będę uni­kał naj­sta­ran­niej, jak za­wsze, sprze­czek wsz­czy- – (1) Con­gres in­ter­na­tio­nal d e Pa­ris.

(2) L'or­dre des pri­ma­tes et le trans­for­mi­sme 1868.

na­nych w imię teo­lo­gii lub fi­lo­zo­fii. Je­dy­nem mo­jem ży­cze­niem jest przed­sta­wić dwom tym wy­so­kim ga­łę­ziom wie­dzy ludz­kiej, praw­dę na­uko­wą, taka jaką mi się wy­da­je po dłu­gich i su­mien­nych ba­da­niach. Przedew­szyst­kiem zaś będę się sta­rał jak­naj­do­kład­niej wy­wią­zać z tej czę­ści mo­jej pra­cy, któ­ra po­le­ga na za­po­zna­niu czy­tel­ni­ków z po­glą­da­mi któ­re zbi­jać za­mie­rzam. Będę mu­siał roz­bie­rać pra­ce mo­ich prze­ciw­ni­ków; uczy­nię to z taką do­kład­no­ścią, jak gdy­bym był ich uczniem – i nie za­dam so­bie przy­mu­su, uzna­jąc w nich to, co na uzna­nie za­słu­gu­je.

Róż­ni­ca prze­ko­nań w przed­mio­cie zja­wisk do­tych­czas nie­wy­ja­śnio­nych, nie uczy­ni mnie nig­dy nie­spra­wie­dli­wym wzglę­dem za­słu­żo­nych ba­da­czów. Awan­tur­ni­cze hi­po­te­zy Fi­lo­zo­fii zoo­lo­gicz­nej albo Wstę­pu do hi­sto­ryi zwie­rząt bez­krę­go­wych, nie prze­szko­dzi­ły mi spo­strzedz tego co po­zo­sta­nie – wiecz­nie praw­dzi­wem w dzie­łach La­marc­ka, na­zy­wa­ne­go od współ­cze­snych fran­cu­skim Lin­ne­uszem. Teo­ry­je Na­udin'a nie prze­szko­dzą mi wi­dzieć w nim szczę­śli­we­go nie­raz ry­wa­la Ko­el­reu­te­ra (1) Hux­ley po- – (1) Ko­el­reu­ter całe dwa­dzie­ścia siedm lat po­świe­ci! ba­da­niom nad lu­bry­da­cy­ją, i on to wła­śnie wy­krył nie­mal wszyst­kie rzą­dzą­ce nią pra­wa. Pra­ce jego wy­da­ne były po­mię­dzy r. 1761 i 1774

zo­sta­nie dla mnie jed­nym z naj­zna­ko­mit­szych przed­sta­wi­cie­li dzi­siej­szej zoo­lo­gii, ta­kiej jaka być po­win­na.

Co się do­ty­czy Dar­wi­na, to z przy­jem­no­ścią zaj­mę się przed­sta­wie­niem szcze­gó­łów jego ży­cia, cał­ko­wi­cie po­świę­co­ne­go na­uce, jego od­kryć pierw­szo­rzęd­nej do­nio­sło­ści, zbo­ga­ca­ją­cych ko­lej­no wszyst­kie dzia­ły przy­rod­ni­czej wie­dzy (1). Był­bym szczę­śli­wy gdy­bym mógł wy­ka­zać, całą róż­no­rod­ną i nie­za­prze­czo­ną wie­dzę tych prac któ­rych myśl głów­ną mara pod­dać kry­ty­ce, ale z któ­rych sam tak wie­le sko­rzy­sta­łem (2). Na nie­szczę­ście cel tej książ­ki, za­ka­zu­je mi szer- – (1) Wszy­scy gie­olo­go­wie zna­ją spo­strze­że­nia Dar­wi­na nad wy­spa­mi wul­ka­nio­zne­mi, nad bu­do­wą i roz­kła­dem wysp ma­dre­po­rycz­nych, nad gie­olo­gją Ame­ry­ki po­łu­dnio­wej. Pa­le­on­to­lo­go­wie, zoo­lo­go­wie i em­brio­lo­go­wie nie mogą za­po­mnieć o wy­bor­nej pra­cy nad Ko­rze­nio­no­ga­mi (Cir­ri­pe­diae) wy­da­nej na­kła­dem To­wa­rzy­stwa Ray'a; na­ko­niec w nie­daw­no mia­nej mo­wie przy otwar­ciu trzy­dzie­ste­go ósme­go po­sie­dze­nia To­wa­rzy­stwa Bry­tań­skie­go. Dr. Ho­oker, bez­wąt­pie­nia je­den z naj­bez­stron­niej­szych sę­dziów w tej spra­wie, za­li­czył spo­strze­że­nia Dar­wi­na w za­kre­sie bo­ta­ni­ki do­ko­na­ne do naj­zna­ko­mit­szych od­kryć na­tem polu. Na­le­żą tu przedew­szyst­kiem jego stu­dy­ja nad po­ly­mor­fi­zmem (wie­lo­kształt­no­ścią) licz­nych ga­tun­ków, nad zja­wi­ska­mi krzy­żo­wa­nia się ga­tun­ków jed­ne­go ro­dza­ju, nad bu­do­wą i ru­cha­mi ro­ślin cze­pia­ją­cych się i t… p.

(2) De l'ori­gi­ne des espe­ces, i De la va­ria­tion des ani­mans et des plan­tes sous l'ac­tion de la do­me­sti­ca­tion.

sze­go roz­wo­dze­nia się w tym przed­mio­cie. Sta­ra­łem się przy­najm­niej uwy­dat­nić, tak jak na to za­słu­gu­je, nie­mal qu­asi ry­cer­ską do­brą wia­rę tego my­śli­cie­la, któ­ry wśród naj­żyw­sze­go prze­ję­cia się swą my­ślą, za­cho­wu­je jed­nak do­syć spo­ko­ju, aże­by wi­dzieć we wła­snych swych pra­cach fak­ta i za­sa­dy, mo­gą­ce słu­żyć za broń dla jego prze­ciw­ni­ków – do­syć szcze­ro­ści aże­by je im wska­zać. Praw­dzi­wa to roz­kosz śle­dzić po­dob­ny umysł na­wet w jego błę­dach, a z pra­cy ta­kiej wy­no­si się za­wsze, po­dwo­je­nie wy­so­kiej czci dla uczo­ne­go, ser­decz­nej sym­pa­tyi dla czło­wie­ka.

Pa­ryż, 10 lu­te­go 1870 r.

Część Pierw­sza.ROZ­DZIAŁ I.

PO­PRZED­NI­CY DAR­WI­NA.

Hi­sto­iy­ja każ­dej na­uki do­star­czyć nam może licz­nych przy­kła­dów, do­wo­dzą­cych jak wie­lo po­trze­ba cza­su, aże­by nowa myśl, nowa teo­ry­ja mo­gła doj­rzeć, usta­lić się i za­jąć po­waż­ne w na­uce sta­no­wi­sko. Na jed­ne i też same zja­wi­ska, ty­sią­ce lu­dzi pa­trzy­ło, całe set­ki ba­da­czów za­sta­na­wia­ły się nad tym lub owym fak­tem, a jed­nak myśl, któ­rą mają wy­dać na­stęp­ne po­ko­le­nia, albo wca­le nie przy­szła im do gło­wy, albo też przy­szła i prze­szła bez wy­war­cia sil­niej­sze­go wra­że­nia na umy­słach ba­daw­czych; do­pie­ro gdy z cza­sem licz­ba po­dob­nych spo­strze­żeń na­gro­ma­dzać się za­cznie, gdy po­glą­dy któ­rych na­uka ocze­ku­je, sta­ną się jak­by za­wie­szo­ne­mi w du­cho­wej at­mos­fe­rze wie­ku, wte­dy znaj­du­je się umysł wraż­liw­szy, któ­ry sku­piw­szy w so­bie te roz­pro­szo­ne w po­wie­trzu za­rod­ki no­wych my­śli, od – czu­wa je sil­niej, przy­swa­ja so­bie, pie­lę­gnu­je i od­da­je świa­tu, w for­mie mniej lub wię­cej doj­rza­łej. Ale to bę­dzie do­pie­ro pierw­sza epo­ka w hi­sto­ryi każ­dej no­wej teo­ryi. Po­glą­dy na­uko­we mają tak­że swo­ję wal­kę o byt, swo­je współ­za­wod­nic­two ży­cio­we, w sku­tek któ­re­go każ­da no­wo­na­ro­dzo­na teo­ry­ja musi się zna­leźć na grun­cie teo­ryj daw­nych, musi się zna­leźć z nie­mi w kol­li­zyi, uznać je za stro­nę wo­ju­ją­cą. Na­stę­pu­je tedy star­cie, za­wsze z razu nie­po­myśl­ne dla no­wej idei – bu­dzi się wal­ka wię­cej uczu­cio­wa niż ro­zu­mo­wa i czę­sto­kroć je­den błąd w obo­zie po­stę­po­wym, jed­na nie­do­rzecz­na uwa­ga przez no­wa­ta­rów wy­po­wie­dzia­na, w ręku prze­ciw­ni­ków, sta­je się bro­nią po­tęż­ną prze­ciw no­wa­tor­skim za­chcian­kom. Po pew­nym jed­nak cza­sie zja­wia się nowy obroń­ca po­stę­pu, któ­ry za­ta­iw­szy myśl w so­bie, żyje nią, pra­cu­je dla niej, i z no­wym za­so­bem do­wo­dów wy­stę­pu­je do wal­ki.

Taki czło­wiek bywa uwiel­bia­ny przez jed­nych, po­tę­pia­ny przez dru­gich, do­pó­ki za­cię­tość tra­dy­cyi nie ustą­pi pod na­ci­skiem no­wych po­glą­dów. Wiel­bi­cie­le wi­dzą w nim twór­cę, prze­ciw­ni­cy kom­pi­la­to­ra, co zresz­tą ła­two uspra­wie­dli­wić zwa­żyw­szy, że naj­ge­nial­niej­sza myśl nie po­wsta­ła nig­dy na­gle i nie doj­rza­ła od razu, jak­by w sku­tek ja­kie­goś du­cho­we­go sa­mo­rodz­twa. W świe­cie du­cha, po­dob­nie jak w świe­cie ma­te­ryi wszyst­ko roz­wi­ja się zwol­na, stop­nio­wo i je­śli geo­lo­gicz­ne pra­ce Ly­ell'a, usta­li­ły osta­tecz­nie w na­uce za­sa­dę po­wol­nych prze­mian, to bez­wąt­pie­nia pra­ce now­szych hi­sto­ry­ków – psy­cho­lo­gów wy­ka­żą nam po­dob­ną cią­głość i pra­wi­dło­wość prze­obra­żeń du­cho­wych. Re­wo­lu­cy­je spo­łecz­ne ob­ja­wia­ją się na­gle, nie­spo­dzia­nie jak wy­buch wul­ka­nu, to praw­da. Ale każ­da z nich po­wsta­wa­ła i roz­wi­ja­ła się zwol­na, za­nim wy­bu­chły wez­bra­ne na­mięt­no­ści.

Hi­sto­ry­ja teo­ryi prze­obra­żeń albo teo­ryi po­cho­dze­nia jak ją inni na­zy­wa­ją, po­słu­ży nam za je­den z naj­lep­szych przy­kła­dów stwier­dza­ją­cych po­wyż­sze uwa­gi.

Nie­ma ta­kiej my­śli, któ­rej po­cząt­ku z mniej lub wię­cej nie­znacz­nem na­cią­ga­niem, nie­moż­na­by było od­szu­kać w naj­głęb­szej sta­ro­żyt­no­ści. Ale nie są­dzą aby nam coś­kol­wiek na­tem za­le­ża­ło. W cza­sach, kie­dy ani sys­te­ma­ty­ka ani fi­zy­jo­lo­gi­ja ustro­jów nie­ist­nia­ły jesz­cze, nie mo­gło też być mowy o ra­cy­jo­nal­nej teo­ryi prze­obra­żeń. Od­wiecz­na wia­ra w me­temp­sy­ko­zę, może nam za­le­d­wie słu­żyć za do­wód, że myśl przy­ro­dzo­nej łącz­no­ści or­ga­ni­zmów, i ich cią­głe­go roz­wo­ju ku do­sko­na­ło­ści, zwłasz­cza ze wzglę­du na du­cho­wą stro­nę zja­wisk, się­ga bar­dzo głę­bo­kiej sta­ro­żyt­no­ści. Ale z temi po­da­nia­mi i wie­rze­nia­mi bio­lo­gi­ja nie­ma nic do czy­nie­nia.

Za­le­d­wie u Ary­sto­te­le­sa zna­le­ść­by­śmy mo­gli od­bły­ski fan­ta­zyi zo­sta­ją­ce w pew­nym związ­ku z teo­ry­ją prze­obra­żeń. Mam tu na my­śli wia­rę Ary­sto­te­le­sa w sa­mo­rodz­two o tyle jed­nak nie­uza­sad­nio­ną a na­wet wprost fał­szy­wą o ile od­no­sił ją do or­ga­ni­zmów sto­sun­ko­wo wyż­szych, któ­re w ża­den spo­sób bez­po­śred­nio z ma­te­ryi nie­orga­nicz­nej po­wsta­wać nie mogą.

Wie­ki śred­nie, jak w każ­dej może na­uce, tak też i w bio­lo­gii sta­no­wią praw­dzi­wą lukę, próż­nią, nie da­ją­cą się wy­peł­nić żad­nym śla­dem rze­czy­wi­stych oznak Po­stę­pu. Nie da­lej też, jak do roku 1748 na­le­ży od­nieść pierw­szy za­wią­zek wła­ści­wej teo­ryi prze­obra­żeń.

De Ma­il­let (1). (Tel­lia­med, pseu­do­nym po­wsta­ły z wy­pi­sa­nia na­zwi­ska na od­wrót). Za­po­mnia­ny twór­ca teo­ryi do­ty­czą­cej od­pły­wu mo­rza, przy­po­mnia­ny ba­da­czom w sku­tek hi­sto­rycz­nych po­szu­ki­wań Qu­atre­fa­ges'a i d'Ar­chiac'a (2) wi­nien za­jąć pierw­sze miej­sce w sze­re­gu po­przed­ni­ków Dar­wi­na. De Ma­il­let, w za­cy­to­wa­nem po­ni­żej dzie­le, na wpół po­waż­nem, na wpół fan­ta­zyj­nem, usi­ło­wał roz­ja­śnić po­wsta­nie ga­tun­ków na pod­sta­wie wnio­sków, wy­wie­dzio­nych z ogól­nej ko­smo­lo­gicz­nej teo­ryi, któ­rą przed­sta­wia w tem­że dzie­le. Jak­kol­wiek wy­gło­sił w niem wia­rę w Boga a na­wet sys­tem swój sta­rał się po­go­dzić z po­da­niem Bi­blii, roz­sze­rza­jąc po­ję­cie dni stwo­rze­nia jako od­ręb­nych epok geo­lo­gicz­nych nie­ozna­czo­nej dłu­go­ści (3) nie­mniej jed­nak śmia­ło­ścią swych my­śli obu­rzył na sie­bie do­gma­tycz­nych prze­ciw­ni­ków, a nie­zręcz­nem pod­szy­wa­niem się pod po­wa­gę Pi­sma Św. wy­wo­łał uszczy­pli­we dow­ci­py wol­no­myśl­nych fi­lo­zo­fów współ­cze­snych a w szcze­gól­no­ści Vol­ta­ire'a. – De Ma­il­let uło­żył hi­po­te­zę, na mocy któ­rej słoń­ca, sty­gnąc stop­nio­wo zmie­nia­ją się w pla­ne­ty, by­wa­ją wstrzy­my­wa­ne w bie­gu i wy­rzu­co­ne w prze­strzeń krą­żą, do­pó­ki inne ja­kie słoń­ce nie po­chwy­ci ich w wir swe­go ob­ro­tu. Wte­dy sta­ja się rze­czy­wi­ste­mi pla­ne­ta­mi, woda na­gro­ma­dza się na nich, kształ­tu­je wy­pu­kło­ści i do­li­ny, roz­no­sząc za­rod­ki ży- – (1) Tel­lia­med, ou En­trc­tiens d'un phi­lo­so­phe in­dien avec un mis­sion­na­ire fran­ca­is sur la di­mi­nu­tion de la mer, 1748 i 1756.

(2) Co­urs do pa­le­on­to­lo­gie stra­ti­gra­fi­que.

(3) Zda­nie to po­dzie­la­ją dziś naj­pra­wo­wier­niej­si pi­sa­rze ko­ściel­ni.

cio­we, któ­re Bóg zło­żył w niej od wie­ków. Na myśl po­wyż­szą, na­pro­wa­dzi­ły go ska­mie­nia­ło­ści zna­le­zio­ne we­wnątrz skał bar­dzo od­le­głych od brze­gów mor­skich. De Ma­il­let idąc za przy­kła­dem Ber­nar­da Pa­lis­sy nie wa­hał się ska­mie­nia­ło­ści tych uznać za szcząt­ki pier­wot­nych miesz­kań­ców mo­rza, pod­czas gdy Vol­ta­ire wy­śmie­wał ten po­gląd, uwa­ża­jąc owe musz­le i ko­ści za reszt­ki po­rzu­co­ne przez piel­grzy­mów uda­ją­cych się… w znacz­nej licz­bie do Rzy­mu, (Dic­tion­na­ire phi­lo­so­phi­gue, ar­ty­kuł Co­qu­il­les) a ryby ko­pal­ne zna­le­zio­ne w Hes­syi i w Al­pach uwa­żał za po­rzu­co­ny przez kup­ców po­dróż­nych ze­psu­ty to­war, po upły­wie pew­nej licz­by lat ska­mie­nia­ły.

W kwe­styi owych przed­wiecz­nych za­rod­ków, de Ma­il­let nie był by­najm­niej w sprzecz­no­ści z na­uką, że tak po­wiem urzę­do­wą. W jed­nym z ostat­nich swych pism, Cu­vier, oświad­cza, że "naj­głęb­sze ro­zu­mo­wa­nie za­rów­no jak i naj­bie­glej­sze spo­strze­że­nia, mogą nas do­pro­wa­dzić tyl­ko do ta­jem­nic tej teo­ryi." (1)

W tych to od­wiecz­nych za­rod­kach, de Ma­il­let wi­dzi za­cząt­ki wszyst­kich istot or­ga­nicz­nych. Bez­po­śred­nio jed­nak z owych za­rod­ków po­wstać mia­ły tyl­ko mor­skie ga­tun­ki zwie­rząt i ro­ślin. Do­pie­ro z tych, dro­gą prze­obra­żeń wy­two­rzy­ły się ga­tun­ki ziem­ne i po­wietrz­ne, nie wy­łą­cza­jąc i czło­wie­ka. W sku­tek od­pły­wu mo­rza, za­pa­da­ją­ce­go w głęb­sze prze­strze­nie, po­two­rzy­ły się tu i owdzie z po­zo­sta­łych na lą­dzie wód, stru­mie­nie i rze­ki, w któ­rych za­trzy­ma­ne ga­tun­ki – (1) Règne ani­mal, 2 édit. In­tro­duc­tion.

mor­skie pod wpły­wem po­tęż­ne­go dzia­ła­nia no­wych wa­run­ków ży­cia prze­obra­zi­ły się w ga­tun­ki wód słod­kich, a w czę­ści na­wet w ga­tun­ki ziem­no­wod­ne i ziem­ne. Co do ga­tun­ków po­wietrz­nych, de Ma­il­let, po­wsta­nie ich uspra­wie­dli­wia, znacz­ną ilo­ścią pary wod­nej uno­szą­cej się nad wo­da­mi, któ­ra po­zwa­la­ła ry­bom la­ta­ją­cym przy­wy­kać do no­wych wa­run­ków ży­cia i nie waha się twier­dzić, że wszyst­kie pta­ki z ryb po­wsta­ły. Zwie­rzę­ta ssą­ce wy­wo­dzi on rów­nież z ga­tun­ków mor­skich, przy­ta­cza­jąc za przy­kład foki, któ­re mo­gąc dłu­gi czas na lą­dzie po­zo­sta­wać, mo­gły też do no­wych wa­run­ków przy­wyk­nąć i da­lej się prze­obra­żać. Wresz­cie cy­tu­je opo­wia­da­nie o lu­dziach ja­ko­by w mo­rzu ży­ją­cych, uwa­ża­jąc ich za przod­ków na­sze­go ro­dza­ju. Na­le­ży przy­znać, że de Ma­il­le­to­wi nie… bra­ko­wa­ło fan­ta­zyi. Dzi­wić się zaś nie moż­na, że wy­stę­pu­jąc z no­we­mi po­glą­da­mi nie ma­jąc żad­nych pra­wie do­wo­dów em­pi­rycz­nych, na­ra­ził się nie­raz na śmiesz­ność. Teo­ry­ja jego jest tem wzglę­dem teo­ryi Dar­wi­na czem ob­cio­sa­na z gru­ba bry­ła mar­mu­ru wzglę­dem Ve­nus Me­dy­cyj­skiej. Z prze­obra­że­niem istot jed­nych w dru­gie nie robi so­bie żad­nej su­biek­cyi. Nie­uspra­wie­dli­wia naj­głęb­szych me­ta­mor­foz ani dłu­go­ścią cza­su ani przy­ro­dzo­ną skłon­no­ścią or­ga­ni­zmu, ani de­li­kat­ne­mi wpły­wa­mi w pierw­szych epo­kach ży­cia jed­no­stek. Są­dzi owszem, że doj­rza­ły osob­nik jed­ne­go ga­tun­ku w cią­gu swe­go ży­cia prze­obra­żał się wprost w inny ga­tu­nek nie tyl­ko in­ne­go ro­dza­ju, ale na­wet in­nej gro­ma­dy, in­ne­go rzę­du. Nie po­wo­łu­je dla uspra­wie­dli­wie­nia tych prze­mian ani ca­łe­go sze­re­gu po­ko­leń, ani dzie­dzicz­no­ści, któ­ra­by drob­ne, stop­nio­wo gro­ma­dzą­ce się zbo­cze­nia usta­la­ła; zda­niem jego, jaj­ko zwie­rzę­cia mor­skie­go wy­rzu­co­ne na ląd sta­ły prze­obra­ża­ło się od­ra­zu w inne ja­kieś zwie­rzę lą­do­we. Wy­łącz­ną przy­czy­ną wszyst­kich tych prze­obra­żeń mia­ło być spa­da­nie mo­rza. O zmia­nach istot w mo­rzu sta­le ży­ją­cych lub też sta­le prze­obra­żo­nych w lą­do­we, nic nie mówi, wi­docz­nie nie przy­pusz­cza­jąc żeby w tych ga­tun­kach prze­mia­ny ja­kie za­cho­dzić mo­gły. Uprze­dza­jąc za­rzut, któ­ry się na­wi­ja sam przez się, dla cze­go nikt nie wi­dział do­tych­czas zwie­rzę­cia mor­skie­go ryby np. prze­obra­ża­ją­cej się w pta­ka lub w zwie­rzę ssą­ce, de Ma­il­let od­po­wia­da, że prze­obra­że­nia ta­kie od­by­wać się mu­szą tyl­ko przy bie­gu­nach i w miej­scach zu­peł­nie pu­stych… "I jak­że tu po­le­mi­zo­wać, mówi Qu­atre­fa­ges, z prze­ciw­ni­kiem, któ­ry na­wet nie­wia­do­mość uwa­ża za do­wód swej teo­ryi. " Nie za­po­mi­naj­my jed­nak­że, że jest to pierw­sza pró­ba i że zwa­żyw­szy współ­cze­sny stan na­uki, przy­znać win­ni­śmy de Ma­il­let'owi nie­ma­ły sto­pień prze­ni­kli­wo­ści i wy­so­ką na­ukę.

Ro­bi­net (1) któ­re­mu z ko­lei dru­gie się miej­sce na­le­ży, był po­pro­stu ma­rzy­cie­lem, bez sta­łych za­sad i grun­tow­nych wia­do­mo­ści, dla tego też za­słu­żył so­bie na lek­ce­wa­że­nie z ja­kiem go trak­to­wał Cu­vier w po­le­mi­ce– (1) Réne Ro­bi­net, uro­dzo­ny w Ren­nes 1735 r., zmar­ły tam­że w 1820. Pra­ce jego wy­szły w Ho­lan­dyi, gdzie miesz­kał czas ja­kiś. Przed śmier­cią Ro­bi­net wy­rzekł się za­sad, któ­rych przez dłu­gi czas bro­nił.

z La­mar­kiem (1) Ro­bi­net po­dob­nie jak de Ma­il­let od­róż­nia Boga od przy­ro­dy – na­tu­rę nie­stwo­rzo­ną od na­tu­ry stwo­rzo­nej (2). Na­tu­ra stwo­rzo­na nie­zna prze­sko­ków, mówi on z Le­ib­nit­zem i Bon­ne­te­ni. Pra­wo cią­gło­ści, jest pra­wem wszech­by­tu. Sto­su­jąc się do zja­wisk przy­ro­dzo­nych, Ro­bi­net, prze­czy róż­ni­cy ist­nie­ją­cej po­mię­dzy na­tu­rą mar­twą i na­tu­rą uor­ga­ni­zo­wa­ną. Dla nie­go, wszyst­ko jest żywe. Cały świat jest prze­peł­nio­ny za­rod­ka­mi z któ­rych po­wsta­ją za­rów­no cia­ła mar­twe jak i cia­ła ustro­jo­we. Roz­wój tych za­rod­ków po­le­ga tyl­ko na­tem że je­den za­ro­dek sku­pia dru­gie w oko­ło sie­bie two­rząc jed­nę ca­łość or­ga­nicz­ną; śmierć jest tyl­ko ro­ze­rwa­niem tego związ­ku. For­my w ten spo­sób po­wsta­ją­ce mogą być naj­roz­ma­it­sze ale za­rod­ki są wszyst­kie jed­no­staj­ne, są wszyst­kie za­rod­ka­mi zwie­rząt – to co my na­zy­wa­my ro­śli­ną lub ka­mie­niem, jest tak­że zwie­rzę­ciem. Jed­no za­tem jest tyl­ko kró­le­stwo – kró­le­stwo zwie­rząt. Zie­mia, słoń­ce, gwiaz­dy wszyst­ko to ol­brzy­mie zwie­rzę­ta, któ­rych bu­do­wy nie mo­że­my roz­po­znać, z przy­czy­ny ich wiel­ko­ści.

We­dług owe­go pra­wa po­wszech­nej cią­gło­ści każ­da rzecz ist­nie­ją­ca jest osob­ni­kiem; ani ga­tun­ków, ani ro­dza­jów żad­nych nie­ma. Są tyl­ko prze­ja­wy róż­nych in­dy­wi­du­al­no­ści. Po­ję­cie ga­tun­ku jest tyl­ko do­wo­dem na­sze­go nie­do­łę­stwa – nie umie­jąc bo­wiem upa­trzyć drob­nych róż­nic sta­no­wią­cych cią­głość prze­ja­wów, wy- – (1) Dic­tion­na­ire des scien­ces na­tu­rel­les, art. Na­tu­re.

(2) De la, na­tu­re (1766). – Con­si­déra­tions phi­lo­so­phi­que sur la gra­da­tion na­tu­rel­le des for­mes de l'etre, ou les Es­sa­is de la na­tu­re qui ap­prend u fa­ire l'hom­me (1768).

bie­ra­my tyl­ko więk­sze, aże­by na ich pod­sta­wie w sztucz­ny spo­sób po­od­dzie­lać od sie­bie osob­ni­ki. Wszyst­kie for­my są for­ma­mi przej­ścio­we­mi. Na­tu­ra nig­dy się nie po­wta­rza; od jed­ne­go koń­ca wszech­świa­ta do dru­gie­go, wszę­dzie pa­nu­je cią­gły ruch, cią­gła zmien­ność cią­głe prze­obra­że­nia. "Może przyjść czas w któ­rym ani jed­na isto­ta ży­ją­ca nie bę­dzie po­dob­ną do tych ja­kie dzi­siaj wi­dzi­my. "Świat sił ukry­ty przed na­sze­mi oczy­ma prze­obra­ża się po­dob­nie jak świat zja­wisk któ­ry wi­dzi­my. Wszyst­ko jest po­stę­pem od rze­czy po­je­dyń­czych do zło­żo­nych – a pier­wot­nym pro­to­ty­pem wszech­by­tu mu­siał być zwią­zek naj­prost­szej siły z naj­prost­szą for­mą. Po­stęp ten od­by­wa się na ko­rzyść siły, któ­ra stop­nio­wo zy­sku­je prze­wa­gę nad ma­te­ry­ją – za­cząw­szy od ka­mie­nia a skoń­czyw­szy na czło­wie­ku.

"Mu­szą jesz­cze po­wstać, mówi Ro­bi­net, for­my wię­cej sub­tel­ne, po­tę­gi sil­niej­sze nad te któ­re dziś skła­da­ją czło­wie­ka. Siła musi się na­resz­cie uwol­nić od wszel­kich ma­te­ry­jal­no­ści, aże­by roz­po­cząć ży­cie nowe…, lecz do­da­je on, nie­po­win­ni­śmy błą­kać się w ob­szer­nych sfe­rach prze­wi­dze­nia. "

Każ­da for­ma zwie­rzę­ca jest ro­dza­jem pró­by, jaką od­by­wa na­tu­ra aże­by uczy­nić się zdol­ną do wy­da­nia czło­wie­ka. Nie oran­gu­tang, ma być uwa­ża­ny za pierw­szą pró­bę ludz­kiej for­my, nie koń, nie dąb, – ale te ska­mie­nia­ło­ści i ka­mie­nie któ­re pod sto­pa­mi na­sze­mi po­wsta­ją. Do­wód na to na­stę­pu­ją­cy: "Ist­nie­ją, ka­mie­nie ma­ją­ce kształt ser­ca, mó­zgu, czasz­ki, nogi, ręki…, " wszyst­ko to za­tem są pró­by nad wy­two­rze­niem or­ga­ni­zmu ludz­kie­go.

0Ta­kie to do­wo­dy mia­ła w owym cza­sie teo­ry­ja prze­obra­żeń.

Wi­nie­nem jesz­cze zwró­cić uwa­gę na jed­nę oso­bli­wą stro­nę teo­ryi Ro­bi­ne­ta.

Nie jest ona wła­ści­wie teo­ry­ją prze­obra­żeń, po­nie­waż Ro­bi­net nie tyl­ko nic przy­pusz­cza prze­mia­ny osob­ni­ka jed­ne­go ga­tun­ku w dru­gi, nie tyl­ko nie gło­si prze­mian po­wol­nych na znacz­nej licz­bie po­ko­leń jed­ne­go ga­tun­ku, ale wprost prze­cząc ist­nie­niu ga­tun­ków w ogó­le, uwa­ża każ­dy osob­nik za bez­po­śred­nie dzie­ło na­tu­ry, za pro­dukt od­mien­ne­go za­rod­ka nie­za­leż­nie od po­przed­nich ge­ne­ra­cyj wy­two­rzo­ny. Nie­ma więc ani przod­ków ani po­tom­ków, nie­ma żad­ne­go rze­czy­wi­ste­go po­kre­wień­stwa form – są tyl­ko nie­za­leż­ne jed­ne od dru­gich, pró­by na­tu­ry usi­łu­ją­cej wy­twa­rzać co­raz to do­sko­nal­sze or­ga­ni­zmy.

Tak wiec i owa do­sko­nal­sza isto­ta, któ­ra ma po czło­wie­ku na­stą­pić, nie­roz­wi­nie się dro­gą prze­obra­żeń z dzi­siej­sze­go rodu ludz­kie­go lecz zu­peł­nie od nie­go nie­za­leż­nie.

To com przy­to­czył, wy­star­czy aże­by dać po­je­cie nie­do­rzecz­no­ści ca­łej teo­ryi.

Buf­fon (1). Pod wzglę­dem po­glą­dów na kwe­sty­ją prze­obra­żeń ga­tun­ko­wych, Buf­fon, wy­gła­szał zmien­ne po­ję­cia. Zra­zu wy­zna­wał ab­so­lut­ną nie­zmien­ność cech – (1) Grze­gorz Lu­dwik Lec­lerc hra­bia de Buf­fon ur. w Mont­bard 1707, zm… w Pa­ry­żu w 1788. Na­tu­ra­li­sta pierw­szo­rzęd­nej sła­wy. Naj­waż­niej­sze jego dzie­ło: "Hi­sto­ire na­tu­rel­le généra­le et par­ti­cu­li­ére avec la de­scrip­tion du ca­bi­net du Roi, 1749 – 1789.

ga­tun­ko­wych, na­stęp­nie po­czął gło­sić nie­tyl­ko za­sa­dę zmien­no­ści ale i teo­ry­ją po­cho­dze­nia form jed­nych od dru­gich, spro­wa­dza­jąc 200 opi­sa­nych przez sie­bie ga­tun­ków do 38 ty­pów pier­wot­nych z któ­rych po­wsta­ły (1).

Wresz­cie pod ko­niec ży­cia ogra­ni­czył ostat­ni swój po­gląd, przyj­mu­jąc naj­szer­sze prze­mia­ny cech, ale prze­cząc moż­no­ści prze­ra­dza­nia się ga­tun­ków jed­nych w dru­gie i wspól­ne­go ich po­cho­dze­nia.

Jed­nym sło­wem przyj­mo­wał ist­nie­nie prze­obra­żeń aż do tej gra­ni­cy, któ­ra sta­no­wi o two­rze­niu się no­wych ras – ale uwa­żał ce­chy ga­tun­ku za nie­wzru­szo­ne, gdy cho­dzi­ło o za­sad­ni­czy typ ga­tun­ku.

Za przy­czy­nę prze­mian uwa­żał wy­łącz­nie wpływ oto­cze­nia, nie przy­pusz­cza­jąc żad­ne­go od­dzia­ły­wa­nia ze stro­ny sa­mych istot or­ga­nicz­nych. Pierw­szy też zwró­cił uwa­gę na wpływ oto­cze­nia przy ho­dow­li do­mo­wej.

Kant (2). Twór­ca sys­te­mu kry­tycz­nej fi­lo­zo­fii wi­nien z ko­lei za­jąć miej­sce w sze­re­gu po­przed­ni­ków Dar­wi­na. Już bo­wiem w r. 1757 usi­ło­wał on w dzie­le p… t. Al­ge­me­ine Na­tur­ge­schich­te und The­orie des Him­mels "wy­tłu­ma­czyć kształt i me­cha­nicz­ne po­wsta­nie ca­łe­go wszech­świa­ta, we­dług praw od­kry­tych przez New­to­na" i me­cha­nicz­nie ob­ja­śnić przy­rod­ni­czy prze­bieg roz­wo­ju ma­te­ryi z wy­klu­cze­niem zu­peł­nem wszel­kich cu­dów (3). Prze­czu­wał on moż­ność wy­ja­śnie­nia hi­sto­ryi roz­wo­ju – (1) Oeu­vres de Buf­fon: De la dégénéra­tion des ani­maux.

(2) Sław­ny fi­lo­zof i me­ta­fi­zyk kró­le­wiec­ki, ur. 1724 zm. 1804.

(3) Po­rów­naj Er­ne­sta Ha­ec­ke­la… dzie­je utwo­rze­nia przy­ro­dy I, str. 68.

na dro­dze czy­sto przy­rod­ni­czych po­szu­ki­wań ale sam jej nie­do­wie­rzał i z tego po­wo­du wpa­dał w sprzecz­no­ści, któ­rych co praw­da zna­ko­mi­ty ide­ali­sta w ogó­le nie­szczę­dził w swym wy­kła­dzie. "Po­do­bień­stwo tylu ro­dza­jów zwie­rzę­cych w pew­nych wspól­nych ce­chach, do­ty­czą­cych nie tyl­ko bu­do­wy ich skie­le­tów, lecz i in­nych czę­ści cia­ła, przy za­dzi­wia­ją­cej pro­sto­cie za­ry­sów, zmniej­sza­nie się jed­nych, roz­ra­sta­nie in­nych czę­ści or­ga­ni­zmu, któ­re wy­two­rzy­ło w na­stęp­stwie taką roz­ma­itość ga­tun­ków, – wszyst­ko to ra­zem rzu­ca pe­wien, w praw­dzie sła­by, pro­myk na­dziei, że zdo­ła­my za­sto­so­wać tu w czę­ści za­sa­dę me­cha­nicz­ną, bez któ­rej rze­czy­wi­ście, żad­na na­uka przy­ro­dy ist­nieć­by nie mo­gła. To po­do­do­bień­stwo form, któ­re po­mi­mo tak wiel­kich roz­ma­ito­ści, zda­je się wy­ka­zy­wać, że zo­sta­ły one wy­two­rzo­ne na wzór wspól­ne­go im pier­wo­kształ­tu, wzmac­nia do­mysł rze­czy­wi­ste­go ich z sobą po­kre­wień­stwa w po­cho­dze­niu ze wspól­nej for­my ro­do­wej przez stop­nio­we zbli­ża­nie jed­nych ro­dza­jów zwie­rzę­cych ku in­nym, po­czy­na­jąc od tych u któ­rych za­sa­da ce­lo­wo­ści (das Prin­cip der Zwec­ke) zda­je się być naj­do­kład­niej urze­czy­wist­nio­ną – mia­no­wi­cie u lu­dzi, aż do po­li­pów, a na­stęp­nie do mchów i po­ro­stów, wresz­cie aż do naj­niż­szych zna­nych nam stop­ni roz­wo­ju, do su­ro­wej ma­te­ryi, (zur ro­hen Ma­te­rie). Z tej ostat­niej i z jej sił po­wsta­ła, we­dług praw me­cha­nicz­nych (po­dob­nych do tych, ja­kie dza­ła­ją przy two­rze­niu się krysz­ta­łów), cała tech­ni­ka przy­ro­dy, tak za­wi­kła­na i nie­po­ję­ta dla nas w isto­tach or­ga­nicz­nych, że uwa­ża­my na­wet za po­trzeb­ne wy­szu­ka­nie in­nej za­sa­dy dla ich ob­ja­śnie­nia. "

Wspa­nia­le my­śli! lecz by je uspra­wie­dli­wić choć w czę­ści. Kant mu­siał by do­żyć na­szych cza­sów – w 1790 nie­po­dob­na było zro­bić wię­cej. Jed­nak­że my­śli jego choć sam w nie nie wie­rzył nie zgi­nę­ły – prze­szły one w at­mos­fe­rę wie­ku, cze­ka­jąc lep­szych wa­run­ków roz­wo­ju by doj­rzeć i wy­dać owo­ce. Nie­po­win­ni­śmy się też dzi­wić że ten­że sam Kant w przy­stę­pie zwąt­pie­nia na­pi­sał na­stę­pu­ją­ce sło­wa: "Jest rze­czą nie za­prze­czo­ną, że nie zdo­ła­my nig­dy do­sta­tecz­nie po­jąć ustro­jo­wych istot, wy­tło­ma­czyć ich we­wnętrz­nej bu­do­wy, na mocy tyl­ko me­cha­nicz­nych za­sad przy­rod­ni­czych – jest to tak pew­nem iż mo­że­my po­pro­stu po­wie­dzieć: nie­do­rzecz­no­ścią jest cie­szyć się na­dzie­ją, że kie­dyś znaj­dzie się dru­gi New­ton, któ­ry w zro­zu­mia­ły spo­sób wy­tło­ma­czy nam we­dług praw przy­ro­dy za­płod­nie­nie źdźbła traw­ki, ja­ko­by dzie­ją­ce­go się bez celu; prze­ciw­nie po­win­ni­śmy wręcz lu­dziom za­prze­czyć pra­wa po­dob­ne­go ba­da­nia. "

Tym cza­sem do­da­je w tem miej­scu Ha­ec­kel – dru­gi ten New­ton zja­wił się w 70 lat póź­niej w oso­bie Dar­wi­na a jego teo­ry­ja do­bo­ru roz­wią­za­ła fak­tycz­nie za­gad­kę, któ­rej ro­strzy­gnię­cie, Kant, uwa­żał za ab­so­lut­ną nie­mo­żeb­ność. "

Ale czy tak jest w rze­czy sa­mej? Czy Dar­win rze­czy­wi­ście jest owym dru­gim New­to­nem?

Nie uprze­dzaj­my roz­bio­ru.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: